Tajemnica zakazanych myśli cz.2

1
Droga nie była zbyt długa, a i korki już się zmniejszyły, więc Komisarz Boobs szybko dojechał na miejsce. Wychodząc ze swojego pojazdu i idąc w stronę drzwi domu państwa Doe nadal nie wiedział, co powiedzieć jego żonie. Wprawdzie robił to już kilka razy - to znaczy był doręczycielem złych wieści - ale wciąż się do tego nie przyzwyczaił. Nie miał także wypracowanej gadki, która nie raniłaby osoby zawiadamianej za bardzo, ale która mówiłaby wszystko, co chciał przekazać. Niestety.

Gdy nacisnął dzwonek - alarmujący mieszkańców domu, że ktoś czeka przy wejściu - czuł, że ma „miękkie” nogi. Już chciał zrezygnować, uciec z podkulonym ogonem, gdy nagle drzwi się otworzyły.

- Tak? - spytała kobieta, prawdopodobnie żona nieboszczyka znalezionego kilkadziesiąt minut temu.

- Czy pani Jane Doe?

- Tak. Czy coś się stało?

- Dzień dobry. Nazywam się Komisarz Art Boobs - pokazał odznakę.

- Czy coś się stało? Czy chodzi o mojego męża?! Tak?! Miał Wypadek?! Prawda?! Proszę mi powiedzieć...!

- Niestety...! - Boobs przerwał, ponieważ czuł jak gardło staje się coraz mniejsze i mniejsze, tak jakby nie chciało przepuścić tych strasznych słów - Niestety mam dla pani złe wiadomości. Pani mąż - John Doe - nie żyje.

- Jezuuu! Nieeee!

- Przykro mi. Naprawdę.

- Jak to się stało? - zapytała kobieta łamanym głosem.

- Pani mąż zginął w swoim samochodzie.

- Czy to był wypadek?! A mówiłam mu żeby jeździł ostrożnie! Ale on nie... Nigdy mnie nie słucha! Tak to się musiało skończyć. Jezu! Dlaczego?!

- To nie był wypadek - Komisarz ledwo wydusił z siebie odpowiedź - Podejrzewamy, że to było morderstwo.

- Morderstwo?! Ale kto mógł...

- Tego jeszcze nie wiemy - przerwał prostacko kobiecie - ale śledztwo jest na najlepszej drodze żeby to wyjaśnić. I tu właśnie mam do pani prośbę.

- Prośbę? Jaką?

- Chciałbym zadać pani parę pytań. Informację, które pani posiada mogą dużo pomóc w śledztwie, więc...

- Pytania...? Tak. Dobrze. Odpowiem na pana pytania. Proszę... Proszę wejść. Przecież nie będziemy stali tak w drzwiach.

Po wejściu do domu kobieta usiadła w jednym z foteli ustawionych w salonie. Boobs widział jej twarz robi się coraz bledsza i pełna żalu.

- Może przyniosę pani trochę wody? - zapytał, ale kobieta nic nie odpowiedziała. - Może przyniosę pani trochę wody? - powtórzył - A może wezwać karetkę?

- Nie, nie dziękuje - Pani Doe odezwała się w końcu - Nic mi nie jest. Wie pan ta wiadomość...

- Rozumiem. To może przyjadę, kiedy indziej - dodał po chwili.

- Nie. Im szybciej dostanie pan informację, których potrzebuje, tym może szybciej znajdzie pan tego bandziora, który zabił mojego męża.

- No dobrze. Ale jak tylko pani się źle poczuje, albo coś w tym stylu, proszę mi o tym powiedzieć.

- Dobrze. A więc co pan chciałby wiedzieć?

- Zacznijmy od tego, czy pani mąż miał jakichś wrogów? Takich, którzy byliby w stanie zabić.

- Nie. Mąż był bardzo lubiany. Zarówno tu gdzie mieszkamy, jak i w pracy. Wie pan, on zawsze pomaga wszystkim, jeśli go poproszą. Takim jest... - zatrzymała nagle - To znaczy takim był człowiekiem. Dobrym, pomocnym, uprzejmym. Wszyscy go lubili.

- No dobrze. To teraz proszę mi opowiedzieć, co się wydarzyło dzisiaj, do momentu, kiedy widziała go pani po raz ostatni.

- John wstał dzisiaj wcześniej, aby zamontować swój silnik w samochodzie. Wie pan, mój mąż był wynalazcą. Pracował nad jakimś silnikiem na wodę.

- Na wodę?

- Tak. Wiem, że to nieprawdopodobne, wręcz wyjęte z jakiejś książki fantastycznej albo SF, ale mój mąż był takim właśnie człowiekiem. Bujał w obłokach. Mimo że takie coś to tylko marzenia, udało mu się. Dokładnie wczoraj. Jego silnik na wodę zaczął działać. Od razu zaczął dzwonić po różnych korporacjach motoryzacyjnych. Na początku nikt mu oczywiście nie uwierzył, ale gdy zaczął mówić jak tego dokonał od razu zrozumieli, że naprawdę mu się udało. I tak, umówił się na początek z tutejszą korporacją. Wie pan, niby mu uwierzyli, ale musieli zobaczyć to na własne oczy. Zaraz...! - kobieta przerwała nagle swoją opowieść - Może Johna zabił właśnie ten, z kim się umówił, żeby pokazać mu prototyp?

- Niestety nie. Pani mąż nie dojechał na miejsce przeznaczenia. Zginął na drodze prowadzącej do fabryki samochodów.

- A może zabili go tam i zabrali samochód?

- Nie. Pani mąż został zabity w samochodzie. A z tego, co widziałem, silnik też został zniszczony. Tak, że nie da się z niego nic odzyskać.

- Szkoda. A już myślałam... Ale nic. Na czym to ja... Ach tak. Więc John wstał dzisiaj wcześniej, aby zamontować ten swój silnik. Gdy się obudziłam - jak zwykle o siódmej - mąż już siedział w garażu, przy tym przeklętym wynalazku. Zrobiłam nam śniadania i go zawołałam. Zaraz po tym jak zjedliśmy John ubrał się, pocałował mnie na pożegnanie, po czym wsiadł do samochodu i odjechał. Wtedy widziałam go po raz ostatni. Ostatni...

- Naprawdę mi przykro.

- Dlaczego, to przecież nie pana wina.

- Wiem, ale i tak mi przykro. No nic - powiedział po chwili - to wszystko, czego chciałem się od pani dowiedzieć. Jeśli mógłbym mieć jeszcze jedną prośbę, to czy mogłaby pani przygotować szczoteczkę do zębów męża albo jego szczotkę do włosów czy też grzebień.

- Dobrze. Ale, po co?

- Do testu DNA. Musimy go zidentyfikować.

- Zidentyfikować? A nie łatwiej by było, gdym ja sama go - osobiście - zidentyfikowała?

- Lepiej nie. Pani i tak już dużo wycierpiała, poza tym widok nie jest zbyt piękny. Wolałbym jednak zrobić test DNA.

- No dobrze. Skoro pan tak twierdzi.

- To dziękuje. Po te rzeczy przyślę jakiegoś policjanta. A właśnie. Gdyby pani coś jeszcze sobie przypomniała, coś, co mogłoby mi pomóc znaleźć sprawcę tego morderstwa proszę zadzwonić. To moja wizytówka - Art dał kobiecie mały kartonik z wydrukowanymi danymi »swoją rangą, imieniem i nazwiskiem oraz z numerami telefonów« - Gdyby mnie pani nie zastała, proszę zostawić widomość jednemu z moich kolegów. Jak tylko ją otrzymam, natychmiast się z panią skontaktuje. Jeszcze raz dziękuje i do widzenia.

- Do widzenia panu.

Komisarz wyszedł na zewnątrz. W czasie drogi do samochodu zaczął zapisywać w swoim palmtopie, aby zlecić badania paliwa, które znajdowało się w samochodzie pana Johna Doe. Niby wierzył w całą opowieść jego żony, ale musiał się upewnić.





Była Niedziela, Alli Kawok zaczęła się przygotowywać do wyjścia. Założyła obcisłą, krótką spódnicę i równie przylegającą do ciała - a poza tym uwydatniającą pewne części ciała - bluzkę z głębokim dekoltem. „Wiem, że tym facetom z ochrony instytutu wystarczy jakbym pokazała tylko kawałek gołej nogi” - powiedziała do siebie - „ale nie im chcę zaimponować.”





Kilka minut po drugiej Alli zajechała pod bar nieopodal instytutu, w którym pracowała. Wysiadając zobaczyła samochód Komisarza Boobsa zaparkowany kilka miejsc dalej. „Czyli już jest” - pomyślała - „No dobra, wchodzę.”





Boobs wstał wcześniej - czyli o dziesiątej rano - ponieważ umówił się z piękną Alli Kawok, która miała mu pomóc w zdobyciu informacji zawartych w komputerze jej szefa. Wstał tak wcześnie, ponieważ nie chciał się spieszyć, przygotowując wszystko, co mu będzie potrzebne. Poza tym musiał jechać jeszcze do swojego kolegi z młodzieńczych lat, który miał mu dać kilka programów - które na pewno będą mu potrzebne - i notebooka z dużym, bardzo dużym dyskiem. Niestety nie miał takiego urządzenia gdyż w domu i tak tylko spał - i to też rzadko - a w pracy przenośny komputer był mu zbędny.

Przygotowania zajęły mu dwie godziny - razem z podróżą do kolegi. „No to mam jeszcze trochę czasu” - powiedział do siebie - „pójdę zrobić sobie zapas »wzmacniacza«”.

Ze sklepu wrócił po kilku minutach i bez wchodzenia do swojego mieszkania wrzucił butelki „wzmacniacza” na tylnie siedzenie wozu, po czym sam wsiadł i ruszył na spotkanie.





Gdy dojechał była pierwsza po południu. Wiedział, że jest za wcześnie. Mimo tego wysiadł z samochodu i ruszył w stronę drzwi baru.

Wchodząc do środka prawie go odrzuciło. Nie przepadał za zapachem „spracowanego” oleju, w którym smażono - chyba już od ładnych paru tygodni - frytki. Ale przemógł się. „Przecież sam wybrałem to miejsce na spotkanie, więc teraz nie mogę się wycofać” - pomyślał. W dodatku jego nos zaczął się powoli przyzwyczajać do tutejszego zapachu.

Wybrał miejsce w kącie. Takie, w którym będą mogli - on i Alli - niezauważeni porozmawiać. Po kilku minutach - kiedy jego nos już całkowicie nawykł do panującej tu woni - odezwał się żołądek. „No tak” - pomyślał - „może tym razem zjem w spokoju posiłek.” Po chwili wstał i podszedł do lady z kasą, przy której stały trzy dziewczyny w jednakowych strojach.

- Dzień dobry. Czym mogę służyć? - zapytała jedna z nich. Ta stojąca najbliżej Arta.

- Dzień dobry. Chciałbym coś zjeść - odpowiedział głupio Komisarz.

- A co konkretnie? - dziewczyna zadała kolejne pytanie.

- Sam nie wiem. Może ty coś polecisz?

- No cóż. Co pan powie na dzisiejsze danie dnia? Składa się ono z....

Przerwał jej nagle Boobs.

- Mniejsza o to, z czego się składa. Jeśli polecasz, biorę. Do tego proszę największą Colę, jaką macie.

Wiedział, że ma coraz mniej czasu do spotkania z Alli, a chciał przed nim jeszcze coś zjeść. „Pewnie później nie będzie ku temu okazji” - powiedział do siebie w myślach.

- Dobrze. Kelnerka zaraz przyniesie pana zamówienie - wraz z rachunkiem - do stolika, przy którym pan siedzi.

- Dziękuje.

Gdy kelnerka przyszła, przynosząc mu jego zamówione śniadanie, Art zobaczył wreszcie, z czego się składał. Były to frytki smażone oczywiście w „spracowanym” oleju - którego zapach go zawsze odrzucał - kawałka mięsa - nie próbował nawet zastanawiać się, z czego, to było, tak dla jego zdrowia psychicznego - i surówki pomieszanej z sosem - prawdopodobnie majonezowo-musztardowym. Z tego wszystkiego jedynie surówka była dobra, ale zjadł - to znaczy zaczął jeść - wszystko.

Gdzieś w połowie posiłku pojawiła się Alli, którą od razu zobaczył. Znacznie wyróżniała się spośród klienteli tego baru. Znacznie.

- łał! - wydusił z siebie Boobs, gdy Alli podeszła do jego stolika - Wyglądasz po prostu... - zabrakło mu odpowiedniego słowa opisującego to, co widział - No, muszę powiedzieć, że z takim wyglądem bez trudu przykujesz całą uwagę strażników.

- Przestań. Oni się ślinią jak przychodzę nawet w grubej kurtce i spodniach - takich mało uwydatniających. To nie dla nich się tak wystroiłam.

Boobs nie odezwał się. Skierował tylko palec wskazujący na swój tors i uśmiechnął się szelmowsko.

- Zgadza się, piękny.

