Wiecie, w życiu należy wszystkiego spróbować – począwszy od małych kroczków, na skokach kończąc. I nie ma w tym nic dziwnego, a zmienione na potrzeby rodziców przysłowie – „Jeśli się uczyć, to tylko na cudzych błędach” – jest w rzeczywistości niewiele warte. Trudno uczyć się na cudzych potknięciach, trudno zrozumieć coś, czego konsekwencje bezpośrednio nas nie dotkną. A kiedy człowiek pojmuje wreszcie, że powinien jak najprędzej zawrócić, bywa już za późno i wpada w błoto jak przeznaczona do zarznięcia świnia i tapla się w nim dopóty, dopóki ktoś go nie wydobędzie. Tak było i ze mną – przypadkiem plamki.
Dlaczego plamki? Zastanówcie się – ilu żyje takich, którzy za największy cel młodości uważają zwycięstwo w buncie? Ilu jest takich, którzy, choćby dla głupich ambicji, wyzbędą się wszelkich zasad? A ja stanowiłem wyłącznie kropelkę w ich oceanie.
Nawet wtedy, gdy posunąłem się nieco dalej. Zacząłem od roztrzaskania kamery, prawdopodobnie nędznej imitacji. Chwyciłem łom i waliłem nim do chwili, w której rozprysła się w drobny mak. Po skończonej robótce zabrałem się za otwieranie tych pieprzonych, pamiętnych drzwi. Tych, przy których ostateczne straciłem resztki wartości, ofiarowanej przez rodziców już w dniu poczęcia. To stamtąd, rzekomo uprzejmie, wskazał furtkę i wyznał, że tak naprawdę nie przejmuje się naszym – jak określił – ciulowym losem. Dodał też, że jestem dla niego zerem, które – cytuję – powinno co najwyżej kopać rowy za marne grosze albo chlać za sklepem i się w ogóle nie pokazywać. Słowa jak słowa – pomyślałem – pijani faceci mówią to, co im ślina na język przyniesie. Tym razem stało się jednak inaczej.
Uzbrojony w pistolet z tłumikiem, skąd zdobyty – nie powiem – zaczaiłem się w pokoju. ON leżał jak zwykle pijany, rozbebeszony na łóżku między pozwijanymi kołdrami. Oddychał ciężko, z trudem łapał powietrze. Nagle się przebudził.
- Co ty tutaj robisz? – wysapał. – Przecież… jeszcze tu przyłazisz?
Nie zdążył nic dodać, zasypałem go bowiem serią, po czym powoli wstałem i rzuciłem – Do zobaczenia! Mówiłem szczerze, kiedyś się przecież spotkamy.
A opuszczając pokoik natknąłem się na album z czarnobiałymi fotografiami. Bez problemu poznałem na nich człowieka, którego przed momentem posłałem hen, na tamten drugi, podobno lepszy świat.
W porządku, niech będzie – nie miałem z nim nic wspólnego. Był mi zupełnie obcy, jak, dla przykładu, jakiś aktor czy najzwyklejszy przechodzień. Widziałem go może dwa razy, zawsze przypadkiem. I tu narodzi się w was pytanie – dlaczego? Dlaczego zastrzeliłem kogoś, kto na taką śmierć nie zasłużył? Odpowiedź jest banalnie prosta, jak większość, zresztą – kłamałem. Tak, to wszystko było jedynie kiepskim kłamstwem – i to, co niby do mnie wykrzykiwał i to, co zrobiłem w ramach zemsty. Owszem, nawinął się paru nieodpowiednim osobom, ale na tym, przynajmniej jak na razie, zakończmy.
Kazałem mu prowadzić. Jechaliśmy polnymi drogami, na które policja nie zagląda. Na kierownicy drżały mu dłonie, co chwila sprawdzał w lusterku, czy oby wciąż w niego celuję.
- Pośpieszmy się – poganiałem – zaczynam się robić nerwowy.
Docisnął gaz, widziałem, jak pot spływa po jego tłustych policzkach. Zaciskał dłonie, tak, by nie pokazać, że się boi, by ich drżenie czasem do mnie nie dotarło. Lecz ten jego wewnętrzny strach przelewał się dosłownie wszędzie, chociażby w tym jego posłuszeństwie.
- A teraz stój – samochód stanął – i zgaś silnik – i to polecenie wykonał. – Słuchaj, co mam ci do powiedzenia: rąbnąłem forsę nieodpowiednim ludziom, rozumiesz? Dochodzi do ciebie ta myśl, że okradłeś biedaków? Ci ludzie na to nie zasłużyli – podniosłem pistolet – a ty i tak zrobiłeś z nich durni. A wiesz, co jest w tym wszystkim najgorsze? Że zrobiłeś to legalnie.
- Ale – wyjąkiwał – to było dawno…
- Dawno, nie dawno, rejestr jest rejestr, a ja mam świetną pamięć – postukałem się w głowę – więc słuchaj uważnie: albo oddasz to, co nie twoje, albo zajmę się z tobą jak z mendą… zrozumiałeś przesłania?
- Tak – skinął łbem – zrozumiałem. A teraz błagam, puść mnie wolno, obiecuję, że zwrócę…
- Obiecujesz? Pieprzysz jak zwykle, to u ciebie normalka, co tu się dziwić… masz dwa dni.
- Dwa dni? – pytał z niedowierzaniem. – Dajesz mi dwa dni?
- I tak mi nie uciekniesz – uśmiechnąłem się – a teraz spadaj.
Biegł w popłochu, jakby myśląc, że nadal depczę mu po piętach. A ja przyglądałem się mu tylko z myślą, że połowę smaku sukcesu już znam. A to, co wydarzy się później, leży w gestii przyszłości. W gestii czasu.
2
Nie, nie cytujesz w żadnym wypadku - nie widzę tutaj wyraźnych po temu przesłanek.minojek pisze:Dodał też, że jestem dla niego zerem, które – cytuję – powinno co najwyżej kopać rowy za marne grosze albo chlać za sklepem i się w ogóle nie pokazywać.
Teraz to, na czym kończymy naszą współpracę - nic z ciebie nie będzie, wnioski wyrzucasz do kosa po jednych, może dwóch przeczytaniach. Nie rozumiesz, chłopie, że masz je wbić młotkiem do łba?
skonfrontuj z:minojek pisze:Nie zdążył nic dodać, zasypałem go bowiem serią, po czym powoli wstałem i rzuciłem – Do zobaczenia! Mówiłem szczerze, kiedyś się przecież spotkamy.
a jeśli tego mało, na dokładkę zarzuć:Joe pisze:Niekiedy dzieciaki zdobywały się na odwagę i mówiły: „Pan to musi mieć ciężkie życie”, lecz uśmiechał się tylko i po chwili z jego ust padała wciąż ta sama odpowiedź: „Niekoniecznie, tu również spotykam się przecież z ludźmi, racja?”minojek pisze: Niekiedy dzieciaki zdobywały się na odwagę i mówiły – „Pan to musi mieć ciężkie życie”, lecz uśmiechał się tylko i po chwili z jego ust padała wciąż ta sama odpowiedź – „Niekoniecznie, tu również spotykam się przecież z ludźmi, racja?”.
Świni nie będę podkładał, sam na siebie robisz, zbijasz drewniane schody, które pewnego dnia nie wytrzymają naporu niewykorzystanych porad i pochłoną cię razem z kolejnym maszynopisem z serii "niedopracowanych", który, wspinając się po nich, będziesz przyciskał ramieniem do żeber.Joe pisze:Jeśli za jakiś czas zobaczę, że następne teksty nijak nie udowadniają twojego wkładu w rozwój - zapomnij o mojej redakcji. Stanę się jednym z tych niegodziwców, którzy szerzyć będą pogląd, żeś chłam, niepracowita menda etc. do czasu, aż pospolitość i schematyczność zmiesza cie z błotem - upaćka w zgniliźnie i wywiesi na wieszaku z plakietką przypiętą do piersi, informującą, żeś dostępny dla tłumu.
To samo dotyczy poprawnego zapisu dialogów - mówiłem o tym ja, mówili i inni.
Szkoda, szkoda, stary, że nijak nie respektujesz siebie i naszej roboty, która może nie jest cudowna, ale solidna.Joe pisze:- A teraz stój – samochód stanął – i zgaś silnik – i to polecenie wykonał.
Re: Przypadek plamki [kryminał, zalążek]
3zarżnięciawpada w błoto jak przeznaczona do zarznięcia świnia i tapla się w nim dopóty, dopóki ktoś go nie wydobędzie.
Lepiej brzmiałoby: Zacząłem od roztrzaskania nędznej imitacji kamery.Zacząłem od roztrzaskania kamery, prawdopodobnie nędznej imitacji.
Dziwacznie napisane... Propozycja: Stojąc w progu, wskazał furtkę...To stamtąd, rzekomo uprzejmie, wskazał furtkę i wyznał, że tak naprawdę nie przejmuje się naszym – jak określił – ciulowym losem.
Ponadto wprowadzenie "na jednym wdechu" bliżej nieokreślonego "ktosia", powoduje małe zawirowanie. Może lepiej wprowadzić go od nowego akapitu...?
Zrezygnowałabym z zaimka pisanego wersalikami.ON leżał jak zwykle pijany, rozbebeszony na łóżku między pozwijanymi kołdrami.
[1] - Bardziej pasuje mi tutaj: wpakowałem w niego serięNie zdążył nic dodać, [1]zasypałem go bowiem serią, po czym powoli wstałem i [2]rzuciłem – Do zobaczenia! Mówiłem szczerze, kiedyś się przecież spotkamy.
[2] - A ten temat poruszył już Joe...
powoli wstałem i rzuciłem: "Do zobaczenia!"
Lub:
powoli wstałem i rzuciłem:
- Do zobaczenia!
[1] - czarno-białymiA opuszczając pokoik natknąłem się na album z [1]czarnobiałymi fotografiami. Bez problemu poznałem na nich człowieka, którego przed momentem posłałem hen, na [2]tamten drugi, podobno lepszy świat.
[2] - Do usunięcia.
Bardziej pasuje mi tutaj: naraził się.Owszem, nawinął się paru nieodpowiednim osobom, ale na tym, przynajmniej jak na razie, zakończmy.
[1] - Dłonie drżały mu na kierownicy[1]Na kierownicy drżały mu dłonie, co chwila sprawdzał w lusterku, czy [2]oby wciąż w niego celuję.
[2] - Tak ma na pewno być? Użycie "oby" znacząco wpływa na sens wypowiedzi... No ale jeśli zaiste tak ma być, to pardon.
[1] - Tutaj postawiłabym kropkę i rozpoczęłabym nowe zdanie.Docisnął gaz[1], [2]widziałem, jak pot spływa po jego tłustych policzkach. [3]Zaciskał dłonie, [4]tak, by nie pokazać, że się boi,[5]by ich drżenie czasem do mnie nie dotarło. Lecz ten jego wewnętrzny [6]strach przelewał się dosłownie wszędzie, chociażby w tym jego posłuszeństwie.
[2] - Może po prostu: Pot spływał po tłustych policzkach
[3] - Zaciskał... Wcześniej piszesz: dociskał... Warto sięgnąć po synonim.
[4] - Albo krócej: by ukryć strach
[5] - Dziwacznie to brzmi. Może:
Zaciskał dłonie, by nie zdradzić ogarniającego go strachu.
LUB:
by nie pokazać strachu
[6] - strach przelewał się w posłuszeństwie...? Zabijasz tekst takimi niejasnościami.
A to jest jakieś nieporozumienie. Koniecznie poczytaj o sposobie zapisu dialogów.- A teraz stój – samochód stanął – i zgaś silnik – i to polecenie wykonał.
wyjękiwał- Ale – wyjąkiwał – to było dawno…
zajmę się tobą jak mendąalbo oddasz to, co nie twoje, albo zajmę się z tobą jak z mendą
Choć według mnie lepiej brzmiałoby, np.: potraktuję cię jak mendę…
"Zaimkoza", nieuzasadnione nadużywanie myślników. Warto czasem sięgnąć po dwukropki lub przecinki.
Przekaz niejasno sformułowany, fabuła chaotyczna. Brak klarowności, trudno brnie się przez tekst. Szczerze mówiąc niewiele z tego zrozumiałam. Powinieneś pisać dla czytelnika, jasno, celnie wyłożyć istotę rzeczy, zrezygnować ze skrótów myślowych lub niepotrzebnych zawiłości, gdyż w tych zbędnych meandrach myśli po prostu gubią sens.
Język dość ubogi, bohater bezbarwny, fabuła monotonna, nie wciąga czytelnika.
Nie podobało mi się.
P.S.
Za to tytuł fajny!
„Pewne kawałki nieba przykuwają naszą uwagę na zawsze” - Ramon Jose Sender