~Kastor~
Gra w kotka i myszkę
4 Agnieszka Serdyńska, Marta Szeląg i Tomi Panek
Kastor jest gwiazdą wielokrotną;
Należy do typu widmowego.
Wikipedia
Stuk-puk, cyk-cyk, tap-tap-tap-tap, dzwonią pazurki o drewnianą podłogę. Szybko, szybko. Jeszcze do okna. Jeszcze raz do drzwi. Wszystko sprawdzić. Szybciej, bo czas goni z tyłu. Stanął, obejrzał się na wszelki wypadek. Rozglądnął na boki. Moment zatrzymania skończony. I już znowu pędzi, susami, po schodach, po dwa stopnie, jak szczurek ze spuszczonym ogonem. Stop!
A nuż coś się czai za węgłem? Pełznie cichutko, na miękkich łapkach, zwolnione tempo taśmy i znowu: raz, dwa, trzy susy, kawałek podłogi, hooop! Jest. Zdążył. Ufff. Mrruuu. Tak. Udało się. Kastor zdążył dobiec do łóżka, żeby się wyspać.
66 Geminorum. Położenie gdzieś między Małym Psem, Jednorożcem, Rysiem
i Woźnicą. Na dodatek bliźniak Polluksa. Brzuszek czarny, grzbiecik biały. Dzień i noc. Ziemia i niebo. Nieprzewidywalna dwoistość natury o wadze około pięciu kilogramów. Cielęca łagodność w kontraście do psiego ujadania. Słodycz niewinnych oczu nad ukradzioną paczką parmezanu. Każdy by chciał takiego kotka.
Raczej jednak nie. Nie każdy chyba, skoro staliśmy się jego rodziną zastępczą
w pewien bardzo mroźny wieczór dwatysiącepierwszego roku.
A było tak:
„Kochany Święty Mikołaju, najbardziej chciałbym dostać kotka”.
Dzieci to mają pragnienia. Rozumiałabym, gdybyśmy nie mieli kotka. Ale kotek był. A właściwie czarna, wymarzona kotka. W dwupokojowym mieszkaniu
w samym sercu miasta jedna kotka zupełnie wystarczy. Tylko, że to moja kotka. Dziecko zaś chce mieć swoje własne zwierzątko. Że ma już żółwia? Kocha go bardzo, ale żółw nie ma futerka. Poza tym i żółw bawiłby się chętnie z nowym kotkiem, skoro uwielbia spać na brzuchu Klio i tam czuje się najbezpieczniej. Mikołaj rozpatrzy. Na szczęście na liście były też inne prezenty.
Wczesny grudzień. Szesnaście stopni mrozu. Zawieja, że oko wykol. Ciemny wieczór. Chcąc nie chcąc jednak i w taki czas trzeba dotrzymywać terminów
i opuszczać domowe pielesze. Opuszczamy.
„O jaki śliczny kotek!” wykrzyknęłam widząc jak mały czarno-biały kłębek, na środku chodnika, łasi się do nóg elegancko ubranej pani. „Mogę pogłaskać?”. Pani nie miała nic przeciwko. Ani kotek. Zrewanżowała się historią zwierzątka, podążającego za nią z wysoko uniesionym ogonkiem i donośnym krzykiem przez ostatnie czterysta metrów długiej, ruchliwej ulicy. Najwyraźniej znalazł towarzyszkę, która przypadła mu do gustu.
Gadu-gadu, mizi-mizi, a kotek nagle hyc! I wprost pod nadjeżdżający tramwaj! Heroiczny skok mojego partnera i uratowany kotek już bezpieczny po przeciwnej stronie ulicy. „To ja już pójdę” powiedziała elegancka pani i w mgnieniu oka zniknęła w śnieżnej kurzawie.
A my zostaliśmy z kotkiem…
„Znaleziono kotka” brzmiało ogłoszenie, które widniało dnia następnego na każdym słupie w okolicy. Kotek bowiem wydawał się być bardzo oswojony. „Na pewno się komuś zgubił” – tłumaczyłam sobie i synowi. Ktoś tęskni i przyjdzie po niego. Najbardziej musiałam tłumaczyć to kotce. Nazwałabym to nawet pocieszaniem. Załamana nagłą detronizacją jedynaczki i przygnieciona zaskoczeniem na widok zmarzniętej garści futra, wyszperanej z zakamarków zimowego płaszcza, pytała ufnie „ale to tylko na chwilkę, prawda?”. Zapewniałam, że tak. Siebie też.
Telefonów było sporo. Sporo ludzi zgubiło kotka tej nocy. Nie był to jednak ten kotek.
Do następnego ranka wydobyto z kotka: sznurek, sznurek, tasiemkę, sznurek, kawałek folii po kiełbasie, sznurek i jeszcze kawałek sznurka. Żarłoczek.
Poszukiwania właściciela trwały. Tymczasem kotek wyrabiał sobie w domu pozycję. Po pierwsze jasno zadeklarował, że Klio jest jego boginią Bastet. Absolutne uwielbienie, uniżenie i poddanie dla Kociej Pani tego domu demonstrował z niezwykłą konsekwencją. Ustępował miejsca, odsuwał się od miski, grzecznie czekając na swoją kolej, cichutko podsuwał się, aby polizać jej czarne uszka. Słowem – miłość. Poza tym był niepoprawnie grzeczny. Korzystał z kuwety, spał w wyznaczonym miejscu, jadł wszystko co dostał, nie napraszał się, nie miauczał. Nie ostrzył pazurków na meblach. Każdy by chciał takiego kotka.
Każdy by chciał, po trzech tygodniach zechciała go więc wreszcie Pani Kasia. Wszystko obgadane, nowy dom sprawdzony i zaakceptowany. Wyprawka przyszykowana. Kotek gotowy do drogi. Tylko, że przecież… to jest NASZ kotek! Dlaczego mielibyśmy go komuś oddawać? Prezentów od Mikołąja się nie zwraca. Nie oddamy naszego kotka!
Musiał usłyszeć. Jak inaczej można wytłumaczyć sobie fakt natychmiastowej zmiany zachowania? Z łagodnego, potulnego, mięciutkiego misiaczka nagle wyskoczył piesoptak! Kotek fruwał po ścianach, szczekając i warcząc radośnie, jak rozkoszny felisterrier. Każdą toaletę mojej ukochanej kotki kończył miłosnym uściskiem łapek wokół szyi i dotkliwym wgryzaniem w czarne futerko. Biegał tętniąc kopytkami i znacząc wszystkie sprzęty jako własne. Rozpychał się
w łóżku bezczelnie, robiąc przy tym miny ze Shreka.
Radosne, kocie ADHD. Widząc, że przeholował, natychmiast robił słodki pyszczek i łasił się do wszystkiego i wszystkich serdecznie przepraszając. Każdy by chciał takiego kotka.
No, może nie każdy. Ale my w każdym razie chcieliśmy. Najwyraźniej. Wszystko jest zapisane w gwiazdach. Sąsiedzi z dołu byli przekonani, że mamy kucyka, albo osiołka. Cóż. Jest kotek, musi być i imię. Imię podobno wiele zmienia. Skąd jednak wziąć imię dla tak niespójnego kotka? Musi pasować do Klio, to pewnik. Konkurs rozpisany. Oferty oznaczone godłem prosimy kierować na adres.
Posiedzenia komisji ciągnęły się w nieskończoność. Nie można nawet orzec, że propozycji było w bród. Przeciwnie. Dopasować coś do kociego szczeniaka zdawało się być ponad wszelki wymiar kreatywności. Oświecenie jednak nadeszło pewnej księżycowej nocy i tak Klio, córa Zeusa, muza historii, ze swego papirusu odczytała imię przyrodniego brata, herosa - Kastora, spłodzonego przez ojca, chwilowo bawiącego się z Ledą w łabędzia. Zezwoliła mu na zajęcie wyznaczonego miejsca na trójizbowym Parnasie. W nagłych przypadkach zawsze można będzie odwrócić go białym brzuszkiem do góry, zamieniając w Polluksa i białym rumakiem wysłać do nieba na przeczekanie.
Nagłe przypadki zaczęły od tej chwili być częścią naszego życia codziennego.
- Kastorek, kto ukradł serek?
- Kastorek, kto wyjął wszystkie ręczniki z szafki?
- Kastorek, gdzie jest mięsko?
- Kastorek, kto tu nasikał?
- Kastorek, kto ściągnął pranie?
- Kastorek, zostaw ten sznurek!
- Kastorek, czyje to jest łóżeczko?
- Kastorek, nie gryź Kliusia!
- Kastorek, kot nie je papieru!
- Kastorek, nie drap skórzanych butów Pana Fuji!
- Kastooooreeeek… nie mam siły!
Jest taki guzik na czarnych pleckach, który powoduje bezbolesną metamorfozę
w biały, okrągły, łagodny bębenek. Wystają z niego potem cztery mięciuśkie łapeczki z rozkosznymi, różowiutkimi poduszeczkami. Sterczą do góry
w wiernopoddańczym geście. Przecież kot nie chciał. Mruuu. Przecież on tak tylko. Miauu. Coś mu kazało. Mrrrauu. Po prostu atawizm. Prrrr. A tak naprawdę to wcale nie on! Każdy by chciał takiego kotka.
Klio patrzyła na mnie z politowaniem, mówiąc wyraźnie „A co myślałaś? Że wszystkie koty są takie jak ja? Dawno mówiłam, że jestem jedyna i wyjątkowa. Teraz przynajmniej wiesz to na pewno!”. Ewidentny kontrast błękitnej krwi
z rubasznością dorożkarza. Klasa księżniczki i reakcje parobka. Spokój władzy absolutnej i plebejska rewolucja bez broni. Mądrość autorytetu i chłopski spryt. Próżno wymieniać. Niebo a ziemia.
Hierarchia ta jednak miała swoje dobre strony. Nadskakiwanie pięknej Bastet prowokowało szukanie rozwiązań. Tak Kastorek nauczył się otwierać przed Klio drzwi. Najpierw przymknięte, z czasem zamknięte na klamkę. Dziś jest już bliski przekręcania klucza w zamku. Skacze, wisi, majta nogami w powietrzu, zębami sobie pomaga, warczy przy tym jak piła spalinowa. Praktyka czyni mistrza. Mistrz jest też bystrym obserwatorem. Pani podlewa kwiatki. Kot też podleje. Widać tak trzeba. A że nie ma konewki? Chyba nikt nie widział kota z konewką, prawda? Podleje czym może. Pani wita gości? Ociera się, zostawia na nich zapach swoich perfum? Kastorek też zostawi zapach. Na butach gości. A ma to kot inne perfumy? Mateusz pakuje walizkę? Pani Mu tam wkłada coś na pamiątkę? Kastorek też włoży. Ucieszy się Mateusz, gdy otworzy walizkę na wakacjach. Przypomni sobie, że zostawił w domu kotka. Przecież to Jego kotek. Każdy by chciał takiego kotka.
Podwórkowe, ciężkie, choć tajemnicze dzieciństwo, naznaczyło psychikę Kastora niezmywalnym znakim wodnym. Pulsuje mu pod skórą jak Obcy. Mogę się domyślać, że złamany i źle zrośnięty koniec ogonka jest pieczęcią przybitą lakiem cierpień. Psie reakcje to wynik strachu, zaszczepionego przez mądrą kocią Mamę. Paniczne ucieczki przed nieznajomymi, szczególnie mężczyznami, są hołdem dla tego rodzaju ludzkiego, który spotkał na swej kociej drodze zanim zaczarował nas. Mimo upływu lat i przeprowadzki do domu na wsi, siedzi w nim mały, porzucony, podwórkowy, dziki zwierzak, który nie może się oprzeć widokowi sznurka, rozumując, że może się jeszcze przydać na ciężkie czasy głodu. Fascynujące jest jak bardzo różni się od kotki wychowanej w mądrej, akceptującej miłości od pierwszych dni.
Choroba sieroca i atawistyczna niepewność jutra automatycznie nie pozwalają Kastorowi na bycie przewodnikiem stada. Każą kryć się za większym, mądrzejszym i odważniejszym. Klio nie zna strachu. Stanie do walki z każdym psem, niezależnie od rozmiaru tegoż i zajadłości. Kastor zawsze z tyłu. Na flankach. W defensywie. Klio zna prostą prawdę, że to nie krowy zjadają koty, lecz odwrotnie. Ma świadomość strawionych przez siebie kilogramów wołowiny. Dlatego niestraszne jej stado we własnym ogródku. Gdy przez pomyłkę zabłąkają się do nas zwierzęta z pobliskiego gospodarstwa, mała kotka wielkiego ducha idzie naprzeciw nie zważając na rażące różnice w rozmiarze. Niejedną już krowę wygoniła sprzed okien. Kastor patrzy błagalnie „nie wyrzucajcie mnie na podwórko, ja wolę w domu, w domu jest fajniej”. Nie przeszkadza mu to jednak
w spektakularnych ucieczkach. Tak tylko, żeby zobaczyć, czy się martwimy. Trzy szaleńcze rundy wokół domu i gońcie zająca. Po krzakach, w trawach, patrzcie jaki jestem zwinny. Jak bym tylko chciał, to bym wam uciekł, gdzie koty zimują. Gdybym tylko chciał. Ale tymczasem wrócę przez drzwi tarasowe, bo strasznie śpiący już jestem i zimno na dworze. „Miauuu miauuuuu, gdzie tam gonicie po lesie bez sensu? Szukacie czegoś? Wracajcie, kota trzeba wpuścić do domu!”
I znowu zabawa w sierotkę. Pani do łóżeczka, kotek do łóżeczka. Pani wstaje, kotek wstaje. Pani je, kotek je. Pani do łóżeczka, kotek do łóżeczka. Pani siku, kotek siku. „Nie! Kastorek! Nie tutaj! Nie wiesz, gdzie się sika?!” Najlżejszy szmer, ruch niezapowiedziany, wybudza kotka z błogiego snu. Zawsze na czuwaniu. Świeci się czerwona lampka ostrożności. Samemu leżeć? Głupio tak. „Miiaaaauuuproszę, proszę, chodź już na górę. Mrruuuco co tu będziesz tak siedzieć? Mrrauuunapewno na pewno jesteś już śpiąca. Prrrchodź chodź, zobaczysz, będzie fajnie. Mrrrrlepiej lepiej jest w łóżku z kotem niż na fotelu bez.” To idę. Wszyscy pytają, jak ja tak ciągle spać mogę. Ja nie mogę! Ja muszę! Nie mam innego wyjścia. Nie mogę przecież odmówić kotu, prawda? Każdy by chciał takiego kotka.
Co chwilkę pobudka. Może coś się dzieje? Może ktoś przyszedł? Może opowiem, co mi się śni… ło. I radość. Wielka radość, że jestem. Ocieranie, mruczenie, mizianie, ugniatanie, deptanie, przygniatanie całym ciężarem. Czego to zadowolony kot nie wymyśli. No właśnie: czego? Zaraz, zaraz, tylko zobaczy, czy coś się nie zmieniło na dole. Już już zaraz wróci, tylko sprawdzi. Zasnęłam? Dawaj mnie łapą spod kołdry wyciągnąć, bo przecież Miaaauuuuułpa przyszedł. Miaaaauuułpa siedzi i marznie pod oknem. Miaaauuułpa jest głodny. Szybko, szybko, bo zaraz uuuumrzeee! Kastorek wie jak to jest być podwórkowym kotem. Empatia nie pozwala mu spokojnie patrzeć na cierpienie innych. To nic, że Małpa jest już trzy razy grubszy od niego i większy. I Zezowaty też. I Kot-Którego-Najbardziej-Nie-Lubimy. To nic. Nie, żeby ich jakoś kochał specjalnie. Właściwie to wcale ich nie lubi. Strasznie się denerwuje, gdy mu przez pomyłkę przelatują przez salon, albo siedzą na jego własnym tarasie bez sensu. Mateusz dla niego taras zrobił. Dla Kastorka. I dla Kliusia. I trochę dla Pani, żeby mogła kawę pić. Więc niech już szybko jedzą te koty i idą sobie do Babci. A tu jest Kastorka teren dookoła. Na wszelki wypadek zaznaczy, żeby wiedzieli. „Nie! Kastorek! Nie tutaj! Nie wiesz, gdzie się sika?!” Znowu zapomniał. Przecież nie chciał. Samo mu się tak. A w ogóle to wcale nie on. On już dawno słodko śpi
w łóżeczku. Jak kamień. Nawet ufo go nie zbudzi. Pyszczek łapą przykryty. Ślimaczek. Słodki rogalik. Tylko zdjęcia robić. Każdy by chciał takiego kotka.
