Wszędzie zwalniali, a u nich jeszcze spokój. Ludzie bali się, każdy trzymał się swojego stołka jak mógł, a i język trzymał na wodzy. W domu dzieciaki, rodzina… Trzeba to było jakoś ciągnąć. Tylko Tereska była jak zawsze pyskata i niczego nie owijała w bawełnę. Od dziecka taka była - jak trzeba było to i chłopaków prała po mordach, nawet starej Wyszkowskiej się stawiała.
- Janosik w damskich portkach- podśmiewał się ojciec - prawdy broni i słabszych ratuje.
Tak już jej zostało. Ładna była to i chłopaki się za nią oglądali, ale każdy jej się trochę bał to i sama została.
Załapała się do pracy w fabryczce cholewek. Brakarka! Robota żmudna, ale chociaż nad uchem nie furkotały jej maszyny. Jakoś szło. Po ośmiu godzinach to i tak człowiek czuł się jak wyżęta koszula na sznurze - ciążył tylko obwiśle ku ziemi. Ostatnio jednak Tereską szarpał wiaterek emocji – jej przyjaciółka Magda wyszła za mąż. Nie, że jej zazdrościła, nie, ale bała się, że Magda może znowu mieć kłopoty.
Magda miała swoją małą firmę i radziła sobie niezgorzej, ale ten jej wybranek to był chyba trochę skrzywiony. Swoje w życiu przeszedł, to prawda, kilka żon zaliczył, ale z czyjej winy te rozwody były, nikt nie wiedział. Szlachetny był, winę brał na siebie! Przystojny to i baby na niego leciały. I taki jakiś delikatny, że każdej w głowie łatwo zawracał.
Rozwoził te ich wyprodukowane cholewki i z Magdą miał z tej racji kontakt .Magda kobietą była elegancką, zadbaną, wszystko miała na swoim miejscu i niejeden smalił do niej cholewki, ale ona dosyć miała chłopów. Ten jej ślubny dał jej do wiwatu, oj dał.
Jureczek zobaczył w niej anioła jakiegoś chyba, kwiaty nosił i zapraszał do przybytków kultury… W tych ciężkich czasach!? I dla niej zerwał ten swój, pożal się Boże, romans, z taką jedną, co w fabryczce pracowała i starsza było od niego o ładnych parę lat, ale jakoś się trzymała jeszcze, a chłop jak wiadomo, swoje potrzeby ma…
Tu Tereskę bolało! Nie, że oni tam kiedyś… bolało ją to, co wczoraj widziała! Idzie z tymi swoimi papierzyskami do biura, drzwi otworem to i weszła! I co widzi i słyszy?! Do tej wyleniałej madame, która imieniny miała, Jureczek zaszedł z bukietem, jak to miał w zwyczaju (kwiaciarnie chyba zwiększały dzięki niemu obroty!!!) i ćwierka ,że I love you, że przeprasza, stało się, że mu przykro ale jej nigdy nie zapomni…
Tereskę szarpnęło przypływem! Już miała wkroczyć do akcji odwetowej, ale w ostatniej chwili okręcił ją o 180 stopni wchodzący właśnie pan Stasiu, który w sposób losowy znalazł się w tym rejonie, i siłą odprowadził w drugi koniec korytarza. Tereska wyrywała się, ale jakoś przemówił jej do rozumu i nawet poprosił, aby Magdzie o tym wszystkim nie mówiła… Sama się teraz nad tym zastanawia, bo Magdę lubi i już niejedno razem przeszły.
Cholera! Takie głupie są te chłopy!!! Ożenił się z Magdą, świergoce jej w dzień i w nocy jaki to szczęśliwy, a jaki zakochany! Magda chyba uwierzyła i wpatruje się w niego tymi wypalonymi przeszłością oczami, w których pojawiają się już zwolna błyski szczęśliwości i nawet się uśmiecha, no próbuje, bo ona po tym co przeszła, to już zapomniała jak to się robi, a ten dureń, zamiast trzymać się swojego ogniska domowego, które Magda dla niego rozdmuchuje, zawraca bez hamowania i współczuje tamtej, samotnej teraz, obnażonej prawie do pasa, a ziąb przecież, ale ona uwidacznia przywiędły rowek miedzy piersiami (tak to się robi wielolatce, piersi na siłę w górę, ale zmarszczki na widok wyłażą!) i ma nadzieję, że jeszcze kogoś skusi…
Tereska już teraz wie, dlaczego te rozwody tak go się trzymają! Która kobieta to wytrzyma! W końcu wóz albo przewóz! Jezu, dlaczego to Magdę spotkało… Jak ona się od kogoś o tym dowie…
2
Hmm...
Przeczytałem i zastanawiam się co to było...
Stylizujesz narrację, co wychodzi kiepsko. Nadużywasz "to i", zaimków wskazujących.
Sama treść w zasadzie o niczym. Może i to nie wada, ale i nie zaleta. Nie podobało mi się. Bardzo silisz się na pokazanie relacji międzyludzkich, lecz wychodzi to bardzo nieudolnie. Na pewno nie czułaś tego o czym pisałaś, a jeśli nawet, to nie udało Ci się przekazać tego czytelnikowi w najmniejszy sposób.
Narrator nie musi być prostakiem, żeby pokazać proste życie. A stylizacja języka narracji, to poważny temat i wymaga sporego doświadczenia. Bezpieczniej jest pisać normalnie, a stylizować jedynie wypowiedzi bohaterów.
Tutaj dostałem płytki, nudny tekst o Teresce i Magdzie. Kiepściutkie. Ode mnie niedostatecznie...
Przeczytałem i zastanawiam się co to było...
Stylizujesz narrację, co wychodzi kiepsko. Nadużywasz "to i", zaimków wskazujących.
Sama treść w zasadzie o niczym. Może i to nie wada, ale i nie zaleta. Nie podobało mi się. Bardzo silisz się na pokazanie relacji międzyludzkich, lecz wychodzi to bardzo nieudolnie. Na pewno nie czułaś tego o czym pisałaś, a jeśli nawet, to nie udało Ci się przekazać tego czytelnikowi w najmniejszy sposób.
Narrator nie musi być prostakiem, żeby pokazać proste życie. A stylizacja języka narracji, to poważny temat i wymaga sporego doświadczenia. Bezpieczniej jest pisać normalnie, a stylizować jedynie wypowiedzi bohaterów.
Tutaj dostałem płytki, nudny tekst o Teresce i Magdzie. Kiepściutkie. Ode mnie niedostatecznie...
Dariusz S. Jasiński
Re: W fabryce cholewek (opowiadanie)
3Powtórzenia, byłoza.Ludzie bali się, każdy trzymał się swojego stołka jak mógł, a i język trzymał na wodzy. W domu dzieciaki, rodzina… Trzeba to było jakoś ciągnąć. Tylko Tereska była jak zawsze pyskata i niczego nie owijała w bawełnę. Od dziecka taka była - jak trzeba było to i chłopaków prała po mordach, nawet starej Wyszkowskiej się stawiała.
Dobrze to brzmi za pierwszym razem, ale za trzecim zaczyna męczyć. Nie mówiąc o czwartym, piątym i szóstym razie, których już tutaj nie zacytuję.Od dziecka taka była - jak trzeba było to i chłopaków prała po mordach, nawet starej Wyszkowskiej się stawiała.
- Janosik w damskich portkach- podśmiewał się ojciec - prawdy broni i słabszych ratuje.
Tak już jej zostało. Ładna była to i chłopaki się za nią oglądali, ale każdy jej się trochę bał to i sama została.
Zaimkoza.I dla niej zerwał ten swój, pożal się Boże, romans, z taką jedną, co w fabryczce pracowała i starsza było od niego o ładnych parę lat, ale jakoś się trzymała jeszcze, a chłop jak wiadomo, swoje potrzeby ma…
Tu Tereskę bolało! Nie, że oni tam kiedyś… bolało ją to, co wczoraj widziała! Idzie z tymi swoimi papierzyskami do biura, drzwi otworem to i weszła! I co widzi i słyszy?! Do tej wyleniałej madame, która imieniny miała, Jureczek zaszedł z bukietem, jak to miał w zwyczaju
Niefortunnie sformułowane.Tereskę szarpnęło przypływem!
Zapisałabym słownie.Już miała wkroczyć do akcji odwetowej, ale w ostatniej chwili okręcił ją o 180 stopni wchodzący właśnie pan Stasiu
Powtórzenia, „byłowanie”, „zaimkoza”... wszystko to utrudnia odbiór, lecz jest do naprawienia. Niestety, problem tkwi głębiej. Jak już zauważył djas, tekst jest bezbarwny, a historia w sumie o niczym, nic nie przykuwa uwagi Czytelnika, nie porusza. Podobnie jak bohaterowie – nijacy, obojętni... Zapewne targają nimi ogromne emocje, które jednak w utworze nie dochodzą do głosu, bowiem nie wydobywasz ich na światło dzienne. Nic nie poczułam.
„Pewne kawałki nieba przykuwają naszą uwagę na zawsze” - Ramon Jose Sender
Re: W fabryce cholewek (opowiadanie)
4Przeczytałem i główkowałem, co jest nie tak z tym stylem.
Chodzi o to, że całość brzmi jak staropolski żywcem wyrwany z Janosika i poukładany w spójną całość. Problem tkwi w tym, że to nie bardzo pasuje do treści tekstu.
I o co chodzi? Mnie od razu przywołuje się reklama Harnasia:halita pisze:Ładna była to i chłopaki się za nią oglądali, ale każdy jej się trochę bał to i sama została.
Te charakterystyczna orzeczenia na końcu zdań.Po robocie Harnaś się należy!
Chodzi o to, że całość brzmi jak staropolski żywcem wyrwany z Janosika i poukładany w spójną całość. Problem tkwi w tym, że to nie bardzo pasuje do treści tekstu.