"Pamiętnik nastolatki. Piątek"[miniatura]

1
Pamiętnik nastolatki. Piątek.





Budzik obudził mnie o ósmej rano. Wiedziałam, że zaraz wejdzie matka i spyta mnie o śniadanie.

-Co ci zrobić na śniadanie córeczko?

- Nie wiem, mogą być grzanki i jajko mamo.

- Dobrze.

Jędza, mogłaby wreszcie znaleźć sobie faceta, ojciec odszedł już dawno.

Założę dziś coś zajebistego, żeby opadły szczęki tym kujonom walącym gruchy w męskich kiblach na przerwie. Uwielbiam to uczucie gdy tak rozdziawiają gęby na widok mojej zgrabnej dupci. Hihi. Te obcisłe spodenki od Kaśki będą w sam raz, i bluzeczka, wywalę na wierzch cycuszki. Powkurwiam trochę łysego od chemii, świński staruch, dam głowę, że by mnie przeleciał w każdej chwili, jak by tylko mógł. Śniadanie z matką. Ciągłe pierdolenie o szkole, jak mi idzie, co ostatnio dostałam, boże, jak mnie to wkurwia!



- Wszystko w najlepszym porządku mamusiu.

- Nie masz żadnych problemów?

- Żadnych, ostatnio nawet dostałam czwórkę z matmy.

- Cieszę się, no jedz szybko i zmykaj do szkoły.



Ubrałam się i wyszłam. Jebany plecak, zawsze za ciężki. W amerykańskich szkołach mają szafki, nie muszą targać tego gówna na plecach. Czemu u nas tak nie ma. Codziennie mijam tego samego ćpuna na schodach, zarzygany i śmierdzący, jebany ćpun, mógłby sobie znaleźć inne lokum a nie moje klatkę! Nigdy nie mogę się oprzeć żeby splunąć mu na mordę, nie mogłam się oprzeć i dziś. Ruszyłam chodnikiem do przystanku. W zimie chodnik zawsze roił się od zamarzniętej śliny, nie wiedziałam co jest takiego fajnego w pluciu na chodnik, rozumiem na ćpuna, ale na chodnik? Czekam na autobus. Te same mordy każdego ranka. Zaraz nadejdzie Kaśka z Martą, moje psiapsiuły. O już są. Następuje codzienny rytuał przywitania. Udawany uśmiech i niewinny cmok w oba policzki. Nie wiem kto to wymyślił, to chyba wzięło się z amerykańskich filmów o nastolatkach, głupi zwyczaj, ale nie chciałam się wyłamywać, robiłam to samo. Zgodnie wpadłyśmy na pomysł, żeby nie iść dziś do budy. Mamy dużo starszych koleżanek, które ładnie piszą usprawiedliwienia. Szwędałyśmy się po mieście cały dzień, głównie po sklepach odzieżowych. Trzeba było coś kupić na dzisiejszą nocna wyprawkę. Najlepsze są warszawskie lumpeksy. Zajebista, wypychająca cycki bluzka za 5 zł - to było to. O szóstej zadzwoniłam do matki, że zostaje u Kaśki na noc, miała akurat wolna chatę. U Marty nastąpiły przygotowania. Na początek, swoim zwyczajem wypaliliśmy skręta na rozluźnienie. Malowanie, strojenie się. Cała ceremonia. Zrobiliśmy się na bóstwo, każda w króciutkiej spódniczce, odjebana na maksa, pachnąca i gotowa na podboje. Pojechałyśmy do „Remontu”, miała tam być dziś jakaś impreza dla bogatych typków, synów biznesmenów i takich tam. Znałyśmy bramkarza, nie pytał o dowody, weszłyśmy bez przeszkód.

Od razu spodobał nam się barman, przystojny skubaniec, Kaśce wpadł najbardziej w oko, ale wiedziałam, że to ja mu się podobam. Poszłyśmy do kibla, jak zawsze trzeba było się rozkręcić. Marta wyjęła z torebki małą paczuszkę i wysypała zawartość na pokrywe od kibla. Zrobiłyśmy ściechy, każda wciągnęła swoja porcję przez zwinięty banknot. Potarłyśmy noski i od razu zrobiłyśmy się szczęśliwsze. Ruszyłyśmy na parkiet, żeby trochę poświrować . Zawsze tańczyłyśmy we trzy, obmacując się i strojąc seksowne miny. Kolesie byli wniebowzięci. Potem każda z nas wyłowiła sobie jakąś bogatą ofiarę i doiła ją bez litości. Drin za drinem, zawsze zamawiałyśmy najdroższe, chętnie płacili, wystarczyło się uśmiechać i puszczać oczka. Debile myśleli, że sobie dziś poruchają. Zawsze mnie śmieszyli.

Kaśka już zaczęła urabiać barmana – miał na imię Jarek. Pomogłam jej, dostałyśmy drinki za free. Musiałyśmy znowu załadować, tym razem Marta usypała po dwie ściechy dla każdej z nas. Było nieziemsko. Lubiłam to gówno. Znów ruszyłyśmy na parkiet, tym razem łowiąc wzrokiem co przystojniejszych facetów. Miałyśmy ochotę na małe macanko. Impreza miała się już ku końcowi, stwierdziłyśmy, że musimy sobie coś przyprowadzić na noc, byłyśmy zbyt podniecone. Padło na barmana. Kaśka zaprosiła go do siebie, zgodził się od razu.

Gdy byłyśmy już u Kaski, barman wyjął z kieszeni worek z trawą. Wypaliliśmy po skręcie i Kaśka zaczęła buszować mu w rozporku. Nie opierał się. Ja natychmiast przyssałam się mu do ust. Marta strzelała sobie palcówę patrząc na nas. Przenieśliśmy się na łóżko. Ujeżdżałyśmy go po kolei, spuścił się dwa razy, ale nadal nie miał dość. Kaśkę dymał najmniej, chyba niezbyt mu się spodobała, zauważyłam, że bardzo ją to zabolało. Potem urwał mi się film. Obudziłam się ze strasznym bólem głowy, chciało mi się rzygać. Obok, pod meblami leżała Marta w kałuży wymiocin. Kaśka leżała obok barmana, cała naga, na włosach miała zaschnięta spermę. Chciało mi się dymać. Budziłam Jarka, ten jednak był zbyt zalany żeby się obudzić. Zrobiłam mu laskę. Umyłam się, przebrałam w inne ciuchy i wróciłam do domu.



- Cześć córeczko, i jak dobrze się wczoraj bawiłyście?

- Świetnie mamo, zrobiłyśmy sobie babski wieczór, wiesz miłosne filmy i lody czekoladowe – uśmiechnęłam się.

- Fajnie, chcesz śniadanie?

- Nie dziękuje, jadłam u Kasi, chyba pójdę się położę.

- Jak chcesz.

2
Bez owijania w bawełne - podobało mi się, nawet bardzo. To opowiadanie jest tak złe, że wręcz dobre. Nazwę to syndromem Eda Wooda - podobają mi się wszelkiej maści gnioty, czy są to blogowe wypociny, grafomańskie wywody, tandetne filmy - to wszystko ma w naturze swoją niszę ekologiczną. Zaspokają potrzebę kiczu, przed którym ludzie tak się bronią, a który jest nam potrzebny jak magnez czy witaminy.



Twoje opowiadanie jest warte przeczytania, choćby po to by zapoznać się z nudą, jaka wieje od tej historii, poobcować z totalnym brakiem pomysłu na opowieść, liznąć trochę dziennikarskiego stylu, ktory przypomina streszczenie. Te doświadczenia przydadzą się przyszłemu pisarzowi, serio.

Dobrze że "Pamiętnik..." nie zaczyna się od słów "drogi pamiętniczku". To dodaje mu trochę świeżości.

Dziwne trochę, że bohaterce urywa się film - bo niby od czego? Pije podczas imprezy, ale Ty nie wspominasz o żadnych skutkach tego picia. Ponieważ jest to narracja pierwszosobowa, bohaterka powinna na bierząco informować o stanie w jakim jest. W domu barmana nie ma z kolei słowa, że coś piła, tylko paliła trawę, i tu nagle bach, film się urwał.


Kaśka zaczęła buszować mu w rozporku. Nie opierał się. Ja natychmiast przyssałam się mu do ust. Marta strzelała sobie palcówę patrząc na nas.


Wyobraziłem sobie tą scenę. Do teraz boli mnie brzuch ze śmiechu.



Tak jak mówiłem na początku, podobało mi się. DObre bo złe.

4
Tutaj są dwie strony medalu. Kurde, zdziwisz się.



1. Takie ubicie liter w coś, co nazwałeś opowiadaniem jest karą dla moich oczu. Oj straszne to. Nic tutaj nie ma - nawet miniatura z pamiętnika... pamiętnik, a dokładnie jeden dzień jest okropny. Nuda, nuda, nuda. Nawet nazwanie tego pamiętnikiem, uhm, jest problemem bo nie jest to relacja z dnia, a raczej "próba" pisania opowiadania w formie takowej. "Barwna" postać nastolatki jest realna - widziałem takie osoby - ale ty zrobiłeś z niej przerysowaną AMERYKAŃSKĄ ikonę filmową - i zobacz na absurd. Twoja bohaterka jakoś mocno krytykuje coś, czym de facto jest. Hipokrytka? Heh.



2. Druga strona medalu jest ciekawsza. Opowiada o mężczyźnie i jego fantazjach - wkomponowanych w barwny tekst o zgubnym ideale przygód. Tym opowiadającym jest barman - część przed jego ukazaniem jest jego wyobraźnią. Druga wstępuje jak już je zobaczył, poznał i to co jest spełnieniem jego marzeń, ale żeby nie było, jest zawsze coś złego - tutaj to trzy dziewczynki, zabawiające się czyimś kosztem. A czy tak jest? Nie, to one zostały "wyruchane".



Druga wersja (naprawdę, sto razy lepsza w moim odczuciu) jest BOSKA! :)
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott

   Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
   — Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
   — Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
   — Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.

5
Martinius, choć bardzo starałem się zrozumiec Twoja wypowiedź to nie zrozumiałem, często mi sie to zdarza na tym forum, cholera ;/

6
Napiszę łopatologiczne.



Zobacz na ten TWÓJ tekst z drugiej strony. Z postaci Barmana. Gość siedzi za ladą, noc jak noc (w sumie dzień, nie?) i nagle przychodzą jakieś siksy, idzie z nimi na chatę, ma dobrą imprezę. Ale zanim przyszły, snuł sobie taką a taką fantazję, fantazja się spełnia (A JAK!) i nagle - kto tu kogo "wyruchał"? :)



Gdybyś pociągnął ten tekst w ten sposób (czyli jak jest, ale nagle wszystko toczy się wokół barmana). Ja to właśnie tak widzę - i w tej wersji bardzo mi się podoba - bo resztę sobie dopowiedziałem (czego ty nie napisałeś).



No kurdę, mam nadzieję, że pomogłem - bo pomysł z tym zakończeniem (od strony barmana itd) bomba :) :)
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott

   Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
   — Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
   — Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
   — Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.

9
Rzeczy z lumpeksu można wyprać, to wtedy nie śmierdzą praktycznie wcale, sprawdzone :P Choć to też prawda, że gdyby tak było, to w pamiętniczku też pewnie byłoby to opisane...



Wydaje mi się, że propozycja interpretacyjna Martinusa, jakkolwiek hardkorowa i nie do końca wiem, jakim sposobem wyduszona z tego tekstu, jest sposobem na jego uratowanie i chętnie zobaczyłabym wynik takiego zabiegu przeróbkowego :> bo w formie obecnej to niestety, ale nie.

Język jest dość odpowiedni do formy i do treści, raczej mi nie zgrzyta... Poza dialogami. Ja rozumiem, miały się odróżniać od głównego toku narracji, ale zamiast kontrastowo, wyszły po prostu niedobrze, no.
Libri quosdam ad scientiam, quosdam ad insaniam deduxerunt.

10
katamorion pisze:Rzeczy z lumpeksów śmierdzą, więc jeżeli dziewczyny założyły je na imprezę to towarzystwo napalonych mężczyzn jest mocno naciąganym elementem historii. Chyba że mieli katar
nie wiem jak u was, ale u nas są pralki...
Leniwiec Literacki
Hikikomori

12
Są w warszawie lumpeksy, które wogóle nie śmierdza, odziez jest wczesniej prana i ladnie wisi na wieszakach, a nie zakopana gdzies w worku ;p

14
1. Jak na niemalże żywą relację nastolatki - jej wszystkie myśli, te głupie i te mądre - brakuje mi wykrzykników i znaków zapytania. Każde zdanie czy nawet nie do końca zdanie kończy się kropką. Przykład:
Hihi. Te obcisłe spodenki od Kaśki będą w sam raz, i bluzeczka, wywalę na wierzch cycuszki
Obydwa zdania - moim zdaniem - powinny kończyć się wykrzyknikiem



2. Za długie akapity, a przynajmniej ten jeden, który stanowi jedną trzecią tekstu. Warto by je poskracać, wtedy tekst byłby bardziej przejrzysty, a wydarzenia sprawiałyby wrażenie ciągu, a nie zbitej masy.



3. Fabuła dla mnie (młodzież) nieodkrywcza. Jeżeli to miałoby być odkrywcze, musiałoby być skierowane do starych ludzi, a styl absolutnie temu zadaniu nie podoła. Właściwie nie wiem, do kogo jest skierowany ten tekst.



4. Końcówka czy raczej jej brak. Jeżeli miniatura ma być dobra, udana i satysfakcjonująca, powinna zawierać ciekawą albo chociaż zaskakującą puentę. Tego u ciebie brakuje - pomysł jest, ale zupełnie nieprzemyślany, nieświeży, spisany chyba w pośpiechu. Żeby taka sytuacja wydała się interesująca, trzeba wymyślić coś oryginalnego - a tego u ciebie zabrakło



Trzymaj się!

15
Nie mogę wypowiadać się na temat warsztatu pisarskiego. Chętnie jednak wyrażę opinię jako czytelniczka.
Wulgarne, obrzydliwe, przerysowane, kompletnie odstające od rzeczywistości widzianej moimi oczyma. Mam wrażenie, że są to wizje "chorego emocjonalnie" człowieka. Nie rozumiem skąd upodobanie do "brzydoty" w wyrażaniu... właśnie, czego... ukrytych pragnień... Być może. Jeżeli istnieje taki świat, to wdzięczna jestem losowi, że uchronił mnie przed zatonięciem w jego mroku.
A tak na marginesie, nie ma nic gorszego jak tekst, którego nikt nie komentuje. Ten wzbudza emocje.
Marzenia są jak liście unoszone przez wiatr. Wyłapuję jedno po drugim, aby poznać smak uśmiechu na mej twarzy.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”