- Piękny... Dobre sobie. Dobra. Teraz nie czas na głupią gadkę. Zajmijmy się ważniejszymi rzeczami. A więc teraz ja pojadę do instytutu i pójdę do laboratorium Doktora DaBloom. Ty wyjdziesz kilkanaście minut po mnie. Gdy będziesz na miejscu puść mi sygnał na komórkę.

- O! - przerwała zdziwiona Alli - To ty masz komórkę?

- Mam, tylko jej niezbyt często używam. Nie lubię jak ktoś mi przeszkadza. No, ale mniejsza z tym. Tu masz mój numer - podał dziewczynie kartkę, na której wypisał rząd cyfr - Gdy będziesz przed wejściem puść mi sygnał. Kiedy go otrzymam pójdę do windy, która zawiezie mnie na trzecie piętro, gdzie jest gabinet twojego szefa. Ty zadbaj tylko o to żeby strażnicy nie patrzyli na monitory i windy przez jakieś pół godziny.

- Dobra. To proste. Na pewno nie oderwą wzroku ode mnie. To mogę ci zagwarantować - uśmiechnęła się.

- Skoro wszystko ustalone, to ja idę.

Komisarz wstał. Przed wyjściem podszedł jeszcze do kasy żeby zapłacić rachunek, po czym od razu ruszył w stronę swojego auta. W drodze od drzwi wyjściowych baru, do tych w samochodzie myślał tylko o jednym. „Wiedziałem. Cholera wiedziałem. Nie mam szczęścia do śniadań. Nigdy nie mogę go zjeść.”





Alli próbowała nie rzucać się w oczy siedząc przy swoim stoliku. Niestety nie bardzo jej to wychodziło. Po dwudziestu dwóch minutach nie wytrzymała. Wstała i ruszyła w stronę swojego samochodu ignorując wszelkie zaczepki, pogwizdywania i głupie komentarze napalonych facetów siedzących w barze.







Dziewczyna wysiadła ze swojego auta i bez chwili zwłoki skierowała się do drzwi wejściowych do instytutu, w którym pracowała. Dochodząc do nich wyjęła komórkę z torebki i zadzwoniła pod numer Boobsa - oczywiście zapisała go w książce telefonicznej aparatu jak była jeszcze w przydrożnym barze.

- Dzień dobry panom - przywitała się z siedzącymi ochroniarzami. To znaczy jeden siedział a drugi prawie przewrócił się wraz z krzesłem, gdy tylko ją zobaczyli.

- Dzień dobry panno Kawok. Co panią sprowadza tu, dzisiaj? Przecież jest Niedziela. Powinna pani siedzieć w domu, u znajomych, nie wiem, w kościele czy gdzieś. Przynajmniej ja bym tak zrobił na pani miejscu.

- Aaaaa. Przyjechałam tu, ponieważ przez to całe zamieszanie spowodowane śmiercią Doktora DaBloom zapomniałam zabrać kilku rzeczy ze swojej szafki. Wiecie „chłopcy” one mi są teraz naprawdę potrzebne, a skoro i tak jestem na urlopie pomyślałam, że przyjadę dzisiaj. Chociaż nie będzie nikogo, kto by mnie pocieszał.

Gdy rozmawiała ze strażnikami w pewnej chwili zobaczyła jak strzałka wskazująca czy winda porusza się w górę czy w dół zmieniła się i zaczęła pokazywać tą pierwszą możliwość. Ochroniarze nawet nie pomyśleli żeby patrzeć gdzie indziej niż w stronę dziewczyny.





Komisarz Boobs po wejściu do Instytutu był już w laboratorium Doktora DaBloom, kiedy usłyszał jak jego telefon komórkowy zaczyna dzwonić. Zanim zdołał go wyjąć, zamilkł. Po sprawdzeniu, kto dzwonił - a była to Alli - bez chwili namysłu ruszył do windy. Kiedy tam dotarł wcisnął kwadratowy guzik, na którym widniała cyfra „3”. Gdy dźwig zaczął zwijać stalową linę i kabina ruszyła w górę, Art myślał tylko o jednym „Ciekawe czy Alli uda się odwrócić uwagę strażników”. Ale po chwili, kiedy przypomniał sobie jak ona wygląda dzisiaj pomyślał „Na pewno. Z takim wyglądem musi się chyba opędzać jakąś packą od spojrzeń próbujących ją rozebrać”, po czym uśmiechnął się tylko.

Po kilku sekundach - które zdawały się być, co najmniej minutą - winda się otworzyła i przed jego oczami ukazał się korytarz, na którego końcu znajdowały się ciemno brązowe, podwójne drzwi. Zrobił duży wdech i ruszył w ich stronę. Doszedł na miejsce dość szybko - chociaż nie biegł - po czym ukucnął i zaczął majstrować „elektrycznym” wytrychem - który uprzednio wyjął z kieszenie - przy zamku. Ten nie opierał się mu długo i po chwili Komisarz był już w środku. Nie oglądać się w żadną stronę podszedł do dość dużego biurka, przy którym stał komputer, wyjął etui z płytami z plecaka, po czym płytę. Włączył peceta i włożył do napędu DVD - znajdującego się w nim - ową płytę. Złamanie wszystkich haseł i zabezpieczeń trwało może trzy minuty. Tylko tyle, ponieważ ten komputer nie był podłączony do żadnej sieci, a zatem jego właściciel pomyślał pewnie, że skoro nie jest połączony z kimkolwiek innym, to nikt nie będzie w stanie się do niego włamać. Ale był w błędzie. Gdy Boobs zalogował się już, podłączył swojego notebooka przy pomocy kabla sieciowego i po chwili zaczął kopiować wszystko, co znajdowało się na dyskach. To już trwało trochę dłużej - około piętnastu minut. Kiedy skończył, wyłączył peceta, schował swoje rzeczy z powrotem do plecaka i wyszedł zamykając drzwi w taki sam sposób jak je otworzył.

Po minucie komisarz był już w laboratorium Doktora DaBloom. Tam wyjął swoją komórkę i wysłał „sms’a ” na numer Alli o treści „Ja już skończyłem, więc otrzep się ze spojrzeń strażników i przyjdź tu na chwilę żeby się nie zorientowali.”





Po około dwudziestominutowej rozmowie z ochroniarzami - która miała za zadanie odwrócenie ich uwagi od windy i monitorów - Alli Kawok dostała wiadomość tekstową. Gdy ją przeczytała uśmiechnęła się lekko.

- Dobra chłopcy. Idę po swoje rzeczy, bo ta rozmowa - mimo że bardzo fajna - potrwa do wieczora.

- Nam to nie przeszkadza.

- Wiem, ale mam jeszcze kilka rzeczy, które musze dzisiaj załatwić. Przykro mi. Porozmawiamy następnym razem. Dobra. Idę.

Dziewczyna wsiadła do windy i wcisnęła guzik z numerem „-3”.





- Dobra chwilę tu zostaniemy - zaczął Boobs, jak tylko drzwi windy się otworzyły, a w nich pojawiła się Alli - Później wsiądziemy razem do windy. Gdy dojedziemy na górę ja zapytam cię, Np. „Może mi pani powiedzieć jeszcze raz, co się działo od momentu jak weszła pani do laboratorium Doktora DaBloom tego feralnego dnia?” A wtedy ty zaczniesz mówić to, co mi już powiedziałaś. Aaa. Jeszcze jedno. Jak wyjdziemy z Instytutu wsiadamy każde do swojego samochodu i jedziemy do ciebie.

- Do mnie? - dziewczyna uśmiechnęła się lubieżnie.

- Do ciebie. Tam zostawię swoje rzeczy i pojadę do kolegów, którzy powiedzą mi, co jest ważne, a co nie w tych danych, które właśnie rąbnęliśmy.

Po czterech minutach wsiedli z powrotem do windy i pojechali na parter. Gdy tylko wyszli z niej Komisarz zadał swoje pytanie. Zanim dziewczyna zdążyła cokolwiek powiedzieć usłyszeli jak jeden ze strażników mówi „Niech pan da jej wreszcie spokój”, a drugi mu przytakuje. Boobs uśmiechnął się lekko i nie zatrzymując się odpowiedział im słowami „Jak nie będę wiedział tego, co chcę, nie znajdę mordercy. A wtedy to ona może być następną ofiarą”. Ochroniarze nic już nie odpowiedzieli a Art i dziewczyna wyszli.





Był już poniedziałek - mniejsza z tym, że trzecia nad ranem - gdy Komisarz Boobs wyszedł z domu Alli, po czym wsiadł do swojego auta i ruszył do ludzi, którym zostawił notebooka z danymi skopiowanymi z gabinetu dyrektora Instytutu.

Po czterdziestu pięciu minutach był na miejscu.

- I jak? - Boobs zapytał, wchodząc do pomieszczenia, w którym siedziało ośmiu facetów przy komputerach - Co znaleźliście?

- Ogólnie to nic tu nie ma - odezwał się jeden z „informatyków” odwracając się w stronę Arta - To znaczy nic wartościowego, co miałoby jakąś wartość, gdyby chcieć to sprzedać innym firmom. Ale jest jedna rzecz, która może cię zainteresować.

- To znaczy?

- Nie ma tam żadnej broni, ani nic w tym rodzaju - chociaż tego mieliśmy przede wszystkim szukać - Z kont dyrektora tego Instytutu nie zniknęła też, nagle, żadna większa suma pieniędzy - tego oczywiście dowiedzieliśmy się już wcześniej - Ale jest jedna ciekawa rzecz. Skonsultowałem się z jednym znajomym chemikiem i on mi powiedział, że to - „informatyk” włączył jakiś dokument, w którym było mnóstwo wykresów chemicznych - jest rodzaj jakiegoś nowego narkotyku. Według mojego znajomego ten „szajs” będzie klepał lepiej niż jakikolwiek inny narkotyk teraz dostępny, przy czym będzie nie do wykrycia w organizmie. Przynajmniej nie z taką technologia, jaką mamy teraz. Oprócz tego czterdziestokrotnie bardziej będzie uzależniał i będzie nie do wykrycia, jeśli chodzi o przemyt. Według tego, co zdołaliśmy sprawdzić nasz dyrektor dostaje, co miesiąc, niezłą sumkę i to nie z Instytutu, tylko z kont należących do baronów narkotykowych.

- Fajnie. Ale to nie pomoże w moim śledztwie.

- Jak to? To nie zajmiesz się tym?

- Wyślijcie to wszystko do mojego kolegi. On siedzi w sekcji antynarkotykowej. Nie muszę oczywiście przypominać, że wyśledzenie skąd przysłano te informację nie może być możliwe.

- Oczywiście.

- Dobra to ja lecę.

- No. Na razie.

Boobs wsiadł do samochodu i chwilę myślał. Po kilku minutach wyjął komórkę, wybrał „Alli Kawok” w książce telefonicznej aparatu i wcisnął „zadzwoń”.

- Alli Kawok, słucham? - dziewczyna odezwała się w słuchawce.

- Cześć, to ja.

- I jak poszło.

- Nie za dobrze. Mogę do ciebie wpaść?

- Jasne. Opowiesz mi wszystko jak przyjedziesz.

- Dobra.

- No to cześć.

- No. Cześć. Zaraz będę u ciebie.





- I jak? - takimi słowami powitała Alli Komisarza, który właśnie pojawił się w jej drzwiach.

- Nic z tego - odpowiedział jej Boobs wchodząc i siadając na kanapie w salonie - Twój szef nie ma nic wspólnego z zabójstwem Doktora DaBloom.

- Czyli nic nie znalazłeś - stwierdziła raczej, iż zapytała.

- Nie powiedziałbym, że nic. Znalazłem, tyle tylko, że nie to, czego szukałem.

- To znaczy, co? - zadała pytanie siadając obok Komisarza na kanapie.

- Dyrektor Instytutu, w którym pracujesz - razem z kilkoma innymi „pracownikami” - stworzył nowy rodzaj narkotyku. Taki, którego nie da się znaleźć czy to przy pomocy psów - jakby chcieli to szmuglować - ani przy pomocy badań Np. krwi - jakby ktoś sprawdzał czy ktoś go zażywał.

- To jednak coś znalazłeś.

- No tak. Tyle, że to mi nic nie daje. Nadal nie mam pojęcia, kto zabił DaBlooma. To beznadziejne. To będzie pierwsza sprawa, której nie rozwiążę. Przegrałem i muszę się z tym pogodzić. Koniec. Nie mam już podejrzanych.

- Chyba się nie poddajesz? Nie możesz.

- Nie poddaję się, ale zrozum, nie mam żadnego podejrzanego. A na domiar złego nie mam pojęcia, w którą stronę z tym teraz ruszyć. To znaczy ze śledztwem.

- Wiem. Wiem, co ci może pomóc.

- Co takiego?

Dziewczyna nic nie odpowiedziała tylko przysunęła się do Arta i pocałowała go namiętnie.

- Dzięki mnie zapomnisz o tym wszystkim - powiedziała Alli, odrywając swoje usta od jego - Oprócz tego, potrzebny ci porządny sen. Sen przy kimś, kto cię kocha i kto odpędzi wszystkie złe duchy.

