,,Sprzedawczyni miłości''psych-obyczajowa(początek powieści)

1
Rozdział 1.
Weronika otworzyła kluczem drzwi do mieszkania. W środku panowała zupełna cisza. Siatki z zakupami wbijały się w jej dłonie. Z ulgą zaniosła je do kuchni. Wypakowała najpotrzebniejsze produkty i schowała do lodówki. Klucze od mieszkania rzuciła niedbale na szafkę kuchenną. Dziewczyna wyszła z kuchni i ruszyła wolnym krokiem w stronę salonu. Podeszła do okna po czym otworzyła je na całą szerokość. Odetchnęła świerzym powietrzem. Pokój wypełniły odgłosy ulicznego gwaru zza okna. Weronika poczuła się lepiej. Denerwowała ją wszechobecna cisza panująca w mieszkaniu. Nigdy nie lubiła być sama, nachodziły ją wtedy dręczące myśli i wyrzuty sumienia. Wiedziała, że źle postępuje. Miała przecież romans z żonatym mężczyzną. Gdyby chociaż łączyła ich miłość, a nie tylko namiętność i pieniądze. W końcu wiedziała na co się godzi i nie miała innego wyjścia. Wtedy nie miała, a teraz? Dlaczego po prostu nie odejdzie i nie zacznie żyć jak każda normalna dziewczyna w jej wieku. Wróci na studia, znajdzie pracę. Nie, jeszcze nie teraz musi najpierw odłożyć większą sumę pieniędzy.
Z zamyślenia wyrwał ją dźwięk telefonu. Szybkim krokiem ruszyła do przedpokoju po torebkę. Wciągnęła z bocznej kieszeni komórkę i spojrzała na wyświetlacz. Dzwonił Marek. Ciekawe czego mógł od niej chcieć w niedzielne popołudnie.
Nacisnęła na klawisz odbioru.
- Witaj Skarbie, czy już się za mną stęskniłeś?
- Słuchaj musimy porozmawiać, czy jesteś teraz w domu?
- Tak, czy coś się stało? Skąd ten poważny ton? – w słuchawce zapanowało dłuższe milczenie.
- Weronika to nie jest rozmowa na telefon. Będę u Ciebie za pół godziny. Na razie.
- Ok. to do zobaczenia.
Połączenie zostało zakończone. To nie podobne do Marka aby chciał z nią się spotykać w niedzielę. Ten dzień zawsze poświęcał swojej rodzinie. Owszem zdarzało się czasami, że wyjeżdżali w weekendy na targi zagraniczne, ale taka sytuacja zdarzyła najwyżej dwa razy w ciągu ostatniego roku. Weronika poczuła się zaniepokojona. O co mogło chodzić? Może zwyczajnie pokłócił się z żoną i miał ochotę ją odwiedzić. W końcu to nic nowego.
Jednak nie podobał się jej ton głosu i sposób w jaki z nią rozmawiał.
Nie wariuj kobieto – uspokoiła samą siebie. Dowiesz się jak przyjedzie. Dziewczyna sięgnęła znowu do torebki. Wyjęła z niej paczkę papierosów i zapalniczkę. Podeszła do okna i zapaliła jednego z nich. Wciągnęła mocno dym tytoniowy do płuc po czym wypuściła go wolno przez usta. Poczuła, że wraz z nim uchodzi z niej całe wcześniej nagromadzone napięcie. Dopaliła spokojnie papierosa i pomyślała, że musi się przebrać. Miała na sobie niebieskie jeansy i czarny sweter. Nic specjalnego. Marek lubił ją w krótkich spódniczkach, wydekoltowanych bluzkach i obcisłych sukienkach. Zostawiła otwarte okno żeby pozbyć się nieprzyjemnego zapachu papierosa. Udała się do sypialni i otworzyła dużą szafę z ubraniami. Przejechała ręką po delikatnych tkaninach zastanawiając się co powinna na siebie włożyć. Wybrała krótką obcisła czarną mini. Sukienkę dostała kiedyś w prezencie od Marka.
Z szuflady obok szafy wyjęła ciemną koronkową bieliznę i pończochy w tym samym odcieniu. Całość ułożyła starannie na łóżku. Spojrzała na zegarek stojący na szafce obok łóżka. Była dokładnie 14.15. Marek dzwonił jakieś 10 minut temu. Miała więc wystarczająco dużo czasu żeby wziaść jeszcze szybki prysznic. Wiedziała, że mężczyzna się spóźni, nie należał do zbyt punktualnych osób. Często zapominał też o terminach spotkań służbowych i wyjazdach. Weronika zawsze mu o nich przypominała.
Wyszła z sypialni i udała się do łazienki. Ściągnęła przez głowę sweter, a następnie zdjęła jeansy. Stanęła w samej bieliźnie przed dużym lustrem. Spojrzała na swoje odbicie. Ujrzała w nim bardzo ładną brunetkę.
Dziewczyna miała delikatną twarz, w której największą uwagę przykuwały duże zielone oczy. Było w nich coś dzikiego i nieokreślonego. Weronika mogła pochwalić się idealną figurą :długie zgrabne nogi, jędrne piersi i tyłek. Miała dwadzieścia dwa lata, ale wyglądała na kilka lat młodszą. Odkręciła kurek od prysznica z ciepła, a następnie zimną wodą. Uznała, że temperatura jest idealna. Rozpięła stanik i ściągnęła go szybkim ruchem, a następnie zdjęła skąpe majtki. Bieliznę zostawiła na pralce, a sama weszła do kabiny prysznica. Po kąpieli owinęła się ręcznikiem i dokładnie wytarła całe ciało. Wróciła do sypialni aby się ubrać. Sukienka idealnie podkreślała jej figurę. Pozostało tylko zrobienie makijażu, co zajęło jej kilka minut. Spojrzała ostatni raz w lustro i stwierdziła, że jest zadowolona ze swojego wyglądu.
Marek jak na razie spóźniał się dopiero kwadrans.

Proszę o szczerą opinie. Z góry dziękuję.
,,Wyobraźnia jest ważniejsza od wiedzy, ponieważ wiedza jest ograniczona''.

2
Może zacznę od początku. Całkiem ładny tytuł, rzuca się w oczy i najprawdopodobniej pasuje do treści, o których piszesz.

Sądzę, że początek jest źle zrealizowany. Wyskakujesz z tym romansem jak Filip z konopi. Te myśli-rozważania rażą sztucznością, ponieważ pojawiają się nagle i znikąd - jakby były tylko informacją dla czytelnika, konieczną do podania. Pamiętaj, że na pierwszym miejscu nie stoi zaspokojenie ciekawości czytelnika, ale właśnie pobudzanie jego ciekawości, tworzenie atmosfery itp.

Myślę, że właśnie tego brakuje w tym tekście. Jest zbyt suchy. Ograniczasz się do opisów czynności czy wyglądu i zdawkowych emocji, myśli, które spłycają postać. A najważniejsza rzecz w każdej historii, tej najbardziej banalnej, i tej innowacyjnej, to właśnie bohaterowie. Bez dobrych, prawdziwych postaci, w które czytelnik uwierzy, nie powstanie więź i czytelnik nie zaangażuje się w opisywane przez Ciebie wydarzenia. Twoja Weronika jest jak na razie płytka, nie widzę jej, jako prawdziwej osoby. Pogłęb ją, napisz o dziwactwach, które robi (wszak każdy jakieś ma), podrzucaj czytelnikowi jakieś ciekawe szczegóły. Twórz klimat, miast po kolei opisywać wydarzenia. Nie one są najważniejsze.

Rozmowa telefoniczna również brzmi sztucznie. Weronika i Marek mówią zbyt ułożenie, zbyt przewidywalnie. Te pytania o poważny ton, szyk zdań... Poprawiłbym to.

Styl masz poprawny, ale nic ponad to. Musisz więcej pisać i dużo czytać. Rozwijać warsztat. Stosować ciekawe metafory, rzucać interesującymi myślami, tak opisywać akcję, aby wodzić czytelnika za nos, przyciągać jego uwagę. Myślę, że to wszystko przyjdzie z czasem, bo podstawy z pewnością masz.

Pamiętaj, że na pierwszym miejscu powinno się stawiać bohaterów i atmosferę, a nie akcję i zdradzanie informacji czytelnikowi. Życzę powodzenia w samodoskonaleniu się. :)

Pozdrawiam.
"Życie jest tak dobre, jak dobrym pozwalasz mu być"

3
Tytuł interesujący, wraz z gatunkiem, który wpisałaś jest zapowiedzią czegoś ciekawego.

Początek jak dla mnie składa się ze zbyt krótkich zdań. Weszła, odłożyła, zamknęła. Takie komunikaty bardziej, może po prostu połączyć niektóre przecinkami?
Ładnie przedstawiłaś postać, ogólnie nakreśliłaś sytuację i ten pierwszy fragment wzbudza ciekawość. W tym dialogu przeszkadza mi to ciągłe „czy”, ale to już moje czepialstwo :)

Nie lubię obyczajówek, więc może to wpływa jakoś na moją ocenę, ale sądzę, że opisywanie tych wszystkich czynności po kolei jest trochę monotonne. Otworzyła szufladę, wzięła bieliznę, przeszła dwa kroki, do łazienki, zdjęła sweter... Nie wiem, ale ja bym to po prostu skróciła i przeszła bardziej do jej myśli albo już nawet do przyjazdu Marka, pominęła nic nie wnoszące szczegóły.
Jeszcze jedno co mnie drażni – nie lubię idealnych bohaterek. Idealna figura, śliczne oczy, włosy, jędrne piersi i pewnie dobra w seksie :D Zalety są ważne, ale to właśnie wady czynią człowieka bardziej interesującym, ja tak samo odbieram bohaterów.

Mimo to zainteresował mnie początek, to, co chce jej powiedzieć Marek (choć przewiduję, że pewnie „Z nami koniec” ;p) i jak dalej potoczą się jej losy.
- Co?
- Ciastko!

4
Weronika otworzyła kluczem drzwi do mieszkania.
Początek i jest mały zgrzyt. To, że kluczem otwiera się drzwi jest rzeczą oczywistą - i podanie takiej linijki jest suchym faktem. Miałaś do wybrania wiele zabiegów:

Weronika przekręciła klucz w drzwiach od mieszkania*
Weronika otworzyła drzwi, przekręcając energicznie klucz.
Weronika otworzyła drzwi mieszkania*


* - ogólnie można też napisać od domu
Pokój wypełniły odgłosy ulicznego gwaru zza okna.
Zbędne. Wiadomo, że uliczny gwar nie dochodził z domu.
Miała przecież romans z żonatym mężczyzną. Gdyby chociaż łączyła ich miłość, a nie tylko namiętność i pieniądze. W końcu wiedziała na co się godzi i nie miała innego wyjścia.
Jeśli zestawisz miłość i romans - wyjdzie znak równości. Tutaj opisujesz związek bazujący na korzyściach bezpośrednich - dlatego warto napisać, iż jest to związek a nie romans.
Wciągnęła z bocznej kieszeni komórkę i spojrzała na wyświetlacz.
Tutaj robisz dwie rzeczy naraz: jedną dobrą, drugą złą
Dobra: budujesz tę scenę w głowie, odnosisz się do własnego otoczenia, widzisz torebkę o której piszesz.
Zła: ja jej nie widzę. Boczna kieszeni leży mi wszędzie i zaczynam to niepotrzebnie rozwlekać w głowie. Taki zabieg zwalnia tekst - czy boczna kieszeń jest tak istotna?
Nacisnęła na klawisz odbioru.
Plastyczny detal - ale suchy fakt. Bo dociekliwy (jak ja) zastanowi się - jak rozmawia? Głośnik czy przyłożyła słuchawkę do ucha? Skoro już tak dokładnie to opisujesz...
... napisałbym po prostu to drugie.
- [1]Weronika to nie jest rozmowa na telefon. Będę u [2]Ciebie za pół godziny. Na razie.
[1] - Imię jest wtrąceniem, dlatego dajesz przecinek po wtrąceniu.
[2] - Dlaczego z dużej? Czy bohater mówi dużymi literami? To nie chat.
Wciągnęła mocno dym tytoniowy do płuc po czym wypuściła go wolno przez usta.
Pokażę ci coś:
Jeżeli sięgnęła po papieros i go odpaliła to wiadomo, że dym jest tytoniowy
Jeżeli go wciąga to wiadomo, że do płuc
Jeśli wypuściła to wiadomo, że przez usta.

Teraz , do istniejącego zdania powyżej dodaj coś takiego:

Wciągnęła mocno dym tytoniowy do płuc po czym wypuściła go wolno z płuc przez usta.

Widzisz, że malutki dodatek w zasadzie nie zmienia plastyczności zdania, ale jak je rozpycha? Prawidłowo, równie plastycznie i z tymi samymi informacjami powinno ono wyglądać tak:
Wciągnęła mocno dym, po czym wypuściła go wolno.

Zacznę od początku: świetny tytuł. Poza tym, tekst jest rozepchany - wciskasz weń detale, które są zbędne - wiele ze scen spełniałoby taką samą funkcję, gdybyś je wycięła - co więcej, fragment stałby się bardziej naturalny. Nic więcej, ponad to nie mogę napisać - fragment nie wiele mówi o fabule. Jedną rzecz zauważyłem która leci in plus, czyli budowanie w głowie ciągu przyczynowo-skutkowego: masz to opanowane, dlatego, jeśli nauczysz się obcinać zbędne elementy, warsztat pozwoli na płynne konstruowanie narracji, czego ci mocno życzę!
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott

   Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
   — Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
   — Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
   — Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”