cz. 2 - Morderstwo w kamienicy. Kryminał (fragment)

1
Gdy naczelnik wreszcie skończył, długo patrzeliśmy na siebie nawzajem i żadne sensowne wyjaśnienie nie przychodziło nikomu do głowy. Pierwszy odezwał się Szymon. Bez zbytniego przekonania zaczął.

- Jakie morderstwo!? Bez obrazy ale chyba komuś zabrakło rozsądku. Przecież dziewczyna musiała popełnić samobójstwo. Ja innego wyjścia nie widzę. – rozejrzał się po sali i kiedy dostrzegł potakiwania głów, zadowolony z siebie założył ręce.

- Tak? - odparował Stary. – To podziel się z nami swoim zdrowym rozsądkiem – zachęcił.

- Pomyślcie tylko! - Szymon zaczął nas przekonywać. - Zrozpaczona dziewczyna po kłótni z przyjacielem wraca do domu. Ma dość i w akcie rozpaczy postanawia odebrać sobie życie. Może tylko zamierzała postraszyć Piotra W., nie wiem. Tak czy inaczej nalewa wody do szklanki i przeszukuje szafki w poszukiwaniu czegoś co będzie do tego celu odpowiednie. Wreszcie natrafia na prochy, wyciąga je, lecz po chwili spostrzega, że opakowanie jest puste. Przypomina sobie wtedy o truciźnie, którą jakimś cudem wcześniej zdobyła. Być może już niejednokrotnie nosiła się z takim zamiarem. Wreszcie postanawia zrobić z niej użytek – kwituje. - Wstrzykuje sobie truciznę, pod działaniem środka robi jej się słabo i upadając uderza się na przykład o nocny stolik albo poręcz łóżka. Wszystko. I co w tym takiego nadzwyczajnego? – Szymon zadowolony ze swego geniuszu dedukcji rzucił wyzwanie Staremu.

Przeczuwałem, że Szef trzyma jeszcze w zanadrzu jakąś informację. Na pewno rozważał już taką możliwość i coś kazało mu ją wykluczyć. Nie pomyliłem się. Naczelnik tylko czekał na taki obrót sprawy. Uwielbiał z kimś polemizować.

- A to, – odpowiedział – że według zeznań Piotra W. oraz znajomych dziewczyny denatka była praworęczna. Paraliżujący środek wstrzyknięto jej w prawą rękę. Więc powiedz mi jak mogła lewą ręką, którą nigdy się nie posługiwała, zrobić sobie dożylnie zastrzyk?! I zresztą, po co takie komplikacje przy próbie samobójstwa? A jeśli chodzi o upadek to również obalę twoją teorię – zapewnił szybko. - Wersalka ma miękkim materiałem obite poręcze. Jeśli obejrzysz zdjęcia pokoju i zobaczysz w jakiej odległości znajduje się stolik to będziesz wiedział o co mi chodzi – mówiąc to otworzył szufladę biurka i wyciągnął z niej kilka zdjęć.

Zaczęliśmy w skupieniu oglądać obraz skromnego mieszkania Karoliny. Malutka kuchnia bez okna, której jedynym wyposażeniem była lodówka, wiszące nad nią szafki i taboret wsunięty pod nieduży kuchenny stół. Pokój, podobnie jak kuchnia nie obfitował w sprzęty i meble. Stara wersalka, fotel, drewniana komoda z szufladami, która spełniała rolę szafy. Całość dopełniał niewielki stolik, który rzeczywiście znajdował się w dość znacznej odległości od łóżka oraz wiszący na ścianie obraz przedstawiający wiejski krajobraz. Jedynym nowoczesnym sprzętem w mieszkaniu był 19 calowy telewizor stojący na komodzie. Mieszkanie zdradzało biedę lokatorki. Siedzieliśmy przez chwilę, zastanawiając się co tak naprawdę przydarzyło się dziewczynie, kiedy z zamyślenia wyrwał nas głos szefa.

- Czas na myślenie będziecie mieć później. Teraz trzeba zabrać się do pracy. Przede wszystkim musimy dowiedzieć się jak najwięcej o zamordowanej, bo jednak taką wersje musimy przyjąć na razie mimo wszystko. Podzieliłem z grubsza robotę - zaczął wydawać polecenia. – Na razie będę potrzebował kilkoro z was dopóki nie zbierzemy potrzebnych informacji, reszta będzie do dyspozycji w granicach możliwości. Młody, – zwrócił się do mnie - jesteś skrupulatny i dokładny, zbierz jak najwięcej informacji o Piotrze W., szczegółowo go przesłuchaj i postaraj się aby przypomniał sobie powód sprzeczki. Rudy, ty zrób listę lokatorów kamienicy, rozkład mieszkań i oczywiście porozmawiaj z sąsiadami dziewczyny. Nie mamy czasu czekać aż sami się do nas pofatygują. Ustal jak dobrze znali ofiarę i co o niej wiedzieli. Musieli słyszeć coś podejrzanego. Maciek, ty zajmiesz się dziewczyną. Chce wiedzieć wszystko na jej temat. Jaka była, co robiła jakie miała kontakty z otoczeniem. Zresztą wiecie chyba co robić. - Nasi technicy są już od kilku godzin na miejscu, zabezpieczają i zbierają wszystko co się da. Po południu będę miał raport. Bierzcie się do pracy.



- Hej, Młody! – krzyknął za mną Rudy, jak tylko udało mi się uciec na korytarz. – Podrzucić cię?

- Dzięki, chyba się przejdę. To w sumie nie tak daleko. – wykręciłem się.

- No jak chcesz. A coś ty taki niezadowolony? Znowu dziewczyna? Ty to masz Młody problemy z tymi kobitkami, co?

- Można tak powiedzieć – rzuciłem wymijająco i nie czekając na komentarze ruszyłem przed siebie. A tak swoją drogą to rzeczywiście same problemy.

Piotr W. mieszkał w jakże innym domu, niż to w jakim mieszkała Karolina. Patrzyłem na nowoczesny, wyremontowany budynek i myślałem tylko o tym jak bardzo nie mam ochoty zajmować się tą sprawą. Przyjaciel Karoliny mieszkanie miał równie małe jak ona, dla odmiany jego było wygodne, elegancko i nowocześnie urządzone. Piotr zaparzył kawę, usiadł naprzeciwko mnie i nieproszony zaczął opowiadać o ostatniej nocy z Karoliną.

- Umówiliśmy się w restauracji „Magnolia” aby zjeść wspólnie kolację i napić się czegoś. Spóźniła się kilkanaście minut i była trochę zdenerwowana. Nie wiem, może tylko wydawało mi się, że była niespokojna. Zapytałem czy coś się stało ale tylko odburknęła żebym dał jej spokój, więc już o nic nie pytałem – tłumaczył. - Zresztą po kolacji poszliśmy potańczyć i Karolinie wrócił dobry nastrój – Piotr uśmiechnął się na wspomnienie miło spędzonych chwil. – Dopiero koło drugiej posprzeczaliśmy się ale nie było to nic znaczącego, niech mi pan wierzy. Nawet nie pamiętam co to był za drobiazg. Niemożliwe aby z tego powodu chciała odebrać sobie życie. Musiało chodzić o coś innego – przekonywał. – Karolina musiała spotykać się jeszcze z kimś innym, miała swoje problemy, z których mi się nie zwierzała. Widzi pan, ja ją słabo znałem i mało o niej wiedziałem – zapewnił.

- Jaka była przyczyna kłótni? – zapytałem. – Musiało ją to wytracić z równowagi skoro zdecydowała się wracać do domu sama. Nie była to chyba taka błaha, nieistotna sprawa?

- To nie była kłótnia. Zwykłe nieporozumienie. Zdaje się, że była trochę zazdrosna o pewną dziewczynę, która pojawiła się w lokalu – mętnie się tłumaczył.

Nie chciałem naciskać i dłużej dociekać. Piotr wydał mi się sympatyczny i szczerze mu współczułem. Widziałem, że dotknięty był tym co się stało, wyrzuty sumienia wypisane były na jego twarzy. Przekonany był, że dziewczyna popełniła samobójstwo, a Szef na razie zabronił wyprowadzać go z błędu. Czułem się dość niezręcznie. Głupia sprawa.

- No tak. Dziewczyny często robią takie rzeczy – pocieszałem. - Właściwie bez szczególnego powodu potrafią sobie pójść i tylko one wiedzą dlaczego. Piotr spojrzał na mnie z wdzięcznością w oczach.

- Zawsze prowadziłem kawalerski tryb życia – zaczął. – Gdy z prowincji przeniosłem się do większego miasta zacząłem pracę w agencji reklamowej i szybko awansowałem. Urządziłem sobie mieszkanie, kupiłem samochód i postanowiłem korzystać z życia. Karolinę poznałem mniej więcej rok temu. Jak ja lubiła dobrze się bawić. Śliczna dziewczyna. I ja i ona nie chcieliśmy się wiązać. Ustaliliśmy, że od czasu do czasu będziemy się spotykać, wtedy kiedy będziemy mieli na to ochotę. No i tak zeszło. Mało mówiła o sobie.

Rozmowa z Piotrem zaczęła mnie nudzić. Zamiast konkretnych faktów przybywało mało znaczących informacji. Wstałem więc pośpiesznie, pożegnałem się zapewniając, że jeszcze się spotkamy i opuściłem jego mieszkanie. Zdecydowałem, że lepiej będzie jak pogrzebie na własną rękę. Za dużo tego nie było. Piotr W. 35 – letni, wysoki, przystojny brunet, urodził się w małej miejscowości pod Giżyckiem i zaraz po skończeniu liceum wyjechał. Zamieszkał w większym mieście, znalazł pracę i rozpoczął studia zaoczne. W towarzystwie bardzo lubiany, w pracy chwalony za osiągnięcia. Nie ma żony ale ma za to dwuletnie dziecko. Finansowo małą zabezpieczył ale nie utrzymuje kontaktów ani z dzieckiem, ani z jego matką. O potomstwie nigdy nie wspomina. Poza paroma mandatami ma na swoim koncie posiadanie niewielkiej ilości marihuany. Było to 9 lat temu, poza tym czysty. Kiedy zdawałem relacje Staremu dodałem do tego jeszcze parę rzeczy.

- Z ofiarą znał się około roku. Spotykali się sporadycznie, tak twierdzi. Nie powiedziałbym, że łączyła ich miłość ale na pewno darzył ją sympatią. Sprzeczka, która miała miejsce tuż przed jej śmiercią spowodowana była podobno zazdrością o inną kobietę. Nie wyprowadzałem go z błędu tak jak szef chciał. Pewien jest, że popełniła samobójstwo i ma z tego powodu wyrzuty sumienia, których nie potrafi ukryć. Co jeszcze? Ma ładne mieszkanko, sąsiadom nie przysparza problemów. Oczywiście ma przynajmniej z tuzin świadków na to, że w czasie morderstwa dobrze bawił się w towarzystwie znajomych. Chyba tyle – zakończyłem.

- Dobra, dzięki. Na razie wystarczy – zdecydował. – Maciek, co masz?

- Karolina K. lat 24, przeciwnie, raczej zbyt lubiana nie była. Ale po kolei – otworzył notes i zaczął czytać. – Z informacji, które udało się ustalić pracowała jako kelnerka, opiekunka do dziecka, sprzątała pokoje hotelowe, sprzedawała przeróżne rzeczy, począwszy od warzyw a skończywszy na odzieży. Często zmieniała pracę. W ostatnim czasie pracowała w hotelu „Senator” jako recepcjonistka. Od jej znajomych i pracodawców, byłych i obecnych – wtrącił - dowiedziałem się, że kilka lat temu była związana z kimś dłużej, obecnie nie miała stałego partnera, wydawała dużo na ciuszki i kosmetyki. Fakt, że nie żyje nikim nie wstrząsnął. Co najwyżej zaskoczył. Wszyscy zgodnie stwierdzili, że samobójstwa po Karolinie by się nie spodziewali. Kochała życie i zabawę. Wywnioskowałem, że raczej lubili ja umiarkowanie. Jedni mówili wprost jaka była nie przejmując się tym, co ją spotkało, inni nie mieli na tyle odwagi i tylko dawali mi do zrozumienia, że wad to ona miała dużo. Nie była sympatyczna to akurat wrogów mogła mieć.

- No co ty? - zaprotestowałem. - Nieważne jaki miała sposób bycia. Gdyby tak każdy pozbywał się niezbyt lubianych znajomych to dużo by nas nie zostało.

- Dobra, Rudy co w kamienicy? – zniecierpliwił się Stary. – Rozmawiałeś ze wszystkimi?

- Ze wszystkimi? Szefie, miałem mało czasu. Większości lokatorów nie zastałem w domu – tłumaczył. – Mam tylko ogólny obraz tego, kto gdzie mieszka i czym się zajmuje. Daj mi jeszcze trochę czasu a przesłucham resztę jak trzeba – zapewnił szybko.

- Nie czaruj, czasu to akurat mamy niewiele – narzekał Stary.

