Kaleka księżniczka z końca świata: Tania podróbka Wanessy Wye (Obyczajowe+P)

1
Link do poprzedniego rozdziału: viewtopic.php?f=93&t=24498

Poniedziałek, 5 września 2011 roku, godzina 10:00, sala języka angielskiego.

To była druga lekcja angielskiego w liceum. Usiadłam jak zawsze przy ścianie, żeby mieć jeszcze większe oparcie. Pan Tomek wszedł do klasy, rozpiął marynarkę, uśmiechnął się do wszystkich i powiedział „Good morning, everyone!”.

Jego głos był inny niż reszty nauczycieli – nie podnosił go, żeby nas uciszyć, tylko czekał, aż klasa sama zamilknie. Patrzyłam na niego, jakby był z innego świata. Mówił tak płynnie, że nawet te proste zdania brzmiały jak muzyka.

Kiedy podszedł sprawdzić moją pracę, pochylił się, pachniał jakimś łagodnym płynem po goleniu. Serce mi zabiło mocniej.

Jeszcze wtedy nie wiedziałam, co to jest. Ale już tego dnia czułam, że angielski stanie się moim ulubionym przedmiotem.


---

Wtorek, 29 listopada 2011 roku, godzina 11:45, sala angielskiego.

Pan Tomek rozdawał kartkówki. U mnie zatrzymał się trochę dłużej, coś poprawiał w zeszycie, wytłumaczył mi jeszcze raz jedno zadanie.

Usłyszałam szepty z tyłu:
– Patrz, znowu do niej najdłużej mówi.
– No, Lilka pupilka.

Zrobiło mi się gorąco. Udawałam, że nic nie słyszę, ale litery na kartce rozmazywały mi się przed oczami.

Nie odezwałam się ani słowem. Nawet głowy nie podniosłam. Ale w środku poczułam coś dziwnego – mieszaninę wstydu i... dumy?


---


Środa, 14 marca 2012 roku, godzina 12:30,

Czekałam, aż pani Ewa przyniesie mi książkę, kiedy dwóch chłopaków z klasy przechodziło obok. Nie wiedzieli, że słyszę.

– Ej, zauważyłeś, jak Lilka się na niego gapi? – jeden z nich parsknął śmiechem.
– Na Tomka? No, przecież oczy jej prawie wypadły.

Serce mi zamarło. Wlepiłam wzrok w podłogę, udając, że mnie tu nie ma.

Bo to była prawda. Patrzyłam na niego. Zbyt długo. Zbyt intensywnie. I oni to widzieli.


---

Poniedziałek, 15 października 2012 roku, godzina 8:00, sala od angielskiego. Pogoda: pochmurny poranek, chłodno.

Zapomniałam podręcznika. Pan Tomek podszedł i bez słowa podał mi swój egzemplarz. Przez całą lekcję leżał przede mną, pachnący papierem i jego długopisem.

Za plecami usłyszałam chichot dziewczyn:
– No patrz, jej dał swój, a my mamy kserówki…

Uśmiechnęłam się niepewnie, schowałam twarz w zeszycie. Nie odpowiedziałam. Ale w środku czułam, że to był dla mnie prezent, choć on zapewne traktował to jak zwykłą pomoc.


---


Czwartek, 24 stycznia 2013 roku, godzina 11:15, koryarz

Miałam wolną lekcję, więc siedziałam sama na korytarzu, czytając książkę po angielsku. Pan Tomek przechodził na swój dyżur.

– Ćwiczysz? – uśmiechnął się, zaglądając w stronę okładki.
– Trochę… – wymamrotałam.

Wtedy z końca korytarza ktoś szepnął na tyle głośno, żebym usłyszała:
– Ale słodko! Jak randka.

Pan Tomek udawał, że nie słyszy, i poszedł dalej. Ja zamknęłam książkę i nie otworzyłam jej już do końca przerwy.



---


Środa, 27 lutego 2013 roku, godzina 12:35, biblioteka liceum.

Siedziałam przy stoliku, udając, że czytam Lalkę. Wcale jej nie czytałam – przeskakiwałam zdania, bo wciąż w głowie miałam dzisiejszą lekcję angielskiego.

Pani Ewa podeszła, żeby coś odłożyć na półkę, i zerknęła na mnie.
– No i jak ci idzie ta Lalka? – spytała z uśmiechem.

– Średnio – mruknęłam. – Wolę angielski... przynajmniej coś zrozumiem.

– Angielski, mówisz... – zamyśliła się, a potem jej usta wykrzywił znajomy uśmieszek. – To pewnie dlatego, że tak bardzo lubisz pana Tomka!

Poczułam, jak policzki płoną mi żywym ogniem. Nie odpowiedziałam. Udawałam, że nagle pochłonęła mnie książka, chociaż litery zaczęły pływać mi przed oczami.

W gardle miałam gulę: czy ktoś to usłyszał? Czy ktoś powtórzy? I – najgorsze – czy pan Tomek się o tym dowie?


---

Poniedziałek, 8 kwietnia 2013 roku, godzina 10:15, korytarz liceum podczas długiej przerwy.

Szłam powoli, trzymając się mojego balkonika. Zobaczyłam panią Anię, nauczycielkę wspomagającą. Uśmiechnęła się szeroko.

– Lilka, byłaś dziś przygotowana na angielski, widziałam – powiedziała. – Nawet te idiomy znałaś!

– Trochę się uczyłam... – odpowiedziałam cicho. – Pan Tomek dobrze tłumaczy.

Pani Ania zatrzymała się, przechyliła głowę i zaśmiała się. – Oj, Lilka, jak ty bardzo lubisz pana Tomka!

Kilka osób obok spojrzało w naszą stronę. Zrobiło mi się gorąco, jakby ktoś przyłapał mnie na czymś wstydliwym. Milczałam.

W głowie kłębiło się tylko jedno: przez mnie pan Tomek będzie miał problemy.


---

Środa, 10 kwietnia 2013 roku, godzina 9:55, klasa.

Pod koniec lekcji pani od biologii zajrzała do sali angielskiego. Zobaczyła, że pan Tomek sprawdza mi coś w zeszycie. Uśmiechnęła się szeroko i rzuciła półżartem:
– Oj, jak ty bardzo lubisz swoją uczennicę, Tomku!

Cała klasa wybuchnęła śmiechem.

Poczułam, jak twarz mi płonie. On odsunął się błyskawicznie, zamknął dziennik i powiedział już bardzo oficjalnie:
– Na dzisiaj to wszystko.

Nie odpowiedziałam nic. Nawet nie spojrzałam na nikogo. Wróciłam do domu z poczuciem winy, że to wszystko przeze mnie.

---

Poniedziałek, 14 października 2013 roku, godzina 9:00, sala angielskiego.

Pan Tomek rozdawał sprawdziany. Każdemu rzucał luźny komentarz: „Dobrze, Aniu”, „Popracuj jeszcze nad słownictwem, Krzysiek”. Kiedy doszedł do mnie, położył kartkę na ławce i tylko skinął głową.

Żadnego uśmiechu, żadnego słowa więcej.

Zauważyłam, że po lekcjach zawsze wychodzi pierwszy, nie zostaje na korytarzu. Gdy chciałam o coś zapytać, odpowiedział bardzo krótko i natychmiast się odsunął.

Czułam, że to moja wina. Że przez szepty, przez śmiechy, on musiał się bronić. A ja byłam dla niego problemem.


---

Wtorek, 18 lutego 2014 roku, godzina 12:30, korytarz

Stałam przy drzwiach, czekając na rozpoczęcie lekcji. Pan Tomek przechodził korytarzem. Na sekundę nasze spojrzenia się spotkały – a potem odwrócił głowę i udał, że musi coś sprawdzić w dzienniku.

Serce mi pękło. Nie było już nawet krótkiego „dzień dobry” takiego, jakie rzucał innym uczniom.

I znów poczułam to samo – że lepiej, jeśli będę niewidzialna.


---


Środa, 16 kwietnia 2014 roku, godzina 10:00, sala angielskiego.

Wiedziałam, że to nasza ostatnia lekcja przed maturą. Siedziałam cicho, zapisując każde słowo, choć w głowie huczało mi tylko jedno: to już koniec.

Na koniec pan Tomek powiedział do całej klasy:
– Życzę wam powodzenia na maturze. Wiem, że dacie radę.

Potem dodał:
– I pamiętajcie: język obcy to nie tylko matura, to całe życie.

Zebrał swoje rzeczy i wyszedł. Ani razu nie spojrzał w moją stronę.

Patrzyłam za nim, wiedząc, że to ostatni raz, kiedy słyszę jego głos na lekcji.


---


Piątek, 25 kwietnia 2014 roku, aula szkolna.

My,maturzyści mieliśmy swoje oficjalne zakończenie. Było rozdanie świadectw, przemowy, kwiaty dla nauczycieli. Pan Tomek też dostał bukiet, uśmiechał się do rodziców uczniów, żartował z chłopakami z klasy.

Ja siedziałam wśród nich, klaszcząc, uśmiechając się, udając normalność.

Ale w środku ściskało mnie coś okrutnie. Bo wiedziałam, że to naprawdę koniec. Że nigdy już go nie zobaczę – żadnej lekcji, żadnego komentarza, żadnego spojrzenia.

Kiedy wszyscy ustawiali się do wspólnych zdjęć z nauczycielami, trzymałam się z tyłu. Nie chciałam być obok niego. Nie chciałam kusić losu, by ktoś znów coś skomentował.

Patrzyłam tylko, jak stoi z bukietem w rękach i śmieje się z kimś innym.

A potem razem z mamą wyszłam z auli, czując, że rozstaję się nie tylko ze szkołą – ale i z czymś, co przez trzy lata było dla mnie całym światem.

---

Niedziela, 28 kwietnia 2024, godz. 18:20, pokój Lilki, wieś na Lubelszczyźnie.

Czasem myślę o tym, że minęło już dziesięć lat odkąd ostatni raz widziałam pana Tomka. Niby śmieszne, że to jeszcze pamiętam, ale mój mózg lubi się czepiać starych rzeczy jak stara guma przyklejona do podeszwy.

Widzę go, wtedy w auli.
Kwiaty, uśmiech, jakby cały świat go lubił.
I wtedy też poczułam, że to koniec. Że już go nigdy nie zobaczę. Że wszystkie te trzy lata siedzenia w pierwszej ławce i gapienia się na niego były jak jakiś głupi serial, który ktoś nagle przerwał w połowie sezonu.

I teraz mam w sobie żal. Nie do niego. On był spoko, on po prostu unikał, żeby nie było przypału. W sumie dobrze, że unikał.
Mam żal do bibliotekarek. Do tej, co na cały głos powiedziała: „Oj, Lilka, ty to pana Tomka lubisz!”. Albo do tej nauczycielki wspomagającej, co niby szeptała, ale tak, że cała klasa słyszała: „Ale ładnie ci idzie angielski, widać, że ci się podoba pan Tomek”. Serio? Jakby to był żart na cały korytarz. Jakby nikt nie miał oczu i uszu.

Nie odpowiedziałam im wtedy nic. Nigdy. Siedziałam cicho, udawałam, że mnie tam nie ma. A teraz sobie myślę: czemu one mi to robiły? Czy myślały, że to zabawne? Że to „urocze”? Bo dla mnie to było jakby ktoś oblewał mnie farbą fluorescencyjną i wystawiał na widok całej szkoły.

I tak siedzę tu teraz, dziesięć lat później, i zamiast być mądrą dorosłą, co „przepracowała” swoje młodzieńcze zauroczenie, to czuję się trochę jak wtedy – jak idiotka. Jakby to była moja wina. Że mu robiłam problemy samym tym, że patrzyłam.

Może każdy ma taką jedną postać w swoim życiu, którą idealizuje do przesady. A ja mam pana Tomka. I mam bibliotekarki i nauczycielkę wspomagającą, które postanowiły, że zrobią z tego mój wstyd na całe życie.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron