Prolog
Pomimo wczesnej pory, w małym pokoiku jednej z grudziądzkich kamienic było już jasno. Poranne, wrześniowe słońce nie bacząc na śpiących i niewyspanych wlewało się z całym impetem do pomieszczenia rozświetlając wszystkie kąty.
Na ulicy panował już gwar. Odgłosy przejeżdżających tramwajów mieszały się z warkotem automobili, a jakiś wieśniak beształ swoje ospałe konie ciągnące ciężki wóz, którego drewniane koła podskakiwały z głośnym łoskotem na nierównym bruku Zbożowego Rynku.
Przez uchylony lufcik w pokoju dało się słyszeć miarowy stukot koni i towarzyszące mu ułańskie komendy, piskliwe śmiechy młodzieży zmierzającej do szkół i nawoływania wiejskich przekupek, które wstały dziś długo przed świtem, aby przywieźć dorodne jajka, młode ziemniaki, masło, drób i inne skarby ze swych gospodarstw na pobliskie targowisko. Handlarki przekrzykiwały się, by zachęcić klientów do zakupów własnych produktów, a ich nawoływania we wszechobecnych tu językach: polskim, niemieckim i jidysz stanowiły swoista esencję wielokulturowości miasta i całej jego okolicy.
Te zwyczajne, codzienne, miejskie odgłosy, ale i potężny ból głowy, wyrwały ze snu kobietę śpiącą w małym pokoiku doktora Wernera.
- Wszystko mnie boli... – wymamrotała dziewczyna zanim jeszcze udało jej się podnieść ciężkie powieki. Zmarszczyła czoło, bo dźwięki dochodzące zza okna wydały jej się zupełnie obce, a ból głowy rozrywał jej skronie nie pozwalając pozbierać myśli.
„Boże drogi, gdzie ja jestem?” – pomyślała przerażona, kiedy otworzyła oczy, bo nie znała tego miejsca, a co gorsze, nie mogła sobie przypomnieć skąd wzięła się w tym łóżku i dlaczego jest taka słaba. ,,Powoli, nie denerwuj się" - uspakajała się gorączkowo, by zapanować nad nerwami, jednak zawirowało jej w głowie. Gwałtownie zacisnęła powieki i ostatkiem sił powstrzymała odruch wymiotny.
Kiedy mdłości minęły, otworzyła oczy po raz drugi i starając się nie podnosić obolałej głowy z poduszki, z trudem rozejrzała się po pomieszczeniu.
W pokoju było jasno. Drewniane, lakierowane podłogi lśniły w porannych promieniach, które odbijały się od kolorowych obrazów zdobiących pokryte jasnozieloną, pasiastą tapetą ściany. Naprzeciw łóżka, pod oknem, na pokrytej sporą warstwą kurzu, ciemnej, urokliwej toaletce z giętymi nogami, stylowymi rzeźbieniami i potrójnym lusterkiem ułożony był równiutko porcelanowy komplet toaletowy w kolorze kości słoniowej z kwiecistym zdobieniem. Małe lusterko, grzebyczek i dwie szczotki do włosów osadzone na mosiądzowych rączkach, zrobione zapewne na zamówienie, dostosowane były do małej, prawdopodobnie dziecięcej rączki.
,,Czy to moje?”- zapytała się zupełnie zdezorientowana w myślach i skierowała wzrok w kierunku drzwi wejściowych.
Wysoki regał w kolorze ciemnego orzecha ustawiony w rogu pokoju obok drzwi wprost uginał się wprost pod ciężarem oprawionych w grubą skórę książek, których tytułów dziewczyna z jakiegoś powodu nie była w stanie rozczytać. Spoglądając na nie z daleka nie była nawet pewna, czy są zapisane po polsku. Jej wzrok był zamglony, a każda próba wytężenia go odbijała się ostrym bólem w okolicach czoła.
Zalegająca warstwa kurzu sugerowała, że w pokoju nikt długo nie sprzątał, jednak bez wątpienia było tu bardzo elegancko. Dziewczynie przebiegła nawet przez głowę myśl, że może zmarła i jest w niebie. Jednak nasilający się ból głowy rozwiał złudzenia. Odruchowo odszukała wzrokiem zegar, było kilka minut przed siódmą.
