Znaleźć

1
Dobrze, zatem wklejam poczatek swojego opowiadania, które w toku prac przeradza się chyba w coś dłuższego. Z góry informuję, że zdaję sobie sprawę z możliwych potknięć techniczych, ale obiecuję nad nimi dzielnie pracować.
Czekam na Wasz opinie.

ZNALEŹĆ

To był jeden z tych dni kiedy czuła się nie na miejscu. Zamiast ścierać obumarły naskórek z pięt o nadmorski piach, siedziała w dusznym czteroosobowym pokoju zalewając się potem. Myśli o chłodny wietrze wplątującym się w kasztanowe loki i delikatnej brzoskwiniowej opaleniźnie sprawiły, że na jej twarzy zagościł uśmiech nieobecności.
„Jeszcze tylko tydzień” – pomyślała.
Lubiła swoją pracę, niekończące się obliczenia i szukanie optymalnych rozwiązań. Była w tym naprawdę dobra. Żałowała jednak zawsze, że proste obliczenia czy dwie tabelki nie wystarczały do znalezienia najlepszych rozwiązań w życiu prywatnym. Tutaj zbyt dużo zależało od szczęścia, zbiegów okoliczności i cholera wie jakiej siły. Musiała więc zdać się na intuicję.
- Marta… Marta! - zniecierpliwiony głos pulchnej blondynki przywołał ją do rzeczywistości. – Czy też uważasz że dieta węglowodanowa jest lepsza?
- Tak, tak uważam – odpowiedziała pospiesznie nie odrywając wzroku od monitora. Widziała, że udzielenie prawdziwej odpowiedzi – „Nie mam pojęcia o czym mówisz i gówno mnie to obchodzi” mogłoby narazić ją nie tylko na dwugodzinny wykład dietetyczny, ale i obrazę ze strony tych znawczyń tematu. Wszystkie trzy jej współpracowniczki wyglądały podobnie, mówiły podobnie i żyły podobnie. Ubierały się w tych samych sklepach, w tym samym rozmiarze 44 i malowały się na jedno kopyto. W dodatku miała bardzo niskie mniemanie o ich inteligencji, zastanawiając się niejednokrotnie czy tylko ona dostała tu robotę bez znajomości. A jednak przyglądając się tym kobietom od ponad dwóch lat widziała, że na swój sposób były szczęśliwe, skoro ich największym problemem był rodzaj diety…
Czy sama była szczęśliwa? Wolała się nad tym nie zastanawiać. Gdzieś tam w głowie kołatały jej się słowa babci, która w takiej sytuacji powiedziałaby pewnie „Nie grzesz Dziecko!”. Miała rodzinę, nie musiała się martwić czy starczy jej do pierwszego, stać ją było na egzotyczne wakacje, a jednak coś sprawiało, że to nie było to! Niby karciła się w myślach zgodnie z potencjalnymi zaleceniami babci, ale z drugiej strony myślała, że dlaczego ma chcieć tylko tyle, czy nie ma prawa do pełnego szczęścia?! Ha, tyle że konia z rzędem temu, kto byłby chociaż o metr od odpowiedzi czego tak naprawdę chciała.