- No więc rozmawiałem z panią Martą. To ta, która zadzwoniła na policję. Mieszka w kamienicy najdłużej i podejrzewam, że o wszystkich dużo wie. Problem w tym, że na razie nie bardzo chce plotkować – rozłożył ręce w geście bezradności. - Według jej zeznań położyła się do łóżka około dziesiątej. Obudziły ją hałasy na korytarzu po trzeciej. Wstała z łóżka i przez chwilę nadsłuchiwała zanim zdecydowała się wyjść na klatkę i zawiadomić policję. Wcześniej nic nie słyszała niestety. Za to szczegółowo przedstawiła mi rozkład mieszkań i powiedziała parę słów na temat pozostałych lokatorów. Staruszka mieszka na parterze, sąsiadując z Krzysztofem F. Nie wie niestety czym się zajmuje ale jest przekonana, że to przyzwoity młody człowiek. Nie zaprasza zbyt wielu gości i nie urządza głośnych przyjęć. Na piętrze jedno mieszkanie zajmują dwie młode dziewczyny – Anna i Sylwia. Poznałem tylko tę drugą. Pracuje aktualnie w niedużej firmie, natomiast Anna jest studentką ostatniego roku. Tej nocy tylko jedna z nich była w domu, niestety ta, z którą nie miałem możliwości porozmawiać. Nasza ofiara mieszkała na tym samym poziomie, bezpośrednio nad staruszką. Drugie piętro zajmuje małżeństwo Barbara i Paweł - kontynuował. - Kobieta nie pracuje zawodowo. Prowadzi dom, jak to się teraz ładnie nazywa. Nigdzie razem nie wychodzą. Ostatnią lokatorką jest Agnieszka. Elegancka, zadbana kobieta. Podobno pracuje w banku, często wychodzi wieczorami – zrobił krótką pauzę abyśmy przetrawili informacje, po czym ciągnął dalej.

- Jak już mówiłem oprócz pani Marty rozmawiałem jeszcze z Sylwią. Ani ona ani jej współlokatorka, Karoliny K. bliżej nie znały. Mieszkają w kamienicy od około 5 lat, Karolina wprowadziła się mniej więcej rok temu. Twierdzi, że raczej z nikim z pozostałych lokatorów bliższych kontaktów nie utrzymywała – Rudy kończąc swą relację uśmiechnął się przepraszająco, że nic więcej nie ma.

Naczelnik ocknął się z zamyślenia i na głos zaczął rozważać możliwości. Widać było, że sprawa szczególnie go wciągnęła. Mnie niestety nie.

- No tak, standard. Nic nie wiemy, nikogo nie znamy – parodiował. - Zakładając, że Karolina K. została zamordowana – Stary przerwał i spojrzał na nas wszystkich – zrobił to albo Piotr W. albo ktoś z mieszkańców kamienicy. Zaraz wam wytłumaczę dlaczego. – I zaczął wyliczać szereg argumentów popierających jego tezę.

– Po pierwsze, Piotr W. i Karolina K. pokłócili się tuż przed jej śmiercią. On twierdzi, że była to błahostka ale ja tak nie uważam, skoro dziewczyna wyszła sama z lokalu i postanowiła wrócić do domu. Mógł mieć motyw, przecież tak na prawdę nie wiemy o co poszło. Po drugie wyszedł za nią, prawdopodobnie miał klucze do jej mieszkania. Otworzył drzwi, zabił swoją przyjaciółkę, zamknął drzwi od wewnątrz i … no właśnie... chyba przeszedł przez ścianą – dokończył. - Mniejsza na razie o to. W każdym razie on jest w tej chwili naszym głównym podejrzanym – triumfalnie oznajmił i ciągnął dalej. – Zostają jeszcze lokatorzy kamienicy. Motyw morderstwa na pewno osobisty. O napadzie i rabunku nie ma mowy. Nic nie wskazuje też, żeby było to morderstwo na tle seksualnym. Morderca prawdopodobnie znał swoja ofiarę – zaznaczył. - Co by nie mówili jej współlokatorzy, to w jakimś stopniu musieli znać Karolinę K. Poza tym jak wynika z zeznań jej znajomych, z ludźmi z pracy nie utrzymywała kontaktów towarzyskich. Wszyscy jej przyjaciele bawili się tej nocy razem z nią, a po jej wyjściu zostali w lokalu, dając sobie nawzajem alibi. Tak więc sami widzicie – rozłożył ręce.

Nie mogłem dłużej tego słuchać. Ktoś z lokatorów jest mordercą? Piotr? A może ta starsza pani? Nonsens! A wydawało mi się, że Stary to rozsądny, myślący człowiek. Był tak spragniony sukcesu zawodowego, że tak śmieszne pomysły zaczęły przychodzić mu do głowy. W sumie to nie mogłem mieć do niego o to żalu ani pretensji. Sam jeszcze nie tak dawno byłem optymistą pełnym nadziei.

- Szefie, – zacząłem nieśmiało – facet ma alibi nie do podważenia a jeśli chodzi o lokatorów kamienicy to jakoś wierzyć mi się nie chce… - nie dokończyłem bo Stary wszedł mi w słowo.

- Młody, ustalmy jedno. Dla mnie nie ma czegoś takiego jak niepodważalne alibi. Dosyć dużo już widziałem żeby tak łatwo odpuścić. Kiedy byłem w twoim wieku i zaczynałem, głośna była sprawa „zamkniętych drzwi” słyszałeś o tym? – zapytał.

- Chyba nie, a ma coś wspólnego z tą naszą?

- Nie wiem, to się okaże. Ale posłuchaj – zaczął przydługą opowieść, która w końcu zaczęła mnie wciągać. - To morderstwo młodej dziewczyny spędzało sen z powiek całej paryskiej policji. O tej sprawie swojego czasu rozpisywały się wszystkie gazety w kraju i za granicą. Dziewczynę wieczorem odwiedził narzeczony. Portier pracujący w budynku na nocnej zmianie pewien był, że mężczyzna opuścił jej mieszkanie punktualnie o 23:00. Wyraźnie słyszał głos dziewczyny gdy rozmawiała z narzeczonym, żegnając go czule przed drzwiami swojego mieszkania. Następnie mężczyzna stojąc już na korytarzu powiedział: „Zamknij się teraz i nikogo nie wpuszczaj. Nie bój się, nic ci nie grozi. Czy przekręciłaś klucz? – zapytał a dziewczyna odpowiedziała: „Tak, okna też zamknęłam i zasłoniłam zasłony. Do zobaczenia jutro rano kochanie”. Mężczyzna zanim opuścił budynek, zamienił jeszcze kilka słów z portierem, wyjaśniając, że jego narzeczona niepokoi się trochę ponieważ dostała anonimowy, dosyć niemiły list. Następnie pożegnał się z portierem, wyszedł i powrócił na drugi dzień jak obiecał swojej dziewczynie.

