Proszę zerknijcie na ten tekst i powiedzcie co myślicie, jest sens ciągnąć to dalej ?
Aleks Kondraciuk jak co rano wyjrzał przez okno, mając nadzieję zobaczyć słońce. Tego dnia padało. Cholerne wyspy – pomyślał. Spojrzał na mokrą nawierzchnię Avonmore Street i zaklął w duchu, że znowu będzie musiał forsować amortyzatory po tych wiecznie nie łatanych dziurach. Usłyszał “śpiew” irlandzkiego słowika – tak nazywał wszędobylskie gawrony, których szczerze nienawidził. Wszedł do niewielkiej łazienki, która mieściła tylko małą umywaleczkę, kabinę prysznicową i sedes.Umył zęby, włosy, ogolił się, po czym zręcznymi ruchami wymodelował swoje krótkie, czarne włosy w coś na kształt jeżyka. Wyciągnał z komputera płytę z napisem “Joyce's wedding” i włożył ją do kieszeni sportowej marynarki.
Dochodziła siódma piętnaście, zszedł na dół, ostrożnie stąpając po skrzypiących schodach, by nie zbudzić pozostałych domowników. Każdy irlandzki dom jest taki sam – pomyslał. Wąskie korytarze, małe pokoiki i skrzypiące schody. Wrócił myślami trzy lata wstecz, przypomniał sobie rodzinny dom niedaleko Gdańska, wielki przestrzenny budynek, który postawił jeszcze jego dziadek zaraz po wojnie. Wciągnął powietrze nosem, łudząc się, że poczuje zapach cynamonu, którym przyprawiała szarlotkę jego mama. Zawiódł się.
Kuchnia była połączona z living roomem, Aleks szybko przypomniał sobię o wczorajeszej balandze, widząc w jakim stanie jest cały parter. Walające się puszki, rozlane napoje, stół w resztkach żarcia i leżący pod stołem Kenny, słowem – standard.
Kenny był znajomkiem Kaśki, Aleks zawsze sie zastanawiał jak ci dwoje się dogadują, mały, gruby i piegowaty irlandczyk i Kaśka, piękna dziewczyna, która z angielskim ma tyle wspólnego co Lech Wałęsa z wyścigami psich zaprzęgów. Wzruszył ramionami i wrzucił dwie kromki tostowego chleba do tostera. Wstawił wodę na kawę i zrobił sobie trochę miejsca na zagraconym stole. Gdy skończył posiłek, odpalił papierosa – polskie złote Mallboro, kupowane od znajomego po trzydzieści pięć euro za karton. Wszyscy polacy na wyspach kupowali fajki od innych polaków. To była dobra cena, w sklepie musiałby dać conajmniej dwa razy tyle.
Czas porannej kawki i fajka były ulubioną porą dnia Aleksa. Chwila relaksu, cisza przed burzą. Wiedział, że za paredziesiąt minut będzie musiał udawać pewnego siebie, wesołego I cieszacego sie życiem człowieka. Będzie musiał założyć swoją roboczą maskę. A jednak była to chwila przeznaczona tylko dla niego, jego osobiste sanktuarium spokoju.
Zawsze wtedy rozmyślał, o różnych rzeczach, o pracy, o przyjaciołach, o Kaśce, która z uporem maniaka nie chciała zwrócić na niego uwagi, choć tak bardzo się starał. Nawet po tym gdy oboje pijani pocałowali się, wyrzuciła to z pamięci, zapomniała, tak zwyczajnie jak zapomina sie wyłączyć żelazko. Zawsze na tę myśl robiło mu sie przykro.
Myślał też o matce, ile jej jeszcze zostało ? Czy ostatnia chemia przyniosła jakiś skutek ? Czuł bezsilność, dlaczego w dwudziestym pierwszym wieku nikt nie potrafi jej pomóc ? - dręczył się. Rozmyślał o szefie, grubym, łysym, śmierdzącym typie, którego szczerze nie cierpiał. Co tym razem mu sie nie spodoba ? Sposób obróbki twarzy, a może ramki ? A może płyta będzie krzywo podpisana ? Skrzywił sie na tę myśl.
Dokończył papierosa I zabrał kluczyki od samochodu.
Wyszedł na zewnątrz zamykając drzwi na klucz. Spojrzał przed siebie I mimowolnie westchnął opuściwszy ręce. Moja “czerwona strzała” - pomyślał. Ile jeszcze czasu będe musiał jeździć tym gównem ? Czerwony Nissan Micra z dziewiędziesiątego piątego nosił ślady bardzo intensywnej eksploatacji. Skorodowana, powgniatana blacha, nad którą Aleks zastanawiał się, dlaczego jeszcze nie odpadła. Małe kółeczka, każde z innym kołpakiem, jedna wycieraczka, do tego zatrzaśnięte na amen drzwi od pasażera. Całości makabrycznego widoku dopełniał paskudny, wieśniacki spojler, który niechybnie był przykręcany przez kogoś kto nie miał pojęcia o tuningu za grosz. Ostatnim sprawnie działającym w samochodzie urządzeniem był silnik. I była to jedyna rzecz, dla której Aleks tym wehikułem wogóle jeździł. Wsiadł do samochodu zastanawiając się dlaczego stary Jacke – sąsiad, nigdy nie wychodzi ze swoim psem na spacer. Czterdziesto - kilowy owczarek niemiecki, codziennie załatwiał sie na małym trawniczku przed domem, smród był niesamowity, I wcale by to Aleksa nie obchodziło gdyby nie mieszkał tuż obok.
Jechał wzdłóż O'connel Avenue, wokół roztaczał się szary, mglisty poranek. Minął ludzi na przystanku, niecierpliwie spoglądających w kierunku, z którego miał nadjechać autobus. Minął też jego ulubione Xtravision – wypożyczalnie płyt dvd, w której chętnie zaopatrywał się w swoje ulubione tytuły. Gdy dotarł do pomnika Daniela O'Connela przestało padać. Skręcił w lewo, w Katerine Street I zatrzymał się przed niskim budynkiem z napisem “Wheelan cameras”. Gdy wszedł do środka powitała go wysoka, szczupła dziewczyna.
- Cześć Aleks, jak tam dzisiaj ?
- Witaj Susy, a nawet nieźle, jest już szef ?
- Jest, czeka na ciebie. Dzwonił już Pan Doyle, pytał się kiedy będą gotowe zdjęcia ze ślubu.
- Który to Doyle, ten rudzielec ?
- Dokładnie ten, co mam mu powiedzieć jak zadzwoni jeszcze raz ?
- Powiedz, że się nie rozdwoję I robię co mogę – odparł Aleks ze złością.
- OK, jak chcesz..
- Czekaj, żartowałem, powiedz mu, że najpóźniej pojutrze dobra ?
- OK.
- Dzięki.
Aleks przeszedł koło wystawy cyfrowych lustrzanek, minął też rozstawione statywy, zatrzymał sie przy obiektywach. Szybko przeleciał wzrokiem po pułkach I ruszył dalej w głąb sklepu. Zapukał do do wysuniętych na prawo drzwi I wszedł do środka. Za biurkiem siedział gruby, łysy facet.
-Dzień dobry panie Joyce .
- Cześć młody, no jak masz te zdjęcia ? Prosze cie tylko nie mów, że nie skończyłeś, obaj wiemy, że zależy ci na tej pracy prawda ? - powiedział gruby z chytrym uśmiechem na ustach.
- Skończyłem szefie.
- No to ciesze się, siadaj I pokazuj co tam masz.
Aleks pospiesznie wykonał polecenie wyjmując z kieszeni marynarki płytę.
- Ile ich wszystkich jest ? - zapytał szef.
- Nie pamiętam dokładnie, ale około dwustu pięćdziesięciu, szefie.
- Dwieście ? Miało być trzysta.
- Ekhem... tak... ale niektóre były nie doświetlone szefie, to wina tych nowych lamp. Jeśli szef chce to moge jechać po te zdjęcia, mam je na...
- Dobra, dobra, dawaj tę płytkę.
Aleks włożył płytę do komputera I włączył prezentację multimedialną. Miał dusze na ramieniu, nie codzień robi sie zdjęcia dla własnego szefa. Szef, pięćdziesiętnioletni prostak, wreszcie znalazł sobie kobietę zdolną do tego żeby go poślubić. Aleks miał wątpliwą przyjemność w fotografowaniu tej uroczystości, jednak wiedział, że wiąże się z tym ogromne ryzyko. Jeśli cos spartaczy może wylecieć z pracy, a tego nie chciał doświadczyć pod żadnym pozorem. Szczęśliwym trafem, szefowi bardzo spodobała się aleksowa prezentacja, czemu dał wyraz juz kilka minut po jej uruchomieniu.
- No no młody, spisałeś się, podoba mi się. Naprawdę mi sie podoba. Jak ci sie udało tak mnie odchudzić co ? Przyznaj się. - wyszczerzył zęby grubas.
- To nic takiego szefie, trochę Photoshopa I wszystko da się zrobić, mam nadzieje, że nie przesadziłem ?
- No tak, dzisiejsza technika, kiedyś babraliśmy się w chemikaliach, tracąc wzrok I węch w ciemniach, a dziś wystarczy tylko komputer.
- Przywilej postępu szefie. Ciesze sie, że sie panu podoba, album będzie gotowy za trzy dni.
- Świetnie, dobrze ci idzie mały, jak tak dalej pójdzie to niedługo może, może dostaniesz podwyżkę – zaśmiał sie wrednie grubas.
- Dziękuje szefie. Aleks nie wierzył w żadne jego słowo.. Łysol juz nie raz obiecywał mu podwyżkę I zawsze na obietnicach sie kończyło.
- Jeśli pan pozwoli wróce juz do moich obowiązków.
Aleks wyszedł I wrócił do swoich zajęć.
-
2
Myślę, że jak najbardziej powinieneś pociągnąć ten tekst do końca i dopiero wtedy go tutaj umieszczać. Wstawianie fragmentu tekstu wraz z prośbą: "Proszę, przeczytajcie o i powiedzcie mi czy to funta kłaków warte. Najlepiej walnijcie analizę i dopiszcie za mnie zakończenie", zakrawa o zesłanie na galery. Sory, ale ja się tak nie będę bawił. Napisz, przemyśl to, a potem wrzucaj. Przez takie wrzucanie nie szanujesz czytelnika. A co gdyby jakiś młody reżyser, wrzucił nagle część swojego debiutanckiego filmu, np. serial "Londyńczycy" - pierwsze dziesięć minut pierwszego odcinka, pierwszej serii. Mata, ludziska! Oglądajta i oceniajta! Jak będzie dobre, to mówta. Nakręcimy więcej.
Masz w ręce coś takiego, jak licentia poetica. Zapchlony obowiązek dopracowania w najmniejszych szczegółach swojego tekstu, przemyślenia go, szlag, napisania nawet od nowa, aby miał ręce i nogi. Potem dopiero wrzucasz go na forum i prosisz o komentarz.
BTW: Czy tego nie ma gdzieś w regulaminie? Albo nie powinno być?
Masz w ręce coś takiego, jak licentia poetica. Zapchlony obowiązek dopracowania w najmniejszych szczegółach swojego tekstu, przemyślenia go, szlag, napisania nawet od nowa, aby miał ręce i nogi. Potem dopiero wrzucasz go na forum i prosisz o komentarz.
BTW: Czy tego nie ma gdzieś w regulaminie? Albo nie powinno być?
3
Ale się nam Pan Sid zaperzył no. Nie wiem czy zauważyłeś, ale ludzie wrzucają tu o wiele krótsze teksty i jakoś nikt im tego nie wypomina. Specjalnie jednak dla Ciebie wrzucę pozostałą część i z niekłamaną nadzieją (absolutnie nie jest to ironia ani sarkazm) przeczytam co o niej sądzisz. Jesteś, zdaje się jedyną osobą która odpowiedziała w tym temacie, co bardzo cenie. Wrzucam resztę (bynajmniej nie jest to koniec, bo powieść w założeniu ma być o wiele dłuższa) i czekam na odzew.
- Jeśli pan pozwoli wróce juz do moich obowiązków.
Aleks wyszedł I zabierał sie już do odkurzania kolekcji obiektywów, gdy podeszła do niego Susy.
- I co ? - Spytała.
- Nic, podobało mu się.
- Ehh... szczęściarz.
- Szczęściarz ? Phi, to ty jesteś jego ulubienicą, mnie traktuje jak powietrze, a zresztą... nie obchodzi mnie to. Najważniejsze, że mam na razie pracę.
- Ulubienicą ? O czym ty gadasz Aleks ?
- Oj przestań, jesteś dziewczyną, to normalne, że ciebie bardziej lubi.
- Przesadzasz, jak zwykle. Powinieneś znaleźć sobie dziewczynę, wiesz ?
- Wiem. Ma rację cholera, muszę zapomnieć o Kaśce I wreszcie pchnąć swoje życie do przodu. Muszę się rozerwać, odżyć po tym szaleńczym miesiącu. Chyba zadzwonie do Jacka, on będzie wiedział jak mi pomóc.
Jak zwykle poniedziałek był nudny do granic możliwości I ciągnął sie jak flaki z olejem. Czyszczenie gablotek, pilnowanie zamówień, wywoływanie I sortowanie zdjęć. Mało klientów, a jak już się zjawiali to zazwyczaj po odbiór lub oddanie filmu do wywołania. I jedna wstrętna baba, która usilnie chciała sobie zrobić zdjęcia do paszportu, ale tak by jej twarz wyglądała szczupło. Pomimo wszelkich starań Aleks nie mógł spełnić jej zachcianki, po czym zrezygnowana zdecydowała się na to co wyszło. Na szczęście chociaż szef nie pałętał sie po sklepie, bo miał jakieś pilne sprawy na głowie.
Tuż przed końcem pracy Aleks zadzwonił do Jacka. Jacek, rozrywkowy chłopak, którego poznał w poprzedniej pracy, swoim zwyczajem nie odebrał za pierwszym razem, za drugim też nie, Aleks wiedział, że do niego trzeba dzwonić conajmniej trzykrotnie zanim podniesie telefon. Tak też było I teraz.
-No siema Jacek.
-“Siemano, co tam mistrzu?”
- A nic, tak dzwonie, co robisz dziś wieczorem ?
- “Eee w zasadzie to nic, a co ?”
- To może browar ?
- “No w sumie mogę, to o której?”
- Ósma przed Brown Thomasem, pasuje ?
- “No spoko, do zobaczyska”
- Narazie.
Gdy wrócił do domu, wnętrze było już posprzątane. Kaśka, wysoka blondynka o pięknych zielonych oczach, do której Aleks tak wzdychał, właśnie coś smażyła. Na kanapie siedział Robert, dosyć niedawno przybyły na wyspę dziewiętnastoletni chłopak, który usilnie starał się znaleźć jakąkolwiek pracę. Swoim obyczajem, oglądał ulubiony Animal Planet, czym doprowadzał do pasji siedzącego na fotelu Wojtka. Wojtek był znajomym Aleksa jeszcze z czasów gimnazjum, razem przylecieli do Irlandii, jednak po paru miesiącach ich przyjaźń stopniała prawie całkowicie, ograniczając sie tylko do grzecznego koleżeństwa. Z Aleksem mieszkała też Marta, psiapsiułka Kaśki, która ją tu ściągnęła. Marty nie było akurat w domu, pracowała na nocną zmianę w szpitalu jako pielęgniarka. Choć była to praca dosyć niewdzięczna, to wszyscy domownicy szczerze zazdrościli Marcie jej zarobków. Dobra pielęgniarka zarabiała w Irlandii więcej niż wykwalifikowany lekarz w Polsce.
O, fotograf wrócił ! - krzyknął Robert – Siema!
- Cześć – powiedziała Kaśka – chcesz trochę ryby ? Za dużo usmażyłam.
- Dzięki, chętnie.
- No jak tam panie fotografie, robiłeś dziś foty komuś sławnemu ? - zapytał Robert uśmiechając się.
- Sławnemu nie, ale była taka miła pani, spodobałaby ci się Robcio.
- Ta? Jak wyglądała, jakaś niezła dupcia, wziąłeś numer ?
- Była piękna, wysoka, niebieskie oczy, ogniste włosy I....
- I co?! - nie wytrzymał Robert.
- ...ważyła chyba ze sto dwadzieścia kilo, zupełnie jak twoja Kinga kiedyś - na pewno by ci sie spodobała! - powiedział Aleks z szyderczym wyrazem twarzy, a całe towarzystwo zaniosło sie gromkim śmiechem. Robert momentalnie posmutniał I wrócił do oglądania wędrówek amerykańskich gęsi.
Kaśka nałożyła Aleksowi smażonej ryby, po czym oboje usiedli do stołu. Przez chwilę jedli nie odzywając się do siebie. Potem niezręczną ciszę przerwała Kaśka, wystrzelając standardowym “jak minął dzień?”
- A jakoś zleciał, w sumie nuda, jak to w poniedziałek, a jak tam u ciebie ?
- Spoko, może dostane podwyżkę, nareszcie. - podniosła wzrok z nad talerza uśmiechając się niepewnie. Aleks odwzajemnił uśmiech I tęsknym wzrokiem spojrzał dziewczynie w oczy. Kaśka uciekając wzrokiem w trzymany w ręku widelec, wróciła do pałaszowania smażonego filetu. Aleks westchnął ukradkiem.
- Ciesze sie, udała się wczorajsza impreza ?
- Aj tam, żadna impreza, zwyczajna popijawka, ale tak, udała się, było naprawdę wesoło, jeśli o to pytasz. Szkoda kurde, że nie zszedłeś na dół...
- Musiałem skończyć te cholerne zdjęcia dla szefa, zabiłby mnie gdybym ich dziś nie doniósł. - Aleks skrzywił się. - Tak wogóle – podjął - Kenny doszedł do siebie ?
- Doszedł, ale było ciężko, strasznie rzygał, cudem tylko zdążył wybiec na ogródek.
- No tak, typowe.
Jedli, nastała kolejna długa chwila milczenia, Aleks chciał zapytać Kaśkę o coś, co od dawna go gnębiło, ale nie lubił wtrącać nosa w nieswoje sprawy I zawsze dawał sie z tym na spokój. Teraz jednak nie wytrzymał.
-Kasia, mogę cie o cos zapytać ? Tylko błagam, nie obraź się na mnie.
- No pewnie, wal!
Spojrzał na nią, przez chwilę zastanawiając się czy nie palnąć jakiejś głupoty w stylu “która godzina?”. Przemógł sie jednak.
- Co ty widzisz w tym Kennym, tak szczerze ?
Nie wiedziała co powiedzieć, nigdy sie nad tym zastanawiała. Przez krótką chwilę utkwiła wzrok w martwym punkcie, po czym podniosła głowę I wypaliła:
- Nie wiem, on po prostu jest.... zabawny, poza tym wiesz.... tak fajnie mówi po tym angielsku. - powiedziała niepewnie I zarumieniła sie lekko.
Ach to tak, pomyślał Aleks. To już wiem czego mi brakuje. Ja jestem tylko nudnym fotografem, ślęczącym przy komputerze, podczas gdy inni sie bawią. Potrzeba jej rozrywki, szaleństwa, egzotyki w postaci małego, rudego irlandczyka, który jest jeszcze na utrzymaniu starych. Nigdy nie zrozumiem kobiet – pomyślał.
- Acha, spoko, tak tylko pytam – odparł ze skrywaną złością.
Jacek czekał na niego w umówionym miejscu. Brown Thomas, duży I bardzo drogi sklep odzieżowy mieszczący się na głownej ulicy miasta, w samym centrum Limericku. Budynek nie dający się pomylić z żadnym innym, miejsce spotkań wszystkich młodych ludzi, którzy mieli w planach nocne wojaże po pubach, knajpach I dyskotekach. Przed samym sklepem znajdował się główny przystanek autobusowy, w mieście, a prostopadła uliczka obok była postojem dla taksówek.
Aleks wysiadł z taksówki I podążył pod sklepowy daszek, z daleka zauważając swojego kompana.
Jacek jak zwykle wyglądał tak jak miałaby to być najważniejsza noc w jego życiu. Ufryzowane żelem włosy, misternie przystrzyżona bródka, ciemna sztruksowa marynarka, biała koszula, niebieskie dżinsy I czarne, modne buty. Do tego ten zawadiacki uśmieszek nigdy nie znikający z jego oblicza. Aleks tym razem musiał stwierdzić, że jego ubiór nie odbiegał zbytnio od stroju kolegi. Postanowił dziś dobrze się zabawić.
- No siema chłopie! - przywitał go Jacek, klepiąc po ramieniu.
- Cześć Jacek, dawno się nie widzieliśmy co ? - zapytał z niekłamaną radością Aleks.
- Heh, no dawno, dawno, ile to już będzie, miesiąc chyba co ?
- Z hakiem.
- No dobra mistrzu to powiesz mi co sie stało, czy mam zgadywać ? - zapytał rozbrajająco szczerze kolega.
- Co? Nic się nie stało, a co sie miało stać, nie kapuję ?
- Nie udawaj stary, znam cię za długo, żeby nie wyczaić, że masz jakiś problem. Browar, na początku tygodnia ? Stary to do ciebie nie podobne!
Aleks zrozumiał, że dalsza zabawa w kotka I myszkę nie ma sensu.
- Nie no nic takiego, po prostu wszystko mnie wkurwia I postanowiłem się zabawić, starczy ?
- Heh, no jasne, ale powiedz, chodzi o ta Kaśkę prawda ? Znowu ci dała kosza ?
- Mniej więcej, ale stary daj już spokój, chodźmy lepiej na okrąglak.
- No to kaman, tylko trzeba kupić jakies browce po drodze.
Ruszyli w stronę rzeki, w górę O'Connel Street, rozkoszując się ciepłym, czerwcowym wieczorem. Było gwarno I tłoczno. Ulica tętniała życiem. Wszędzie wokoło migotały kolorowe neony sklepowych wystaw, samochody przeciskały się z trudnością po dwupasmowej jezdni, trabiąc przy tym niemiłosiernie. Po chodnikach przechadzali się ludzie, wszelakiej maści – murzyni, azjaci, europejczycy. Można było odnieśc wrażenie, że co druga napotkana osoba mówiła po polsku. Polaków było w Limericku coś koło pięćdziesięciu tysięcy, nie dziwne więc, że spotykało sie ich na każdym wręcz kroku. Letnie powietrze działało jak narkotyk, z każdym wdechem chciało się go więcej I więcej. Dawało poczucie wolności, dzikiej, wakacyjnej przygody, do której Aleks tak tęsknił. Przypomniały mu sie lata liceum, gdy wraz ze swoją paczką spędzali całe lato nad morzem. Zapragnął poczuć się tak jeszcze raz.
Po drodze kupili osiem puszkowanych Tyskich, uważanych przez nich za najlepsze piwo świata. Minęli Tourist Office, I dotarli na miejsce. “Okrąglak” był dużym kolistym placem, mieszczącym się nad samą rzeką Shannon. Od strony ulicy odgradzał go wielki budynek z czerwonej cegły, w którego był wbudowany ogromny zegar. Z “okrąglaka” rozpościerał się piękny widok na rzekę I King John's castle. Zwłaszcza po zmroku widok z tego miejsca był niesamowity, bo zamek był pięknie podświetlony halogenowymi lampami. Na tym placu spędzała czas masa młodych ludzi, było to takie nieoficjalne centrum kulturowe. Nie inaczej było dzisiaj. Można było normalnie pić alkohol, bo policja zbytnio nie interesowała się tym miejscem, a jak juz się zainteresowała to z marnym skutkiem. Zazwyczaj prosili tylko, żeby schować piwo I iść gdzie indziej.
Cały “okrąglak” otaczały trzystopniowe betonowe schodki, które służyły jako siedziska dla relaksujących się ludzi. Dziś, wyjątkowo zapchane schodki nie zdradzały żadnego wolnego miejsca. Ludzie, nie wiedzieć czemu, woleli siadać na nich, niż na otaczających plac ławkach. Może dlatego, że ławki były zwrócone w strone rzeki a schodki do wewnętrz, pozwalając wszystkim biesiadnikom na kontakt wzrokowy. Aleks I Jacek znaleźli więc wolną ławkę I otworzyli swoje puszki.
- No to opowiadaj, co nowego u ciebie, hę ? - zapytał Jacek.
- Nic, chłopie, ten sam shit co zawsze. W soboty wesela, a od poniedziałku do czwartku ten pieprzony sklep.
- Jezu, czemu ty jestes taki negatywnie nastawiony co ? Życie jest piękne! Musisz sie tylko nauczyć z niego korzystać. Powinieneś znaleźć sobie wreszcie jakąs pannę.
- Muszę. - stwierdził z ponurą miną Aleks.
- Ciągle myślisz o tej Kaśce prawda ? Stary rozejrzyj się, zobacz ile tego chodzi, jak nie ta to inna!
- Jacek, ty nie wiesz jak to jest, codziennie ją widzę, każdego dnia. I codziennie czuję się tak jak by mi ktoś wsadzał widelec w serce. Miałeś tak kiedyś ? Wątpie. Nie wiem, muszę się chyba wyprowadzić, albo ona musi się wyprowadzić, bo dłużej tego nie zniosę.
- Nie, musisz znaleźć sobie kogoś, kto pozwoli ci wybić ją sobie z głowy. Ja znam takie osoby, zaufaj mi.
Aleks nie wątpił. Jacek znał dużo pięknych dziewczyn I miał u nich powodzenie. Zawsze zastanawiał się jak on to robi, I zawsze mu tego zazdrościł. Jacek nie był szczytem męskiej urody, możnaby powiedzieć – zwyczajny, niewysoki chłopak, a jednak miał to coś co sprawiało, że kobiety do niego leciały jak myszy do sera.
- Dobra Jacek, doceniam troskę, ale nie wyszedłem dzisiaj po to żeby się wypłakiwać, pij lepiej tego browca.
- Hehe, no luzik. - Jacek wziął łyk zimnego piwa I spojrzał na przechodzącą obok młodocianą parkę. Chłopak był ubrany na sportowo, ale bardziej ekstrawagancko. Dres był cały biały, końcówki nogawek były schowane w skarpetach, a na stopach chłopak nosił białe adidasy na podwyższonej podeszwie z tzw. “systemem”. Bluzę miał rozpiętą do połowy, a odsłoniętą pierś zdobił duży, złoty łańcuch. - Kurwa – podjął Jacek – nigdy nie zrozumiem tej jebanej młodocianej irlandzkiej mody. Przecież jak by mnie stary zobaczył w czymś takim to by mnie chyba zajebał gołymi rękami.
- Co gorsza – odpowiedział Aleks – ja nie wiem co te gówniary w nich widzą, zobacz na tamtą, na oko jakieś czternaście lat, ale juz teraz widać, że niezła z niej będzie laska za parę lat.
- No właśnie! Choć może I my sie tak odjebiemy, zobaczymy czy będziemy mieli branie co ? - Jacka wyraźnie rozbawiła ta myśl.
Robiło się coraz później, otaczające plac schodki stopniowo się przerzedzały. Ktoś grał na gitarze jakąś irlandzką piosenkę, dwie dziewczyny śpiewały fałszywie, co jakiś czas przerywając I biorąc łyk piwa. Zamek Króla Jana pięknie rozbłysnął światłem halogenów, a wszędobylskie mewy chciwie zjadały kawałki chleba rzucanego przez starszego mężczyzne siedzącego dwie ławki dalej. Brali się już za trzecie piwo, gdy Aleks zapytał:
- I co wracasz do kraju na zimę ?
- Nie wiem sam, wiesz jak tu jest z robotą po sezonie. - Jacek spojrzał na zamek I wziął łyk piwa - Z resztą, w mojej branży praca trwa zwykle od wiosny do jesieni. Nikt nie ociepla budynków w zimę. Zarobię trochę kasy I przezimuję w Polsce, a wiosną może wróce.
- W sumie masz rację, lepiej I taniej się lenić w Polsce niż tu.
- No, żebys wiedział. Wogóle już mnie wkurwia ta wyspa, ciągle ten jebany deszcz, dobrze, że chociaż dziś nie pada.
- A jak tam z Magdą ? Dobrze wam się układa ?
- Tak sobie, znasz mnie, ja długo w jednym miejsu usiedzieć nie mogę. Ona z kolei chce żebym spędzał z nią każdą wolną chwilę, I tak dookoła pani pierdoła. Monogamia nie jest chyba mi wskazana - uśmiechnął sie lekko.
Siedzieli przez krótką chwilę nic nie mówiąc, wpatrywali sie w zamek. Aleks pomyślał, że byłoby to świetne miejsce na romantyczne randki gdyby nie fakt, że zaplecami zwykle siedziały dziesiątki ludzi. Pomyślał nawet o tym, że można by było wynająć bezdomnego grajka, których w Limericku nie brakowało. Mógłby grać miłosne melodyjki, nastrój byłby nieziemski. Gdyby nie ci ludzie.
- To gdzie dziś ruszamy, Trinity Rooms, Unicorn, Icon ? - pytał Jacek.
- W Trinity podobno straszna gównarzeria się ostatnio robi, ja bym obstawiał Icon.
- Dobry wybór, w Iconie ma być dziś Patrycja z koleżankami – Jacek uśmiechnął się przebiegle I uniósł prawa brew.
- Ta od Świdra ?
- Dokładnie ta, ale ona to jeszcze nic, zobaczysz jej koleżaneczki to ci mina zrzędnie.
- No to ciekawie się wieczorek zapowiada, dopijaj tego browca I spadamy, zimno sie robi.
Dokończyli piwa I poszli w stronę ulicy. Okolica lekko już opustoszała, choć ulice nadal pełne były ludzi. Wzmożył się ruch taksówek, rozlegały się krzyki irlandzkiej młodzieży pokroju widzianej przez Jacka I Aleksa młodocianej parki. Niektórzy nosili w wewnętrznych kieszeniach ukryte puszki z piwem, nerwowo rozglądając się za policją. Przeszli przez O'Connel Street, I podążyli w dół ciasną Henry Street, mijając po drodze dwa wypchane po brzegi puby, pełne kolorowych szalikowców. Aleks dziwił się nieco, dlaczego w poniedziałek jest taka masa ludzi na mieście.
- Munstersi wygrali – powiedział Jacek – Irole świętują, drą mordy, będzie tak przez całą noc.
Munstersi, reprezentacja Limericka w rugby, była prawdziwą dumą miasta. Rugby to sport narodowy Irlandii, jeden z nielicznych, w których kraj odnosił jako takie sukcesy. Nie dziwne, więc, że każda wygrana ich ulubionego teamu była powodem takiej radości. Akurat tej nocy Munstersi z Limericka sięgnęli po pierwsze miejsce w narodowej lidze. Każda knajpa była wypchana po brzegi a radości nie było końca. Wszędzie wokół słychać było wrzaski, piszczały dziewczyny, krzyczeli nawet starsi mężczyźni śpiewając kibicowskie przyśpiewki.
Gdy doszli pod ustalone wcześniej miejsce, ujrzeli długą kolejkę mierzącą jakieś piętnaście metrów.Ustawili sie na końcu. Nad ich głowami ukazał się duży, neonowy napis “Icon”.
- Kurwa, wiedziałem, że tak będzie – zaczął Jacek – ale nic, może wejdziemy.
- Wejdziemy, nie jest tak źle, bywało gorzej I wpuszczali.
- Tylko żeby nie było tego skurwiela co kiedyś, pamiętasz ? Jebaniec nigdy mnie nie chciał wpuścić, normalnie nigdy, a tych obdarciuchów zawsze wpuszczał.
- Oni już tak mają, jak im się nie spodobasz to nie wejdziesz, dlatego zamknij się już I postaraj robić dobre wrażenie. I weź zmyj ten głupi usmieszek co go zawsze przywdziewasz jak rozmawiasz z panną, na bramkarzy to nie działa.
Jacek posłuchał. Procenty zaczęły uderzać do głowy. Dochodząca z wewnątrz muzyka potęgowała rosnące podniecenie. Obaj mimowolnie zaczęli przytupywać do rytmu, szczerząc się ukradkiem. W myślach oceniali przechodzące obok dziewczyny. Seksownie ubrane, pachnące I zadbane. Jacek wyłowił wzrokiem piekną murzynkę i już ruszył w jej stronę, gdy nagle przypomniał sobie, że musi pilnować kolejki. Zaczekam aż wejdziemy do środka – pomyślał. Nagle z dyskoteki został wyrzucony młody irlandczyk, brutalnie I bez ociągania wyprowadzony za szyję. Gdy bramkarz go wreszcie puścił, ten napluł mu prosto w twarz, za co dostał po pysku. Podczas upadku cienka strużka krwi polała sie po chodniku, chłopak wypluł zęba I nic więcej nie mówiąc, oddalił się. Bramkarz, otrzepał ręce I wszedł do środka.
-
-
***
- Jeśli pan pozwoli wróce juz do moich obowiązków.
Aleks wyszedł I zabierał sie już do odkurzania kolekcji obiektywów, gdy podeszła do niego Susy.
- I co ? - Spytała.
- Nic, podobało mu się.
- Ehh... szczęściarz.
- Szczęściarz ? Phi, to ty jesteś jego ulubienicą, mnie traktuje jak powietrze, a zresztą... nie obchodzi mnie to. Najważniejsze, że mam na razie pracę.
- Ulubienicą ? O czym ty gadasz Aleks ?
- Oj przestań, jesteś dziewczyną, to normalne, że ciebie bardziej lubi.
- Przesadzasz, jak zwykle. Powinieneś znaleźć sobie dziewczynę, wiesz ?
- Wiem. Ma rację cholera, muszę zapomnieć o Kaśce I wreszcie pchnąć swoje życie do przodu. Muszę się rozerwać, odżyć po tym szaleńczym miesiącu. Chyba zadzwonie do Jacka, on będzie wiedział jak mi pomóc.
Jak zwykle poniedziałek był nudny do granic możliwości I ciągnął sie jak flaki z olejem. Czyszczenie gablotek, pilnowanie zamówień, wywoływanie I sortowanie zdjęć. Mało klientów, a jak już się zjawiali to zazwyczaj po odbiór lub oddanie filmu do wywołania. I jedna wstrętna baba, która usilnie chciała sobie zrobić zdjęcia do paszportu, ale tak by jej twarz wyglądała szczupło. Pomimo wszelkich starań Aleks nie mógł spełnić jej zachcianki, po czym zrezygnowana zdecydowała się na to co wyszło. Na szczęście chociaż szef nie pałętał sie po sklepie, bo miał jakieś pilne sprawy na głowie.
Tuż przed końcem pracy Aleks zadzwonił do Jacka. Jacek, rozrywkowy chłopak, którego poznał w poprzedniej pracy, swoim zwyczajem nie odebrał za pierwszym razem, za drugim też nie, Aleks wiedział, że do niego trzeba dzwonić conajmniej trzykrotnie zanim podniesie telefon. Tak też było I teraz.
-No siema Jacek.
-“Siemano, co tam mistrzu?”
- A nic, tak dzwonie, co robisz dziś wieczorem ?
- “Eee w zasadzie to nic, a co ?”
- To może browar ?
- “No w sumie mogę, to o której?”
- Ósma przed Brown Thomasem, pasuje ?
- “No spoko, do zobaczyska”
- Narazie.
Gdy wrócił do domu, wnętrze było już posprzątane. Kaśka, wysoka blondynka o pięknych zielonych oczach, do której Aleks tak wzdychał, właśnie coś smażyła. Na kanapie siedział Robert, dosyć niedawno przybyły na wyspę dziewiętnastoletni chłopak, który usilnie starał się znaleźć jakąkolwiek pracę. Swoim obyczajem, oglądał ulubiony Animal Planet, czym doprowadzał do pasji siedzącego na fotelu Wojtka. Wojtek był znajomym Aleksa jeszcze z czasów gimnazjum, razem przylecieli do Irlandii, jednak po paru miesiącach ich przyjaźń stopniała prawie całkowicie, ograniczając sie tylko do grzecznego koleżeństwa. Z Aleksem mieszkała też Marta, psiapsiułka Kaśki, która ją tu ściągnęła. Marty nie było akurat w domu, pracowała na nocną zmianę w szpitalu jako pielęgniarka. Choć była to praca dosyć niewdzięczna, to wszyscy domownicy szczerze zazdrościli Marcie jej zarobków. Dobra pielęgniarka zarabiała w Irlandii więcej niż wykwalifikowany lekarz w Polsce.
O, fotograf wrócił ! - krzyknął Robert – Siema!
- Cześć – powiedziała Kaśka – chcesz trochę ryby ? Za dużo usmażyłam.
- Dzięki, chętnie.
- No jak tam panie fotografie, robiłeś dziś foty komuś sławnemu ? - zapytał Robert uśmiechając się.
- Sławnemu nie, ale była taka miła pani, spodobałaby ci się Robcio.
- Ta? Jak wyglądała, jakaś niezła dupcia, wziąłeś numer ?
- Była piękna, wysoka, niebieskie oczy, ogniste włosy I....
- I co?! - nie wytrzymał Robert.
- ...ważyła chyba ze sto dwadzieścia kilo, zupełnie jak twoja Kinga kiedyś - na pewno by ci sie spodobała! - powiedział Aleks z szyderczym wyrazem twarzy, a całe towarzystwo zaniosło sie gromkim śmiechem. Robert momentalnie posmutniał I wrócił do oglądania wędrówek amerykańskich gęsi.
Kaśka nałożyła Aleksowi smażonej ryby, po czym oboje usiedli do stołu. Przez chwilę jedli nie odzywając się do siebie. Potem niezręczną ciszę przerwała Kaśka, wystrzelając standardowym “jak minął dzień?”
- A jakoś zleciał, w sumie nuda, jak to w poniedziałek, a jak tam u ciebie ?
- Spoko, może dostane podwyżkę, nareszcie. - podniosła wzrok z nad talerza uśmiechając się niepewnie. Aleks odwzajemnił uśmiech I tęsknym wzrokiem spojrzał dziewczynie w oczy. Kaśka uciekając wzrokiem w trzymany w ręku widelec, wróciła do pałaszowania smażonego filetu. Aleks westchnął ukradkiem.
- Ciesze sie, udała się wczorajsza impreza ?
- Aj tam, żadna impreza, zwyczajna popijawka, ale tak, udała się, było naprawdę wesoło, jeśli o to pytasz. Szkoda kurde, że nie zszedłeś na dół...
- Musiałem skończyć te cholerne zdjęcia dla szefa, zabiłby mnie gdybym ich dziś nie doniósł. - Aleks skrzywił się. - Tak wogóle – podjął - Kenny doszedł do siebie ?
- Doszedł, ale było ciężko, strasznie rzygał, cudem tylko zdążył wybiec na ogródek.
- No tak, typowe.
Jedli, nastała kolejna długa chwila milczenia, Aleks chciał zapytać Kaśkę o coś, co od dawna go gnębiło, ale nie lubił wtrącać nosa w nieswoje sprawy I zawsze dawał sie z tym na spokój. Teraz jednak nie wytrzymał.
-Kasia, mogę cie o cos zapytać ? Tylko błagam, nie obraź się na mnie.
- No pewnie, wal!
Spojrzał na nią, przez chwilę zastanawiając się czy nie palnąć jakiejś głupoty w stylu “która godzina?”. Przemógł sie jednak.
- Co ty widzisz w tym Kennym, tak szczerze ?
Nie wiedziała co powiedzieć, nigdy sie nad tym zastanawiała. Przez krótką chwilę utkwiła wzrok w martwym punkcie, po czym podniosła głowę I wypaliła:
- Nie wiem, on po prostu jest.... zabawny, poza tym wiesz.... tak fajnie mówi po tym angielsku. - powiedziała niepewnie I zarumieniła sie lekko.
Ach to tak, pomyślał Aleks. To już wiem czego mi brakuje. Ja jestem tylko nudnym fotografem, ślęczącym przy komputerze, podczas gdy inni sie bawią. Potrzeba jej rozrywki, szaleństwa, egzotyki w postaci małego, rudego irlandczyka, który jest jeszcze na utrzymaniu starych. Nigdy nie zrozumiem kobiet – pomyślał.
- Acha, spoko, tak tylko pytam – odparł ze skrywaną złością.
Jacek czekał na niego w umówionym miejscu. Brown Thomas, duży I bardzo drogi sklep odzieżowy mieszczący się na głownej ulicy miasta, w samym centrum Limericku. Budynek nie dający się pomylić z żadnym innym, miejsce spotkań wszystkich młodych ludzi, którzy mieli w planach nocne wojaże po pubach, knajpach I dyskotekach. Przed samym sklepem znajdował się główny przystanek autobusowy, w mieście, a prostopadła uliczka obok była postojem dla taksówek.
Aleks wysiadł z taksówki I podążył pod sklepowy daszek, z daleka zauważając swojego kompana.
Jacek jak zwykle wyglądał tak jak miałaby to być najważniejsza noc w jego życiu. Ufryzowane żelem włosy, misternie przystrzyżona bródka, ciemna sztruksowa marynarka, biała koszula, niebieskie dżinsy I czarne, modne buty. Do tego ten zawadiacki uśmieszek nigdy nie znikający z jego oblicza. Aleks tym razem musiał stwierdzić, że jego ubiór nie odbiegał zbytnio od stroju kolegi. Postanowił dziś dobrze się zabawić.
- No siema chłopie! - przywitał go Jacek, klepiąc po ramieniu.
- Cześć Jacek, dawno się nie widzieliśmy co ? - zapytał z niekłamaną radością Aleks.
- Heh, no dawno, dawno, ile to już będzie, miesiąc chyba co ?
- Z hakiem.
- No dobra mistrzu to powiesz mi co sie stało, czy mam zgadywać ? - zapytał rozbrajająco szczerze kolega.
- Co? Nic się nie stało, a co sie miało stać, nie kapuję ?
- Nie udawaj stary, znam cię za długo, żeby nie wyczaić, że masz jakiś problem. Browar, na początku tygodnia ? Stary to do ciebie nie podobne!
Aleks zrozumiał, że dalsza zabawa w kotka I myszkę nie ma sensu.
- Nie no nic takiego, po prostu wszystko mnie wkurwia I postanowiłem się zabawić, starczy ?
- Heh, no jasne, ale powiedz, chodzi o ta Kaśkę prawda ? Znowu ci dała kosza ?
- Mniej więcej, ale stary daj już spokój, chodźmy lepiej na okrąglak.
- No to kaman, tylko trzeba kupić jakies browce po drodze.
Ruszyli w stronę rzeki, w górę O'Connel Street, rozkoszując się ciepłym, czerwcowym wieczorem. Było gwarno I tłoczno. Ulica tętniała życiem. Wszędzie wokoło migotały kolorowe neony sklepowych wystaw, samochody przeciskały się z trudnością po dwupasmowej jezdni, trabiąc przy tym niemiłosiernie. Po chodnikach przechadzali się ludzie, wszelakiej maści – murzyni, azjaci, europejczycy. Można było odnieśc wrażenie, że co druga napotkana osoba mówiła po polsku. Polaków było w Limericku coś koło pięćdziesięciu tysięcy, nie dziwne więc, że spotykało sie ich na każdym wręcz kroku. Letnie powietrze działało jak narkotyk, z każdym wdechem chciało się go więcej I więcej. Dawało poczucie wolności, dzikiej, wakacyjnej przygody, do której Aleks tak tęsknił. Przypomniały mu sie lata liceum, gdy wraz ze swoją paczką spędzali całe lato nad morzem. Zapragnął poczuć się tak jeszcze raz.
Po drodze kupili osiem puszkowanych Tyskich, uważanych przez nich za najlepsze piwo świata. Minęli Tourist Office, I dotarli na miejsce. “Okrąglak” był dużym kolistym placem, mieszczącym się nad samą rzeką Shannon. Od strony ulicy odgradzał go wielki budynek z czerwonej cegły, w którego był wbudowany ogromny zegar. Z “okrąglaka” rozpościerał się piękny widok na rzekę I King John's castle. Zwłaszcza po zmroku widok z tego miejsca był niesamowity, bo zamek był pięknie podświetlony halogenowymi lampami. Na tym placu spędzała czas masa młodych ludzi, było to takie nieoficjalne centrum kulturowe. Nie inaczej było dzisiaj. Można było normalnie pić alkohol, bo policja zbytnio nie interesowała się tym miejscem, a jak juz się zainteresowała to z marnym skutkiem. Zazwyczaj prosili tylko, żeby schować piwo I iść gdzie indziej.
Cały “okrąglak” otaczały trzystopniowe betonowe schodki, które służyły jako siedziska dla relaksujących się ludzi. Dziś, wyjątkowo zapchane schodki nie zdradzały żadnego wolnego miejsca. Ludzie, nie wiedzieć czemu, woleli siadać na nich, niż na otaczających plac ławkach. Może dlatego, że ławki były zwrócone w strone rzeki a schodki do wewnętrz, pozwalając wszystkim biesiadnikom na kontakt wzrokowy. Aleks I Jacek znaleźli więc wolną ławkę I otworzyli swoje puszki.
- No to opowiadaj, co nowego u ciebie, hę ? - zapytał Jacek.
- Nic, chłopie, ten sam shit co zawsze. W soboty wesela, a od poniedziałku do czwartku ten pieprzony sklep.
- Jezu, czemu ty jestes taki negatywnie nastawiony co ? Życie jest piękne! Musisz sie tylko nauczyć z niego korzystać. Powinieneś znaleźć sobie wreszcie jakąs pannę.
- Muszę. - stwierdził z ponurą miną Aleks.
- Ciągle myślisz o tej Kaśce prawda ? Stary rozejrzyj się, zobacz ile tego chodzi, jak nie ta to inna!
- Jacek, ty nie wiesz jak to jest, codziennie ją widzę, każdego dnia. I codziennie czuję się tak jak by mi ktoś wsadzał widelec w serce. Miałeś tak kiedyś ? Wątpie. Nie wiem, muszę się chyba wyprowadzić, albo ona musi się wyprowadzić, bo dłużej tego nie zniosę.
- Nie, musisz znaleźć sobie kogoś, kto pozwoli ci wybić ją sobie z głowy. Ja znam takie osoby, zaufaj mi.
Aleks nie wątpił. Jacek znał dużo pięknych dziewczyn I miał u nich powodzenie. Zawsze zastanawiał się jak on to robi, I zawsze mu tego zazdrościł. Jacek nie był szczytem męskiej urody, możnaby powiedzieć – zwyczajny, niewysoki chłopak, a jednak miał to coś co sprawiało, że kobiety do niego leciały jak myszy do sera.
- Dobra Jacek, doceniam troskę, ale nie wyszedłem dzisiaj po to żeby się wypłakiwać, pij lepiej tego browca.
- Hehe, no luzik. - Jacek wziął łyk zimnego piwa I spojrzał na przechodzącą obok młodocianą parkę. Chłopak był ubrany na sportowo, ale bardziej ekstrawagancko. Dres był cały biały, końcówki nogawek były schowane w skarpetach, a na stopach chłopak nosił białe adidasy na podwyższonej podeszwie z tzw. “systemem”. Bluzę miał rozpiętą do połowy, a odsłoniętą pierś zdobił duży, złoty łańcuch. - Kurwa – podjął Jacek – nigdy nie zrozumiem tej jebanej młodocianej irlandzkiej mody. Przecież jak by mnie stary zobaczył w czymś takim to by mnie chyba zajebał gołymi rękami.
- Co gorsza – odpowiedział Aleks – ja nie wiem co te gówniary w nich widzą, zobacz na tamtą, na oko jakieś czternaście lat, ale juz teraz widać, że niezła z niej będzie laska za parę lat.
- No właśnie! Choć może I my sie tak odjebiemy, zobaczymy czy będziemy mieli branie co ? - Jacka wyraźnie rozbawiła ta myśl.
Robiło się coraz później, otaczające plac schodki stopniowo się przerzedzały. Ktoś grał na gitarze jakąś irlandzką piosenkę, dwie dziewczyny śpiewały fałszywie, co jakiś czas przerywając I biorąc łyk piwa. Zamek Króla Jana pięknie rozbłysnął światłem halogenów, a wszędobylskie mewy chciwie zjadały kawałki chleba rzucanego przez starszego mężczyzne siedzącego dwie ławki dalej. Brali się już za trzecie piwo, gdy Aleks zapytał:
- I co wracasz do kraju na zimę ?
- Nie wiem sam, wiesz jak tu jest z robotą po sezonie. - Jacek spojrzał na zamek I wziął łyk piwa - Z resztą, w mojej branży praca trwa zwykle od wiosny do jesieni. Nikt nie ociepla budynków w zimę. Zarobię trochę kasy I przezimuję w Polsce, a wiosną może wróce.
- W sumie masz rację, lepiej I taniej się lenić w Polsce niż tu.
- No, żebys wiedział. Wogóle już mnie wkurwia ta wyspa, ciągle ten jebany deszcz, dobrze, że chociaż dziś nie pada.
- A jak tam z Magdą ? Dobrze wam się układa ?
- Tak sobie, znasz mnie, ja długo w jednym miejsu usiedzieć nie mogę. Ona z kolei chce żebym spędzał z nią każdą wolną chwilę, I tak dookoła pani pierdoła. Monogamia nie jest chyba mi wskazana - uśmiechnął sie lekko.
Siedzieli przez krótką chwilę nic nie mówiąc, wpatrywali sie w zamek. Aleks pomyślał, że byłoby to świetne miejsce na romantyczne randki gdyby nie fakt, że zaplecami zwykle siedziały dziesiątki ludzi. Pomyślał nawet o tym, że można by było wynająć bezdomnego grajka, których w Limericku nie brakowało. Mógłby grać miłosne melodyjki, nastrój byłby nieziemski. Gdyby nie ci ludzie.
- To gdzie dziś ruszamy, Trinity Rooms, Unicorn, Icon ? - pytał Jacek.
- W Trinity podobno straszna gównarzeria się ostatnio robi, ja bym obstawiał Icon.
- Dobry wybór, w Iconie ma być dziś Patrycja z koleżankami – Jacek uśmiechnął się przebiegle I uniósł prawa brew.
- Ta od Świdra ?
- Dokładnie ta, ale ona to jeszcze nic, zobaczysz jej koleżaneczki to ci mina zrzędnie.
- No to ciekawie się wieczorek zapowiada, dopijaj tego browca I spadamy, zimno sie robi.
Dokończyli piwa I poszli w stronę ulicy. Okolica lekko już opustoszała, choć ulice nadal pełne były ludzi. Wzmożył się ruch taksówek, rozlegały się krzyki irlandzkiej młodzieży pokroju widzianej przez Jacka I Aleksa młodocianej parki. Niektórzy nosili w wewnętrznych kieszeniach ukryte puszki z piwem, nerwowo rozglądając się za policją. Przeszli przez O'Connel Street, I podążyli w dół ciasną Henry Street, mijając po drodze dwa wypchane po brzegi puby, pełne kolorowych szalikowców. Aleks dziwił się nieco, dlaczego w poniedziałek jest taka masa ludzi na mieście.
- Munstersi wygrali – powiedział Jacek – Irole świętują, drą mordy, będzie tak przez całą noc.
Munstersi, reprezentacja Limericka w rugby, była prawdziwą dumą miasta. Rugby to sport narodowy Irlandii, jeden z nielicznych, w których kraj odnosił jako takie sukcesy. Nie dziwne, więc, że każda wygrana ich ulubionego teamu była powodem takiej radości. Akurat tej nocy Munstersi z Limericka sięgnęli po pierwsze miejsce w narodowej lidze. Każda knajpa była wypchana po brzegi a radości nie było końca. Wszędzie wokół słychać było wrzaski, piszczały dziewczyny, krzyczeli nawet starsi mężczyźni śpiewając kibicowskie przyśpiewki.
Gdy doszli pod ustalone wcześniej miejsce, ujrzeli długą kolejkę mierzącą jakieś piętnaście metrów.Ustawili sie na końcu. Nad ich głowami ukazał się duży, neonowy napis “Icon”.
- Kurwa, wiedziałem, że tak będzie – zaczął Jacek – ale nic, może wejdziemy.
- Wejdziemy, nie jest tak źle, bywało gorzej I wpuszczali.
- Tylko żeby nie było tego skurwiela co kiedyś, pamiętasz ? Jebaniec nigdy mnie nie chciał wpuścić, normalnie nigdy, a tych obdarciuchów zawsze wpuszczał.
- Oni już tak mają, jak im się nie spodobasz to nie wejdziesz, dlatego zamknij się już I postaraj robić dobre wrażenie. I weź zmyj ten głupi usmieszek co go zawsze przywdziewasz jak rozmawiasz z panną, na bramkarzy to nie działa.
Jacek posłuchał. Procenty zaczęły uderzać do głowy. Dochodząca z wewnątrz muzyka potęgowała rosnące podniecenie. Obaj mimowolnie zaczęli przytupywać do rytmu, szczerząc się ukradkiem. W myślach oceniali przechodzące obok dziewczyny. Seksownie ubrane, pachnące I zadbane. Jacek wyłowił wzrokiem piekną murzynkę i już ruszył w jej stronę, gdy nagle przypomniał sobie, że musi pilnować kolejki. Zaczekam aż wejdziemy do środka – pomyślał. Nagle z dyskoteki został wyrzucony młody irlandczyk, brutalnie I bez ociągania wyprowadzony za szyję. Gdy bramkarz go wreszcie puścił, ten napluł mu prosto w twarz, za co dostał po pysku. Podczas upadku cienka strużka krwi polała sie po chodniku, chłopak wypluł zęba I nic więcej nie mówiąc, oddalił się. Bramkarz, otrzepał ręce I wszedł do środka.
-
-
4
Zaperzył, nie zaperzył. Myślałem po prostu, że jeszcze nie napisałeś dalszego ciągu w momencie umieszczania pierwszej części na forum. Wybaczam i proszę o wybaczenie. Zdaję sobie sprawę, iż niektórzy wrzucają na forum w ogóle co popadnie bez jakiejkolwiek chęci odpowiadania za to, co wyszło spod ich palców. Doskonale też rozumiem, że niektórzy preferują shorty, ale, sam wiesz, to przedtem shortem nie było. Zresztą, nie lubię shortów tak w ogóle.
Co do Emigranta Aleksa Kondraciuka. Dziwna rzecz, że spójnik "i" ciągle walisz dużą literą, jakby to był podmiot w zdaniu jakiś angielski, czy cuś, nie wiem w jakim celu (zamysł artystyczny?). Przeczytałem do końca i znowu jestem rozsierdzony. Ponieważ nie wiem, czy to ma jakiś koniec, gdzie zmierza Aleks z Jackiem, co czai się za plecami bramkarza? Jeśli napisałeś to na szybko, że tylko coś dalej wrzucić, to podziękuję za współpracę. Jeśli masz coś dalej, to wrzucaj, ale tak, żeby to było już kompletne. Chyba, że piszesz książkę.
Jeśli tak, to od razu ci mówię: zarysuj wyraźniej intrygę, oś fabularną. Początek nieskłaniający, żeby się zagłębić w lekturze - opisz może od razu wyjście na piwo z Jackiem, albo jakąś rozmowę z Kaśką, żeby mnie zaciekawić. Albo jeszcze lepiej! Zacznij od imprezy polsko-irlandzkiej, tak z grubej rury. Nigdy nie byłem na wyspach, ty podejrzewam tak. Zdementuj plotki, jakoby najgorsi byli górale w irlandzkich pubach, pokaż czy rzeczywiście leją po mordach Polaków i ich tak tam nie lubią, nie wiem. Napisz coś nowego, o czym jeszcze nikt nie czytał. Wnieść siebie zawsze można, ale przede wszystkim skoncentruj się na historii. Historia miłości? Ok. Beznadziejna sytuacja w Polsce, słabe zarobki i emigracja młodych i zdolnych? Ok. Ale zrób to inaczej, z większa werwą, z rozmachem.
No chyba, że to zwykłe opowiadanie... chociaż i tutaj możesz pokazać pazur, jeśli dobrze przemyślisz konstrukcję.
Tekst czyta się przyjemnie, choć zdarzyło się kilka wpadek, jak np. "irlandczycy" (?) Oszczędny, wyważony styl, bez zbędnego wodolejstwa. Pisz dalej.
Co do Emigranta Aleksa Kondraciuka. Dziwna rzecz, że spójnik "i" ciągle walisz dużą literą, jakby to był podmiot w zdaniu jakiś angielski, czy cuś, nie wiem w jakim celu (zamysł artystyczny?). Przeczytałem do końca i znowu jestem rozsierdzony. Ponieważ nie wiem, czy to ma jakiś koniec, gdzie zmierza Aleks z Jackiem, co czai się za plecami bramkarza? Jeśli napisałeś to na szybko, że tylko coś dalej wrzucić, to podziękuję za współpracę. Jeśli masz coś dalej, to wrzucaj, ale tak, żeby to było już kompletne. Chyba, że piszesz książkę.
Jeśli tak, to od razu ci mówię: zarysuj wyraźniej intrygę, oś fabularną. Początek nieskłaniający, żeby się zagłębić w lekturze - opisz może od razu wyjście na piwo z Jackiem, albo jakąś rozmowę z Kaśką, żeby mnie zaciekawić. Albo jeszcze lepiej! Zacznij od imprezy polsko-irlandzkiej, tak z grubej rury. Nigdy nie byłem na wyspach, ty podejrzewam tak. Zdementuj plotki, jakoby najgorsi byli górale w irlandzkich pubach, pokaż czy rzeczywiście leją po mordach Polaków i ich tak tam nie lubią, nie wiem. Napisz coś nowego, o czym jeszcze nikt nie czytał. Wnieść siebie zawsze można, ale przede wszystkim skoncentruj się na historii. Historia miłości? Ok. Beznadziejna sytuacja w Polsce, słabe zarobki i emigracja młodych i zdolnych? Ok. Ale zrób to inaczej, z większa werwą, z rozmachem.
No chyba, że to zwykłe opowiadanie... chociaż i tutaj możesz pokazać pazur, jeśli dobrze przemyślisz konstrukcję.
Tekst czyta się przyjemnie, choć zdarzyło się kilka wpadek, jak np. "irlandczycy" (?) Oszczędny, wyważony styl, bez zbędnego wodolejstwa. Pisz dalej.
5
Tak w ogóle to mam dziwne wrażenie, że forum, jak to powiedział kiedyś Jar-Jar, jest "wyludłe". Jestem tutaj wprawdzie dopiero od wczoraj, ale jakoś nie widzę specjalnego zainteresowania tekstami, które ludzie tutaj wrzucają. Patrzyłem na kilka tekstów wstecz i na niektóre nie ma ani jednej odpowiedzi. Może są gniotami, ale co z tego? Czy jego autorowi nie należy się kilka słów komentarza, w związku z tym co on napisał, a my przeczytaliśmy? No chyba, że NIEprzeczytaliśmy.
Przepraszam za off-topa, ale nie ma tutaj jakichś GORZKICH ŻALI, gdzie można się wyżalać, więc żeruję na Emigrancie. A robię to dlatego, bo chcę się dowiedzieć, czy tutaj wszyscy piszą cokolwiek, żeby tylko zostać przerzuconym przez sito i trafić na piedestał, gdzie pan i władca będzie łaskaw przyjrzeć się waszemu dziełu. Czy o to chodzi? A czy nie można sobie najzwyczajniej w świecie pokonwersować o literaturze? Ktoś powie: po co? Ja to lubię, sprawia mi to przyjemność. A jeśli teksty autorów są coraz lepsze, to przyjemność rośnie. Tak więc jak tu czerpać przyjemność z wyścigu szczurów? Uwaga! Nie, nie narzekam znowu, tylko stawiam pytanie o zasadność tego całego "weryfikatorium". Jeśli ktoś chce pisać, ma zacięcie i iskrę bożą, to będzie pisał bez żadnych forów internetowych i tych wszystkich innych dzikich wężów. Czemu wszędzie ludzie się ze sobą ścigają? A może nie ścigają, a ten post to tylko moje urojenia. Sam nie wiem. Pozdrawiam wszystkich pisarzy. Piszcie, nie przejmujcie się, że nikt was nie czyta. Ja mam to samo. A jeśli będę miał więcej czasu, może przeczytam więcej opowiadań. Będzie czas i na dyskusję, i na wyścig szczurów.
Przepraszam za off-topa, ale nie ma tutaj jakichś GORZKICH ŻALI, gdzie można się wyżalać, więc żeruję na Emigrancie. A robię to dlatego, bo chcę się dowiedzieć, czy tutaj wszyscy piszą cokolwiek, żeby tylko zostać przerzuconym przez sito i trafić na piedestał, gdzie pan i władca będzie łaskaw przyjrzeć się waszemu dziełu. Czy o to chodzi? A czy nie można sobie najzwyczajniej w świecie pokonwersować o literaturze? Ktoś powie: po co? Ja to lubię, sprawia mi to przyjemność. A jeśli teksty autorów są coraz lepsze, to przyjemność rośnie. Tak więc jak tu czerpać przyjemność z wyścigu szczurów? Uwaga! Nie, nie narzekam znowu, tylko stawiam pytanie o zasadność tego całego "weryfikatorium". Jeśli ktoś chce pisać, ma zacięcie i iskrę bożą, to będzie pisał bez żadnych forów internetowych i tych wszystkich innych dzikich wężów. Czemu wszędzie ludzie się ze sobą ścigają? A może nie ścigają, a ten post to tylko moje urojenia. Sam nie wiem. Pozdrawiam wszystkich pisarzy. Piszcie, nie przejmujcie się, że nikt was nie czyta. Ja mam to samo. A jeśli będę miał więcej czasu, może przeczytam więcej opowiadań. Będzie czas i na dyskusję, i na wyścig szczurów.
6
Czy jego autorowi nie należy się kilka słów komentarza, w związku z tym co on napisał, a my przeczytaliśmy? No chyba, że NIEprzeczytaliśmy.
Sidzie, przychodzisz, jesteś od wczoraj na forum i już krytykujesz.
Podobasz mi się!
Żeby moje pochwały nie zbladły pod wpływem światła - łap za klawiaturę i postuj, dziel się przemyśleniami, radź młodym pisarzom. To forum działa tak, że wszyscy pomagamy sobie wzajemnie. I nie oglądamy się aż, jak to napisałeś / aś:
.pan i władca będzie łaskaw przyjrzeć się waszemu dziełu
Rozejrzyj się po forum, popatrz na liczne wątki i dyskusje o tym jak pisać, o czym, kiedy, jak wydawać itd. Popatrz w już zweryfikowane teksty, poczytaj weryfikacje.
A jak już zweryfikujesz z dziesięć tekstów - pogadamy sobie o literaturze i
.zasadność tego całego "weryfikatorium"
Możesz też wyjść - przymusu nie ma.
Awanturnictwo nie będzie tolerowane.
Zuzanna
w podskokach poprzez las, do Babci spieszy Kapturek
uśmiecha się cały czas, do Słonka i do chmurek
Czerwony Kapturek, wesoły Kapturek pozdrawia cały świat
uśmiecha się cały czas, do Słonka i do chmurek
Czerwony Kapturek, wesoły Kapturek pozdrawia cały świat
7
No i zupełnie przypadkiem trafiła mi się osoba kompetentna, człowiek z nikąd, który bardzo pomógł. Dzięki Sid, doceniam. Tekstu będzie więcej, ale jeszcze nie zdecydowałem czy przerodzi sie to w dłuższe opowiadanie, czy będzie to już książka. Trochę zmartwiła mnie bierność Pani Zuzanny, która zamiast napisać kilka słów o tekście, skupiła się na czymś innym. Szczerzę liczę na to, że jeszcze to nadrobi 
Edit by Zuzanna: nie zweryfikuję Twojego tekstu. Nie muszę i nie chcę.

Edit by Zuzanna: nie zweryfikuję Twojego tekstu. Nie muszę i nie chcę.
Ostatnio zmieniony czw 26 mar 2009, 11:12 przez Locter, łącznie zmieniany 1 raz.
8
Zuzanno (ładne imię, podoba mi się, mam nadzieję, że to nie tylko nick - pochwała z mojej strony) Dobrze. Będę się starał czytać, pisać i oceniać. And then we`ll talk once again.
Odnosząc się do słów Loctera i parafrazując Zuzannę: jestem ze wszech miar osobą indolentną, ale na pewno nie kompetentną - ja po prostu "dzielę się własnymi przemyśleniami", niepodpartymi przez jakiekolwiek studia lingwistyczne, ani nic w tym stylu. Dlatego proszę, aby nie traktowano mnie jak kogoś, komu można zaufać. Czy mówiłem o wyścigu szczurów? No właśnie. Mój wiek zresztą mówi sam za siebie. Cieszę się, że ktoś wziął sobie moje uwagi do serca, ale szczerze mówiąc nikt nigdy nie będzie tak uprzejmy w stosunku do waszych tekstów. Wiem po sobie. I mówię tutaj o samym przeczytaniu waszych dzieł, o komentarzach nie wspominając. Klepię po plecach, zachęcam, ale z konstruktywną i twardą krytyką nie ma to nic wspólnego.
P.S. Zuzanno spodobały mi się twoje ostatnie słowa.
"Możesz też wyjść - przymusu nie ma.
Awanturnictwo nie będzie tolerowane.
Zuzanna"
Brrr, powiało chłodem.
Sid
Odnosząc się do słów Loctera i parafrazując Zuzannę: jestem ze wszech miar osobą indolentną, ale na pewno nie kompetentną - ja po prostu "dzielę się własnymi przemyśleniami", niepodpartymi przez jakiekolwiek studia lingwistyczne, ani nic w tym stylu. Dlatego proszę, aby nie traktowano mnie jak kogoś, komu można zaufać. Czy mówiłem o wyścigu szczurów? No właśnie. Mój wiek zresztą mówi sam za siebie. Cieszę się, że ktoś wziął sobie moje uwagi do serca, ale szczerze mówiąc nikt nigdy nie będzie tak uprzejmy w stosunku do waszych tekstów. Wiem po sobie. I mówię tutaj o samym przeczytaniu waszych dzieł, o komentarzach nie wspominając. Klepię po plecach, zachęcam, ale z konstruktywną i twardą krytyką nie ma to nic wspólnego.
P.S. Zuzanno spodobały mi się twoje ostatnie słowa.
"Możesz też wyjść - przymusu nie ma.
Awanturnictwo nie będzie tolerowane.
Zuzanna"
Brrr, powiało chłodem.
Sid
9
Sid jesteś zdaje się jedynym recenzentem mojej radosnej "tfórczości", nie ukrywam, że bardzo liczę na dalsze Twoje opinie na temat tej pracy, bo nawet najgorsza krytyka jest lepsza od milczenia. Nie jest to jeszcze całość, bo sam nie wiem kiedy to opowiadanie/książka się skończy, ale tym razem prosiłbym cie o napisanie tak prosto z mostu czy wogóle to moje pisarstwo ma jakiś sens? Czy nieświadomie nie uprawiam jakiejś, wiejskiej, discopolowej grafomanii - dręczy mnie to od kilku dni. Tak Twoim skromnym zdaniem, jeśli możesz.
***
10
Sid jesteś zdaje się jedynym recenzentem mojej radosnej "tfórczości", nie ukrywam, że bardzo liczę na dalsze Twoje opinie na temat tej pracy, bo nawet najgorsza krytyka jest lepsza od milczenia. Nie jest to jeszcze całość, bo sam nie wiem kiedy to opowiadanie/książka się skończy, ale tym razem prosiłbym cie o napisanie tak prosto z mostu czy wogóle to moje pisarstwo ma jakiś sens? Czy nieświadomie nie uprawiam jakiejś, wiejskiej, discopolowej grafomanii - dręczy mnie to od kilku dni. Tak Twoim skromnym zdaniem, jeśli możesz.
- Dwa razy Heineken! – krzyknął Jacek do barmana, gdy już znaleźli się przy długiej ladzie.
- Co ?!
- Dwa razy Heineken!
- Mów głośniej!
- Kurwa, dwa razy Heineken!
Powiedziane po polsku „kurwa” poskutkowało. Barman tym razem bezbłędnie zrozumiał i kiwając głową zaczął nalewać złoty płyn. Większość tubylców na wyspie doskonale znała podstawowe polskie wulgaryzmy. Szczególnie młodzież wykazywała w tym temacie wyjątkowy talent.
- Ale dziś ludzi co? – krzyknął Aleks do Jacka, trzymając już w ręce złoty kufel z pianką.
- No w chuj! I dobrze, im więcej tym lepiej!
Stali i obserwowali, wystukując rytm palcami po swoich szklankach. Parkiet wrzał. Szalejące, skąpo zazwyczaj ubrane dziewczyny kusiły i nęciły. Wyginały się w najwymyślniejszych pozach, jedne umiały tańczyć, inne tylko udawały, że umieją, ale to było nie ważne. Ważne było to jak wyglądają. Wyróżniały się te najładniejsze. Świadome swoich wdzięków, demonstracyjnie wodziły rękami po piersiach i pośladkach zerkając ukradkiem na obserwujących ich mężczyzn. Ci znowu co jakiś czas, próbowali się do nich przyłączać, z różnym skutkiem, jednym się udawało, innym dawano od razu do zrozumienia, że nie są mile widziani. Aleks nigdy nie rozumiał czym kieruje się płeć piękna podczas takich selekcji. Bywało, że przystojny facet zostawał dość brutalnie odprawiany z kwitkiem, tylko po to, żeby jakiś mały, chudy kurdupel mógł zając jego miejsce. Minęło kilka piosenek gdy Jacek zapytał:
- Idziemy na parkiet ? – krzyknął.
- Jak chcesz to idź, ja idę do kibla!
- Dobra, znajdziesz mnie jak coś!
- Dobra!
Rozeszli się, każdy w swoim kierunku. Aleks otworzywszy drzwi do męskiej toalety, zobaczył całująca się parę. Spojrzeli na niego śmiejąc się i wrócili do swojego zajęcia. Gdy wychodził, powitała go długonoga brunetka.
- O Aleks!
- Cześć Patrycja, co tam słychać ?
- Stara bieda, sam jesteś?
- Z Jackiem, a ty?
- Z Ewką i Malwiną.
- Malwiną ?
- Nie znasz, idziesz na fajka? Gorąco tu.
- Jasne.
Dziewczyna wzięła go za rękę i poszli przedzierając się przez tłum. Mała palarnia umiejscowiona na drugim końcu dyskoteki jak zawsze pełna była ludzi. Ustali z boku, tak żeby nie narazić się na przypadkowe zetknięcie z trzymanym przez kogoś papierosem. Oboje milczeli przez chwilę, namiętnie zaciągając się dymem. Po chwili Aleks powiedział:
- Dalej kelnerka?
- Dalej. A ty dalej, fotograf ?
- Ehe.
- Miałeś mi zrobić sesję, pamiętasz ?
- Wpadnij kiedyś do studia, jak szefa nie będzie, zrobię ci za free. – odparł Aleks puszczając oko.
- A skąd mam wiedzieć kiedy nie będzie twojego szefa, hę ? – dziewczyna uśmiechnęła się zawadiacko.
- Masz mój numer ?
- Nie mam.
- To weź zapisz. Aleks podyktował numer i zgasił niedopałek papierosa.
- Już. Czekaj, puszczę ci strzałę. Komórka Aleksa zadzwoniła. Zapisał numer i schował telefon do kieszeni. – Na pewno skorzystam – dodała Patrycja uśmiechając się.
- Mam nadzieję. – Aleks odwzajemnił uśmiech. Dziewczyna spojrzała na niego dziwnie, tak jak by chciała odgadnąć jakąś wielką tajemnicę. Jej oczy błyszczały.
- Fajny jesteś wiesz? - powiedziała śmiejąc się filgarnie. Aleks zmieszał się lekko. Patrycję znał dosyć słabo. Była siostrą kolegi Jacka – Świdra. Czasem bywał u nich na imprezach i tam się poznali, ale nigdy nie miał okazji z nią tak naprawdę porozmawiać, bo za dziewczyną ciągnął się zawsze sznurek adoratorów. Ponadto, w przeciwieństwie do Jacka niezbyt przepadał za Świdrem. Aleks nie wiedząc co powiedzieć, zmienił temat:
- A gdzie twoje koleżanki? – zapytał.
- A gdzie twój kolega? – odparła z wyrzutem.
Nic nie odpowiedział, wyciągnął kolejnego papierosa.
- To niegrzeczne wiesz ? – powiedziała dziewczyna, wyraźnie urażona.
- Co takiego? – zdziwił się Aleks.
- Pytać o moje koleżanki, kiedy ja stoję tuż przed tobą. Nie podobam ci się?
- To też jest niegrzeczne wiesz? – odparł Aleks.
- Co? – zapytała wyraźnie zdziwiona Patrycja.
- To, że podejrzewasz mnie o brak gustu, inaczej nie pytałabyś czy ci się podobam, wiedziałabyś, że tak.
Spojrzeli sobie głęboko w oczy nie mówiąc nic. Trwało to jakiś czas, gdy nagle usłyszeli piskliwy żeński głos.
- O tu jesteś! – powiedziała niska, krępa dziewczyna. Druga, wyższa i dużo ładniejsza blondynka, stanęła obok wpatrując się w Aleksa.
- No jestem, jestem, mówiłam przecież, że idę na fajka – odparła Patrycja – to jest Aleks, - powiedziała do tej wyższej. Blondynka omiotła go wzrokiem od stóp aż po czubek głowy i przedstawiła się. Miała na imię Malwina.
- Cześć. – powiedział Aleks uścisnąwszy dłoń.
- Ewkę znasz prawda ?
- Jasne, cześć Ewa. – Aleks uśmiechnął się.
- Cześć, cześć! Chodźcie tańczyć, jest zajebiście, mówię wam! – powiedziała wyraźnie podekscytowana Ewka.
- Właśnie chodźmy tańczyć – Patrycja spojrzała na Aleksa i puściła mu oko.
- Jeszcze nie moja pora, jakieś dwa piwa za wcześnie - odpowiedział. Malwina uśmiechnęła się chytrze i wyciągnęła z małej torebki, niewielkie plastikowe pudełeczko. Otworzyła je, w środku leżało osiem malutkich, białych tabletek.
- Mam coś lepszego niż piwo, to cię na pewno rozrusza. – powiedziała, po czym połknęła jedną tabletkę, popijając piwem. Pozostałe dziewczyny zrobiły to samo. Aleks nigdy nie był wielkim zwolennikiem narkotyków, ale wiedział, że odrobina extasy nigdy jeszcze nikomu nie zaszkodziła. Uśmiechnął się do Patrycji i połknął swoją porcję. Dziewczyny zachichotały chórem.
- Dobra idziemy, bo nam parkiet ostygnie! – chlapnęła Ewka i cała czwórka zgodnie weszła do środka.
Aleksa znowu uderzyła mieszanina potu, perfum, dymu i czegoś jeszcze. Z głośników rozlegały się jakieś czarne, mocne brzmienia. Złapali się wszyscy za ręce żeby nie pogubić się w tłumie i przeszli przez środek sali z miejscami siedzącymi. Na kanapach, bezwstydnie całowały i obmacywały się pary. Gdy dotarli na parkiet, Patrycja natychmiast wzięła Aleksa w obroty, ku wielkiemu niezadowoleniu Malwiny. Didżej puścił akurat „The way I are” Timbalanda. Ludzie oszaleli. Rozeszły się dzikie wrzaski dziewcząt, nawet faceci ryknęli wściekle. Falujące nad głowami widma laserów i migający stroboskop zachęcały do tańca. Narkotyk zaczynał działać. Aleks czuł na sobie wędrujące w górę i w dół ręce Patrycji, czuł jej zapach. Świat przyspieszył, zawirował, wszystko wydało się nagle magiczne. Eksplozja barw i świateł. Aleks poddał się zupełnie, jego ciało już samo poruszało się w rytm muzyki, nie musiał nic robić. Ręce podświadomie błądziły, po jędrnym ciele Patrycji. Ta nie sprzeciwiała się. Oboje poszli na żywioł, oddali się muzyce. Światła, kolory, ciemność, świat migotał. Pojawiał się i znikał. Liczyła się tylko muzyka. Niskie tony huczały w głowie, przeszywały całe ciało, aż do kości. Nic ich już nie obchodziło, byli w amoku, byli wolni. Utwór za utworem, wirowali w szaleńczym tempie. Nagle uświadomili sobie, że są jedynymi ludźmi na parkiecie. Muzyka zgasła, paliło się białe, zwyczajne światło zawieszonych przy suficie świetlówek. Oboje momentalnie poczuli niesamowite zmęczenie. Wpatrywali się w siebie długą chwilę, żadne z nich się nie śmiało. Aleks spojrzał na zegarek. Wybiła czwarta rano.
- Chyba już zamykają – powiedział. Patrycja uśmiechnęła się szczerze i odparła:
- Wiem, chodźmy. W wychodzącym tłumie bezskutecznie próbowali jeszcze znaleźć Ewkę i Malwinę. Aleks dopiero teraz przypomniał sobie, że przyszedł tu z Jackiem, ale nie przejął się tym zbytnio. Dyskoteki mają to do siebie, że każdy zawsze się gdzieś gubi, prędzej czy później. Wyszli obejmując się. Gdy ją odprowadzał, nie odezwał się do niej nawet słowem, nie chciał psuć tej chwili. Przepełniała go dziwna, niewytłumaczalna euforia, coś czego nie czuł od bardzo dawna. Był szczęśliwy, fizycznie wyczerpany, ale szczęśliwy. Gdy doszli do taksówki, ustali przy niej i na przekór własnemu rozsądkowi obejmowali się jeszcze przez jakiś czas. Potem Aleks spojrzał na nią i powiedział:
- Dzięki za ten wieczór, było naprawdę…
- Zamknij się. – urwała i pocałowała go. Długo, zachłannie. Potem wsiadła do taksówki i nie oglądając się, odjechała.
***
Gdy weszli, natychmiast uderzyło ich ciężkie, gorące powietrze. Było duszno. Wokół unosiła się niecodzienna paleta różnych zapachów - mieszanina potu, perfum, dymu i czegoś jeszcze. Dochodzący z wielkich głośników rytm R&B zapraszał do wejścia na parkiet. Przeciskali się przez tłum, było bardzo głośno, musieli krzyczeć żeby się zrozumieć. Co jakiś czas natrafiali na zbite szkło pod swoimi butami. Jedna z dziewczyn przewróciła się, ktoś ją podniósł i prawie nieprzytomną wyprowadził na zewnątrz. Dotarli do szatni i oddali swoje marynarki. Nauczeni doświadczeniem, wiedzieli, że marynarki są dobre tylko po to żeby dobrze wyglądać na wejściu, potem stawały się zbędnym balastem. Jacek jak zwykle uśmiechał się do wszystkich ładniejszych dziewczyn. Większość nie zwracała na to uwagi, ale Jacek wyznając swoją odwieczną zasadę „jak nie ta to inna” zbytnio się tym nie przejmował i konsekwentnie robił swoje.- Dwa razy Heineken! – krzyknął Jacek do barmana, gdy już znaleźli się przy długiej ladzie.
- Co ?!
- Dwa razy Heineken!
- Mów głośniej!
- Kurwa, dwa razy Heineken!
Powiedziane po polsku „kurwa” poskutkowało. Barman tym razem bezbłędnie zrozumiał i kiwając głową zaczął nalewać złoty płyn. Większość tubylców na wyspie doskonale znała podstawowe polskie wulgaryzmy. Szczególnie młodzież wykazywała w tym temacie wyjątkowy talent.
- Ale dziś ludzi co? – krzyknął Aleks do Jacka, trzymając już w ręce złoty kufel z pianką.
- No w chuj! I dobrze, im więcej tym lepiej!
Stali i obserwowali, wystukując rytm palcami po swoich szklankach. Parkiet wrzał. Szalejące, skąpo zazwyczaj ubrane dziewczyny kusiły i nęciły. Wyginały się w najwymyślniejszych pozach, jedne umiały tańczyć, inne tylko udawały, że umieją, ale to było nie ważne. Ważne było to jak wyglądają. Wyróżniały się te najładniejsze. Świadome swoich wdzięków, demonstracyjnie wodziły rękami po piersiach i pośladkach zerkając ukradkiem na obserwujących ich mężczyzn. Ci znowu co jakiś czas, próbowali się do nich przyłączać, z różnym skutkiem, jednym się udawało, innym dawano od razu do zrozumienia, że nie są mile widziani. Aleks nigdy nie rozumiał czym kieruje się płeć piękna podczas takich selekcji. Bywało, że przystojny facet zostawał dość brutalnie odprawiany z kwitkiem, tylko po to, żeby jakiś mały, chudy kurdupel mógł zając jego miejsce. Minęło kilka piosenek gdy Jacek zapytał:
- Idziemy na parkiet ? – krzyknął.
- Jak chcesz to idź, ja idę do kibla!
- Dobra, znajdziesz mnie jak coś!
- Dobra!
Rozeszli się, każdy w swoim kierunku. Aleks otworzywszy drzwi do męskiej toalety, zobaczył całująca się parę. Spojrzeli na niego śmiejąc się i wrócili do swojego zajęcia. Gdy wychodził, powitała go długonoga brunetka.
- O Aleks!
- Cześć Patrycja, co tam słychać ?
- Stara bieda, sam jesteś?
- Z Jackiem, a ty?
- Z Ewką i Malwiną.
- Malwiną ?
- Nie znasz, idziesz na fajka? Gorąco tu.
- Jasne.
Dziewczyna wzięła go za rękę i poszli przedzierając się przez tłum. Mała palarnia umiejscowiona na drugim końcu dyskoteki jak zawsze pełna była ludzi. Ustali z boku, tak żeby nie narazić się na przypadkowe zetknięcie z trzymanym przez kogoś papierosem. Oboje milczeli przez chwilę, namiętnie zaciągając się dymem. Po chwili Aleks powiedział:
- Dalej kelnerka?
- Dalej. A ty dalej, fotograf ?
- Ehe.
- Miałeś mi zrobić sesję, pamiętasz ?
- Wpadnij kiedyś do studia, jak szefa nie będzie, zrobię ci za free. – odparł Aleks puszczając oko.
- A skąd mam wiedzieć kiedy nie będzie twojego szefa, hę ? – dziewczyna uśmiechnęła się zawadiacko.
- Masz mój numer ?
- Nie mam.
- To weź zapisz. Aleks podyktował numer i zgasił niedopałek papierosa.
- Już. Czekaj, puszczę ci strzałę. Komórka Aleksa zadzwoniła. Zapisał numer i schował telefon do kieszeni. – Na pewno skorzystam – dodała Patrycja uśmiechając się.
- Mam nadzieję. – Aleks odwzajemnił uśmiech. Dziewczyna spojrzała na niego dziwnie, tak jak by chciała odgadnąć jakąś wielką tajemnicę. Jej oczy błyszczały.
- Fajny jesteś wiesz? - powiedziała śmiejąc się filgarnie. Aleks zmieszał się lekko. Patrycję znał dosyć słabo. Była siostrą kolegi Jacka – Świdra. Czasem bywał u nich na imprezach i tam się poznali, ale nigdy nie miał okazji z nią tak naprawdę porozmawiać, bo za dziewczyną ciągnął się zawsze sznurek adoratorów. Ponadto, w przeciwieństwie do Jacka niezbyt przepadał za Świdrem. Aleks nie wiedząc co powiedzieć, zmienił temat:
- A gdzie twoje koleżanki? – zapytał.
- A gdzie twój kolega? – odparła z wyrzutem.
Nic nie odpowiedział, wyciągnął kolejnego papierosa.
- To niegrzeczne wiesz ? – powiedziała dziewczyna, wyraźnie urażona.
- Co takiego? – zdziwił się Aleks.
- Pytać o moje koleżanki, kiedy ja stoję tuż przed tobą. Nie podobam ci się?
- To też jest niegrzeczne wiesz? – odparł Aleks.
- Co? – zapytała wyraźnie zdziwiona Patrycja.
- To, że podejrzewasz mnie o brak gustu, inaczej nie pytałabyś czy ci się podobam, wiedziałabyś, że tak.
