A wracając do rzeczywistości - pixy już zeszły - i do głównego pytania, to zauważyłem, że pisarze często nie są lojalni wobec obranego na początku powieści stylu - bo w danej powieści mogą istnieć różne style. Wygląda to tak, jakby priorytetem był pomysł i jeśli trzeba, to poświęca się pierwotnie obrany styl. Dobrze widać to na przykładzie Mistrza i Małgorzaty i Zbrodni i kary - obie powieści dostają na pewnym dystansie zadyszki i po wartkim początku następuje zmiana stylu - zaczyna się przegadanie, filozofowanie, spowalnianie na siłę akcji, psychologizowanie. Styl jest nierówny. Wygląda to tak, jakby autorzy nie umieli/nie chcieli przekazać swojego przesłania pierwotnym stylem i pozwolili sobie na zmianę, poświęcenie (dobrego) stylu bez mrugnięcia okiem. Tak że cel uświęca środki, a środkiem jest styl.
Z drugiej strony styl może uratować pomysł i umożliwić jego przekazanie. Gdyby Gombrowicz nie sięgnął w Ferdydurke po groteskę (czyli konwencja=styl) to wyszłaby mu jakaś siermiężna filozoficzno-psychologiczno-socjologiczna ramota, nieczytalna i martwa z zasady. Ewidentnie więc dokonał wyboru i zaczął tworzyć treść dopiero gdy mógł upupić ją w odpowiednią formę