Długo pukał do drzwi, aż w końcu poprosił o pomoc portiera z rannej zmiany i wyważyli drzwi. Kiedy odkryto zwłoki dziewczyny, lekarz stwierdził zgon miedzy godziną 22:00 a 24:00. Stróż zarzekał się i przysięgał, że dziewczyna żyła kiedy mężczyzna żegnał się z nią, i że nikt po jego wyjściu do budynku nie wchodził. Nikogo też nie widział na korytarzu. Podejrzewano, że zasnął na nocnej zmianie i nie chce się przyznać. Śledztwo trwało miesiąc i przysporzyło niemało kłopotów. Zaczęto najpierw podejrzewać portiera o kłamstwo i ukrywanie sprawcy a później już o samo dokonanie zbrodni. Biedaka ratowało tylko to, że policja nie miała pojęcia jak wydostał się z mieszkania, skoro drzwi były zamknięte od wewnątrz a klucz tkwił w drzwiach od wewnętrznej strony. Myślę, że portier zostałby w końcu skazany gdyby nie wyobraźnia prowadzących śledztwo. Sprawcą okazał się oczywiście najmniej podejrzany, posiadający niezbite alibi narzeczony ofiary. Sprytnie to sobie wykombinował. Naśladując głos dziewczyny nagrał się na płytę, oczywiście w odpowiednich odstępach. Udał się do jej mieszkania i zamordował niewygodną kochankę. Włączył płytę, cicho opuścił mieszkanie a klucz przekręcił wkładając do dziurki od klucza pęsetę. Odstawił małe przedstawienie przed portierem i już mógł spać spokojnie. Miał najbardziej niepodważalne alibi z jakim kiedykolwiek się spotkałem. Tak – pokiwał głową. - To było prawie perfekcyjne! Widzisz teraz? Podejrzani są wszyscy bez wyjątku i zapamiętaj to sobie raz na zawsze.



Nazajutrz o siódmej rano jechałem z naczelnikiem służbowym samochodem do kamienicy aby przesłuchać świadków. Stary chciał zaoszczędzić czasu i postanowił złożyć wizytę lokatorom zanim każde z nich pofatyguje się na Komendę i złoży zeznania. Po drodze wzięliśmy ze sobą Rudego.

- Jakie macie przeczucia co do tej sprawy chłopcy? – zapytał Szef. – Myśleliście wczoraj o tym?

Prawdę mówiąc po powrocie z pracy starałem się właśnie o tym nie myśleć. Cisze przerwał Rudy.

- No, dziewczyna chyba rzeczywiście została zamordowana. Chociaż trudno w to uwierzyć. Może chodzi o szantaż? A może to jakiś szaleniec, który wyszedł za nią z lokalu? – podsunął nieśmiało.

- Naprawdę tak uważasz? – naczelnik skrzywił się na jego słowa. – To nie mógł być ktoś przypadkowy. Zresztą na pierwszy rzut oka widać, że zbrodnia została wcześniej zaplanowana. Morderca upozorował samobójstwo bo miał w tym konkretny cel. Wiedział, że dziewczyna mieszka sama. Musiał znać wcześniej swoją ofiarę. Zapewne zaczęłaby krzyczeć widząc nieznajomego w swoim mieszkaniu, więc albo zaprosiła go do środka albo morderca miał klucze i już tam był – odparł.

W końcu dojechaliśmy do starej kamienicy w nadziei odnalezienia wskazówki. Do drzwi Marty B. pukaliśmy dłuższą chwilę zanim otworzyła. Gdy zobaczyła nasze odznaki skrzywiła się i zaczęła protestować przeciwko ponownemu przesłuchaniu.

- Dalibyście już święty spokój starszej kobiecie – zaczęła narzekać. – Już wszystko co widziałam opowiedziałam jednemu młodemu człowiekowi. Nawet wszystko notował. Nie będę już więcej z nikim rozmawiać. Jestem chora, stara i proszę mnie nie niepokoić – wypowiadając te słowa zaczęła powoli przymykać drzwi. Już myślałem, że się nas pozbyła kiedy swojego uroku osobistego użył nasz naczelnik.

- Ależ szanowna pani! Jakie przesłuchanie? My do pani raczej na herbatę i swobodną pogawędkę – ujął dłoń starszej kobiety i szarmancko cmoknął. Nie mając wyjścia uczyniliśmy to samo.

Zadziałało. Lokatorka niechętnie ale jednak zaprosiła nas do środka. Wskazała wygodne fotele i po chwili wniosła na tacy parujący dzbanek gorącej herbaty.

- Ma pani bardzo przytulne mieszkanko – zaczął. – Wyczuwam w nim miłą atmosferę i szczególne ciepło. Nie jest łatwe uzyskać taki efekt, to oczywiście pani zasługa.

- Dziękuję panu. Jest pan doprawdy bardzo miły. To dobrze, że pracują panowie razem. Daje pan dobry przykład młodym ludziom. A to, niech mi pan wierzy, jest bardzo ważne. Ta dzisiejsza młodzież! – pokręciła głową.

- Ma pani całkowitą rację, młodzi nie mają teraz szacunku dla starszych. Ale ci młodzi ludzie – spojrzał w naszą stronę – należą do dobrze wychowanych.

- Tak, to widać od razu. Ja się na tym znam. Potrafię za sprawą jednego spojrzenia trafnie ocenić człowieka. Tak było na przykład z małżeństwem z naszej kamienicy kiedy się tu wprowadzili. Jak tylko ich zobaczyłam od razu powiedziałam Ani, że to nieszczęśliwe małżeństwo.

- Zazdroszczę pani. To prawdziwy dar – Szef postanowił do końca robić na staruszce dobre wrażenie. Chyba się opłacało bo Marta nabrała nagle chęci do poplotkowania.

- Podobnie było z innymi lokatorami – ciągnęła. – Ja mieszkam tu od dawna, ludzie się tylko zmieniają. Ile razy ja już się na nich poznałam! Mieliśmy tutaj takiego, spojrzałam na niego raz i mówię „marnie on skończy”. I wie pan co? Tydzień pomieszkał i tacy jak ty młody człowieku zaczęli się tu kręcić.

- Policja? – zapytał z ciekawością.

- Ano policja – odpowiedziała z westchnieniem. Parę razy ich widziałam, niepokoili mieszkańców. Czasem kręcili się i nachodzili lokatorów.

- A teraz, zadowolona jest pani z mieszkańców? Dobrze się pani z nimi mieszka?W końcu dobry sąsiad to cenna rzecz!

- Święte słowa. Ja z panem Krzysztofem mieszkamy tu najdłużej. Złoty chłopak. Pomoże zawsze kiedy trzeba, porozmawia, a tego często brak starszym ludziom. Kiedy wprowadziła się tu ta nieszczęsna dziewczyna – przeżegnała się mówiąc o zmarłej – pomyślałam od razu taka ładna panienka, śliczna byłaby z nich para. Chodziła czasem do niego, raz zaprosił ją do kina ale widocznie szybko się na niej poznał i nic z tego nie wyszło – skwitowała.

- Zdaje się, że reszta lokatorów to żeńskie grono?

- Właściwie tak. Na samej górze pani Agnieszka. Ma duże grono wielbicieli. A zaraz za ścianą mieszka pani Sylwia z moją Anią. Mówię „moja” ponieważ traktuję ja jak wnuczkę. Taka mądra dziewczyna, chemię studiuje. No i mamy jeszcze pana Piotra. To mąż pani Barbary z samej góry. Żona trzyma go krótko ale może to i dobrze? Czasem tak trzeba, żeby się jakoś to wszystko trzymało.

Naczelnik spojrzał na zegarek, zrobił uwagę na temat późnej godziny i dał mi znak, że rozmowę uznaje za zakończoną.

Gdy opuściliśmy mieszkanie Pani Matry, Stary zaproponował kawę i udaliśmy się do pobliskiego lokalu. Naczelnik głośno debatował sam ze sobą a my z Rudym popijaliśmy gorący, gorzki płyn.

- Po pierwsze, nie ma dobrego zdania o młodych. Opinię taką musiała wyrobić sobie na przykładzie swoich współlokatorów. Sympatią darzy jedynie Krzysztofa i Annę. Po drugie, jest przekonana, że małżeństwo z ostatniego piętra jest nieudane. Oczywiste, że musiała widzieć lub słyszeć coś, co by na to wskazywało. Z pełnym szacunkiem dla zdolności starszej pani ale jakoś nie sądzę, żeby wywnioskowała to z wyrazu ich twarzy – przerwał. – Ludzie zazwyczaj ukrywają takie rzeczy przed obcymi. A tak a propos, nie uważacie, że pan Paweł ma w koło siebie wiele młodych, pięknych sąsiadek? – zadał pytanie ale wcale nie czekał na naszą odpowiedź.

- Kolejna rzecz to stosunki, jakie łączyły zamordowaną z Krzysztofem. Pamiętasz słowa pani Marty? „…chodziła czasem do niego ale szybko się na niej poznał” – przytoczył słowa staruszki. – To bardzo istotna i znacząca informacja. No i ten podejrzany lokator, który ściągnął policję do kamienicy - trzeba to koniecznie sprawdzić.

- Skończyliście? Jeśli tak to możemy zabierać się do pracy.

- A gdzie teraz? – zapytał Rudy.

- Możemy udać się prosto do Barbary P. Nie pracuje więc zapewne zastaniemy ją w domu. Później spróbujemy odwiedzić Krzysztofa F. Współlokatorki natomiast będą w domu prawdopodobnie po południu – zasugerował. – Ciekawi mnie szczególnie jedna, ta która studiuje chemię.

- W porządku – zgodziliśmy się bez protestów. – Możemy jechać.

Zanim wspięliśmy się na ostatnie piętro budynku Szef zdążył złapać zadyszkę i był jeszcze zasapany kiedy około czterdziestoletnia kobieta otworzyła nam drzwi. Była trochę zdziwiona tą niespodziewaną wizytą ale uprzejmie zaprosiła nas do środka.

- Proszę, proszę, niech panowie usiądą i rozgoszczą się. Przepraszam za bałagan ale niedawno wróciłam z zakupów…nie zdążyłam jeszcze wziąć się za porządki – tłumaczyła się niepotrzebnie ponieważ mieszkanie lśniło czystością.

- Długo nie będziemy pani niepokoić – zaczął Stary i od razu przeszedł do rzeczy – Czyta pani prasę? Plotkuje z sąsiadami?

- Ja? Nie bardzo. Raczej mąż. Widzi pan nie mam zbytnio czasu, prowadzenie domu wymaga … a o co właściwie chodzi? – zapytała zaintrygowana.

- Chodzi o śmierć – odpowiedział prosto. – O śmierć państwa sąsiadki.

- Ach tak. To przykre, że takie rzeczy przychodzą do głowy młodym dziewczętom. Rozmawiałam nawet o tym z mężem, może dowiedziała się, że jest nieuleczalnie chora? Chociaż to podobno był zawód miłosny prawda? – zapytała z ciekawością.

- Nie, morderstwo – odparował Stary.

Przez kilkanaście sekund obserwowaliśmy reakcję Barbary P. Na przemian otwierała i zamykała usta ze zdziwienia. W końcu usiadła i spytała tylko: – Czy to ten jej przyjaciel?

- Jeszcze za wcześnie aby kogokolwiek za tę zbrodnię oskarżać – rzucił zdawkowo.-Jest jak na razie w gronie podejrzanych, tak jak zresztą lokatorzy tej kamienicy.

Ta wiadomość zrobiła na kobiecie jeszcze większe wrażenie niż poprzednia.

- My, podejrzani? Na jakiej podstawie? Myśmy jej nawet dobrze nie znali…

- Mówi pani za siebie, męża czy też za wszystkich mieszkańców? - zapytał złośliwie.

Byliśmy z Rudym nieco zaskoczeni sposobem w jaki naczelnik rozmawiał z tą kobietą. Szybko zorientowałem się jednak, że chodzi mu o to, aby ją trochę wystraszyć, więc postanowiłem przyłączyć się do niego. Pierwszy raz od chwili przyjścia zabrałem głos.

- Jak to „nie znali”? Przecież byliście państwo bliskimi sąsiadami przez blisko 2 lata.

- Tak, ale nie utrzymywaliśmy z nią bliższych kontaktów. Dzieliła nas przecież znaczna różnica wieku. Owszem, czasem zamienialiśmy kilka słów na schodach, wie pan tak z grzeczności – tłumaczyła. - Co innego reszta lokatorów. Oprócz pani Marty reszta to prawie jej rówieśnicy.

- Czyli z pozostałymi lokatorami utrzymywała koleżeńskie stosunki? – zapytałem.

- Ja nie wiem. Ja tylko zasugerowałam, że jeśli już z kimś się tutaj przyjaźniła to może z osobami w swoim wieku.

- No dobrze – przerwał Stary. – Proszę teraz powiedzieć, byliście w domu z mężem w nocy z 13 na 14 lipca, zgadza się?

- Tak – pokiwała głową.

- Czy w takim razie słyszeliście lub widzieliście coś, co mogłoby pomóc w śledztwie? – zapytał.

- Nie, niestety. Poszliśmy tego dnia dość szybko spać. A rano, kiedy po kamienicy kręciła się już policja, dowiedzieliśmy się, że dziewczyna się zabiła. To wszystko co wiemy – oświadczyła.

- A nad ranem, kiedy przyjaciel zamordowanej walił pięścią w drzwi, tego też państwo nie słyszeli?

- Obudził nas tylko nieznaczny hałas ale ani ja, ani mąż nie mieliśmy ochoty wychodzić z łóżka i sprawdzać co się dzieje, więc ponownie usnęliśmy.

- Rozumiem. Chcielibyśmy jeszcze porozmawiać z mężem, o której możemy go zastać? – zapytał.

- Z mężem? A po co? Nic więcej niż ja panom nie powie – zapewniła szybko. – Ciężko pracuje, wróci późno bardzo zmęczony…

- Mimo wszystko – nalegał. – Więc o której?

- Zazwyczaj wraca koło piątej.

- Do zobaczenia zatem – rzucił z uśmiechem detektyw i szybko opuściliśmy mieszkanie.

Kolejną „ofiarą” Szefa miał być Krzysztof F. więc od razu udaliśmy się, aby złożyć mu wizytę.

- Dzień dobry. Pan Krzysztof jak się domyślam? – zapytał, kiedy wysoki, przystojny mężczyzna otworzył drzwi.

- Zgadza się. Proszę wejść, mam niewiele czasu – uprzedził z góry.

- Tak, tak. Postaramy się nie zabrać go panu dużo – zapewnił i przystąpił do rzeczy.

- Co pan robił i gdzie pan był w nocy z 13 na 14 lipca?

- Wieczór spędziłem ze znajomą. Wspominałem już zresztą o tym policji. Około godziny 24 wróciłem do domu, obejrzałem w telewizji film i poszedłem spać.

- Był pan sam? Czy ktoś może potwierdzić pańskie zeznanie?

- Jeśli o to chodzi, to od razu powiem, że nie mam, jak wy to mówicie „alibi” – uśmiechnął się szeroko – a jeśli już to tylko do północy, chociaż z tego co wiem, to pani Karolina popełniła samobójstwo nad ranem, więc jeśli myślicie, że ja miałbym jej w tym pomóc… to takie alibi mnie chyba nie ratuje prawda?

- “Pani” Karolina? Myślałem, że byliście państwo bliższymi znajomymi. Myślałem też, że oficjalna wersja to samobójstwo.

- Wiadomości szybko się rozchodzą. – ponownie pokazał zęby w szerokim uśmiechu. - Nie, nie znaliśmy się bliżej. Była po prostu lokatorką kamienicy. Nie wiem nawet czym się zajmowała – szybko zapewnił.

- Dziwne – skwitował Stary. – Wydawało mi się, że ta przemiła starsza pani wspominała coś na temat częstych odwiedzin Karoliny u pana w mieszkaniu.

- Nie, nie. To niemożliwe – zapewnił szybko. – Pani Marta to rzeczywiście przemiła staruszka ale niestety w tym wieku wzrok i słuch zawodzą… - pokręcił głową.

- No tak. Proszę mi jeszcze powiedzieć, czy wśród reszty lokatorów zna pan kogoś bliżej?

- Tak, owszem – odpowiedział mężczyzna swobodnie. – Mieszkamy już tu trochę razem. Pani Marcie często służę swoją pomocą, tuż nade mną, jak pan zapewne wie, mieszkają dwie koleżanki, często widujemy się w pubach i mamy wspólnych znajomych. Zdarzyło mi się też kilkakrotnie wyrwać na piwo zapracowanego męża z samej góry. Co prawda zdarza się to sporadycznie ale kontakt mamy dość dobry.

- W tej chwili ma pan współlokatora? Bo zdaje się, że nie mieszkał pan tutaj sam?

- Dawno temu i bardzo krótko – odparł zwięźle. - Na dziś dzień mieszkam sam i raczej nie zamierzam tego zmieniać – zapewnił.

- Dziękujemy zatem za rozmowę. Nie będziemy pana dłużej zatrzymywać. Na razie to wszystko, ale myślę, że się jeszcze spotkamy.



Aby odwiedzić mieszkające razem przyjaciółki było zdecydowanie za wcześnie, więc korzystając z tego pojechaliśmy na Komendę aby poskładać zebrane informacje. Naczelnik chciał zebrać myśli.

- Czy zauważyliście pewną prawidłowość? – zapytał jak tylko usiedliśmy w jego gabinecie. – Nikt jej nie znał, nikt o niej nic nie wiedział, z nikim nie utrzymywała bliższej znajomości. Dziwne. Zwłaszcza, że pozostali lokatorzy żyją raczej w przyjaznych stosunkach i wiele o sobie wiedzą.

- Nie ma się co dziwić – odparłem. – Chodzi w końcu o śmierć. Zrozumiałe, że chcą się trzymać od tego z daleka. A może po prostu ona była niezbyt towarzyska? – nieśmiało podsunąłem.

Stary prychnął tylko na mój pomysł.

- To, że chcą być jak najdalej od tego tematu to zrozumiałe. Wydaje mi się jednak, że każdy tutaj ma swoje sekrety i pilnie ich strzeże. Nie na rękę im całe to zamieszanie i to, że kręci się koło nich policja.

- Ja też im się nie dziwię – poparł mnie Rudy. – W naszym kraju niestety policja nie jest zbyt lubiana. To nie popularny Scotland Yard z powieści – zażartował ale naczelnik nie był w nastroju do żartów.

Dłuższa chwilę milczał popijając kolejną kawę. Godzina upłynęła nam na dyskusjach zapiskach i rozmowach telefonicznych. My z Rudym próbowaliśmy ustalić co policja robiła w kamienicy, niestety bezskutecznie, a Stary wściekał się, że działamy po omacku. Z niecierpliwością wyczekiwał na informacje z laboratorium, które wniosą jakiś punkt zaczepienia.

- To niemożliwe! Musi być jakiś ślad. Chociażby włos, jakiś śmieć albo niedopałek papierosa!

- Prędzej czy później coś znajdą – uspokajał Rudy. – To przecież zwykłe mieszkanie a nie sterylne pomieszczenie.

- Obyś miał rację. Dziwi mnie tylko, że brak jakichkolwiek dowodów na to, że w kamienicy musiało się coś dziać skoro sąsiedzi widywali tam naszych. Nie wiem może to był ktoś z innej Komendy?

- W tej sprawie jeszcze poszperam – obiecał Rudy – Biorę to na siebie.

- To w porządku. Możemy chyba już odwiedzić następnych. – Spojrzał na zegarek i dał znak, że wychodzimy.

Pokój, w którym znaleźliśmy się po kilkunastu minutach należał do Sylwii. Był duży, jasny i ładnie umeblowany. Jego lokatorka, musiała przyciągać męskie spojrzenia czerwienią włosów i kontrastującym błękitem oczu. Podała herbatę i usiadła naprzeciw nas.

- Anna będzie trochę później. Coś zatrzymało ją na uczelni – wyjaśniła nieobecność koleżanki. – Jeśli panowie również z nią chcą rozmawiać to niestety trzeba będzie poczekać dłużej.

- Nic nie szkodzi – zapewnił Stary. – Mamy dużo czasu. Wie pani co, to się nawet dobrze składa. Porozmawiamy najpierw z panią a później na osobności z drugą lokatorką.

- To aż takie tajne? – Anna uśmiechnęła się szeroko. – Przepraszam. Nie powinnam sobie żartować ale jestem naprawdę w świetnym nastroju, muszą mi to panowie wybaczyć. Więc słucham, w czym mogę panom pomóc?

- Zapewne słyszała już pani, co przydarzyło się pani koleżance?

- Tak. Przykro mi bardzo, ale ja nie… - nie dokończyła ponieważ Szef ją w tym wyręczył.

- …nic pani nie słyszała, nie widziała i ofiary nie znała. To już wiemy. Chciałem zapytać czy wie pani jaką metodę wybrał morderca?

- Ach tak – speszyła się. - Zdaje się, że wstrzyknięto jej jakąś truciznę – powiedziała niepewnie.

- Czym zajmuje się pani współlokatorka? – zadał kolejne pytanie.

- Anna? Kończy studia i pracuje – odpowiedziała jeszcze nie rozumiejąc.

- Podobno chemia to jej pasja?

- Tak, to jej świat ale nie rozumiem…panowie chyba nie sądzą, że Anna… - wahała się przez chwilę, ale upewniwszy się, że nie będziemy zaprzeczać wybuchnęła. - Ależ to absurd! Kompletna bzdura! To chyba jakiś żart!

