Witam!
Po długiej przerwie, znalazłem czas by w końcu coś napisać. Nie jestem w tym dobry dlatego proszę o konstruktywną krytykę, rady oraz jakieś wskazówki. Miłej lektury... mam nadzieje.
Upewniwszy się, że tym razem wszystko zostało należycie przygotowane, Erwin ostatni raz zwrócił głowę ku stercie papierów rozłożonych na biurku, po czym wrócił na środek pokoju. Tak jak poprzednio zbliżył swe dłonie do siebie jakby usiłował objąć coś dużego i kulistego, jednocześnie unosząc je na wysokość piersi.
- Jeśli tym razem mi się nie uda, to przysięgam, że spale te cholerne zwoje – pomyślał, skupiając wzrok na dłoniach.
Powietrze wypełniające pustą przestrzeń między jego dłońmi zaczęło falować a po chwili dało się wyczuć bijące stamtąd, przyjemne ciepło. Nie trzeba było długo czekać by, dokładnie w samym środku rozgrzanego obszaru pojawił się mały, błękitny płomień. Rosnąc z sekundy na sekundę i wirując wokół własnej osi powoli formował się w błękitną kulę. Gdy ta osiągnęła rozmiary sporego jabłka, młodzieniec cisnął ognistą kulę parę metrów przed siebie. W momencie zderzenia magicznego pocisku z kamiennym podłożem, w powietrze wystrzelone zostały języki ognia sięgające niemalże sufitu, jednak nic w pomieszczeniu się nie uległo podpaleniu. Nie było też dymu. Opadające szybko płomienie odsłoniły niecodzienny widok. Tam gdzie przed chwilą szalał ogień, stał teraz groźnie wyglądający, jednak niezwykle spokojny wilk. Jego szare, krótkie futro i żółte oczy napawały lękiem a długie i ostre kły wystające z paszczy sprawiały, że niczym nie różnił się od swych dzikich kuzynów. Niczym z wyjątkiem posłuszeństwa. Stwór kłapnął pyskiem i obnażył kły jeszcze bardziej. Jego wzrok spoczął na stojącym na przeciwko magu. Gdy oczy młodzieńca i bestii spotkały się, ta szybkim krokiem podeszła i podniosła łeb ku górze. Erwin z zadowoleniem podrapał nowego pupila między uszami.
- Ha!- mruknął, spoglądając z zadowoleniem na to co stworzył – Powoli zaczynałem wątpić czy kiedykolwiek mi się to uda. Teraz udowodnię reszcie, że nie mieli racji odrzucając moją teorię. – powiedział do siebie w duchu jednak od razu sposępniał. - Gdybym tylko znalazł sposób by nie tracić takich ilości energii podczas tworzenia...
Odgłos pukania do drzwi całkowicie odwrócił uwagę mężczyzny od rozważań na temat mocy. Mag ostatni raz spojrzał na udomowionego potwora po czym pozwolił mu rozpłynąć się w tym samym błękitnym ogniu z którego się wyłonił tylko, że tym razem płomienie były dużo mniejsze i spokojniejsze. Gdy otworzył drzwi natychmiast pożałował, że nie zamarł w ciszy i nie czekał aż gość odejdzie.
- Ach, to Ty Wolkenie. Masz do mnie jakąś sprawę? - spytał podejrzliwie – A może zmieniłeś zdanie co do moich eksperymentów? Chyba nie próbujesz mnie szpiegować? - zapytał niechętnie.
- Widzę, że żarty wciąż się Ciebie trzymają Erwinie. - rzucił Wolken nie kryjąc rozbawienia. - Pamiętasz jeszcze o naradzie prawda? Nie możesz się spóźnić. - rzekł ostrzegawczym tonem a jego twarz nagle spoważniała. - Twoje błazeństwa, które tu wyczyniasz nie zwalniają Cię z obowiązków. Jeśli to prawda co mówią niedługo możemy być zmuszeni się bronić. Wtedy przyda nam się każda porcja energii więc nie marnuj swojej na głupoty.
