Piszę Książkę

1
Witam.

Piszę książkę.

Zaczynam dziś, skończyć chcę około stycznia, może lutego. To SF na skalę galaktyczną. Jest dużo kosmosu, dużo fizyki, dużo "science" podanej bardziej jako niezwykła siła, niż w konkretnych wzorach czy twierdzeniach.

W tym temacie będę się dzielił odkryciami dokonanymi podczas pisania. Chcę też napisać to, żeby móc potem prześledzić proces powstawania. Przy okazji takiego pisarskiego ekshibicjonizmu może gdzieś, ktoś na Weryfikatorium skorzysta z jednego, czy dwóch przemyśleń.

Piszę, żeby wydać.
Chcę sprzedać tą książkę. Nie piszę dla siebie. Mój target - czytelnik w dowolnym wieku, lubiący science-fiction. Czytelnicy Fabryki Słów, Runy. Chcę, żeby moją książkę przeczytał i Andrzej Pilipiuk i Jacek Dukaj. Chcę, żeby wziął się za nią każdy, kto lubi SF. Żeby nikogo nie zostawić obojętnym.

Do tej pory napisałem około 20 krótkich opowiadanek, ze trzy pełnoprawne opowiadania i jedną powieść (200 stron). Mam też wiele stron różnych rzeczy, które zacząłem i porzuciłem.
Nic z tego nigdy nie zostało wydane.

Stwierdziłem niedawno, że już czas. Że sądzę, że piszę na tyle dobrze, żeby móc sprzedać swój tekst. Za opowiadanie dużo nie dostanę. Dlatego książka.

Tytuł roboczy tekstu to:

"Origa: Człowiek w Próżni"

Nie jestem z niego w pełni zadowolony. Zobaczymy. Może wpadnę na coś lepszego w trakcie pisania.

Wpadajcie, aby przeczytać, co się wykluło. Mimo moich najszczerszych intencji wątpię, żeby udało mi się pisać nowe posty codziennie, ale zerkajcie.

Proponuję zostawić ten temat czystym, a komentarze i dyskusje prowadzić tutaj.
Pozdrawiam
Nine

Dziewięć Języków - blog fantastyczny
Portfolio online

2
Mam za sobą prolog i kawałek rozdziału/części pierwszej. Sześć stron. Nie wiem jeszcze czy i jak ostatecznie rozdzielać tekst. Ponieważ całość dzieje się na bardzo dużej ilości planet, które zmieniają się niczym w kalejdoskopie na razie dzielę tekst według tego klucza. Wiem też, że chcę całą książkę podzielić na części, między którymi minie dobrych kilka lat.
SCORIAE
Kiedy indziej

- Nie wolno ci.
Strugi skoryjskiego deszczu spływały po twarzy klęczącego, mącąc wzrok. Woda mieszała się z ludzką krwią.
- Nie zrobisz tego.
W słowach nauczyciela brzmiała pewność, nie groźba. Nie zrobisz tego, bo nie dasz rady tego zrobić. Nie zrobisz tego, bo wierzę, że nie jesteś do tego zdolny. Nie zrobisz tego, bo nie wolno ci tego zrobić.
Nie zrobisz tego, bo cię zabiję.
Ale klęczący w deszczu młodzieniec, trzymający głowę martwej kobiety na kolanach nie słuchał swojego nauczyciela. Podejmował decyzję. A nauczyciel stał za nim i czekał.
Inni skoryjczycy już dawno uciekli ze wzgórza. Kryli się teraz za szarymi, karłowatymi drzewami o trójkątnych liściach i wołali do siebie zza porowatych monolitów, starając się przekrzyczeć deszcz.
Tak się zaczyna. Trzęsienia ziemi może nie ma, ale pada klasyczny deszcz.

Na razie nie bardzo jest czas, żeby mierzyć ile "stron na godzinę" mi wychodzi, ale większych zacięć póki co nie mam. Pisze się płynnie. Poza tym nie oszukujmy się. Po pierwszych dwudziestu stronach będzie można coś może powiedzieć o rytmie pisania.

Zauważyłem w sobie pewne obawy, że... Dzieje się zbyt wiele i zbyt szybko. Normalnie nigdy nie stwierdziłbym, że to wada tekstu, ale zastanawiam się, czy nie brakuje jakiegoś wytchnienia. Momentami łapię się na czymś co uważałem do tej pory za straszliwą zbrodnię - spowalnianiu tempa akcji.

I znów - za wcześnie na jakiekolwiek wnioski.

Pierwszy poważny pomysł na tytuł:

Origa: In Excelsis
Pozdrawiam
Nine

Dziewięć Języków - blog fantastyczny
Portfolio online

5
Święta, Święta i po cholernych Świętach.

Po raz kolejny udowodniłem sobie, że mój time management jest fatalny. Aż się chce skłamać, że to były Święta i że w ogóle nie miałem czasu na pisanie. Ale prawda jest taka, że te trzy-cztery godziny każdego dnia mogłem jakoś skraść i nie skradłem. I znów jestem dobrych kilkanaście stron w plecy.

Cóż, walka z samym sobą trwa. Mam nadzieję, że to kwestia wyrobienia sobie nawyku pisania. W konkretnych godzinach, każdego dnia, jakby to była dzienna praca.

A teraz olejmy smutne rzeczy.
Dziś będzie o dialogach.
Z hukiem gromu w sklepieniu powstała dziura, jakby ktoś nadmuchał papierową torbę i przywalił pięścią w powstały balon. Smugi chmur skręciły się i rozpierzchły. Podmuch rozrzucił równo ułożone szczapki drewna na opał, potargał jego długie włosy i poruszył liśćmi na karłowatych drzewkach. Przez dziurę lotem koszącym opadła naga dziewczyna i, wyhamowawszy, zawisła w powietrzu niedaleko jego chaty.

W migotliwym blasku zachodzącego słońca jego planety ledwo rozróżniał kontury i finezyjne, spiralne wykończenia jej statku. Dwa duże krzewy rosnące wewnątrz prawie niewidzialnego rydwanu po jej lewej i prawej stronie niezawodnie zdradziły mu jej tożsamość. Gdy wolno podlatywała ku niemu, nieboskłon uspokoił się, a zmieszane warstwy chmur spuściły krótki, nieśmiały deszcz.

- Witaj, Teil… – zaczęła niepewnie, przechylając swoją zgrabną, pozbawioną włosów głowę. Jej głos niósł się daleko.
- Daniel – przerwał jej. – Teraz nazywam się po prostu Daniel, Niezapominajko. Daniel z małej October.

Słodki uśmiech rozciągnął niebieskie malunki na jej wargach i policzkach, a linia na nosie zmarszczyła się uroczo. Opuściła pokład swojego dumnego Elevatora i jej bose stopy lekko dotknęły ziemi tuż obok niego.

- Bardzo sprytnie. Daniel z małej October. Dobrze. A ja wciąż nie zmieniłam imienia.

Jej skóra była opalona na złocisty brąz. Jej ciało emanowało ciepłem i oszałamiającym zapachem tysięcy obcych słońc. Błękitne oczy wręcz lśniły życiem. Przełknął ślinę, aby zwilżyć gardło i cofnął się o pół kroku. Zbyt dużo informacji. Minęło zbyt wiele czasu od kiedy rozmawiał z innym człowiekiem. Z innym auriga. Podniósł poznaczoną bliznami rękę, jakby odgradzał się od dziewczyny.

- Spokojnie… - szeptała łagodnie – spokojnie…
- W porządku. Chwila. Daj mi chwilę… – mruknął, przyzwyczajając się znów do własnego głosu. Wziął głęboki oddech. Tsunami wspomnień sensorycznych zalewały jego umysł, fala za falą. Momentalnie dostał kataru a jego oczy zaczęły łzawić.
- Powinieneś usiąść… Może się położysz?
Pokręcił głową. Stał i oddychał głęboko z zamkniętymi oczami, aż odzyskał kontrolę. Miał wrażenie, jakby ktoś go zbudził z długiego, leniwego snu. Otworzył oczy.
Dziewczyna, Niezapominajka wciąż uśmiechała się uroczo.
- Nawet nie zemdlałeś. Pan mi coraz bardziej przypomina mojego starego, dobrego przyjaciela, panie Danielu.

Dziewczyna była całkiem naga i bezwłosa. Jej skórę pokrywały jaskrawe malunki, błękitne jak jej oczy. Pod spaloną niezliczonymi słońcami skórą grały sprawne mięśnie. Była szczupła i średniego wzrostu, jej niewielkie, krągłe piersi sterczały bezwstydnie a na szyi mimo opalenizny można było dostrzec kilka piegów. Błękitne linie raczej podkreślały jej nagość, zamiast ją ukrywać.

Nosiła swoje insygnia tak jak on, bez berła ni różdżki. Boską materię zatopioną w opalizującej obręczy nosiła zaciśniętą na udzie, a dwie inne okalały jej biceps i przedramię. Całości obrazu dopełniała urocza bransoletka na kostce.
- Niezapominajka – posmakował tego słowa. – Wyglądasz… Niesamowicie.
- Ależ bardzo dziękuję – odpowiedziała rozbawiona.
- Nie… To znaczy… To też. Ale wyglądasz inaczej. Jesteś większa.
- Czy chcesz powiedzieć, że jestem gruba? – Skrzyżowała ramiona na piersiach i wydęła wargi. – Czy po to przeleciałam te wszystkie dziesiątki tysięcy lat świetlnych…?
- Kiedy cię ostatnio widziałem byłaś wygadaną, chudą nastolatką, która sięgała mi dotąd – powiedział uderzając się kantem dłoni w mostek.
- Nie bądź zazdrosny, staruszku. To ty chciałeś bawić się w Robinsona. A ja tymczasem urosłam. - Rozłożyła ramiona i obróciła się wdzięcznie. Błękitne linie spływały po jej plecach i pośladkach na uda. – Podoba ci się? – spytała, a on musiał użyć pól, żeby ukryć to, jak bardzo mu się podobała. Dopiero po chwili jakby przypomniała sobie, że jest naga i stoi przed bliskim przyjacielem, który spędził całe lata w samotności. Zawstydziła się i od tej pory zachowywała się skromniej. Zawsze bawiła i fascynowała go w niej ta zdolność do całkowitego zapominania o okolicznościach… Tylko że kiedy ostatnio ją widział była wciąż dzieckiem.
- Cóż, zaokrągliłaś się tu i ówdzie. Marc pewnie oszalał na twoim punkcie – wyszło to nieco niezręcznie, ale rozładował napięcie. Niezapominajka wyszczerzyła ząbki w uśmiechu.
- I pewnie dlatego odszedł niedługo po tobie. Ostatnio się ożenił.
- Marc? Niesamowite… Wszechświat jest pełen zagadek. A co z TEK?
- Transport, eksploracja, komunikacja – pokiwała głową dziewczyna.
- Teologia, erotyka i kompulsywna konsumpcja – wyrecytował Daniel.
- Kawał z brodą. Ale pamięć to ty masz – parsknęła.
- Pamiętam ciebie.
- No wiesz, z moim imieniem…?
Przesunął dłonią nad głową Niezapominajki.
- Lubiłem twoje włosy…
Dziewczyna skłoniła się i w roztargnieniu dotknęła nagiej skóry pokrytej jedynie błękitną farbą.
- Lubiłeś je targać. Strasznie mnie wkurzałeś… - uśmiechnęła się. – Przeszkadzały mi.

Spojrzał na jej rydwan, na potężnego Elewatora, którego nie rozłożyła. Wisiał w powietrzu nad nimi. Dwie masywne donice z których wyrastały zielone krzewy wyznaczały szerokość ledwie widzialnego pojazdu. Światło słońca małej October załamywało się na tworzących konstrukcję polach.

- Jak długo? – wziął głęboki oddech przygotowując się na odpowiedź. Niezapominajka milczała przez chwilę.
- Siedem lat.
Zakręciło mu się w głowie. W życiu auriga zdarzały się momenty, kiedy przestawał panować nad upływem czasu. Ziemska doba przestawała mieć znaczenie w próżni, ale organizmu nie dało się tak łatwo przeprogramować. Ale tyle lat… Liczył że cztery, może pięć.
- Siedem lat… - pokręcił głową z niedowierzaniem. Podniósł wzrok na dziewczynę. – To ma sens. Masz więc ile… Dwadzieścia jeden lat? – Dygnęła.
- Żałuj, że przegapiłeś osiemnaste urodziny... Marc dał mi kometę. – Daniel parsknął śmiechem. – Była bardzo ładna. A potem zaczął się do mnie przystawiać. Tylko sobie wyobraź: przegnać dla kogoś kometę przez pięć systemów tylko po to, żeby potem łapać tego kogoś za tyłek… Wystarczy, że auriga urosną piersi i Marc nagle traci zainteresowanie skałami. Rzeczywiście, Czarny miał rację. Auriga. Bóg i małpa w jednym.
Śmiali się przez chwilę, stojąc na wzgórzu i wspominając starych przyjaciół.
- Skoro tu jesteś, to wydarzyła się jedna z trzech rzeczy – Daniel podjął wreszcie najważniejszy temat.
Składanie dialogów uważam za najprzyjemniejszą część pisania. Postacie ożywają, zaczynają mówić własnym głosem i naprawdę jest tak, że każda wypowiedziana kwestia staje się niespodzianką również dla piszącego.

Najbardziej lubię te kawałki, w których dialog przyspiesza. Prawie bez tekstu pobocznego, linijka pod linijką. Brzmi to jak prawdziwa rozmowa, brzmi żywo.

Cały świat auriga został wykreowany tak, żeby dialogów musiało być po prostu mnóstwo. Cały downtime, podróżowanie z miejsca na miejsce został praktycznie zlikwidowany w przypadku auriga. Pstryk! Jesteśmy na planecie A i rozmawiamy z Bronkiem. Pstryk! Jesteśmy na planecie Z, rozmawiamy z tubylcami. Pstryk! Jesteśmy w bazie kosmicznej i mamy sprzeczkę z policją. Pstryk...! Przejścia pomiędzy scenami trwają sekundy, a w najgorszym razie minuty. Starczy na krótką refleksję bohatera i jedziemy dalej. Nie ma czasu na tygodniowe loty wahadłowcami wypełnione nudą i klimatem oczekiwania. Wszystko dzieje się natychmiast.

Ciekawy zabieg zauważyłem (w kilku tylko miejscach) u Gaimana, w Amerykańskich Bogach. Bohaterowie rozmawiają ze sobą, a tekst poboczny pokazuje nam, jak jadą, w następnym zdaniu kończą tankować samochód, a przy kolejnym pytaniu są już w Minnesocie. Dialog tymczasem jest płynny i oddany w czasie rzeczywistym. Ciekawe, nie? Ale to stylistyka tekstu. W auriga cały świat został zbudowany tak, a nie inaczej tylko po to, żeby bohater mógł rozmawiać z kim zechce i kiedy zechce.

Żeby urozmaicić stylistykę tekstu przy takiej ilości dialogów sięgnąłem po jeden z moich ulubionych zabiegów w literaturze. Alternatywny sposób zapisywania dialogów.

Znacie to? Bohater rozmawia przez radio:

Adam12: Zrozumiałem. Jesteśmy prawie na miejscu, odbiór.
Centrala: Zrozumiałam, Adam 12. Uważajcie. Podejrzany jest uzbrojony i niebezpieczny, odbiór.
Adam12: My też jesteśmy niebezpieczni. Centrala - wyłączam się. Bez odbioru.

Albo bohater rozmawia ze sztuczną inteligencją stukając w klawisze komputera:

Kim jesteś?

JESTEM DAVE

Kim jesteś?

JESTEM DAVE DAVE DAVE

Gdzie jesteś, Dave?

NA SZEROKIM PRZESTWORZE OCEANU

Ładne, Dave. Nie rozumiem. Użyj innych słów. Gdzie jesteś?

WSZĘDZIE

itp. itd.

Musiałem skraść ten motyw.
Auriga mają swój własny sposób porozumiewania się. To taka bardziej skomplikowana i szybsza wersja alfabetu morse'a. Jednak wysyłane komunikaty są niegramatyczne. Bez znaków przestankowych, oprócz "|" oznaczającego przerwę.
Daniel: zniszczę cię | nie zostanie nic po tobie
DOM: nie zabijaj błagam proszę proszę proszę
Daniel: bzdury
DOM: nas boli | nie wolno | sprawiasz ból
Taki tekst z niejako "ukrytymi emocjami" może być ciekawą zagadką dla czytelnika. Urozmaici i wzbogaci też bardziej rzeczowe dialogi.

No, tyle na dziś. Trzeba wracać do pisania. Mam dużo do nadrobienia.
Pozdrawiam
Nine

Dziewięć Języków - blog fantastyczny
Portfolio online

6
Zamknąłem pierwszy rozdział i zacząłem drugi.
Tak, zdecydowałem się jednak na rozdziały. Nie mogłem się oprzeć możliwościom dawanym przez technikę divide & conquer i tytułowaniu poszczególnych rozdziałów. Można wsadzić do tekstu trochę kiczowatej poezji.

"I: Zapach Gwiazd"

Ach, jak to pompatycznie brzmi... Ale podoba mi się.

Jest trzeci stycznia, a ja mam 16 stron. Bardzo mało. Święta. Liczę na to, że będzie lepiej. Tym bardziej, że struktura i niektóre, do tej pory niestabilne pomysły wreszcie przybrały ostateczny kształt. Do tej pory tekstu było o kilka stron więcej, ale bezlitośnie kasowałem całe akapity, całe rozmowy, całe opisy, jeśli tylko okazywało się, że "nie grają".

Więc na razie jak ten ślimak na zboczu - dwa metry do przodu, metr do tyłu. Zobaczymy, co dalej.
Pozdrawiam
Nine

Dziewięć Języków - blog fantastyczny
Portfolio online

8
Zatem jeszcze, planowo, dwa miesiące pisania. Ciekaw jestem czy się uda. Czy zdeterminowany człowiek, jest w stanie, dokonać tego, co do tej pory, nieśmiało kołatało mu się w głowie. Na razie trzymam kciuki za powodzenie misji. I z przyjemnością zapoznam się z książką, w formie drukowanej na papierze, co jak sądzę jest celem autora.
Mówiąc szczerze, miałem wszelkie dane, żeby stać się niezłym drugorzędnym poetą, ale to nic nie znaczy, ponieważ mam ten typ osobowości, że mogę być niezły drugorzędny w każdej dziedzinie i to bez specjalnego wysiłku.

R. Chandler

http://loco-muerte.blogspot.com/
http://locomuerte.tumblr.com/

11
Ninetongues pisze:Żeby skończyć w dwa miesiące może być jednak ciężko. Doprecyzuję więc "wyzwanie": Do końca lutego mieć więcej niż 200 stron. Bo wątki poboczne się mnożą i może wyjść nawet całkiem ładna "cegiełka"...
Nie napisałem tego wcześniej, zrobię to teraz: życzę Panu powodzenia. Myślę, że użytkownicy czekają na Pańską propozycję, o ile projekt dobije do finału. W każdym bądź razie trzymam kciuki.

12
Ninetongues pisze:Do końca lutego mieć więcej niż 200 stron.
Wiedziałem, że tak będzie ;)

Cóż, gratuluję ambicji. Ja mam zamiar skończyć mą powieść w grudniu, jak już gdzieś chyba pisałem.

Mam ponad 150 stron prawie-surowego tekstu.
"Siri was almost sixteen. I was nineteen. But Siri knew the slow pace of books and the cadences of theater under the stars. I knew only the stars." Dan Simmons
ODPOWIEDZ

Wróć do „Kreatorium”

cron