Falarad [opowiadanie][fantasy]

1
Przerwy to oczywiście akapity.


Falarad




Martania była to daleko położona kraina rządzona przez mądrego króla Elzara. Od pewnego czasu nad królestwem zawisło niebezpieczeństwo. Okrutny smok Randalier pustoszył okoliczne wioski. Niejeden dzielny rycerz próbował się z nim zmierzyć, jednak na próżno, gdyż żaden z nich nigdy nie wrócił a bestia nadal atakowała. Jeśli chcecie usłyszeć historie o bohaterze, który uwolnił Martanie od Randaliera, usiądźcie wygodnie, bo opowieść jest długa.



Bohaterem tym jest Falarad, rycerz przybyły z odległego kraju o nikomu nieznanej nazwie. Nosił zbroję wykonaną z nieznanej żadnemu kowalowi ani płatnerzowi czarnej stali. Jako jedyny potrafił władać dwoma mieczami jednocześnie. Jeden nosi na plecach, drugi zaś przy pasie. Oba ostrza pokrywają pradawne runy o tajemniczym znaczeniu, które znał tylko on. Legenda głosi, że bronie te są zaklęte a rycerz władający nimi dopuszcza się czynów, które dla zwykłego śmiertelnika wydają się niewykonalne. Kto widział go walczącego ten wie, że starcie z nim to pewna śmierć.



Gdy Falarad przybył do Martanii i dowiedział się o problemie, od razu udał się do Elzara. Król obiecał mu, że jeśli pokona Randaliera, może prosić, o co zechce. O pół królestwa, o rękę jego córki a nawet o bogactwa zgromadzone przez wieki w skarbcu królewskim. Rycerz przystał na te warunki i następnego dnia wyruszył w podróż.



Było już kilka godzin po wschodzie słońca, gdy Falarad dotarł do miejsca, gdzie według okolicznych mieszkańców przebywał smok. Pobliskie tereny były spustoszone przez ogień. Sczerniałe drzewa stały samotnie u podnóża skalistych wzgórz. Nagle chmury przysłoniły słońce i mimo iż było wczesne popołudnie zrobiło się ciemno. Z pobliskiego drzewa zerwało się, najwyraźniej czymś spłoszone stado kruków. Rycerz rozejrzał się uważnie i powoli ruszył w stronę legowiska smoka.



Dokoła panowała tak niesamowita cisza, że Falarad słyszał bicie własnego serca. Droga była usłana dużymi odłamkami skał, co uniemożliwiło jazdę konną. Dalej musiał pójść pieszo, więc odłożył kopie gdyż bez wierzchowca na niewiele by się zdała. Wiedział, że walka bez tego oręża jest bardzo ryzykowna, ale mimo to ruszył dalej. Po uciążliwej wspinaczce dostał się na szczyt wzgórza. Teren był niemalże płaski a na przeciwnym krańcu ział otwór jaskini. Wokół rozsypane były kości i zardzewiałe zbroje innych śmiałków. Falarad ostrożnie zajrzał do groty, ale Randaliera tam nie było. Wyszedł na zewnątrz i czekał. Z oddali dobiegł go dziwny dźwięk.



ŁUP! ŁUP! ŁUP!



Ogromne skrzydła uderzały w powietrze. Zza skały wynurzył się ogromny kształt i majestatycznie wylądował na szczycie skały. Był to bezlitosny smok Randalier. Jego ciało pokrywały krwistoczerwone błyszczące się łuski.



- Czy Ty jesteś kolejnym śmiałkiem, który chce się ze mną zmierzyć? – głos Randaliera był głęboki i dostojny.



- Tak, Randalierze. Przyszedłem by Cię pokonać i wyzwolić Martanie. – uniósł tarcze i dobył miecza.



- A więc walczmy. – smok wzbił się w powietrze i zaatakował rycerza.



Falarad w ostatniej chwili uchylił się od uderzenia zabójczych pazurów jednak podmuch wiatru był tak silny, że powalił go na ziemię. Randalier zatoczył okrąg i znów zaatakował, jednak tym razem rycerz zdążył schować się za wielkim głazem. Bestia przeleciała nad nim ocierając pazurami o kamień i wylądowała nieopodal. Z nozdrzy smoka wydobyły się cienkie smużki dymy.



- Jesteś lepszy niż myślałem – warknął – ale tego nikt nie przeżyje!



Randalier zionął ogniem. Falarad przysłonił się tarczą a gdy ogień go dosięgną, amulet, który nosił zawsze przy sobie zaczął silnie wibrować. Ogień był tak gorący, że topił skały. Mimo to rycerz nawet nie drgnął, zaczarowany talizman chronił go przez smoczą magią. Uniósł się i zaatakował smoka. Odrzucił tarczę gdyż krępowała mu ruchy. Dobył drugiego miecza i uderzył. Randalier zaskoczony tym, że Falarad nadal żyje i tak szybko atakuje nie zdążył się obronić. Pierwszy cios uderzył w osłonięte łuskami ciało drugi zaś wbił się w podgardle, jedno z nielicznych miejsc, które nie było pokryte pancerzem. Gorąca krew trysnęła na twarz Falarada, smok zachwiał się i upadł. Rycerz stał przez chwilę oszołomiony. Z miecza kapała krew a u jego stóp leżał martwy Randalier, smok, który przez wiele lat nękał Martanie. Falarad wyciął mu serce, owinął w białą tkaninę i opuścił miejsce walki.



Tymczasem król Elzar siedział w sali tronowej i oczekiwał powrotu Falarada. Gdy minęły dwa dni od jego wyruszenia, posłał swoich żołnierzy, by sprawdzili czy żyje. Gdy wrócili oznajmili wszystkim wesołą nowinę. Randalier pokonany! Na ulicach rozległy się radosne krzyki i wiwaty na cześć Falarada. Niestety, żołnierze nie odnaleźli bohatera i nikt nigdy już go nie widział. Wśród okolicznych mieszkańców są ludzie, którzy mniemają, iż widzieli rycerza w czarnej zbroi mknącego na bojowym rumaku.



Falarada już nigdy nie widziano w Martanii, nie wrócił, by odebrać nagrodę. Wyruszył w świat by nieść pomoc potrzebującym i do końca swojego życia walczył ze złem tego świata.

2
Na dzień dobry może zacznę od wytknięcia paru rzeczy:


Martania była to daleko położona kraina rządzona przez mądrego króla Elzara.


Trochę koślawy początek. Po wywaleniu "to" i uposażeniu dwóch słów w szlachetne polskie ogonki brzmiałoby lepiej.


usiądźcie wygodnie, bo opowieść jest długa.


Mam zupełnie inne wyobrażenie długiej opowieści...


Pierwszy cios uderzył w osłonięte łuskami ciało drugi zaś wbił się w podgardle, jedno z nielicznych miejsc, które nie było pokryte pancerzem.


Ja rozumiem że to fantastyka ale trochę realizmu przydałoby się zachować. Skoro wmawiasz kilkukrotnie że smok był ogromny, to jakoś nie potrafię sobie wyobrazić w jaki sposób człowieczek dosięgnął mieczem jego gardła. No chyba że mówimy tu o człowieczku z baardzo długim mieczem a la manga, bo w takim razie korzystanie z dwóch jednocześnie byłoby faktycznie wyjątkowe na skalę kosmiczną (pomijając już fakt, że nawet krótkim karolińskim za bardzo nie da się skutecznie tak walczyć.)



Poza tym łuski to nie pancerz. U zwierząt i bestii wszelakich możemy mówić tak wyłącznie o zewnętrznym szkielecie, takim jak skorupa, muszla etc.





A teraz czas na refleksje. A raczej pytanie: czym ten tekst różni się od tysięcy innych, poruszajacych ten sam temat? Mamy wielkiego, złego smoka, ciotowatych śmiałków rycerzy, nieszczęsliwe królestwo i samotnego wiedźmina. Czytajac tekst naprawdę miałem nadzieję ze czymś mnie zaskoczysz, wpleciesz w fabułę coś wykraczającego poza utarty schemat i banał. Jak się okazało, na próżno.



Styl masz przyzwoity, w sam raz pasujący do rodzaju zastosowanej narracji, choć suchy, Zauważyłem kilka literówek. Ogólnie dało się czytać bez większych zgrzytów, aczkolwiek ilość podanych informacji mogłaby być większa. Cała scena walki aż prosi się o lepsze zobrazowanie.



