Zakładam nowy temat temat i miejsce do dyskusji, bo dotychczasowe - Pytanie do Andrzeja Pilipiuka powinny służyć innym sprawom."
Oczywiście, to wszystko zależy od potrzeb różnych osób - jednym wystarczy tysiąc złotych miesięcznie, inni potrzebują dwa razy tyle. Moim zdaniem
"Minimum jakie powinien mieć Autor aby spokojnie pisać to kwota pięciu tysięcy i wcale nie piszę o mieszkaniu w ekstra warunkach i w jakimś znanym i drogim miejscu.
12 tys, wypłacone w ratach nie pozwala spokojnie przeżyć kwartału... choć oczywiście znam gostków którzy potrafią przeżyć miesiąc za tysiąc.
4
No jeżeli ktoś jest studentem co pomieszkuje w jakiejś klitce z pięcioma współlokatorami lub w domu z rodzicami to z tym tysiącem daje radę.
Ale jak ktoś chciałby mieć rodzinę i być jej żywicielem lub być sobie panem i mieszkać na swoim to no way. Znajome małżeństwo za kawalerkę płaci ponad tysiaka...
Ale jak ktoś chciałby mieć rodzinę i być jej żywicielem lub być sobie panem i mieszkać na swoim to no way. Znajome małżeństwo za kawalerkę płaci ponad tysiaka...
5
Prawdę powiedziawszy to nie jest zbyt 'pisarskie' pytanie. Równie dobrze można zapytać: Ludzie, za ile jesteście w stanie godziwie przeżyć? Na to pytanie mogę odpowiedzieć - za czwórkę dam radę.
Natomiast jeżeli chodzi o to ile dostają pisarze to uważam, że jest to kpina. Nie mówię o tych co mają nakłady po 100tys. egzemplarzy. Mówię o tych co piszą fantastykę i tych co wypowiadają się na tym forum. Pisanie to ciężka harówa (wiem, bo przez pół roku to robiłem
) a płaca za to jest niska. Niestety wynika to z ŻENUJĄCEGO poziomu czytelnictwa w tym kraju. Wstyd mi za Polaków, wstyd i koniec. A winię za to szkołę, jakżeby inaczej, i ministrów od edukacji - tak długo jak w szkołach będzie się "przerabiać" lektury, tak długo nie zachęci się młodzieży do czytania. Literatury nie wolno przerabiać, trzeba się nią cieszyć.
Natomiast jeżeli chodzi o to ile dostają pisarze to uważam, że jest to kpina. Nie mówię o tych co mają nakłady po 100tys. egzemplarzy. Mówię o tych co piszą fantastykę i tych co wypowiadają się na tym forum. Pisanie to ciężka harówa (wiem, bo przez pół roku to robiłem

7
Inji - sorry, ale źle podchodzisz do sprawy. Jeśli podchodzisz tak do sprawy, to równie dobrze możesz pisać, że to co napisałeś przez pół roku ciężkiej pracy, kosztem wolnego czasu kradzionemu rodzinie oddasz Wydawcy za darmo, aby tylko ktoś ci tę książkę wydał. Znając Wydawców możesz być pewnym, że następne ich żądanie będzie takie, abyś dopłacił do wydania, bo druk kosztuje.
Poza tym, rozmawiamy tu o osobach które chcą się utrzymać z pisania książek, więc z założenie nie mogą tego robić za darmo lub za byle co. Chodzi o to, że każdy z piszących ma swoje potrzeby - trzeba opłacać ZUS, US (w tym przypadku opłacający jest szczęśliwy, bo to znaczy, że Wydawca przysłał jakieś pieniądze), koszty utrzymania - gaz, prąd, woda, jedzenie, materiały do nowej książki, itd, itd. (Notabene - przygotowując się do nowej książki, mam miesięczne wydatki na poziomie ~ 500 zł ( staram się poznać obowiązujące wtedy prawo, obyczaje, zwyczaje, religie - a książki i materiały na ten temat kosztują).
W przypadku osób które traktują pisanie jak hobby i mających inne środki zarobkowania, autorskie tantiemy nie są takie ważne (nie wierz w to!), ale gdy masz do utrzymania siebie i rodzinę, to zupełnie inna para kaloszy.
Można pisać i mieszkać jednocześnie w beczce, w lesie, lub wiosce zabitej deskami, ale jednocześnie musisz mieć maszynę do pisania lub komputer, drukarkę i papier do niej, toner, znaczki, koperty, itd, itd. Wierz mi, że to wszystko kosztuje a jakoś nie mogę uwierzyć, że głodujący autor jest w stanie pisać dobrze, dużo i ciekawie - choć zapewne życia zna takie przypadki. Ja lubię gdy mam spokój i nic nie rozprasza moją uwagę, a już szczególnie plik nie zapłaconych rachunków.
Maladrill - za czwórkę też dam radę przeżyć, ale za piątkę żyją bardziej spokojnie i lepiej mi się pracuje. Ba mogę nawet pojechać do Norwegii aby osobiście zobaczyć fiordy, wśród których będzie się rozgrywała akcja mojej następnej książki.
Co do żenującego poziomu czytelnictwa - hm... Ktoś kiedyś w dyskusji użył sformułowania, że gdyby autorzy pisali lepiej i więcej, to on na pewno by to przeczytał. Co do winy szkoły, to zupełnie inna dyskusja, ja miałem w swojej szkole wspaniałą panią od polskiego, która nikomu nie wmawiało- co autor miał na myśli. Ale w poprzedniej szkole, wyrzucano mnie z klasy bo zawsze miałem inne zdanie niż prowadząca, która zadowalała się czytaniem podręcznika a nie lubiła uczniów myślących i mających własne zdanie. Ale o tym można by było długo o dużo.
Poza tym, rozmawiamy tu o osobach które chcą się utrzymać z pisania książek, więc z założenie nie mogą tego robić za darmo lub za byle co. Chodzi o to, że każdy z piszących ma swoje potrzeby - trzeba opłacać ZUS, US (w tym przypadku opłacający jest szczęśliwy, bo to znaczy, że Wydawca przysłał jakieś pieniądze), koszty utrzymania - gaz, prąd, woda, jedzenie, materiały do nowej książki, itd, itd. (Notabene - przygotowując się do nowej książki, mam miesięczne wydatki na poziomie ~ 500 zł ( staram się poznać obowiązujące wtedy prawo, obyczaje, zwyczaje, religie - a książki i materiały na ten temat kosztują).
W przypadku osób które traktują pisanie jak hobby i mających inne środki zarobkowania, autorskie tantiemy nie są takie ważne (nie wierz w to!), ale gdy masz do utrzymania siebie i rodzinę, to zupełnie inna para kaloszy.
Można pisać i mieszkać jednocześnie w beczce, w lesie, lub wiosce zabitej deskami, ale jednocześnie musisz mieć maszynę do pisania lub komputer, drukarkę i papier do niej, toner, znaczki, koperty, itd, itd. Wierz mi, że to wszystko kosztuje a jakoś nie mogę uwierzyć, że głodujący autor jest w stanie pisać dobrze, dużo i ciekawie - choć zapewne życia zna takie przypadki. Ja lubię gdy mam spokój i nic nie rozprasza moją uwagę, a już szczególnie plik nie zapłaconych rachunków.
Maladrill - za czwórkę też dam radę przeżyć, ale za piątkę żyją bardziej spokojnie i lepiej mi się pracuje. Ba mogę nawet pojechać do Norwegii aby osobiście zobaczyć fiordy, wśród których będzie się rozgrywała akcja mojej następnej książki.
Co do żenującego poziomu czytelnictwa - hm... Ktoś kiedyś w dyskusji użył sformułowania, że gdyby autorzy pisali lepiej i więcej, to on na pewno by to przeczytał. Co do winy szkoły, to zupełnie inna dyskusja, ja miałem w swojej szkole wspaniałą panią od polskiego, która nikomu nie wmawiało- co autor miał na myśli. Ale w poprzedniej szkole, wyrzucano mnie z klasy bo zawsze miałem inne zdanie niż prowadząca, która zadowalała się czytaniem podręcznika a nie lubiła uczniów myślących i mających własne zdanie. Ale o tym można by było długo o dużo.
8
Poziom czytelnictwa jest zenujący na całym świecie. Problem w tym, że polska literatura ma mały rynek zbytu, bo ogranicza się praktycznie do Polaków w kraju. Anglosasi mają znacznie łatwiej, bo jeśli u nich się coś przyjmie, jest więcej niż pewne, że reszta świata podłapie temat i zacznie przerabiać go u siebie. Odwrotnie to nie działa.Maladrill pisze: Niestety wynika to z ŻENUJĄCEGO poziomu czytelnictwa w tym kraju. Wstyd mi za Polaków, wstyd i koniec.
PS. Pomyśl sobie w jakiej sytuacji są np. Litwini albo Czesi...
