"Lumbricus" [krótkie opowiadanie, dramat]

1
„Lumbricus”





   Przekroił na pół i dalej się ruszały. Bardzo go to zdziwiło i zastanawiał się jak to jest możliwe. Dźgnął pierwszą połówkę, a ta bez żadnych ceregieli śmignęła po ławeczce, jakby chciała mu uciec. Więc Pawełek ciach ją drugi raz. Pierwszą też pokroił. Miał już cztery połówki. Albo raczej cztery nowe zabawki. Cieszył się i śmiał, bawiąc się w najlepsze.

Przypomniał sobie przelotną rozmowę z tatą przy śniadaniu. Tatuś spieszył się do pracy, ale powiedział mu stojąc w drzwiach, że nie da się zrobić czegoś z niczego. Trzeba ciężko pracować, żeby mieć pieniądze.

-Z jednej mam już cztery, z jednej mam już cztery… – podśpiewując cicho, powtarzał słowa wymyślonej piosenki. Szybko obalił teorię ojca.

-Kupie sobie cztery i sprzedam, yyy…, cztery razy.. a tam więcej będzie – uśmiechnął się do swoich myśli i spojrzał na zwierzątka. Doszedł do wniosku, że krojenie jest użyteczne.

   Drzwi od domu otworzyły się. Wyszło z nich dziecko ubrane w sukienkę.

-Ej, chodź do domu, mama cię woła! – krzyknęła mała dziewczynka. Nie zwrócił na nią uwagi, więc podeszła do niego, stanęła w dużym rozkroku i pochyliła się lekko, patrząc na rozczochraną czuprynę i małe czarne oczka utkwione uporczywie w piachu.

-Paweł!– ryknęła Zosia przeciągając samogłoski. Odsunęła się, założyła rękę za rękę i spojrzała na siedzącego brata ze złością w oczach.

-Ciekawe czy ty.. – obrócił się i spojrzał na siostrę z dziwnym zainteresowaniem w oczach.

-No czy co? – zdziwiła się Zosia. Brat nigdy tak dziwacznie na nią nie patrzył.

-No choć, mama cię woła - nalegała, ale chłopiec nie słuchał, odwrócił się. Patrzył teraz tępo na cztery kawałki dżdżownic. Po chwili przeniósł powoli wzrok na dziewczynkę. Wstał, podszedł do siostry i niespodziewanie uderzył ją w policzek.

-Ała, co robisz! – warknęła i odepchnęła go. Pawełek potknął się o próg i wpadł do piaskownicy. Podparł się rękami i siedział sobie przez moment w milczeniu. Zosia darła się w niebogłosy.

-Nic, tylko sprawdzam – odpowiedział. Patrzył na nią ze spokojem, przekrzywiając przy tym głowę. Zastanawiał się nad czymś.

-Sprawdzaj na sobie! Świnia jesteś! – rzuciła Zosia i poszła ze skargą do mamy.

-A one nie krzyczały...- mruknął do siebie i patrzył jak siostra trzaska drzwiami do domu.

   Jego twarz przybrała wyraz głębokiego zamyślenia i jednocześnie nabrała dziwnej, udawanej powagi dziecięcej.

-Hmm, nie chcę już być strażakiem. – Powiedział do swoich myśli. Po czym, nie przejmując się zbytnio siostrą, usadowił się wygodniej na piasku. Nie mając w zwyczaju martwienia się o ubrudzenie ubrania, wytarł ręce pełne mokrego piachu w bluzę. Zwinął ręce w pięści, oparł je na piasku, schylił się i przyglądał dołkowi wykopanemu wcześniej. Uśmiech zagościł na jego twarzy. Kilka nowych dżdżownic było na dnie i wiło się. Paweł wiedział, że potrafią kopać w ziemi, więc sam odgrodził im wcześniej miejsce, dokopując się do dna drewnianej piaskownicy.

-Oj nie, nie uciekniesz mi, hihi. – powiedział do dżdżownicy, która wkopała się z boku w piasek. Chwycił ją palcami i pociągnął. Ścisnął za mocno, ale tym się nie przejmował. Kiedy podniósł umęczone zwierzątko na poziom oczu i zauważył, że coś palce mu zwilgotniały, uśmiechnął się ze zgrozą w oczach. Drugą ręką chwycił drugi koniec i też ścisnął.

-A to zawiążemy cię w kokardkę- powiedział do siebie chłopiec. Mimowolnie wysunął język przed wargi, zacisnął lekko zęby i przeszedł ze słowa w czyn. Z nieco otwartych ust sączyła się powoli ślina i kapała na spodnie. Pawełek męczył się bardzo ale w końcu zatriumfował.

-No i pięknie! – wreszcie udało mu się. Nie zważał na to, że wstążka z dżdżownicy pękła, kiedy próbował ją mocniej zacisnąć, tak jak uczyła mama wiązać buty. Pomyślał, że następną dżdżownicę musi inaczej pochlastać.

   Podczas rozmyślania wziął do ręki mały patyczek i kawałek metalowego drutu, który zostawił obok dołku. Odłożył je na drewnianą ławkę, otaczającą piaskownicę. Usiadł na niej, spojrzał w niebo i rozmyślał.

-Wiem już co będę robić.- podniecony powiedział głośno i jego twarz oblała się rumieńcem.



***



   Nie jadł od paru dni. Ostatni kubek wody dostał wczoraj. Był bardzo brudny. Śmierdział kilkunastodniowym potem. Miał worek na głowie. Nic nie widział. Dwóch, potężnie zbudowanych facetów trzymało go pod łokcie. Słyszał tylko kroki, ale wiedział, że idzie między tłumem ludzi. Milczeli. Czekali na niego.

   Paweł też miał worek na głowie, tyle że czarny. Stał przy stole. Ochroniarze weszli na scenę i popchnęli skazańca w ręce kata. Ten ściągnął szybkim ruchem biały worek i spojrzał przez szparki w swojej masce na twarz winowajcy. Zlękniony facet podniósł wzrok na swego oprawcę, poznał te małe czarne oczka od razu i ścisnął go żal tak mocny, że rozpłakał się w jednej chwili.

-Synu… - mruknął cicho, tak, że jedynie kat mógł usłyszeć. Paweł nie zwrócił na to uwagi, tylko uderzył go w policzek.

   Zuzanna nie umiała patrzeć. Nie potrafiła także płakać. Ale kiedy zobaczyła ten ruch, który widziała już setki razy wcześniej, przypomniała sobie dzieciństwo. Nie mogła uwierzyć swoim myślom. Ocknęła się szybko, wylewając na swoje pomysły kubeł lodowatej wody.

-To niemożliwe, Paweł, przecież on by nie mógł. Nie… - szybko odrzuciła tę myśl, bo przecież to jej ukochany tatuś leżał na tym stole. Ich tatuś. Wiedziała że był niewinny, ale nie mogła nic więcej zrobić. Modliła się. Była zmartwiona mamą, którą mocno tuliła do piersi. Matka cicho łkała, nie podniosła głowy ani razu do końca egzekucji.

-Strażak by tyle zarobił? Hehe. A i uciechy, że hoho! – szepnął do ucha ojca, po czym stanął pewniej, wymierzył dokładnie i odciął mu stopę jednym cięciem długiego noża.

   Różne przyrządy zaczynały wchodzić do gry, a kat nie przestawał. Było mu ciągle mało. Lud milczał. Większość ludzi spuściła głowy. Nie patrzyli, było im wstyd. Wiedzieli, że niewinny umiera. Strach opanował ich umysły i nie pozwalał działać. Dusili się w tej rozpaczy, a kolejna ofiara kata jeszcze bardziej i mocniej odbierała powietrze, bo była bliska wielu ludziom.

   Męczennik zemdlał z powodu zbyt dużego upływu krwi. Kat zdenerwował się tym bardzo i odciął mu głowę. Zrobił to z satysfakcją, przytrzymując wcześniej włosy, aby kiedy głowa oddzieli się od tułowia, mógł ją pokazać tłumowi, który zmuszony przez władzę patrzy i musi milczeć. Kat zbliżył ociekającą z krwi głowę do swej twarzy. Przyglądał się tej głowie, która była mu teraz jeszcze bardziej obojętna niż dziesiątki poprzednich, które miał w swoich splamionych krwią rękach. Nic nie zauważył. Opuścił rękę. Głowa upadła i potoczyła się w stronę tłumu. Jej upadek był najgłośniejszym odgłosem na całym placu. Niektórzy ludzie zaczynali wymiotować, bo pamiętali co wiąże się z tym odgłosem.

   Paweł podszedł do stołu i popatrzył uważnie na pokrojone zwłoki. Był niezadowolony. Spojrzał na ochroniarzy. Zobaczyli czarny worek z dziurkami na oczy i od razu odwrócili wzrok. Mimo swych gabarytów zawsze byli przerażeni na widok tego szaleńca. Kat stanął przed nimi, wyciągnął rękę i klepnął ochroniarza po ramieniu. Obrócił się w stronę stołu i rzekł:

-Znowu mi żadna połówka nie śmignęła.
Ostatnio zmieniony ndz 08 mar 2009, 10:44 przez kamilavena, łącznie zmieniany 1 raz.

2
Dobre.



Horror a'la Masterton. Mastertona nie znoszę (facet ma po prostu poważny problem z psychiką, albo jest opętany), ale przy tym, co on wyczynia ten tekst to fraszka, więc mnie nie rusza.



Nie wiem, czy zabieg specjalny, czy przypadkiem tak wyszło, że nie bardzo mogę się zorientować w jakich czasach to się dzieje. Przeżyłem mały szok, kiedy okazało się, że "kat" to nie figura retoryczna, ale autentyczna funkcja w tym tekście. Spodziewałem się raczej żółtych taksówek.



Także umiejscowiłbym gdzieś konkretniej historię Pawełka. Ale to naprawdę fajny kawałek.



Pozdrawiam
Pozdrawiam
Nine

Dziewięć Języków - blog fantastyczny
Portfolio online

3
Właściwie to dramat, nie horror. Myślę, że drastyczne sceny nie są tu najważniejsze. Swoją dogą nie trawię makabry. Ale świat jest jaki jest, ludzie są jacy są, okrucieństwo było jest i będzie. Ale o ile istnieje taka możliwość, wolę odwrócić głowę, niż się przyglądać. Fani Mastertona... mają na opak :P



Wracając do tekstu. Oczywiście, finałowa scena jest mocna. Egzekucja, milczący tłum... No, powiem Ci, że robi wrażenie.



Brakowało mi płynności w tekście. Jest prosto i czytelnie, ale za jakiś czas mógłbyś przy nim podłubać. I tyle :)



Pozdrawiam.
"Niechaj się pozór przeistoczy w powód.
Jedyny imperator: władca porcji lodów."

.....................................Wallace Stevens

4
Po przeczytaniu tego tekstu mam mieszane uczucia. Nie mogę napisać, że mi się podobał, nie też napisać, że nie podobał. Coś w nim jest.

6
Tekst na pewno przykuwa, budzi emocje. Czy się podoba? Tu chyba trzeba z różnych ujęć. Treść nie należy do tych, które mnie fascynują.Natomiast napisane jest sprawnie, choć w kilku miejscach płynność nieco się zachwiała. Rzuciły mi się w oczy powtórzenia . Doiść często i w miarę blisko siebie znalazł się wyraz "ręka" (i jego odmiana).

Nie dokońca też zrozumiałem zabieg ze strażakiem. O ile jest to w miarę jasne w przypadku małego chłopca, to powtórzenie tego w scenie finałowej sugeruje jakby przez te wszystkie lata ktoś nachalnie wmuszał mu tego "strażaka" w życie. Do tego stopnia, że stało się to jego obsesją... nie jedyna zresztą :)
"W człowieku, który uważa, ze wszystko już było i nic nie może go zdziwić, umarło to, co najpiękniejsze - uroda życia".

R Kapuściński "Podróże z Herodotem"
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”