Boobs chwilę się zastanawiał skąd ona może wiedzieć, że ma problemy ze snem. że ciągle - dzień w dzień - śnią mu się dziwne koszmary, w których zabija ogromne ilości ludzi. Te przerażające mary wrzucają go w przeróżne okresy. Raz jest w Rzymie jako jakiś generał legionistów tłumiąc krwawo bunt jakichś niewolników, a innym razem jako hitlerowski porucznik zabija ludzi, wrzucając ich do szczelnie zamykanych komór, po czym wpuszcza tam gaz, śmiercionośny gaz. Innym razem jego przerażające miraże przenoszą go do epoki Napoleońskiej gdzie jako wyższy rangą żołnierz zabija tysiące ludzi na polu bitwy, prawie gołymi rękoma. „Najgorsze jest to” - myślał zawsze Komisarz, po obudzeniu się - „że w tych koszmarach, to zabijanie podoba mi się, i to bardzo.” Najpierw sądził, że to przez pracę - stres, te wszystkie okropieństwa, które widzi w pracy - ale nie. Później zaczął uważać, że pomału szaleje, że jego umysł zaczyna szwankować. Poszedł nawet kilka razy do lekarza, który się takimi sprawami zajmuje. Ale to nic nie dało i dzień w dzień - to znaczy noc w noc - budzi się zlany potem, rozglądając się w koło do czasu, aż jego mózg zaczyna pojmować, że znajduje się w bezpiecznych murach własnego domu.

- Co ty na to? - spytała nagle dziewczyna przerywając Artowi zastanawianie się skąd ona może wiedzieć o jego kłopotach ze snem.

- Na co? - Komisarz odpowiedział pytaniem, nie bardzo rozumiejąc.

- Na to, że zostanie ze mną przez resztę tej nocy i cały dzień, który pojawi się po niej.

- Nie wiem. To jest raczej niestosowne nie mówiąc już o regulaminie. W końcu jesteś świadkiem w...

- Przestań - przerwała mu nagle Alli - Niestosowne? Regulamin? Zapomnij o tym. Musisz zapomnieć o tym wszystkim. A ja ci w tym pomogę. Obiecuję.

I tak noc i cały kolejny dzień spędzili razem. Co ciekawe Boobs pierwszy raz od kilku już lat spał spokojnie, tak jak obiecywała dziewczyna. Nie śniły mu się żadne okropieństwa, a gdy się obudził był wypoczęty jak nigdy - chyba - przedtem.

- Wiem! - Komisarz krzyknął nagle, strasząc tym Alli - Już wiem, kto może stać za śmiercią Doktora.

- Kto? - zapytała zdziwiona dziewczyna, której serce nie uspokoiło się jeszcze.

- Nie teraz. Muszę to sprawdzić. I nawet wiem, do kogo się udać żeby się upewnić. Dobra. Na razie muszę znikać. Jak coś to dzwoń na komórkę.

- No dobrze, ale...

Niestety nie zdążyła dokończyć, ponieważ Art zamykał właśnie drzwi za sobą.





Adey Muyley siedziała - mimo że była już ósma wieczór - w swojej redakcji, gdy usłyszała melodyjkę, która grała, gdy ktoś próbował się do niej dodzwonić.

- Co za niespodzianka - powiedziała do siebie - Adey Muyley, słucham?

- Możesz coś dla mnie sprawdzić? - usłyszała głos Komisarza Boobsa w słuchawce.

- A gdzie cześć? Co u ciebie? Dawno się nie widzieliśmy.

- Przestań. To jest naprawdę pilna sprawa. To możesz czy nie?

- Dla ciebie kochany, zawsze. O co chodzi?

- Sprawdź czy jakiś Instytut jest powiązany Doktorem Herbertem DaBloom. Zapisałaś nazwisko?

- Jasne.

- Poza tym sprawdź czy gdzieś nie wyciekły jakieś informacje na temat tajnej broni, która zabija, niszcząc mózg.

- A to w związku z zabójstwem jakiegoś tam Doktora w Instytucie Badań nad Rakiem. Słyszałam, że ty prowadzisz tą sprawę. To prawda?

- Prawda, prawda. To jak sprawdzisz to dla mnie?

- Jasne. Ale pod jednym warunkiem. Dasz mi wyłączność.

- Dobra. Co tylko chcesz. A możesz też sprawdzić czy do tych badań nie próbował dobrać się jakieś Konsorcjum Farmaceutyczne, Wojsko albo nawet rząd.

- Jasne. Jak to sprawdzę, zadzwonię.

- Nie, lepiej nie. Jeśli to ktoś z nich, to mogą podsłuchiwać.

- Podsłuch? Chyba nie sądzisz, że oni podsłuchiwaliby policjanta.

- Ha. Mnie przede wszystkim. Przecież to ja prowadzę to śledztwo, prawda?

- No, niby masz rację, ale... - kobieta przerwała nagle - to jak, spotykamy się u mnie czy u ciebie? Wiesz, przypomnimy sobie jak smakują nasze ciała i takie tam.

- Nie żartuj. Za jakieś cztery godziny spotkajmy się tej kawiarni otwartej całą dobę. Dobra?

- Jasne. To do zobaczenia za cztery godziny.





Art siedział właśnie w kawiarni pijąc kolejną Colę, gdy zobaczył Adey wchodzącą do środka kafeterii.

- I jak? - Boobs zapytał, gdy kobieta tylko usiadła na przeciwko niego, przy tym samym stoliku - Masz wszystko to, o co cię prosiłem?

- Jasne, kochany.

- No to zaczynaj, proszę.

- A więc tak. Jeśli chodzi o korporacje farmaceutyczne, to to jest ślepy zaułek. Niby zbijają krocie na lekarstwach na raka, ale z tego, co wiem produkcja tego cudownego specyfiku Doktora DaBloom kosztować miała ogromną ilość pieniędzy, więc rzadko kogo, by było na niego stać. A poza tym badania czy to jest zdatne dla ludzi i inne procedury zatrzymałoby masową jego produkcję na jakieś kolejne dwadzieścia lat. Co do broni, to nic takiego nie znalazłam. Chociaż nie mówię, że takie coś nie istnieje, po prostu jak na razie nigdzie nie wypłynęła. Jeśli chodzi o rząd, to oni byli raczej „za” produkcją tego leku, niż przeciw, więc też odpada. To wszystko, co chciałeś wiedzieć, ale poszperałam też w innych miejscach. I tak jakiś pracownik technologiczny jednej z fabryk produkujących samochody zginął w zeszły piątek około godziny dziewiątej rano. Był to niejaki John Doe. Zginął w ten samo sposób, co Doktor DaBloom.

- Tak, wiem. Tą sprawę też prowadzę ja.

