121

Latest post of the previous page:

Sorry, Navajero, ale chyba nie zrozumiałeś pytania:

"Gemmini
Dzisiaj 19:05 Temat postu:
Załóżmy, że autor dostanie 2pln od sztuki. Ile z tego musi poświęcić chociażby na ubezpieczenia, podatki, inne koszty pracy itp? Czy pisarze sami płacą takie rzeczy, czy może wydawca za nich to robi?
Ile tak naprawdę z tych 2zł zostaje w kieszeni?"

Pyta dokładnie, ile z tych 2 złoty musi poświęcić na ubezpieczenia, podatki, itd... Więc nie mówi o kwocie netto, ale brutto. Przyjmując że książka kosztuje 20 zł, a autor podpisze umowę na 10 % ceny książki, czyli otrzymuje owe mityczne 2 złote/egz brutto.
Władysław "Naturszczyk" Zdanowicz

122
icy_joanne pisze:Dla mnie książka czytana na kompie - to jak oglądać Avatara na komórce. A wydrukowana z netu - to jak oglądać Avatara w 2D na kompie - kontra pójść do kina i obejrzeć w 3D
Do mnie nie trafia to porównanie. Słowa opowieści w pewnym sensie rozbrzmiewają w moim umyśle - jeśli powieść mnie wciąga. I w tym momencie zupełnie zapominam o medium, z którego docierają do mnie te słowa. To zdarza się zarówno przy książkach papierowych, jak i audiobookach. Jeśli chodzi o ekran, to na komputerze nigdy mi się ta sztuka nie udała, ale na (dużym) ekranie komórki - jak najbardziej. Tak samo jak w wypadku książki papierowej.

Chodzi o to, że film operuje obrazem, to jest jego atut. Atutem książki są obrazy w mojej głowie - a czy litery tworzone są z farby drukarskiej czy zaświeconych pikseli - to już nie ma dla mnie znaczenia.

123
Naturszczyk pisze: Pyta dokładnie, ile z tych 2 złoty musi poświęcić na ubezpieczenia, podatki, itd... Więc nie mówi o kwocie netto, ale brutto. Przyjmując że książka kosztuje 20 zł, a autor podpisze umowę na 10 % ceny książki, czyli otrzymuje owe mityczne 2 złote/egz brutto.
Te 2 zł to netto. Brutto by było więcej.
Panie, ten kto chce zarabiać na chleb pisząc książki, musi być pewny siebie jak książę, przebiegły jak dworzanin i odważny jak włamywacz."
dr Samuel Johnson

124
Podsumujmy:

1) zarobek 2 zł/egz jest jak najbardziej realny. (2 zł na czysto).

2) zarobek 10k na książce jest całkowicie realny - wymaga sprzedania nakładu 5 tyś szt. Zaryzykuję stwierdzenie że wiekszość książek sf osiąga dziś ten nakład albo się do niego zbliża

3) Zarobek 10k na debiutanckiej książce jest raczej mało prawdopodobny - ale możliwy (Masłowska ponoć ok 180k)

4) zarobek 10 k miesięcznie z pisania wymaga rocznej sprzedaży powyżej 60 tyś szt. Jest to trudne ale czołówce naszych pisarzy czasem się to udaje. W miarę jak rozwija się rynek liczba takich autorów rośnie.

5) zdobycie nakładów, dobrych stawek, 60k czytelników, kasy na koncie, jachtów, wilii, etc wymaga pracy. Odbudowa rynku wymaga stworzenia "bazy" - 250k ludzi którzy bedą czytać polską fantastykę i których polska fantastyka będzie rajcować. Nie kazdy ma te same gusta - jeden weźmie Dukaja drugi Komudę - dlatego by polski autor mógł uzyskiwać nakłady rzędu 100k trzeba poszerzyć "bazę" do ok. ćwierć miliona czytaczy.

6) Rynek odbudowują książki. Dobre książki które przekonują łebków że fajnie jest czytać. Odbudowa rynku wymaga czasu. Trzeba przekonywać do czytania 15 tyś łebków rocznie - czyli circa 10% każdego rocznika, trzeba przypomnieć "dziadkom" że kiedyś czytali Zajdla, Borunia & Trepkę (i było fajnie) i po dekadzie "baza" powstanie.

7) Rośnie zamożnośc społeczeństwa. Rośnie wolniej niż w epoce dwukaczyzmu kiedy to w dwa lata zarobki wzrosły o ponad 20% ale rośnie. Ludzie czesc kasy przeznaczą na piwo, ale jakość piwa tak dramatycznie spada że część piwoszy bedzie wolała kupować książki. Przestańcie wzorem marksa jojczyć i teoretyzować na temat kapitału tylko zacznijcie pracować jak ten kapitał zdobyć.

8) Ci którzy najwięcej tyrają przy budowie "bazy" rzecz jasna robią sobie przy okazji reklamę więc te nakłady po 100k będą w przyszłości w pierwszej kolejności ich. Nikt nie kupi wszystkiego - już dziś wychodzi ponad 60 ksiązek SF & Fantasy rocznie. Chodzi o to by ok 250 tyś kolesi kupiło sobie powiedzmy średnio po 10 książek rocznie.

9) zgodnie z krzywą Gausa będą pisarze sprzedający nakłady po 3k i tacy co sprzedadzą po 100k. chodzi o to by środek "dzwonu" miał po 30-50k nakładu.

10) to nie jest epoka "jedna książka na trzy lata". Wygrają ci którzy będą zapieprzać.

125
A ja się podepnę, bo Andrzej ma rację - to jest realne, ale przy długim marszu, a nie w pierwszej chwili.

Natomiast zakwestionuję samo założenie: 10k miesięcznie. Miło tyle mieć, ale w polskich realiach jest to zarobek, który osiąga niewielu, wystarczy się rozejrzeć, ile naprawdę dostają ludzie. Zawsze się znajdzie precedens, zatem proszę mi tu nie wyciągać najlepszych w swojej branży czy kilku specyficznych, korporacyjnych zawodów, ok? Skupmy się raczej na zwykłych ludziach.
A tu... no cóż, pensja 3000 to już jest sukces, a 2000 - do zaakceptowania. Ile zarabiają panie w Biedronce? Mniej.
Zatem ja bym to przymierzał, przynajmniej na początku, do kwoty np. 2000. Jako minimum, ale w zamian za to, że się robi, co się kocha, a nie nosi skrzynek z magazynu :)

No i tak:
- dwie książki rocznie, powiedzmy ze sprzedażą po 4 tysiące dadzą jakieś 15-16 tysięcy.

Mało. Nie mamy na buty. Trzeba dorobić.
Ale... można napisać opowiadania, jak się ma wydane książki, czasem uda się wcisnąć swoją publicystykę. Na tym da się uciurkać jeszcze parę tysięcy.

Załóżmy, że dojeżdżamy w ten sposób do 20 tysięcy rocznego zarobku.

Mało...

OK. Wiele wydawnictw oferuje korektę/redakcję za bandyckie stawki rzędu 40 złotych/arkusz. Zaciskamy zęby i... dorabiamy, trochę się odmóżdżając i kalkulując, ile wytrzymamy, ile potrzebujemy z tego kasy - aby nie zidiocieć i nadal móc pisać.

I mamy te dwa tysiące miesięcznie.

Nie, kochani, to nie sukces, wiem. Zaraz posypią się wpisy - "Ale Sapkowski trzaska pięć baniek rocznie!", "Za mniej niż 10k miesięcznie to się nie opłaca".

Sorki. Znam sporo osób, które tak kombinują i - za podobne pieniądze - nie noszą skrzynek w Biedronce czy nie stoją za ladą w sklepie, tylko żyją z pisania i prac dookólnych. Spełniają własne marzenia. A kto powiedział, że spełnianie własnych marzeń nic nie kosztuje i nic nie boli na początku?

Więc się da. Tylko że, jak słusznie niczym mantrę powtarza Andrzej, trzeba zapierniczać, zamiast kwękać. A w miarę upływu czasu będzie więcej - albo przynajmniej jest na to szansa. A jaka jest szansa (z całym szacunkiem dla osób tam pracujących) na awans w Biedronce, hę? :)
Mówcie mi Pegasus :)
Miłek z Czarnego Lasu http://tvsfa.com/index.php/milek-z-czarnego-lasu/ FB: https://www.facebook.com/romek.pawlak

126
Romek Pawlak pisze:
Natomiast zakwestionuję samo założenie: 10k miesięcznie. Miło tyle mieć, ale w polskich realiach jest to zarobek, który osiąga niewielu,
Wydaje mi się, że jest to sensowny poziom, by w życiu cokolwiek osiągnąć, poza garbem i zaspokojeniem ego.

Powiem brutalnie, jeśli ktoś nalezy do grona poczytnych autorów i nadal jest pod kreską (10k), to jest sytuacja tragiczna.
2k-3k za ksiązkę, która pochłania masę czasu i pracy, minimum 3-4 miesiace jest żałosne.
Odkąd sam coś skrobie, widzę, ile energii pochłania takie zajęcie. Nie wspomne o wypaleniu sie po napisaniu, trzeba chwilę odsapnąc ...itd., a tu walą rachunki, żona warczy, rodzina puka się w czoło...
skazany na potępienie...

128
Romek Pawlak pisze: No i tak:
- dwie książki rocznie, powiedzmy ze sprzedażą po 4 tysiące dadzą jakieś 15-16 tysięcy.

Mało. Nie mamy na buty. Trzeba dorobić.
ok. Dlatego tłukę do głów - jesteście w liceum/na studiach. to jest Wasz czas. Jeszcze na garnuszku rodziców - to teraz musicie nabierać rozpędu bo potem będzie naprawdę pod górkę.

2 książki po 4 tyś to dobry początek. Lepszy niż ja miałem nastarcie z Wędrowyczem. (nakład 3 tyś). I dwie kolejne które może zejdą po 5 tyś.
A za dwa trzy-lata dodruk tych pierwszych.

To co najważniesze w literaturze to ruch do przodu. Brak sztucznych ograniczeń awansu. Możesz skoczyć tak wysoko jak dasz radę.

każda kolejna dobra ksiązka pozwala zrobić krok w górę. Ku wyższym nakładom i wyższym honorariom. Tylko trzeba ją naisać. I tę kolejną. I jeszcze raz.

Podkreślę: to nie jest totolotek. Tu potrzebne jest planowanie, konsekwencja, upór. I czas.

Od mojego debiutu mija 14 lat.
Od wydania pierwszej książki 9.

wydałem w ciągu tych 14 lat bagatela - 40 książek.
19 tomów fuch traktuję jako wprawki.
21 wydanych pod nazwiskiem tomików to mój wkład w budowanie rynku i radocha dla banku który dał mi kredyt na mieszkanie.

to jest praca która może Wam dać naprawdę dużo. Kasy, zaszczytów, poczucia celu i sensownosci własnej roboty etc.

Ale to nie oteria. Żeby wyjąć kasę trzeba włożyć wysiłek.

sorry dzieciaki takie jest życie.

129
Naturszczyk pisze:Moffiss - witaj w klubie - "a tu walą rachunki, żona warczy, rodzina puka się w czoło..."
:lol: :lol:
jestem nad kreską, dlatego do pisania podchodzę na luzie, hobby :)
skazany na potępienie...

131
Romek Pawlak pisze:Uff, to mnie uspokoiłeś, bo kompletnie tego nie widać :-)
Złośliwcze, bo z tym pisaniem jest jak tą rybką i pipką. Obie wymagają tyle samo czasu, tyle że kasę można miec tylko z jednej. Wizja A.Pilipiuka o kilkunastoletnim okresie wstepnym mnie rozbroiła.
skazany na potępienie...

132
Pewnie dlatego, że wizja przyszłości gdy już będziesz mógł oznacza, że nadejdzie w chwili gdy Ci się już nie będzie chciało - lub mogło( do wyboru) :lol: :lol:
Na szczęście jestem leniwcem i nie przesadzam z pisaniem, a co ma być to i tak będzie.
Władysław "Naturszczyk" Zdanowicz

134
Preissenberg pisze:Andrzej jest chyba idealistą. Ale tu trzeba talentu. Kto ma go ma szanse. Kto nie, może się pożegnać z planem.
Zgadza się, ale nawet najbardziej utalentowany nie zostanie poczytnym pisarzem w rok czy dwa. Można dyskutować czy wymaga to akurat kilkunastu lat, ale tak czy owak to robota na długie lata...
Panie, ten kto chce zarabiać na chleb pisząc książki, musi być pewny siebie jak książę, przebiegły jak dworzanin i odważny jak włamywacz."
dr Samuel Johnson

135
Naturszczyk pisze:że nadejdzie w chwili gdy ...
Wnioskuję, że najlepszym okresem na pisanie jest emerytura.
Oprócz typowych korzyści terapeutycznych można zaszpanowac na fajfach przy muzyce mechanicznej, każda laska będzie moja. :P Może nawet "dziewczynki" zasponsorują viagrę!
skazany na potępienie...

136
Dziewczynki zawsze lecą na poetów a nie na prozaików - to tak na wszelki wypadek abyś wiedział. :lol: :lol: :lol:
Preisenberg - Poza talentem jest potrzebna odrobina szczęścia, aby zwrócić na siebie uwagę. Talent bez szczęście nic ci nie gwarantuje i tego nie zmieni nawet ciężka praca. Można zaistnieć ale nie przełoży się to na efekty - życie to nie jest bajka, niestety.
Władysław "Naturszczyk" Zdanowicz

Wróć do „Jak wydać książkę w Polsce?”