"Co tu się dzieje?" [nonsens] pierwsze 2 rozdziały

1
Rozdział I

Początek










Endoelheim. Tak miał na imię chłopiec, na którego barkach spoczywały losy całego świata. Tego dnia miał wyruszyć na niebezpieczną wyprawę do Storghmold, gdzie czekał na niego czarodziej Eeon. Pisane mu było zmierzyć się z Eeonem i polec lub zwyciężyć, raz na zawsze wypędzając zło z tego świata. Chciał jeszcze pożegnać się z ojcem, więc wstał wcześnie rano, spakował swój miecz do plecaka i udał się po błogosławieństwo.



Ojciec jak co ranka rąbał drewno aby rodzina nie zmarzła.



- Ojcze! Udaję się na wyprawę i możemy się już nie zobaczyć!

- …

- Pożegnajmy się jak należy! – powiedział Endoelheim, ale odwrócony plecami ojciec był zajęty czymś innym.

- Ojcze?



Wtem drzwi rozwarły się wpuszczając do środka światło. Endol nie widział twarzy przybysza, ponieważ oślepiało go słońce. Postać zbliżyła się do niego na odległość dwóch kroków i jednym cięciem odrąbała chłopcu głowę. Ta zrobiła piruet w powietrzu, po czym z głośnym chlustem uderzyła w podłogę.



Bezwładne ciało osunęło się na ziemię.



Zabójca znalazł się w dość niezręcznej sytuacji – oto on z zakrwawionym orężem w ręku naprzeciw trupa bez głowy, a obok jakiś chłop majstruje przy zlewozmywaku nie zwracając uwagi na to, co się dookoła dzieje.



- Przepraszam!



Ojciec, martwego już, Endoelheima odwrócił się, popatrzył na szczątki walające się po podłodze, na przybysza, po czym wyjął sobie słuchawki z uszu i zakrzyknął:



- O kurwa!

- Gdzie? – dał się złapać nieznajomy.

- To żeś dołożył do pieca!

- Że jak?

- Uciąłeś łeb zbawcy świata! Tylko on mógł nas uratować! Jesteśmy zgubieni!

- A ty co? Nie lepszy. Rąbiesz drewno w kuchni, w zlewie… tak w ogóle to po chuj ci drewno?! Przecież środek lata jest!

- …

- Słuchasz przy tym jakiejś przypałowej muzyczki ze swojej mp-czwórki z ekranem 128x128 pikseli i zacieszasz, cholera jasna, nie wiem, w którym roku dzieje się akcja tej opowieści, ale z tą mp4 to poczekaj jeszcze kilka tysięcy lat!

- Wchodzisz mi w brudnych butach do domu i odrąbujesz głowę synowi! Wprawdzie go nie lubiłem, bo zawsze miał jakieś pociągi do ratowania świata, wiesz, kiedy inni chłopcy zarywali do lasek na podwórku to on latał z mieczem i bił jakieś pokemony a potem przychodził do domu i mówił, że ma nowy lewel…

- Suchy ten nasz dialog!

- Pijmy więc! – ojciec wskazał na puszki z piwem Bartek, które stały na stole.



Wstępną libację alkoholową przerwał jednak jakiś szum. Z początku nasi bohaterowie nie zwracali na niego uwagi, ale koniec końców byli zmuszeni wyjść przed dom by sprawdzić co tak hałasuje.



Ich trwoga była trwożąco zatrważająca. Oto na chatkę martwego Endoelheima i jego ojca spadał jakiś ogromny kształt. Dźwięk, jaki wydawało ów dziwne coś, zbliżony był do szumu popsutej suszarki albo tego śmiesznego przyrządu, który wkłada się do nosa żeby pozbyć się włosów.



- To pies! – krzyknął ojciec.

- To samolot! – krzyknął nieznajomy.

- Nie, to mój penis! – krzyknął ktoś z krzaków!



Postać, którą z braku laku ojciec zaczął nazywać Brudasem, zaczęła krzyczeć i machać rękoma potwierdzając domysły swojego towarzysza, iż posiada on zespół downa i porażenie dziecięce ukośne lewej stopy z dziesięcioma przerzutami na prawe ucho.



Ojciec ustalił, że Brudas cytuje Marsjasza po nieudanej walce z Apollonem i z braku zajęcia zaczął tańczyć jak Ricky Roll.



- Never gonna give you up!

- AAAAAAAAAAAAAA!

- Never gonna let you down!

- AAAAAAAAAAAAAA!

