16

Latest post of the previous page:

Trochę nie rozumiem zastrzeżeń. Wiele konkursów w ogóle nie oferuje publikacji papierowej, co najwyżej w internetowym czasopiśmie. Też nieodpłatnie. A fanty w postaci książek... no proszę, trochę jak szkolna nagroda za wyniki w nauce.
Czarna Gwardia
Potęga słowa - II tekst

17
@padaPada, Nie chodzi czy bym wygrał czy nie, tylko co za to dostanę. Nawet robiąc coś charytatywnie ludzie dostają w nagrodę w postaci możliwości uczestnictwa, możliwości pochwalenia się innym, czy własnej satysfakcji. W przypadku tego konkursu jedyną nagrodą byłaby w sumie satysfakcja z pokonania X konkurentów(dość niska pobudka), oraz, być może motywacja żeby w ogóle napisać takie opowiadanie.To, co jest przemilczane natomiast, że ktoś na tym zarabia.
Loony Stories - wydarzyło się naprawdę ;)

18
We własnych postach nazywacie siebie dziwkami i alfonsami. A przecież to zasadnicza różnica, że dziwka leci na kasę a pisarz leci - a przynajmniej powinien - na prestiż. Komercja jest najbrzydszą z muz. Jeśli więc piszecie tylko dla kasy lub fantów a nie żeby przekazać coś mądrego przyszłemu pokoleniu to podajcie mi swoje pseudonimy artystyczne, żebym wiedział czego nie kupować.
Poza tym nikt nie jest na tyle głupi, żeby startować w podobnych konkursach cały czas. Chodzi tylko o debiut. Wszyscy na tym zarobią - wydawca kasę, autor doświadczenie: drzwi otwarte do świata literatury. Odbijesz to sobie, wydając później powieść. A tymczasem wszystko, co macie wklejacie tutaj, też nie otrzymując za to złamanego grosza. I gdzie tu sens?
Nie ma nudnych historii, są tylko źle opowiedziane...

19
themashall pisze: A tymczasem wszystko, co macie wklejacie tutaj
Pan raczy żartować, prawda?
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

20
themashall pisze:We własnych postach nazywacie siebie dziwkami i alfonsami. A przecież to zasadnicza różnica, że dziwka leci na kasę a pisarz leci - a przynajmniej powinien - na prestiż.
Ja z całą świadomością i odpowiedzialnością uroczyście oznajmiam, iż jestem dziwką (choć do tych z ulicy trochę mi jednak brakuje, nie mówiąc już o tych bardziej luksusowych). Co więcej, uważam, że większość (jeśli nie wszyscy) osób parających się zawodami okołoarystycznymi to dziwki. Tezę tę wysuwam z własnego doświadczenia. Dziwka dziwkę dziwką pogania. Amen.
themashall pisze:Komercja jest najbrzydszą z muz. Jeśli więc piszecie tylko dla kasy lub fantów a nie żeby przekazać coś mądrego przyszłemu pokoleniu...
Nie rozumiem, dlaczego tak bardzo umniejsza się rolę literatury komercyjnej. Przecież nie powstawałaby, gdyby ludzie nie chcieli tego czytać. Czy lit. tworzona dla kasy nikogo niczego nie uczy? Czy to źle, że pisarze mają za co żyć? Czy trzeba pisać o tylko o prawdach absolutnych dla garstki wykształciuchów, samemu przymierać głodem i zapomnieć o prostym ludzie (bo komercha jest fe) lub co gorsza próbować go zbawiać taką literaturą? Czcze gadanie.
themashall pisze:Wszyscy na tym zarobią - wydawca kasę, autor doświadczenie: drzwi otwarte do świata literatury.
Znaczy co? Nagle spadnie mi z nieba zaproszenie z wydawnictwa do napisania fascynującej powieści, za którą dostanę milijony monet (albo więcej prestiżu, którym się najem)? A może Nobla? Albo np. jak wystąpię raz w przedstawieniu, za co zgarnę nagrodę za najlepszą rolę w sztuce amatorskiej, rozgłos, prestiż, bla, bla, bla, to co? Nagle dostanę miejsce na wydziale aktorskim w PWST? Albo rolę w genialnym filmie? G... prawda, za przeproszeniem. Nikt mi sam drzwi nie otworzy. Trzeba je samemu wyważać.
themashall pisze:A tymczasem wszystko, co macie wklejacie tutaj, też nie otrzymując za to złamanego grosza.
Tak, z pewnością. WSZYSTKO. Mój cały dorobek literacki składa się z trzech g... tekstów. Umrę w chwale.


A tak poważnie, to wszystko zależy od preferencji. Jeśli ktoś chce zdobyć sobie prestiż czy co tam by nie było, niech uczestniczy w takich konkursach. Droga wolna. Ja, jak prawdziwa dziwka, nie będę brać w nich udziału. I to nawet nie dlatego, że lecę na kasę, a dlatego, że nie podoba mi się gdy ktoś mnie wykorzystuje. Cóż, dziwna ze mnie dziwka.

21
themashall ujął sprawę może zbyt jednostronnie, ale ma sporo racji. Zaskakuje mnie że gadanie o kasie i zarabianiu na pisaniu często przeważa nad sympatycznym ględzeniem o niczym - czyli o wartościach. To pewnie wpływ czytania tylko i wyłącznie komerchy, uczenia się jak pisać szybko a nie o czymś.
Nie wiem, może to nienormalne, ale nigdy nie pytałem o stawki płacone przez czasopisma. Co dawali - wydawałem na nowe książki i luksusy w postaci dobrej łiski. I nigdy nie przeliczałem tych nędznych złotówek. Jak nie dawali - miałem satysfakcję z samego druku.
Ja rozumiem, że będąc pisarskim milionerem, w codziennym, okrutnym kieracie pisania 100 stron na godzinę, nie można sobie pozwolić na byznesowe straty i przecieki gotówkowe ale Wy - drodzy pisarze przed debiutem? Jeśli będziecie zaczynać i kończyć każdą dyskusję o pisaniu rozważaniami finansowymi - marnie to widzę :)
http://ryszardrychlicki.art.pl

22
smtk69 pisze: I nigdy nie przeliczałem tych nędznych złotówek. Jak nie dawali - miałem satysfakcję z samego druku.
Ale twoi rówieśnicy, którzy czasem się udzielają na forum już mają inne podejście. Przecież najbardziej materialne nastawienie mają starzy pisarze, którzy zdają się podchodzić już czysto zawodowo do kwestii pisarstwa i też ciągle ciamgolą, że za mało dostali pieniędzy od wydawnictwa.

Natomiast nie wiem czy jest rozsądne mówić o pisarskim materializmie, jeśli chodzi o osoby młode, przed debiutem, lub po słabym debiucie. Dobrze wiemy, że raczej takie osoby *chciałyby* zarabiać, ale i tak nikt im raczej nie da, chyba, że są Masłowską.

Wśród osób młodych widzę inne tendencje - mianowicie chęć wybicia się za wszelką cenę, nachalna autopromocja, oraz wyniosłość. W takim kontekście to udział w takich konkursach g... a nie jest idealistyczny i właśnie on budzi moją niechęć. A czy nie można się rozwijać stopniowo, pisząc do szuflady, czy do wąskiego kręgu czytelników blogowych (na przykład?). Czemu w ogóle "trzeba" usilnie się starać po to, żeby zadebiutować za wszelką cenę?
themashall pisze:wydawca kasę, autor doświadczenie: drzwi otwarte do świata literatury
tylko, że wydawca kasę zarobi naprawdę, a te "drzwi otwarte do świata literatury", autor to zarobi, ale najczęściej tylko w swoich marzeniach. I tak to działa.
themashall pisze:dziwka leci na kasę (...)
Wszyscy na tym zarobią - wydawca kasę,
No i od tego chyba się zaczęła ta dyskusja, że po prostu zbulwersowało mnie to, że wydawca jest dziwką, który tylko kasę ma przed oczami do tego stopnia, że wykorzystuje jeleni do załatwiania mu darmowej treści.
Loony Stories - wydarzyło się naprawdę ;)

23
Loony pisze:Ale twoi rówieśnicy, którzy czasem się udzielają na forum już mają inne podejście.
O tych złotówkach to wspomnienia debiutanckie właśnie. Proble, moim zdaniem, leży w założeniu - piszę, żeby się z tego utrzymać, lub piszę, bo mam coś ważnego do powiedzenia a zarabiam jako np informatyk.
Pierwsze podejście wydaje się kuszące, ale kończy się niestety szybko rozwodnieniem treści w milionach stron które trzeba spłodzić każdego roku. Opieram się tutaj na postach Pilipiuka i jego rekordach w biciu normy oraz rozczarowującego poziomu jego powieści.
Drugie jest upierdliwe, bo czasu niewiele, ale za to pełna wolność twórcza. Świadomie wybrałem rozwiązanie numer dwa, na samym początku mojego klepania takich, czy innych tekścików, co pozwala mi szczęśliwie uniknąć dylematów rodzących tego typu dyskusje.
A, jest jeszcze trzecie - pisanie do szuflady. Czemu nie?

Dyskusja zresztą wiedzie donikąd - każdy wybierze, co mu bardziej pasuje i pozostanie na swoim stanowisku.
http://ryszardrychlicki.art.pl

24
Mam wrażenie, że warto rozdzielić tu dwie kwestie - zarabiania pisaniem oraz konkursu i gratyfikacji dla zwycięzców. W przypadku konkursu, w którym jedyną formą nagrody jest przyszła publikacja, zwycięzcy tak naprawdę wygrywają OBIETNICĘ - życie ją zweryfikuje. Projekt wydawniczy może nie zostać zrealizowany, czasopismo, które obiecało publikację najlepszych opowiadań, może upaść... Jeśli jest konkurs, to nagroda (rzeczowa czy finansowa) powinna być bezpośrednio związana z jego rozstrzygnięciem. W końcu, organizatorzy mogą chyba wystarać się o kilkaset złotych na nagrody dla trzech osób? Przecież to nie są wielkie sumy, które wymagałyby szukania hojnych sponsorów.
Natomiast jeśli chodzi o zarabianie pisaniem, to rzeczywiście, każdy zostanie przy swojej opcji, więc nie warto się spierać.
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.

26
końcu, organizatorzy mogą chyba wystarać się o kilkaset złotych na nagrody dla trzech osób? Przecież to nie są wielkie sumy, które wymagałyby szukania hojnych sponsorów.
no właśnie o to mi chodziło.Pazerność ludzka nie zna granic ;) Tzn. nie chodzi o to, że trzeba zarabiać na pisaniu nawet jak się jest debiutantem, tylko że i tak ktoś zarabia na naszej twórczości, po prostu zatrzymuje pieniądze dla siebie, można więc porównać organizatorów do piratów czy urzędu skarbowego. (mówię o mechanizmach, te konkursy mogą być nawet wartościowe, tak jak i piractwo może być pozytywnym zjawiskiem, czy pieniądze z budżetu państwa też mogą iść na wartościowe cele - ale mechanizm jest ten sam i dlaczego o tym nie mówić? ;) ).
O tych złotówkach to wspomnienia debiutanckie właśnie. Proble, moim zdaniem, leży w założeniu - piszę, żeby się z tego utrzymać, lub piszę, bo mam coś ważnego do powiedzenia a zarabiam jako np informatyk.
i takie podejscie (drugie, tj. zarabianie jako programista, zamiast zarabiać na pisarstwie) również ja wyznaję, Tylko jestem przed debiutem, i raczej na debiut nawet nie liczę, natomiast widzę mnóstwo młodych "pisarzy", którzy są tak strasznie napaleni, żeby wejść na parkiet, że zapominają o tym, że trzeba najpierw zebrać pewien kapitał, a potem dopiero startować na rynku (tj. "zebrać kapitał" mam na myśli posiąść umiejętności, doświadczenie pisarskie, talent, wiedzę o tym, co chcemy tak naprawdę przekazać etc.). Więc tworzy się pewna bańka, która polega na tym, że jest mnóstwo młodych pisarzy z pretensjami, którzy tak naprawdę piszą bardzo przeciętnie, średnio, ale zachowują się jakby pisali zaje*iście i wszyscy mają klękać do ich stóp. Na ten temat nawet kiedyś opowiadanie napisalem, mogę wrzucić do weryfikacji, tylko popoprawiam ;)

A co do konkursów to znam przypadek gościa, któremu szajba odbiła po wygraniu dwóch czy trzech konkursów poetyckich w swojej szkole i wszem i wobec to zaczął rozgłaszać jaki to pan ;) tj. znam z obserwacji okołonetowych, nie osobiście - w każdym razie on się wyrobił i udało mu się dopchać do Fabryki i jakąś książkę mu nawet wydali. Więc może nachalna autopromocja jest skuteczna, gdy się nie ma talentu?

Inny przypadek to gość, który własny fan club założył na facebooku, w którym opisuje swoją twórczość jako niebanalną i oryginalną, plus za każdym razem kiedy napisze jakieś opowiadanie, musi to nagłośnić w necie, zakłada nawet wątki na forum pt. "zgadnijcie co dzisiaj napisałem".
Loony Stories - wydarzyło się naprawdę ;)

27
Loony pisze:Więc może nachalna autopromocja jest skuteczna, gdy się nie ma talentu?
To ostatnio modne i nawet bym niespecjalnie się czepiał. Przypomina to nieco obieg independent w muzyce. Pasuje mi to do tego stopnia, że właściwie już prawie nie kupuję płyt wydawanych przez duże wytwórnie. Wolę wygrzebywać perełki z drugiego obiegu. Więc czemu nie w literaturze?
Loony pisze:natomiast widzę mnóstwo młodych "pisarzy", którzy są tak strasznie napaleni, żeby wejść na parkiet, że zapominają o tym, że trzeba najpierw zebrać pewien kapitał, a potem dopiero startować na rynku
tu pełna zgoda. chociaż czasem trzeba zrozumieć, że jesteśmy nieco bezkrytyczni wobec własnych płodów myśli i ciała ;)
http://ryszardrychlicki.art.pl

28
Loony pisze:Więc może nachalna autopromocja jest skuteczna, gdy się nie ma talentu?
Nie jest. A przynajmniej nie na dłuższą metę. Wielu tego próbowało i próbuje. I nic. Zakładają ( z podobnymi sobie) kółka wzajemnej adoracji, wyzywają się od "wybitnych pisarzy", organizują co rusz spotkania autorskie, zamieszczają filmiki na youtube... Efekt jest żaden, lub niemal żaden. Bo w końcu i tak oceniają ich nie kumple, a "zwykli" czytelnicy. A ci patrzą tylko na jedno: czy książka się podoba. Nb. Internet od dawna nie budzi specjalnego zaufania ( tzn. jako źródło wiarygodnej informacji ). Stąd - o ile nie wypowiada się w nim osoba znana i ciesząca się pewnym prestiżem - wszelkie takie próby skazane są na niepowodzenie. I piszę to ex cathedra, jako poniekąd specjalista w zakresie cybernetyki społecznej :)
Panie, ten kto chce zarabiać na chleb pisząc książki, musi być pewny siebie jak książę, przebiegły jak dworzanin i odważny jak włamywacz."
dr Samuel Johnson

29
A czy to całe narzekanie ludzi przed debiutem bojących sie o to, że zaraz jakiś pasera ich orżnie, nie wynika czasami z tego, że po prostu mało piszą? Jeśli taki człek skrobnie dwa opowiadanka na rok, to wtedy chucha na nie i dmucha, próbuje z nimi zrobić nie wiadomo co, chce nimi ugrać złoto i dolary lub co najmniej publikacje w NF lub w SFFiH. Natomiast jeśli ktoś piszę co najmniej jedno opowiadanie na miesiąc ma o wiele więcej materiału i wie, że udział w takim konkursie nie jest dla niego żadna stratą, a w zasadzie może tylko na tym zyskać.
Leniwiec Literacki
Hikikomori

30
Tu się w ogóle dużo teoretyzuje :) IMO głównie dlatego, że wielu userów boi się ( mniej czy bardziej świadomie) sprawdzić w realu. Stąd burzliwe dyskusje, stąd niewiele konkretnych działań. A dla debiutanta nawet darmowy druk to spory bonus.
Panie, ten kto chce zarabiać na chleb pisząc książki, musi być pewny siebie jak książę, przebiegły jak dworzanin i odważny jak włamywacz."
dr Samuel Johnson
ODPOWIEDZ

Wróć do „Konkursy literacko-poetyckie”

cron