- Co to wszystko znaczy? – zapytała półgłosem i z całych sił próbowała sobie cokolwiek przypomnieć. W głowie miała jednak przerażającą pustkę. Raz jeszcze rozejrzała się po pomieszczeniu i nagle zamarła.
Obok łóżka, w którym leżała, na małym, okrągłym, ręcznie plecionym dywaniku w różnych odcieniach brązu stała misa wypełniona poplamionymi krwią gazami i ręcznikami. Na szafce nocnej przy łóżku, powyżej wysokości jej głowy, na metalowej tacy leżały czyste bandaże i fiolki z lekami.
- Dobry Boże… – powiedziała przerażona do siebie i powoli zaczęła oglądać swoje ciało. Posiniaczone nadgarstki, podrapane dłonie, głowa owinięta bandażem, krew na poduszce, a ona nic nie pamięta. Nie wie kim jest i gdzie się znajduje.
Chciała krzyczeć, ale głos uwiązł jej w gardle.
Kiedy zesztywniała ze strachu próbowała podnieść się z łóżka, usłyszała czyjeś kroki i stłumioną rozmowę. Bynajmniej nie dobiegała ona zza okna. W domu był ktoś jeszcze. Dziewczyna próbowała się wsłuchać, jednak ból głowy i szum w uszach nie pozwalały jej się skupić.
Z trudem usiadła i złapała równowagę. Przełknęła ślinę i spróbowała się skoncentrować. Tak, teraz słyszy wyraźnie. Głosy należą do kobiety i mężczyzny. Mówią do siebie podniesionym tonem i rozmawiają po niemiecku. O dziwo, rozpoznała ten język bez problemu. Dlaczego więc nie pamięta kim są ci ludzi i co oni jej zrobili?!
Rozdział 1
Grudziądz, 1933 rok
Ten poranek nie należał do łatwych. Po nieprzespanej nocy Karol Werner musiał teraz stoczyć batalie z żoną, która niemal wieszając się na jego ramieniu nie przestawała zadawać pytań.
- Co zamierzasz z nią zrobić? – pytała nerwowym szeptem kobieta naciągając na siebie szlafrok. – Przecież ta… ta dziewczyna nie może tu zostać! – w głosie Anny Werner dało się wyczuć strach, ale i pewną wyniosłość.
- Jestem lekarzem! Rozumiesz?! - krzyknął zniecierpliwiony Doktor, jednak przerażona mina żony wywołała u niego poczucie winy. - Kochanie przepraszam - zreflektował się szybko - na razie próbuję tylko uratować tej dziewczynie życie. Czas pokaże co będzie dalej.
- Karolu, nie wiesz przecież kim ona jest! Może to złodziejka? Tyle czyta się teraz w gazetach o zorganizowanych grupach rabusiów. Mógł ją ktoś specjalnie tu podrzucić! Udaje chorą, a jak tylko wyjedziesz do pracy, zabije mnie i okradnie cały dom! Oh lieber Gott, hilf mir!– wyrzuciła z siebie jednym tchem.
- Niepotrzebnie wzywasz Boga. Ta dziewczyna jest ledwo żywa. Zaręczam ci, że długo jeszcze nie będzie w stanie podnieść się z łóżka. - Doktor miał dość tych niedorzecznych wymówek. - Niedługo przyjdzie szofer, poproszę go żeby z tobą dziś został, a ja do pacjentów przejadę się rowerem- zdecydował.
Od pewnego czasu zastanawiał się, co naprawdę połączyło go z żoną. Pierwsze spotkanie zorganizowali im rodzice, jednak ostateczna decyzja o ślubie należała do nich. Oboje pochodzili z bogatych niemieckich domów. Syn majętnego junkra i córka grudziądzkiego adwokata. Połączenie idealne.
Karol imponował Annie od chwili poznania. Był wykształconym, pewnym siebie i przystojnym mężczyzną. Ukończył medycynę na uniwersytecie w Berlinie, a pieniądze jego rodziców pozwoliły mu na liczne kawalerskie podróże po całej Europie. Bywał więc w wielkim świecie, którego ona nie znała, a o którym bardzo lubiła słuchać.
Anna oczarowała Karola urodą i manierami, bo była piękną, dystyngowaną kobietą. Taką, z którą nie wstydził się pokazywać na żadnych salonach. W jej spojrzeniu dostrzegał ponadto podziw dla jego osoby. Bardzo mu to schlebiało. Pochwały Anny działały na wysokie ego Karola jak balsam. Układ doskonały. On zapewniał żonie utrzymanie na wysokim poziomie, pozwalał na spełnianie coraz to większych zachcianek, w zamian dostając mnóstwo zapewnień, że lepiej trafić nie mogła.
Przodkowie Wernerów byli jednymi z pierwszych kolonistów niemieckich osiadłych na ziemi chełmińskiej tuż po pierwszym rozbiorze Polski. Jakieś sześć pokoleń wstecz, prapradziadkowie Karola skuszeni możliwością kupna majątku na wsi za bezcen od zadłużonego polskiego ziemianina postanowili wyruszyć z rodzinnej Meklemburgii i założyć rodzinę w ówczesnych Prusach Królewskich, przemianowanych później, na rozkaz króla Fryderyka II, na Prusy Zachodnie. Podobnie było z przodkami Anny, którzy jednak ze względu na swoja prawniczą profesję na miejsce zamieszkania wybrali miasto, a dokładnie ścisłe centrum Grudziądza.
Kolonizacja nowo podbitych ziem była jednym z podstawowych celów Monarchii Pruskiej. Rzesza Niemców zachęcona pokaźną pomocą finansową państwa przenosiła się więc na te tereny, by osiąść na nich na stałe, a z czasem szczerze je pokochać.
Po latach kolonizacji, Niemców zdawało się być tu więcej niż Polaków. W samym Grudziądzu stanowili około osiemdziesięciu procent mieszkańców miasta. Po wielkiej wojnie większość z nich ze łzami w oczach i wielkim bólem serca opuszczało odrodzoną Polskę. Strach przed statusem mniejszości narodowej, utratą dominującej pozycji oraz miłość do Niemieckiej ojczyzny były jednak dla wielu silniejsze niż przywiązanie do ziemi.
Wernerowie nie mieszali się do polityki. Postanowili pozostać w Polsce, w swoim mieście. Pozycja społeczna, którą doktor Werner wypracował przez lata działalności w szpitalu i podczas praktyki prywatnej zapewniała im spokojną egzystencję. Pieniędzy mieli aż nadto, a szacunek pacjentów, również tych polskich sprawił, że wiedzieli, iż zmiana państwowości nie może im w żaden sposób zaszkodzić.
Owszem, zdarzało się, że pomysł przeprowadzki do Rzeszy przewijał się w rozmowach małżonków, nigdy jednak nie był traktowany poważnie, a śmierć córki wypędziła go głów Wernerów raz na zawsze. Miejsce wiecznego spoczynku Tereni znajduje się na cmentarzu w Grudziądzu i zrozpaczeni rodzice nie byliby w stanie porzucić grobu swego dziecka.
- Przecież wiesz że ta dziewczyna mogłaby być naszą… - Werner skierował słowa do żony, ale nie dokończył, bo głos uwiązł mu w gardle. Spojrzał na Annę i wiedział, że ona również o tym pomyślała. Jej oczy zrobiły się puste. Znał to spojrzenie aż za dobrze. Nie chcąc budzić uśpionych demonów uciął rozmowę.
Układ doskonały w jego małżeństwie trwałby do dziś, gdyby nie tragedia, która dotknęła ich rodzinę. Dramat, który zweryfikował tak wiele. On, tak wychwalany mąż, ojciec i lekarz nie stanął na wysokości zadnia. Nie uratował jedynej osoby, z którą połączyło go uczucie czyste, szczere i bezwarunkowe. Nie zdołał uratować swojej córeczki. Zawiódł żonę, córkę i zawiódł siebie w osobie lekarza.
Od tamtego dnia był już innym człowiekiem. Jego pychę i wysokie ego zastąpił żal, poczucie winy i brak pewności siebie. Nie był już tak dobrym lekarzem. A może nigdy nim nie był, może tylko za takiego się uważał. Dziś już naprawdę tego nie wiedział. Nie wiedział, kim jest i czego może się po sobie spodziewać. Bał się każdego dnia i tego co jeszcze może ich spotkać.
Wziął głęboki oddech, bo jego również wspomnienia tamtych dni paraliżowały. „Może to nie przypadek, że ta dziewczyna tu trafiła” – pomyślał zaintrygowany i zagryzł wargę. – „Znalazłem ją w nocy nieprzytomną, na progu własnego mieszkania! Może to szansa od Boga by odkupić swoją winę. Zrobię wszystko żeby ją uratować” - nie odpuści, tego był pewien. Znowu poczuł w sobie tę moc i upór, który kiedyś pozwalał mu pomagać wielu ludziom instynktownie, bez mrugnięcia oka.
Minąwszy próg pokoju, w którym umieścił nieznajomą zamarł. Dziewczyna, która jeszcze w nocy rokowała bardzo źle, siedziała na łóżku i wpatrywała się w niego wielkimi brązowymi, jak czekolada oczyma. Zadrżała na jego widok i wydając z siebie stłumiony jęk prawie upadła próbując zerwać się na równe nogi. Doktor złapał ją pewnym ruchem i posadził delikatnie na łóżku.
- Dlaczego nie mam sił? – zapytała samą siebie po czym skierowała czujne spojrzenie w kierunku nieznajomego. - Co mi zrobiliście? Proszę się ode mnie odsunąć! – krzyknęła słabym głosem i spojrzała Doktorowi w oczy.
- Proszę się nie bać, spokojnie! Nie skrzywdziłem Pani, Bóg mi świadkiem. – powiedział po polsku najlepiej jak umiał Karol.
- Więc skąd się tu wzięłam? Ja nic nie pamiętam! Skąd to? - dziewczyna wyrzuciła z siebie jednym tchem i wskazała wzrokiem na posiniaczone ręce.
- Jak podejrzewałem, jest Pani Polką - odpowiedział mimowolnie Karol spoglądając na medalik z wizerunkiem Matki Bożej zdobiący dekolt dziewczyny – więc utraciła Pani wspomnienia…
- Ale kim Pan jest?! – przerwała mu dziewczyna, a jej głos brzmiał żałośnie. Zdezorientowane spojrzenie przypominało wzrok dziecka, które właśnie oddaliło się od matki.
- Już tłumaczę… - uśmiechał się łagodnie wystraszony i zaskoczony całą sytuacją Doktor. - Nazywam się Karol Werner i jestem lekarzem. Robię wszystko, co w mojej mocy, aby Pani pomóc - odparł energicznie. – Proszę się położyć – Dziewczyna jednak ani drgnęła, jej oczy wtopiły się w twarz Doktora, jak by chciały go prześwietlić. – Ktoś próbował Panią skrzywdzić, bałem się, że Pani nie przeżyje, a dziś widzę Panią przytomną i pełną werwy. To pozory! Przed chwila prawie Pani upadła, jest bardzo słaba. Obiecuję, że wszystko wyjaśnię, ale proszę się położyć i mi zaufać. Jestem ostatnią osobą na tym świecie, która chciałaby Panią skrzywdzić – powiedział Doktor przyglądając się siniakom na rękach dziewczyny. Niewątpliwie bestia, która ją dopadła była bardzo silna i bezlitosna. – Przyniosę wodę, proszę zaczekać. Nasza Marysia wyszła za mąż, zwolniła się i zostaliśmy bez służby. Eh… Proszę zaczekać – powtórzył, po czym w pośpiechu wyszedł z pokoju.
Dziewczyna wsłuchiwała się w jego kroki. Nie mogła pozbierać myśli. Co to wszystko znaczy? On jej pomógł- tak powiedział, a w jego łagodnej postawie było coś, co pozwalało jej w to wierzyć. Musi jednak zachować czujność! Tego była pewna. Gdyby tylko miała więcej sił, gdyby głowa tak nie ciążyła… Ból jednak potęgował, zrobiło jej się niedobrze i pochylając się nad wiaderkiem zwymiotowała. Nie miała sił i nie miała wyboru, musiała posłuchać tego człowieka. Opadła na łóżko i niemal natychmiast zasnęła.
***
Kolejne dni przynosiły poprawę. Tak mówił Doktor, bo ona ledwo je pamiętała, ale już nie wymiotowała i czuła się coraz lepiej.
Werner całe dnie spędzał w pracy, poza domem. Zaglądał do niej tylko wieczorami, a ona czekała na te odwiedziny przez cały dzień. Doktor ze swoim dobrotliwym uśmiechem zawsze potrafił ją uspokoić i przekonać, że wszystko się ułoży. Śmiała się, kiedy z niemieckim akcentem łamał sobie język na jakimś trudnym polskim słowie. Już się go nie bała, kiedy był w domu czuła się bezpiecznie, tylko jego żona patrzyła na nią z niechęcią. W ciągu dnia, na polecenie męża, to ona przynosiła dziewczynie lekarstwa. Doktor mówił, że trudno teraz o dobrą służącą, chętnych do pracy jest dużo, ale Annę ciężko zadowolić. Była bardzo wymagająca. Dało się to wyczuć z daleka.
Onieśmielała swoim wyglądem. Szczupła, wysoka i zawsze poważna. Ostrość spojrzenia Anny potęgował gładko zaczesany kok, spięty najczęściej ozdobnymi wsuwkami nad karkiem oraz zimny jak śnieg błękit jej oczu. Była rasową damą. Nosiła eleganckie suknie i nigdy nie pokazywała się bez makijażu. Każdego dnia inny kolor szminki, każdy idealnie dopasowany do jasnej cery i niezbyt gęstych blond włosów. Dziewczyna domyślała się, że kosmetyki są słabością doktorowej, na którą zapewne wydaje niemałą część pensji swojego męża.
Za każdym razem jednak, kiedy Wernerowa spoglądała na pacjentkę swojego męża marszczyła czoło i szybko odwracała wzrok. Dziewczyna na początku myślała, że to współczucie, z czasem jednak zrozumiała, że patrzenie na nią jest dla Anny Werner z jakiegoś powodu okrutną udręką.
Obserwując zachowanie Doktorowej dziewczyna wiedziała, że jest dla niej ciężarem i bagażem, którego ta będzie chciała się pozbyć, kiedy tylko chora wstanie na nogi.
Przerażała ją ta świadomość. Dokąd ma odejść, skoro nawet nie wie, gdzie szukać domu? Co z tego, że głowa przestawała już boleć, skoro pamięć nie wraca? Wraz ze wspomnieniami utraciła całe dotychczasowe życie. To było nie do zniesienia. Jest teraz tą dziewczyną, jak mawia Doktorowa. Istotą bez imienia, nazwiska i bez przeszłości.
- Musi Pani wiedzieć - powiedział Doktor pewnego wieczoru- że tamtej nocy ktoś... próbował Panią… bardzo skrzywdzić… nie łatwo mi o tym mówić, ale ktoś prawdopodobnie próbował Panią zhańbić – wydusił spłoszony, przyciszonym głosem i przyjrzał się dziewczynie.
Mogła mieć najwyżej dwadzieścia lat. Była naprawdę piękna. Miała ciemnobrązowe, lśniące włosy średniej długości, które każdego dnia sumiennie zaplatała w grubego, równego warkocza. Jej oliwkową twarz o wyraźnie zarysowanych kościach policzkowych zdobiły oszałamiające, czekoladowe oczy ukryte pod parasolem gęstych i czarnych jak heban rzęs.
Spojrzenie dziewczyny, pomimo doznanej krzywdy, było zawsze bystre i uważne. W trakcie rozmowy zawsze patrzyła prosto w oczy. Doktor miał wrażenie, że pacjentka analizuje każde jego słowo z osobna.
Spracowane dłonie, znoszone buty i skromna, choć bardzo gustowna beżowa sukienka w delikatne, zielone groszki, w której tu trafiła sugerowały, że ich światy bardzo się od siebie różnią, mimo tego czuł, że ta dziewczyna staje mu się coraz bliższa.
Z zamyślenia wyrwał go teraz widok łez, które właśnie napłynęły do pięknych oczu pacjentki. Dziewczyna przełknęła ślinę i starając się okazać jak najmniej emocji zapytała:
- Próbował… to znaczy, że… że on… ten ktoś… nie zrobił tego, prawda? – wzdrygnęła się i zwiesiła głowę. Ta wiadomość uderzyła w nią jak grom z jasnego nieba. Przychodziło jej to do głowy wiele razy, jednak teraz już wiedziała na pewno.
[AKAPIT] Z całych sił starała się być silna, ale jej ciałem targały potężne emocje. Kręciło jej się w głowie. W ustach i w gardle zaschło tak bardzo, że nie mogła przełknąć silny, a serce waliło, jak gdyby próbowało wyrwać się z jej młodej piersi. Wiedziała, że cała drży, ale na tę chwilę nie potrafiła sobie poradzić z tą ogromną siłą, z emocjami, które zupełnie ją obezwładniły.
[AKAPIT] Z całych sił starała się być silna, ale jej ciałem targały potężne emocje. Kręciło jej się w głowie. W ustach i w gardle zaschło tak bardzo, że nie mogła przełknąć silny, a serce waliło, jak gdyby próbowało wyrwać się z jej młodej piersi. Wiedziała, że cała drży, ale na tę chwilę nie potrafiła sobie poradzić z tą ogromną siłą, z emocjami, które zupełnie ją obezwładniły.
Doktor Werner złapał ją za rękę. Skinieniem głowy potwierdził tylko, że napastnikowi, z jakiegoś powodu, nie udało się napastować dziewczyny.
- Boże, ale kto próbował i dlaczego? - wyszeptała zrezygnowana i rozpłakała się jak dziecko, bo jej głowa postanowiła zachować tę tajemnice tylko dla siebie – Dlaczego nic nie pamiętam? – pytała przez łzy, ocierając twarz dłońmi - Co ze mną teraz będzie? Mógł mnie Doktor nie ratować. Ja i tak jestem martwa! – wykrzyczała i ukryła twarz w poduszce. Na dziś miała już dosyć.
[AKAPIT] - To, że nic Pani nie pamięta, to zapewne chwilowe otępienie. Wynik silnego uderzenia w głowę, czy może potężnego wzburzenia, które w połączeniu z tragicznymi dla Pani przeżyciami pozbawiło ją wspomnień. Już nie raz zdarzało się, że ludzka głowa broniła się w ten sposób przed tym, co jest zbyt bolesne… - wyjaśniał Werner zastanawiając się czy dziewczyna w ogóle go słucha.- Wierzę, naprawdę wierzę, że niedługo wróci Pani do zdrowia.
[AKAPIT] - To, że nic Pani nie pamięta, to zapewne chwilowe otępienie. Wynik silnego uderzenia w głowę, czy może potężnego wzburzenia, które w połączeniu z tragicznymi dla Pani przeżyciami pozbawiło ją wspomnień. Już nie raz zdarzało się, że ludzka głowa broniła się w ten sposób przed tym, co jest zbyt bolesne… - wyjaśniał Werner zastanawiając się czy dziewczyna w ogóle go słucha.- Wierzę, naprawdę wierzę, że niedługo wróci Pani do zdrowia.
- A co, jeśli moja głowa została uszkodzona na zawsze przez tego złoczyńcę? Przecież ledwo przeżyłam...- zapytała nieznajoma podnosząc zapłakaną twarz z poduszki.
- Mózg ludzki szybko się odnawia, a Pani jest bardzo młoda, co w połączeniu daje dobre prognozy. – podnosił na duchu Doktor. – O dach nad głową na razie proszę się nie martwić, bo dopóki Pani nie wydobrzeje, nigdzie jej stąd nie wypuszczę. – powiedział Werner z powagą na twarzy kładąc dłoń na sercu.
- Wiara, tylko tyle mi zostaje! – wykrzyczała dziewczyna, a Doktor pożałował, że w ogóle zaczął ten temat. ,,Jeszcze za szybko”- pomyślał.
- Dam Pani coś na wyciszenie nerwów, musi się Pani uspokoić, nie chcemy przecież kolejnej tragedii - zdecydował Karol Werner widząc, co dzieje się z jego podopieczną. - Myślę, że ma Pani jakiegoś anioła stróża, któremu nie była obojętna. Uratował Panią i przyniósł pod drzwi mojego mieszkania. – odparł Doktor powoli wbijając igłę w roztrzęsione ciało swojej pięknej pacjentki.
- Aj… boli - syknęła dziewczyna i wydęła z przekąsem usta - więc gdzie on jest teraz? Dlaczego nie przyjdzie i nie powie mi co się stało? Czuję się jak marionetka… - Na szczęście zastrzyk zaczynał już działać. Dziewczyna mówiła coraz wolniej, a jej okrągłe brązowe źrenice znikały pod coraz cięższymi powiekami.
- Nad niczym innym się nie zastanawiam moja droga. Robię wszystko, aby się tego dowiedzieć. Posiedzę przy Pani, dopóki nie zaśnie. Zaraz poczuje Pani ulgę. – Karol delikatnie gładził posiniaczoną dłoń pacjentki - Kiedy tylko wrócą jej siły dam jej coś, co być może wróci jej pamięć. Coś, co trafiło tu razem z nią – powiedział zamyślony sam do siebie, bo wiedział dobrze, że dziewczyna już śpi.