Kłaniam się nisko [fragment, sf, cp2077, dystopia]

1
Wulgaryzmy, przemoc słowna
–2–
Józ Galica obudził się w swoim mieszkaniu, na czterdziestym czwartym piętrze pudełkowatego mrówkowca, w samym środku jednego z peryferyjnych osiedli Europolis. Nic nie łamało monotonii krajobrazu wyświetlanego na panoramicznym ekranie imitującym jedyne okno. Identycznie szare, kanciaste budynki stały w długich rzędach na betonowej równinie. Obraz z zewnętrznej kamery perfekcyjnie oddawał zjawisko perspektywy. Przedstawiał prostą niczym struna ulicę, biegnącą pomiędzy gładkimi, ślepymi ścianami kolejnych bloków. Drabinka przecznic przecinała ją w równych, idealnie wyliczonych odstępach. Osiedle było zaprojektowane tak, by optymalnie wykorzystać przestrzeń, z resztą jak prawie wszystko w Europolis. Stłoczyć ponad dwieście milionów istnień na jedynym skrawku kontynentu jeszcze względnie nadającym się do życia, było nie lada wyzwaniem. Nawet jeżeli oficjalne dane propagandowe podawały nieco zawyżoną liczbę faktycznych mieszkańców metropolii.
Słońce wisiało już wysoko na niebie, choć tu, pod poziomem skłębionego smogu odpychanego od powierzchni ziemi przez elektrostatyczny system oczyszczania powietrza, można było się tego tylko domyślać. Półmrok dnia tak nieznacznie różnił się od ciemności nocy, że nawet teraz, blisko południa, latarnie uliczne musiały doświetlać wąskie, zacienione niczym dno kanionów uliczki. Tylko bogacze, mieszkający powyżej setnej kondygnacji megalitów stojących w centrum miasta, mogli nacieszyć oczy widokiem prawdziwych promieni słonecznych. Szary obywatel był skazany na wegetację w równie szarym świecie poniżej.
Józ rozchylił powieki i zdjął z głowy poduszkę. Z przyzwyczajenia sięgnął za siebie i dotknął opuszkami palców lewej strony łóżka, tak samo pustej i zimnej jak co rano. Westchnął. Od lat sypiał sam. Żona już dawno powiedziała dość i wylogowała się z ich wspólnego życia. Nie miał o to żalu. Po prostu czasem mu jej brakowało. Zwykle przez pierwsze kilka, kilkanaście sekund po przebudzeniu. Potem wszystko sobie przypominał i przestawało mu jej brakować.
Usiadł. Podrapał się po szerokiej, porośniętej gęstymi kłakami klacie i spróbował zlokalizować źródło natarczywego piszczenia, które już od kilku dobrych kilku minut rozlegało się w mieszkaniu. Józ powolutku układał sobie myśli w głowie. Było to cokolwiek trudne, bo synapsy jeszcze nie przeprocesowały końskiej dawki czarnorynkowego alkoholu, którym ich właściciel próbował je ogłupić poprzedniego wieczora. Czy raczej – kolejnego z wielu wieczorów pijackiego cugu.
W końcu dotarło do niego, że dźwięk rozlega się bezpośrednio w głowie, a źródłem jest komunikator neuroimplantu. Galica westchnął ciężko i zmełł w ustach przekleństwo. Przez chwilę siedział z opuszczonymi rękoma, patrząc w przestrzeń wyświetlaną na ekranie okna, mając nadzieję, że natręt odpuści i po prostu daruje sobie tę rozmowę. Niestety, wyglądało na to, że nie tym razem. Józ w końcu dał za wygraną i uruchomił połączenie.
– No, wreszcie! – huknęło inspektoro Krasauskas. – Czego nie odbieraliście? To, że jesteście zawieszeni, nie znaczy, że nie macie pozostawać w gotowości służbowej, detektywie Galica!
Józ spojrzał na ono, westchnął, po czym beknął ostentacyjnie i odparł:
– Zajekurwabiście mi przykro – łypnął na idealnie skrojony żakiet, żabot i pełen makijaż, w którym dziś występowało jego przełożono – i kłaniam się nisko po samo piździsko. Czym mogę służyć pięknej pani?
– Bez takich mi tu, Galica! – wybuchło inspektoro. Uniosło dłoń z wyciągniętym palcem wskazującym i kciukiem. Jejgo nalane, pociągnięte różem policzki zatrzęsły się gniewnie. – O, tyle brakuję, żeby was wysłać na przemiał. Odpadzie genetyczny! Już dawno powinno się to zrobić!
Józ w odpowiedzi uśmiechnął się krzywo, pokiwał głową ze zrozumieniem i sięgnął pod łóżko. Przez chwilę gmerał między zalegającymi na podłodze szmatami, słuchając tyrady przekleństw i inwektyw rzucanych przez inspektoro. Przyzwyczaił się. Zawsze dochodziło do takich scen, gdy ta bardziej żywiołowa i ekspresyjna natura płciowa przełożono brała górę. Oczywiście zupełnie niesprowokowanych. Przecież Józ starał się być tylko uprzejmy. Przynajmniej w swoim mniemaniu.
Wreszcie, gdy Krasauskas w swych pozdrowieniach dotarło już do trzeciego pokolenia przodków Galicy, detektywowi udało się wyłuskać spod sterty ubrań butelkę, w której zostało trochę mętnej cieczy. Aż westchnął z ulgą. Nie zważając na protesty inspektoro, odkorkował i przyssał się do szyjki.
– No, dobra – sapnął, gdy opróżnił zawartość do ostatniej kropli. – To, o co tym razem chodzi?
Krasauskas było wściekłe. Galicy jejgo rozdęte szeroko nozdrza i drgające, mięsiste wargi przywodziły na myśl mordę buldoga, któremu jakiś maniak zrobił makijaż typu smoky eyes.
– Przydzielam wam sprawę – wydyszało wreszcie, gdy udało się onemu względnie uspokoić. – Szczegóły wysyłam na służbową skrzynkę. Jesteście warunkowo przywróceni do służby. Ze skutkiem natychmiastowym!
Galica zasalutował, przykładając do czoła pustą butelkę, czknął i zamknął połączenie. Przez chwilę patrzył na krajobraz wyświetlany na niby-oknie. Niewiele brakowało, żeby wstał, miał nawet takie szczere postanowienie, ale nogi jakoś go nie posłuchały. Padł na plecy z powrotem na swój barłóg i na nowo przykrył twarz poduszką.
Byłby na powrót zasnął, gdyby nie sygnał wiadomości tekstowej. Nie odkrywając głowy wydał komendę otwarcia załączników. Przed oczyma rozwinęła mu się kaskada zdjęć, trójwymiarowa prezentacja miejsca zbrodni, wyniki analizy sekcji zwłok i toksykologii ofiar. To, co przykuło jednak uwagę detektywa, to fotografie twarzy dzieciaków. Neuroimplant wyświetlał dwa zdjęcia na raz. Po lewej to z oficjalnej kartoteki, a po prawej…
Józ podniósł się powoli i mimowolnym ruchem zdjął z twarzy poduszkę. Przez moment zaciskał na niej dłonie, jakby w ten sposób mógł zgnieść obraz, który miał teraz przed oczyma. Przełknął ślinę, ale to, co rosło w jego przełyku sprawiło, że niemal się zachłysnął. Przez dziesięć lat w dochodzeniówce widział dużo, naprawdę dużo więcej niż niejeden mógłby znieść, ale to… to było zbyt wiele.
Pospiesznie zgasił projekcję i wstał. Potrząsał głową, chcąc pozbyć się resztek powidoku, który emocje jak na złość wypaliły z całą mocą gdzieś na tylnych ściankach gałek ocznych. Twarz dziewczyny, jeszcze niepozbawiona dziecinnej niewinności. Łagodna, patrząca z delikatnym uśmiechem w obiektyw. I ta druga, po prawej… z oczyma wychodzącymi z orbit, zastygła w nienaturalnym, groteskowym wręcz grymasie bólu…
Nie, to nie ból – pomyślał Józ. To musiało być coś innego. Przerażenie? Strach tak zajebiście popierdolony, że spowodował skurcz mięśni, nagły paraliż, który zmienił twarz tej gówniary w jakąś pojebaną maskę?
Wizerunki pozostałej dwójki wyglądały podobnie. Ledwie przypominali samych siebie, lecz wyniki testów DNA jednoznacznie wskazywały tożsamość ofiar.
Galica na chwiejnych nogach doczłapał do procesora żywności zajmującego narożnik sypialnio-salonu. Na staromodnym panelu dotykowym wstukał kod czarnej kawy z górą cukru i zatwierdził wybór. Automat zaszumiał, zaszeleścił i wypluł z siebie komunikat o szkodliwości kofeiny połączonej z wysokokaloryczną dietą. Józ kopnął w boczny panel w odpowiedzi i zatwierdził wybór jeszcze raz. To był ich rytuał. Uświęcona tradycja. Automat stwarzał namiastkę troski o dobrostan swojego właściciela, a właściciel mógł z czystym sumieniem zamanifestować, że tę troskę ma głęboko w poważaniu.
Dzisiaj Józ kopnął odrobinę mocniej niż zwykle. Bioniczna proteza lewej nogi zostawiła głęboki ślad na polimerowym panelu procesora. Gdy to zauważył, skrzywił się przepraszająco:
– Wybacz, serduszko – mruknął i poklepał górną krawędź maszyny. – Nie chciałem. To z nerwów. Dużo stresów mam ostatnio.
Automat jak zwykle nic nie odpowiedział, tylko wysunął tacę z parującym kubkiem. Józ zgarnął go niezgrabnym ruchem i poszurał do kabiny toaletowej. Gdy przeglądał się w lustrze, zamiast swojej nieogolonej gęby widział wciąż zdjęcia tych dzieciaków.

Kłaniam się nisko [fragment, sf, cp2077, dystopia]

2
MordercaBezSerca pisze: (ndz 17 lip 2022, 11:05) Nic nie łamało monotonii krajobrazu wyświetlanego na panoramicznym ekranie imitującym jedyne okno.

Słońce wisiało już wysoko na niebie, choć tu, pod poziomem skłębionego smogu odpychanego od powierzchni ziemi przez elektrostatyczny system oczyszczania powietrza, można było się tego tylko domyślać.
Brzmi jak z przewodnika turystycznego po wynalazkach przyszłości. Myślę, że powinno być prościej, unikając bajeranckich nazw kiedy tylko się da, np. „Nic nie łamało monotonii wyświetlonego krajobrazu”, „Słońce wisiało już wysoko na niebie, choć tu, pod chmurami smogu, można było się tego tylko domyślać.”
MordercaBezSerca pisze: (ndz 17 lip 2022, 11:05) Obraz z zewnętrznej kamery perfekcyjnie oddawał zjawisko perspektywy.

Drabinka przecznic przecinała ją w równych, idealnie wyliczonych odstępach.
Pefrekcyjnie, idealnie – zbyt egzaltowane. Obejdzie się bez tego.
MordercaBezSerca pisze: (ndz 17 lip 2022, 11:05) Przedstawiał prostą niczym struna ulicę, biegnącą pomiędzy gładkimi, ślepymi ścianami kolejnych bloków.
Ślepe ściany, że bez okien, tylko zdanie brzmi niezbyt gładko. To chyba nie na tyle ważne, aby nie móc pominąć. „Przedstawiał prostą niczym struna ulicę, biegnącą pomiędzy gładkimi ścianami kolejnych bloków.
MordercaBezSerca pisze: (ndz 17 lip 2022, 11:05) Od lat sypiał sam. Żona już dawno powiedziała dość i wylogowała się z ich wspólnego życia. Nie miał o to żalu. Po prostu czasem mu jej brakowało. Zwykle przez pierwsze kilka, kilkanaście sekund po przebudzeniu. Potem wszystko sobie przypominał i przestawało mu jej brakować.
Nieco zaimkozy.
MordercaBezSerca pisze: (ndz 17 lip 2022, 11:05) które już od kilku dobrych kilku minut rozlegało się w mieszkaniu.
Przeoczenie.
MordercaBezSerca pisze: (ndz 17 lip 2022, 11:05) Było to cokolwiek trudne, bo synapsy jeszcze nie przeprocesowały końskiej dawki czarnorynkowego alkoholu, którym ich właściciel próbował je ogłupić poprzedniego wieczora.
Inżynieryjna elokwencja, ale brzmi niezbyt.

Ponadto, fabuła rozwija się dość sztampowo – zalany policjant pilnie przywrócony do służby, obrazek masakry (jak sądzę), co zwiastuje niezbyt interesującą, „giercową” zagadkę kryminalną. Moim skromnym zdaniem, o wiele ciekawiej w kryminałach wypadają ciała zachowane w całości, bez odrąbanych głów, czy kończyn. Sprawca od razu wydaje się bardziej interesujący ( coś innego niż rzeźnik).

Wiązanki wulgaryzmów wcale nie muszą padać, aby było klimatycznie. „Galica westchnął ciężko i zmełł w ustach przekleństwo.” Tutaj ładnie sobie poradziłeś.

No i postępowe zaimki też niezbyt, ale to już było, więc pomijam wątek. :)

Ogółem takie se. Dalszy wysiłek powinieneś bodaj skierować na usuwanie zbędnych wyrazów oraz ciekawszą fabułę, albo jak najszybciej odejść od schematu w kolejnej części.

Kłaniam się nisko [fragment, sf, cp2077, dystopia]

3
Morderco, bardzo chciałam napisać Ci komentarz, ale odpadałam od tego kawałeczka sześć razy. Sześć!
Ten fragment jest śmiertelnie nudny! Klisza na kliszy, stereotyp na stereotypie, a do tego jeszcze monotonia krajobrazu i ten bohater...

Kiedyś robiliśmy tu sobie jakiś konkurs i zauważyliśmy, że w każdym z konkursowych tekstów męski bohater wstaje rano i drapie się po tyłku. Nawet rozważaliśmy, cóż to za ważny męski rytuał poranny, że każdy z autorów musiał koniecznie o tym wspomnieć. Popatrz: Twój bohater jest wyjątkowy - drapie się po klacie! I pić oczywiście musi, i bekać, i bałagan mieć pod łóżkiem. Wszystko, wszystko już było osiem tysięcy pięćset czterdzieści dziewięć razy. Ile można? Ja rozumiem, że chcesz sobie na tych stereotypach pograć, ale jako czytelniczka nie daję rady. Broni się tylko troszeczkę Inspektoro, ale też już wpada w stereotypową wredną babę, a przecież ono nie powinno! Ono jest wyjątkowe!

Nie ma żadnego punktu zaczepienia, nic nie wciąga, nic nie interesuje, nie ma się czego przytrzymać. Zlituj się, daj coś ciekawego, czytelnik musi mieć powód, żeby pójść za Tobą!
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”