977
Preissenberg, to była tylko wypowiedź kolegi. I skoro już prowadzicie dyskusję, to z chęcią również się wypowiem, a konkretnie - mam zdanie podobne do Tadzia(M). Idealiści są słusznie idealistami tylko wtedy, gdy do czegoś już dobrnęli. To, co mówisz (piszesz) brzmi pięknie, ale pięknie brzmiały również obietnice tyranów i opisy utopii serwowane przez dawnych filozofów i polityków.

Snucie wizji to nic w porównaniu z czystym nakładem pracy.

I sądzę, że skoro napisałeś na kilka różnych sposobów to samo ("mam to w dupie"), to jednak wypowiedź trochę Cię rusza ;)

Apeluję o spokojną dyskusję.

A ja o przeniesienie jej w inne miejsce. - Weber edit
Ostatnio zmieniony pt 25 gru 2009, 12:53 przez SkySlayer, łącznie zmieniany 1 raz.

978
hongi pisze:Choć z drugiej strony, trochę załuję tego beztroskiego życia, bo jak bym wiedział, ze choć trochę zajmę się pisaniem, to bym więcej uważał na polskim i może bym miał nawet piątkę.
hmm... Naprawdę sądzisz że dobra ocena z polskiego przekłada się na umiejętości przydatne przy zawodowym użytkowaniu tego języka? ;)

979
A. J. Wierny pisze: Niektórym, w tym Andrzejowi, wydaje się, że ludzie rodzą się z powołaniem i ukrytymi umiejętnościami, które wyjdą na powierzchnię bez względu na okoliczności.
Bynajmniej. Uważam że masa ludzi rodzi się z róznymi zdolnościami a szkoła i otoczenie zamiast je rozwijać (lub choćby zapewnić minimum spokoju i życzliwiej neutralności) stają na uszach żeby je wybić z głowy.

980
A. J. Wierny pisze: Ja sam praktycznie aż do matury byłem największym leniem w okolicy i gdyby nie przymus chodzenia do szkoły, byłbym częścią osiedlowego folkloru zapijającego każdy dzień aż do usranej śmierci. .
to wolny kraj.

ale teraz się zastanów nad taką kwestią: czemu byłeś leniem. I co być robił gdyby nie było szkoły. Czy byłbyś szczęsliwy bedąc folklorem czy sam poszukałbyś sobie czegoś ciekawszego do roboty.
Bez tego nie odnalazłbym swoich pasji. Gdzie na podwórku dowiedziałbym się o czarnych dziurach? Gdzie na podwórku nauczyłbym się o wyprawach krzyżowych, które to zainspirowały mnie do głębszego zastanowienia nad historią naszej cywilizacji?.
zależy od podwórka.
ja na swoim miałem i kumpli z którymi gadaliśmy o starożytnym egipcie i pasjonatów elektroniki

Czyli rozumiem, że bez szkoły wyszedłbyś lepiej na tym całym interesie? Nauczyłbyś się posługiwać słowem, liczbami, mózgiem? .
ja jestem o tym przekonany.
Ta niepotrzebna wiedza, którą wbijają do głów, jest niezbędna do wypracowania przez młodych metod poznania świata,.
sorry - a co z wiedzą ewidentnie fałszywą?
uczyłem się o roslinności skandyawii - a jak zobaczyłem ją na własne oczy to mi szczęka opadła.
uczyłem się historii - a potem trafiłem na gazety i pamiętniki z omawianych okresów.
uczyłem się na biologii o teorii Darwina...

Klamstwa historyczne - można zrozumieć. Ale FAŁSZOWAĆ GEOGRAFIĘ!?
światopogląd i przystosowania do funkcjonowania w społeczeństwie. .
i tu jest pies pogrzenany. Po obróbce szkolnej każdy ma wiedzieć że Mickiewicz (dawniej Lenin) był geniuszem, wierzyć w ekologię i tolerować gejów.