- O mnie się nie martw. Dam sobie radę. - powiedział uśmiechając się szeroko.
- Jesteś dziś wyjątkowo pewny siebie – zauważył Wolken, drapiąc się po brodzie . - Podejrzane, nawet jak na Ciebie. Zresztą, nie ważne. Za godzinę masz być w siedzibie Kręgu. Do zobaczenia. - powiedział, po czym obrócił się na pięcie i ruszył w kierunku drzwi wyjściowych.
- Będę na pewno. -rzucił za nim Erwin i zamknął drzwi.
Kiedy mężczyzna krzątał się po swoim pokoju porządkując swe notatki i chowając te najcenniejsze w bezpieczne miejsce zorientował się, że od wizyty niezapowiedzianego gościa minęło już pół godziny. Wrzucił pośpiesznie resztę niepotrzebnego bałaganu do wielkiego kubła na śmieci stojącego w kącie pokoju a następnie skierował się ku drzwiom.
Dzień był piękny i upalny. Gdy młody mag wyszedł tylnym wyjściem z domu i wkroczył do zalanego słońcem ogrodu, przeklinał sam siebie, że nie ubrał się lżej. Dzielnica uczonych, w której znajdowała się jego posiadłość była najwyżej położonym obszarem w mieście, otoczonym dodatkowym murem, który chronił nie tylko przed niebezpieczeństwem ale też na nieszczęście przed chłodnym wiatrem. W ogóle za to nie chronił przed słońcem co wcale podczas upałów nie pomagało. Żar sprawił, że przez moment ugięły się pod nim nogi, jednak wziął się w garść i ruszył dalej. Nie miał za wiele czasu. Musiał jak najszybciej przedostać się do dzielnicy portowej, by tam na zapleczu "Morskiego Oka" spotkać się z resztą magów należących do Kręgu. Na szczęście dom usytuowany był w północno-wschodnim rogu dzielnicy. Dzięki takiemu położeniu nikt nie był wstanie dojrzeć tego co dzieje się w ogrodzie. Czasu by przedostać się przez miasto było nie wiele jednakże budowniczowie miasta zaopatrzyli je w sieć, potajemnych dróg i korytarzy biegnących zarówno pod budynkami jak i przez nie co bardzo ułatwiało sprawę. Początkowo miały być one schronieniem i drogą ucieczki z miasta w razie inwazji. W ciągu setek lat nic takiego jednak nie miało miejsca więc z czasem tajne korytarze i przejścia zaczęły pełnić rolę łączników między poszczególnymi częściami miasta oraz pewnymi miejscami poza nim. Ktoś kto dobrze się w tej plątaninie orientował mógł bez problemu, szybko dotrzeć nawet w najbardziej odległy zakątek miasta. Nie każdy miał jednak okazje korzystać z przejść. Wejścia były bardzo dobrze ukryte a ze względów bezpieczeństwa wiedzieli o nich tylko członkowie kręgu i paru najważniejszych ludzi w mieście. Nie zastanawiając się długo jaką drogę obrać podszedł do wysokich, dziko rosnących pod samym murem krzaków na drugim końcu ogródka. Rozejrzał się dookoła szukając jakichkolwiek śladów życia, lecz wokół nic się nie poruszało. Odetchnął z ulgą po czym odchylił jedną z roślin za pomocą magii i ruszył naprzód. Znalazł się w małym, zacienionym pomieszczeniu, którego ściany i sklepienie stanowiły liście i gałęzie splatające się razem, odcinając go tym samym od reszty ogrodu. Podłoże zaś wyściełane było bardzo miękką, zieloną i sprężystą trawą. Zapewne nie byłoby w tym miejscu nic niezwykłego gdyby nie to, że kawałek ziemi, na którym stał mag nie był tak naprawdę zwyczajną ziemią a włazem, i to nie byle jakim. Idealnie dopasowany do podłoża i porośnięty trawą pozostawał niezauważony dla osób, które nie miały pojęcia o jego istnieniu. Były dwa sposoby na to by dostać się do tunelu pod nim. Pierwszy