Latest post of the previous page:
Bazar na wawrzyszewie: http://www.gieldawolumen.pl/A.Vox pisze:Co to jest ten 'Wolumen'?
Latest post of the previous page:
Bazar na wawrzyszewie: http://www.gieldawolumen.pl/A.Vox pisze:Co to jest ten 'Wolumen'?
Powinno być wyrżnął JEJ w twarz. "Ją" ewentualnie pasowałoby w wersji: wyrżnął ją z pięści... ale i tak "jej" będzie lepiej. Poza tym słusznie (i nie ma co się dewocyjnie obruszać) kojarzy się to z seksem i dopiero drugi człon zdania konkretyzuje, jednak powrót czytelnika na właściwe tory nie odbywa się bez zgrzytu w tym momencie.Wyrżnął ją w twarz z taką siłą, że poczuł pod pięścią zgrzyt pękającej szczęki.
Czy aby na pewno cennik itp. są tu konieczne? Rozumiem, że to taki styl narracji, ale ten styl na dzień dobry odepchnie zbyt wielu. Narrator znajdzie lepsze miejsce, by opisać sprzęty, a ani bohatera, ani dziewczynki nie obchodzi cena porcelany przecież. Dobre spostrzeżenie o irytacji ginie gdzieś w tym natłoku.Dziwka runęła w tył, na stolik do kawy, dzbanek, filiżanki – porcelanowe, Villeory&Boch, po siedemdziesiąt pięć za sztukę – fiknęła jak artystka, rozwierając ramiona w pustym geście obejmującym uciekający świat. Huk drewna, brzęk szkła i głuchy łomot ciała wbijającego w dywan iluzję elegancji zirytował go i zepsuł przyjemność. Mogłaby, głupia kurwa, być ciszej, przecież ostrzegał, że boli go głowa. Od rana, odkąd lekarz podsunął pod nos wyniki badań i z pseudowspółczującym wyrazem twarzy zręcznie obrócił pod sufitem słownik gwary medycznej.
Jakaś recepcjonistka, jakieś biuro, jakiś wyraz, jakiś on. Takie porównanie byłoby dobre za dwadzieścia - dwieście stron, po uprzednim poznaniu biura, recepcjonistki i jego samego. A to drganie to u niej też powinno być - tak wynika z tekstu - oboje mają ten sam tik więc. Oczy zesztywniałe - ryzykowne, ale w sumie dobre, trzeba szukać nowych określeń.Siedział z wyrazem twarzy recepcjonistki z jego biura, gdy mówił, że nie ma czasu na kolejne spotkanie – otwarta buzia, oczy zesztywniałe zdumieniem i, był pewny, drgający mięsień lewej dolnej powieki.
To jakiś mortal kombat połączony bandą imiesłowowo-czasownikową i policyjnymi protokołami.Dziwka jęknęła, zbierając się z ruin stylizacji buduarowej, złożyła nogi miedzy którymi pół godziny temu doszedł po trzech ruchach, sturlała się na dywan, podparła rekami, podnosząc na czworakach i wypluła krew.
Jakie znowu wściekłe szympansy? A że niby domowe psy to co? Z czym mają się kojarzyć? Bo mi kojarzą się z buldogami francuskimi. Ostatnio taki jeden próbował mnie gonić, więc wbiłam mu szpileczkęZ cieniem zaskoczenia zauważył, że nie płakała. Może nie pierwszyzna, w tym zawodzie trafia się różnych ludzi, niektórzy, jak on, mają bliżej do wściekłych szympansów niż domowych psów.
Znów kulawa metafora. Jużci żule kradną pomarańcze. I zupełnie inne byłoby to nawsadzanie. Zupełnie.Spojrzała na niego z wyrzutem. Pokazała środkowy palec. Pomyślał, że dobrze, że nie mogła mówić, bo – był pewny – nawsadzałaby mu jak gruba przekupka na Wolumenie kradnącemu pomarańcze żulikowi.
Komentarza brak.Dopędzić takiego nie dałaby rady, zresztą, kto by jej w tym czasie kramu pilnował, ale słowa mają moc, zaklinają rzeczywistość, wyginają umysły i oblepiają winowajcę jak gumowe, kleiste frędzle.
W takich fragmentach (i w ogóle) trzeba wyjść z jedynego słusznego założenia: czytelnik to nie aspirujący prowincjusz, a pisarz to nie sprzedawca miesiąca. Nie dobudowywuj ornamentów na stodole - bo ani nie przekazujesz niczego nowego, ani nie robisz tego w sposób w którym styl byłby samowystarczalny. Zamiast tego bełkotu postaraj się opisać tę scenę na sposób unikatowy- zobacz: pomiędzy rozbitymi sprzętami masz dwoje ludzi, ofiarę i kata, dla obojga nie jest to sytuacja wymarzona, przed chwilą nastąpił incydent - to aż się prosi o nieszablonowy opis - jest tyle możliwych niuansów, interakcji, gestów.Dziwka, jego dziwka, milcząc z wyrzutem klęła wzrokiem i ruchem dłoni. Wypięta, wciąż na czworakach, powoli wypuściła z ust kolejną strużkę śliny zmieszanej z krwią. A on poczuł, jak mu staje. Mimo zmęczenia, bólu głowy i wyrzutów sumienia, które gdzieś w pobliżu żołądka rozkręcały dyskotekę, krew zdecydowanym pulsowaniem wędrowała w dół, omijając mózg szerokim kołem, podobnie jak skurcze tańcujących pomiędzy dwoma ośrodkami decyzyjnymi dywagacji o poczuciu winy i zadośćuczynieniu, niżej, w podbrzusze, gdzie władzę przewrotem obejmowała biologia, spychając garnitur cywilizacji na południowy zachód.
Że co? On był klientem, ona prostytutką. Po prostu wrócili do punktu wyjścia, a Ty dorabiasz do tego jakąś filozofię, zupełnie nieczytelną w dodatku.Podszedł do kobiety, zadarł krótką spódniczkę i wrócił w miejsce, które nie tak dawno oznaczył przeniesieniem i rozładowaniem emocji.
Jakże ona z tym wyrzutem na niego spogladała ciągle. To szarpnęła się czy nawet nie drgnęła? Aha - szarpnęła się, wszedł w nią i wtedy nie drgnęła - wypinała się jak kłoda. Szkoda, że trzeba się domyślać.Podszedł do kobiety, zadarł krótką spódniczkę i wrócił w miejsce, które nie tak dawno oznaczył przeniesieniem i rozładowaniem emocji. Szarpnęła się w proteście, odwróciła, patrząc na niego z wyrzutem, ale nie protestowała. W każdym razie nie werbalnie, za to nawet nie drgnęła, zachowując się jak każda plastykowa lalka do dmuchania, do tego stopnia, że czuł, jak z każdym ruchem coraz mniej mu się to podoba.
Zaklął, czując, że nic z tego nie będzie.
Kompletny paździerz, niezasługujący na pochylenie się.Błysnęła wściekłością, oczami, ruchem ciała i wulgarnymi gestami, które opisały go równie sprawnie jak słowa. Jego i jego przodków do piątego pokolenia wstecz. Robaki ujeżdżane prze Erynie użarły mocniej. Pomyślał, że powinien się jednak napić, później, jak wrócą.
Najpierw metafora, a potem jej wyjaśnienie - tak się nie robi. Albo albo. Paździerz. Poza tym firewalla się nie stawia nagle, jego istotą jest nieustanne działanie w tle.Nie zdążył postawić firewalla, a cios przeszedł przez bariery jak zęby przez gotowaną ośmiornicę – Leszek poczuł tylko jak jego system obronny ugina się, rozszczelnia i wpuszcza uderzenie głębiej niż kiedykolwiek ktoś zdołał się przebić.
Znów protokół milicyjny.Zeszli do samochodu, dotarcie do kliniki zajęło niecałe piętnaście minut, potem oddał kobietę w ręce personelu medycznego, a sam poszedł do swojego biura.
Babolarium odżyje dzięki takim czymś. Albo albo. Albo facet gwałci wzrokiem, albo pies nie spuszcza wzroku z kości. Hamburger będzie dla psa równie wielkim obiektem pożądania jeśli nie będzie trzymany przez modelkę.Kłopot, że zanim uzyskała wymarzone kształty wodził za nią wzrokiem głodnego psa obserwującego modelkę z hamburgerem, po operacji stracił całe zainteresowanie.
Nie wszystko kręci się u facetów wokół seksu, ordynarność narratora też jest zbędna.Przytaknął nieartykułowanym pomrukiem, niemal natychmiast tracąc zainteresowanie pracownicą, chociaż kusa, obcisła spódnica podkreślająca zgrabny tyłek powinna zwrócić jego uwagę.
Ale nie dziś. Dziś już przejebał swój czas, więc tym razem nawet mu nie stanął.
mi to jakoś nie po polskiemu brzmi.Powinno być wyrżnął JEJ w twarz. "Ją" ewentualnie pasowałoby w wersji: wyrżnął ją z pięści... ale i tak "jej" będzie lepiej.
"dewocyjnie obrażać"Poza tym słusznie (i nie ma co się dewocyjnie obruszać) kojarzy się to z seksem i dopiero drugi człon zdania konkretyzuje, jednak powrót czytelnika na właściwe tory nie odbywa się bez zgrzytu w tym momencie.
konieczne. villeroy i bosh sa symbolem luksusu, dla niektórych, ofc, bo dla mnie to już taki np. łomonosow. ale ta marka nie jest powszechnie rozpoznawalna, więc poszłam na łatwiznę.Czy aby na pewno cennik itp. są tu konieczne?Dziwka runęła w tył, na stolik do kawy, dzbanek, filiżanki – porcelanowe, Villeory&Boch, po siedemdziesiąt pięć za sztukę – fiknęła jak artystka, rozwierając ramiona w pustym geście obejmującym uciekający świat. Huk drewna, brzęk szkła i głuchy łomot ciała wbijającego w dywan iluzję elegancji zirytował go i zepsuł przyjemność. Mogłaby, głupia kurwa, być ciszej, przecież ostrzegał, że boli go głowa. Od rana, odkąd lekarz podsunął pod nos wyniki badań i z pseudowspółczującym wyrazem twarzy zręcznie obrócił pod sufitem słownik gwary medycznej.
to sie łączy - osobowość panienki, która w miejsce obsługi klientów wklada porcelanowy serwis, fakt, że on rozpoznał markę, a co za tym idzie zdawał sobie sprawę z jej wartości, etc. poza tym zwraca uwagę na bohatera, bo ilu facetów będzie wiedziało cokolwiek o porcelanie - 95% pojęcia nie ma, co to villeroy&bosh.Rozumiem, że to taki styl narracji, ale ten styl na dzień dobry odepchnie zbyt wielu. Narrator znajdzie lepsze miejsce, by opisać sprzęty, a ani bohatera, ani dziewczynki nie obchodzi cena porcelany przecież. Dobre spostrzeżenie o irytacji ginie gdzieś w tym natłoku.
może to kwestia miejsca zamieszkania i stereotypów o panienkach na recepcji, jakie panuja w wawce - porównanie pasuje, klopot, że moze nie być uniwersalnie czytelne, choć wydawało mi sie, że jednak jest.Jakaś recepcjonistka, jakieś biuro, jakiś wyraz, jakiś on. Takie porównanie byłoby dobre za dwadzieścia - dwieście stron, po uprzednim poznaniu biura, recepcjonistki i jego samego.Siedział z wyrazem twarzy recepcjonistki z jego biura, gdy mówił, że nie ma czasu na kolejne spotkanie – otwarta buzia, oczy zesztywniałe zdumieniem i, był pewny, drgający mięsień lewej dolnej powieki.
tu racja - navek mruczał coś o surowiźnie ;-)A to drganie to u niej też powinno być - tak wynika z tekstu - oboje mają ten sam tik więc. Oczy zesztywniałe - ryzykowne, ale w sumie dobre, trzeba szukać nowych określeń.
bo dziwka jest ważna, plus nie może gadać, więc robi to i tamto.Dziwka to, dziwka tamto.
zasadniczo zdanie jest poprawnie zbudowane, da się śledzić wydarzenia, więc moze wolniej czytaj :szatan:To jakiś mortal kombat połączony bandą imiesłowowo-czasownikową i policyjnymi protokołami.Dziwka jęknęła, zbierając się z ruin stylizacji buduarowej, złożyła nogi miedzy którymi pół godziny temu doszedł po trzech ruchach, sturlała się na dywan, podparła rekami, podnosząc na czworakach i wypluła krew.
Znów za dużo na raz.
tu racja, za dużo national geographic.Jakie znowu wściekłe szympansy? A że niby domowe psy to co? Z czym mają się kojarzyć? Bo mi kojarzą się z buldogami francuskimi. Ostatnio taki jeden próbował mnie gonić, więc wbiłam mu szpileczkęZ cieniem zaskoczenia zauważył, że nie płakała. Może nie pierwszyzna, w tym zawodzie trafia się różnych ludzi, niektórzy, jak on, mają bliżej do wściekłych szympansów niż domowych psów.
a tu 50/50 - metafora do d., ale bohater moze rozważania prowadzić o czym chce i kiedy chce.Metafora zupełnie nietrafiona, zwłaszcza, że jest to mowa pozornie zależna - bohater nie powinien prowadzić rozważań o klienteli, a przynajmniej nie na tym etapie.
acha, bo bywasz na wolumenie i kojarzysz miejscowe panie sprzedające. ja bywam i kojarze. z pomarańczą się zgodze.Znów kulawa metafora. Jużci żule kradną pomarańcze. I zupełnie inne byłoby to nawsadzanie. Zupełnie.Spojrzała na niego z wyrzutem. Pokazała środkowy palec. Pomyślał, że dobrze, że nie mogła mówić, bo – był pewny – nawsadzałaby mu jak gruba przekupka na Wolumenie kradnącemu pomarańcze żulikowi.
ale on poszedł do niej z jakiegoś powodu. poza tym nie filozofię, tylko psychologię, no i tu pasuje jak ulał. i przeniesienie i rozładowanie emocji.Że co? On był klientem, ona prostytutką. Po prostu wrócili do punktu wyjścia, a Ty dorabiasz do tego jakąś filozofię, zupełnie nieczytelną w dodatku.Podszedł do kobiety, zadarł krótką spódniczkę i wrócił w miejsce, które nie tak dawno oznaczył przeniesieniem i rozładowaniem emocji.
GRRRRRRRRRRRRRRRRR! sam jestes paździeż!Kompletny paździerz, niezasługujący na pochylenie się.Błysnęła wściekłością, oczami, ruchem ciała i wulgarnymi gestami, które opisały go równie sprawnie jak słowa. Jego i jego przodków do piątego pokolenia wstecz. Robaki ujeżdżane prze Erynie użarły mocniej. Pomyślał, że powinien się jednak napić, później, jak wrócą.
łi, łi, firewalla się stawia, a potem działa w tle. facet tego nie zrobił i oberwał, bo sytuacja była wyjatkowa - jak ktos chory, to i wrażliwszy jest.Najpierw metafora, a potem jej wyjaśnienie - tak się nie robi. Albo albo. Paździerz. Poza tym firewalla się nie stawia nagle, jego istotą jest nieustanne działanie w tle.Nie zdążył postawić firewalla, a cios przeszedł przez bariery jak zęby przez gotowaną ośmiornicę – Leszek poczuł tylko jak jego system obronny ugina się, rozszczelnia i wpuszcza uderzenie głębiej niż kiedykolwiek ktoś zdołał się przebić.
słyszałam takie plotki, ale w nie nie wierzę :-PNie wszystko kręci się u facetów wokół seksu
narrator zostanie upomniany, żeby się zachowywał poprawniej.ordynarność narratora też jest zbędna.
text jest przeładowany, a bohaterowi przydałoby sie kilka-dziesiąt-set, bla, bla, bla, stron, zeby sie rozwinął, ale tych stron nie dostał, bo autor cierpliwością nie grzeszy i chciał coś sprawdzić. kind of.W ogóle tekst jest przeładowany: dziwka, szczęka, ruchanie, bohater piękny, bogaty i sławny, rak, sekretarka. Niestety rzadko kiedy udaje się połączyć to wszystko. Tu było zbyt dosłownie, a miejscami zbyt przegadane. Postacie papierowe. Wydarzenia - prawdopodobne, ale przez papierowość postaci i drewno opisów wydają się raczej czymś na kształt fantazji zaprutego dresa.
opis otoczenia jest konieczny, ale musisz mieć pomysł na to. teraz narracja przypomina narrację znaną z tysiąca mniej lub bardziej udanych "zwariowanych komedii typu "Czas serferów". normalnie między odbezpieczeniem broni, a naciśnięciem spustu mija ok. 0,27 sek. lecz w tego typu narracji mija dwie minuty, albowiem wyjaśniane są kwestie fundamentalne (np. skąd wziął się Rysio czy jak mu tam). u Ciebie właśnie tak jest. mamy pękającą kobiecą szczękę i akcja nagle przenosi się do fajansarni. ok, załóżmy, że świadomie przyjęłaś taką konwencję; fajnie i w ogóle, ale ona tylko pozornie wydaje się łatwa- to nie prosty przekładaniec typu: zdanie poważne, odjechane i znów poważne. pamiętaj też, że w momencie wchodzenia na podobne niekonwencjonalne ścieżki czytelnik ma prawo (i oczekuje) pozostałych środków stylistycznych nieodstających od nieschematyczności, a tu jest całkiem pospolicie, żeby nie powiedzieć szkolnie, np:ravva pisze:konieczne. villeroy i bosh sa symbolem luksusu, dla niektórych, ofc, bo dla mnie to już taki np. łomonosow. ale ta marka nie jest powszechnie rozpoznawalna, więc poszłam na łatwiznę.
a gdzie jest napisane, że akcja dzieje się u niej? poza tym taksował sprzęty jak Wokulski garderobę Łęckiej? jak żydzi w Ziemi obiecanej swoje pałace? weź przestań. na wszystko jest miejsce, ale akapit nie jest bigosem jaki tu wyszedłto sie łączy - osobowość panienki, która w miejsce obsługi klientów wklada porcelanowy serwis, fakt, że on rozpoznał markę, a co za tym idzie zdawał sobie sprawę z jej wartości, etc. poza tym zwraca uwagę na bohatera, bo ilu facetów będzie wiedziało cokolwiek o porcelanie - 95% pojęcia nie ma, co to villeroy&bosh.
ten wie, jest special :-P
taa, chodzi o szafowanie przez Ciebie słowem "dziwka" - więc tak:ravva pisze:Cytat:
Dziwka to, dziwka tamto.
bo dziwka jest ważna, plus nie może gadać, więc robi to i tamto.
właśnie o to chodzi, że jest zbyt czytelne, jak milicyjny protokółravva pisze:Dziwka jęknęła, zbierając się z ruin stylizacji buduarowej, złożyła nogi miedzy którymi pół godziny temu doszedł po trzech ruchach, sturlała się na dywan, podparła rekami, podnosząc na czworakach i wypluła krew.
To jakiś mortal kombat połączony bandą imiesłowowo-czasownikową i policyjnymi protokołami.
Znów za dużo na raz.
zasadniczo zdanie jest poprawnie zbudowane, da się śledzić wydarzenia, więc moze wolniej czytaj :szatan:
to nie tylko twoje prawo, ale obowiązek, to chyba najważniejsza rzecz w pisaniu! i najtrudniejsza. tu akurat wstrzeliłaś się między "Plebanię" a coś ze Stevenem Seagalem.ravva pisze: Metafora zupełnie nietrafiona, zwłaszcza, że jest to mowa pozornie zależna - bohater nie powinien prowadzić rozważań o klienteli, a przynajmniej nie na tym etapie.
a tu 50/50 - metafora do d., ale bohater moze rozważania prowadzić o czym chce i kiedy chce.
znaczy - kiedy ja chce, zeby chciał.
Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”