Dar nieśmiertelności z początku zawsze wydawał się błogosławieństwem. Każda istota zamieszkująca podziemia dążyła doń ze wszystkich sił, jednak tylko nieliczni mogli doświadczyć tego zaszczytu. Droga do uzyskania życia wiecznego była długa i bolesna, poprzedzona wieloma wyrzeczeniami i próbami; tylko inteligentna i zaradna jednostka, posiadająca niewyobrażalną siłę woli mogła się o to ubiegać. Eurynomos zamieszkiwał Piekło od trzech stuleci, więc teoretycznie powinien nadal być nikim innym, jak nic nieznaczącym nowicjuszem. W praktyce sprawy miały się jednak nieco inaczej. Podczas życia ziemskiego uchodził za niezwykle uczonego, dorobił się imponującego bogactwa i stwierdził, że ludzie jako gatunek nie są dla niego wystarczająco interesujący. Zaczął zaczytywać się w mitologiach, poszerzał wiedzę na temat kultów religijnych na przestrzeni lat, aż doszedł wreszcie do okultyzmu. Jego tajemne działania zwróciły uwagę kilku diabłów, którzy zaproponowali mu podróż w głąb Piekła. Eurynomos doznał ciężkiego szoku, ale zachował spokój i z przerażeniem uświadomił sobie jak bezsensowny żywot prowadził dotychczas. Wszelkie przesądy, wierzenia, to wszystko straciło na znaczeniu w ciągu jednej chwili. Ilu ludzi zostało uświadomionych a ilu nadal żyło w niewiedzy? Tysiące pytań rodziło się w jego głowie. Nie zostało mu nic innego, jak tylko poddać się biegowi wydarzeń.
Jako człowiek nosił imię Kordiana i zamieszkiwał północną Anglię. Eurynomosem mianowano go po serii odbytych nauk w murach najlepszych uczelni, kiedy pojął już podstawowe zasady rządzące światem. Sam fakt, że zwykły śmiertelnik doznał zaszczytu wstąpienia do grona piekielnego, był zadziwiający. Dużą zasługę miał w tym Lucyfer, najwyżej usadowiony w hierarchii władca Piekła, który uznał, że czas na nowego ucznia, który odświeży diabelską armię. Szczęśliwym trafem padło na Kordiana, który był mądry, piękny i nie miał żadnych pobudek moralnych, aby odmówić. Tak więc, po kilkuletnim szkoleniu na Wojownika Ciemności, oficjalnie stał się Diabłem. Całemu wydarzeniu uczestniczyły huczne biesiady w gronie samej elity a niższe klasy, jak Demony, Ifryty, czy po prostu niewolnicy mieli w tym czasie luźniejsze dni. Pomyślne ukończenie szkolenia na Diabła zawsze było powodem do świętowania, gdyż wymagało trzeźwości umysłu i zdolności do opanowywania wiedzy w błyskawicznym tempie. Eurynomos przeszedł je gładko, stając się nieświadomie nowym ulubieńcem Lucyfera. On sam był oczarowany wszystkim, co otaczało go dookoła. Obcowanie z tak wspaniałymi istotami, a w końcu stanie się jedną z nich; to najwspanialsze, co mogło go spotkać. Przynajmniej wtedy tak uważał. Przez lata kształcił się, korzystał z dobrodziejstw, które oferowało Piekło wyżej tytuowanym a jego entuzjazm nie malał. Nadszedł jednak dzień, w którym wtajemniczono go w dar nieśmiertelności. Dowiedział się, że dopóki go nie posiada, jest narażonym na śmierć w każdej chwili. Diabłów z jego pozycją były w Piekle setki, jednak Diabłów z owym darem niewielu. Uzyskanie go zajmowało niekiedy nawet tysiąc lat a i po takim czasie nie było gwarancji na sukces. Znał się dobrze z dwoma osobnikami, które mogły się nim szczycić. Byli to Bafomet i Siwa, poważani doradcy Lucyfera, którzy na swoją pozycję pracowali od początków istnienia Gehenny.
Dzisiejszy dzień miał zapisać się w pamięci Euronymosa jako szczególny, bowiem doczekał się ceremonii uzyskania nieśmiertelności. Teraz jedynie gniew Stwórcy stanowił dla niego realne zagrożenie. Przetarł kilkakrotnie oczy w geście, jakby nadal nie mógł w to wszystko uwierzyć. Wiedział dobrze, że zyska tym samym szacunek wszystkich mieszkańców Otchłani, ale także spotka się zewsząd z zamaskowaną nienawiścią i zazdrością. Od teraz wiele spraw ulegnie drastycznym zmianom. Nie dbał jednak o to w najmniejszym stopniu; to było jego zwycięstwo i powód do dumy. Odkąd stał się prawowitym obywatelem podziemnego świata, ukończywszy uprzednio różnorodne szkolenia z wieloma wyróżnieniami, zamieszkiwał w bogato zdobionym, stylizowanym na architekturę baroku pałacu. Przez niespełna trzy stulecia zdążył się zżyć z tym miejscem bardziej, niż sobie wyobrażał. Godzinami przesiadywał w pozłacanych ze wszystkich stron komnatach i bibliotekach, studiując literaturę traktującą o czarnej magii, hipnozie, czy różnych innych dziedzinach obcych śmiertelnikom. Nie przekreślał oczywiście dzieł wychodzących spod rąk ludzkich, miał w swych zbiorach kolekcje sięgające początków starożytności. Co jakiś czas Bafomet z Siwą dostarczali mu nowych tytułów, gdyż oni od dawna mieli pozwolenie na opuszczanie Piekła. To jeszcze jeden powód, dla którego Eurymonos tak bardzo pragnął zakończenia tej żmudnej próby; każdy nieśmiertelny diabeł był upoważniony do przebywania na powierzchni bez żadnych konsekwencji.
Z rozważań wyrwały go tłumy za oknami, wydające donośne okrzyki radości oraz śpiewające pieśni biesiadne. Święto Wstąpienia, ostatnie takie odbyło się tu jeszcze przed jego wkroczeniem w kręgi piekielne. To dość groteskowe, zaśmiał się w myślach. Nadszedł czas na przyodzianie odświętnej szaty i przejechanie ognistym karawanem do Przeklętej Świątyni. To tam odbywały się większe uroczystości. Podniecenie przeszywało go ze wszystkich stron; dodatkowo fakt ponownego ujrzenia Lucyfera radował go niezmiernie. Dzisiejszą noc spędzą razem, stanowiło to jedną z tradycji – tak wyróżniony osobnik winny był rzeczowo opowiedzieć o swych planach na najbliższe stulecia. Teraz, gdy jego możliwości wielokrotnie wzrosły, nie zamierzał tracić czasu. Oczywiście cała fascynacja Stwórcą potęgowała też jego tremę przed ceremonią. Ilekroć miał zaszczyt rozmowy z nim, onieśmielała go jego wiedza, którą gromadził od zarania dziejów.
Opuścił pałac w długiej, rubinowej szacie wykonanej z jedwabiu, wyszywanej bogato klejnotami. Długie, proste, czarne włosy miał spuszczone luźno na ramiona. Na ręce założył aksamitne rękawice, sięgające do ramion, starannie dobrane pod kolor szaty. Prezentował się zjawiskowo, przykuwając do siebie tym samym tysiące spojrzeń. Jedyne, co kołatało mu się teraz w głowie, to rozpierająca duma. Powolnym krokiem zaczął zmierzać po marmurowych schodach. Po obu stronach towarzyszyli mu prywatni doradcy, ubrani w czarne fraki.
2
Zobaczyłam ten blok tekstu i sobie myślę: oooo, tytuł pasuje w sam raz! 
Nowa krew, zasili, jak powiew świeżego powietrza - wyrażeń do wyboru jest całkiem sporo.
- ukończenia
- szkolenia
- świętowania.
Rozumiem o co chodzi, ale zdanie brzmi niezręcznie.
Hm, czytam dalej - a więc jednak się nie doczekał.
Nie wiem czy słuszne...
Kurczę, no szczerze mówiąc nie za bardzo wiem:
- czym jest ten tekst
- o czym jest
- i co opowiada.
Pomijam ten brak akapitów - to można szybko naprawić - ale nie rozumiem całego zamysłu takiej opowieści, która za pomocą wielu słów przekazuje tak niewiele treści. Mamy historię bohatera przedstawioną skrótowo niczym raport oficera śledczego, a przy tym oficera nieudolnego, bo brakuje w niej najważniejszych wątków. Rozwodzisz się o zainteresowaniu bohatera magią i okultyzmem, o jego diabelskim wykształceniu i jakiś bliżej niezidentyfikowanych przymiotach, które zapewniły mu nieśmiertelność. Umyka Ci JEDYNA interesująca w tej historii rzecz - dlaczego właśnie on, co takiego zrobił, że przykuło to uwagę diabłów i co takiego zrobił, że stał się nieśmiertelny.
ALE nawet gdyby taka informacja się tu znalazła, to i tak tekstu by to nie uratowało. Ten potężny fragment można by było skrócić do dwóch zdań. Albo w ogóle pominąć i przejść od razu do akcji. Bo to brzmi jak streszczenie! Jeśli nie ma to być miniatura tudzież wprawka, to, dlaboga, jakiejś normalnej sceny tu potrzeba. Dialogu, przedstawienia postaci. Na razie pokazujesz wycięte z kolorowego papieru postacie i mówisz: "to bohater X, zrobił to i to, a bohater Y zrobił to i to".
Do zalet zaliczam całkiem dobre opanowanie ojczystego języka (rzecz dzisiaj wcale nieoczywista) - ale mimo to zdarzają Ci się duże niezręczności - część wypisałam.
No, póki co tyle.

Doń=do niego. Do daru nieśmiertelności? Jak można dążyć do daru? Do otrzymania daru - tak, ale wtedy już nie można napisać doń.osoroshii pisze:Każda istota zamieszkująca podziemia dążyła doń ze wszystkich sił,
Hm! A nie wyklucza się to nawzajem?osoroshii pisze:Eurynomos doznał ciężkiego szoku, ale zachował spokój
Kordian po prostu. (A lepiej - nazywał się Kordian.)osoroshii pisze:Jako człowiek nosił imię Kordiana i zamieszkiwał północną Anglię.
Jak odświeży? Wypierze im ubrania?osoroshii pisze:najwyżej usadowiony w hierarchii władca Piekła, który uznał, że czas na nowego ucznia, który odświeży diabelską armię.

Brzmi jak opis pracy w jakiejś korporacji. (Choć może corp. i piekło to jedno i to samo?) Plus zła interpunkcja!osoroshii pisze:Całemu wydarzeniu uczestniczyły huczne biesiady w gronie samej elity a niższe klasy, jak Demony, Ifryty, czy po prostu niewolnicy mieli w tym czasie luźniejsze dni.
Wymagało może odnosić się do:osoroshii pisze: Pomyślne ukończenie szkolenia na Diabła zawsze było powodem do świętowania, gdyż wymagało trzeźwości umysłu i zdolności do opanowywania wiedzy w błyskawicznym tempie.
- ukończenia
- szkolenia
- świętowania.
Rozumiem o co chodzi, ale zdanie brzmi niezręcznie.
Bez pierwszego się. Poza tym powtarzasz informacje o zaszczycie, jakim jest otrzymanie owego daru, co ja, czytelniczka, zaczynam traktować jak łopatologię.osoroshii pisze:Znał się dobrze z dwoma osobnikami, które mogły się nim szczycić.
Dzisiejszy dzień... A słyszał ktoś o niedzisiejszym dniu? Ten dzień, ów dzień, dzień w którym itd. Sio z urzędniczyzmami!osoroshii pisze:Dzisiejszy dzień miał zapisać się w pamięci Euronymosa
Dlaczego przechodzisz na czas przyszły?osoroshii pisze:Wiedział dobrze, że zyska - przecież jużzyskał, bo ten dar otrzymal, prawda? tym samym szacunek wszystkich mieszkańców Otchłani, ale także spotka się zewsząd z zamaskowaną nienawiścią i zazdrością. Od teraz wiele spraw ulegnie drastycznym zmianom.
Hm, czytam dalej - a więc jednak się nie doczekał.
Próbuję sobie wyobrazić tłumy nadciągające tak szybko, że wyrywają kogoś z rozmyślań i kurka nie mogę.osoroshii pisze:Z rozważań wyrwały go tłumy za oknami
Moje pierwsze skojarzenie - seks.osoroshii pisze:Dzisiejszą noc spędzą razem, stanowiło to jedną z tradycji

Kurczę, no szczerze mówiąc nie za bardzo wiem:
- czym jest ten tekst
- o czym jest
- i co opowiada.
Pomijam ten brak akapitów - to można szybko naprawić - ale nie rozumiem całego zamysłu takiej opowieści, która za pomocą wielu słów przekazuje tak niewiele treści. Mamy historię bohatera przedstawioną skrótowo niczym raport oficera śledczego, a przy tym oficera nieudolnego, bo brakuje w niej najważniejszych wątków. Rozwodzisz się o zainteresowaniu bohatera magią i okultyzmem, o jego diabelskim wykształceniu i jakiś bliżej niezidentyfikowanych przymiotach, które zapewniły mu nieśmiertelność. Umyka Ci JEDYNA interesująca w tej historii rzecz - dlaczego właśnie on, co takiego zrobił, że przykuło to uwagę diabłów i co takiego zrobił, że stał się nieśmiertelny.
ALE nawet gdyby taka informacja się tu znalazła, to i tak tekstu by to nie uratowało. Ten potężny fragment można by było skrócić do dwóch zdań. Albo w ogóle pominąć i przejść od razu do akcji. Bo to brzmi jak streszczenie! Jeśli nie ma to być miniatura tudzież wprawka, to, dlaboga, jakiejś normalnej sceny tu potrzeba. Dialogu, przedstawienia postaci. Na razie pokazujesz wycięte z kolorowego papieru postacie i mówisz: "to bohater X, zrobił to i to, a bohater Y zrobił to i to".
Do zalet zaliczam całkiem dobre opanowanie ojczystego języka (rzecz dzisiaj wcale nieoczywista) - ale mimo to zdarzają Ci się duże niezręczności - część wypisałam.
No, póki co tyle.

A tristeza tem sempre uma esperança
De um dia não ser mais triste não
De um dia não ser mais triste não
3
Nie podoba mi się ten bohater. Za doskonały. Taki prymusek, został znanym naukowcem, dorobił się majątku (nie mógł go chociaż ukraść?), potem trafił do piekła i znowu najlepszy uczeń. Nie, żebym coś miała do prymusów, ale... Poza tym, jak nie ma akapitów, to chociaż trochę enterów można by powstawiać.
4
Wiadomo.Dużą zasługę miał w tym Lucyfer, najwyżej usadowiony w hierarchii władca Piekła, który uznał, że czas na nowego ucznia, który odświeży diabelską armię. Szczęśliwym trafem padło na Kordiana, który był mądry, piękny i nie miał żadnych pobudek moralnych, aby odmówić.
Ubogi tekst, mimo tak wielu zdań. Poprowadziłeś narrację niczym relację z kilku dni, ale jest ona bez polotu, pełna prostych zdań, niejednokrotnie powtarzających te same informacje. Dodatkowo w bryle tekstu ciężko ujrzeć, co chcesz pokazać, poza tym, że piszesz, co byś chciał, aby było widoczne, ale w rezultacie jest to puste zdanie - wydmuszka. Był taki, było takie, robiło tak, byli tacy... wyliczanka, mająca na celu urealnienie świata jest fatalnym zabiegiem. Przedstawiony tekst to fragment - ale nie fragment opowieści, tylko konspekt, i to przydługi. Na podstawie tego schematu, tylko tych informacji (bo to jest zbiór informacji) można śmiało napisać ze dwadzieścia stron powieści. Byle zdanie rozwinąć do całego akapitu, i wówczas zacząłbyś opowiadać...
Zobacz:
Eurynomos zamieszkiwał Piekło od trzech stuleci, więc teoretycznie powinien nadal być nikim innym, jak nic nieznaczącym nowicjuszem. W praktyce sprawy miały się jednak nieco inaczej. Podczas życia ziemskiego uchodził za niezwykle uczonego, dorobił się imponującego bogactwa i stwierdził, że ludzie jako gatunek nie są dla niego wystarczająco interesujący. Zaczął zaczytywać się w mitologiach, poszerzał wiedzę na temat kultów religijnych na przestrzeni lat, aż doszedł wreszcie do okultyzmu. Jego tajemne działania zwróciły uwagę kilku diabłów, którzy zaproponowali mu podróż w głąb Piekła.
Tu jest skrót - przeleciałeś całą historię jakiegoś człowieka. Nie musisz wcale pisać biografii, ale też mógłbyś zacząć coś ukazywać, a nie klepać informacje jak w Faktach.
Mnie się nie podobało - ani historia, ani sposób jej przedstawienia, ani też styl.
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott
Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
— Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
— Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
— Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.
Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
— Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
— Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
— Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.