zwyczajny, polegający na otworzeniu włazu za pomocą uchwytów skrytych w trawie, drugi magiczny. Chcąc wejść do przejścia drugim sposobem należało pozwolić, by magia rozlała się po całym ciele zmieniając na krótką chwilę jego strukturę. Od tego momentu na parę minut ciało osoby stosującej tę technikę traciło swe normalne właściwości, by nabyć nowe. Ze wszystkich znanych rzeczy jakie istnieją na tym świecie, wyglądem i zachowaniem najbardziej przypominało wtedy biały, czysty dym. Kolor ciała oraz ubioru pozostawał ten sam natomiast całość stawała się nieco przeźroczysta, zaczynała falować a z różnych miejsc na odległość zaledwie paru centymetrów unosiły się białe smugi, które prawie natychmiast rozpływały się w powietrzu. Oczywiście magia nie wydzielała zapachów kojarzących się z dymem ani żadnych innych a to pozwalało nie zwracać na siebie zbyt dużej uwagi. Kiedy osoba posługująca się magią, osiągnęła ten specyficzny stan mogła pozwolić by jej nowe ciało prześlizgnęło się pomiędzy najdrobniejszymi, nawet tymi nie widzialnymi gołym okiem otworami znajdującymi się w materii rozpraszając się na cienkie smużki. Niestety, metoda ta nie pozwalała przenikać kamiennych ścian bądź innych podobnych przeszkód, których struktura była zbyt zwarta i jednolita. Miała jednak wiele ciekawszych zastosowań. Jednym z nich było unikanie ciosów zadawanych przez jakąkolwiek niemagiczną broń. Atakowany mag w oka mgnieniu wprowadzał się w ten stan tym samym nie rzadko ratując swe życie. Sztuka ta nie była powszechnie znana jako, że tylko członkowie Kręgu Magów działającego w mieście mieli do niej dostęp. Powód był prosty. Był to ich własny wynalazek. Na całym świecie magowie z różnych krajów i miast zakładali organizacje , w których prowadzili własne badania nie dzieląc się jednak ich wynikami z innymi. Taka panowała w świecie zasada i nic nie było w stanie tego zmienić. Znalazłszy się w wysokim tunelu o twardym wydeptanym podłożu oraz okrągłym kształcie Erwin żwawym krokiem ruszył przed siebie uwalniając jednocześnie małą wiązkę energii, która natychmiast uformowała się w małą kulkę emanującą światłem. Droga była prosta jeśli nie liczyć paru zakrętów i wejść do innych tuneli pojawiających się od czasu do czasu po obu stronach korytarza. Po piętnasto minutowym marszu z daleka widać było schody pnące się ku górze a kończące się pod taką samą klapą jaka znajdowała się na drugim końcu tunelu.
2
Tekst, który w gruncie rzeczy ma potencjał, zanudza i jest wyjałowiony z emocji. Wiesz dlaczego? Bo zbyt beztrosko szastasz przymiotnikami. Pokażę Ci na przykładzie:
„Wrzucił pośpiesznie resztę niepotrzebnego bałaganu do wielkiego kubła na śmieci stojącego w kącie pokoju a następnie skierował się ku drzwiom.”
Nakieruj wyobraźnię czytelnika, ale jej nie zameczaj. Zbyt dużo informacji kompletnie mi niepotrzebnych, bo co do fabuły wnosi fakt, że kubeł był wielki i stał w kącie pokoju?
Dalej: krótsze zdania, zdecydowanie. Czytanie tekstu w takiej formie, przypominało przeprawę przez rwącą rzekę: czytelnik chce przeczytać, a ty ze wszystkich sił mu to uniemożliwiasz. Nie lubisz czytelnika?
O, choćby to zdanie:
„Znalazłszy się w wysokim tunelu o twardym wydeptanym podłożu oraz okrągłym kształcie Erwin żwawym krokiem ruszył przed siebie uwalniając jednocześnie małą wiązkę energii, która natychmiast uformowała się w małą kulkę emanującą światłem.”