„Nie! Nie! Proszę nie wyjeżdżajmy! Tu jest fajnie! Ja nie chcę na wakacje, ja nie chcę na wycieczkę, ja nie chcę samochodem! Tu zostanę!” Podczas, gdy Klio
z radością sama wskakuje do auta i mości się wygodnie na desce rozdzielczej, żeby dobrze widzieć zarówno drogę jak i prędkościomierz, podczas gdy Klio mruczy z zadowolenia podekscytowana nową przygodą, Kastorek przeżywa kocią tragedię. Reisefieber. Drze się od pierwszego do ostatniego kilometra. Wiesza pazurami na oknie, ukazując biały brzuszek wszystkim przejeżdżającym kierowcom i przechodniom. Wzbudza powszechne zainteresowanie jak wielka maskotka przyczepiona do szyby. Okot! Okot! Okota nie widzieli. Strasznie to musi z zewnątrz wyglądać. Z wewnątrz nie lepiej. Muzyka nie pomaga. Tabletki nie pomagają. Futro garściami samo się rzuca na tapicerkę. Kastorek jedzie na wycieczkę.
Gdy tylko zorientuje się, że plany wakacyjne obejmują też kota, natychmiast zaczyna się zabawa w chowanego. Ani siłą, ani podstępem, ani łagodną perswazją nie da się przekonać kota do opuszczenia miejsca, w którym się obecnie znajduje, dla cudnych manowców i pól bezkresnych. Pomysłowość kocich uników nie zna granic. Można się naprzykład schować nad kominkiem. To znaczy wejść pod kominkiem, przejść po kominku i usiąść na kominku. Tylko, że od tyłu. Da się to wszystko z góry zobaczyć przez kratkę, gdyby ktoś wpadł, że tam właśnie może być kot. Tyle kotów koło domu i żadnemu tak prosty pomysł nie przyszedł głowy. Całe szczęście, że jest lato i w kominku się nie pali. Tak. Sprytny to on jest. Szkoda, że ciamajda. Zaklinuje się, w biegu o schody głową uderzy, skacząc na stół źle odległość obliczy i spadnie. Zaplącze linewkę
o drzewko. Przez nieuwagę wpadnie do wiadra z popiołem, albo dołu z wodą deszczową. Zawsze coś. Potem płacze. Nie, nie można się przy nim nudzić. Każdy by chciał takiego kotka.
Po tylu latach nawet Klio się przyzwyczaiła. Z pobłażliwością wyższych sfer traktuje plebejski, nieutemperowany charakter. Łaskawie zezwala na codzienny rytuał wzajemnego mycia do momentu znudzenia. Ze spokojem patrzy na biały pyszczek przełykający ślinę tak długo, aż ona nasyci swój głód. Konsekwentnie pokazuje, że to kobieta wybiera miejsce odpoczynku, a mężczyzna może się ewentualnie zadowolić tym, co zostało. W przypływie dobrego humoru daje się gonić po schodach, a czasem nawet złapać. W ostateczności prychnie i machnie łapą, by przywrócić właściwy porządek rzeczy. Pewnie niedługo nauczy go wnosić miskę z mięsem na górę. Może nawet procelanowy talerzyk, kto wie? Siła kobiet jest wielka. Szczególnie znających swoją wartość.
Komitywa zawiązuje się w trzech tylko przypadkach. Przypadek pierwszy nazywa się Pixie. Przypadek jest kobietą, znającą swoją wartość, a na dodatek wcale nie bezdomną. To kotka Justyny i Piotrka. Nie przychodzi w odwiedziny, przychodzi demonstrować. Demonstruje wolne chodzenie po naszym drewnie. Paraduje po naszym tarasie. Siedzi pod naszą choinką. Co więcej, przykleja nos do naszej szyby! Bestia! Natrętne, biało szare stworzenie. Ohydne, wyblakłe niewiadomoco. Sama Pixie myśli o sobie inaczej. Ja pozostanę bezstronna. Każdego ranka obserwuję film akcji. Walkę na śmierć i życie. Przez szybę. Bitwę na łapy, zęby i pazury. Stroszenie ogonów. Prychanie. Plucie i skakanie pod sufit w śmiertelnym choć wirtualnym uścisku. Wszystko jak w realu, tylko krwi nie widać. Cel – rozgromić wroga. Przegonić za jej własny płot. Wykurzyć z naszego terenu. Niech się nie panoszy. Niech nie pokazuje tej nowej obróżki. Niech się tak nie gapi. Wynocha!
Przypadek drugi to zabawa w resoraki. Takie specyficzne. Jest trasa, są dwa końce, na końcach Klio z Kastorem puszczają do siebie autko. Autko ma nogi zamiast kółek. Czasem cztery, czasem sześć, czasem osiem. Zależy czy to mysz, szczypawka, czy pająk. O! Zepsuło się. Nie chce jeździć. Szkoda, ale trudno. Idziemy spać. Już późno. Przed snem można autko zjeść. Ale tylko czasem. Błeee.
Trzeci przypadek jest zielony, duży i skacze. Pojawia się wczesnym latem i gości u nas w dużej ilości aż do późnej jesieni. To pasikonik. Wyjątkowo dorodny na tym leśnym terenie i liczny. Niby ma przewagę. Na sufit wskoczy, na lampę. Dla wytrawnych i cierpliwych łowców to tylko podniecające wyzwanie. Żaden nie ma szans. Szkoda tylko, że taki łykowaty ten przypadek. Jak się nie ma co się lubi, to się lubi, co się nie lubi.
To co? Śpimy? Dość już tego gadania, skakania i pisania. Czytać też nie powinnam. Gdybym nawet chciała, to nie mogę, bo coś mi siedzi na książce. I na gazecie też. I na kartce, na której właśnie piszę. A ołówek ma pod główką. Tylko z nogą strasznie trudno, bo trzeba ją dość wysoko podnieść, żeby leżała na laptopie. Kot się jednak dla mnie poświęci. Nie może pozwolić, żebym się przemęczyła. W nagrodę za troskę i opiekę mogę pogłaskać brzuszek.
I grzbiecik. I pyszczek. I nóżki. I łapki. I uszka. I wibrysy. I brzuszek. I grzbiecik… Każdy by chciał takiego kotka.
Ludzieeee! Nie chcecie przypadkiem kotka?
Koty. Koty są miłe.
Naprawdę w to wierzycie?
Z kociego jestem rodu Andrzej Bursa
Jak widzi tutaj każdy z was
Z kociego jestem rodu
Wygladam oto tak en face
En face to znaczy z przodu
Ot tak wyglądam zaś z profilu
Z profilu znaczy z boku
I staram się być w każdej chwili
Godnym rodziny kotów
Mamusia mnie uczyła tak
Kotka uczona wielce
Pomruków jej boi się ptak
W myszy zamiera serce
Synku - mówiła - zrozum to
Niewielkie masz rozmiary
Ale pamiętaj żeś jest kot
I zuchem być się staraj
(…)
Jak groźny ród mój widzicie więc
Zaczynać z nami nie radzę
A teraz cicho bo ja śpię
Proszę mi nie przeszkadzać
KASTOR - film inspirowany
gsc/30/01/2009 (prezent urodzinowy sama sobie zrobiłam, a co?)
~Kastor~
1'ad maiora natus sum'
'Infinita aestimatio est libertatis' HETEROKROMIA IRIDUM
'An Ye Harm None, Do What Ye Will' Wiccan Rede
-------------------------------------------------------
http://g.sheetmusicplus.com/Look-Inside ... 172366.jpg
'Infinita aestimatio est libertatis' HETEROKROMIA IRIDUM
'An Ye Harm None, Do What Ye Will' Wiccan Rede
-------------------------------------------------------
http://g.sheetmusicplus.com/Look-Inside ... 172366.jpg