Latest post of the previous page:
Sepryocie,Na pierwszej stronie tego wątku napisałem obszerny post, w którym starałem się zarysować (przyznaję, pobieżnie) linię argumentacji, według której Lem pisarzem fantastycznym nie jest.
Twój wywód, skądinąd logiczny i spójny, zasadza się na pewnym bardzo niestabilnym fundamencie, który Ci spróbuję pokazać.
Przejdźmy więc do hipotetycznej sytuacji, w której siedzisz sobie i piszesz podręcznik do literaturoznawstwa lub historii literatury, i oto masz przed sobą dwóch pisarzy, którzy napisali oto dwie książki:
Pierwszy, Antoni Klucha, napisał "Kolor Błękitu", poważną, nasiąkniętą humanizmem powieść, w której dzieją się dwie rzeczy - z nieba spadają kosmiczne gluty o których na początku nic nie wiadomo, i równocześnie główna bohaterka, Anna Blue, wiedzie swój niełatwy żywot, zmagając się z okrutnym ojcem, biedą i problemami psychicznymi z tego wszystkiego wynikłymi. Kosmiczne gluty z początku zdają się po prostu spadać i nic nie robić, jednak ich skład chemiczny w kontakcie z genotypem Anny powoduje u niej dodatkowo jeszcze pewną chorobę, przez którą już zupełnie zaczyna tracić zmysły, i jest jej jeszcze gorzej, a wszystko kończy się happy endem co najwyżej dla molestującego ją ojca.
Drugi pisarz, Fineasz Ksawier, napisał powieść "Makaron-Maszkaron", w której to powieści z kosmosu przylatują wielkie spiralne potwory (wyglądają jak makaronowe świderki Lubelli) stworzone z hydrokarbnoaldechydu, i atakują Ziemię, a powołany do walki z nimi zostaje oddział templariuszy. Tak się składa, że jeden z tych templariuszy ma uszkodzony kod genetyczny, przez co w kontakcie z hydrokarbnoaldechydem staje się niewidzialny, dzięki czemu łatwo rozwala te niszczycielskie makarony, ale niestety nikt jego zasług nie uznaje (bo go nie widać, nie ma komu gratulować, przecież nikt tu nie stoi, makarony wymarły z przyczyn naturalnych – miecz energetyczny w bebechach naturalnie powoduje śmierć), co daje nam bardzo smutny koniec pełen żalu i niepokoju (giń templariuszu w ciemnościach, nikt o tobie nie pamięta).
Pisarze ci żyli dawno temu i już pomarli, nie da się z nimi porozmawiać, więc nie można powiedzieć na pewno, że ten pierwszy fantastyki użył jako narzędzia, chcąc uwypuklić tragedię Anny (ale za to przygotował się do tego bardzo dobrze, to jej schorzenie w oparciu o współczesną naukę jest jak najbardziej możliwe, ale jednak nie istnieje), a drugi napisał fantastykę dla fantastyki. Dodajmy, że pod względem naukowym Ksawier nie przygotował się w ogóle, to jakieś bzdury. Tylko że potem, w rzeczywistości, ludzie odkrywają hydrokarbnoaldechyd gdzieś tam w kosmosie na Marsie (albo coś bardzo podobnego), i jakiś astronauta wraca niewidzialny, co działa w oparciu o podobny mechanizm jak ten opisany w książce.
Które nie jest science fiction? Które jest? Jak by taka klasyfikacja w Twoim podręczniku wyglądała?
A jeśli wiedziałbyś na pewno (bo takie notatki autorskie zostały, słowo boga) że Klucha pisał swoją powieść właśnie pod tę chorobę, dlatego tak dobrze się przygotował, i chciał zyskać opinię świetnego futurologa, a Anna to skutek uboczny? A Ksawier chciał napisać o rozbitym człowieku, którego zasług nigdy nie uznano, a te kretyńskie maszkarony to tylko marny pretekst, żeby pokazać tragedię kogoś, kto się stara, ale nikt nie zwraca na niego uwagi? Czy to coś zmienia w klasyfikacji?
A dla mnie, najważniejsze i najciekawsze: czy tak się to powinno klasyfikować? (Że liczy się to, co w jakim celu użyte – upraszczając).
Wiem co masz na myśli mówiąc, że Lem nie jest pisarzem sf, ale takie stanowisko warto by jednak rozwinąć. Tak więc, powyższym hipotetycznym przykładem, który pisarz jest który, w Twoim podręczniku?