.... i tak upłynął wieczór i poranek, dzień pierwszy kolejnego miesiąca, który nie widział sukcesu powieściopisarskiego.
Wynik ostateczny to raptem 4 000 słów, czyli, khem, cała powieść to to raczej nie jest.
Nie wiem, czy będzie, ale na pewno dobrze się bawiłem robiąc badania do niej i wiele się dowiedziałem o różnych rzeczach. Na przykład o tym, że w Australii żyją naprawdę wielkie dżdżownice.
Miałem też okazję pobiegać w ciemnościach, żeby się na własne oczy (raczej: na własne obtłuczone części ciała...) przekonać, że się nie da. Zapomniane podziemia bardzo miło zwiedzało się z latarkami i świecami, a przy okazji wiem, że za nic nie daje się zapalić świeczki zapałką, gdy zombiak nadchodzi - polecam spróbować. Jak się człowiek spieszy, ręce się trzęsą, łamią się zapałki, czasem samemu się je gasi jak się na nie sapnie...
To pierwsza powieść, do której zrobiłem "badania terenowe", żeby wiedzieć jak to i owo opisać, nie zbłaźnić się oraz nie pominąć niczego istotnego, co nie przychodzi do głowy, gdy się siedzi w domciu, przed komputerem. Zadziwiająco wiele nie przychodzi do głowy.
Ubiegły miesiąc nie był najlepszym na taki maraton - dużo pracy i egzamin na tłumacza przysięgłego, do którego ciężko się przygotować, oj ciężko.
Tak czy siak - projektu jeszcze nie poddaję i nie rezygnuję zeń.
A w międzyczasie mam pewne nowiutkie opowiadanie, do którego wkrótce zajrzę (leży odłogiem od... hmm... pół roku? Nie pamiętam, jak się nazywa główny bohater...). Ciekawe, czy się do czegoś nada? Pewnie założę odpowiedni temat w dziale samopomocy.
Dziękuję za motywowanie i postaram się pobiec następnym razem lepiej, tak żeby codziennie wrzucać "napisałem malutko, raptem 4 000 słów dzisiaj" i żebyście więdli z zazdrości.

Don't you hate people who... well, don't you just hate people?