- Ale mnie już o tym nie poinformowałeś - twarz Adey nagle stała się bardzo groźna.

- Oj, bo z tego wszystkiego zapomniałem.

- Zapomniałeś? No, niech ci będzie. Ale nie wiesz o tym, że jakiś miesiąc temu w Niemczech pewien profesor zajmujący się kriogeniką zginął dokładnie tak samo jak ci dwaj.

- Co?!

- To jeszcze nie koniec. Kilka dni później jakiś uczony z Indii, który podobno wynalazł sposób, aby wszystkie rośliny spożywcze mogły rosnąć wszędzie - nie ważne czy to pustynia czy lodowce bieguna północnego - zginął dokładnie tak samo. Poza nim w taki sam sposób ponieśli śmierć także Francuski naukowiec, który podobno wynalazł paliwo, dzięki któremu - na jednym małym baku - prom kosmiczny mógłby nawet wylecieć z naszej galaktyki. To nie wszyscy, było ich dużo więcej. łączą ich trzy rzeczy: To, że tak samo umarli. To, że odkryli coś, co ulżyłoby ludzkości w jej cierpieniu. I to, że ich wynalazki zostały zniszczone. Czyli nic nam nie przyjdzie z tego, że oni wynaleźli coś takiego.

- Dziwne. Hmm... A zarazem ciekawe.

- A może to... - Adey przerwała nagle - Co to jest?! Nie! Nie!!! Nie podchodź!!! Nie zbliżaj się!!! Nieeeeeeeee...!!!

Komisarz zobaczył jak z oczu kobiety zaczyna lecieć krew, następnie z uszu i nosa. Gdy nieliczni klienci zobaczyli, co się dzieje z tą kobietą, zaczęli krzyczeć i rozpaczliwie uciekać. Boobs chciał nawet wrzasnąć, że jest z policji i że wszystko będzie dobrze, ale nie mógł. Był zbyt oszołomiony tym, co widział.

Po kilku sekundach - chyba - Art ocknął się, chociaż jego mózg jeszcze nie zaczął działać prawidłowo. Zamiast zadzwonić - na komisariat, do Koronera albo po jakiekolwiek posiłki - ten wstał i wyszedł z kafeterii - jak zresztą pozostali ludzie, którzy w niej byli. Gdy stanął na chodniku koło kawiarni zobaczył trupy tych, którzy jeszcze przed chwilą pili kawę w lokalu i którzy na widok krzyczącej i krwawiącej kobiety wybiegli na zewnątrz. Teraz umysł Komisarza działał bez zakłóceń, więc kazał ciału podejść do jednego z nieboszczyków i sprawdzić, co mogło być przyczyną ich śmierci.

Kiedy podszedł i odwrócił jedno z nich - te, które leżało na chodniku, na brzuchu - zobaczył, że mężczyźnie leci jeszcze krew z uszu, nosa i oczu? Art nie wierzył w to, co widzi. Aby się upewnić podbiegł do następnych zwłok, a później do kolejnych. U wszystkich zaobserwował takie samo krwawienie z tych samych miejsc. „Czyli to jest skutek tej samej broni” - pomyślał - „A może to jakaś zaraza? Ale jeśli tak to przecież umrzeć powinni ci, którzy byli najbliżej ciał. Czyli na przykład ja. Prawda?”

- Co tu się do cholery dzie...

Boobsowi przerwał ogromny hałas. Był to tak niewiarygodnie wielki wrzask, że po dwóch sekundach - a może nawet mniej - Art poczuł, że coś spływa mu po żuchwie. Gdy skierował tam palce żeby sprawdzić, co to jest, okazało się, że to krew. Najwyraźniej pękły mu bębenki. Teraz pewnie moja kolej - pomyślał. Ale nic się nie stało. To znaczy nie zaczęła mu płynąć krew ani z oczu ani z nosa. Czyli na razie był jeszcze bezpieczny. Zabawne, lecz uszkodzenie uszu było w pewnym sensie pomocne, ponieważ dzięki temu do jego mózg rozpoznał, co to był za hałas. Był to krzyk. Krzyk chyba kilku milionów ludzi zlepiony w jedno.

- Co tu się do cholery dzieje? - powiedział do siebie Komisarz, chociaż nawet tego nie usłyszał z powodu pękniętych bębenków - Już wiem. Już wiem! Wiem, co oznaczają moje sny!!!







Boobs nagle przypomniał sobie sam początek, to, co się działo najpierw. Uprzytomnił sobie, że znalazł się na tej planecie z powodu jakiegoś przestępstwa. To wiedział na pewno. Pamiętał coś w rodzaju sądu, który skazuje go na... - tego już nie pamiętał. Później - już na Ziemi - jak rodzi się w jakiejś Rzymskiej rodzinie, jak uczy się - czyli był dość bogaty - później widział przed oczami jak - już jako generał Rzymskich legionów - zabija mieczem, a później nawet gołymi rękoma jakichś ludzi - chyba niewolników. Następna rzecz, która tkwiła w jego pamięci, to to, jak był żołnierzem Napoleońskim i te krwawe bitwy, tyle krwi... Ostatnią rzeczą, którą jego mózg odtworzył było to jak jako hitlerowski porucznik zmusza niewinnych ludzi, aby ci weszli do jakiegoś pomieszczenia. Oni robią to bez żadnego oporu, ponieważ nie wiedzą, co się zaraz ma stać. Gdy wchodzi ostatnia osoba - On - zamyka szczelne drzwi i wchodzi na dach tegoż właśnie budynku, po czym otwiera specjalną dziurę - bo oknem tego nazwać nie można - i wrzuca tam kilka pojemników. Pojemników wypełnionych śmiercionośnym gazem.

Komisarz nie mógł uwierzyć w to, co przed chwilą zobaczył przed oczami. W tą całą bezsensowną śmierć, której on był przyczyną. „Nie, to nie mogłem być ja!” - myślał - „Przecież ja nienawidzę przemocy! To niemożliwe! Czy to całe zło naprawdę JA wyrządziłem?!”

Art poczuł jak jego wzrok lekko się rozmazuje, a następnie jak coś zaczyna płynąć mu po policzkach. Postanowił sprawdzić, co to jest, na szczęście były to tylko łzy.

Po kilku minutach, gdy Boobs się już trochę uspokoił zobaczył, że do niego zbliża się ktoś obcy - w pełnym tego słowa znaczeniu. Kiedy był już na tyle blisko by mógł go dotknąć, Art uświadomił sobie, że tak naprawdę to nikogo przed nim nie ma. że ten ktoś, kto stoi przed nim - dosłownie nos w nos - nie istnieje. Tak jakby dziwny jegomość pojawił się na jego oczach - bo tego, że to nie jest żaden majak jego umysłu był w stu procentach pewien.