Lubię proste historię utrzymane w klasycznej konwencji, lecz nie w takim wykonaniu. Napisz może coś mniej odtwórczego. Może wtedy będzie można powiedzieć kilka dobrych słów.
"Przez życie trzeba przejść z godnym przymrużeniem oka, dając tym samym świadectwo nieznanemu stwórcy, że poznaliśmy się na kapitalnym żarcie, jaki uczynił, powołując nas na ten świat." - Stanisław Jerzy Lec

3
Martania była to daleko położona kraina rządzona przez mądrego króla Elzara.
No wstęp fatalny. Z jednej strony tak suchy, że można by jeszcze podać namiary GPS na tę krainę, z drugiej totalnie nic nam nie mówi. No bo co to jest to "dalekie położenie"? Poza tym, czy jest jakaś kraina rządzona przez głupiego króla ;-)


Bohaterem tym jest Falarad, rycerz przybyły z odległego kraju o nikomu nieznanej nazwie
Jak policja nic nie wie o sprawcach przestępstwa, to podaje prasie, że bandyci uciekli w nieznanym kierunku. Jak pisarz nie ma żadnego pomysłu na opisanie świata przedstawionego, to wrzuca "kraje nikomu nie znane".


Nagle chmury przysłoniły słońce i mimo iż było wczesne popołudnie zrobiło się ciemno. Z pobliskiego drzewa zerwało się, najwyraźniej czymś spłoszone stado kruków. Rycerz rozejrzał się uważnie i powoli ruszył w stronę legowiska smoka.
Budujesz napięcie, wydaje się, że zaraz smok wyskoczy, a tu lipa, rycerz się tylko rozgląda.


Był to bezlitosny smok Randalier
Wywal "bezlitosny". Zamiast tego, pokaż jak smok pali wioski, zjada dzieci, morduje dziewice, wtedy nikt nie będzie miał wątpliwości, ze jest bezlitosny i nie będziesz musial o tym wspominać.




Czy Ty jesteś kolejnym śmiałkiem, który chce się ze mną zmierzyć? – głos Randaliera był głęboki i dostojny.



- Tak, Randalierze. Przyszedłem by Cię pokonać i wyzwolić Martanie. – uniósł tarcze i dobył miecza
O, dżentelmeni


Droga była usłana dużymi odłamkami skał, co uniemożliwiło jazdę konną. Dalej musiał pójść pieszo, więc odłożył kopie gdyż bez wierzchowca na niewiele by się zdała. Wiedział, że walka bez tego oręża jest bardzo ryzykowna, ale mimo to ruszył dalej. Po uciążliwej wspinaczce dostał się na szczyt wzgórza.
Coś strasznie kręcisz, ze wzgórza raczej nie obrywają się skały. Zdecyduj się, albo góra/urwisko, albo łagodne trawiaste wzniesienia.



Człowiek, który pierwszy napisał opowieść o rycerzach i smokach, gdyby żył, powinien Cię oskarżyć o plagiat. Więcej wiary we własną wyobraźnię.

4
Nie mogę się powstrzymać od jednego komentarza.
Raven pisze:Falarada już nigdy nie widziano w Martanii, nie wrócił, by odebrać nagrodę. Wyruszył w świat by nieść pomoc potrzebującym i do końca swojego życia walczył ze złem tego świata.
No to marny mu los nadałeś za to pokonanie smoka. Po kres dni musiał jakiś bandziorów czy innego paskudztwa nasiekać. A jakaś emerytura? Zasłużona chatka nad brzegiem morza? Cokolwiek? Nie. Ty człowieku idź i walcz ze złem jak ustawa nakazuje. Oj marnie ma z tobą Autorze twój bohater, marnie. :D



Niestety co do reszty muszę się podpisać pod słowami przedmówców. Na usta ciśnie mi się jedno słowo : sztampa.
Szczęście nie jest zarezerwowane dla wybranych.

Re: Falarad [opowiadanie][fantasy]

5
Raven pisze:Martania była to daleko położona kraina rządzona przez mądrego króla Elzara.
Raz: Martania to kraina położona daleko... od czego? W świecie zupełnie (he, he, jasne :)) przez ciebie wymyślonym czytelnik nie ma żadnej orientacji, bo nie ma ograniczeń co do położenia. Jeżeli akcja opowiadania dzieje się wyłącznie w rzeczonym królestwie, czytający nie musi wiedzieć za dużo (ot, choćby znać nazw sąsiadów Martanii). Można oczywiście również streścić (Ba, nawet szczegółowo podać!) historię, imiona dawnych bohaterów, długość ich mieczy, stóp i włosów. Tylko nie ma po co w dwustronicowym opowiadanku.

