"Modlitwy z oblężonego miasta" [Splatterpunk]

1
Słońce zachodziło krwawą łuną nad umarłym miastem.

- 2-5, melduj.

Transporter opancerzony drużyny epidemiologicznej pędził opuszczonymi ulicami miasta Malton. Otoczonego murami, osaczonego Malton.

- Tu 2-5, zgłaszam się. Dzielnica wydaje się być opuszczona. Nigdzie nie widzę świateł. Zerowa aktywność brudasów. W razie kontaktu, będę się łączył. Koniec.

Zniszczone ulicę, zawalone były śmieciami z ostatnich dni. Gdzieniegdzie leżały okrutnie porozrywane ciała.

Otaczające ich budynki w wielu miejscach pocięte były seriami z broni automatycznej. Dostępu do większości broniły szybko wzniesione barykady z gruzu, płyt chodnikowych i mebli. Okna pozabijane.

Te nieliczne, których wejścia stały otworem w środku były zniszczone i rozszabrowane.

Transporter powoli wytracał prędkość.

Ostatnie refleksy słońca odbijały się na czarno szarym, stalowym pancerzu, dzielącym załogę od wrogiego otoczenia.

Górna klapa otworzyła się powoli. Wychylił się spod niej niebieski hełm.

- To jest zły pomysł, Lance. Wyszeptał obserwator.

- Nie, to jest rozkaz. Więc zamknij kurwa, ryj, Spike i obserwuj. Zostaniesz tu na skrzyżowaniu. Jak już złapiemy jednego z nich, zameldujemy. Dwójka, trójka za mną.

Tylni właz otworzył się z hukiem. Szybko wybiegli z niego trzej żołnierze. Właz zamknął się z łoskotem.

Sierżant Lance rozejrzał się dookoła i ruchem ręki pokazał podkomendnym obalony tramwaj.

Osłaniając jeden drugiego, w minutę byli przy nim. 700 metrów od transportera.

Lance klęknął obok swoich ludzi.

- Dobra. Ja i ty, Rowland wejdziemy do tego budynku, tą wyrwą z boku. Rzucił Sierżant, pokazując na dwupiętrowy dom z zawalonym dachem.

- Ty, kapralu zostaniesz tutaj. Będziesz nas osłaniał. Już miał wstać, gdy zawahał się.

- Jeśli będą one tam będą.. Musimy zrobić to szybko.

Uśmiechnął się krzywo, klepiąc Rowlanda po ramieniu.

- I nie spudłuj, szeregowy.

- Czy ja wiem, Lance? Patrząc na to cacko, mam pewne wątpliwości.
Mówiąc to lekko potrząsł karabinem specjalnie zaprojektowanym do akcji drużyn takich jak ta.

Zerwali się do biegu.

Kolejne 200 metrów od transportera.

Kapral Jimmy obserwował swoich kompanów zza rozwalonego tramwaju.

Świat zwariował.

Ogarnął wzrokiem zmasakrowaną dzielnicę.

Jezu, minął przecież dopiero tydzień. A tu nie ma już nic.

Przeniósł wzrok na sierżanta powoli wkraczającego do budynku.

Kilka minut wpatrywał się w cichy dom.

Broń gotowa do strzału.

Niesamowity odór.

Przeraźliwy krzyk za plecami.

BOŻE!

Ręka łapiąca za ramię.

Ostre zęby wbijające się w gardło.

Krótka urwana seria.

Ból.



- Dwójka, to ty strzelasz? ... Dwójka, zgłoś się. ... Dwójka, tu jedynka. Zgłoś się. ... Kurwa chyba dopadli dwójkę. ... Spike, słyszysz mnie?

Trzaski radia wypełniły wnętrze transportera, rozświetlane nikłym, czerwonym światłem.

Szeregowy, trzęsącą się ręką, nacisnął guzik intercomu.

- Słyszę was głośno i wyraźnie. Jadę, po was. Odbiór.

- Jesteśmy, przy tym szarym budynku. Czekamy na ciebie. Bez odbioru.


Transporter zawrócił, szybko nabrał prędkości.

- W szarym budynku.. Jak mam znaleźć po nocy, kurwa szary budynek? Mruczał do siebie.

Zapalił reflektory.

- O żesz kurw...

Ulica pełna była ludzi. Pokiereszowanych, zawodzących trupów, sunących wprost na niego.

Miasto obudziło się do życia.

Bezkształtna, martwa masa, w których zgniłych mózgach tliła się tylko jedna myśl.

Zabić, rozerwać na strzępy, pożreć.

Spike nacisnął na pedał gazu.

Pracujący silnik zagłuszał trzask łamanych kości, odgłosy tratowanych ciał.

- Lance, do cholery! Biali! Biali na ulicy! Gdzie jesteście?

Błyski wystrzałów rozjaśniały ulicę.

- Lance, odbiór! Gdzie mam jechać?!

Pancerz transportera przyjmował z hukiem kolejne trupy.

- Lance nie żyje! Dopadły go! Przestraszony głos Rowlanda, przerwał ciszę w eterze.