- Nieeee! - krzyknął Komisarz, gdy nieznajomy wyjął jakiś dziwny przedmiot, który sprawił, że Art czuł się jakby za chwilę miał eksplodować jego mózg.





Boobs obudził się nagle. Czuł się tak jakby przyśnił się mu przerażająco realny koszmar. Rozejrzał się w około. „Dziwne” - pomyślał - „co to za miejsce, bo na pewno nie żadne, które znam.”

Pomieszczenie, w którym się znajdował nie miało żadnych okien i drzwi. Było w nim dość jasno, chociaż nie zauważył żeby skądś dochodziło światło. Nie było tu żadnego oświetlenia, ani krzeseł czy też choćby łóżka. „Ciekawe, w jaki sposób spałem, na stojąco?” - uśmiechnął się do siebie Art.

- Witaj - powiedziała nagle dziwna postać, która niespodziewanie pojawiła się w pomieszczeniu - Widzę, że się obudziłeś.

- Gdzie ja jestem? - zapytał Boobs - Co to za miejsce do cholery?

- Jesteś w strażnicy. Musisz niestety jeszcze trochę poczekać aż stworzymy ci nowe ciało.

- Jakie ciało?! Przecież... - Boobs urwał nagle po tym jak spojrzał na swoje ręce. Zobaczył, że są przezroczyste, to znaczy widać ich zarysy - a w zasadzie dziwne fale w ich kształcie. To było coś takiego jak gorące powietrze falujące nad rozgrzaną jezdnią w upalne dni. Tak właśnie wyglądało teraz całe ciało Arta.

- Nie martw się - nieznajomy przerwał nagle rozmyślania Boobsa - Dostaniesz wkrótce nowe, bez żadnych wad, po prostu idealne.

- Co wyście mi zrobili do cholery?! Odpowiedz! No, więc?!

- No dobrze. Wiem, że wkrótce powróci twoja wiedza, ale żeby cię uspokoić, powiem ci wszystko, co powinieneś na początku wiedzieć.

- Czyli co?! że jestem jakimś pierdolonym duchem?!

- Pozwól, że ci wszystko wytłumaczę. Uspokój się i posłuchaj. Zacznę od tego, że ta planeta, którą nazywacie „Ziemią” jest tak naprawdę miejscem gdzie przestępcy wyzbywają się tego, za co tu trafili, więzieniem.

- Czyli co? Jestem jakimś bandziorem, tak?!

- Spokojnie. Zaraz wszystkiego się dowiesz. Teraz musisz uświadomić sobie, że to opakowanie, w którym byłeś - to ciało - nie było tak naprawdę tobą. Jak pewnie zauważyłeś ja też jestem „człowiekiem”, to znaczy ja też mam takie opakowanie. Niby nie jest ono nam potrzebne, ale dzięki niemu możemy doświadczyć kilku rzeczy, których nie jesteśmy w stanie bez nich. No, ale wracając do ciebie. To, jakim teraz siebie widzisz jest naszą prawdziwą formą. Ciało się nie liczy, ważne jest wnętrze, dusza. I my właśnie nimi jesteśmy i tak oto wyglądamy.

- To skoro jestem duszą, to, w jaki sposób trafiłem do tego „więzienia”? Co, powiedziałem coś brzydkiego, czy coś takiego?!

- Nie. Skądże. Widzisz, my niby jesteśmy nieśmiertelni - czyli nie starzejemy się - ale można nas zabić. Mimo naszej całej wiedzy, zdolności - tego wszystkiego, co posiadamy - co jakiś czas niektórzy z nas czują silną potrzebę zabicia kogoś. Nie wiemy, co to jest. Może pozostałość starożytnych instynktów, a może kara, nie wiem. Ważne jest to, że taki ktoś, kto zasmakuje w zabijaniu nie może przestać. Wtedy trafia na „Ziemię”. Kasujemy mu całą pamięć i dajemy „opakowanie”, w którym nie może wykorzystać całego mózgu, a tak naprawdę tylko jego drobną część - To jest takie zabezpieczenie - Kiedy już w nowym „ciele” rodzi się już w więzieniu, jego „dusza” - czyli prawdziwy on - każe mu zachowywać się jak przed uwięzieniem, czyli morduje, gwałci, rabuje itd. „Resocjalizacja” polega na tym, że po kilku takich narodzinach w różnych czasach „wnętrze” więźnia nudzi się tym wszystkim i nie ma ochoty robić tego dalej. A wtedy - w którymś z kolei wcieleniu - zaczyna przypominać sobie poprzednie inkarnacje i cały sąd. To jest znak dla nas, że taki ktoś został wyemancypowany i może wrócić do normalnego istnienia. Tak też się stało z tobą.

- No dobrze - trochę to niewiarygodne - ale co z tymi wszystkimi ludźmi, którzy zginęli od waszej - jak sądzę - broni? Czyżby i oni zostali zresocjalizowani, a może przy każdym uwolnieniu musicie zabić wszystkich na Ziemi?

- Nie. To nie tak. Strażnica jest tu nie tylko po to żeby wyzwalać tych, którzy się już wyemancypowali, ale też po to, aby pilnować czy cywilizacja tej planety nie posunęła się za daleko. Czy ludzie na niej nie mają „zakazanych myśli”.

- „Zakazanych myśli”? Czyli jakich?

- Strażnica pilnuje, aby cywilizacja ta nie przekroczył pewnego punktu. Czyli żeby więźniowie nie wynaleźli jakiegoś pojazdu, który pozwoliłby im wyruszyć dalej w przestrzeń kosmiczna niż ta galaktyka. Nie mogą także odkryć żadnych specyfików, które byłyby zdolne uwolnić ich od wszelkich chorób. Oni muszą, po prostu, cały czas cierpieć. Widzisz, gdy nie było samochodów, elektrowni - w tym i nuklearnych - wszystkiego tego, co ty znasz jako przedmioty codziennego użytku, które niemiłosiernie niszczą tą planetę - a przy okazji i jej mieszkańców - były krwawe wojny, bitwy, bezsensowne napaści na bezbronnych, itd. Kiedy tego nie było, więźniowie cierpieli z powodu klimatu i zwierząt, które były - jeszcze - w stanie się obronić. I tak dochodzimy do punktu gdzie więzień, którego znałeś jako Doktor Herbert DaBloom odkrywa lekarstwo na wszelkiego rodzaju raka, a niejaki John Doe silnik na wodę, który nie zanieczyszcza powietrza w żaden sposób. Zanim tu się znalazłeś usłyszałeś od osadzonego, którego znałeś jako Adey Muyley o jeszcze kilku innych przypadkach ludzi, którzy mogliby uwolnić całą populację od cierpienia i wysłać ją w najdalsze zakątki wszechświata. A na to nie możemy pozwolić. Dlatego zniszczyliśmy całą ludzkość - jak poza tym robiliśmy już kilka razy - i wykasowaliśmy wszystkim pamięć. A teraz zmienimy wygląd planety. I tak cała populacja musi zaczynać od początku.

