I jak tu kolejny dzień chodzić w takich warunkach? To zapewne będzie najszybszy przepis na przeziębienie. Już coś o tym wiedziałam, bo katar od dwóch dni nie dawał mi spokoju, a gardło było obłożone jak domy wypoczynkowe nad morzem w środku sezonu.
Przypominałam chodzącą aptekę - nosiłam przy sobie dziesiątki chusteczek, Rutinoscorbin, który chyba w niczym nie pomagał, a nawet krople i tabletki do ssania.
Pogoda prosiła się o pomstę do nieba: padał deszcz ze śniegiem. Listki na drzewach, zesztywniałe i skurczone, jakby desperacko chciały się z powrotem schować do swoich zdecydowanie już za małych szypułek. A my, wejść gdzieś i się ogrzać, choćby przez kilka minut.
I tak oto naprzeciw naszym potrzebom wyszła, Pijalnia Wód Leczniczych. Każde uzdrowisko posiada taki budynek.
I zaczęło się. Wkroczyliśmy w lata dziewięćdziesiąte.
Pamiętam. Te same ponure wnętrza. Ściany w kolorze przybrudzonego żółtego. Zapach detergentów mieszający się z wonią stęchlizny. Szare, wytarte płytki. Oraz te śmieszne naczynia do picia w kształcie kotków, piesków i dzbanków… I witryny sklepików z cudownymi maściami i innymi zdecydowanie za drogimi specyfikami, które wabią staruszków swoim rzekomym cudownym działaniem.
I ludzie…
Zgarbieni oraz zmęczeni, czas ich nie oszczędził.
Inaczej niż z drzewami los się z nami obchodzi. Przynajmniej na zewnątrz stajemy się coraz bardziej krusi i podatni na złamania i choroby.
Choć w sensie mentalnym, z niektórymi jest jak z drzewami – obrastamy w siłę, nasza duchowa powłoka robi się twardsza, cieńsze słoje zostają otulone tymi grubszymi i już bardziej regularnymi.
Nie wzruszają nas wiatry, które kiedyś łamały w pół. Ulewy, pod którymi dawniej się uginaliśmy, jedynie zraszają naszą bujną koronę. A korzenie - niegdyś słabe i płytkie, podatne na wymycie przez wodę lub wysuszenie upałem, niczym podziemne neurony splecione ze sobą w ogromną sieć, stabilizują w tym niewybrednym świecie i dają oparcie bez względu na pogodę.
Tylko jedno zmieniło się w pijalni. W miejscu poboru wody wyrosła bramka automatyczna.
Kuracja pitna jest płatna trzy złote za maksymalnie pół litra wody jednorazowo.
Na mojej twarzy, po przeczytaniu powyższego zdania, pojawił się dyskretny szyderczy uśmieszek.
Zaznaczę tu, że w dwóch miejscach w parku istnieją bezpłatne i jak najbardziej oficjalne ujęcia wody leczniczej. Więc czemu akurat tutaj jest jak jest?
Kiedyś od miejscowych dowiedziałam się, że istnieje i trzecie ujęcie. Znajduje się na tyłach pewnego budynku - pustostanu. Podobno tam woda jest najlepsza.
Jeszcze się nie wybrałam, ale może kiedyś…
Sytuacje, okazje pokusy i ludzie są w życiu niczym te ujęcia. Jedni dużo kosztują i nie wiadomo czy nie przecenia się ich, a drudzy są mniej interesowni i bardziej wartościowi, a jeszcze inni… schowani za z pozoru niezbyt atrakcyjną fasadą.
Tak sobie myślę, że czas nie zatrzymał się tu w latach dziewięćdziesiątych. To dla mnie on się wtedy rozpoczął. A więc wszystko możliwe, że i lata siedemdziesiąte nie są tym płytkom i ścianom obce.
Oczywiście, że nie. Pijalnia istniała już i w dziewiętnastym wieku, a pewnie i wcześniej. Ale ostatnia gruntowna przebudowa i remont mogły przypadać właśnie na wspomniane wcześniej lata.
My nie raczymy się tą wodą. Pamiętam pierwszy i ostatni raz takowej kuracji.
Źródlane lekarstwo było tak niesmaczne, że szybko skończyło w doniczce.
Te siarkowe wody są podobno najbardziej lecznicze, ale śmierdzą i smakują zbukiem. Dosłownie.
Ojciec, jakby czytając w moich myślach, uśmiechnął się i trykając mnie w ramię, wskazał na dużą czerwoną tabliczkę – „proszę nie wylewać wody źródlanej do doniczek”
- Zapamiętali tu nas – stwierdziłam ironicznie.
- Jak widać, nie byliśmy jedynymi, którzy ratowali się w ten sposób.
- A podobno gorzki lek najlepiej leczy…
- Oczywiście, ale trzeba jeszcze jakoś go przełknąć.
Aura panująca w pijalni przypominała tą szpitalną. Przez lata przewijały się tu tysiące osób z jakimiś dolegliwościami.
Miejsce nasiąknęło starszymi i zgarbionymi, nieco przygniecionymi przez życie ludźmi. I było to widać, słychać i czuć: w małych drobionych chorobą kroczkach, stukocie laseczek, siwych włosach, tych przybrudzonych ponurością ścianach, wytartych podsadzkach, cięższym i zatęchłym powietrzu…
- Chyba już odpoczęłam, a ty?
- Ja tam cały czas czekam na ciebie, staruszko – zaśmiał się.
- No to możemy ruszać – wstałam z krzesła. - Jak dobrze będzie wrócić do parku. Już teraz docenię te dudniące z uporem maniaka krople, a nawet jakże orzeźwiający ziąb… – stwierdziłam, otwierając parasolkę.
- Bardzo lecznicze miejsce ta pijalnia, skutecznie uzdrowiło cię z narzekania, musimy wpadać tu częściej - podsumował.
Z wizytą w pijalni [obyczaj, strumień myśli]
2Fajny, refleksyjny opis szczególnego miejsca.
Podoba mi się porównanie obłożonego gardła do domów wypoczynkowych. I człowieka do drzewa. O ile przypomnę sobie przekrój pnia drzewa, to wydaje mi się, że właśnie najwcześniejsze słoje, te najbliżej środka, są najbardziej regularne (koliste), a późniejsze roczne przyrosty często tracą tę regularność w wyniku oddziaływania na drzewo sił przyrody (np. wydłużają się w kierunku pn-pd). Czyli tak jakby z wiekiem pień wzmacnia się, ale jego przekrój traci nieskazitelną (niewinną) regularność koła.
W ogóle, to po przeczytaniu plastycznych opisów rozwija mi się taka wizja gromady schorowanych starców, ustawiających się w kolejkę do źródełka młodości, aby kupić wodę życia po 3 zł za pół litra. Te przepychanki. Te utyskiwania, że ktoś za dużo albo zbyt długo nalewa. Narzekania na drożyznę, że kiedyś to żyło się lepiej, itp. A na dodatek lepszej jakości woda jest dostępna w innym miejscu, czyli ktoś wykorzystuje ich naiwność.
Pasuje nawet do opowiadania sci-fi-post-apo, o kryzysie klimatycznym, przejęciu źródeł wody przez grupy wpływu i reglamentacji tej niezbędnej do życia substancji.
Podoba mi się porównanie obłożonego gardła do domów wypoczynkowych. I człowieka do drzewa. O ile przypomnę sobie przekrój pnia drzewa, to wydaje mi się, że właśnie najwcześniejsze słoje, te najbliżej środka, są najbardziej regularne (koliste), a późniejsze roczne przyrosty często tracą tę regularność w wyniku oddziaływania na drzewo sił przyrody (np. wydłużają się w kierunku pn-pd). Czyli tak jakby z wiekiem pień wzmacnia się, ale jego przekrój traci nieskazitelną (niewinną) regularność koła.
W ogóle, to po przeczytaniu plastycznych opisów rozwija mi się taka wizja gromady schorowanych starców, ustawiających się w kolejkę do źródełka młodości, aby kupić wodę życia po 3 zł za pół litra. Te przepychanki. Te utyskiwania, że ktoś za dużo albo zbyt długo nalewa. Narzekania na drożyznę, że kiedyś to żyło się lepiej, itp. A na dodatek lepszej jakości woda jest dostępna w innym miejscu, czyli ktoś wykorzystuje ich naiwność.
Pasuje nawet do opowiadania sci-fi-post-apo, o kryzysie klimatycznym, przejęciu źródeł wody przez grupy wpływu i reglamentacji tej niezbędnej do życia substancji.
Z wizytą w pijalni [obyczaj, strumień myśli]
3Podoba mi się takie swobodne, niewymuszone pisanie. Temat z pozoru mało interesujący, przyciąga jednak opisami i spostrzeżeniami. Zwróciłbym jednak uwagę na moc, jaką niosą ze sobą porównania. Przykład: gardło było obłożone jak domy wypoczynkowe nad morzem w środku sezonu. Rozumiem, że kierujesz się chęcią zobrazowania skali problemu, jakim jest bolące gardło. Rozumiem też, że takie porównanie ma mieć lekko humorystyczny wydźwięk. Co w tym przypadku powinno dominować? Czy problem z gardłem powinniśmy uznać za banalny czy jednak coś, co rzutuje na zachowanie i decyzje narratora? Gardło było obłożone jak ul w letniej porze. Czy teraz bardziej da się odczuć, jak bardzo boli?:)
Z wizytą w pijalni [obyczaj, strumień myśli]
4Dziękuje za komentarz i poświęcony czas.
Ps.
Nie chodzi o ból gardła ani o jego opuchliznę, jakby to powiedzieć, mam nadzieje, że nie jesteś wrażliwy na tego typu opisy, a więc: gardło było obklejone ze wszystkich stron gęstą flegmą, ta wydzielina najpierw produkuje się na potęgę, a potem zasycha i przylepia się.
Dodano po 6 minutach 27 sekundach:
Dziekuję.
Ps.
To sugerowałoby, że ul boli to, że jest "obłożony" pszczołami. Obłożenie mogą mieć kwatery turystyczne do przyjmowania gości.wenom pisze: (śr 08 maja 2024, 14:29) Gardło było obłożone jak ul w letniej porze. Czy teraz bardziej da się odczuć, jak bardzo boli?:)
Nie chodzi o ból gardła ani o jego opuchliznę, jakby to powiedzieć, mam nadzieje, że nie jesteś wrażliwy na tego typu opisy, a więc: gardło było obklejone ze wszystkich stron gęstą flegmą, ta wydzielina najpierw produkuje się na potęgę, a potem zasycha i przylepia się.
Dodano po 6 minutach 27 sekundach:
Nie, to już nadinterpretacja, ale autor czytelnikowi nie zabrania bujać w obłokach.Jakub2024 pisze: (wt 07 maja 2024, 11:13) Pasuje nawet do opowiadania sci-fi-post-apo, o kryzysie klimatycznym, przejęciu źródeł wody przez grupy wpływu i reglamentacji tej niezbędnej do życia substancji.
A może i tak.Jakub2024 pisze: (wt 07 maja 2024, 11:13) Czyli tak jakby z wiekiem pień wzmacnia się, ale jego przekrój traci nieskazitelną (niewinną) regularność koła.
Dziekuję.