Czy kończąc czytać to zdanie, pamiętasz co było na początku? No, właśnie. Już w środku się pogubiłeś. A przynajmniej ja.
Poza tym…
Interpunkcja… chyba sam wiesz, że pozostawia wiele do życzenia. Wiesz, prawda?
Kilka zdań jest tak przekombinowanych, że to prawie nie polski.
Tekst, jak już wyżej wspominałam, i autor mają potencjał, więc niech drugi siądzie nad pierwszym, potnie go, pokreśli go i pokaże nam, co to prawdziwa literatura.
Pozdrawiam i trzymam kciuki. I za tekst i za autora.
„Wrzucił pośpiesznie resztę niepotrzebnego bałaganu do wielkiego kubła na śmieci stojącego w kącie pokoju a następnie skierował się ku drzwiom.”
Nakieruj wyobraźnię czytelnika, ale jej nie zameczaj. Zbyt dużo informacji kompletnie mi niepotrzebnych, bo co do fabuły wnosi fakt, że kubeł był wielki i stał w kącie pokoju?
Dalej: krótsze zdania, zdecydowanie. Czytanie tekstu w takiej formie, przypominało przeprawę przez rwącą rzekę: czytelnik chce przeczytać, a ty ze wszystkich sił mu to uniemożliwiasz. Nie lubisz czytelnika?
O, choćby to zdanie:
„Znalazłszy się w wysokim tunelu o twardym wydeptanym podłożu oraz okrągłym kształcie Erwin żwawym krokiem ruszył przed siebie uwalniając jednocześnie małą wiązkę energii, która natychmiast uformowała się w małą kulkę emanującą światłem.”
Czy kończąc czytać to zdanie, pamiętasz co było na początku? No, właśnie. Już w środku się pogubiłeś. A przynajmniej ja.
Poza tym…
Interpunkcja… chyba sam wiesz, że pozostawia wiele do życzenia. Wiesz, prawda?
Kilka zdań jest tak przekombinowanych, że to prawie nie polski.
Tekst, jak już wyżej wspominałam, i autor mają potencjał, więc niech drugi siądzie nad pierwszym, potnie go, pokreśli go i pokaże nam, co to prawdziwa literatura.
Pozdrawiam i trzymam kciuki. I za tekst i za autora.
3
Dziękuję bardzo za odpowiedź. Przyjąłem do wiadomości:
- mniej zbędnych informacji
- krótsze zdania
- INTERPUNKCJA!
- poprawić i przepisać na nowo tym razem poprawnie.
Dziękuje za rady, wskazówki oraz ocenę. Czekam także na opinie innych czytelników gdyż każda jest niezwykle cenna i pomaga coś poprawić.
Pozdrawiam
- mniej zbędnych informacji
- krótsze zdania
- INTERPUNKCJA!
- poprawić i przepisać na nowo tym razem poprawnie.
Dziękuje za rady, wskazówki oraz ocenę. Czekam także na opinie innych czytelników gdyż każda jest niezwykle cenna i pomaga coś poprawić.
Pozdrawiam
4
[1] - To jest poprawne, ale lepiej pokazać później, że to kolejna próba.Upewniwszy się, że [1]tym razem wszystko zostało należycie przygotowane, Erwin ostatni raz [2]zwrócił głowę ku stercie papierów rozłożonych na biurku, po czym wrócił na środek pokoju. Tak jak [3]poprzednio zbliżył [4]swe dłonie do siebie jakby usiłował objąć [5]coś dużego i kulistego, jednocześnie unosząc je na wysokość piersi.
[2] - Głowę mógł obrócić, ale bardziej tu pasuje, że spojrzał
[3] - Anakolut ci wyszedł.
[4] - zbędny zaimek (przecież nie cudze)
[5] - no to przecież łatwo nazwać: niewidzialna kula.
To samo zdanie, kilka cięć:
Upewniwszy się, że wszystko zostało należycie przygotowane, Erwin ostatni raz spojrzał na stertę papierów rozłożonych na biurku, po czym wrócił na środek pokoju. Tak jak wcześniej zbliżył dłonie do siebie, jakby usiłował objąć niewidzalną kulę, jednocześnie unosząc je na wysokość piersi.
ależ to jest wypowiedź, nie myśl. Masz trzy opcje:- Jeśli tym razem mi się nie uda, to przysięgam, że spalę te cholerne zwoje – pomyślał, skupiając wzrok na dłoniach.
Myśl wzięta w cudzysłów;
"Jeśli tym razem mi się nie uda, to przysięgam, że spalę te cholerne zwoje – pomyślał, skupiając wzrok na dłoniach".
Bezpośrednia myśl w narracji;
Jeśli tym razem mi się nie uda, to przysięgam, że spalę te cholerne zwoje, pomyślał skupiając wzrok na dłoniach.
Myśl wydzielona z narracji;
"Jeśli tym razem mi się nie uda, to przysięgam, że spalę te cholerne zwoje" – pomyślał, skupiając wzrok na dłoniach.
[1] - mógł wyczuć (narrator opisuje wrażenia bohatera)Powietrze wypełniające pustą przestrzeń między jego dłońmi zaczęło falować a po chwili [1]dało się wyczuć bijące [2]stamtąd, przyjemne ciepło.
[2] - wyciąć
[1] - znowu narrator odszedł od bohatera...[1]Nie trzeba było długo czekać by, dokładnie w samym środku rozgrzanego obszaru pojawił się [2]mały, błękitny płomień.
[2] - A tu, jeśli chcesz się rozdrabniać, napisz błękitny płomyk (i usuniesz w ten sposób przymiotnik)
[1] - tryb bierny - unikaj tego. Napisz: wystrzeliły języki ogniaW momencie zderzenia magicznego pocisku z kamiennym podłożem, w powietrze [1]wystrzelone zostały języki ognia sięgające niemalże sufitu, jednak nic w pomieszczeniu się nie uległo podpaleniu.
O ile do tej pory było ciekawie, to byłoza z wilkiem odstrasza. Do tego dochodzi niepotrzebna insynuacja, że wilk jest oswojony - cały klimat znikł jak twoja ognista kula.Tam gdzie przed chwilą szalał ogień, [1]stał teraz groźnie wyglądający, [2]jednak niezwykle spokojny wilk. [3]Jego szare, krótkie futro i żółte oczy napawały lękiem a długie i ostre kły wystające z paszczy sprawiały, [4]że niczym nie różnił się od swych dzikich kuzynów.
[1] - Pokaż, że był groźny, a nie pisz o tym (patrz: przykład)
[2] - To, że był spokojny też trzeba pokazać (patrz: przykład)
[3] - Opis wpleć w narrację, a nie rzucaj spis rzeczy
[4] - Nie pisz o kuzynach tylko o wilkach, i nie zdradzaj, zę jest oswojony.
Zobacz na propozycję:
W miejscu gdzie szalał ogień stał wilk dybiący z nisko pochylonym łbem na maga. W zwartej szczęce odznaczały się żółte kły, które odsłaniał marszcząc pysk. W każdej chwili mógł rzucić się do ataku.
zgaduję, że chodziło ci o: gdy spojrzenia bestii i młodzieńca spotkały się...Gdy oczy młodzieńca i bestii spotkały się, ta szybkim krokiem podeszła i podniosła łeb ku górze. Erwin z zadowoleniem podrapał nowego pupila między uszami.
w prozie zwroty osobowe z małej literki - chyba, że piszesz list z konkretnym odbiorcą w głowie.- Widzę, że żarty wciąż się Ciebie trzymają Erwinie.
Jeżeli narracja dotyczy dialogu (sposobu wymowy, dźwięku itd. nie dajesz kropki a po myślinku z małej).- Widzę, że żarty wciąż się Ciebie trzymają Erwinie. - rzucił Wolken nie kryjąc rozbawienia. - Pamiętasz jeszcze o naradzie prawda? Nie możesz się spóźnić. - rzekł ostrzegawczym tonem a jego twarz nagle spoważniała.
[1] - Nie lepiej napisać od razu, jaki to ton? Rzekł ostrzegawczo
super - dużo mi to powiedziało. Dlaczego nie opiszesz tego? Przecież piszesz o magii - to jest to miejsce. Gdybyś pisał o płatnym zabójcy, który sprzątnął gościa, też byś napisał: sprzątnął go za pomocą broni, i tyle? Bez sensu, prawda?Odetchnął z ulgą po czym odchylił jedną z roślin za pomocą magii i ruszył naprzód.
Ogólnie nie podobało mi się, ale zwrócę uwagę na dwa pozytywy i całą tonę minusów.
Przede wszystkim musisz wyposażyć się w słownik interpunkcyjny z przykładami - bo to, co się w tekście dzieje jest tragedią. W drugiej kolejności podejrzyj w pierwszej lepszej prozie, co to są akapity i dokładnie przeanalizuj, dlaczego autorzy je stawiają - ot, zobaczysz różne sceny. To też ważna rzecz. Trzecia sprawa, to nadmiar słów wtedy, gdy jest to zbędne i całkowicie ignorowanie tematu gdy jest to potrzebne (patrz: magia). W zasadzie, piszesz o tym, co jest dla ciebie wygodne i mimo, że zachowujesz w tym spójność, to lecisz z tekstem na łeb na szyję - ten fragment to co najmniej kilkanaście stron litego tekstu - a ty zrobiłeś jakiś skrót. Opisałeś dokładnie przejścia, rozpisałeś zaklęcie z wilkiem, unikanie broni niemagicznej, a jak sobie mag szedł i "magią odchylił roślinkę" to na tym skończyłeś. Widać, że masz coś w głowie, ale zbyt się spieszysz i nie potrafisz jeszcze płynnie wszystkiego rozpisywać. Bez obaw, ćwicz, a przyjdzie to z czasem. W tej chwili widzę zalążek czegoś, co mogę nazwać "interesujacym", ale bez porządnego ćwiczenia nic z tego nie będzie. Tak więc? do roboty!
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott
Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
— Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
— Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
— Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.
Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
— Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
— Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
— Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.
5
Witam!
Jestem zachwycony tak wnikliwa analizą. Dziękuję za pomoc i uwagi. Myśle, że teraz mam dość materiału by zabrać się za poprawienie tekstu. Postaram się wziąść wszystko pod uwagę oraz w wolnym czasie popracowac nad interpunkcją. Zatem zabieram się do pracy aczkolwiek w dalszym ciągu mile widziane są komentarze i sugestie innych czytelników.
Pozdrawiam
Jestem zachwycony tak wnikliwa analizą. Dziękuję za pomoc i uwagi. Myśle, że teraz mam dość materiału by zabrać się za poprawienie tekstu. Postaram się wziąść wszystko pod uwagę oraz w wolnym czasie popracowac nad interpunkcją. Zatem zabieram się do pracy aczkolwiek w dalszym ciągu mile widziane są komentarze i sugestie innych czytelników.
Pozdrawiam
6
To drugie zdanie opowiadania. Czytelnik dopiero się wdraża w opowieść, więc dla niego nie ma żadnego „poprzednio”. Zaczynaj od początku, bo przy takich wstawkach, ja – i pewnie nie jeden czytający – szukam zgubionej strony.Tak jak poprzednio zbliżył swe dłonie
Na moje oko, nie da się mruczeć z wykrzyknikiem. Sam znak już daje jakieś pojęcie o intensywności wypowiedzi.- Ha!- mruknął,
ale:Powoli zaczynałem wątpić czy kiedykolwiek mi się to uda.
I wyszło trochę nielogicznie. Bohater nie wątpi powoli, ale się już nieźle wkurza. Dobrze byłoby też pokazać jakieś uczucia, kiedy już mu wyszło, bo mruczane ha!, niezbyt pasuje do sukcesu.- Jeśli tym razem mi się nie uda, to przysięgam, że spale te cholerne zwoje
Och, to chyba trochę przesadzona reakcja na wilka…udomowionego potwora
Scena wyszła bardzo sztucznie. Spójrz: bohater otwiera drzwi, widzi gościa, którego wolałby jednak nie oglądać, ma czas w duszy żałować, że się nie schował, a potem udaje Greka i wita się, jakby wcześniej nikogo nie spostrzegł na progu: - Ach, to ty…Gdy otworzył drzwi natychmiast pożałował, że nie zamarł w ciszy i nie czekał aż gość odejdzie.
- Ach, to Ty Wolkenie. Masz do mnie jakąś sprawę? -
Niekonsekwencja. Gość nie wszedł do środka, rozmowa prowadzona była na progu, więc nie może też wychodzić.obrócił się na pięcie i ruszył w kierunku drzwi wyjściowych.
A to ci niespodzianka, dwa sposoby!Były dwa sposoby na to by dostać się do tunelu pod nim. Pierwszy zwyczajny, polegający na otworzeniu włazu za pomocą uchwytów skrytych w trawie, drugi magiczny.

Podręcznik Młodego Maga, rozdział I, przenikanie.Chcąc wejść do przejścia drugim sposobem należało pozwolić, by magia rozlała się po całym ciele zmieniając na krótką chwilę jego strukturę. Od tego momentu na parę minut ciało osoby stosującej tę technikę traciło swe normalne właściwości, by nabyć nowe.
Podałeś instrukcję, zamiast pokazać to czytelnikowi. Ja nie chcę się tego uczyć, tylko zobaczyć jak robi to bohater, włóż ten opis w niego, nieco wulgarnie mówiąc.
Odprężył się, zamknął oczy i pozwolił, by magia rozlała się po całym ciele, zmieniając na krótką chwilę strukturę tkanek. Poczuł mrowienie, kiedy ciało powoli zaczęło tracić swe normalne właściwości…
Widzisz o co mi chodziło? Zapisałam to samo co ty, ale w ‘wykonaniu’ maga.
A krócej: tworząc magiczną kulę świetlną. Popatrz ile zaoszczędziliśmy słów.uwalniając jednocześnie małą wiązkę energii, która natychmiast uformowała się w małą kulkę emanującą światłem.
Niezły babolDroga była prosta jeśli nie liczyć paru zakrętów

Hm… Pomysł przyćmiło wykonanie, w sumie dość mocno go pogrzebało. Przegadany ten tekst, miejscami zrobiłeś z niego podręcznik młodego magika, przewodnik po mieście i dzień z życia maga. Brakuje akcji, żywego prowadzenia narracji i opowiadania. Było kilka momentów, które niejako obiecywały dobry tekst, ale nie pozwoliłeś im się rozwinąć.
Dużo pisania przed tobą, czytania jeszcze więcej, no i nauki… Interpunkcja naprawdę błaga o litość.
Tak więc, czytaj, pisz i pokaż nam jak ci idzie

Pozdrawiam,
eM
Cierpliwości, nawet trawa z czasem zamienia się w mleko.
7
Mnie natomiast to słówko całkiem odpowiada. Wiem od razu, że bohater biedzi się nad czymś wystarczająco długo, by po pierwsze stracić cierpliwość, po drugie mieć cierpliwość, po trzecie robić coś ciekawego... Zapewnia ciągłość, jakiej nie znamy, bo dopiero teraz nas wpuszczono do jego życia, które trwa już czas jakiś.malika pisze:To drugie zdanie opowiadania. Czytelnik dopiero się wdraża w opowieść, więc dla niego nie ma żadnego „poprzednio”. Zaczynaj od początku, bo przy takich wstawkach, ja – i pewnie nie jeden czytający – szukam zgubionej strony.Tak jak poprzednio zbliżył swe dłonie
Ostatnio zmieniony czw 13 sty 2011, 19:42 przez dorapa, łącznie zmieniany 1 raz.