- Ale... - Boobs przewał nagle, ponieważ do jego świadomości zaczęły napływać wszystkie informację, cała wiedza, jaką dysponują „dusze”, a razem z nimi reszta odpowiedzi na pytania, które jeszcze przed chwilą chciał zadać.

2
Jak powiedziałem, tak robię - biorę się za czytanie drugiej części.



Krytyka:



[QUOTE}Nie miał także wypracowanej gadki, która nie raniłaby osoby zawiadamianej za bardzo, ale która mówiłaby wszystko, co chciał przekazać. Niestety.[/QUOTE]



Po co to "Niestety"? "wypracowana gatka" też nie jest zbyt fortunnym zwrotem.


- Czy coś się stało? Czy chodzi o mojego męża?! Tak?! Miał Wypadek?! Prawda?! Proszę mi powiedzieć...!




Tak jakoś sztucznie brzmi ta kobieta.


- Czy to był wypadek?! A mówiłam mu żeby jeździł ostrożnie! Ale on nie... Nigdy mnie nie słucha! Tak to się musiało skończyć. Jezu! Dlaczego?!




Oj, jeszcze gotowa opieprzyć biednego nieboszczyka.


ale śledztwo jest na najlepszej drodze żeby to wyjaśnić


Takie dziwne zdanie. Moze lepiej "Jesteśmy na dobrej drodze, zeby wyjaśnić okoliczności śmierci pani męża"


- No dobrze. Ale jak tylko pani się źle poczuje, albo coś w tym stylu, proszę mi o tym powiedzieć.


Co jeszcze może być w stylu, czego on nie zauważy?


- Zacznijmy od tego, czy pani mąż miał jakichś wrogów? Takich, którzy byliby w stanie zabić.


Jeśli miałby takich wrogów, to policja prawdopodobnie by już to wiedziała, przecież by to zgłosili.


wręcz wyjęte z jakiejś książki fantastycznej albo SF


Wybacz Fantasy kojarzy mi się ze smokami, elfami, ogrami itd., SF tu by pasowało, ale zostawił bym jeden przykład, czyli bez "lub SF". Po prostu "wręcz wyjęte z jakiejś książki Science-fiction." Skrótów też bym nie używał.


Zrobiłam nam śniadania
- śniadanie*


- Dzień dobry. Chciałbym coś zjeść - odpowiedział głupio Komisarz.




No popatrz, a ja głupi sądziłem, że on się chce wykompać,


Były to frytki smażone oczywiście w „spracowanym” oleju - którego zapach go zawsze odrzucał - kawałka mięsa - nie próbował nawet zastanawiać się, z czego, to było, tak dla jego zdrowia psychicznego - i surówki pomieszanej z sosem - prawdopodobnie majonezowo-musztardowym. Z tego wszystkiego jedynie surówka była dobra, ale zjadł - to znaczy zaczął jeść - wszystko.


Jeszcze raz, po polsku.


- łał!


Wow*


Wiecie „chłopcy”


po co cudzysłów? lepsza była by kursywa.


który uprzednio wyjął z kieszenie


kieszeni*


- Do mnie? - dziewczyna uśmiechnęła się lubieżnie.


Jeszcze nie przeczytałem do końca, ale już wiem, że u niej w domu dojdzie do stosunku, mylę sie?


To znaczy nic wartościowego, co miałoby jakąś wartość


Ojej, nie uważasz, ze to jest żałosne powtórzenie?


Według mojego znajomego ten „szajs”




Po raz kolejny apeluję, popraw słownictwo!


- Alli Kawok, słucham? - dziewczyna odezwała się w słuchawce.

- Cześć, to ja.


Przecież oboje mają zapisane swoje numery w komórkach, a rozmowa się zaczyna tak jakby Ali nie wiedziała kto dzwoni.


Taki, którego nie da się znaleźć czy to przy pomocy psów


Taki, którego nie da się znaleźć czy to przy pomocy psów


*policji


Sen przy kimś, kto cię kocha i kto odpędzi wszystkie złe duchy.




Rozumiem, miłośc od pierwszego wejrzenia, ale błagam nie w tym gatunku.



Ps. Myliłem się, nie było seksu [jeszcze]


nigdy - chyba - przedtem.


A cóż to za figura?


A może to... - Adey przerwała nagle - Co to jest?! Nie! Nie!!! Nie podchodź!!! Nie zbliżaj się!!! Nieeeeeeeee...!!!

Komisarz zobaczył jak z oczu kobiety zaczyna lecieć krew, następnie z uszu i nosa.




Mozna się było spodziewać, jak on rozwiąże sprawe to też mu móżg wypłynie?


zobaczył trupy tych, którzy jeszcze przed chwilą pili kawę w lokalu




A ci co odkryli? fusy w kawie?



_________________________________________-



Nie, nie, nie i jeszcze raz nie. Kryminał z kosmitami, to jest nie do pomyślenia!

Ogólnie całe opowiadanie nie ma sensu, masa błędów, styl leży, zbyt potoczny język i fabuła jst tragiczna.



Może następne opowiadanie będzie lepsze, to jest tragiczne, ale nie martw się - to tylko moja ocena.


Bliscy sąsiedzi rzadko bywają przyjaciółmi.





Tylko ci, którzy nauczyli się potęgi szczerego i bezinteresownego wkładu w życie innych, doświadczają największej radości życia - prawdziwego poczucia spełnienia.

3
Hansu, pomijajac to, ze wiekszosc Twoich uwag jest sluszna i jeszcze kilkudziesieciu przykladow nie wymieniles, sam popelniasz nie mniej bledow niz autor tego mizernego i smiesznego, jak na kryminal, tekstu.



Polecam WORDa ;)

4
Szczerze mówiąc, nie przykładam uwagi do błędów [jeśli jest to takie zwykłe pisanie postów, a nie opowiadanie czy coś]. Jeszcze klawiatura mi szwankuje i robi cojej się żywnie podoba. Ale wezmę sobię radę do serca, pozdrawiam.
Bliscy sąsiedzi rzadko bywają przyjaciółmi.





Tylko ci, którzy nauczyli się potęgi szczerego i bezinteresownego wkładu w życie innych, doświadczają największej radości życia - prawdziwego poczucia spełnienia.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”