17
autor: Zoe
Szkolny pisarzyna
Kurczaki. Mam 34 lata i też chyba zaliczam się do późnych debiutantów. Ale nie z lenistwa, bo dziecięciem będąc, a potem nastolatką, pisałam namiętnie, choć fatalnie. Do pisania wróciłam po trzydziestce i stwierdzam, że to była dobra decyzja - dojrzałam, umiem już spojrzeć znacznie bardziej realnie na swoje możliwości. No i nabrałam cierpliwości - nie zakładam już, jak w wieku 15 lat, że napiszę książkę, która okaże się bestsellerem i zrobię wielką karierę. Teraz ową "karierę" planuję dokładnie, skrupulatnie, krok po kroku. Nie spieszę się. Pracuję i jestem cierpliwa, bardzo cierpliwa.
Ale najważniejsze jest to, że dopiero po trzydziestce poczułam nie tylko chęć pisania i publikowania - przede wszystkim zdałam sobie sprawę, że przede wszystkim potrzeba mi solidnej pracy nad warsztatem. Zakładałam, że potrwa to jakieś 2-3 lata wytężonej pracy, zanim będę mogła bez wstydu wysyłać teksty na konkursy. A wysyłać zaczęłam w momencie, kiedy poczułam, że nadszedł odpowiedni czas i stwierdziłam: "No dobrze, teraz czas sprawdzić, ile się nauczyłam przez te lata ćwiczeń, pisania, poddawania tekstów ocenie innych".
Nie żałuję, że moja przygoda z pisaniem rozpoczęła się bliżej wieku średniego niż młodzieńczego. Po prostu wcześniej nie potrafiłam pisać. Do dziś wyję ze śmiechu, przypominając sobie twory spłodzone gdy miałam kilkanaście lat. Mogłyby one służyć jako baza do artykułu "jak NIE pisać"...
I wear my red lipstick, grab my coat and gun...