Wywiad z Ignacym Karpowiczem z okazji nowej książki "Balladyny i romanse" (nota wydawcy, krótkie recenzje). Przyznaję, że autora nie kojarzyłem, mimo że jego "Gesty" były nominowane do zeszłorocznej Nike.
Tu moja dygresja - temat zgłębiłem na potrzeby mojego bloga o głupich reklamach: Gripex nie leczy grypy ani przeziębienia, jedynie łagodzi objawy. Dodatkowo producent nic nie wspomina o stosowaniu profilaktycznym, w przeciwieństwie np. do leków zawierających rutozyd skojarzony z witaminą C (np. Rutinoscorbin), które mogą działać profilaktycznie. Dlatego przyjmuję, że w w/w przypadku przyjęcie leku działa efektem placebo- Mieszka pan bez ciepłej wody, ze studnią i sławojką. A co, dajmy na to, z kąpielą?
- Najpierw sprawdzam w necie prognozę pogody. Przelotne opady źle rokują, ale już deszcze są w sam raz, burze zaś bywają przesadzone, takie bizantyjskie, z fleszem i grzmotem. Gdy już wiem, że coś spadnie z nieba, to biorę gripex. Z doświadczenia wiem, że nie warto być czystym i przeziębionym. Warto być czystym i zdrowym. Po zażyciu gripeksu czekam na deszcz. Deszcz spada, namydlam się i biegam po trawie, omijając psie kupy, w tym deszczu, i voila! Po jakimś czasie jestem wykąpany. Jedyny feler to temperatura. Deszcze bywają kwaśne, ale nigdy ciepłe. Niby klimat się ociepla, ale nie na mojej wsi.



Gdy zima trwa od pewnego czasu bez odwilży, wtedy z przyczyn oczywistych, pan pisarz nie przyjmuje gości aż do pierwszego wiosennego deszczu

Wygląda to pewnie z mojej strony jak czysta drwina, ale jest ona pomieszana ze szczerym podziwem. Nawet filozofom się nie śniło w jaki sposób ludzie wykorzystają zdobycze cywilizacyjne. A większość ludzi z takich czy innych powodów mieszka w blokach, gdzie nie muszą się martwić o ciepłą wodę ani przejmować zbytnio pogodą, ale też najbliższe miejsce, gdzie mogliby pobyć sami poza mieszkaniem oddalone jest często o dziesiątki kilometrów. Ten pan poświęcił wygodę na rzecz życia poza takim mrowiskiem. To robi wrażenie i budzi podziw, choć oczywiście wygląda też dziwacznie z wielkomiejskiego punktu widzenia.
W wywiadzie jest jeszcze mowa o rozczarowaniu podróżowaniem i o wielu wątkach z najnowszej książki. Gdybym miał się czepiać, to powiedziałbym, że branie leku działającego na objawy przed zachorowaniem nie jest szczytem mądrości, a w innym miejscu wywiadu pisarz narzeka na głupotę ludzką. Cóż, łatwiej w oku bliźniego zobaczyć drzazgę...- Jak wygląda pana dzień?
- Budzi mnie pies. Psa wypuszczam na podwórko, potem psa karmię. Parzę kawę i wypalam papierosy. Pracuję. Około południa zjadam śniadanie. Potem coś tam się krzątam jak gospodarz w zagrodzie. Potem czytam, oglądam, tak zwana kultura, trochę szczęścia i cierpienia, żeby nie wyjść z wprawy. Potem psa karmię. W okolicach dwudziestej jem obiad. Po obiedzie znowu pracuję. W okolicach drugiej, trzeciej nad ranem idę spać. Spać muszę szybko i intensywnie, bo pies mnie obudzi o siódmej. Psa wypuszczam na podwórko, potem psa karmię. Parzę kawę i wypalam papierosy. Generalnie super-życie, tylko doba trochę krótka. Jeśli będę miał szczęście, za 20-30 lat obudzę się w szpitalu z rakiem czy innym choróbskiem i umrę. Jest super. Nie narzekam.
- Bez telefonu, bez telewizora, ale na bieżąco z popkulturą.(...)
- Bardzo lubię popkulturę, mam Internet, czytam Pudelka i Lacana. Jestem na bieżąco, rękę trzymam nie na kołderce ale - powiedzmy z przesadą - na pulsie świata. A przez to, że w tym świecie w ogóle nie uczestniczę, jest on dla mnie interesujący. Zdarza mi się nie widzieć żadnych nowych ludzi przez miesiąc czy więcej i wtedy zaczynam podejrzewać, że ludzie są fajni i dobrzy. Po prostu zaczynam kochać ludzi. Ludzie wydają mi się szlachetni, zaczynam w ludzi wierzyć. Jedni cierpią, inni pokonują własne ograniczenia, jedni walczą o słuszne sprawy, inni ponoszą piękne klęski, jedni stoją na Krakowskim Przedmieściu, inni stoją przeciwko tym pierwszym, ale przecież wszyscy są ludźmi, wszyscy pragną szczęścia, miłości, lepszego świata. I kiedy już tak bardzo ludzi kocham, że gazetowa reklama 19-procentowej obniżki cen w salonach samochodowych doprowadza mnie na granicę łez, ba!, gotów jestem zrobić jakąś przyjemność Jarosławowi Kaczyńskiemu, żeby poczuł, że ktoś go kocha, wtedy wiem, że muszę pilnie pojechać do miasta, bo straciłem kontakt z rzeczywistością [- emotikon mój]. Że muszę zobaczyć prawdziwych ludzi. Wystarczą dwa dni w Warszawie i już wiem, jacy ludzie są naprawdę. Podłość, zawiść, małość, głupota, co za szczęście, że one nie zniknęły i nie znikną. Wracam z ulgą do siebie. Reklama samochodu już mnie nie wzrusza, pozwalam Kaczyńskiemu, żeby toczyły go nienawiść i nieszczęście. Jestem wyleczony z miłości do ludzi, to jest na jakiś czas, na miesiąc czy dwa, bo miłość do ludzi cholernie uzależnia.
(...)
Mój sprzeciw wobec instytucji rodziny bierze się z utożsamiania jej z jednym wariantem [kobieta+mężczyzna+dzieci+dom - przyp. mój]. Jest to wariant rzymskokatolicki. Swoją drogą to zabawne, że wykładnię rodziny przedstawia grupa mężczyzn w sukienkach, którzy nigdy nie uprawiali seksu, nie mieli dzieci, żon. Którzy, gdy się zakochają w kobiecie, to pójdą do czyśćca, a jak w mężczyźnie - to chyba do piekła, a jak pomolestują dziecko - to do pierdla, o ile biskup nie zdoła zamieść sprawy pod dywan. I to oni uczą, czym jest rodzina. Dziwny jest ten świat, śpiewał Niemen, a ja się pod Niemena podłączam.
(...)
- (...) czytelnik, im bliżej końca [książki "Gesty" - przyp. mój], też czuje rozczarowanie i gorycz, bo życie bohaterów zamienia się w jakąś telenowelę, a popkultura zastępuje religię.
- Zaryzykuję i powiem, że popkultura to jest wynalazek chrześcijański. Popkultura, czyli zaspokajanie prawdziwych potrzeb w fałszywy sposób. Chrześcijaństwo jest bardzo skomplikowanym systemem i może na tym subtelnym i wysokim poziomie jest prawdziwe, ale musiała powstać również wersja uproszczona chrześcijaństwa dla ludzi, którzy pracują, czują, nie mają za wiele czasu na zgłębianie dogmatycznych niuansów. I to tłumaczenie z wyższego na niższe było właśnie taką proto-popkulturą.
