"Biała ćma" [fantasy] (prolog)

1
Witajcie. To mój pierwszy w życiu tekst (na dodatek fantasy), a ponadto pierwszy post na WeryfikatoriuM. Liczę na Waszą wyrozumiałość, której nie obce są słowa rozsądnej krytyki, jak i wskazówki. Mam obszerny pomysł na książkę, mnóstwo wizji kłębiących się w głowie, gorzej tylko z realizacją...





Nadchodziła sroga i wyjątkowo długa zima. Jej zapowiedź zwiastowały przemarznięte owoce głogu spowite w jej dziewiczym oddechu, skrzące się w blasku zastygłego na niebie księżyca. Z trudem chłonąłem górskie powietrze spływające zboczem wzgórza w kierunku uśpionej doliny. Rozdzierało me płuca niczym dzioby wygłodniałych kruków szukających pożywienia na polu po okresie zbiorów. Między szczelnie maskującymi mnie partiami odzienia umykało ciepło rozgrzanego ciała momentalnie zamieniane w strużki unoszącej się pary. Pragnąc zachować jego namiastkę przykucnąłem w cieniu starego dębu, gdzie dostrzegłem świeżo skopaną ściółkę. Gdy pochylałem się ku ziemi, by zbadać jej stan żołądkiem targnął silny skurcz, a w ustach poczułem nieprzyjemny posmak suchego piasku i krwi. Oparłem się całym ciężarem o drzewo, w oczekiwaniu aż żółć odpłynie do żołądka i pozwoli się podnieść. Po moich plecach spływały kropelki zimnego potu. Przymknąłem powieki i uspokoiłem oddech pozwalając, by zalała mnie fala wszechogarniającego spokoju. Księżyc w nowiu padał bladą poświatą na przerzedzony las zastygłych cieni, lecz ja przyzwyczaiłem się wierzyć bardziej swoim uszom, niż oczom. W głębokim skupieniu wychwytywałem odgłosy lasu przesiewając mniej od bardziej ważnych dla moich spragnionych uszu. To one pierwsze wychwyciły obecność zwierzyny i rozpoznały jej spłoszony chód. Odgadły jej rasę, przybliżony wiek i drzemiące w niej siły witalne, zanim mogłem dostrzec jej wyblakły zarys majaczący między drzewami. Jeleń zatrzymywał się, co kilkanaście metrów by nabrać tchu, po morderczej wspinaczce wzdłuż stromej ściany wzgórza. Był wyjątkowo czujny i nie dopuszczał mnie do siebie na odległość wzroku. Z chwilą, gdy jego przekrwione nozdrza wychwytywały ludzką woń, ratował się ponowną ucieczką, której dane mi było tylko nasłuchiwać. Pocieszałem się myślą, że był wykończony w równym stopniu jak ja, a wraz z uchodzącymi siłami zaczęła opuszczać go także nadzieja. Skierowałem pościg w kierunku Świniej Góry, gdzie liczyłem zaskoczyć zwierzę w kamiennym wąwozie. Oprawianie zwierzęcia w jednej z siedmiu porozrzucanych tam jaskiń uchroniłoby mnie przed ciekawością innych dzikich zwierząt wietrzących w powietrzu posmak krwi. Czując za pasem lekki ciężar procy i poręcznego sztyletu dziękowałem duchom, że nie zabrałem ze sobą łuku, który ze względu na swoją wagę i nieporęczność tylko spowolniłby pościg i z pewnością przyczynił do zgubienia tropu. Zanim dotarłem na miejsce usłyszałem jak jeleń wpada w popłoch wystraszony odgłosem własnych kopyt uderzanych o twardy grunt zdradzających teraz dokładnie jego położenie. Kluczył między skalnymi pułkami próbując znaleźć drogę ucieczki. Resztkami sił pobiegłem odciąć mu drogę, modląc się w duchu by się nie rozmyślił i nie zawrócił, wówczas straciłbym go na pewno. Przedarłem się do wąwozu i brodząc czujnie w gęstym dywanie mgły ukryłem w skalnym wyłamie, gdzie zabobonni wieśniacy urządzili kapliczkę chrześcijańskiej bogini. Kamienie z mojej procy dolatywały na odległość stu metrów, ale żeby ogłuszyć jednym z nich duże zwierzę musiałem zmniejszyć dystans, by pocisk nie stracił na mocy. Wsunąłem w przymocowaną do pasa sakiewkę dłoń i wymacałem odpowiedniej wielkości kamień. Nakładając go na rzemień wsłuchiwałem się cierpliwie w niespokojny chód zbliżającego się zwierzęcia. Uniosłem procę nad głową i wprawiłem ją w ruch delikatnym poruszeniem nadgarstka. Poświstywanie przeciskającego się między skałami wiatru zagłuszało odgłos przecinanego powietrza mojej broni, gotowej do zadania śmiertelnego ciosu. Miałem wrażenie, że czas zatrzymuje się w miejscu i pochłania mnie bezgłośna próżnia. Z chwilą, kiedy zwierzę ukazało się moim oczom, przestałem słyszeć cokolwiek. Spuściłem rękę, wyrzucając pocisk pod nogi niedoszłej ofiary. Pielęgnowany słuch, który został mi odebrany, który nigdy mnie jeszcze nie zawiódł i tym razem odgadł zwierzynę zanim ją ujrzałem, lecz jednej cechy zwierzęcia nie był w stanie odczytać, a było to jego umaszczenie. Przede mną na szeroko rozstawionych nogach gotowych do ucieczki majaczył biały jeleń o królewskim porożu, z oczami wbitymi w zakapturzoną postać niedoszłego zabójcy. Jego spojrzenie było tak intensywne, że poczułem jak uginają się pode mną obolałe nogi. Powoli chwyciłem za skraj kaptura i zsunąłem go z swojej głowy pragnąc, aby i on mógł mi się przyjrzeć. Moja skóra dorównywała bieli jego sierści, a jasne włosy zdawały się opadać na oczy równie dzikie i matowe, co mojego obserwatora. Po raz pierwszy w życiu spotkałem, kogoś podobnego do siebie, podobnego bardziej niż ludzie nieświadomi mojego współistnienia, wśród których żyłem. Jeleń rozluźnił lekko kończyny i spuścił głowę, kiedy oddałem mu ukłon i podniosłem głowę już go nie było. Mój słuch powrócił.



otorian83

2
otorian83 pisze:a ponadto pierwszy post na WeryfikatoriuM


tak się zastanawiam, czy mogę ocenić, ale chyba tak, boś się już przywitał i zablokowania nie będzie :P



Pierwsza rzecz, którą mówię po tylko zerknięciu na tekst: przydałyby się akapity. Jak na razie ta wielka bryła bez wcięż, odstępów nie wygląda zachęcająco.



A teraz już czytam :P



Do pierwszego zdania się nie przyczepiam, jest takie jakie jest, bynajmniej nie złe.


otorian83 pisze:Jej zapowiedź zwiastowały przemarznięte owoce głogu spowite w jej dziewiczym oddechu, skrzące się w blasku zastygłego na niebie księżyca


drugie jednak... za dużo wszystkiego. Mamy "przemarznięte owoce" "owoce głogu", "dziewiczym oddechu", "jej dziewiczym", "zastygłego na niebie księżyca", "skrzące się w blasku". Takie zdania nie wchodzą od razu do głowy. No i nadmierne określanie prowadzi do klimaciarstwa.


otorian83 pisze:Z trudem chłonąłem górskie powietrze spływające zboczem wzgórza w kierunku uśpionej doliny. Rozdzierało me płuca niczym dzioby wygłodniałych kruków szukających pożywienia na polu po okresie zbiorów


to samo co wyżej. Muszę nawet przyznać - a głupio sie to do tego przyznawać :P - że przy "Rozdzierało me" nie wiedziałam, o jaką rzecz chodzi, co rozdzierało, bo zupełnie zapomniałam, że mówiłeś w poprzednim zdaniu o powietrzu.



Zastosowałeś też "me", czyli krótką formę. Odradzam. Do dłuższych nikt nie ma zastrzeń, chyba że użyte tam, gdzie zbędne, a do krótkich... ;)


otorian83 pisze:Pragnąc zachować jego namiastkę przykucnąłem w cieniu starego dębu, gdzie dostrzegłem świeżo skopaną ściółkę. Gdy pochylałem się ku ziemi, by zbadać jej stan żołądkiem targnął silny skurcz, a w ustach poczułem nieprzyjemny posmak suchego piasku i krwi


i w pierwszym, i w drugim zdaniu brakuje przecinka. Kiedy zdanie zaczyna się na "Gdy" czy na imiesłów przysłówkowy, to na pewno w tym zdaniu będzie przecinek. Ty, owszem, stawiasz go w drugim zdaniu, ale ze względu na "by" - ze względu na "Gdy" będzie po "stan". W pierwszym zaś zdaniu - po "namiastkę"


otorian83 pisze: Między szczelnie maskującymi mnie partiami odzienia umykało ciepło rozgrzanego ciała momentalnie zamieniane w strużki unoszącej się pary. Pragnąc zachować jego namiastkę przykucnąłem w cieniu starego dębu, gdzie dostrzegłem świeżo skopaną ściółkę. Gdy pochylałem się ku ziemi, by zbadać jej stan żołądkiem targnął silny skurcz, a w ustach poczułem nieprzyjemny posmak suchego piasku i krwi. Oparłem się całym ciężarem o drzewo, w oczekiwaniu aż żółć odpłynie do żołądka i pozwoli się podnieść. Po moich plecach spływały kropelki zimnego potu. Przymknąłem powieki i uspokoiłem oddech pozwalając, by zalała mnie fala wszechogarniającego spokoju.


to, krótko mówiąc, o zmęczeniu bohatera. A ty opisujesz to tak, jakby to było coś cholernie ważnego/niesamowitego! I znów, oczywiście, za dużo określeń.



Ok, taki masz styl. Ale jeżeli myślisz, że jak fantastyka, to musi być przerost formy nad treścią, to się grubo mylisz.


otorian83 pisze:Jeleń zatrzymywał się, co kilkanaście metrów by nabrać tchu, po morderczej wspinaczce wzdłuż stromej ściany wzgórza.


okropne zdanie pod względem interpunkcji. Nie zawsze przed "co" stawia się przecinek, w tym przypadku nie, choć nie wiem, jaka jest do tego reguła. Przed "by" jako "aby" przecinek się stawia, chociaż nie jestem pewna, czy zawsze, bo można budować różne zdania. Drugiego przecinka być nie powinno, bo wtedy "po morderczej..." nie ma racji bytu. Co "po morderczej wspinaczce wzdłuż stromej ściany wzgórza"? chce się zapytać.


otorian83 pisze:ratował się ponowną ucieczką, której dane mi było tylko nasłuchiwać.


nie pasuje mi tutaj "nasłuchiwać", bo to, jak się nie mylę, od "słuchania z nadzieję, że coś się stanie", tak to odbieram, nie wiem, mogę się mylić (każdy może)


otorian83 pisze:Zanim dotarłem na miejsce usłyszałem jak jeleń wpada w popłoch
wystraszony
odgłosem własnych kopyt
uderzanych
o twardy grunt
zdradzających
teraz dokładnie jego położenie.


to samo, co przy "gdy" i imiesłowach przysłówkowych na początku zdań - kiedy "zanim" tam jest, wtedy też przecinek będzie. W tym przypadku przed "usłyszałem". Po zresztą też, bo kostrukcja: czasownik + jak tego wymaga.