- Rowi! Do chuja, gdzie jest ten szary budynek?!

- Jesteś od niego kilkadziesiąt metrów! Wystrzelę flarę!


Kilka sekund później bladozielone światło, rozjaśniło okolice.

Transporter powoli wyhamowywał.

Spike rzucił się do wizjera.

Były wszędzie.

Szary budynek z zawalonym dachem.

Smugi wystrzałów z okna, z drugiego piętra.

Transporter zatrzymywał się. Silnik kaszlnął kilka razy i zgasł.

- Nie rób mi tego, no nie rób mi tego, kotku.. Szeptał Spike, szarpiąc za dźwignie.

Maszyna nie reagowała.

Mocne uderzenia o pancerz.

Skowyty umarłych ludzi.

Boże, idą po mnie.

Szeregowy trzęsącymi się dłońmi wyciągnął z kieszeni wojskowej marynarki różaniec.

Ojcze nasz, któryś jest w niebie,

Święć imię twoje,

Przyjdź Królestwo twoje,

Bądź wola twoja,


Uszkodzony głośnik intercomu wołał o pomoc.

jak w niebie,

tak i na ziemi.


- Do cholery! Gdzie jesteś! Spike! One, tu idą! Spike, kurwa nie zostawiaj mnie tu. Jezus, nie zostawiaj.. Błagam..

Chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj.

I odpuść nam nasze winy,

jak i my odpuszczamy naszym winowajcom;

I nie wódź nas na pokuszenie,

- To koniec.. To pierdolony koniec.. Są przy drzwiach.. Nie utrzymam się długo.. Spike.. Nie zostawiaj..


Przez eter przebił się ostry strzał. Bez odbioru.

ale nas zbaw ode złego;

- 2-5, tu baza. Melduj. Odbiór.

Albowiem twoje jest Królestwo i moc,

- 2-5, co tam się dzieje?


Metalowa pokrywa powoli ustępowała pod setkami uderzeń.

i chwała na wieki wieków.

Właz z głuchym trzaskiem uderzył o podłogę transportera.

Przeraźliwy smród gnijących ciał.

Wyraźne już krzyki.

Nadgniła ręka sięgająca do środka.

Spike wyciągnął z kabury pistolet.

- 2-5, co tam się dzieje, do cholery?!

Amen.





Kilkaset metrów dalej, postać w postrzępionym, ciemno zielonym płaszczu przeciwdeszczowym, z dachu budynku Whippney'a, przez lornetkę obserwowała, białych powoli wpełzających do zniszczonego transportera.

- I co? Odezwała się siedząca za nim drobna brunetka.

- Jutro rano pójdziemy tam po broń i amunicje. I może coś się uda wyciągnąć z wraku.

- Oby konserwy. Dzieciaki od wczoraj nic nie jadły.




I GDZIE TERAZ JEST WASZ BÓG?

2
Michał Trela pisze:Ostatnie refleksy słońca odbijały się na czarno szarym, stalowym pancerzu, dzielącym załogę od wrogiego otoczenia.
1. Czarno-szarym

2. "dzielącym" zamieniłbym na "oddzielającym". Generalnie oddziela się coś OD czegoś.
Michał Trela pisze:- To jest zły pomysł, Lance. Wyszeptał obserwator.


Zły zapis. Powinno być:

- To jest zły pomysł, Lance - wyszeptał obserwator.

(Kolejnych złych zapisów nie wskazuję, ale są.)
Michał Trela pisze:- Ty, kapralu zostaniesz tutaj. Będziesz nas osłaniał. Już miał wstać, gdy zawahał się.


Zły spójnik. "Już miał wstać, lecz zawahał się." Inaczej trochę bezsensu.
Michał Trela pisze:- Jeśli będą one tam będą.. Musimy zrobić to szybko.


Powtórzenie. Pierwsze "będą" wywal. I nie wiem co to za dwukropek? Bo jeśli to urwane zdanie, to następna część z małej litery. Zrobiłbym w ogóle jedno zdanie i unikał urwanych, w ten sposób, zdań: "Jeśli one tam będą, to musimy działać szybko."
Michał Trela pisze:Bezkształtna, martwa masa, w których zgniłych mózgach tliła się tylko jedna myśl.

Zabić, rozerwać na strzępy, pożreć.
To nie jest jedna myśl. Zapis też mi nie odpowiada. Ładniej by było: Bezkształtna, martwa masa, w których zgniłych mózgach tliła się tylko jedna myśl - "zabić."
Michał Trela pisze:Święć imię twoje,

Przyjdź Królestwo twoje,

Bądź wola twoja,
Twoje. Twoje. Twoja. Wielkie litery.



Styl - czułem się jakbym czytał akty jakiegoś przedstawienia, a nie opowiadanie. Pomysł sztampowy i oklepany, nie wniósł nic nowego do świata zombie. Takie połączenie filmu "30 dni zmroku" i jakiegoś zomiaszczego (nie wiem - Resident Evil?). Ostatnie zdanie napisane z wielkich liter jest tak popularne w postapokaliptycznych tekstach, że sam wstydziłbym się zamieszczać. Musisz poprawić zapis dialogów. Same w sobie nie są złe, przystępne i niesztuczne. Interpunkcja kuleje, powtórzenia są. Pomysł na opowiadanie jest mało ciekawy. Właściwie opisałeś tylko kawałek jakiejś akcji, która również sama w sobie jest nudna. Nie trzymałbym się tych tematów na Twoim miejscu.

Generalnie nie podobało mi się.

Pozdrawiam.

[ Dodano: Sro 10 Cze, 2009 ]
Z tym "czarno-szarym" się wycofuję jednak. Bo tutaj chodzi o miks kolorów, a nie flagę, więc jest dobrze.
Piotr Sender

http://www.piotrsender.pl

3
Otaczające ich budynki w wielu miejscach pocięte były seriami z broni automatycznej.

Można kogoś skosić, sciąć serią z karabinu. Ale w rezultacie będzie podziurawiony. Może się zdarzyć, że duży kaliber i gęstość pocisków przetną ciało, ale z budynkiem jest trochę trudniej.
Dostępu do większości broniły szybko wzniesione barykady z gruzu, płyt chodnikowych i mebli.

Jest pusto, nie widać budowniczych barykad więc skąd to stwierdzenie. Trzeba to zdanie rozbudować o jakieś wyjaśnienie. Np. "(prowizoryczne) barykady zbudowane pospiesznie (naprędce) podczas jednej z niezliczonych bitew.
Okna pozabijane.

Taki równoważnik niezbyt dobrze się komponuje. Warto dodać czym pozabijane (deskami) bo można pomyśleć, że pozabijane seriami ;)
1 Okna pozabijane.
2 Te nieliczne, których wejścia stały otworem w środku były zniszczone i rozszabrowane.
Pierwszym równoważnikiem dokonałeś zamiany podmiotu ze słowa "budynki" na "okna". Zatem w zdaniu drugim podmiot domyślny to "okna" i zdanie wygląda dziwnie. Zmień równoważnik na zdanie mówiące o "oknach budynków" i wszystko wróci do normy.
Ostatnie refleksy słońca odbijały się na czarno szarym, stalowym pancerzu, dzielącym załogę od wrogiego otoczenia.
oddzielającym będzie brzmiało lepiej.
Tylni właz otworzył się z hukiem.
tylny
Tylni właz otworzył się z hukiem. Szybko wybiegli z niego trzej żołnierze. Właz zamknął się z łoskotem.
Nielegancko to wygląda. Trzy krótkie zdania, huk i łoskot, a wystarczyłoby jedno dłuższe i bez powtarzania informacji o dźwięku. Czytelnik się domyśli.
Osłaniając jeden drugiego, w minutę byli przy nim. 700 metrów od transportera.
Zmieniłbym kolejność podawania informacji. Przewrócony tramwaj znajdował się jakieś siedemset (liczby , oprócz daty rocznej, zapisujemy słownie) metrów od nich. Ruszyli, osłaniając się nawzajem.
No i oczywiście nie w minutę, bo to kolokwializm, tylko w ciągu minuty. Poza tym po co komu ta informacja (nieprawdopodobna zresztą). Szli ostrożnie, rozglądali się na wszystkie strony, osłaniali się, ale tempo mieli niezłe - 42 km/h [sic!]
- Dobra. Ja i ty, Rowland wejdziemy do tego budynku, tą wyrwą z boku. Rzucił Sierżant [,] pokazując na dwupiętrowy dom z zawalonym dachem.
Zapis dialogów błędny. Po pierwsze kursywa nie jest potrzebna. Po drugie - zdanie powinno wyglądać następująco:
- Dobra. Ja i ty, Rowland wejdziemy do tego budynku, tą wyrwą z boku - rzucił Sierżant pokazując na dwupiętrowy dom z zawalonym dachem.
A tak następny. To co w nawiasie kwadratowym do usunięcia.
- Ty, kapralu zostaniesz tutaj. Będziesz nas osłaniał. - Już miał wstać, [gdy] lecz zawahał się.

Do końca pojawia się jeszcze wiele stylistycznych potknięć. Przejdźmy jednak do fabuły. Zadałem sobie pytanie po co ci głupcy ładowali się tuż przed zmrokiem do dzielnicy opanowanej przez zombie i to jeszcze transporterem, który można rozwalić gołymi rękoma. Celowo nie nazwałem go opancerzonym. Może z papieru był? Nie wiem.
Jeśli to wprawka, to dobrze - masz nad czym pracować. Jeśli natomiast jest to opowiadani, które ma się obronić samo to nie podobało mi się. Nie tylko dlatego, że pomysł mało oryginalny. Przede wszystkim dlatego, że nie potrafiłem odnaleźć sensu w działaniach bohaterów. Po co tam wjeżdzali. Po co wyłazili. I dlaczego transporter był drewniany i się rozwalił. Ultrasilne zombiaki? No to nie kupiłem tego, bo pożałowałeś opisu. Za mało tekstu, żeby czytelnik mógł złapać klimat.

Pozdrawiam

- Jeśli będą one tam będą. Musimy zrobić to szybko.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”