Mona Lisa z Literkami

1
MONA LISA Z LITERKAMI



Było coraz gorzej.

Ranek przynoszący konieczność wizyty w łazience połączonej z ekwilibrystyką uniknięcia swojego odbicia w lustrze. Makijaż przed wyjściem do pracy wykonywany całkowicie na wyczucie – nie patrząc w lustro, ale oglądając poranny program na kanale oferującym rewelacyjne gorsety po rewelacyjnej cenie.

To zdziwienie przy spotkaniu kogokolwiek, przechodzące w rezygnację. Nikt nie widzi. Nikt tego nie dostrzega, tylko ona.

Pracując jako telemarketerka codziennie rozmawiała z setką osób, dzwoniąc do nich zawsze w odpowiednich porach, kiedy wiedziała, że odbiorą telefon nie przeczuwając zagrożenia drzemiącego w słuchawce. Odrywała ich od obiadu, przerywała seks, wdzierała się w drzemki. Kiedy słyszała pierwsze słowa, wiedziała - czy uda jej się wykonać misję, czy nie. Miała tony jadu do wsączenia w nieświadome uszy. Tysiące plików, które zawarte w jej słowach, niepostrzeżenie wnikały w mózgi słuchaczy, by tam zacząć się replikować i niszczyć pliki konkurencji. Wysyłała swoje własne słowa na pierwszą linię frontu, narażając je na ostrzał przez „Nie-Dziękuję”, albo torpedowanie „Spierdalaj – Pani”. Wypełniała jednak swą misję z poświeceniem wiedząc, że każde nie wysłane słowo uzbrojone w odpowiedni plik - zagnieździ się w niej samej. Nikt jej tego nie powiedział, ale wiedziała to. Od samego początku.



Zaczęło się tego dnia, gdy wyszła z pracy o siedem minut wcześniej, załatwiając sobie w tym celu odpowiednią przepustkę u samej Kierowniczki Sali. Siedem głupich minut, których zabrakło do wyrzucenia z siebie całego ładunku, który powinien przechodząc przez nią trafić do mózgów klientów.

Poczuła się gorzej wieczorem. Zmywając makijaż zauważyła małe, czarne „OKAZJA” wytatuowane koło lewego kącika ust. Rano wokół bladych warg biegł już cały trzeci wers formułki Dla-Opornych-Klientów.

Siedem minut uwięzione w jej ciele znalazło ujście. Ucisk w gardle wprawdzie zelżał, ale cały kolejny dzień w pracy myślała o tych literkach wokół jej ust. Dzień zakończyła bilansem dwóch rozmów na minusie. To z nerwów.

Kolejnego dnia, dwie nie przeprowadzone rozmowy jako małe, schludnie napisane bez literówek dialogi zajmowały oba jej policzki.

Nikt nie zwracał jej uwagi, zapewne przez grzeczność, że cała twarz pokrywają jej setki liter. Ale ona to wiedziała. Im bardziej starała się wyrzucić z siebie cały obowiązujący na dany dzień ładunek, tym gorzej jej to szło. Zamiast zyskać choć dodatkową wolną minutę, dzięki której pozbyłaby się choćby tatuażu z lewego ucha, albo przynajmniej z nosa – wciąż przegrywała z czasem…



Rzuciła pracę.

Wydała dwa tomiki wierszy i zyskała nieśmiertelność jako nowe objawienie dadaizmu.

2
Podoba mi się pomysł, może przez doświadczenia korporacyjnego żywota. Podobało mi się ujęcie problemu, koncepcja poprowadzenia fabuły. Niestety, nie przypadł mi do gustu styl pisania.


Ranek przynoszący konieczność wizyty w łazience połączonej z ekwilibrystyką uniknięcia swojego odbicia w lustrze.


przyniósł/połączoną - zdanie zabrzmi zdecydowanie lepiej.

ewentualnie przynoszący/połączoną, ale takie ujęcie gramatyczne mnie osobiście nie podoba się.


Makijaż przed wyjściem do pracy wykonywany całkowicie na wyczucie – nie patrząc w lustro, ale oglądając poranny program na kanale oferującym rewelacyjne gorsety po rewelacyjnej cenie.


Jestem zagubiony. Zawsze traktowałem gramatykę, jako strukturę funkcjonującą we mnie bez udziału świadomości, przejawiającą się w postaci przeczucia "poprawnie - niepoprawnie", "ładnie - brzydko". Stąd też trudno mi powiedzieć, czy zgrzyt wprowadza strona bierna w pierwszym zdaniu, czy następujące później imiesłowy przysłówkowe współczesne "patrząc", "oglądając". Podmiotem jest "makijaż", więc chyba doszło do złamania tożsamości podmiotów. Ale tutaj przydałby się językoznawca, bo nie dam sobie ręki uciąć, że tak jest. Mam nadzieję,że ktoś to sprostuje.


Pracując jako telemarketerka codziennie rozmawiała z setką osób, dzwoniąc do nich zawsze w odpowiednich porach, kiedy wiedziała, że odbiorą telefon nie przeczuwając zagrożenia drzemiącego w słuchawce.


Zdanie zbyt długie i ponownie imiesłowy. Czy to jakaś metoda, podejście do tekstu - nie wiem, ale nie podoba mi się. Próbujesz w jednym zdaniu przekazać zbyt wiele informacji i wychodzi chaos i brzydkie zdanie.

Pracując jako telemarketerka codziennie rozmawiała z setką osób. Dzwoniła do ludzi gdy była pewna, że odbiorą telefon. Jej rozmówcy nie przeczuwali nawet zagrożenia drzemiącego w słuchawce.



No i jeszcze drzemiące w słuchawce zagrożenie. Razi mnie, ale chyba nie jest niepoprawne.


Odrywała ich od obiadu, przerywała seks, wdzierała się w drzemki.


Tutaj podmiotem (domyślnym) jest "ona". Ze zdania wynika, że po oderwaniu ich od obiadu przerywała seks (w pracy?!) i wdzierała się w drzemki. Źle bardzo...



Bardzo krótki tekst i bardzo dużo niezdarności stylistycznej. Poprawienie wszystkich błędów, wymagałoby elaboratu kilkakrotnie przewyższającego obiętością Twoją miniaturę. Ale myślę, że warto, abyś zdobyła się na trud samodzielnej redakcji, bo temat może być nośny. Pomijając zakończenie - trochę banalne.

4
Ranek przynoszący konieczność wizyty w łazience połączonej z ekwilibrystyką uniknięcia


Łazienka była połączona z ekwilibrystyką?

To zdziwienie przy spotkaniu kogokolwiek,


Takie rzeczy brzmią zdradliwie. Zdanie brzmi biernie. Zamieniam na:



To zdziwienie, kiedy spotyka kogoś, kogokolwiek,


Nikt jej tego nie powiedział, ale wiedziała to


Ta sama funkcja wyrażenia. Można te drugie śmiało zmazać. Zaimki nadużywane psują odbiór.

Zaczęło się tego dnia, gdy wyszła z pracy o siedem minut wcześniej,


Ten, tego. Źle to wygląda w zdaniach. Pisząc tak, skazujesz tekst na sztuczne brzmienie i mimowolnie pozwalasz, abym, czytając, przytknął się właśnie w takich miejscach. Można przecież zamienić na:



Zaczęło się w dniu, kiedy wyszła z pracy...


Poczuła się gorzej wieczorem


Zły szyk. Wieczorem poczuła się gorzej.


Zamiast zyskać choć dodatkową wolną minutę, dzięki której pozbyłaby się choćby tatuażu


Bliskie powtórzenie.



O tekście: Ciężko napisany. Gdzieś jest jakiś pomysł, ale całość jest słaba. Nie mogę odnieść się do bohaterki, nie rozumiem jej i jest dla mnie wyblakła, pozbawiona kontrastów i charakteru.



O stylu: Nie podoba mi się w tej formie. Jest bierny aż nad to. Każde zdanie ani skupia się na emocjach, ani na otoczeniu ani bohaterce - wszystko jest "muśnięte" skrawkami. W takim zdaniu: Pracując jako telemarketerka... wszystko jest odległe. Narracja nie umiejscawia akcji, nie jest sprawozdaniem tylko czymś dalszym. Gorszym. Nie podobało mi się. Może to przez formę. Może nie zrozumiałem.
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott

   Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
   — Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
   — Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
   — Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.

5
Idea jest chyba tak światła, że przesłania mi oczy, a może jestem zwyczajnym przedpotopowym mamutem i nie chwytam przekazu?



Niezależnie od przyczyny - nie podobało mi się. Pomysł wydaje się ciekawy, ale zupełnie nie wiem, w jakim kierunku podążą. Jest surrealizm, jest bezsens, ale w moim odczuciu niczemu nie służy



Trzymaj się!
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”