"Upadek" [obyczaj] miniatura

1
WWWSiedzimy. Przy stole dużym: ja, ona i on. Poważna dyskusja, która ma się zakończyć podpisaniem umowy. Zależy mi, im mniej. To ja muszę przekonać, oni zgodzić się. Ich oczy-kamery lustrują moje popiersie (mniej godna część ciała pod stołem), zdaje mi się, że wychwycą każdą usterkę mojej mimiki, podążają za ruchem moich rąk. Uszy ich ogromne, talerze anten satelitarnych, wychwycą wszystkie kanały, które emituje. Przedstawiam swoją propozycję, pozycję utrzymując wciąż siedzącą. Ręce jak moi asystenci, podkreślają co ważniejszą kwestię. Pot z pleców spływa na rewers. Awers kamienny, przygotowany na odparcie ataku. WWWMówi coś ( ona). Usta wąskie, prawie ich nie widać, sztywne. Coś tam cedzi przez nie, syczy. Wypuszcza pociski precyzyjne jak laser, tną mi twarz. Bez uśmiechu, bez życzliwości. Wyprowadza słowa jak ciosy. Bije po mej propozycji, wali niemiłosiernie. Kapitulacja w mojej głowie, szukam pod stołem białej flagi, by zamachać przed jej wrogimi oczyma. Już mi wszystko jedno, byle atak przerwać. Flagi nie ma, ani szmaty, ani chusteczki. Jest saperka. Kopie. W okopie by schować się choć na chwile przed ostrzałem. Posadzka twarda, wale z sił całych, trzonek ułamałem. Poddaje się. Już mi wszystko jedno. Nawet się nie bronię, nawet zaczyna mi się to podobać. Okłada z wszystkich stron, nadstawiam policzki. Ona wali w lewy policzek, umowy strona pierwsza zgnieciona ląduje w koszu, wali w prawy, druga strona umowy w popielniczce płonie. Płonie moja twarz z otwartej dłoni pieszczona. Przywiązuje mnie do stołu. Każe szczekać, szczekam. Na podłogę padam (upadam moralnie). Jak pies kule się, przed pejczem, którym miota. Świśnie mi nad uchem, przyjmuje razy na grzbiet, drżę z rozkoszy. Wbija obcas po kolei w każdy punkt jeszcze niepodpisanej umowy. Jestem bezbronny i w tej bezbronności się zatracam. Z rozpaczy przeskakuję w ekstazę. I kiedy już moją Chomolungmę zdobywam ścianą wschodnią w porze zimowej (choć gorąco niesamowicie), kiedy z ostatniego obozu z zapasem tlenu prę do góry by flagę, już nie białą, na szczycie postawić, ona przerywa. Z butli tak potrzebny mi gaz wysysa. Tuż przed ostatecznym wejściem muszę zawrócić do obozu. Bez flagi zatknięcia. WWWJego wypowiedź przychylniejsza, oczy żywe, już prawie czuje jego rękę, jak klepie mnie po mokrych plecach. Rośnie poczucie mojej wartości. Tkwiło gdzieś z brudem zmieszane pod paznokciem małego palca u lewej nogi, a teraz uwolnione mknie po ciele, dreszcz samozadowolenia, wysoko aż hukiem uderza w sklepienie. To co Ona niemiłosiernie wytargała, zgniotła i porwała prawie, on delikatnie prostuje, chucha i dmucha, odtwarza punkt po punkcie. Ten dysonans jest mi na rękę, zdobyłem przyczółek w obozie wroga. Przeprosili mnie na chwile, na końcu stołu dużego dyskutują między sobą. WWWOdpływam z tego akwenu, wiatry niosą mnie do gabinetu profesora Kowalskiego, gdzie jutro egzamin z historii najnowszej. Moja wiedza nikła, skupiony na pracy, aby zarobić na studia, te ostatnie zawalam. Wędruje wiec po powojniu od Europy do Azji, widzę zgliszcza, głód i nędze. Widzę Zachód w stagnacji, tak długi okres bez wojny. Czy w końcu poszli po rozum do głowy? Przeskakuje z zachodu na resztę świata. Przed oczyma ludobójstwa, czaszek stosy, Kambodża, Srebrenica, Ruanda, widzę upadek człowieczeństwa, które miast dumie z głowa podniesioną iść chodnikiem, płynnie w rynsztoku. I zamiast nad przyczynami, przebiegiem, skutkami i dokładnymi datami, zaczynam rozmyślać nad sensem tego wszystkiego. Zycie tak krótkie, a my sobie je nawzajem skracamy. WWWWyrywam się objęć nauczycielki życia i wracałam do rzeczywistości. Ich dyskusja walką niemal. Raz ona ma przewagę, oblega jego bramkę, raz on z kontrą po lewej flance. Piłka raz na jednej raz na drugie połowie. Do bramki wpaść nie chce. Mat. Przerywają grę. Patrzą na mnie, chcą bym jako sędzia rozstrzygną ich bój. Żebym jednym mocnym argumentem potrafił przekonać ją, bądź zniechęcił jego. Patrzę na nich zdumiony, wchłonięty przez ostatnie minuty w rozmyślania o czynach człowieka, człowieka niegodnych, zupełnie się pogubiłem, z głowy mi wszystko wyparowało, argumenty wszelkie. Stres ogarnia mnie, w gardle sucho. Zamiast gwizdka sędziowskiego, sięgam po kawę już wystygłą. Przed decydującym atakiem, chce się odprężyć. Napięcie jednak tak duże, ręce drżą i kawa, filiżanka, podstawka lecą mi z rąk, na popiersie, koszule plamiąc, dalej na spodnie, znacząc przy tym dokumenty na stole. W ostatniej minucie meczu strzelam samobója. Gorbaczow, plama na czole, Związku Radzieckiego upadek - Ja, plama na koszuli, upadek mój zawodowy.

2
Witaj,

Pozwól, że wypowiem się pod Twoim tekstem również i ja. Wszystkie uwagi z mojej strony są oczywiście czystym, subiektywnym odczuciem. Mam nadzieję, że coś na nich skorzystasz.


1. W bardzo nietypowy i niesztampowy sposób udało Ci się przedstawić bardzo prostą i w sumie nieciekawą sytuację. Gratuluję pomysłu.

2. Mimo bogatego słownictwa : z wykonaniem nieco gorzej. Natłok zaimków wgniótł mnie w fotel. Już dawno nie czytałam tak krótkiego tekstu z tak wieloma zaimkami. Rozumiem ich zasadność w niektórych miejscach, ale nie należy z tym przesadzać, ponieważ taki zabieg niemiłosiernie męczy Czytelnika.

3. Zauważę, że w tekście zdarzyło Ci się napisać "Ona/On", po czym po chwili jest "ona/on." Warto byłoby skupić się na jednej wersji i konsekwentnie się jej trzymać.

4. Doszukałam się też kilku brakujących ogonków. Wielka szkoda, bo dodatkowo utrudnia to odbiór tekstu i świadczy o niedbalstwie Autora.

5. Szyk przestawny w zdaniach czasem doprowadzał do momentu, w którym jako Czytelnik gubiłam się i musiałam przeczytać zdanie dwa razy, żeby właściwie je zrozumieć. Rozumiem, co Autor chciał osiągnąć, pisząc w ten sposób, ale z drugiej strony myślę, że tekst wydaje się wystarczająco ciekawy z porównaniami do meczu, rozgrywki szachowej, anten satelitarnych i wspinaczki górskiej.

talerze anten satelitarnych, wychwycą wszystkie kanały, które emituje. - <emituję>

Mówi coś ( ona). - spacja za dużo

Jest saperka. Kopie. W okopie(,) by schować się choć na chwile przed ostrzałem. - <kopię>, <chwilę, >drugiego zdania nie bardzo rozumiem, może: <W okopie chcę schować się...>

Posadzka twarda, wale z sił całych, trzonek ułamałem. Poddaje się. - <walę>, <poddaję>

Poddaje się. Już mi wszystko jedno. Nawet się nie bronię, nawet zaczyna mi się to podobać. - powtórzenie, <poddaję>

Jak pies kule się, przed pejczem, którym miota. - <kulę>, wytnij pierwszy przecinek

oczy żywe, już prawie czuje jego rękę, jak klepie mnie po mokrych - <czuję>

To(,) co Ona niemiłosiernie wytargała, zgniotła i porwała prawie

Przeprosili mnie na chwile, na końcu stołu - <chwilę>

Wędruje wiec po powojniu od Europy do Azji, widzę zgliszcza, głód i nędze. - <wędruję>, <więc>, <nędzę>

Przeskakuje z zachodu na resztę świata. - <przeskakuję>, <Zachodu>

które miast dumie z głowa podniesioną iść chodnikiem, płynnie w rynsztoku. - <dumnie>, <głową>, <płynie>

Zycie tak krótkie, a my sobie je nawzajem skracamy. - <życie>

Wyrywam się objęć nauczycielki życia i wracałam do rzeczywistości. - <z objęć>

Piłka raz na jednej(,) raz na drugie połowie. - <drugiej>

Patrzą na mnie, chcą bym jako sędzia rozstrzygną ich bój. - <rozstrzygnął>

Żebym jednym(,) mocnym argumentem potrafił przekonać ją, bądź zniechęcił jego.

Patrzę na nich zdumiony, wchłonięty przez ostatnie minuty w rozmyślania o czynach człowieka, - z tym zdaniem też jest coś nie w porządku. <pochłonięty rozmyślaniami>?

Przed decydującym atakiem, chce się odprężyć. - <chcę>

na popiersie, koszule plamiąc, dalej na spodnie, znacząc przy tym dokumenty na stole. - <koszulę>

Gorbaczow, plama na czole, Związku Radzieckiego upadek - Ja, plama na koszuli, upadek mój zawodowy. - może zamiast myślnika po prostu kropka?

Dużo weny życzę, pozdrawiam : )
[...] mowa ludzka wywodzi się z pieśni, a pieśń – z potrzeby wypełnienia dźwiękiem tej nazbyt dużej i dość pustawej przestrzeni, jaką jest dusza człowieka.

Coetzee John Maxwell,

3
Siedzimy. Przy stole dużym: ja, ona i on.
A po co udziwniać na siłę? Nie lepiej napisać: "Siedzimy we troje przy dużym stole"? Jak się nie ma lepszego pomysłu na początek, to trudno.
Poważna dyskusja, która ma się zakończyć podpisaniem umowy.
Brzmi drętwo, bezosobowo.
Zależy mi, im mniej.
Opisujesz tak, jakby wcale Ci nie zależało i walisz kawa na ławę. Opis, wyrażający takie lub inne uczucia, poszedł w las.
To ja muszę przekonać, oni zgodzić się.
Oni też muszą się zgodzić? Jeśli tak, to czemu różnicujesz, mówisz, że narratorowi zależy bardziej niż oponentom?
Ich oczy-kamery lustrują moje popiersie (mniej godna część ciała pod stołem),
Narrator ma je z kamienia? A może jest miniaturową rzeźbą, skoro popiersie ma pod stołem? Inna możliwość, jego rozmówcy są olbrzymimi robotami. Ale czy wtedy zależałoby im na wdziękach niewieścich? Czy maszyna może odczuwać o....m?
zdaje mi się, że wychwycą każdą usterkę mojej mimiki, podążają za ruchem moich rąk.
Powinno być "podążą" a nie "podążają", albo "wychwytują" a nie "wychwycą". Używasz różnych czasów.

Zabieg różnicowania logicznie nie pasuje do relacji stopniowania. Jak jednym zależy mniej a drugim trochę bardziej, to przepaści, przeciwieństwa nie ma. Żadne poetyckie hokus-pokus nie pomoże.
Przedstawiam swoją propozycję, pozycję utrzymując wciąż siedzącą.
Jeszcze dodaj "supozycję", większa groteska wyjdzie. Powstaje ona bo używasz wyrazów o zbliżonym brzmieniu i różnych znaczeniach. Dalej nie czytam, nie warto. Zostaw to i weź się za nowy tekst. Może pójdzie Ci lepiej.

4
A mnie się podoba pulsujące w tym opowiadaniu poczucie humoru (co mniej więcej znaczy, że nie podzielam braku odczucia tegoż u przedmówcy Humanozercy )

Problemem tekstu jest jego w pierwszym czytaniu nieprzejrzystość graficzna. Męczy mnie.
I brak ogonków w czasownikach 1 os.

Sam tekst - pomyślany jako monolog wewnętrzny jest - zaciekawił mnie właśnie ukryte pod opowieścią przeżywanie rzeczywistości.
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)

5
Dobry tekst.
Właśnie tak: zabawa słowem, rytmem, szykiem (miejscami prawie poezja). Nie po próżnicy, tylko by z dystansem i dużą dawką auto- i ironii opisać typową, acz bardzo niewygodną dla narratora sytuację.
Dużo wyobraźni, literackiej wyobraźni.
Szkoda, że niedbale, bo na zamysł artystyczny owa niedbałość mi się nie patrzy.
Trochę uporządkowania, niechby i nowofalowego, przydałoby się na pewno.
Podobało mi się.
Również i dlatego, że mózg mi dymi od próby przypomnienia, u którego z polskich pisarzy coś podobnego widziałem. Co jest jak najdalsze od jakiegokolwiek zarzutu wtórności, raczej podbija zaciekawienie.

[ Dodano: Pią 26 Kwi, 2013 ]
Pierona, no nie, nie literatura, no przecie to Adaś Miauczyński :-P
co za ulga!

6
Podoba mi się ten kawałek, tylko koniecznie doczyścić trzeba. Ogony i inne takie.
K.Apostata pisze:nadstawiam policzki. Ona wali w lewy policzek
To powtórzenie (w przeciwieństwie do wielu innych, ładnie wkomponowanych) jest brzydkie i niepotrzebne. Drugi "policzek" do wyrzucenia. Wystarczy: Ona wali w lewy.
K.Apostata pisze:Zycie tak krótkie, a my sobie je nawzajem skracamy.
Oj, to pójście na łatwiznę: krótkie - skracamy. Tu trzeba czegoś bardziej błyskotliwego.

Warto. Warto takie kawałki tworzyć i z nich spróbować coś większego poskładać. To może być naprawdę ładna budowla.
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka
ODPOWIEDZ

Wróć do „Miniatura literacka”

cron