Hystaad

1
I wyrzuciło mnie Wielkie Morze; Tam, daleko
Poza krańce swych złotych wód,

Ciało me obrosła Ziemia a Wiatr ją utwierdził,
Krzew Thurgar nadał siły, otworzył oczy,

Ujarzmię Go. I powstałem

Przyozdobiłem przeguby najpyszniejszymi owocami
Każdego drzewa. Śmierci, życia, natchnienia i zguby,

I usłyszałem : 'wyrusz, Dziedzicu, wstąp na skałę,
Spójrz na Wschód, coś widział, spisz, mój Synu'

Na imię mi Hystaad, Czterdzieści i Cztery,

Ujrzałem tedy krainy, przypalone słońcem,
Wielkie obszary skute lodem, na wschodzie,

Na Północy, ujrzałem gorejący ogień z Góry,
A na Górze Bestia, skrzydlata, uśpiona niby,

Wokół góry, spalone trawy rozległych równin,
Tam, inne skały widziałem, strzeliste, chude,
Kto w nich mógł mieszkać? Pomyślałem,

I zaraz ze skał rozpanoszyło się obrzydlistwo,
Wylęgły jak mrówki, w chaosie jak pszczoły,

Dzieci Chaosu, zaiste, ich szpony są jak groty,
Zęby jak brzytwa ostre, skóra niby sam poranek,

Ich pokarmem jest krew; tak, twoja, Gwiazdo
Smutek, zaraza, nie obaczysz, już cię mają, Wampy,

I wtedy, z nieba ustąpił półmrok, blask rozszczepił,
Wieczne chmury, strącił do czeluści, Pana Ciemności,

A kto przyniósł blask? Wielkie ptaki, o rdzawej karnacji,
Czoła zdobiły im szmaragdy, pruły przestworza w galopie,

Gdzież jest On, Pan Ciemności? I oto otwierają się wrota czeluści,
A zeń czterdziestu wylega strażników, byków bez głowy, z toporami,

Oto upadek, czterech władców strąconych zostaje w otchłań,
Ich szafiry, bajeczne rubiny, pochłonie żywioł ziemi, nad którym władzę ma Ona,

Królowa Maja, Pani z Morskiego Pałacu; jej pałac... ujrzałem. Tak,
W dole liczne kolumnady, cztery drzwi, każde z innym korytarzem,

Dach ze srebra, niby z wody, tak; czerwone kopuły, poznaję,
Przed wejściem pomnik ku czci Starca, na wzniesieniu,

Tam się wychować musiałem, Ja, Hystaad,
Dziedzic Mayflowers
ODPOWIEDZ

Wróć do „Poezja biała”