Spojrzeli sobie głęboko w oczy nie mówiąc nic. Trwało to jakiś czas, gdy nagle usłyszeli piskliwy żeński głos.
- O tu jesteś! – powiedziała niska, krępa dziewczyna. Druga, wyższa i dużo ładniejsza blondynka, stanęła obok wpatrując się w Aleksa.
- No jestem, jestem, mówiłam przecież, że idę na fajka – odparła Patrycja – to jest Aleks, - powiedziała do tej wyższej. Blondynka omiotła go wzrokiem od stóp aż po czubek głowy i przedstawiła się. Miała na imię Malwina.
- Cześć. – powiedział Aleks uścisnąwszy dłoń.
- Ewkę znasz prawda ?
- Jasne, cześć Ewa. – Aleks uśmiechnął się.
- Cześć, cześć! Chodźcie tańczyć, jest zajebiście, mówię wam! – powiedziała wyraźnie podekscytowana Ewka.
- Właśnie chodźmy tańczyć – Patrycja spojrzała na Aleksa i puściła mu oko.
- Jeszcze nie moja pora, jakieś dwa piwa za wcześnie - odpowiedział. Malwina uśmiechnęła się chytrze i wyciągnęła z małej torebki, niewielkie plastikowe pudełeczko. Otworzyła je, w środku leżało osiem malutkich, białych tabletek.
- Mam coś lepszego niż piwo, to cię na pewno rozrusza. – powiedziała, po czym połknęła jedną tabletkę, popijając piwem. Pozostałe dziewczyny zrobiły to samo. Aleks nigdy nie był wielkim zwolennikiem narkotyków, ale wiedział, że odrobina extasy nigdy jeszcze nikomu nie zaszkodziła. Uśmiechnął się do Patrycji i połknął swoją porcję. Dziewczyny zachichotały chórem.
- Dobra idziemy, bo nam parkiet ostygnie! – chlapnęła Ewka i cała czwórka zgodnie weszła do środka.
Aleksa znowu uderzyła mieszanina potu, perfum, dymu i czegoś jeszcze. Z głośników rozlegały się jakieś czarne, mocne brzmienia. Złapali się wszyscy za ręce żeby nie pogubić się w tłumie i przeszli przez środek sali z miejscami siedzącymi. Na kanapach, bezwstydnie całowały i obmacywały się pary. Gdy dotarli na parkiet, Patrycja natychmiast wzięła Aleksa w obroty, ku wielkiemu niezadowoleniu Malwiny. Didżej puścił akurat „The way I are” Timbalanda. Ludzie oszaleli. Rozeszły się dzikie wrzaski dziewcząt, nawet faceci ryknęli wściekle. Falujące nad głowami widma laserów i migający stroboskop zachęcały do tańca. Narkotyk zaczynał działać. Aleks czuł na sobie wędrujące w górę i w dół ręce Patrycji, czuł jej zapach. Świat przyspieszył, zawirował, wszystko wydało się nagle magiczne. Eksplozja barw i świateł. Aleks poddał się zupełnie, jego ciało już samo poruszało się w rytm muzyki, nie musiał nic robić. Ręce podświadomie błądziły, po jędrnym ciele Patrycji. Ta nie sprzeciwiała się. Oboje poszli na żywioł, oddali się muzyce. Światła, kolory, ciemność, świat migotał. Pojawiał się i znikał. Liczyła się tylko muzyka. Niskie tony huczały w głowie, przeszywały całe ciało, aż do kości. Nic ich już nie obchodziło, byli w amoku, byli wolni. Utwór za utworem, wirowali w szaleńczym tempie. Nagle uświadomili sobie, że są jedynymi ludźmi na parkiecie. Muzyka zgasła, paliło się białe, zwyczajne światło zawieszonych przy suficie świetlówek. Oboje momentalnie poczuli niesamowite zmęczenie. Wpatrywali się w siebie długą chwilę, żadne z nich się nie śmiało. Aleks spojrzał na zegarek. Wybiła czwarta rano.
- Chyba już zamykają – powiedział. Patrycja uśmiechnęła się szczerze i odparła:
- Wiem, chodźmy. W wychodzącym tłumie bezskutecznie próbowali jeszcze znaleźć Ewkę i Malwinę. Aleks dopiero teraz przypomniał sobie, że przyszedł tu z Jackiem, ale nie przejął się tym zbytnio. Dyskoteki mają to do siebie, że każdy zawsze się gdzieś gubi, prędzej czy później. Wyszli obejmując się. Gdy ją odprowadzał, nie odezwał się do niej nawet słowem, nie chciał psuć tej chwili. Przepełniała go dziwna, niewytłumaczalna euforia, coś czego nie czuł od bardzo dawna. Był szczęśliwy, fizycznie wyczerpany, ale szczęśliwy. Gdy doszli do taksówki, ustali przy niej i na przekór własnemu rozsądkowi obejmowali się jeszcze przez jakiś czas. Potem Aleks spojrzał na nią i powiedział:
- Dzięki za ten wieczór, było naprawdę…
- Zamknij się. – urwała i pocałowała go. Długo, zachłannie. Potem wsiadła do taksówki i nie oglądając się, odjechała.
11
Ech, stary masz dwadzieścia dwa lata, a zachowujesz się jak nieodpowiedzialny dwunastolatek. Rozumiem, że potrzebujesz rady, ale nie ode mnie. Zabrzmi to teraz bardzo upokarzająco, ale jestem od ciebie młodszy i nie potrafię ci dać żadnej rady: być albo nie być. Nie jestem Szekspirem, ani tym bardziej Hamletem. Ja też piszę i też mam chandrę, jak nikt mnie nie chce czytać, chwalić i ciągle, za przeproszeniem, lizać po jajach. Uświadom sobie w końcu, że na pytanie pisać, czy nie pisać nie odpowiesz sobie nawet za dwadzieścia lat, będąc (a daj ci Boże) zawodowym publicystą. Ja mówię tak: lubisz pisać, to pisz i nie przejmuj się tym, co mówią ludzie. Pilipiuk podobno uczył się pisania siedem, czy osiem lat od dziecka. Weź więc przykład z Mistrza i po prostu pisz. 1% talentu i 99& ciężkiej pracy - to nie są moje słowa, to powiedział Feliks W. Kres. Talent zależy od Boga, praca tylko od ciebie.
Co do ostatniego fragmentu, to powiem szczerze, że go nie przeczytałem i czytał nie będę. Nie ze względu na moje lenistwo (bo długi nie jest) lecz na twoją opieszałość. Napisz całe do końca i wtedy umieść. Jeśli jeszcze nikt się nie zraził, to może przeczyta. Ale najpierw przeczytaj to sam i sam oceń czy jesteś tym pieprzonym pisarzem, czy nie.
"Nikt nie zmusza do bycia pisarzem, można być kimś innym." Feliks W. Kres
Cholera, chyba znajdę sobie inną robotę
Co do ostatniego fragmentu, to powiem szczerze, że go nie przeczytałem i czytał nie będę. Nie ze względu na moje lenistwo (bo długi nie jest) lecz na twoją opieszałość. Napisz całe do końca i wtedy umieść. Jeśli jeszcze nikt się nie zraził, to może przeczyta. Ale najpierw przeczytaj to sam i sam oceń czy jesteś tym pieprzonym pisarzem, czy nie.
"Nikt nie zmusza do bycia pisarzem, można być kimś innym." Feliks W. Kres
Cholera, chyba znajdę sobie inną robotę

12
Hola, hola! A ile tekstów na tydzień? Regulaminik bzyczy.
'ad maiora natus sum'
'Infinita aestimatio est libertatis' HETEROKROMIA IRIDUM
'An Ye Harm None, Do What Ye Will' Wiccan Rede
-------------------------------------------------------
http://g.sheetmusicplus.com/Look-Inside ... 172366.jpg
'Infinita aestimatio est libertatis' HETEROKROMIA IRIDUM
'An Ye Harm None, Do What Ye Will' Wiccan Rede
-------------------------------------------------------
http://g.sheetmusicplus.com/Look-Inside ... 172366.jpg
13
Tekst, tekst, skupić się na tekście.
Dobra, zrobię to. Potrafię.
Wiesz, jeśli spojrzeć na tekst z punktu widzenia estetyki to jest on do niczego. Pełno literówek, Polskie znaki pojawiają się od czasu do czasu, bez reguły. W sporej ilości przypadków ich brak. Za to usunąłbym tekst, ale prawo nie działa wstecz. Szkoda.
Jednak nie estetyka tekstu jest ważna. Czytelnik przecież przebrnie przez opowiadanie nawet jak będzie wyglądało jak napisane na kolanie. Z błędami ortograficznymi, literówkami. Przecież to nie jest oznaka braku szacunku dla niego. Skądże znowu? Po prostu autor nie miał czasu sprawdzić tekstu po napisaniu, musiał szybko zająć się tworzeniem następnego.
Wybacz, ale ja nie jestem wyrozumiałem czytelnikiem. Takie teksty nie powinny być sprawdzane w ogóle. Dziwię się, że komuś się chciało czytać tak napisany tekst.
Nawet to, że powiesz, że masz dysortografię, dysleksję czy Bóg wie co, nie zmienia faktu, że są sposoby żeby sprawdzić takie błędy:
Szanujmy siebie i innych.
Dobra, zrobię to. Potrafię.
Wiesz, jeśli spojrzeć na tekst z punktu widzenia estetyki to jest on do niczego. Pełno literówek, Polskie znaki pojawiają się od czasu do czasu, bez reguły. W sporej ilości przypadków ich brak. Za to usunąłbym tekst, ale prawo nie działa wstecz. Szkoda.
Jednak nie estetyka tekstu jest ważna. Czytelnik przecież przebrnie przez opowiadanie nawet jak będzie wyglądało jak napisane na kolanie. Z błędami ortograficznymi, literówkami. Przecież to nie jest oznaka braku szacunku dla niego. Skądże znowu? Po prostu autor nie miał czasu sprawdzić tekstu po napisaniu, musiał szybko zająć się tworzeniem następnego.
Wybacz, ale ja nie jestem wyrozumiałem czytelnikiem. Takie teksty nie powinny być sprawdzane w ogóle. Dziwię się, że komuś się chciało czytać tak napisany tekst.
Nawet to, że powiesz, że masz dysortografię, dysleksję czy Bóg wie co, nie zmienia faktu, że są sposoby żeby sprawdzić takie błędy:
wzdłóż
Prosze cie
Wyciągnał
sobię o wczorajeszej
conajmniej
irlandczyk
polacy
wróce
Szanujmy siebie i innych.
Po to upadamy żeby powstać.
Piszesz? Lepiej poszukaj sobie czegoś na skołatane nerwy.
Piszesz? Lepiej poszukaj sobie czegoś na skołatane nerwy.
14
Zabrzmi to może jak wazelina,ale mam to w dupie,a więc Sidzie. Czy nie uważasz,że temat tekstów do zweryfikowania jest dość obszerny, a konstruktywna jego ocena i weryfikacja wymaga czasu ? Bo za przeproszeniem, szybcikiem 'na odjeb się' nie ma sensu niczego robić, bo osobiście wolałbym czekać tydzień na weryfikację, niż czytać fuszerkę po dwóch godzinach. Więc jest druga strona medalu, której widocznie nie uwzględniłeś w swoim osądzie. Pozdrawiam. Przepraszam,za offtop.
"Życie nas mija i patrzy ze śmiechem,
Jak nad zagadką stoimy bezradnie,
Jak złotą piłką bawimy się grzechem,
Czas przeklinając, co sny nasze kradnie."
Jak nad zagadką stoimy bezradnie,
Jak złotą piłką bawimy się grzechem,
Czas przeklinając, co sny nasze kradnie."
15
W takiej formie, jak do tej pory nie radzę kontynuować. Podrasuj fabułę. Igrasz z oczekiwaniami czytelników, zapowiadając "dobrą zabawę", a następnie wysyłasz bohaterów na ławkę z browarami. Cały tekst jest realistyczny, ale przez to nudny. Kontynuuj pisanie, ale zatrudnij swoją wyobraźnię, tak, aby tekst nie był przwidywalny. Sama tematyka emigracji jest ciekawa i należy ją wykorzystać do maksimum. Życzę powodzenia.