Inna rzecz, że przesadzasz z imiesłowami przymiotnikowymi. Nie dość, że nie najlepiej się czyta, to za cholerę powiedzieć poprawnie, gdzie powinny być przecinki, a gdzie nie. Ja sama mam z nimi problem, jeżeli chodzi o imiesłowy przymiotnikowe. W ogóle tak skosntruowane zdanie jak wyżej jest źle zbudowane, bo no. "uderzanych o twardy grunt zdradzających teraz" - imiesłów taki powinien być jakby dopowiedzeniem (taki dobrym) poprzedzającej go (najczęściej) cześci zdania, najczęściej rzeczownika. A u ciebie wychodzi dziwota, bo jest grunt i czy on zdradził miejsce pobytu jelenia?


otorian83 pisze:by się nie rozmyślił i nie zawrócił, wówczas straciłbym go na pewno


dałabym "bo" w środek, bo tak pierwsza część zdania nie łączy się z drugą, odpowiednio. Przecinek to za mało.





Powiem tam - przesadzasz. Twój styl jest okropnie, ale to okropnie toporny. Co zdanie, to z pzynajmniej cztery przymiotniki. Opisujesz wszystko dokładne, nawet jeżeli nie trzeba, i to drażni, bo nie można skupić się na całej akcji, tylko w głowie brzmią głupie szczegóły.



Początek jest napisany dość poprawnie, interpunkcja tylko z lekka kuleje, warto poprawić. Ale co z tego, że poprawnie, jeżeli odpycha? Opis polowania na jelenia nie wygląda jak opis polowania na jelenia, bardziej jak opis pięknej nocy: nudny, ciagnie się itp. itd.



Zraziłeś mnie mocno tym początkiem. Raczej nie chciałabym czytać większej ilości tekstu napisanego takim stylem.



Na nie.



Pozdrawiam

Patka

3
Przerost formy nad treścią. Właściwie jeśli chcesz poznać moje zdanie, wystarczy, że przeczytasz post Patki.



Przesadzasz, używasz mnóstwo przymiotników oraz górnolotnych porównań związanych z przyrodą, lecz to zamiast tworzyć klimat, jedynie go burzy. Robi się klimaciarstwo.



Spróbuj prościej to napisać, ale wyraźniej. Zaufaj wyobraźni czytelnika, przede wszystkim nic na siłę. Nie staraj się w każdym zdaniu tworzyć klimatu, a już szczególnie nie w taki sposób.



I akapity. Zdecydowanie akapity. Bryły tekstu czyta się naprawdę niewygodnie, rozstrzelaj to; gdy zaczyna się nowa myśl, pisz ją od akapitu. Nawet nimi możesz utworzyć klimat, wszystko jest narzędziem w rękach pisarza, trzeba tylko uważać, żeby nie przedobrzyć.



Po tym początku nie chciałbym czytać dalej. Jeśli to Twój pierwszy tekst, to efekt i tak jest niezły, z czasem będzie coraz lepiej. Także do boju, wojowniku. ;)



Pozdrawiam.
"Życie jest tak dobre, jak dobrym pozwalasz mu być"

4
Jej zapowiedź zwiastowały


zapowiedź = zwiastun. Zbędny pleonazm.



O tekście: Jakoś to wygląda. Pisząc "jakoś" mam na myśli ważność prologu. Wprowadzenie jest bardzo dobre. Na początku są bębny (bogate opisy) i dalej też są... no właśnie. Jak zbudowałes kilkoma opisami i porównaniami klimat, to później, jak pisał Patren, należy wciszyć te bębny i dać czytelnikowi ruszyć wyobraźnią. Tekst jest dopieszczony - to widać. Przyłożyłeś się, żeby wszystko miało rece i nogi i za to ci chwała. Bo poza akapitami, wszystko mi się podoba. Co natomiast mi się nie podoba, a jest najważniejsze dla mnie w tym momencie, to to, że piszesz to z pierwszej osoby! Dlaczego nie prowadzisz narracji trzecioosobowej? Wszak Gość z procą i pisarz w jednym kłóci się wg mnie i to bardzo. Przez to, co chwilę w mojej wyobraźni widziałem jakiegoś ludzia lasu z łukiem w jednym, a piórem w drugim ręku. Banał mi z tego wyszedł.



Mimo bogatych opisów, ciekawych przenośni, narracja pierwszoosobowa sprawiła, że tekst nie spodobał mi się.
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott

   Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
   — Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
   — Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
   — Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron