FUTRA [miniaturka]

1
FUTRA





Dochodziła ósma piętnaście. Stary Clay Stevens, kiedyś rybak, dziś zawodowy kłusownik, był gotowy. Tego dnia strasznie wiało i było cholernie zimno. Minus 25 stopni, to dużo, nawet jak na Mary’s Harbour – pomyślał. Pogoda go jednak nie odstraszała, był zaprawionym, starym kłusownikiem, a perspektywa łatwego zarobku, bardzo skutecznie niwelowała wszelkie przeciwności. Ubrał się więc ciepło, pociągnął łyk swojego ulubionego Jacka Daniela i ruszył do przystani. Czekali na niego, cała załoga „Northwesterna”, dwudziestometrowego kutra była zwarta i gotowa jak zawsze.

- Daleko dziś? – spytał Clay młodego, ubranego jak Yeti mężczyznę.

- Podobno widziano je sto dwadzieścia mil stąd, na północ. – odparł.

- To nie tak źle, dobra panowie do roboty, kasa czeka. – uśmiechnął się chytrze Clay i wszyscy zgodnie weszli na kuter.

Płynąc, Clay przeliczał już w myślach zarobione pieniądze. Myślał co kupi swojej córce na dwudzieste pierwsze urodziny. Córka jego wyprowadziła się z Mary’s Harbour dwa lata temu, pojechała studiować filozofię do Quebeku. Clay nigdy nie mógł się z tym pogodzić, ale wiedział, że to małe miasteczko nie stwarza dla niej żadnych perspektyw, chyba żeby została kłusownikiem, jak tatuś.

Gdy dotarli na miejsce przywitał ich, srogi lodowy krajobraz. Wiało okropnie. Przycumowali do brzegu, zabezpieczyli kuter i cała szóstka ruszyła w głąb lądu. Uzbrojeni w dziwnie wyglądające, przedłużone pałki podobne do średniowiecznych buzdyganów, wypatrywali swoich celów. Clay wiedział, że najwięcej warte są te małe foki z jeszcze białym futrem. Za nie płacili krocie. Zaczęła się rzeź. Podbiegali i uderzali jak roboty, wprawnymi ruchami zadawali ciosy w okolicę głowy. Niektóre zwierzęta umierały od razu, inne tylko traciły przytomność, ale to wystarczało. Z każdym zabitym zwierzęciem Clay czuł rosnącą w nim adrenalinę. Lubił to uczucie. Gdy dopadł następną fokę, ta niespodziewanie wskoczyła do lodowej przerębli. Clay poślizgnął się, wpadł do środka, stracił przytomność. Gdy otworzył oczy, zdał sobie sprawę, że siedzi w klatce. Był w wielkiej lodowej jaskini, w powietrzu unosił się przeraźliwy krzyk, ludzki krzyk.

- Zobacz, jak się boi, hihihi. – rozległ się makabryczny, wysoki dźwięk.

- Boi, się boi, morderca, i dobrze!

- Zrobię sobie torebkę! Albo nie, buty!

- A ja rękawiczki, hihihi!

- Cisza! – powiedział głęboki, niski głos.

Clay ujrzał przed oczami dziwne monstrum. Głowę miało foczą, ale stało na ludzkich nogach, miało ludzkie ramiona a korpus był pokryty foczym futrem.

- Gdzie… gdzie ja jestem?... – wyjęczał. Monstrum zaśmiało się głośno i odparło:

- Jesteś w piekle.

- Ale…

- Każdy ma takie piekło na jakie zasłużył, to jest akurat twoje. – powiedziało monstrum z błyskiem w oczach.

- Gdzie moja załoga… czy ja umarłem?

- Tak, jesteś sztywny jak kłoda, utopiłeś się. - Monstrum podeszło i otworzyło klatkę, w ręku trzymało znajomą Clayowi pałkę. – Wyłaź. - Clay posłuchał.

- Proszę… przecież to tylko praca, muszę z czegoś… - nie dokończył. Monstrum uderzyło celnie, w środek głowy, Clay upadł, po lodowej podłodze rozlała się kałuża krwi. Nastała ciemność.





- Panie Clay, proszę na mnie spojrzeć, nazywam się dr. Roberts, proszę otworzyć oczy.

Ostre światło raziło go, gdy spojrzał przed siebie, zobaczył młodego mężczyznę w okularach i białym fartuchu.

- Jak się pan czuje? Był pad nieprzytomny, pana córka zaraz tu będzie.

- Moja córka?

- Tak, był pan w śpiączce dwa dni, ale już się pan obudził, wszystko będzie dobrze.

- Dziękuje doktorze, nawet nie wiem pan jak się cieszę. Clay uśmiechnął się do siebie i zasnął.



Edit by Zuzanna: zamknięte z powodów regulaminowych. Tydzień ma 7 dni.

Odblokowane.
Ostatnio zmieniony wt 07 kwie 2009, 13:54 przez Locter, łącznie zmieniany 2 razy.

2
Locter pisze:Córka jego wyprowadziła się z Mary’s Harbour dwa lata temu, pojechała studiować filozofię do Quebeku


"pojechała" na dobrą sprawę można wywalić, dobrze sie tego nie czyta z dwoma orzeczeniami.


Locter pisze:Tego dnia strasznie wiało i było cholernie zimno.


nie lubię słów, które niby dużo mówią, a tak naprawdę to nic. "Strasznie" i "cholernie" do nich należą. Jakby zwykłe "bardzo" nie wystarczało.


Locter pisze:Minus 25 stopni


liczby zapisujemy słownie - dwadzieścia pięć


Locter pisze:- Podobno widziano je sto dwadzieścia mil stąd, na północ. – odparł


bez kropki.


Locter pisze:- To nie tak źle, dobra panowie do roboty, kasa czeka


przydałaby się jakaś wstawka narratorska między "źle" a "dobra", gdyż pierwsze cztery wyrazy mają inny wydźwięk niż pozostałe.


Locter pisze:Clay przeliczał już w myślach zarobione pieniądze. Myślał co kupi swojej córce na dwudzieste pierwsze


po pierwsze - powtórzenie. Łatwo uniknąć, zamieniając "myślał" na "Zastanawiał się"

po drugie - po "Myślał" przecinek.

po trzecie - "swojej" do wywalenia, wiadomo, że nie cudzej.


Locter pisze:Myślał co kupi swojej córce na dwudzieste pierwsze urodziny. Córka jego wyprowadziła się z Mary’s Harbour dwa lata temu, pojechała studiować filozofię do Quebeku


znów kolejne powtórzenie. Drugie zdanie zapisałabym tak: "Dwa lata temu wyprowadziła się z Mary's Harbour, studiować filozofię w Quebeku."


Locter pisze:że najwięcej warte są te małe foki z jeszcze


"te" do wywalenia. Nie podkreślaj czegoś, jak nie ma potrzeby


Locter pisze:Głowę miało foczą, ale stało na ludzkich nogach, miało ludzkie ramiona a korpus był pokryty foczym futrem.


źle wygląda. Najpierw piszesz o cechach foczych, przechodzisz dalej spójnikiem "ale", podkreślając, że to jednak foka nie była, wymieniasz ludzkie cechy i na tej samej linii piszesz o korpusie pokrytym foczym futrem.



"Głowę miało foczą, a korpus pokryty foczym fotrem. Stało jednak na ludzkich nogach i miało ludzkie ramiona."



Nie wiem, co zrobić z powtórzeniem "miało".


Locter pisze:to jest akurat twoje. – powiedziało


bez kropki


Locter pisze:pad


"pan"


Locter pisze: Dziękuje doktorze, nawet nie wiem pan jak się cieszę. Clay uśmiechnął się do siebie i zasnął.


albo dasz myślnik między tymi zdaniami, albo Enter po pierwszym. Lepsze by było jednak to drugie.





Miniaturka nie za dobra. Cały czas krzyczało coś we mnie: 'to bardzo wtórne!". I rzeczywiście, tekst jest wtórny. Powiedzenie, że każdy ma takie piekło, na jakie zasłużył - coż, oryginalnością się popisałeś. Początek był jeszcze w miarę, czekało się na ciekawe rozwinięcie akcji. Ale gdy przechodzisz szybko - moim zdaniem zbyt szybko - do piekła, to już jest znacznie gorzej. Pomysł zaczyna irytować nieoryginalnością, końcówka tak samo, już sama nie wiem, ile czytałam tekstów tak czy podobnie zakończonych jak ten powyższy.



Pozdrawiam

Patka
Zajrzyj, może znajdziesz tu coś dla siebie

Jak zarobić parę złotych

3
Nie rozumiem, czemu jest to miniaturka.



Ten gatunek kojarzy się z krótką, przemyślaną formą, której długość jest taka, jaka powinna być. Tutaj kompletnie tego nie widać. Wydaje się raczej, że stało się to miniaturką tylko dlatego, że twórcy nie chciało się bardziej rozpisywać swojego pomysłu.



Początek rzeczywiście jeszcze nastraja neutralnie, ale dalej to już jest streszczenie bez żadnej puenty, za to z totalnie oklepanym i nijakim zakończeniem. Naprawdę, treść to tutaj najpoważniejsza wada, bohaterzy praktycznie nie istnieją (jedynie pionki napędzające "akcję"), fabuła jest szczątkowa i sztampowa.



Nie rozumiem też, czemu są tam Claye Stevensy i inne egzotyczne nazwy, a nie te polsko brzmiące? To już jednak temat na osobny wątek, zwracam po prostu uwagę, że ani to raczej nie ułatwia autorowi zadania (bo nie pisze o czymś, co dobrze zna), ani klimatu nie daje, a wręcz go trochę psuje, bo wydaje się sztuczne.



A styl? Ani nie odstrasza, ani nie przykuwa uwagi. To dobrze. Musisz ćwiczyć, dużo czytać, pisać, szlifować warsztat. Ciągłe doskonalenie, nauka na błędach. Dialogi są sztywne, trudno je poczuć; żeby pisać je dobrze, trzeba sobie wyrobić ucho; słuchać jak rozmawiają ludzie wokół Ciebie, wychwytywać jakieś ciekawostki, zwracać uwagi na dialogi w książkach itp. Zastosuj się też do uwag Patki (nie zgodziłbym się jedynie z uwagą o "cholernie" i "strasznie" [mam tylko takie zastrzeżenie, że niefortunnie brzmi użycie obu wyrazów naraz w jednym zdaniu]).



To chyba tyle. Powodzenia w dalszej pracy. ;)



Pozdrawiam.
"Życie jest tak dobre, jak dobrym pozwalasz mu być"

4
Dzięki za zainteresowanie. Patren co do tych imion, dlatego "Claye stevensy" bo rzecz dzieje się w Kanadzie, mozna to wywnioskować z tekstu.

5
Hm... czegoś tu zabrakło. Czego? Piąchy w ryj! Zdecydowanie!

Wygląda mi to na powtórzoną na odwal się historię Ebenezera Scrooge'a, a to raczej niezbyt dobrze. Człowiek robi coś złego, spotykają go konsekwencje, to i człowiek się nawraca. I tyle. Tego typu przesłanie może być dobre - czy raczej może pozostać niezauważony - kiedy jest na drugim planie, kiedy jako najważniejsza jawi się wartka akcja albo coś w tym stylu.



Trochę za szybko działo się wszystko w czasie samego mordowania fok - w kilku zdań złożonych z dwóch słów opisałeś wszystko. Dynamizm musi być, ale bez przesady, teraz nie budzi to emocji



Aha, i Clay Stevens chyba jest koniecznością, bo w Polsce trudno o fokę, musieliby kilka miesięcy tym kutrem krążyć ;]

6
Przecinkowa masakra, nawet nie chce mi się ich wszystkich wypisywać. Ale to typowe dla Twoich, autorze, tekstów. Trzeba by nad tym popracować.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron