Walka w literaturze to mój ulubiony temat, a jednocześnie moja pięta Achillesowa. W niemal wszystkich opowiadaniach próbowałem umieścić scenę pojedynku, ale nigdy nie byłem zadowolony z ostatecznego efektu. W necie niewiele znalazłem, a autorzy książek albo opisują każdy padający cios albo skupiają się wyłącznie na uczuciach walczących. Który styl jest lepszy? Co warto w takim opisie zawrzeć, a czego unikać?
Poniżej załączam mały fragment:
"Blizzard wyskoczył przez dziurę w lodzie machając ostrzami na krzyż. Sub-Zero zaczął się cofać, ale jego reakcja była odrobinę spóźniona. Lodowe klingi rozcięły materiał na jego piersi i lekko zadrasnęły skórę zostawiając dwie krwawe szramy. Płynnym ruchem Blizzard przeszedł do półobrotu, wierzgając nogą. Kopnięcie odepchnęło Lin Kuei, niemal wyrzucając go poza krawędź kry.
Punkt dla chłopaka, pomyślał ninja uchylając się przed kolejnymi ciosami.
Skakali tak po lodowej tafli jak dwa wilki. Żaden nie zwolnił, żaden nie stracił równowagi na śliskim podłożu. Oni byli w swoim żywiole. Ten, który opuścił gildię zabójców i ten, który chciał w niej zaistnieć, raz za razem zwierali się w śmiertelnym uścisku. Mknąca stopa musnęła ucho Blizzarda, jedna z kling zostawiła rysę na masce Sub-Zero. Obaj jednocześnie odskoczyli, zmęczeni, ale gotowi kontynuować pojedynek."
2

Walka dwóch przeciwników? Lin Kuei to ta sama osoba co Sub-Zero?

W opisie brakowało mi dźwięków. Jakiegoś wyzwiska może, sapnięcia, jęku bólu, nie wiem.

Moim zdaniem opisy walk nie powinny być zbyt długie. Ten jest ok, ale przy dłuższych nie analizuję każdego ruchu walczących tylko sunę oczami po tekście, żeby szybciej dowiedzieć się wyniku.

Re: opis walki
3Rwane zdania:
dodadzą dynamiki.Blizzard wyskoczył przez dziurę w lodzie. Machnął ostrzami na krzyż. Sub-Zero cofnął się za późno. Lodowe klingi rozcięły materiał na jego piersi zostawiając krwawe szramy. Półobrót Blizzarda, wierzgnięcie nogą. Kopnięcie niemal wyrzuciło Lin Kuei'a poza krawędź kry.
4
Myślę, że ten opis wyszedł Ci bardzo zgrabnie, w każdym razie jak na mój gust.
Ale...
W dynamicznych opisach akcji lepiej rezygnować ze zdań złożonych podrzędnie. Że tak powiem... żadnych "ale"
I więcej zdań w aspekcie dokonanym. Nie chcę tu robić swoistego rozbebeszania tekstu, jednak to akurat dobry przykład.
Odpowiednie zabiegi gramatyczne mogą dodać dynamiki nawet dzierganiu na drutach.
Jeśli scena pojedynku jest krótka, to chyba można opisać każdy cios, o ile nie zapodajesz ich w liczbie pięćdziesięciu i w tą samą część ciała, a na dodatek tymi samymi słowami. Uczucia? Chyba chodziło Ci o emocje. Zależy jak są zaprezentowane. Jakoś nienachalnie, rzucone mimochodem, są okej. W końcu pojedynek to akcja, chcę wiedzieć, co się dzieje, a nie to, jak akurat bohater się poczuł (to można np. wywnioskować z jego reakcji).
Jednak opisy walki to bardzo miękka plastelina. W swoim kawałku umieściłeś i czyjąś myśl, i ogólną informację (z tą gildią) i jakoś nie razi.
I tak znajdzie się ktoś, kto napisze: wszystko zależy od pisarza... i to jest niestety dobry wniosek. Niestety, bo możesz znaleźć mnóstwo porad, skrupulatnie je stosować, a i tak się okaże, że opis kuleje i zupełnie nie wiadomo, dlaczego... Po prostu, każdy zrobi to na inny sposób
Ale...
W dynamicznych opisach akcji lepiej rezygnować ze zdań złożonych podrzędnie. Że tak powiem... żadnych "ale"

I więcej zdań w aspekcie dokonanym. Nie chcę tu robić swoistego rozbebeszania tekstu, jednak to akurat dobry przykład.
Ja to bym zapisała inaczej: cofnął się szybko, gwałtownie, odruchowo. Bo kiedy dopiero "zaczął się cofać", to wcale się nie dziwię, że nie zdążyłSub-Zero zaczął się cofać, ale jego reakcja była odrobinę spóźniona.

Jeśli scena pojedynku jest krótka, to chyba można opisać każdy cios, o ile nie zapodajesz ich w liczbie pięćdziesięciu i w tą samą część ciała, a na dodatek tymi samymi słowami. Uczucia? Chyba chodziło Ci o emocje. Zależy jak są zaprezentowane. Jakoś nienachalnie, rzucone mimochodem, są okej. W końcu pojedynek to akcja, chcę wiedzieć, co się dzieje, a nie to, jak akurat bohater się poczuł (to można np. wywnioskować z jego reakcji).
Jednak opisy walki to bardzo miękka plastelina. W swoim kawałku umieściłeś i czyjąś myśl, i ogólną informację (z tą gildią) i jakoś nie razi.
I tak znajdzie się ktoś, kto napisze: wszystko zależy od pisarza... i to jest niestety dobry wniosek. Niestety, bo możesz znaleźć mnóstwo porad, skrupulatnie je stosować, a i tak się okaże, że opis kuleje i zupełnie nie wiadomo, dlaczego... Po prostu, każdy zrobi to na inny sposób

5
Mogę się wypowiadać tylko jako czytelniczka, bo żadnej ładnej sceny walki nie udało mi się nigdy stworzyć. Nie lubię patetycznych opisów walki, ani zbyt rozwlekłych i drobiazgowych. Scena z "Potopu", od "zaczynaj waść" do "kończ waść, wstydu oszczędź" ma tylko stronę, a jakaż to walka, ile emocji!
Lubię, gdy taka scena jest zamieszczona po coś, a nie tylko po to, żeby móc zaprezentować jak wspaniale/seksownie/męsko/ekstraordynaryjnie bohater posługuje się swoją cudną/wyjątkową/niebezpieczną bronią. Ważne jest też otoczenie, reakcje przeciwnika, a nie tylko kto jaki uskok czy podskok wykonał. W ogóle, walka to nie choreografia i moim zdaniem każde dokładne opisanie jakiegoś ruchu powinno czemuś służyć. No i najbardziej lubię, gdy napięcie wynika z samego opisu, a nie z dodatkowych zabiegów stylistycznych stosowanych przez autora.
Lubię, gdy taka scena jest zamieszczona po coś, a nie tylko po to, żeby móc zaprezentować jak wspaniale/seksownie/męsko/ekstraordynaryjnie bohater posługuje się swoją cudną/wyjątkową/niebezpieczną bronią. Ważne jest też otoczenie, reakcje przeciwnika, a nie tylko kto jaki uskok czy podskok wykonał. W ogóle, walka to nie choreografia i moim zdaniem każde dokładne opisanie jakiegoś ruchu powinno czemuś służyć. No i najbardziej lubię, gdy napięcie wynika z samego opisu, a nie z dodatkowych zabiegów stylistycznych stosowanych przez autora.
A tristeza tem sempre uma esperança
De um dia não ser mais triste não
De um dia não ser mais triste não
6
Gówno prawda. Zdania wielokrotnie złożone dodadzą dynamiki, ale to jest trudniejsze do opanowania i wymaga wyczucia. Ale efekt też jest lepszy.Grabarz pisze:Rwane zdania (...) dodadzą dynamiki.
Poczytaj Sapkowskiego. Niekiedy namiesza, ale zazwyczaj opisy walki, szczególnie potyczki większej liczby ludzi, są świetne.
"Siri was almost sixteen. I was nineteen. But Siri knew the slow pace of books and the cadences of theater under the stars. I knew only the stars." Dan Simmons
7
Zawsze możesz zrobić opisy walko jak w Dagome Iudex Nienackiego: Dago wyjął miecz i posypały się głowy. 
Dynamizm gwarantowany.
[ Dodano: Wto 09 Lis, 2010 ]
Ogólnie nie jest źle, ale ja bym to napisał inaczej. Piszesz np.:

A nie lepiej?
Blizzard płynnym kopnięciem z półobrotu odepchnął Lin Kuei, niemal wyrzucając go poza krawędź kry.


Dynamizm gwarantowany.

[ Dodano: Wto 09 Lis, 2010 ]
Machał na krzyż? A co mu ten krzyż zrobił? ;Dpeterka07 pisze:machając ostrzami na krzyż.
Niepotrzebne.peterka07 pisze:Oni byli w swoim żywiole.
Ogólnie nie jest źle, ale ja bym to napisał inaczej. Piszesz np.:
Wierzganie to mi się z koniem kojarzypeterka07 pisze:Płynnym ruchem Blizzard przeszedł do półobrotu, wierzgając nogą. Kopnięcie odepchnęło Lin Kuei, niemal wyrzucając go poza krawędź kry.

A nie lepiej?
Blizzard płynnym kopnięciem z półobrotu odepchnął Lin Kuei, niemal wyrzucając go poza krawędź kry.

8
Mam wrażenie, że wszyscy tu podchodzą do opisów walk od nieco... hmm... tylnej strony. Ja bym zaczął od tego, że trzeba wiedzieć co nieco o walce zanim się zechce napisać jakikolwiek fragment tekstu, w którym dwóch (lub więcej) osobników przechodzi od słów do rękoczynów (bądź też odwrotnie). Nie mówię, żeby od razu zapisywać się na szermierkę i szermować słowami z równą gracją co orężem (chociaż może nie zaszkodziłoby?), ale wypada popodglądać jakichś panów z bractw rycerskich, a i samemu wziąć oręż w łapkę by nie zaszkodziło, celem przekonania się, że jest lżejszy niż nam się wydawało. 
Mnie osobiście podobają się opisy w stylu "dobył miecza, w wkrótce potem po okolicy latały poobcinane członki". Jakkolwiek dwuznacznie by to nie zabrzamiło. Wolę to niż dwustronnicowy opis tego jak Cohen Barbarzyńca przechodzi z jednego stylu walki do drugiego... a potem nagle wszędzie leżą martwi wrogowie. Pod tym względem negatywnie zmiażdżyło mnie kiedyś jedno opowiadanie w SFFiH, o barbarzyńcy właśnie, ale nie pomnę autora. Autentycznie chichotałem jak czytałem o tym, jak to barbarzyńca ów przywiązał Wielki Miecz (to zawsze jest Wielki Miecz) do sznura skręconego z pociętego prześcieradła i taką to bronią ścinał głowy wrogów siedzacych na drzewie. Sigmarze, miej litość nad duszą autora owego tekstu... wracając - ta dygresja slużyła powiedzeniu, że autor naprawdę powinien wiedzieć o czym pisze. A jak nie wie - zapytać kogoś albo przesłać komuś bardziej obeznanemu z walką tekst do recenzji. Bo wychodzą prześmieszności. Jak nie znacie nikogo siedzącego w walce wręćz - polecam siebie. Uwielbiam mieszać ludzi z błotem.

Mnie osobiście podobają się opisy w stylu "dobył miecza, w wkrótce potem po okolicy latały poobcinane członki". Jakkolwiek dwuznacznie by to nie zabrzamiło. Wolę to niż dwustronnicowy opis tego jak Cohen Barbarzyńca przechodzi z jednego stylu walki do drugiego... a potem nagle wszędzie leżą martwi wrogowie. Pod tym względem negatywnie zmiażdżyło mnie kiedyś jedno opowiadanie w SFFiH, o barbarzyńcy właśnie, ale nie pomnę autora. Autentycznie chichotałem jak czytałem o tym, jak to barbarzyńca ów przywiązał Wielki Miecz (to zawsze jest Wielki Miecz) do sznura skręconego z pociętego prześcieradła i taką to bronią ścinał głowy wrogów siedzacych na drzewie. Sigmarze, miej litość nad duszą autora owego tekstu... wracając - ta dygresja slużyła powiedzeniu, że autor naprawdę powinien wiedzieć o czym pisze. A jak nie wie - zapytać kogoś albo przesłać komuś bardziej obeznanemu z walką tekst do recenzji. Bo wychodzą prześmieszności. Jak nie znacie nikogo siedzącego w walce wręćz - polecam siebie. Uwielbiam mieszać ludzi z błotem.

Don't you hate people who... well, don't you just hate people?
9
Chciałem też o tym napisać. Jeśli to mają być opisy tak jak w pierwszej wiadomości, czyli "komiksowe", to czemu nie, nich i przywiązują miecz do prześcieradła, a nawet nogi do koparek i niech wierzgają.
Ale jeśli to ma być realistyczne przedstawienie walki, to dobrze by było zapisać się na jakieś treningi i samemu poczuć jak to jest. Szczególnie jeśli ktoś lubi pisać o walce i planuje pisać o tym często.

10
Pomysł z zapisaniem się na kurs walki wręcz lub szermierki brzmi niegłupio. Rzeczywiście łatwiej opisać coś co już się przeżyło. Niestety studia nie pozwoliłyby mi znaleźć na to czasu nie mówiąc o kosztach. Na razie będę musiał polegać na tekstach źródłowych. Ostatnio natknąłem się na taką stronę
http://www.arma.lh.pl/badania.html
Oczywiście zdaję sobie sprawę że walka powinna zostać opisana w sposób dynamiczny, ale z drugiej strony taka ciągła AKCJA! AKCJA! AKCJA! mogłaby w końcu zmęczyć czytelnika. Ktoś napisał, że dobrze jest zwiększać tempo, potem je spowolnić itd. Ale co miałoby być tym "spowalniaczem"? Myśli bohaterów? Opis ich zmęczenia? Dialog?
No i wreszcie ostatnie pytanie: Czy dodanie dźwięków mogłoby wprowadzić większe napięcie?
Niebo pokryły ciemne chmury. Chwiejnym krokiem pan Y zmierzał w stronę konia. Pan X doskoczył i z rozmachem opuścił młot na jego głowę. Rozległ się huk gromu."
http://www.arma.lh.pl/badania.html
Oczywiście zdaję sobie sprawę że walka powinna zostać opisana w sposób dynamiczny, ale z drugiej strony taka ciągła AKCJA! AKCJA! AKCJA! mogłaby w końcu zmęczyć czytelnika. Ktoś napisał, że dobrze jest zwiększać tempo, potem je spowolnić itd. Ale co miałoby być tym "spowalniaczem"? Myśli bohaterów? Opis ich zmęczenia? Dialog?
No i wreszcie ostatnie pytanie: Czy dodanie dźwięków mogłoby wprowadzić większe napięcie?
Niebo pokryły ciemne chmury. Chwiejnym krokiem pan Y zmierzał w stronę konia. Pan X doskoczył i z rozmachem opuścił młot na jego głowę. Rozległ się huk gromu."
11
Nie wiem, czy mnie by rajcowało czytanie o walce opisanej w sposób maksymalnie rzeczywisty (zakładam, ze czytam dla przyjemności, a nie traktat o walce w celu poszerzenia wiedzy
). Wiem, jak toto działa na serio, ale nie przeszkadza mi, jeżeli bohater jakimś fajnie opisanym, maksymalnie niepraktycznym w realu ruchem kogoś załatwia albo czegoś unika. Zwykle wystarczy mi zarysowanie go wcześniej jako wybitnie szybkiego, farciarza, czy jego wroga jako gościa, który daje się na konkretny trik.
Wiadomo, lepiej, żeby pisarz wiedział, za co się chwyta miecz abo że półtoraczek nie ważył dziesięć kilo, ale z wymaganiem od każdego umiejętności walki to bym wyluzowała (chociaż jako sport to szczerze polecam
).
Arma jest niesamowicie zasobnym źródłem informacji, ale trudnym do przefiltrowania (a czytanie traktatów pod opowiadanie to już jak dla mnie przegięcie - zwłaszcza, jak się nie ma doświadczenia). Chociaż jak kto ma cierpliwość to tylko pozostaje polecić.
Jako spowalniacz raczej polecałabym jakąś zmianę w narracji. Żeby nie kłapać ciagle w tym samym tempie, tylko bawić się słowem, perspektywą (jak mi się skojarzy jakiś dobry przykład to przytoczę). Jeśli chodzi o przerywnik... Pozwolić wrogom od siebie odskoczyć i rozciągnąć literacko tę chwilę przed ponownym zwarciem (przynajmniej mi jako odbiorcy ten zabieg odpowiada).
Myśli? Czemu nie. Byle nie za dużo i raczej takie szczątkowe, przebłyski. W walce trudno cokolwiek rozważać.
Dialog? W czasie starcia? Nawet chwilę przerwy spożytkujesz raczej na łapanie oddechu, niż ględzenie. Ale to już czasem kwestia fabuły. Jak twój bohater z kimś walczy odskakuje i musi krzyknąć sztampowe: "Nie musimy tego robić!" czy "Jestem twoim ojcem" no to niech krzyczy
Twój przykład, peterka07, z hukiem gromu brzmi dla mnie dość tandetnie. Jakieś dźwięki... Hmmm... Taki zabieg kojarzy mi się z wrzucaniem uwag o dźwiękach, które mogą stanowić dalsze zagrożenie dla bohatera - w stylu ciężkich kroków tuż za drzwiami czy cuś. To może działać. Ale powiem szczerze, że w tej chwili moja inwencja nic mi nie podpowiada. Co nie oznacza, ze nie znalazłbyś jakiegoś fajnego pomysłu.
No i jak zwykle moje ględzenie sprowadza się do jednej uwagi: MOŻNA wszystko, byle z umiarem, smakiem i byle działało. W przypadku przerywników w walce zwłaszcza byle z umiarem.

Wiadomo, lepiej, żeby pisarz wiedział, za co się chwyta miecz abo że półtoraczek nie ważył dziesięć kilo, ale z wymaganiem od każdego umiejętności walki to bym wyluzowała (chociaż jako sport to szczerze polecam

Arma jest niesamowicie zasobnym źródłem informacji, ale trudnym do przefiltrowania (a czytanie traktatów pod opowiadanie to już jak dla mnie przegięcie - zwłaszcza, jak się nie ma doświadczenia). Chociaż jak kto ma cierpliwość to tylko pozostaje polecić.
Jako spowalniacz raczej polecałabym jakąś zmianę w narracji. Żeby nie kłapać ciagle w tym samym tempie, tylko bawić się słowem, perspektywą (jak mi się skojarzy jakiś dobry przykład to przytoczę). Jeśli chodzi o przerywnik... Pozwolić wrogom od siebie odskoczyć i rozciągnąć literacko tę chwilę przed ponownym zwarciem (przynajmniej mi jako odbiorcy ten zabieg odpowiada).
Myśli? Czemu nie. Byle nie za dużo i raczej takie szczątkowe, przebłyski. W walce trudno cokolwiek rozważać.
Dialog? W czasie starcia? Nawet chwilę przerwy spożytkujesz raczej na łapanie oddechu, niż ględzenie. Ale to już czasem kwestia fabuły. Jak twój bohater z kimś walczy odskakuje i musi krzyknąć sztampowe: "Nie musimy tego robić!" czy "Jestem twoim ojcem" no to niech krzyczy

Twój przykład, peterka07, z hukiem gromu brzmi dla mnie dość tandetnie. Jakieś dźwięki... Hmmm... Taki zabieg kojarzy mi się z wrzucaniem uwag o dźwiękach, które mogą stanowić dalsze zagrożenie dla bohatera - w stylu ciężkich kroków tuż za drzwiami czy cuś. To może działać. Ale powiem szczerze, że w tej chwili moja inwencja nic mi nie podpowiada. Co nie oznacza, ze nie znalazłbyś jakiegoś fajnego pomysłu.

No i jak zwykle moje ględzenie sprowadza się do jednej uwagi: MOŻNA wszystko, byle z umiarem, smakiem i byle działało. W przypadku przerywników w walce zwłaszcza byle z umiarem.
Powiadają, że taki nie nazwany świat z morzem zamiast nieba nie może istnieć. Jakże się mylą ci, którzy tak gadają. Niechaj tylko wyobrażą sobie nieskończoność, a reszta będzie prosta.
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"
Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"
Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"
13
Mój ulubiony temat, to też się wypowiem 
Też nie polecam czytania Army, z tego samoego powodu, co Adrianna. Jasne, jak masz ochotę przebijać się przez bliżej niezrozumiały tekst - go ahead. Ale szczerze mówiąc, szermierka i walka są na tyle specyficzne, że aby takie teksty czytać ze zrozumieniem, to trzeba też coś niecoś spróbować samemu.
Jasne, że pisarz musi mieć pojęcie, o czym pisze, ale nie musi być w tym najlepszy na świecie. Z resztą, zawsze znajdzie się ktoś, kto wie lepiej
Poza tym - nie zawsze dobrym pomysłem jest zarzucanie czytelnika fachową terminologią. Przykładem świetnym jest "Fechtmistrz" Arturo Pereza-Reverte, w którym opisy floretowych pojedynków były i może ładne i malownicze, ale trzeba się jeszcze było orientować w liniach, kwadrach, tertiach i wiedzieć dlaczego "leworęczny gorzej wykonywał będzie flankonadę"...
Dodatkowym problemem tutaj może jeszcze być wrzucanie terminów związanych z walką w miejsca dla nich nieodpowiednie. Pisarze fantasy lubią od czasu do czasu rzucać takimi terminami luźno z szermierką związanymi i niektórzy się nawet w tym nie aż tak bardzo mylą.
Ale jeszcze istotniejsze tutaj od tego wszystkiego będzie chyba to, jaki styl i jaką konwencję przyjmiemy.
Jeśli zechcemy pisać precyzyjne fantasy w stylu Clancy'ego, to kto wie, może dokładne opisywanie każdego ruchu i rozpatrywanie, czy bohater wygrał poprzez lepszość swojego pancerza, czy gorszość broni przeciwnika będzie właśnie tym, czego szukamy?

Też nie polecam czytania Army, z tego samoego powodu, co Adrianna. Jasne, jak masz ochotę przebijać się przez bliżej niezrozumiały tekst - go ahead. Ale szczerze mówiąc, szermierka i walka są na tyle specyficzne, że aby takie teksty czytać ze zrozumieniem, to trzeba też coś niecoś spróbować samemu.
Jasne, że pisarz musi mieć pojęcie, o czym pisze, ale nie musi być w tym najlepszy na świecie. Z resztą, zawsze znajdzie się ktoś, kto wie lepiej

Poza tym - nie zawsze dobrym pomysłem jest zarzucanie czytelnika fachową terminologią. Przykładem świetnym jest "Fechtmistrz" Arturo Pereza-Reverte, w którym opisy floretowych pojedynków były i może ładne i malownicze, ale trzeba się jeszcze było orientować w liniach, kwadrach, tertiach i wiedzieć dlaczego "leworęczny gorzej wykonywał będzie flankonadę"...
Dodatkowym problemem tutaj może jeszcze być wrzucanie terminów związanych z walką w miejsca dla nich nieodpowiednie. Pisarze fantasy lubią od czasu do czasu rzucać takimi terminami luźno z szermierką związanymi i niektórzy się nawet w tym nie aż tak bardzo mylą.
Ale jeszcze istotniejsze tutaj od tego wszystkiego będzie chyba to, jaki styl i jaką konwencję przyjmiemy.
Jeśli zechcemy pisać precyzyjne fantasy w stylu Clancy'ego, to kto wie, może dokładne opisywanie każdego ruchu i rozpatrywanie, czy bohater wygrał poprzez lepszość swojego pancerza, czy gorszość broni przeciwnika będzie właśnie tym, czego szukamy?
//generic funny punchline
15
Szczerze mówiąc, nie pamiętam w ogóle opisów walki u Salvatore, ale z tego ci mi się we łbie kołacze, to nie mają one zbyt wiele wspólnego z rzeczywistością
Musiałbym sobie przypomnieć, ale jakoś nie wydaje mi się, bym miał dość samozaparcia, by znów sięgać po jakąś książkę tego autora 


//generic funny punchline