Nauka szkolna jest w rzeczywistości wielopoziomową obróbką ideologiczną.
Tak jak literatura od czasów pozytywizmu jest w rzeczywistości zbeletryzowaną publicystyką.
To, że szkoła w Polsce ma gówniany autorytet i szerzą się w niej patologie, to inny temat..
na gównianość autorytetu szkoła ciężko pracowała przez 3 pokolenia.
Bez szkoły podstawowej (starym systemem), nie byłoby możliwe stworzenie normalnego społeczeństwa. .
a ze szkołą tworzy się nienormalne...
Cool.

Bez tego musielibyśmy wprowadzić rządy elit, rządy pięścią, czołgami i cenzurą, bo chołoty nie dałoby się inaczej opanować..
jestem za dopuszczeniem elit do władzy (problem w braku tych elit), jestem za rządzeniem pięścią (byle w odpowiednim kierunku). Jestem za jeżdżeniem po chołocie czołgami. Sorry...

A cenzurę mamy mimo demokracji.
A wtedy nie byłoby komu pisać, nie byłoby komu tworzyć i w ogóle nie byłoby sensu robić czegokolwiek, bo tylko niewielka grupka mądralińskich korzystałaby na całej sytuacji...
elita by czytała ;)
Jest to trzecia najgłupsza decyzja w historii polskiej edukacji po wprowadzeniu gimnazjów i obniżenu progów na maturze...
święte słowa.
Edukacja wyższa faktycznie powinna być dla elit a nie dla motłochu. Studiowanie powinno być nagrodą i przywilejem, a nie zwyczajem.
cóż ja z mojej archeologii coś tam wyniosłem - trochę umiejętności przydatnych przy pisaniu książek. 90% absolwentów nie pracuje w zawodzie ani w zawodach pozwalających wykorzystać tę wiedzę...

ergo: taniej byłoby pozwolić im rozwijać pasje w klubach milośników archeologii. ;)

981
SkySlayer pisze:Idea kształcenia sama w sobie zła nie jest. Szkoła, jaka by nie była, jakieś warunki do rozwoju stwarza, warto o tym nie zapominać. ..
edukacja domowa stwarza lepsze ;)
Szkoły przecież nikt nie usunie,
postep techniczny już mógłby ją zabić.
za to ktoś może zastanowić się, co w niej zmienić i owe zmiany wprowadzić.
najlepiej: zamiast jałowo dumać sprawdzić jaki kraj ma najlepsze wyniki a potem skopiwać system.

Wiedza już stała się wartością podrzędną, kartą przetargową w rywalizacji, pożeraniu siebie nawzajem.
nie załapałem.

ktoś się nie uczy i jest kopany w dupę (spokojnie, dajcie mi dokończyć, akurat tego nie neguję, :P). Zbiera się w sobie, bierze się do roboty i... dalej zalicza tyły, jest gnojony, w kółko udowadnia mu się, że tu i tu zabrakło Ci jakichś punktów, to powinieneś wiedzieć, ale nie wiesz, sieroto, to sobie doczytaj sam w domu, po co mam Ci to tłumaczyć, to tego, to srego, tu pewno kiepsko coś zdasz, co Ty ze sobą zrobisz, tu gówno mnie obchodzi, co umiesz, ja tu mam cyferki i z nich muszę wystawić ocenę.
Do tego kopanie za pisanie niewłaściwą ręką, inne nazwisko, akcent, wygląd etc.
Ścieżki belferskich myśli są czasem bardzo poplątane...
W ten sposób do "dalszych etapów" dostają się:
a) najsilniejsi, a co się z tym łączy: najbrutalniejsi
b) lizodupy,
dodałbym najodporniejszych psychicznie.
ukończenie liceum a potem studiów nie wymagało odemnie szczególnej wiedzy - ale właśnie upartego dreptania pod prąd i ignorowania razów bata.

982
Andrzej Pilipiuk pisze:najlepiej: zamiast jałowo dumać sprawdzić jaki kraj ma najlepsze wyniki a potem skopiwać system.
no właśnie: i jaki to jest kraj? jaki system? bo może się okazać, że takowych nie ma i wszędzie jest jednakowo ;)
Leniwiec Literacki
Hikikomori

983
Andrzej Pilipiuk pisze:Klamstwa historyczne - można zrozumieć. Ale FAŁSZOWAĆ GEOGRAFIĘ!?
Kłamstwa? Może się wtrącę odrobinkę. Historia nauczana w szkołach jest jedynie konstruktem stworzonym właśnie na potrzeby nauczania. Wiem, brzmi dziwnie, ale wydaje mi się, że wiąże się to z ludzką tendencją do klasyfikacji i szufladkowania wszystkiego, do postrzegania świata jako uporządkowanego miejsca. Przeszłość tak naprawdę jest kompletnie chaotyczna - kiedyś działo się tyle samo co i obecnie, lecz do historii przeszły tylko te najważniejsze wydarzenia. Nikt nie zawraca sobie głowy szczegółami bez znaczenia (takimi właśnie jak pamiętniki i stare dokumenty) jeżeli naprawdę nie mają one znaczenia. Nikt prócz historyków i pasjonatów historii, oczywiście. Czy naprawdę uważa Pan, Panie Andrzeju, że możnaby historii uczyć w jakiś inny sposób niż serwując uczniom ów konstrukt właśnie? Moim zdaniem to nie jest stek kłamstw - na tej samej zasadzie możnaby powiedzieć, że cała ludzka wiedza w postaci usystematyzowanej jest kłamstwem... nie oddaje przecież całości zagadnienia. A - jeszcze fałszowanie geografii, które zdaje się napawać Pana tak wielkim oburzeniem. Nie da się inaczej. Geografia nauczana w szkołach jest, z konieczności, wielce uogólniona - co w sumie nie jest dziwne, przecież nie da się komuś przekazać wiedzy odnośnie do każdego skrawka jakiegoś terenu. Ba, nie jest nawet możliwe stworzenie stuprocentowo wiernej mapy danego terytorium - musiałaby ono uwzględniać to, że podlega ono ciągłym zmianom i być, z konieczności, mniej wiecej tych samych rozmiarów co sam mapowany teren. Pewne uogólnienia napotykane w nauczaniu szkolnym są nie do obejścia - inaczej trzebaby od razu wykładać uczniom całość danego zagadnienia, co dla większości (a zaryzyowałbym nawet stwierdzenie, że dla wszystkich uczniów) byłoby nie do ogarnięcia. Załóżmy jednak, że uczniów traktuje się jak nadludzi i wykłada się dla nich wszystkie karty w danej dziedzinie na stół - czy to jest w ogóle możliwe? Czy jakikolwiek umysł byłby w stanie poradzić sobie z takim ogromem wiedzy? Nie.
Najlepiej byłoby znaleźć złoty środek, czyli przekazywać tyle wiedzy, ile uczniowie są w stanie zapamiętać, a jednocześnie nie pozostawiać ich potem z wrażeniem, że byli okłamywani. Tu muszę przyznać Panu Andrzejowi rację - szkoła zdecydowanie "nie mówi uczniom wszystkiego", aczkolwiek zwykle wychodzi na to, że ktoś chcący dalej rozwijać swoje zainteresowania i tak to zrobi, choćby na studiach, nie będąc przy tym obciążony brzemieniem zbytecznej i zbyt szczegółowej wiedzy. Szkoła średnia ma to do siebie, że jest średnia - przekazuje jedynie podstawowy zakres wiedzy z danej dziedziny i pozwala uczniom wybrać swój dalszy los nie w ciemno. To źle? Nie dla mnie.
Andrzej Pilipiuk pisze:zależy od podwórka.
ja na swoim miałem i kumpli z którymi gadaliśmy o starożytnym egipcie i pasjonatów elektroniki
Było to zatem bardzo osobliwe podwórko, śmiem zauważyć. Nie wiem, być może czasy się zmieniły, ale ze świecą szukać podobnych pasjonatów - co nie znaczy wcale, że ludzie, z którymi zadawalem się w młodości (ach, jak to brzmi...) nie byli wartościowi, mimo braku jakichś niesamowitych zainteresowań. Nie sądzę, jestem wręcz przekonany, że nie, aby szkoła tak bardzo wpływała na ludzi i okaleczała ich. Co do tych pasji - czy owi znajomi sami wypracowali podstawy fizyki, elektryki i wszelkich innych nauk czy też nauczono ich owych podstaw w pewnej instytucji?
Andrzej Pilipiuk pisze:Do tego kopanie za pisanie niewłaściwą ręką, inne nazwisko, akcent, wygląd etc.
Ścieżki belferskich myśli są czasem bardzo poplątane...
Jest Pan całkowicie i absolutnie pewien, iż jest to wina systemu edukacji? Bo wydaje mi się, że system ów sam w sobie nie zawierał żadnych przesłanek dotyczących tego, jak traktować uczniów leworęcznych czy dziwnonazwiskowych... A może się mylę? Moim zdaniem zawinili ludzie, którzy naginali zasady systemu edukacji do własnego widzimisię - ale sama szkoła, jako instytucja, chyba nie ponosi tu całej winy, prawda?
Andrzej Pilipiuk pisze:ukończenie liceum a potem studiów nie wymagało odemnie szczególnej wiedzy - ale właśnie upartego dreptania pod prąd i ignorowania razów bata.
Wydaje mi się, że w tym względzie czasy zdecydowanie zmieniły się - teraz już nie ma bata, acz wiedza nadal nie jest potrzebna. ;)

Na koniec chciałbym dodać, że nie staram się nikogo przekonać do swoich racji i nie zamierzam się o nie wykłócać - jeszcze nigdy nie widziałem na własne oczy cudu: kogoś przekonanego do racji innej osoby na forum internetowym. Nie wiem, czy to jest w ogóle możliwe - częściowo z racji nieprecyzyjności języka i tego, że każdą bez mała wypowiedź da się rozumieć na co najmniej kilka sposobów. Starałem się wyrażać jasno - zobaczymy do jakiego stopnia mi się to udało.

A, tak do moderatorów - może czas przenieść ten temat w inne miejsce? Albo zrobić z niego oddzielny wątek o nazwie "Oświata", "System edukacji" albo "Die Hard"? ;)
Don't you hate people who... well, don't you just hate people?

984
jestem za dopuszczeniem elit do władzy
Moja wiedza historyczna mocno się już zatarła, ale jednej rzeczy z historii chyba nigdy nie zapomnę - uwielbiam bowiem ten przypadek. Anegdotę właściwie o tym, jak w Niemczech w czasie wiosny ludów zdaje się, do rządów dopuszczono elitę. Powstało wtedy powiedzenie, które w tym ich niejęzyku nawet się rymuje, jeśli dobrze się domyślam.
"Acht und achtzig profesoren, Vaterland du bist verloren"
Osiemdziesięciu ośmiu profesorów, ojczyzno jesteś zgubiona.
Elity nie są mimo wszystko znane z czynów.

985
padaPada pisze: no właśnie: i jaki to jest kraj? jaki system? bo może się okazać, że takowych nie ma i wszędzie jest jednakowo ;)
najlepsze wyniki nauczania mają ponoć japonia i finlandia.

wszelkie zmiany zacząłbym od testowania na kilku loso wybranych powiatach.

986
Japonia? Zdajesz sobie sprawę, jakimi metodami Japonia osiąga te najlepsze wyniki? Dokładnie tymi, które tak potępiasz - tyle że doprowadzonymi do ekstremum.
Panie, zachowaj mnie od zgubnego nawyku mniemania, że muszę coś powiedzieć na każdy temat i przy każdej okazji. Odbierz mi chęć prostowania każdemu jego ścieżek. Szkoda mi nie spożytkować wielkich zasobów mądrości, jakie posiadam, ale użycz mi, Panie, chwalebnego uczucia, że czasem mogę się mylić.

987
Mich'Ael pisze: Kłamstwa?
jeśli uczą że Cud nad Wisłą to zasługa Piłsudskiego albo ucząc o powstaniu w Gettcie powtarzają tezy Edelmana to są to kłamstwa.

Nie da się znaleźć inego słowa.
"Łgarstwa" - to już archaizm.
Może się wtrącę odrobinkę. Historia nauczana w szkołach jest jedynie konstruktem stworzonym właśnie na potrzeby nauczania.
Niech bedzie skrótem, wyborem, uproszczeniem - tego nie neguję.
Ale prosiłbym bez ordynarnych fałszerstw.
I bez kłamstw.
Czy naprawdę uważa Pan, Panie Andrzeju, że możnaby historii uczyć w jakiś inny sposób niż serwując uczniom ów konstrukt właśnie?
Coś bym wymyślił ;)
A - jeszcze fałszowanie geografii, które zdaje się napawać Pana tak wielkim oburzeniem. Nie da się inaczej. Geografia nauczana w szkołach jest, z konieczności, wielce uogólniona - co w sumie nie jest dziwne, przecież nie da się komuś przekazać wiedzy odnośnie do każdego skrawka jakiegoś terenu.
Ja to widzę inaczej: geografowie piszący moje podręczniki do podstawówki nie mieli większych szans pojechać i zobaczyć jak pewne miejsca wyglądają w rzeczywistości. Ze zdjęciami też były kłopoty.

Ale od dwudziestu lat paszporty leżą po szufladach a rocznie z pół miliona Polaków pracuje co lato w Norwegii, Szwecji i Finlandii.

Już nie trzeba zmyślać.

Zwłaszcza że powiedzmy co dziesiąty uczeń albo tam był, albo pracowal tam jego krewny, albo odpali sobie kamerę internetową i sam sprawdzi co tam rośnie.
Tu muszę przyznać Panu Andrzejowi rację - szkoła zdecydowanie "nie mówi uczniom wszystkiego",
Gorzej: powiela to co uznano za istotne przed dekadami.
Stąd czytamy "Pana Tadeusza" a nie "Marię".
Szkoła średnia ma to do siebie, że jest średnia - przekazuje jedynie podstawowy zakres wiedzy z danej dziedziny i pozwala uczniom wybrać swój dalszy los nie w ciemno. To źle? Nie dla mnie.
Nie odczywam szczególnej potrzeby znajomości wzorów na przyspieszenie bryły sztywnej zsuwającej się po płaszczyźnie. Może zatem należałoby wcześniej sprofilować?
Andrzej Pilipiuk pisze:zależy od podwórka.
ja na swoim miałem i kumpli z którymi gadaliśmy o starożytnym egipcie i pasjonatów elektroniki
Było to zatem bardzo osobliwe podwórko, śmiem zauważyć.
Bo ja wiem? Czytało sie różne rzeczy potem się o nich gadało. Czasem pożyczało się książki kumplom.

Albo np. bodaj w 4 klasie podstawówki bawiliśmy się w archeologów - w kącie ogródka jordanowskiego zaczęliśmy odkopywać rurę z jakiejś zniszczonej kamienicy. Ładne parę metrów za nią szliśmy.

A przecież gdzieś obok funkcjonowała jeszcze drużyna harcerska.
Nie wiem, być może czasy się zmieniły, ale ze świecą szukać podobnych pasjonatów
Sądzisz że nikt już nie bawi się elektroniką, modelarstwem etc.? Zdziwiłbyś się.

Brak trochę odpowiedniej prasy dla młodszych nastolatków - my mieliśmy "Świat Młodych" - podpowiadał wiele fajnych rzeczy. Teoretycznie była to gazeta harcerska ale wolni wagabundzi jak ja i moi kumple też korzystaliśmy.

Ot choćby do dziś wiem jak zbudować igloo.

Były pisma w rodzaju młodego technika - z jednego pamiętam schemat zamka szyfrowego.

Był Bajtek - w którym czytało się o grach komputerowych. (z dostępem do byle ZX-81 spectrum był w naszej dzielnicy problemy).
-Nie sądzę, jestem wręcz przekonany, że nie, aby szkoła tak bardzo wpływała na ludzi i okaleczała ich.
Mnie okaleczyła.
Może innym nie zaszkodziła. (znałem dziewczynę ktora autentycznie psjonowała się lekturami szkolnymi - i w zasadzie nie czytała nic poza tym!).

Może jakichś idiotów z patologicznych rodzin szkoła "podciągnęła" do góry.
Co do tych pasji - czy owi znajomi sami wypracowali podstawy fizyki, elektryki i wszelkich innych nauk czy też nauczono ich owych podstaw w pewnej instytucji?
Zdecydowanie nie! Ci którzy bawili sie elektroniką zaczynali z tego co pamiętam w trzeciej - czwartej klasie. Jeden uczył drugiego. W szkole na ZPT robiliśmy tedy ostrzałkę do ołówków metodą ...ścierania deski pilnikiem.

Oni budowali sobie np. coś w rodzaju domofonu. Była firma hobby-elektronika - sprzedawali wysyłkowo płytki drukowane i istrukcje budowy urządzeń.

Pasje egiptologiczne były niezależne od programu nauczania. Możliwości nie były duze - 5-6 książek...
Andrzej Pilipiuk pisze: Ścieżki belferskich myśli są czasem bardzo poplątane...
Jest Pan całkowicie i absolutnie pewien, iż jest to wina systemu edukacji?
Tak.
Bo wydaje mi się, że system ów sam w sobie nie zawierał żadnych przesłanek dotyczących tego, jak traktować uczniów leworęcznych czy dziwnonazwiskowych... A może się mylę?
leworęczni byli jeszcze na pocz. lat 80-tych tępieni planowo.

Chodziło zapewne głównie o to że 80% uczniów podstawówek szło potem do szkół zawodowych i techników. Wszystkie maszyny były dostosowane do obsługi przez osoby praworęcznie.

Co do nazwisk - nie dam głowy.

Przypuszczam że bez problemu w archiwach znalazło by się rozporządzenia ministrów szkolnictwa i instrukcje kuratoriów.
Moim zdaniem zawinili ludzie, którzy naginali zasady systemu edukacji do własnego widzimisię - ale sama szkoła, jako instytucja, chyba nie ponosi tu całej winy, prawda?
wdrażała polecenie likwidacji mańkuctwa.

oczywiście różnie. Jeden belfer likwidował z entuzjazmem, drugi likwidował bo kazano, trzeci miał to w )*(

w pierwszej szkole mnie likwidowano, w drugiej ośmieszano, a pod koniec w siódmej i ósmej klasie już nawet nie zwracano uwagi (więc z ulgą wróciłem do pisania lewą) ale to były już lata 1987-89.

990
Andrzej Pilipiuk pisze:najlepsze wyniki nauczania mają ponoć japonia i finlandia.
W Japonii są małe, żółte ludziki, które kulturę i mentalność, moim skromnym zdaniem, mają tak różne od naszych, że czasami mam wrażenie, iż mam do czynienia z kosmitami a nie "kumplami z tego samego gatunku". Nie jestem pewien, że to, co zadziałało u nich zadziałałoby i u nas. Nie mam zbyt wielkiego pojęcia o Japonii i jej kulturze (tak po prawdzie to za tą ostatnią nie przepadam - wiem o niej na tyle dużo, by wiedzieć, że jej nie lubię - ale to inna historia), ale czy tam nie ma wyścigu szczurów we wszystkim jak leci, nie wyłączając szkół? Ja osobiście nie chciałbym się uczyć na wyścigi...
Andrzej Pilipiuk pisze:jeśli uczą że Cud nad Wisłą to zasługa Piłsudskiego albo ucząc o powstaniu w Gettcie powtarzają tezy Edelmana to są to kłamstwa.
Nie orientuję się w historii na tyle, żeby tu móc coś sprostować, ale z tego co pamiętam, to wcale nie uczyli mnie, że cud nad Wisłą był zasługą Piłsudskiego. Tak po prawdzie to nic nie pamiętam z tego, co mnie uczyli... ;) Mógłby Pan w skrócie przedstawić jak to było z tym cudem? Bo może się okazać, że to jednak jest uproszczenie a nie kłamstwo...
Andrzej Pilipiuk pisze:Sądzisz że nikt już nie bawi się elektroniką, modelarstwem etc.? Zdziwiłbyś się.
Wręcz przeciwnie - wszyscy bawią się elektroniką: komputerem podłączonym do Internetu. A tak na poważnie - nie wiem, jak przedstawia się odsetek pasjonatów, ale mam wrażenie, że jest ich teraz mniej i że Komputer zastąpił to i owo w ludzkim życiu. Albo raczej - stał się nędzną namiastką tego i owego.
Andrzej Pilipiuk pisze:Coś bym wymyślił
Słucham zatem z uwagą. Jak uczyć historii mając na to ograniczony czas (bo rok szkolny nie trwa wiecznie) i by jednocześnie nauczyć tyle, ile wymaga program nauczania, nie odwołując się przy tym jednocześnie do uproszczeń? Bo zakładam, że chodziło o nauczanie pasjonujące w ramach obecnego systemu edukacji a nie o gdybanie, że "jakby to i to zmienić to możnaby wtedy zrobić tamto i tamto".
Andrzej Pilipiuk pisze:Ot choćby do dziś wiem jak zbudować igloo.
Też wiem - a tego to już szkoła nie uczy. Co chyba nie jest aż takim problemem, raczej mi się ta wiedza nie przyda... raczej. Swoją drogą - fainie byłoby gdyby w szkołach uczono więcej takich ciekawostek...
Andrzej Pilipiuk pisze:Mnie okaleczyła.
Może innym nie zaszkodziła. (znałem dziewczynę ktora autentycznie psjonowała się lekturami szkolnymi - i w zasadzie nie czytała nic poza tym!).
Może jakichś idiotów z patologicznych rodzin szkoła "podciągnęła" do góry.
Cóż... szkoła mi nie zaszkodziła, więc jestem idiotą z rodziny patologicznej (bo tą dziewczyną od lektur na pewno nie jestem...). Myślę, że to spora przesada - nadal trzymam się swojego stwierdzenia, że szkoła nie okalecza. I wcale nie jest tak, że teraz tego nie robi - wydaje mi się, Panie Andrzeju, że za Pana czasów też nie było aż tak źle - w końcu żylibyśmy teraz wśród idiotów... hmm... w zasadzie to niektórzy twierdzą, że żyjemy, ale są chyba nadmiernie złośliwi. A, oczywiście nie wiem jak to było w Pana czasach i tylko gdybam - więc w tym przypadku pewnie Pan, jako naoczny świadek, ma więcej racji. Tak czy siak - moje zdanie jest takie, jakie jest.
Andrzej Pilipiuk pisze:Zdecydowanie nie! Ci którzy bawili sie elektroniką zaczynali z tego co pamiętam w trzeciej - czwartej klasie. Jeden uczył drugiego.
A ów drugi, który uczył sam wypracował uprzednio podstawy? ;)

Uff, jak na razie nie mam nic do dodania.
Don't you hate people who... well, don't you just hate people?

991
Swing pisze: Osiemdziesięciu ośmiu profesorów, ojczyzno jesteś zgubiona.
Elity nie są mimo wszystko znane z czynów.
napatrzywszy się w czasie studiów na na różnych i różniastych profesorów kilku wydziałów uważam jednakowoż że nawet ta banda byłby lepsza niż mafia która nami rządzi. ;)

Wróć do „Strefa Pisarzy”