Dwa: potężna Myrtana rządzona przez wielkiego króla Rhobara... :)


Jeśli chcecie usłyszeć historie o bohaterze, który uwolnił Martanie od Randaliera, usiądźcie wygodnie, bo opowieść jest długa.
Historię, Martanię

Kolejna rzecz. Już pomińmy fakt, że w mężnych rycerzach gromiących okrutne smoki nie ma nic oryginalnego. Pomińmy też to, że od początku jestem w stanie domyślić się finału. No ale niniejszym zdaniem wyjawiłeś mi zakończenie, którym (teoretycznie) powinienem być zaskoczony. Po przeczytaniu tych słów odnoszę wrażenie, że pisząc to, wiedziałeś, że powtarzasz już od lat wałkowaną historię. Polecam ci zatem pomyśleć (jeżeli w twoich historiach koniecznie muszą być bohaterowie i smoki) nad jakimś ciekawym sposobem przedstawienia takiej sytuacji, jak uczynił to np. Jim C. Hines ;)


Bohaterem tym jest Falarad, rycerz przybyły z odległego kraju o nikomu nieznanej nazwie. Nosił zbroję wykonaną z nieznanej żadnemu kowalowi ani płatnerzowi czarnej stali. Jako jedyny potrafił władać dwoma mieczami jednocześnie. Jeden nosi na plecach, drugi zaś przy pasie. Oba ostrza pokrywają pradawne runy o tajemniczym znaczeniu, które znał tylko on (!!!).
To chyba mówi samo za siebie ;)

Poza tym - mieszasz czasy. Teraźniejszy, przeszły, teraźniejszy, teraźniejszy...


Legenda głosi, że bronie te są zaklęte a rycerz władający nimi dopuszcza się czynów, które dla zwykłego śmiertelnika wydają się niewykonalne. Kto widział go walczącego ten wie, że starcie z nim to pewna śmierć.
I w ogóle był super. Może to moje odczucie, ale chyba już każdy czytelnik ma dość niesamowicie wyczesanych, potężnych, niezależnych (i seksownych) wojowników o sprawiedliwość. Bo nie jest sztuką zrobić mocarza szerokiego jak dąb, żeby pokonać smoka. Sztuka to w tym samym celu utworzyć niedołężnego jełopa ze wsi (oczywiście to tylko przykład).


O pół królestwa, o rękę jego córki a nawet o bogactwa zgromadzone przez wieki w skarbcu królewskim. Rycerz przystał na te warunki i następnego dnia wyruszył w podróż.
O! Skromny już nie był! Tylko że to źle, bo wywołuje raczej nieprzychylne uczucia wobec bohatera u czytelnika.


więc odłożył kopie
Kopię. Chyba masz z tym problem, zatem pokrótce wyjaśnię (bo słownik oczywiście się nie pokwapił, wrr!)

W bierniku (Kogo? Co?) rzeczowniki rodzaju żeńskiego kończące się na -a (dziewczyna, padlina, kopia itp.) kończą się na -ę (dziewczynę, padlinę, kopię)


- Czy Ty jesteś kolejnym śmiałkiem, który chce się ze mną zmierzyć? – głos Randaliera był głęboki i dostojny.

- Tak, Randalierze. Przyszedłem by Cię pokonać i wyzwolić Martanie. – uniósł tarcze i dobył miecza.
Niepoprawny zapis dialogów. Więcej tu: http://weryfikatorium.pl/viewtopic.php?t=992 pkt 4


- A więc walczmy.
Powiało Mortal Kombat ;) Naprawdę, w oczach stanął mi cytat:

"Imperator: Jestem Imperatorem, przybyłem po wasze dusze!

Lord Raiden: Nie sądzę!"


Randalier zatoczył okrąg i znów zaatakował
Taka bestia jest dosyć spora. Przy ogromnych skrzydłach i masie zatoczenie okręgu w powietrzu mogłoby zająć sporo czasu.


a gdy ogień go dosięgną
Ł zjadłeś


Falarada już nigdy nie widziano w Martanii, nie wrócił, by odebrać nagrodę. Wyruszył w świat by nieść pomoc potrzebującym i do końca swojego życia walczył ze złem tego świata.
A jednak jest skromny! Pełen ideał!



Ok, tyle. Całość jest naprawdę nieźle napisana i pod względem stylu niewiele mam ci do zarzucenia. Ale, jak widać z wcześniejszych uwag, fabuła to popłuczyny po wyświechtanych historiach o smokach i ich potężnych pogromcach.



Chętnie poczytam coś twojego, tylko wymyśl coś... co naprawdę będzie twoje ;)



Pozdrawiam!

6
Kolejne opowiadanie, które opowiadaniem nie jest tylko szkicem i notatkami Autora.

Zamień opisy na sceny z akcją. Akcją czyli, że coś się dzieje, jest element konfliktu, zaskoczenia, jakaś puenta.



Skróć opisy do minimum, poskreślaj przysłówki i połowę przymiotników, skreśl zaimki, skreśl i przekonstruuj zdania, żeby je ominąć takie słowa jak: był/a/o, że, iż, który/a/e.



W tej formie wygląda jak szkolna wprawka (w podstawówce, bez urazy).

Stylistyka - byłaby ok, gdyby miała to coś, co sprawia, że jest zabawnie, ironicznie, parodystycznie lub nagle groza wypełza Czytelnikowi na kark i mrozi krew.

Pomysł - niegłupi.

Dałoby się coś z tego zrobić.

Pozdr



Zuz
w podskokach poprzez las, do Babci spieszy Kapturek

uśmiecha się cały czas, do Słonka i do chmurek

Czerwony Kapturek, wesoły Kapturek pozdrawia cały świat

7
Jeśli chodzi o tematykę to była narzucona - zadanie z polskiego (opowieść o dzielnym rycerzu który zabił strasznego smoka). Wiem, że to oklepane ale musiałem się podporządkować, chciałem dowiedzieć się co sądzą o tym inni i czy sens jest pisać coś ambitniejszego, bo pomysłów ci u mnie dostatek.

Dzięki za ostrą krytykę.

8
Rany boskie - to jest forum o pisarstwie, a nie o zadaniach z j. polskiego...



Ale jak tu już jesteś i tekst też, to warto dwa zdania napisać.



Suche to, wyprute z emocji, a na domiar złego koślawo napisane. Wiem, czepiam się - ale w tym wypadku jest czego. O fatalnym poczatku to wiesz (no ba!), ale kilka zdań naprawdę chyba twoje oczy ominęły, ponieważ są... śmiesznie napisane. Np.


Nosił zbroję wykonaną z nieznanej żadnemu kowalowi ani płatnerzowi czarnej stali.


Umiejętne opisanie czasu to też widać trudna sztuka...
Było już kilka godzin po wschodzie słońca,
Nie trzeba astronomicznej wiedzy, aby dowieść, że to już co najmniej bliżej południa :)



Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Gratuluję w ogóle chęci do napisania takiego szkicu - w dzisiejszych czasach to rzadkość na lekcji!
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott

   Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
   — Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
   — Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
   — Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.

9
Raven pisze:Martania była to daleko położona kraina rządzona przez mądrego króla Elzara.
!? Baśń dla dzieci? Bo początek jakoś z baśni znajomy.

Wiem! Szewczyk DratewkaxD nie zachęcasz początkiem. A wiesz czemu? Bo wszystko wykładasz na tacy. Dodatkowo to "wszystko" jest mało zachęcające, bo przypomina opowieść o smoku Wawelskim.
Raven pisze:Bohaterem tym jest Falarad
...
Raven pisze:Nosił zbroję
mieszasz czasy. zamień "jest" na "był" i wszystko będzie ok.
Raven pisze:zbroję wykonaną z nieznanej żadnemu kowalowi ani płatnerzowi czarnej stali.
Nielogiczne, skoro ŻADEN, nie znał tej stali, to kto mu wykonał zbroję? Jeśli napiszesz, ze sam, to oznacza, ze musiał byc płatnerzem. Określ, ze nikt w krainie takiej a takiej, nie uogólniaj.

Cały czas mieszasz czasy i gubisz przecinki.

Co sądzę? Do bani, nawet jak na opowieść o odważnym rycerzu. Można było napisać to lepiej. Kiepska tematyka nie warunkuje kiepskiego wykonania. Dialog smoka i rycerza wprost mnie rozśmieszył.

Oczywiście jest sens napisania czegoś ambitniejszego, ale nie wpłynęła na to, co mówię lektura powyższego tekstu.

Weny życzę i dużo samodyscypliny.

Pozdrawiam,

Dżibril
Heaven can wait...
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”