Witam.
Ostatnio chodzi mi po głowie pomysł na pewne opowiadanie, ale jest jedna rzecz, za którą - przyznaję - nie wiem, jak się zabrać.
Do fabuły potrzebna mi będzie dość spora (kilkadziesiąt do stu osób) grupa dzieci (powiedzmy: od 11. do 15. roku życia), w wyniku jakiegoś nagłego wypadku odizolowana od świata (a przede wszystkim - od dorosłych), która przez pewien czas (przynajmniej kilka miesięcy) musi radzić sobie ze wszystkim sama. Tak, uprzedzam pytania - słuszne są wszelkie skojarzenia z "Władcą much" Goldinga, "Dwoma latami wakacji" Vernego czy z innymi "robinsonopodobnymi" powieściami.
Mam jednak całkiem inny pomysł na fabułę niż w dwóch wymienionych wyżej utworach. Samo odizolowanie dzieci ma być jedynie pretekstem do dalszej fabuły - pewnie ten nagły wypadek, który do niego doprowadził, nie zostanie nawet opisany w samej fabule, a będzie pojawiał się jedynie we wspomnieniach i rozmowach.
Mimo wszystko proszę o jakieś pomysły, jak mógłbym "oddzielić" taką grupkę dzieci od reszty społeczeństwa. Akcja miałaby dziać się wpółcześnie albo w niedalekiej przeszłości lub przyszłości (to też nie jest jakoś bardzo istotne). Myślałem już nad różnymi rozwiązaniami, mniej lub bardziej sztampowymi: statek lub samolot rozbity na bezludnej wyspie, zaginiona w głuszy wycieczka (w obu przypadkach - jak wyjaśnić, dlaczego byłyby tam same dzieci?), świat po jakiejś wielkiej wojnie czy apokalipsie (nie jest dla mnie ważne, co stało się z resztą społeczeństwa - interesują mnie jedynie te dzieci), a nawet jakieś reality show, w którym dzieci są umieszczone, same, bez opieki dorosłych, na jakimś odludziu (ale wtedy - dlaczego nikt by nie zareagował przez te kilka miesięcy?).
To "nagłe wydarzenie" ma być tylko pretekstem do odseparowania dzieci, jest jednak potrzebne. Nie musi to być hiperrealistyczne, mogę lekko nagiąć rachunek prawdopodobieństwa - byle tylko było to spójne i trzymało się kupy. Idealnym miejscem byłaby (sztampowo, ale co tam) jakaś tropikalna wyspa - miejsce ograniczone, ze wszystkich stron otoczone morzem. Ale jak te dzieciaki mają się tam znaleźć, żeby w kółko nie pisać o rozbitych statkach/samolotach?
Poza tym - czy w dzisiejszych czasach, jeśli rozbije się samolot, nawet na jakiejś niezamieszkanej wyspie, to czy ocalałych w krótkim czasie (na pewno krótszym niż kilka miesięcy, które są mi potrzebne na rozwój akcji) nie odnajdą ratownicy, choćby przy użyciu jakichś satelit?
Będę wdzięczny za wszelkie pomysły.
Pozdrawiam.
Rozbitkowie na bezludnej wyspie...?
1Wolność oznacza prawo do twierdzenia, że dwa i dwa to cztery. Z niego wynika reszta.
Jerzy Orwell, "Rok 1984"
Jerzy Orwell, "Rok 1984"