Dzień, a noc właściwie....
Sfrustrowana nocną nasiadówą bezużyteczną w 100%, zapragnęłam gdzieś zabłysnąć niczym gwiazda zaranna lub złoty ząb w świetle flesza. Zatem kłaniam się nisko i przy okazji pozdrawiam.
Z zamiarów moich mogę zdradzić tylko ten, że nie do końca wiem jeszcze co będę tu robić (oprócz pisania rzecz jasna i popisywania się przy każdej nadarzającej się ku temu okazji, ale to czasem jedno z drugim jakoś tak w parze moim zdaniem leci jak ta stara melodia ze słowami do niej. No, ale koniec tego wymądrzania się z mojej strony, a jednocześnie desperackiej próby uniknięcia krytyki. Niech się dzieje co chce...jestem.
4
W korytarzu zawsze tłoczno.
Witam.
Witam.
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott
Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
— Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
— Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
— Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.
Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
— Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
— Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
— Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.