9
W Polsce w 2008 czytelnictwo było na poziomie 38%w Szwecji po książkę sięga regularnie 71,8 proc. społeczeństwa, w Finlandii 66,2 proc., w Wielkiej Brytanii 63,2 proc. (dla porównania - w Portugalii 36,7 proc., a w Grecji 45,7 proc.).
Brytyjczycy od 15 lat mają narodowy program czytelniczy - bo zorientowali się kiedyś, że mają 20% poziom wtórnego analfabetyzmu. Czesi też czytają więcej od Polaków. Powiedzmy wprost - jesteśmy na samym dnie i jak się politycy za to szybko nie zabiorą, to wkrótce zaczniemy się zapadać w mule - nasze dzieci nie będą czytać, bo nie będzie wydawnictw...
10
Chciałbym zobaczyć metodologię prowadzenia tych badań i dla porównania dane nt sprzedaży książek (włącznie z profilem/gatunkiem literaturu) przez wydawnictwa, bo same cyferki za duzo nie mówią. Jeśli do książek zaliczają poradniki (które swoją drogą na zachodzie są dosyć popularne) oraz przewodniki, to faktycznie brytyjczycy mogą uchodzić za oczytanych.
12
Maladrill pisze: Pisanie to ciężka harówa (wiem, bo przez pół roku to robiłem) a płaca za to jest niska.
płaca była niska bo robiłeś to przez pół roku.
to robota jak każda inna. awansujesz zarabiasz wiecej.
jak w Biedronce - kuso, pod górkę, ale poharujesz 10 lat i przy sensownytm kierownictwie awansujesz i z pracownika kasy będziesz szefem sklepu filialnego...
trochę racji w tym jest.Niestety wynika to z ŻENUJĄCEGO poziomu czytelnictwa w tym kraju. Wstyd mi za Polaków, wstyd i koniec.
święte słowaA winię za to szkołę, jakżeby inaczej, i ministrów od edukacji - tak długo jak w szkołach będzie się "przerabiać" lektury, tak długo nie zachęci się młodzieży do czytania. Literatury nie wolno przerabiać, trzeba się nią cieszyć.

z drugiej storny - popatrzcie na fenomen Heńka Garncarza.
Ciut reklamy i książka jakiejś angolki sprzedała sie prawie tak dobrze jak za komuny samochodziki Nienackiego.
13
nakładają sie dwa czynniki.Naturszczyk pisze: Co do żenującego poziomu czytelnictwa - hm... Ktoś kiedyś w dyskusji użył sformułowania, że gdyby autorzy pisali lepiej i więcej, to on na pewno by to przeczytał.
1) autorów faktycznie mamy jeszcze za mało
2) ludzie często nie wiedzą o fajnych książkach które juz wydano, i które by z przyjemnościa przeczytali.
tu na szczęście zaczynają fajnie działać rozaite fora "czytaczy" - zwróćcie uwagę - moje ksiązki prawie nie były reklamowane. ich względna poczytnośc jest wynikiem tego że ludzie je sobie wzajemnie polecają, pożyczają i czasem o nich dyskutują tu i ówdzie.
14
ps. Saga o Ludziach Lodu. rok bodaj 1992.
popatrzcie jak to wprowadzano na Polski rynek.
1) wydawca wiedział że ma 47 tomów. To pozwoliło na długoterminową strategię wydawniczą. m.in. wydawanie w tempie jeden tom miesięcznie.
2) założono gigantyczny jak na polskie warunki nakład - to powzowliło na dystrybucję przez kioski RUCH.
3) Przygotowano wydanie broszurowe fragmentu - bodaj pierwszych 50 stron, okladka taka jak pierwszego tomu i rozdano ksiegarniom by dorzucały klientom jako gratis. Nakład tej broszurki? podobno 50 tyś szt.
4) wykupiono kilka reklam telewizyjnych.
Efekt? pierwsze tomy miały nakład sprzedany ok 100 tyś szt.
popatrzcie jak to wprowadzano na Polski rynek.
1) wydawca wiedział że ma 47 tomów. To pozwoliło na długoterminową strategię wydawniczą. m.in. wydawanie w tempie jeden tom miesięcznie.
2) założono gigantyczny jak na polskie warunki nakład - to powzowliło na dystrybucję przez kioski RUCH.
3) Przygotowano wydanie broszurowe fragmentu - bodaj pierwszych 50 stron, okladka taka jak pierwszego tomu i rozdano ksiegarniom by dorzucały klientom jako gratis. Nakład tej broszurki? podobno 50 tyś szt.
4) wykupiono kilka reklam telewizyjnych.
Efekt? pierwsze tomy miały nakład sprzedany ok 100 tyś szt.