- A dlaczego nie? Mogła to być ona tak samo jak każde z was – sprowokował.

- Dlaczego?! Mieszkamy już razem kilka lat, znam Annę bardzo dobrze. Powtarzam jeszcze raz to bzdura! Anna nigdy by … – nie dokończyła ponieważ w drzwiach szczęknął zamek i do mieszkania weszła Anna.

Zakłopotana dziewczyna rozbierając się pośpiesznie, przepraszała za spóźnienie. Biła od niej niezwykła pogoda ducha i sympatia dla wszystkich, którzy znaleźli się w jej otoczeniu. Pomyślałem wtedy, że musi być niezmiernie przez wszystkich lubiana.

Gdy Szef oznajmił, że pragniemy porozmawiać z nią na osobności zdziwiła się nieco ale uprzejmie zaprosiła do swego pokoju.

- Panowie chcieli zadać mi parę pytań, w związku z tym co stało się w kamienicy?

- Właśnie. To tylko rutynowe czynności, proszę się nie denerwować. Nie zabierzemy dużo czasu.

- W porządku, proszę pytać - zachęciła.

- A więc standardowo zacznę od tego gdzie była pani w nocy z 13 na 14 lipca?

- Byłam w domu. Uczyłam się na ważny egzamin. We wrześniu się bronię, teraz mam ostatnie egzaminy, panowie wiedzą – sesja.

- Była pani sama, zgadza się?

- Tak, Sylwia, moja współlokatorka nocowała u swojego eeee…. przyjaciela – wykrztusiła.

- Jest pani w stanie podać jakiś szczegół, fakt, coś co usłyszała pani tamtej nocy? Bo przecież uczyła się pani do późna? A może w budynku kręcił się tego wieczoru ktoś obcy?

- Nie, nikogo obcego nie widziałam. Rzeczywiście uczyłam się dosyć długo, niestety nie wiem do której, ponieważ usnęłam z książką w fotelu. Kiedy po raz ostatni patrzyłam na zegarek było po drugiej. Jedyne co słyszałam przez sen to jakieś niewyraźne hałasy. To musiało być wtedy, kiedy ten mężczyzna usiłował wyważyć drzwi.

- Nie spojrzała pani przypadkiem na zegarek?

- Nie, niestety. Otworzyłam oczy tylko na chwilę, aby naciągnąć na siebie koc – rozłożyła ręce w bezradnym geście.

- Szkoda. Pani zeznania mogą być dla nas szczególnie pomocne i cenne. Była pani najbliżej ofiary w chwili morderstwa.

Anna wyraźnie zbladła. Słowa Starego uświadomiły jej, że kiedy ona ucinała sobie drzemkę, ktoś bardzo blisko niej mordował z zimną krwią jej sąsiadkę. Przełknęła głośno ślinę i patrzyła na nas z niepokojem.

- Przykro mi, chyba nie pomogę. Dopiero rano, gdy wszystko już ucichło po tym całym zamieszaniu słyszałam dosyć wyraźnie skrzypienie drzwi.

- O której to było godzinie? – zapytał z ciekawością.

- Musiało być jeszcze przed szóstą. Szykowałam się do wyjścia.

- Czyli już po tym jak karetka zabrała ciało?

- Tak, na pewno. Zrobiło się wtedy bardzo cicho.

- Czy wiecie, o której dokładnie wstawiono na nowo drzwi? – zwrócił się tym razem do nas.

- Z tego co wiem o 7.00 były już wprawione. – wyjaśnił Rudy.

- Jest Pani pewna, że te skrzypienie dochodziło akurat z tego mieszkania? - Tak mi się wydaję, ale nie jestem pewna. Zdziwiłam się, że ktoś jeszcze został. Pomyślałam, że może to Piotr.

- Dziękujemy. Bardzo nam pani pomogła – oznajmił i powoli zaczął podnosić się z fotela. – Gdyby pani jeszcze przypomniała sobie o czymś, to proszę o kontakt. Aha, jeszcze tylko jedno. Z uwagi na to czym posłużono się przy zamordowaniu tej młodej kobiety muszę zapytać panią o to. Czy przynosiła pani kiedykolwiek do domu chemiczne substancje, proszki, płyny? Wie pani co mam na myśli?

- Nie, oczywiście, że nie. Nie można nam nic wynosić z laboratorium Instytutu – zapewniła szybko. – O Boże, panowie nie myślą chyba, że ja…mogłabym…

- Tak naprawdę to nikogo nie możemy wykluczyć w tej sprawie – odparł dyplomatycznie. – Ale głównie chodzi mi o to czy dzięki pani morderca mógł uzyskać pewien środek. Więc sama pani widzi, musiałem zapytać – rozłożył ręce w geście bezradności.

- Zapewniam panów, że nikt nigdy nie prosił mnie o podobną przysługę. Nie przechowuję też u siebie tego typu rzeczy. Jest to surowo zabronione – dziewczyna wydawała się zdenerwowana rzucanymi podejrzeniami.

- W porządku. Skoro mówi pani, że nie, to nie mam powodów sądzić, że jest inaczej.

Gdy tylko znaleźliśmy się na ulicy naczelnik zaczął intensywnie myśleć.

- To nie mogły być drzwi. Ich jeszcze przecież nie było! Gdy rano usłyszała ten hałas drzwi nie były jeszcze wprawione. To musiało być zaraz po zabraniu ciała z mieszkania i tuż przed przybyciem ślusarza, który miał się tym zająć.

- Zrobimy tak – zadecydował. – Rudy, ty skontaktuj się z facetem od drzwi, a my na Komendę pomyśleć i napisać raport. Jak będziesz wracać koniecznie odwiedź Piotra W. Niech określi dokładnie czas do której znajdował się w mieszkaniu Karoliny K. Aha, i nie zapomnij o Pawle.

- W porządku – odpowiedział Rudy. – Spotkamy się na Komendzie?

- Tak, będziemy tam dziś do późna – zaznaczył, wymownie na mnie spoglądając.

2
Przeczytałem! :) Na razie nic mi się nie rozjaśniło w sprawie rozwiązania zagadki. ;) Może będę musiał przeczytać jeszcze raz i przemyśleć. ;)

3
Przeczytałem i drugą część i niestety nie jest wiele lepsza od pierwszej. Jest to dla mnie jeden zapis dialogowy, który bardziej przypomina scenariusz polskiego serialu kryminalnego klasy "B"( coś jak te TVN-owskie W11). Nie jestem od wyliczania błędów, ale takie zdania: "Piotr W. mieszkał w jakże innym domu, niż to w jakim mieszkała Karolina" to po prostu koszmar. Jedyny wyrazisty bohater to szef. No hm... Tak jak mówiłem, może warto jednak zostawić środowisko policji?



pozdrawiam
Pokój bez książek jest jak ciało bez duszy (Cyceron)

5
patrzeliśmy


Powinno być 'patrzyliśmy'.


Ja innego wyjścia nie widzę. – rozejrzał się [...]


Bez tej kropki.


Siedzieliśmy przez chwilę, zastanawiając się, co tak naprawdę [...]

Na razie będę potrzebował kilkoro z was dopóki nie zbierzemy potrzebnych informacji, reszta będzie do dyspozycji w granicach możliwości.


Miło, że stosujesz się do naszych wskazówek i próbujesz wybrnąć z błędów. :)


Patrzyłem na nowoczesny, wyremontowany budynek i myślałem tylko o tym, jak bardzo nie mam ochoty zajmować się tą sprawą.


Dlaczego od Piotra W. przesłuchiwał u niego w domu? Przecież przesłuchuje się na komendzie.


Nie chciałem naciskać i dłużej dociekać. Piotr wydał mi się sympatyczny i szczerze mu współczułem.


A za co mu płacą?! :P Ma dociec prawdy za wszelką cenę! Ale to chyba nie twój błąd. :P


Właściwie bez szczególnego powodu potrafią sobie pójść i tylko one wiedzą dlaczego. Piotr spojrzał na mnie z wdzięcznością w oczach.


Pomiędzy zdaniami powinien być enter.



- Dobra, dzięki. Na razie wystarczy – zdecydował. – Maciek, co masz?

- Karolina K. lat 24


Błędu z tymi nazwiskami ofiar i świadków nie poprawiłaś.


Wywnioskowałem, że raczej lubili ją umiarkowanie.

[...]– zrobił krótką pauzę abyśmy przetrawili informacje, po czym ciągnął dalej.

- Jak już mówiłem [...]


Bez tego entera.


chyba przeszedł przez ścianę

Sprytnie to sobie wykombinował. Naśladując głos dziewczyny nagrał się na płytę, oczywiście w odpowiednich odstępach. Udał się do jej mieszkania i zamordował niewygodną kochankę. Włączył płytę, cicho opuścił mieszkanie a klucz przekręcił wkładając do dziurki od klucza pęsetę. Odstawił małe przedstawienie przed portierem i już mógł spać spokojnie. Miał najbardziej niepodważalne alibi z jakim kiedykolwiek się spotkałem.


Ciekawe jak oni na to wpadli. <mysli> ;)



- W porządku – zgodziliśmy się bez protestów. – Możemy jechać.


Jechać? Chyba raczej iść schodami.



Znalazłem po drodze jeszcze dosyć sporo błędów (najczęściej brakujące przecinki), ale jakoś nie miałem ochoty ich tu cytować. Na szczęścia zagadka coraz bardziej mnie wciąga. Na początku myślałem, że dłuższy tekst zadziała na niekorzyść opowiadania, jednak jest odwrotnie. :) Zagadce można zarzucić tylko jedno - (przynajmniej w moim przypadku) nie wiem, czemu, nie chce mi się już dociekać kto jest winny, a to było zazwyczaj moją ulubioną rzeczą podczas czytania kryminałów. :( Poprawiłaś chyba 2 błędy, które wcześniej wyłapałem. Za to inne 2 zostały. Podsumowując, druga część lepsza, aczkolwiek nie porywa. Czekam na trzecią! :) Jeśli chodzi o jakieś rady: narrator pierwszoosobowy, a Młody dosyć mało wnosi do śledztwa, ciągle to gra jednego aktora - naczelnego, postaraj się to zmienić. No i wprowadź trochę akcji! Nie wiem, jakiś pościg, czy coś w tym stylu. Będzie lepiej się czytało. ;) Postaraj się też ustabilizować części, żeby nie było, iż jedna ma pół strony, a druga pięć. No i może by jeszcze spróbować 'odpędzić' trochę tłumu, nadal to wszystko trudno ogarnąć, może dlatego nie chciało mi się kombinować, kto jest winny.



Życzę, by następna część była o wiele lepsza! :D



Ocena: 3.



+ już bardziej wciąga

+ zagadka nie jest aż tak prosta jak to się wydawało ;)

+ 'odpędzenie' ciut ludu od sprawy

+ lepsza niż cz. I



- błędy

- brak akcji

- gra jednego aktora

- brak stabilizacji części

- trudno to wszystko ogarnąć

- nie chce się rozwiązywać zagadki :/

- stosowałaś się do wcześniejszych rad tylko w połowie.



P.S. Tak przy okazji można wiedzieć, kiedy zamierzasz wrzucić następną część?
Adres e-mail: kontakt(M@ŁP@)weryfikatorium.pl
WeryfikatoriuM na Facebooku

Land of Fairy Tales

Eskalator.exe :batman:

6
Tylko dwie uwagi:


Faux pisze:
patrzeliśmy
Powinno być 'patrzyliśmy'.
Tutaj jest dowolność, w słowniku znajdują się obie formy


Faux pisze:
Ja innego wyjścia nie widzę. – rozejrzał się [...]
Bez tej kropki.
A tutaj wprost przeciwnie, kropka powinna być, a do tego "rozejrzał" wielką literą



Wybacz, Faux, ale taka już moja nędzna dola w walce o język ;)

10
Kropka powinna być panowie. A "rozejrzał się" powinno być wielką literą. Faux znalazł zdanie linię z błędem ale nie ten błąd :P
"It is perfectly monstrous the way people go about, nowadays, saying things against one behind one's back that are absolutely and entirely true."

"It is only fair to tell you frankly that I am fearfully extravagant."
O. Wilde

(\__/)
(O.o )
(> < ) This is Bunny. Copy Bunny into your signature help him take over the world.

14
<śpiewając cicho>

Mam dzisiaj dobry humor. Aż dziw.



Nawet lekko mi się czytało. To albo przez ten humor albo przez tekst. Teraz nie wiem.



Powiem ci, że jest okropnie dużo zdań, które należałoby poprawić. Podam ci przykład.
zadowolony z siebie założył ręce.
Na co je założył? Na fotel? Na głowę? Nie wiem.
Piotr W. mieszkał w jakże innym domu, niż to w jakim mieszkała Karolina.
Tutaj w ogóle jest dziwnie. Nie wiem po co jest to "jakże" i nie powinno być "to" tylko "ten". Osobiście przebudowałbym to zdanie.


Czas na myślenie będziecie mieć później
Nie wydaje ci się, że właśnie teraz powinni zacząć myślenie? Rozwiązują sprawę kryminalną, muszą myśleć cały czas.



Całkiem sporo błędów logicznych jak na tak krótki fragment. Radziłbym pozostawić kręgi policyjne i póki co zająć się jakimś innym tematem. Przynajmniej do czasu aż zapoznasz się bardziej z trybem pracy policji.



Ktoś wspomniał, że dialogi w stylu polskich seriali kryminalnych. Zgadzam się. Dokładnie tak to brzmi. Gdybyśmy to widzieli jako film można, by zauważyć nieudolną grę aktorów.
Po to upadamy żeby powstać.

Piszesz? Lepiej poszukaj sobie czegoś na skołatane nerwy.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron