Ostrze Miłości: kapłanka powietrza

1
Witam. To mój pierwszy post i pewnie w tej właśnie chwili zyskałam sobie złą sławę: zalogowałam się tylko po to, aby to napisać ;) A więc... Piszę. Co piszę? DzieUo, tFór. Czy dobry - no właśnie w tym sęk. Pozwolicie, że tutaj to wkleję...? Jedno "ale": pierwsze kilkanaście rozdziałów jest beznadziejne. Kiedyś je poprawię, OBIECUJę. A na razie...

Proszę o recenzje ;)

Chociaż to-to ma już 21 rozdziałów (ale to nie koniec), tutaj publikuję na razie tylko trzy.





Prolog - Najwyższa Rada



Wysokie, kamienne wieże teeltowńskiego zamku od stuleci wznosiły się dumnie ku niebu. Od zawsze ich ogrom i majestatyczność budziły podziw, a witrażowe, tęczowe okna w każdej z nich doskonale działały na wyobraźnię. Od wielu lat o twierdzy tej krążyły rozmaite legendy, być może dlatego że zamek ten należał do jednego z najbardziej okazałych i wyglądał jak wyjęty z bajki.



I tak jak w bajce rządził nim surowy i sprawiedliwy, acz dobry król Browlyheart I i Najwyższa Rada, składająca się z sześciorga magów, będących mistrzami w swojej profesji. A byli to nieśmiertelni magowie czterech żywiołów, a także natury i chaosu. Wszystko było na swoim miejscu, a mieszkańcom Teeltown żyło się dostatnio.



Najwyższa Rada nie składała się tylko z mężczyzn zwanych magami, składała się także z kobiet, nazywanych kapłankami. Troje mężczyzn i trzy kobiety. Tak właśnie niegdyś było… Magowie ziemi, chaosu i natury oraz kapłanki ognia, powietrza i wody. Byli to kolejno: Anamour ham?

2
Jedno "ale": pierwsze kilkanaście rozdziałów jest beznadziejne. Kiedyś je poprawię, OBIECUJę. A na razie...

Proszę o recenzje :wink:


Skoro masz świadomość, że pierwsze kilkanaście rozdziałów to beznadziejność i chcesz je w przyszłości poprawiać... to CZEMU wklejasz wersję beznadziejną i bez poprawek???

Nie chcę nadinterpretować, ale zazwyczaj ludzie piszą lub mówią coś w tym guście, gdy oczekują od komentujących zaprzeczenia i napisania "nie, nie, jest wspaniałe"... :wink:

Skoro chcesz recenzję... proszę bardzo. (Może nie powinnam tego robić, bo za fantastyką nie przepadam, ale to też kawałek tekstu.)


teeltowńskiego


Raczej "teeltowNskiego", jeśli pochodzi od "Teeltown". Swoją drogą, nazwa wyraźnie angielska (jak też inne nazwy własne), a nie stricte fantastyczna. Gdyby poszukać znaczenia tej nazwy w języku polskim, kierując się fonetyką, wyszłoby coś w stylu: miasteczko małych dzikich kaczek. :wink:



Prolog - straszliwie patetyczny (np. "acz", "bowiem"). Nadużywasz "było, była, byli" itd. oraz masz tendencję do stwarzania takich "potworków":
o twierdzy tej
zamek ten
Jeśli chce się osiągnąc taki efekt, to nie ma w tym nic złego... Z mojego punktu widzenia jest to straszne, cała historia wydaje się banalna, a opisywana jest jak dla małych dzieci. Wymienienie wszystkich magów i kapłanek w jednym ciągu, z przydomkami, powoduje, że już za chwile praktycznie się ich nie pamięta. Streszczenie "dziejów" kapłanki wody i powietrza jest statyczne i nudne, nie ma w nim dynamizmu i czegoś, co sprawia, że takie fragmenty czyta się z zapartym tchem. Ot, takie zdania bez uczuć, suche, coś było, jest to dla fabuły ważne (tak wynika z tekstu), ale po co się na tym zbytnio skupiać.



Rozdział pierwszy - przeczytałam tylko kawałek. Niecierpię takiego zwartego opisu postaci. Czytelnika to nie interesuje - ważna jest akcja, fabuła, jakiś dynamizm. Postacie opisywać można później, fragment po fragmencie. Tutaj wrzucić, że miała takie włosy, a kilka akapitów lub nawet rozdziałów dalej, że spojrzała w takie i takie oczy. Charakter powinien wynikać z dialogów, postępowania. Kiedy wszystko jest podane na tacy - bohater wydaje się sztuczny. Nie świadczą o nim jego czyny, ale parę słów.



Ech, ogólnie po tym, co udało mi się przeczytać - naprawdę nie jest dobrze. Przynajmniej według mnie. :wink: Postaraj się pisać bardziej przystępnie, nie silić się na styl podniosły. Trochę więcej akcji, mniej statyczności i zwartych opisów... To na pewno. Trzeba znaleźć tzw. złoty środek. Pisałaś o poprawkach - wklej wersję poprawioną albo chociaż napisz, w jaki sposób chciałaś to poprawić.

3
Skoro masz świadomość, że pierwsze kilkanaście rozdziałów to beznadziejność i chcesz je w przyszłości poprawiać... to CZEMU wklejasz wersję beznadziejną i bez poprawek???

Nie chcę nadinterpretować, ale zazwyczaj ludzie piszą lub mówią coś w tym guście, gdy oczekują od komentujących zaprzeczenia i napisania "nie, nie, jest wspaniałe"... Wink

Skoro chcesz recenzję... proszę bardzo. (Może nie powinnam tego robić, bo za fantastyką nie przepadam, ale to też kawałek tekstu.)


ZGADZAM SIE W 100%. Po co wypisujesz, ze to beznadzieja? Jesli autor nastawia tak czytelnikow jeszcze przed czytanskiem, to nie licz na pozytywne oceny.

4
Ba, cały problem polega na tym, że po prostu nie mogę umieścić tego, co jest według mnie dobre, bez podania tego, co jest złe. Nie zrozumielibyście raczej, o co w tym chodzi. Ale proszę bardzo:





- To było coś! – Rachel podbiegła do elficy i uderzyła ją przyjacielsko dłonią w plecy, aż ta się wygięła w bólu. Blondwłosa kobieta zdusiła w sobie śmiech i parsknęła tylko nieznacznie. Ludzie, którzy stali po bokach, patrzyli jak kasztanowłose dziewczę przymila się słodko do trzyosobowej drużyny i patrzyli na to wszystko z ukosa. Byli pewni, że elfica, która na podeście wykazała się takim ognistym charakterkiem, zbeszta ją – jednak nic takiego się nie stało. Kącik jej ust uniósł się nieznacznie.



- Też tak sądzę – wyparowała nagle kobieta. – To było coś, Alenael! Też bym chciała powiedzieć mojej matce całą prawdę. że zwyczajnie kłamie. Ale co do tego mam pewne wątpliwości… Dlatego wolę tego nie mówić…



Cała czwórka wyszła z przepełnionego ludem rynku, na którym wciąż ociekał wodą mężczyzna i jego niewolnica, lareana. Ludzie patrzyli w milczeniu jak Rachel podskakuje wesoło wokół nowych przyjaciół.



- Jak masz na imię, dziewczynko? – zapytał Savrel. Skrzywiła się nieco, bo nie lubiła, gdy mówiono na nią dziewczynka, i odparła:



- Rachel.



- Rachel! – pisnęła Morana. – Kiedyś chciałam się tak nazywać…



- A jak ty masz na imię? – zapytała ją bezpośrednio Rachel, gdy już wyszli z rynku i znaleźli się w królewskich ogrodach.



- Mam paskudne, pełne bólu imię… - odpowiedziała. – Morana. Wiesz co w języku ham?
Coś

5
Z powódu strajku, nie przeczytałem całości, a jedynie marną część.

( własnie skłamałem)


Z brązowowłosej kobiety o pięknym licu i kształtnej talii przeistoczyła się w bryłę lodu, błękitną zjawę o białych jak śnieg oczach i równie białych włosach, sinych ustach i kościstych palcach, do topielicy podobną…
No no no... To się nazywa opis, który uderza w moją wyobraźnię.



Podobało się, aczkolwiek łatwa historia, podana w lekko zawiły sposób (w sensie narracji)



Zapomniałbym. Imiona anglojęzyczne oraz nazwy własne lokacji wypadają F A T A L N I E !
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott

   Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
   — Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
   — Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
   — Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron