2
autor: holek
Pisarz domowy
Opo 1
ęłęóDawne dzieje, dawne kraje
zaklina starzec w swe baje
opisuje stare czasy
kiedy w mieszku było kasy
kiedy na nogach glany
radomskich chłpów kopały
(w metaforach)
Był w dawnych czasach przebiegły a bitny naród barbarzyński, Włoszakamii zwany, jako ze jego mieszkańcy posiadali charakterystyczne cechy fizyczne, wyróżniajace je spośród innych nacji. Był to ród trwogę budzący w mieszkańcach okalajacych bory wiosek. Dzieci mroku nigdy nie miały sposobności poznać tych przygłupów z toporkami przy pasach i kępami włosów na plecach...aż do tej pory.
- O jak mnie łeb napierrr... - zaklął Zakonnik Bez ślubów, siadajac na swym posłaniu z szyszek ("naturalny masaż dla zwiotczałych mięśni, kup pan!") i zapiszczał przeraźliwie, budząc towarzyszki, widząc że otacza ich grupa wojów, a ich charakterystyczny zapach unosił się nad nimi i mieszał z wonią lasu.
- Co za fetor... - Becia otworzyła z trudem oczy.
- Aaaaargh!!1 - zawyli wojowie, a cała kompania mroku aż podskoczyła. Ksieżniczka zerwała się na równe nogi i wymachując sztyletem do obierania halogrzybków, zawołała "ani kroku dalej", mimo to krąg barbarzyński zacieśniał sie powoli. Zainteresowani i zaintrygoani neandetale rzucili sieć. Ksieżniczka uchroniła sie, wykonujac fantazyjne salto w tył. Sieć spoczęła na jej towarzyszach i wtedy Ksężniczka pojęła, że sytuacja jest beznadziejna - Włoszaki wcześniej zabrały im broń.
- Zajebały moją piękniusia brzytewke!! - ciemne oczy zaszkliły sie łzami, wychwytujac zarys Head Cutera w worku z łupami Włoszaków. - Oh nieee, jestem bezradna!!
[nastrojowa,smutna piosenka w stylu Disney'a; refren "jestem bez sił, jestem bez broni, co zrobić by uratować głowę soni"(i reszcie tesh]
obóz Włoszaków
- co, kurna, macasz... - Zakonnik Bez slubów zdzielił krucyfiksem podszczypujace go Włoszakszczanki.
- Jesus, kanibaleee - Magiczna Mysz wiła się w uścisku pięści Włoszaka, aby wreszcie ugryźć go i oswobodzon będąc, uciec do kieszeni Beci.
Włoszaki rzuciły sieć wypełnioną mrokiem i jego dziećmi wprost pod wielki glaz.
- co to? - pisnęła Panna Anna.
- Niby ze głaz? - Rzekła Mroczna Panienka.
Naraz zza głazy wyszło dziewczę bez skazy..no prawie bez, jeśli liczac rzucajace sie w oczy upośledzenie umysłowe. Była odziana w powłóczysta i przezroczystą szatę ("ekshibicjonizm, o matko!" - Panna Anna), a płowe włosy pełne resztek listowia i grudek ziemi tworyzyło na głowie koronę niczym dorodny wieniec dożynkowy.
- Aaaaaaaach!!!! - Krzyk Mrocznych Dzieci wstrzasnał lasem, z drzew zerwały się ptaki i zakołowały nad zielonymi koronami, zaniepokojone.
- Nieee...tylko nie TO!!!! - Księżniczka usłyszała wrzask Zakonnika Bez ślubów i przyśpieszyła kroku. Biegła tropem Włoszaków juz od siedemnastu różańców i chyba zbliżała sie do celu. Istotnie.
Ksieżniczka skryła się naprędce za pniem drzewa, obserwując sytuację. Blond dziewka biegała wokół głazu, wskakiwała na niego, rzucała sie na ziemię, krzycząc dramatycznym głosem, raz po raz wybuchała płaczem aby po chwili zanosić się gromkim śmiechem.
"szalona..." - pomyślała Księżniczka, przekradając się ku workowi z łupami.
- Nieee, litooościii...... - zawodziła Becia, zakrywajac uszy dłońmi. Mroczna Panienka wiła sie z bólu na ziemi.
- Oglądajcie ją, oglądajcie naszą Gwiazdę! - szturchały ich dwie wojowniczki z jasnymi kępami włosów pokrywających przedramienia, czoła i plecy, tak że przebijały w szwach bluzy z jelenich skór.
- Och niee..ona kaleczy sztukę...ooooh!! nie zniosę tego dłużej!!! - Zacharczała Panna Anna i padła zemdlona.
"Być czy nie być!" - zapiała Gwiazda.
- nieprawdaż, jaka z niej cudowna aktorka...niczym edith piaf, niczym marilyn... - zaczęły wojowniczki lecz oto..
- NICZYMMARYLIN MANSON - ryknęła Księżniczka i spadła na nie z drzewa fantazyjnie, oezwładniając je. Rzuciła miecze pod nogi Mrocznej Panienki i Panny Anny. Zdarła z przyjaciół siatkę.
- Uważaj, włoszaki! - Krzyknął Zakonnik Bez ślubów.
Księżniczka zdieła malowniczo z pleców Head Cuter i kilkoma ruchami pozbyła się tuzina barbarzyńców. Tymczasem Gwiazda przestraszona wskoczyła na głaz i przywołała na pomoc mary leśne.
- Spierdzielaj, maro - jedna z mar wkręciła sie we włosy Beci.
- Hakuna Matata, Dagmarus Destroyus Neverus Be Actress - Mroczna Panienka szybkim zaklęciem pozbyła się Gwiazdy, zamieniajac ją w muchomora.
Uciekajmy stąd - Zawołała Ksieżniczka i pobiegła za torującą im drogę Paną Anną i jej nagim mieczem.
- Chajże na nich! - Zawyli Włoszakowie.
- Chorus Ce Almo Ena Fiesta Custam Wwlosku Spierdalus - Becia rzuciła w nich proszkiem czarodziejskim i stanęła między nimi kamienna ściana.
Mroczna Kompania uciekła w las, potracając święte ognie i wywołujac pożar. Włoszaki zaczęły gasić ogień i zaprzestały pogoni.
- Yeah, The Dark It's The Power - zakrzyknęły z radością Mroczne Dzieci.
- Oł je - przytaknęła Magiczna Mysz.
[we will rock you]
---------------------------------------------------------------------
Opo 2
"Na leśnym trakcie nic śmiesznego zdarzyć się nie może"
- Sam mówiłeś parę dni temu że podróż to podniecające przeżycie, pełne przygód, spotkań z nowymi ludźmi, zabijające… marazm? Więc nie marudź teraz, że masz dość suszonej wołowiny. I ani kropli wina. Ja swoje mam. Oszczędnością i pracą! Jak mawiał dziadek.
Przecież podróżujemy. Pewnie w końcu natrafimy na, jak to było? "Te odległe karczmy pełne nowych smaków i chętnych dziewek…". A tak właściwie to co to jest "marazm"?
- Tak w tych górach nazywają małe żyjątka, które gryzły Cię w ostatniej karczmie.
- Dzięki.
- Trzy dni temu.
-Co?
- Trzy dni temu byliśmy w ostatniej karczmie i jedliśmy coś wyglądającego na jedzenie. Poza tym te góry mnie męczą. Wieje od nich nudą. Wybacz - Jak przez trzy dni jem suszoną wołowinę i nie widzę ludzi, poza tobą oczywiście, popadam w melancholię.
- Co to jest melancholia?
- Taka choroba. Pamiętasz jak ostatnio napiłeś się tej wody, kiedy mówiłem żebyś jej nie ruszał? I biegałeś w las?
- Pamiętam. Biedaku. Woda to rzeczywiście paskudztwo. Bierz wino - podzielę się.
- Dzięki…
***
- Widzisz ten wóz przed nami? Może kupimy coś do jedzenia? Albo do picia?
- Dziadek zawsze mówił że jeśliś żołnierzem, cały świat spichlerzem… ale jak chcesz to kupimy.
- Naprawdę napadłbyś na podróżnego i okradł go z jedzenia?
- Sam byś napadł. To trochę zależy od tego jak bardzo jesteś głodny…
- O nie! Nigdy. Nie mógłbym te…
- Chociaż masz rację… Ty raczej zaproponowałbyś partyjkę czy dwie w karty i oskubał nieboraka nie tylko z jedzenia, ale i z butów, wozu i co by tam jeszcze miał na podorędziu.
- Nie bądź taki surowy. Nie wziąłbym wszystkiego co ma. Etyka nie pozwoliłaby mi…
- Ha! Pewnie! A bo to ja nie wiem po coś ty mnie ze sobą wziął? Bo by cię w końcu ubili! Nie każdy znosi cierpliwie, kiedy ktoś wygrywa cnotę jego córki. Pamiętasz chyba tego młynarza? Mało cię nie rozerwał jak się okazało że przegrał…
- Cnota jego córki była swoją drogą dość przechodzona. Pieklił się raczej, bo liczył, że odegra swój mieszek.
- Skurwysyństwo ludzkie nie ma granic…
- Cóż… fakt…
- Swoją drogą to skąd wiesz w jakim stanie była jej cnota? Przecież wtedy zrobiła się taka chryja, że wialiśmy jakby nas goniła gromada pijanych chłopów…
- Pojechałem do młyna na drugi dzień. Stary leżał na marach, bo mu mało ducha nie wybiłeś ze łba. A ta mała się okazała całkiem jakby niecnotliwa… Zawsze uważałem, że długi trzeba spłacać.
- Bo inaczej ktoś może połamać ci kolana. Heh… A co to jest ta "etyka"?
- Taka choroba… Strasznie się od tego ręce trzęsą.
- To przy twoim zajęciu chyba mocno przeszkadza? Co?
- Potwornie. Dlatego trzeba się leczyć. Wino ponoć pomaga…
- A to już wiem! Dziadek też to miał…
***
- Czemu ten wóz stoi?
- Słucham?
- Myślę dlaczego ten wóz stoi w tym miejscu?
- Może woźnica poszedł się wysikać?
- A ty byś po to zatrzymał wóz? Raczej wysikałbyś się z kozła… Coś tu śmierdzi…
- Ha! To może poszedł się wysrać? No nie patrz na mnie tym wzrokiem. łapę to ty może i masz jak z kamienia ale to spojrzenie nie jest kamienne. Na twojej twarzy uśmiech wygląda bardziej przerażająco.
- Kpisz sobie ze mnie?
- Nie ważne. Zaraz zobaczymy co się dzieje. O ja pierdolę… Stój!
- Raczej on. A oni ją trzymają…
- I pewnie nie podzielasz opinii że najlepszym wyjściem byłaby szybka ucieczka?
- Nie. Puśćcie ją!
- (Przestań się uśmiechać… kpiłem…) Lepiej puśćcie tę kobietę, zanim mój przyjaciel się wścieknie. On z jakiegoś powodu uważa że one powinny się zgadzać na te rzeczy. A ona jest w habicie. I raczej nie wygląda jakby się zgadzała.
- A co wam do tego panie wygadany? Jeść jej daliśmy. A jak się nie ma srebra i miedzi to się płaci tym na czym się siedzi…
- (On chyba zna twojego dziadka…) O jasna cholera! Cofnij się!
- Co się stało?
- Spójrz tylko! Czy wy bandyci jesteście tak tępi czy już wam nie zależy? To jej?
- Kołatka znaczy? A jej. Ale dlaczego od razu bandyci? Przecież jej niczego nie kradniemy?
- Gdzie wy ludzie mieszkacie? Przecież ona jest chora! Mówi wam coś słowo lepra? Przecież to na was przejdzie!
- Chora czy słaba płacić trzeba. A zobaczy waszmość! Taka niby niechętna a się śmieje teraz. Nie?
- A wiesz. Może to i racja. Każdy zapłacić powinien tyle ile się należy. Jedziemy! Zostaw ich mówię!
***
- Teraz już rozumiem czemu odjechaliśmy. świat to jednak parszywe miejsce… I wiesz co? Ty miałeś rację z tym spojrzeniem. Muszę poćwiczyć. Jak żeś powiedział, że jedziemy to się nawet nie zastanawiałem.
- Bo czasem nie ma nad czym. Pieprzony las. I paskudna historia…
- Jak mawiają "Na leśnym trakcie nic śmiesznego zdarzyć się nie może".
- Dziadek mawiał?
- Nie. Mamusia. Ona nie miała tyle konceptu do przysłów co dziadek. Ale nie chciała żeby mnie nosiło po gościńcach. Chyba miała rację.
- A tatuś?
- Melancholia go wykończyła.
Zakończenie 31 stycznia
Ostatnio zmieniony wt 16 sty 2007, 22:02 przez
holek, łącznie zmieniany 1 raz.