Napisałem przed chwilą taki krótki tekścik, który raczej nie będzie przeze mnie kontynuowany. Chcę tylko zobaczyć, czy nie robię(to raczej wątpliwe) jakichś głupich błędów. Z góry dziękuję za krytykę.
------------------------------------------------------------------------------------------------
Mike biegł ile sił w nogach. Za plecami słyszał krzyki wzywające go do zatrzymania się. Rzecz jasna nie mógł tego zrobić- prawdopodobnie zostałby rozstrzelany na miejscu, o ile Oni byli w dobrym humorze.
Skręcił w boczną uliczkę, potem w następną. Na bieżąco analizował teren wokół niego w poszukiwaniu najlepszej kryjówki. Wiedział, że jeśli szybko się nie schowa, to ostatnia nadzieja na ocalenie Oazy zginie wraz z nim samym. Odwrócił się- trzy zarysy postaci były trochę dalej niż wcześniej, ale wciąż go goniły.
Nagle poczuł na swoim ramieniu czyjąś dłoń. Chciał się wyswobodzić, ale uścisk był za mocny. Druga dłoń chwyciła go za kurtkę i Mike został wciągnięty do opuszczonego sklepu. Poczuł, że dłoń która wcześniej trzymała jego rękę teraz znajdowała się na jego ustach i szczelnie je zakrywała. Nie mógł wydać z siebie żadnego dźwięku, ale nawet nie miał takiego zamiaru- nie chciał zwrócić uwagi Łowców. Wydawało mu się, że wszystko zwolniło- pył przy chodniku przesuwał się wolniej, tak samo gęsta mgła. Kilka metrów przed nim przebiegło trzech łowców. Wszystko wskazywała na to, że nie zostali zauważeni, choć Mike mógł przysiąc, że jeden z nich spojrzał mu się prosto w oczy.
Po chwili został odwrócony w stronę tajemniczej postaci, która prawdopodobnie uratowała mu życie.
- Witaj, zdrajco – powiedziała postać, po czym przyłożyła mu broń do oka i nacisnęła spust.
- Znowu czytasz te swoje gówniane książki?! Bierz się do roboty, gary się same nie pozmywają!
Piotrek szybko zamknął swoją ulubioną książkę i jednym ruchem, który wyglądał na dopracowany do perfekcji, schował ją pod poduszkę. Znał „Łowców sprawiedliwości” już prawie na pamięć, ale aktualnie(czyli od około trzech lat) nie miał nic innego do czytania.
- Zaraz to zrobię, mamo, przepraszam – powiedział ze strachem w głosie.
- Nie zaraz, tylko już, gówniarzu! Cały dzień jak głupia na ciebie pracuję, a ty co mi dajesz w zamian?! – zaczęła już krzyczęć – Zacząłbyś w końcu robić coś, co może nam przynieść jakieś pieniądze!
Chłopak zaczął iść ze spuszczoną głową w stronę kuchni, ale w drzwiach wciąż stała jego matka. Stanął przed nią i z wielką niechęcią spojrzał jej w oczy. Jej twarz była bardziej czerwona niż zwykle, ale przecież miała do tego swoje powody- „Znowu ją zawiodłem”, pomyślał Piotrek.
Ewa odsunęła się lekko na bok. Jej syn próbował przejść koło niej tak, żeby nawet jej nie musnąć, ale oczywiście mu się to nie udało, taki miała przecież zamiar. Popchnęła chłopca prawie z całej siły, a ten z impetem wpadł na ścianę w kuchni. Wydobył z siebie krótkie i jękliwe „Przepraszam”, po czym osunął się na kolana.
- Przyjdę za dwie godziny, kuchnia ma lśnić – powiedziała Ewa, pocałowała chłopca w czoło i wyszła.
Piotrek usłyszał dźwięk przekręcanego klucza, a następnie kroki swojej kochanej mamy, która w swoich czerwonych szpilkach szła do pracy.
Usiadł na podłodze i oparł się o ścianę.
W kącikach jego oczu pojawiły się łzy, które szybko zamieniły się w strumienie spływające powoli po jego młodych jeszcze policzkach. Wytarł je szybko, jakby w obawie, że ktoś mógłby to zobaczyć.
Myśląc o „kimś”, chodziło mu oczywiście o jego matkę, czyli o swojego największego przyjaciela, a zarazem wroga.
Wstał i zabrał się do naczyń, „same się przecież nie pozmywają”.
Asertywność
1"Zabijanie dla pokoju jest jak pieprzenie się dla cnoty." — Stephen King, Serca Atlantydów