- Never gonna run around and…



JEBUDU!

Wybuch wstrząsnął ziemią i niebem (przez jakiś czas po okolicy krążyły legendy, że to Chuck Norris dostał orgazmu) zdawało się, że fala uderzeniowa doszczętnie zmiotła naszych przyjaciół i był to ich koniec, ale to oczywiście mylne spostrzeżenie. Po prostu wywaliło ich na Antarktydę.












Rozdział II

Anaruk – chłopiec z włócznią












Na eskimoskim zegarku wybiła siódma. Anaruk właśnie skończył grać w Tibię i już chciał się wylogować, gdy na zewnątrz swojego igloo usłyszał huk jakby renifer się zesrał.



Ogromna była jego radość, gdy zobaczył zwęglone szczątki Brudasa i ojca Endoelheima. Był eskimosem, a że wszyscy eskimosi wykorzystują każdą okazję, by się ogrzać, powpychał sobie szczątki naszych dzielnych bohaterów za swoje futro, do rękawów i do gaci. Następnie wybrał jedną włócznię ze swojej kolekcji i wyruszył na polowanie. Aby wyżywić rodzinę musiał zabijać foki. Zdarzało się, że stał nieruchomo przez kilka lat nad dziurą w lodzie czekając, aż jakaś wypłynie, a gdy już wystawi swój śliczny łepek, z całym impetem wbijał jej w czaszkę włócznię. Włócznia zwykle zakleszczała się na mózgu i mógł taką fokę z łatwością wyciągnąć, ale czasem uderzył zbyt mocno, w efekcie czego rozrywało ją na kilka, trudnych do wyłowienia części.



Tego dnia Anaruk postanowił wypróbować nowy harpun na baterie, który dostał od cioci z USA. Nie zważając na ewentualności, gdy tylko zobaczył w oddali jakąś postać, naciskał spust. W ten sposób wymordował pół swojego plemienia, ale prawdziwy eskimos był gotowy do poświęceń.



Za którymś razem Anaruk ze zdumieniem zauważył, że harpun wbił się w kogoś, ale ten ktoś wcale się nie przewraca, ani nie krzyczy. Chłopiec nacisnął przycisk na swojej wyrzutni harpunów przyciągając postać do siebie. Jego oczom ukazał się…



- Ich habe grube babe! – krzyknął Adolf Hitler.

- O hubba bubba! – odpowiedział dzielny eskimos i zamachnął się włócznią.



Adolf okazał się szybszy. Błyskawicznie złożył ręce, zebrał energię i wypuścił nazi-psi-balla trafiając Anaruka w brzuch. Odrzuciło go o dziesięć kilometrów, zatrzymał się dopiero w środku osady, gdzie złapał go inny eskimos. Jego współplemieńcy akurat świętowali narodziny dziecka i właśnie mieli zamiar je zjeść, gdy Anaruk krzyknął:



- Hola bola ciong goluma!

- Deeggooo ciongmy ciongmy! – odezwały się inne głosy.



Eskimosi szykowali się do obrony wioski przed napastnikiem. Anaruk, mimo braku tułowia, również pomagał jak mógł. Właśnie kończono ustawianie barykad, gdy ni z gruszki, ni z pietruszki, pojawił się Harry Potter.



- Obronię was! – krzyknął Harry.

- Uduuudududuudede – rzekł wódz wioski.

- Jako że zostałem w młodości zgwałcony przez stado reniferów, rozumiem język eskimosów i sam potrafię się nim posługiwać. Tak, wodzu. Hitler porysował moją płytkę z grą „Królik Bystrzak dla Przedszkolaka: Po Gwiazdkę z Nieba”. Teraz ja porysuję mu ryj!

- Jghmpodu boruc bo… - wódz plemienia nie dokończył, bo nazi psi ball rozerwał go na kawałki.

- Giń głupcze! – Harry uniósł swój magiczny kijek – Hokus pokus, czary mary, Tinky Winky to twój stary!



Przywołany przez Pottera Tinky Winky zaszarżował na Adolfa, ale ten wykonał unik. Zdezorientowany Winky zatoczył się. Hitler złożył dłonie w skomplikowany układ i wycelował w Tinkiego. Ten z plątaniny palców odebrał przekaz, który bardzo osłabił jego morale. Hitler bowiem pokazał mu fakera. Harry dodał swojemu summonowi trochę mocy i rozkazał nacierać. Tinky odbił się od podłoża i zaatakował wykonując TELETUBIES STRIKE. Adolf dał się zaskoczyć, ale zaraz zebrał się do kupy i już miał wypuścić nazi psi balla, gdy Winky włączył telewizorek na swoim brzuchu. Ukazał się na nim mały murzynek skaczący po kałużach. Miał na sobie żółte gumowce i kurtkę przeciwdeszczową. „Lubię deszcz. To świetna zabawa!” – powiedział z uśmiechem pomiędzy jednym skokiem a drugim. W pewnym momencie murzynek potknął się i z całym impetem wyjebał twarzą w beton. Tego było już za wiele. Hitler przestał tworzyć nazi psi balla, stanął jak wryty i w chwilę po tym, jak nad jego głową pojawił się napis EPIC FAIL, wybuchnął.

2
Lubię nonsensy, żonglowanie absurdem i doceniam zabawy z formą. Jednak lubię też dostrzegać celowość takich poczynań, która nie musi zaraz sięgać literackich górnych "C", powalać polotem, gwarantować intelektualny odlot. Nie, wystarczy odrobina zabawy. Ale tutaj mam wrażenie bałaganu treściowego (nie wątpię, że zamierzonego), sztuki dla sztuki, bełkotu dla bełkotu, jakby ktoś mówił głośno, obojętny czy ma audytorium, napawając się barwą własnego głosu. Nawet w skrajnym absurdzie szukam przesłania, jakiegoś motywu przewodniego. Tutaj mi tego zabrakło.



Warsztatowo dość przyzwoita robota.



Trzymaj się!

3
Dziękuję za konstruktywną krytykę. To co nazwałeś tu bałaganem było zamierzone. Od trzeciego rozdziału wprowadzam fabułę. Powoli. To taki mój eksperyment. :)

4
Bełkotu tu widziałem mało, jest miszmasz różnych tworów ostatnich lat typu pokemony, tibia itd

Całość podoba mi się i zachęca do czytania dalszego, jest całkiem zabawnie.

To jest humor który mi się podoba.
Tych wszystkich którzy upajają się zgiełkiem mass mediów, kretyńskim uśmiechem reklamy, zaniedbaniem przyrody, brakiem dyskrecji wyniesionym do rzędu cnót, należy nazwac kolaborantami nowoczesności.

5
Rozdział III

Zagrajmy w bierki








Po unieszkodliwieniu Hitlera cała osada wyprawiła ucztę. Zarżnięto syna wodza wioski i kilka psów. U eskimosów panuje taki zwyczaj, że gdy wódz zginie od kuli energii wystrzelonej przez wodza III Rzeszy, współplemieńcy gwałcą jego żonę a potem palą na stosie. Oczywiście na Antarktydzie nie ma jak rozpalić ognia. Są więc zmuszeni palić ją po kawałku za pomocą pojedynczych iskier z zapalniczki. Jest to dosyć uciążliwe, więc co jakiś czas eskimosi robią sobie przerwę na gwałt. Tak było i tym razem.



W ceremonii nie brały udziału tylko cztery osoby – Harry Potter, Anaruk, Tinky Winky oraz Hannah Montannah. Siedzieli za stołem i gawędzili zagrywając się przy tym w bierki. Tego dnia wszyscy byli dla siebie bardzo mili.



- Hannah Montannah! Ty komercyjna suko z Disney Channel! – rzekł Harry Potter i wbił Hannie bierkę w oko.

- Skoro autor ją tu dał, to pewnie miała odegrać jakąś ważną rolę w opowieści. – powiedział spokojnie Tinky Winky.

- Taa… pewnie miała dać mi dupy. – odpowiedział Harry i wbił zdumionej dziewczynie drugą bierkę w drugie oko.

- Felka mmarschszcz! – powiedział Anaruk.

- Masz rację, Anaruk. Powinienem wyłożyć kawę na ławę. – Harry odchrząknął flegmę. – Przybyłem tu, ponieważ świat, jaki znamy, chyli się ku upadkowi. Siły ciemności rosną w siłę. Elfy i Krasnoludy zjednoczyły się pod wspólnym sztandarem, ale to za mało, bo niezłe z nich cioty. Zły Zordon, który stacjonuje w Mordoże wykorzystuje potężną moc swojego Oka do oglądania pornosów hentai na płatnych stronach! To może zrujnować światową gospodarkę i doprowadzić do globalnego kryzysu. Dlatego musimy wyruszyć do Mordoru i przetopić penis mrocznego władcy w ogniu Pagórka Chcicy – tak, aby już nigdy więcej nie ciumkał goluma przy pornosach!

- Trwoga mnie ogarnia. – Tinky Winky wykorzystał moment, w którym Harry wyciągał bierkę.

- Wielka bitwa odbędzie się na elfickich ziemiach Doliny Rospudy. – kontynuował niezrażony Potter. - Wojska Elfickich Jebaków Leśnych są już na miejscu i oczekują wroga. Zbierzemy eskimosów i wspomożemy ich w walce! Proste!

- To dopiero trzeci rozdział a autor już wprowadza fabułę. Czy on nie za dużo od nas wymaga? – pytanie retoryczne Winkiego zostało powszechnie uznane za zjebane i teletubiś został zignorowany.

- Anaruku, każ wszystkim eskimosom przygotować się podróży. Powiedz, żeby usmarowali się w gównie, bo jak zobaczą ich twarze na granicy to nas nie przepuszczą. Będziemy udawać pielgrzymkę murzynów do Częstochowy.

- Egoeeag! – powiedział Anaruk oddalając się.



Harry wykorzystał chwilę samotności. Wspiął się na wysoką wydmę i rozejrzał po okolicy. Jednak zbiegł zaraz na dół w obawie, że autor mógłby wprowadzić jakiś opis przyrody. Przysiadł na kępie trawy i zaczął mówić, jakby do siebie:



- Hmm… świat się zmienia. Czuć zmiany w powietrzu. Rozpoczyna się nowa era, era będąca początkiem i jednocześnie końcem tego, co znamy. Niczym wąż Ursrururobs, który gryzie własny ogon… Niczym…

- IMA FIRIN MAH LAZOR!

- Whata…

- BLARGGHHHHHH!!!





* * *





Kilka minut wcześniej, na posterunku eskimosów oddalonym o kilka kilometrów.



- Ueaghhoo! – zaryczał Anaruk.

- Zamknij ryja, kurwa. – powiedział jeden z podirytowanych eskimosów. – Wygrałeś zakład… masz tu tą skrzynkę browca, ale siedź na dupie i nie odzywaj się!

- Hah! Od samego początku wiedziałem, że wymiękniesz. Mogłeś się nie zakładać, że dłużej będziesz mówił z wibratorem włożonym w gardło niż ja!

- Twoja matka… - eskimos, z którym założył się Anaruk z pewnością miał do powiedzenia coś bardzo ważnego, ale jego kwestię przerwał zziajany goniec Anaruka, który wbiegł między miłujących się współplemieńców i załamanym głosem oznajmił:

- Uff puff… wody… to znaczy… piwa! Tak, piwa, widzę, że masz tu całą skrzynkę…

- Mów szybko a może dostaniesz łyczka.

- Wysłałeś mnie mości Anaruku do obozu, dokąd ja się pośpiesznie udałem. Chciałem powiedzieć im, żeby się spakowali i ruszyli zaraz, ale ze zdumieniem spostrzegłem, że po obozie biega jakaś dziwka w dżinsach z rynku i peruce! Co więcej, w oczy miała wbite bierki. Te same, co z rok temu Heniowi zajebali. Ludziom z plemienia się to spodobało i zaczęli nawzajem wbijać sobie do oczu różne przedmioty. Widziałem jak jeden dzieciak wbił sobie wiosła od łodzi. Inny podbiegł do mnie z łyżką i chciał mi nią obciąć penisa. Ja jako przykładny obywatel poradziłem mu, żeby użył łyżki zamiast penisa. Ale chyba była brudna i dostał zakażenia albo nie trafił, bo jak tylko pierdolnął sobie nią w oko to padł jak długi. Anaruku kochany, daj ino łyka tego „Bartka”…



- O nie! Lud eskimosów został opętany przez złe moce! Muszę ostrzec Harrego!



Wybuchł wstrząsnął powietrzem. Anaruk upadł i przetoczył się parę metrów w bok. Jego szósty zmysł podpowiadał mu, że trzeba się gdzieś ukryć. Dlatego rzucił się szczupakiem w stronę najbliższego kamienia. Kamień okazał się jednak tak twardy, że chłopiec rozciął sobie połowę twarzy, pękła mu miednica i złamał obie nogi. Najgorsze było to, że kamień ten był wielkości pięści i za takim zwykle trudno się schować. Dlatego zrozpaczony Anaruk wyjął z kieszeni swojej kurtki Nokię 3200 i zaczął przechodzić drugą planszę w Bikini Balls 2.



- Co ty tam robisz na dole, idioto?! – krzyknął eskimos, z którym Anaruk wygrał zakład.

- Chowaj się! Niemcy biją! – odkrzyknął dzielny bohater zasłaniając się Nokią.

- Co?! Choć tu zobaczyć jaka łuna stamtąd bije! Ty, mamy tu gdzieś w pobliżu jakiś reaktor atomowy? Bo mi się wydaje, że tu gdzieś nam taki mały Czarnobyl pierdolnął i zorza polarna się zrobiła! Eee! No, choć zobacz!



Anaruk wyczołgał się zza kamienia i zobaczywszy niebieską łunę w miejscu, gdzie czekał na niego Harry, przeraził się ogromnie. Chciał powiedzieć coś bez sensu jak na przykład „kupuję mentosy w Kauflandzie” ale z tego wszystkiego nie powiedział nic.



- TFU… ten „Bartek” wcale nie smakuje jak „Bartek”! Bardziej mi to przypomina twoje rozcieńczone szczyle – goniec zwrócił się do drugiego eskimosa. Drugi eskimos chciał coś powiedzieć, albo uderzyć posłańca obuchem w plecy, ale przerwał mu Anaruk:



- Biegnę zobaczyć, co się stało!



Jak powiedział, tak zrobił.



- Kurwa. – rzekł jeden z eskimosów spoglądając za Anarukiem, który był już daleko. – Skubaniec ma połamane nogi a biega szybciej niż ja.

- No. I tułowia też nie ma. Wygląda teraz trochę śmiesznie, zupełnie jak jakiś kaleczniak. Można by na jego podstawie zrobić model bohatera gry komputerowej.

- Tak myślisz? A jak byś go nazwał?

- Hmm… może Rayman? Jak ten wino.

- Chuj z nim. Chodźmy na dupy!



Dwaj eskimosi brodząc po kostki w śniegu i zasłaniając twarze przed ostrymi jak wiórki kokosowe płatkami śniegu, udali się na dupy.

6
Absurd jest na dobrym poziomie, choć pod koniec mięknie.

Jak dla mnie zbyt często ratujesz się wulgaryzmami, choć nie przecze, w takiej pozycji ich rola jest znaczna.

Mając w rękawie pozycje takie jak ta :
Harry wykorzystał chwilę samotności. Wspiął się na wysoką wydmę i rozejrzał po okolicy. Jednak zbiegł zaraz na dół w obawie, że autor mógłby wprowadzić jakiś opis przyrody.
Niepotrzebny Ci fabularny pastisz. Daj coś swojego.



Lubie takie prace. Nie w nadmiarze, ale jednak.

I mimo, iż podzielam zdanie Jack'a - odemnie +



Pozdrawiam.
Cave me domine ab amico, ab inimico vero me ipse cavebo.



Szaleństwo to obecnie jedyny rodzaj indywidualizmu. Reakcja obronna organizmu na absurdalny ład i banalność świata.

7
Następna część jest w fazie przygotowań, a ja potrzebuję porad, komentarzy, zastrzeżeń co do poprzednich. Na nich mógłbym zbudować coś głębszego! Nie chodzi mi o zachętę do pisania, tej nie potrzebuję. Chciałbym wiedzieć co jest źle, a co nie wymaga poprawek.



Wiedziałbym wtedy w którą stronę iść.

8
Przepraszam. Mogę?



O rzesz ty k..... mać :)



Tekst mnie rozwalił dokumentnie. Przysięgam. Nigdy czegoś takiego nie czytałem, ale powiem Ci jedno: to jest świetny materiał na film z Nilsenem :)
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott

   Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
   — Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
   — Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
   — Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.

9
Ja też nigdy czegoś takiego nie czytałam - trochę suche. Nie, właściwie to bardzo suche. Druga część była jeszcze do zniesienia ale pierwsza i trzecia - może to nie moje poczucie humoru - zupełnie do mnie nie trafiają. Trzecia mnie wręcz znudziła. To jest coś jak Epic moovie - podoba się pierwsze 5 min a potem błagasz, żeby się skończyło bo cie nie śmieszy.

Warsztat ok ale humor, cóż, nie moja bajka.
"It is perfectly monstrous the way people go about, nowadays, saying things against one behind one's back that are absolutely and entirely true."

"It is only fair to tell you frankly that I am fearfully extravagant."
O. Wilde

(\__/)
(O.o )
(> < ) This is Bunny. Copy Bunny into your signature help him take over the world.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”