Usłyszała pukanie do drzwi, więc skupiła na nich wzrok. Rozprawa dietetyczna też, została urwana jednym krótkim cięciem. W drzwiach stał teraz dyrektor Marski z jakimś młodym chłopakiem.
- Witam Panie – powiedział dyrektor z galanterią – oto nasz nowy współpracownik, Pan Tomasz Łabędzki. Właśnie skończył studia informatyczne i rozpoczyna z nami współpracę w dziale IT, więc myślę, że w razie potrzeby mogą Panie na niego liczyć.
Szybko oceniła w myślach, że Nowy idealnie pasuje na syna pani Stasi Łabędzkiej – głównej księgowej. Gdyby nie fakt, że chłopak wyglądał naprawdę sympatycznie pewnie znów powiesiłaby jakiegoś psa na polityce kadrowej tej firmy.
- Bardzo mi miło – powiedział chłopak, uśmiechając się słabo do kolejnych kobiet zgromadzonych w pokoju. Gdy wreszcie spojrzał na nią uśmiechnął się szerzej, jakby spotkał kogoś kogo zna od dawna. Sama też odniosła podobne wrażenie, zaczęła się więc zastanawiać czy nie widziała go już na jakimś firmowym pikniku.
- Cześć – powiedziała przyjaźnie zanim lawina powitań, utyskiwań jaki to jest chudziutki i zachwytów jak on wyrósł nie posypała się na Tomka zza jej pleców.
Dyrektor chrząknął tylko przywołując cały ten kurnik do porządku i chłopak cofnął się do drzwi, a kobiety posłusznie usiadły przy swoich biurkach.
- No dziękujemy, do widzenia. – powiedział Marski zamykając za sobą drzwi.
Teraz dopiero nastąpiła erupcja komentarzy na temat tego małego Tomeczka, którego pani Jadzia zna od dwudziestu lat, o którym Agnieszka słyszała, że jak studiował w tej Hiszpanii to poznał dziewczynę, z którą zamierza się żenić, a Kasia dodała swoje trzy złośliwe grosze, na temat zatrudniania po znajomości.
„Trzeba być durnym do reszty, żeby sądzić, że nikt się jeszcze nie zorientował, że jest siostrzenicą Marskiego” pomyślała w duchu.
- Skoro skończył studia i to na zagranicznym uniwersytecie to chyba nadaje się do tej pracy lepiej niż niektórzy… - mruknęła pod nosem, nie wiedząc sama po jaką cholerę włącza się do rozmowy. Na szczęście mogła liczyć na niskie IQ swoich koleżanek i jej uwaga przeszła bez echa. Wstała więc i chwyciła z biurka swój kubek. Kawa była teraz najbezpieczniejszym rozwiązaniem. Po drodze zajrzy też do Asi, jedynej rozumnej osoby, którą tu poznała.

- Hej! – krzyknęła Asia, gdy tylko zobaczyła Martę w progu swojego pokoju. Była pięknie opalona i uśmiechnięta od ucha do ucha.
- Widzę, że urlop udał Ci się znakomicie?! – przytuliła koleżankę, jakby chcąc odebrać od niej choć cząstkę wakacyjnego humoru. – Opowiadaj.
- Było bosko. Wszystko Ci opowiem, ale to dłuższa historia. Zdjęcia też zostawiłam w domu więc może będzie wreszcie okazja, żebyś mnie odwiedziła. Jacek zresztą też bardzo chętnie Cię pozna.
Jacek był nową miłością dwudziestodziewięcioletniej Asi. Marta patrzyła z niedowierzaniem jak koleżanka kolejny raz zakochuje się na zabój obsesyjnie wręcz starając się zmienić swój stan cywilny. Miała jednak dziwnego pecha, nawet gdy wszystko wydawało się iść doskonale przychodził dzień, w którym znajdowała Asię zamkniętą w swoim pokoju, obłożoną toną zużytych chusteczek i opowiadającą kolejną historię zawiedzonej miłości. Z drugiej strony ta dziewczyna miała w sobie jakąś magiczna moc powstawania niczym Feniks z popiołów i podchodzenia do każdego związku z niczym nie wzruszoną wiarą w sukces.
Tego jej chyba zazdrościła najbardziej.
- Dobrze umówmy się na czwartek. Poproszę Krzysztofa, żeby odebrał Młodego z treningu, a my pojedziemy na ploty prosto po pracy, OK? – jej analityczny umysł układał plany organizacyjne w ciągu kilku milisekund.
- Super, tak zrobimy. – Aśka wręcz promieniała.
Marta widziała ją już jednak zarówno w bezgranicznym szczęściu jak i potem w otchłani nieszczęścia i mimo, iż kibicowała jej z związkom z całych sił nie potrafiła wierzyć w ich powodzenie. Uśmiechnęła się więc i poszła do kuchni.
Stanęła jednak w progu przyglądając się scenie w jej wnętrzu z lekkim rozbawieniem. Świeżo nabyty pracownik działu IT zaglądał do każdej szafki po kolei, wyraźnie czegoś szukając.
Przyglądała się jeszcze chwilę jak chłopak dzielnie próbuje dać sobie radę, zanim zaproponowała pomoc. Odwrócił się speszony. Jednak gdy zorientował się z kim stoi w jednym pomieszczeniu uśmiechnął się szeroko z ulgą.
- Dziękuję. Bardzo się cieszę, że Panią spotkałem… – powiedział szybko, jakby się bał, że ktoś mu przerwie.
Uśmiechnęła się lekko wtapiając w jego twarz zielone oczy. Chłopak jakby pod ich naporem spuścił wzrok. Zapomniała już jakie to miłe uczucie onieśmielić faceta, nawet gdy jest to dziesięć lat młodszy chłopak, speszony jest samą obecnością w nowym miejscu.
- Mówmy sobie po imieniu – zaproponowała. Podeszła do niego na odległość kroku – Jestem Marta – powiedziała wyciągając rękę.
- Tomek – chwycił jej dłoń i próbował rycersko pocałować w rękę.
- Nie wygłupiaj się – mówiąc to pospiesznie zabrała rękę i uśmiechnęła się szeroko. Ostatni gest przyjaźni nie pomógł jednak wystarczająco. Na twarzy chłopaka pojawił się rumieniec.
- Przepraszam – bąknął pod nosem prawie niedosłyszalnie.
- Nie ma sprawy. Szukasz kawy? – powiedziała szybko zmieniając temat. Zrobiło jej się głupio, że naraża chłopaka na stres. Korona by jej wszak z głowy nie spadła, gdyby pozwoliła mu się pocałować w dłoń. „Głupia” – skarciła się w myślach.
- Tak, proszę – powiedział cicho. Zalał sobie kubek i wyszedł pospiesznie, równie szybko się żegnając.
- Znasz go?! – usłyszała po chwili za sobą podniecony głos Ewy, największej plotkary w firmie.
- Dopiero poznałam – odwróciła się z parującym kubkiem kawy gotowa do wyjścia.
Ewa pochyliła się nad jej uchem i włączyła swój bieg podstawowy – konspiracyjny szept. Marta choć nie była zwolenniczką plotek, a tym bardziej Ewki postanowiła poświęcić 5 minut ze swojego cennego czasu. Po pierwsze nie chciała narazić się temu Pleciuchowi, bo jutro zapewne okazałoby się, że niewiadomo kto jest ojcem jej syna , a mąż dorobił się na przemycie. Po drugie – była po prostu ciekawa.
Wracając do pokoju konsumowała zasłyszane informacje. Wiedziała, że to co wychodzi z ust Ewy należy dzielić przez dziesięć, ale mimo wszystko dowiedziała się trochę o chłopaku, który nie wiedzieć czemu ją zaciekawił. Okazało się że 24-letni Tomasz ostatnie 5 lat spędził w Madrycie, gdzie poznał swoją obecną narzeczoną, śliczną absolwentkę prawa, że kupili małe mieszkanie w centrum miasta i że chłopak ma 187 cm wzrostu. Choć tą ostatnią informację, była w stanie uzyskać sama o ile w ogóle była ona istotna.

Przez kolejne dwa dni nie spotkała go ani w kuchni, ani w korytarzu i gdyby nie fakt, że stał się ulubionym tematem rozpraw swoich pokojowych koleżanek mogłaby uznać jego pojawienie się w firmie jako ułudę.

Otworzyła drzwi do pokoju Aśki, chcąc potwierdzić popołudniowe spotkanie i natknęła się na ciekawą scenkę. Koleżanka siedząc w swoim fotelu zaśmiewała się w najlepsze, a na skraju jej biurka siedział Tomek z równie uśmiechniętą twarzą. Jednak gdy zorientował się kto wchodzi, zerwał się na równe nogi a jego twarz momentalnie przybrała nieodgadniony wyraz.
Aśka odwróciła się do drzwi i wstała na powitanie.
- O! Cześć… Nasze dzisiejsze spotkanie aktualne? – zapytała, by zaraz zreflektować się – Wy się znacie?
- Tak – powiedziała Marta uśmiechając się promiennie.
- Ja niestety muszę już iść… – powiedział cicho chłopak – Do widzenia – dokończył grzecznie, wychodząc.
- Fajny chłopak, co? – zapytała Aśka, gdy tylko drzwi się zamknęły – gdyby nie to, że spotykam się z Jackiem… - kobieta kokieteryjnie przewróciła oczami.
Marta parsknęła śmiechem. Perspektywa Aśki uganiającej się za synem pani Stasi wydawałaby się nawet zabawna, gdyby nie fakt, że koleżanka mówiła całkiem serio.
- Ale widzę, że się zaprzyjaźniliście? – Marta sama nie wiedziała, czemu nie zmienia tematu.
- Och, bo to przesympatyczny i inteligentny chłopak – uśmiechnęła się Aśka – a sama wiesz, że w naszej firmie to towar deficytowy. A do tego, gdybyś już nie zauważała takich rzeczy, jest bardzo przystojny – zakończyła złośliwą nutką.
- Dla Ciebie każdy w wieku reprodukcyjnym jest przystojny – Marta odpowiedziała bez zastanowienia. Nie powinna byłą tego mówić, ale Aśka nie powinna uderzać w ten ton. Nie miała szans.
- Ty złośliwcze… – brunetka uśmiechnęła się jednak, była jedną z niewielu osób, które potrafiły przetrwać z godnością rozmowę z Martą. – Tak czy inaczej wychodzimy o szesnastej i przedstawię Ci mojego przystojniaka, który aktualnie jest na topie.
- Zgoda – Marta uśmiechnęła się łagodnie, aby zatrzeć spięcie sprzed chwili.

Te babskie spotkania może i nie tętniły życiem, nie miały w sobie tej nuty szaleństwa, co koedukacyjne mitingi w gronie sprawdzonych przyjaciół, stanowiły jednak dla Marty wystarczającą odskocznię od zimnego domowego ogniska, żeby potrafiła się nimi cieszyć. Musiała przyznać też, że z niecierpliwością czekała, by poznać nowego chłopaka Asi, mając nadzieję, że tym razem się udało. Sama przed sobą starała się ukryć fakt, że łatwowierność przyjaciółki i jej nieograniczona wiara w dobrą wolę jako czynnik napędzający człowieka nie mogły być w tej kwestii dobrym omenem.
Ponad półgodzinną opowieść Aśki o tym jak pięknie jest na Korfu, okraszoną milionem zdjęć, które cykała nawet przydrożnej trawie, przerwało wejście Jacka. Zdjęcia, na których go właśnie oglądała uchwyciły fakt, że był niewysokim blondynem o delikatnie pulchnej acz ładnej twarzy. Nie pokazywały jednak dziwnej rezerwy w jego zachowaniu – na zdjęciach był uśmiechnięty, w rzeczywistości twarz miał surową, spojrzenie sugerowało dystans.
Marta uśmiechnęła się na przełamanie, ale miała już pewność, że faceta nie lubi. Zresztą miała tendencję do rychłych osądów. Pewnie nie raz źle na tym wyszła, ale ostatecznie jej intuicja nie była jakaś pierwszą lepszą i przynosiła więcej pożytku niż szkód.
- Jestem Jacek. Miło mi Cię poznać – powiedział siląc się na uprzejmość i wyciągając w stronę Marty rękę. – Tylko coś zjem i nie będę Wam przeszkadzał. Mam masę roboty.
Szybko zniknął w drugim pokoju, a Aśka uśmiechnęła się szeroko i konspiracyjnie ściszyła głos.
- Fajny jest, prawda? – zapytała szczerząc zęby ze szczęścia.
Marta stanęła przed odwiecznym dylematem: szczerość czy dobre samopoczucie rozmówcy. Zresztą i tak uważała, że górnolotne hasła o pełnym oddaniu przyjaciół to towar przereklamowany.
- Tak, bardzo fajny. – powiedziała z lekkim uśmiechem. Uznała, że będzie lepszy moment, aby uzmysłowić Asi, że Jacek to nie jest dobry pomysł.
Nie była dumna z faktu, że znała się na ludziach aż tak. Przecież skreślając kogoś zaraz na oczątku mogła się pomylić, jednak nigdy nie dawała sobie szansy by się do kogoś przekonać. Raz naznaczony więcej dla niej nie istniał. Jacek właśnie został naznaczony.

- Czytałaś już maila?! – zapytała Agnieszka gdy Marta pojawiła się rano w drzwiach.
- Jeszcze nie – odpowiedziała tonem wskazującym totalne niezrozumienie dla obecności koleżanki w biurze zamiast najbliższym wariatkowie. Włączyła komputer i usiadł przy biurku. Zanim jednak otworzyła pocztę wiedziała już, że na początku września planowany jest firmowy wyjazd integracyjny. Zanim doczytała wiadomość do końca wiedziała już, że nigdzie nie jedzie. Przebywanie pięć dni w tygodniu w murach tego budynku, z tymi ludźmi to był wystarczający powód by odmówić sobie kolejnych dwóch i to jeszcze w jakimś lesie.
Wiedziała też, że musi sobie znaleźć naprawdę dobry powód odmowy wyjazdu, bo przeprawa z dyrektorem będzie ciężka. Zastanawiała się nawet czy życzenie grypy własnemu dziecku tylko po to, by stała się ona wymówką od wyjazdu jest moralne. Aby jednak nie narażać się na powszechna krytykę, postanowiła na razie nie zdradzać swojego szatańskiego planu i z przyklejonym uśmiechem na twarzy wdawać, na ile będzie to konieczne, w rozmowy dotyczące integracyjnych atrakcji.

Ten urlop był jej bardzo potrzebny. Cieszyła się, że spędzi z rodziną chociaż 7 dni. Nie oznaczało to, że Krzysztof zostawił laptop w domu a komórkę utopił… ale przynajmniej siedział z nimi na plaży i nawet raz pomógł Młodemu w budowaniu zamku z piasku. Miała sporo czasu, aby zastanowić się, jak to możliwe, że człowiek który był jej tak bliski teraz spał obok w łóżku, jadł z nią śniadanie i razem z nią wychowywał syna, a jednak niewiele ich łączyło. Nawet nie chodziło o to, że chciała się z nim rozstać. Nadal kochała go, a jednak nie było w tym ani ognia ani grama żadnego innego żywiołu. Pomyślała, że ich przeznaczeniem jest spędzić w spokoju, wręcz bezruchu kolejnych 40 lat.
Wtedy przyszedł jej na myśl Tomasz. Pewnie dlatego, że sam miał niedługo rozpocząć małżeńskie życie. „Ciekawe czy on też, jak ja kiedyś, wierzy że tak cudownie będzie już zawsze, że będzie ją kochał i za 10 lat nadal całował na dobranoc każdego dnia?” – uśmiechnęła się z rezygnacja do swoich myśli.
Zanurzyła palce w dużej, plażowej torbie i wyjęła telefon. Wstukała numer z pamięci.
- Dzień dobry, Tomasz Łabędzki. Słucham? – głos w słuchawce zdecydowanie nie należał do Aśki. Spojrzała jeszcze raz na numer na wyświetlaczu – nie pomyliła się.
- Ja… eee…znaczy… - próbowała się ogarnąć. Jego głos sprawił, że w głowie miała mętlik. – Czy mogę prosić z panią Korzyńską? – powiedziała najbardziej chłodnym głosem na jaki udało jej się z siebie wydobyć. Liczyła, że się nie zorientował.
- Dzień dobry pani Marto, już daję Asię. – odpowiedział szablonowo, ale głos mu zadrżał. I to by było na tyle, jeśli chodzi o zachowanie twarzy. Sama sobie jeszcze zacisnęła pętlę głupią odpowiedzią.
- O! przepraszam, nie pozna….
- Cześć! – cienki, kobiecy głos zabrzmiał w jej uszach jak wybawienie. – Właśnie Tomek naprawia mi kompa. Coś się schrzaniło. No co tam u Ciebie? Jaką macie pogodę? Jesteś już skwarkiem? – wyrzucane jak z karabinu słowa Aśki pozwoliły jej już całkiem ochłonąć.
- Hej – uśmiechnęła się – Właśnie robią mi zdjęcia do National Geografic – rzadko spotykają naturalnie rude murzynki.
- Musisz się strasznie nudzić na tych wakacjach skoro do mnie dzwonisz. No chyba że się stęskniłaś? – zapytała przyjaciółka.
- Odpowiem przecząco, żeby nie psuć sobie reputacji – sama nie wiedziała co ją skłoniło do tego telefony, więc każda odpowiedź mogła być prawdziwa. – A u Ciebie, wszystko OK? – zapytała by nadać konwersacji jakikolwiek sens.
- Bardzo OK., mam Ci dużo do opowiadania – słyszała nutkę tajemniczości w głosie Asi.
- Dobrze, czyli umawiamy się na jakieś dobre żarełko jak wrócę, a tymczasem kończę – chciała jeszcze coś powiedzieć, ale rzuciła tylko „Pozdrawiam” zanim nacisnęła czerwoną słuchawkę.
Marta postanowiła podczas urlopu nie wracać więcej myślami ani do pracy, ani do współpracowników.

Powrót do pokoju, w którym testów IQ można było użyć wyłącznie jako podkładki pod krzywo stojące biurko, był dla Marty katorgą. Przez dwa dni trwało dochodzenie w sprawie „Gdzieś Ty się tak opaliła”, jednak wobec jej niechęci do zeznań w środę znów powrócił na wokandę temat dietetyczny, co zapewniło jej spokój co najmniej do końca tygodnia. Aśka natomiast bezustannie trajkotała o wyjeździe integracyjnym, który miał się zamienić w jakieś odbijanie z rąk terrorystów części współpracowników. Marta od razu wyobraziła sobie w sytuację, w której jako członek brygady antyterrorystycznej, mający uratować, swoje koleżanki z pokoju robi jedyną słuszną rzecz to jest wysyła do porywaczy liścik o treści: CZYŃCIE SWOJĄ POWINNOŚĆ. Przyjaciółka rozpływała się jednak w zachwytach jaka to czeka ich wspaniała zabawa w towarzystwie „tak sympatycznych ludzi jak Tomek”. Wyglądało na to, że podczas jej nieobecności naprawdę się zaprzyjaźnili. Dzięki temu poczuła ulgę, że okłamywała również Aśkę co do swoich planów związanych z tym wyjazdem. „Przynajmniej nie zostanie zupełnie sama z tą bandą kretynów” – pomyślała usprawiedliwiająco. Sama zaś planowała od poniedziałku spać przy otwartym oknie i wychodzić rano z domu z mokrymi włosami.

...

2
No i przeczytałam.

Napisane w miarę poprawnie, lekko, choć miejscami zgrzytało, że aż uszy bolały. Drażni użycie mowy potocznej w narracji (zdjęć, które cykała), interpunkcja, która czasem leży i kwiczy, bo, np. wkradają się niesforne przecinki:
Rozprawa dietetyczna też, została urwana jednym krótkim cięciem.
Literówki się wkradły:
Włączyła komputer i usiadł przy biurku.
Albo niejasności, takie jak:
Nadal kochała go, a jednak nie było w tym ani ognia ani grama żadnego innego żywiołu. Pomyślała, że ich przeznaczeniem jest spędzić w spokoju, wręcz bezruchu kolejnych 40 lat.
To ile ona miała lat? :> skoro piszesz, że ich przeznaczeniem jest spędzic (..) kolejnych 40 lat, to można wywnioskować, że już pierwsza czterdziestka za nimi. A coś mi się wydaję, że coś innego Autorka chciała przekazać…

I związki frazeologiczne. Oklepane:
malowały się na jedno kopyto
to nie dość, że strasznie wyświechtany, to jeszcze strasznie brzmiący związek frazeologiczny.

Jeszcze jedna uwaga – tak w dialogach, jak i w narracji nie używamy dużej litery w zwrotach typu ‘Ci’, ‘Tobie’, ‘Pan/Pani’. A cyfry i liczby zapisujemy słownie.

A jeżeli chodzi o treść… No, niestety nie najlepiej. Dialogi, może nie nienaturalne, ale, w moim odczuciu mało prawdopodobne. Całość miałka. I nudnawa troszkę. A szkoda, bo mimo błędów, potencjał jest, styl rokuje nadzieje na przyszłość. Dlatego poczekam na następne Twoje teksty :)

Pozdrawiam.
The fact that no one understands you doesn't make you an artist.

3
Właściwie zgadzam się w większości zlingshan. Czytało się gładko i bez większych zgrzytów, chociaż zdarzały się literówki czy wpadki przecinkowe. Przeszkadzało mi bardzo używanie zwrotów "Panie", "Tobie" itp., które w opowiadaniu powinny być pisane z małej litery. Tak samo nie rozumiem pisania potocznych przezwisk, takich jak "Pleciuga", "Młody" z wielkiej litery, nie są to chyba przyjęte i uznane przez wszystkich przezwiska, lecz nazwy, jakich używa bohaterka na użytek własny. Wydaje mi się, że w tym wypadku jest to błąd - a przynajmniej mnie to raziło w oczy.

Tak więc tekst czyta się bardzo znośnie i płynnie, używany przez Ciebie prześmiewczy ton dobrze tu pasuje, a dialogi są w sam raz - nie za dużo ich i nie sprawiają wrażenia sztucznych, przynajmniej w większej części. Jednakże jeśli chodzi o samą treść, to przynajmniej w moim odczuciu jest dość nużąca. Zbyt wiele nagłych przeskoków akcji - bohaterka siedzi w pracy, potem nagle jest u przyjaciółki, za chwilę siedzi na plaży. Ale w zasadzie nie dzieje się zbyt wiele, ciągle czekałam na coś i się nie doczekałam, a w rezultacie na końcu nie ciągnęło mnie do tego, by poznać dalszą część. Być może jako zamknięta całość opowiadanie będzie się prezentowało dużo lepiej i będzie miało jakiś sens, ale w tym kształcie nie zaciekawiło mnie za bardzo, niestety. Namawiam jednak do dalszego pisania :)

Pozdrawiam serdecznie
-M-
Miłości jestem posłuszna i szczęściu się nie opieram!
I czuję twoją pieszczotę i coraz bardziej zanikam,
I czuję twe pocałunki i coraz bardziej umieram.

Rok nieistnienia B. Leśmian

4
Dzięki za komentarze. Jak najbardziej nad techniką: znakami interpunkcyjnymi, literówkami itd będę pracować. Co do wiejącej Waszym zdaniem nudy... chyba nic nie poradzę. Obawiam się, że może chodzić o gust ;)

Pozwolę sobie jednak zaoponować w dwóch kwestiach:
To ile ona miała lat? skoro piszesz, że ich przeznaczeniem jest spędzic (..) kolejnych 40 lat, to można wywnioskować, że już pierwsza czterdziestka za nimi. A coś mi się wydaję, że coś innego Autorka chciała przekazać…
Autorka chciała przekazać, że przez kolejnych 40 lat ich związek będzie wyglądał podobnie. Kolejnych=następnych=następujących po latach, które już wspólnie przeżyli.
Tak samo nie rozumiem pisania potocznych przezwisk, takich jak "Pleciuga", "Młody" z wielkiej litery, nie są to chyba przyjęte i uznane przez wszystkich przezwiska, lecz nazwy, jakich używa bohaterka na użytek własny. Wydaje mi się, że w tym wypadku jest to błąd - a przynajmniej mnie to raziło w oczy.

Właśnie napisanie tych określeń - epitetów wielką literą sugeruje czytelnikowi, że są to nazwy własne i są używane przez innych bohaterów. Jak choćby Młody w stosunku do syna głównej bohaterki.

Jeszcze raz dziękuję, za wszelkie uwagi.
I pozdrawiam.

5
Syśka pisze:Wolała się nad tym nie zastanawiać. Gdzieś tam w głowie kołatały jej się słowa babci, która w takiej sytuacji powiedziałaby pewnie „Nie grzesz Dziecko!”

Masz problem z poprawnym zapisem treści myśli w większej partii tekstu. Przypatrz się temu rozwiązaniu: Wolała się nad tym nie zastanawiać. Gdzieś tam w głowie kołatały jej się słowa babci, która w takiej sytuacji powiedziałaby pewnie: „Nie grzesz Dziecko!”
Syśka pisze:Stanęła jednak w progu przyglądając się scenie w jej wnętrzu z lekkim rozbawieniem. Świeżo nabyty pracownik działu IT zaglądał do każdej szafki po kolei, wyraźnie czegoś szukając.
Zupełnie zgubiłaś logiczny sens w tym zdaniu. Wygląda to tak, jakby dziewczyna obserwowała scenę, która rozgrywa się w jej myślach, w jej - jak to ładnie napisałaś - wnętrzu. A następne zdanie wskazuje na coś zupełnie innego.
Syśka pisze:Marta choć nie była zwolenniczką plotek, a tym bardziej Ewki postanowiła poświęcić 5 minut ze swojego cennego czasu.

Jedna z zasad pisania, które uprawiamy, jest operowanie zapisem słownym. Wszelkie cyferki, czy to rzymskie czy arabskie nie mają racji bytu.

To jest jeden z tych typowo obyczajowych tekstów, spełniającym większość podanych kryteriów klasyfikujących go do koszyka, gdzie znajdują się m.in utwory Danielle Steel. Oprócz łatwego języka, który momentami jest zawiły, nie ma w nim niczego, co mogłoby zachęcić do czytania. Pojawia się za to sporo niedopatrzeń i niejasności, który wyłapie ponowna korekta. Nie przywykłem do czytania obyczajówek, toteż nie jestem w stanie powiedzieć Ci, czym różni się Twoja narracja od narracji innych - wydaje mi się, że jest bardziej - wybacz, że użyję tego słowa - dziecinna, tak wprost naiwna. Tu ujawnia się niedopracowanie tekstu. Widać pisałaś go w przypływie emocji, chwilowego natchnienia i nie pokwapiłaś się, żeby sprawdzić funkcjonowanie instytucji czy firmy z jaką mamy styczność w tekście. Podobnie ma się kwestia psychologii bohaterów - widać tu tylko emocje i szczyptę logiki. Skupienie się na tym ostatnim podniosłoby to opowiadanie do rangi realnego, a tak to prezentuje się ono iście hollywoodzko. I tylko plotki i ploteczki wydają się być realnym atrybutem takich utworów i w ogóle życia na co dzień.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”