Człowiek idealny dla każdego

1
Mam prośbę do was. Jeśli komuś się ono spodoba, to czy mógłby mi pomóc w zredagowaniu tego tekstu?(Czyli mały mix i mastering żeby lepiej się go czytało i żeby nie zawierał błędów)







Człowiek idealny dla każdego.

(Tytuł na razie roboczy)





Rozpocznę może od przedstawienia się. Mam na imię Sebastian i mam hmm... Właśnie teraz już nawet nie wiem ile mam lat. Ale zacznę od samego początku. Urodziłem się w latach osiemdziesiątych 20 wieku - ha pewnie niektórzy z czytelników woleliby żebym zaczął od poczęcia, ale niestety aż tak daleko nie sięgam pamięcią.

Pierwszą rzeczą, jaką sobie przypominam jest zimy powiew wiatru, zapoznawczy wdech niezbyt wspaniałego powietrza i ciepłe ręce lekarza zakrytych silikonowymi rękawiczkami umazanymi płynami porodowymi i krwią. Następną rzeczą, jaką pamiętam jest to jak wszystkie pielęgniarki na oddziale prawie biją się miedzy sobą ażeby tylko móc zaopiekować się mną. Wtedy mnie to bardzo dziwiło - ale co chcecie byłem kilku godzinnym niemowlakiem, który nie wiedział nic o świecie i jego prawach - ale teraz już wiem, dlaczego wszystkie tak bardzo chciały się mną zajmować. Ale o tym później.

Dzieciństwo, to znaczy lata od 0 do jakiś pięciu przeleciały nie wnosząc prawie nic do mojego istnienia. Muszę powiedzieć, że to był nudny okres w moim życiu. Matka mnie nie wypuszczała na osiedle, bojąc się, że mogę sobie coś zrobić. Oczywiście przychodzili do niej znajomi, i jak to znajomi - a w szczególności koleżanki - piały z zachwytu, jaki ja jestem piękny, wspaniały i niepowtarzalny, że będzie ze mnie wspaniały mężczyzna i takie tam. Denerwowało mnie to, bo nie dość, że mi skrzeczały nad uszami to mnie wszędzie dotykały, no prawie wszędzie - bez złego dotyku od razu mówię żeby komuś głupoty nie przyszły na myśl -, to znaczy szczypały mnie po policzkach, gilgotały itd., itp. Strasznie tego nie lubiłem, ale co zrobić miałem tylko kilka latek a matka zawsze kazała mi zostawać i nie wychodzić z przyjęcia. Mówiła, że to nie ładnie tak opuszczać gości - chociaż to nie byli moi goście. Teraz jak o tym myślę dochodzę do wniosku, że ona mną się szczyciła, pokazywała mnie jak swój bardzo drogi skarb, aby przekonać koleżanki, że one są dużo gorsze od niej i że żadna jej nie dorówna. śmieszne prawda? No dla mnie nie było. Czułem się jak zabawka. Ale tak widocznie miało być.

Wszystko zmieniło się diametralnie jak poszedłem pierwszy raz do zerówki. Miałem wtedy oczywiście sześć lat - gdyby ktoś nie wiedział. Wtedy pierwszy raz dowiedziałem się, że każdy widzi mnie inaczej. To znaczy, że dla każdego inaczej wyglądam. Dziwne, prawda? Dla mnie bardzo. Dowiedziałem się tego od koleżanek, które zaczęły kłótnie o to, jakie ja mam włosy. Każda mówiła, że mam inny kolor. W końcu rozstrzygnęły to opiekunki, które stwierdziły, że dlatego każdy inaczej widzi kolor moich włosów, ponieważ to wszystko jest zależne od światła i jak na nie pada. Ale myślę, że one w to nie wierzyły. Same nie wiedziały dlaczego tak się dzieje, więc wymyśliły taką bajeczkę żeby skończyć kłótnię. Przecież to były małe dzieci, mające sześć lat i nie było powodu by im nie uwierzyły.

Najstraszniejszą rzeczą, jaką pamiętam z tamtego okresu było samobójstwo jednej z opiekunek. Wyskakując z okna na siódmym piętrze krzyczała „Robię to dlatego, ponieważ wiem, że i tak nigdy nie urodzę tak pięknego dziecka. Jedyne, co mogłabym zrobić to porwać je, ale tego nie chcę. Więc wolę śmierć niż życie z takim ciężarem”. Po tym zdarzeniu matka zabrała mnie z tej zerówki. Nigdy się nie dowiedziałem czy to ona tak chciała czy dyrekcja tej placówki. O tym zdarzeniu szybko zapomniałem i życie leciało mi znowu beztrosko i bardzo szybko.

Taka sielanka trwała do szóstej klasy szkoły podstawowej. Wtedy wszystkie dziewczyny w mojej klasie - i nie tylko - zaczęły się mną interesować, a to nie spodobało się chłopakom. Do tej pory byłem jak duch przez nikogo niezauważany i nagle wszystkie dziewczyny zaczęły mnie rwać. Czułem się wspaniale, do póki pierwszy raz moja twarz nie napotkała pięści zazdrosnego o moje powodzenie u płci przeciwnej chłopaka. Gdy upadłem on zaczął mnie kopać i wrzeszczeć „Może jak ci przefasonuję gębę dziewczyny zaczną zauważać i nas”. No cóż to nie pomogło i dalej szalałem. Miałem codziennie inną dziewczynę. A najśmieszniejsze jest to, że im to wcale nie przeszkadzało. Były zachwycone, że mogą być ze mną, chociaż jeden dzień., źe mogą się ze mną całować i takie tam. Wtedy nie posuwałem się jeszcze dalej, chociaż wiedziałem mniej więcej, o co chodzi - pewnie zastanawiacie się, a może i nie, skąd dwunastoletni chłopak w tamtych czasach wiedział to wszystko. Cóż to już moja słodka tajemnica. Powiem tylko tyle, że szalały za mną nie tylko dziewczyny w moim wieku. - Miałem po prostu takie zasady a może nie ciągnęło mnie jeszcze do tego. Co do nienawiści płci brzydkiej, to załatwiłem wszystko w połowie roku szkolnego. Doszedłem z nimi do porozumienia. Spotkaliśmy się pewnego, bardzo ciepłego, jak na tą porę roku, styczniowego dnia. Obiecałem im za to, że dadzą mi spokój, iż:

- Nie będę odbijał żadnej z waszych dziewczyn, chociaż by mi się bardzo podobała.

- Będę przekonywał każdą, która będzie się chciała ze mną umówić, a z którą ja raczej się nie umówię, że inni chłopacy z mojej klasy i nie tylko - to się później ustalało, który chłopka chcę z daną dziewczyną chodzić - są tak samo wspaniali jak ja - co było raczej prostą rzeczą. Dziewczyny były tak wpatrzone we mnie, że to im wystarczało. Wiem, że to straszne, że to podchodzi po stręczycielstwo, ale ja najpierw - bez wiedzy kolegów - pytałem się każdej z nich, z kim by się chciały umówić gdyby mnie nie znały. I jakoś wychodziły z tego bardzo udane pary.

Gdy załatwiłem tą sprawę stałem się bardzo popularny u obu płciach. Jeśli chodzi o naukę - bo to pewnie też wiele osób interesuje - nie sprawiała mi zbyt dużo problemu. Nie byłem geniuszem, ale jakoś kończyłem klasy z trójkami a nawet czwórkami na świadectwie.

W siódmej klasie zaczęły się imprezy. Sam nie wiem czy to wcześnie czy późno. Dla mnie w sam raz. Na swojej premierowej zabawie, na której byłem pierwszy raz spróbowałem alkoholu. Początkowo było fajnie, ale gdy po kolejnym kieliszku wódki zacząłem tracić kontakt z otoczenie doszedłem do wniosku, że to nie dla mnie. Wtedy urwał mi się film na godzinę. Gdy mój mózg zaczął w miarę odpowiednio - trzeźwo - działać zobaczyłem, że leżę na dziewczynie z mojej klasy trzymając ręce pod jej bluzką. Zabrałem je odruchowo i zacząłem się rumienić. Gdy ona spostrzegła, że nie bawię się już jej... - no wiecie - zapytała czy coś się stało. Między, od mojego odskoku do jej pytania, minęła może sekunda, ale ja czułem się jakby to była, co najmniej minuta w czasie, której zastanawiałem się, co robiłem przez tą godzinę, której nie pamiętam. Gdy powtórzyła pytanie, odpowiedziałem jej, że nie i zapytałem czy zrobiłem coś więcej niż to. Na szczęście powiedziała, że nie. Wtedy, nie wiem dlaczego, ale nie chciałem jeszcze przechodzić na następny stopień wtajemniczenia. A teraz, po tylu latach wcale tego nie żałuję. Po tym jak mi odpowiedziała pożegnałem się z nią namiętnym pocałunkiem - żeby nie miała po mnie złych wspomnień - i poszedłem do domu. W drodze doszedłem do wniosku, że na następnych imprezach zacznę zajmować się starszymi dziewczynami, bo te w moim wieku w większości nie mają jeszcze, czym się poszczycić, jeśli chodzi o dalszy ciąg po całowaniu się. Nie ma, czym się pobawić, że tak brzydko powiem. Ale cóż jestem i byłem facetem i tak to wtedy czułem.

Najbardziej z czasów szkolnych utkwiły mi w pamięci dwie rzeczy, które zdarzyły się w tym samym roku. Na wakacjach prawie jedna po drugiej. Miałem wtedy czternaście lat, i po raz pierwszy, i ostatni wyjechałem na kolonię. Gdy przyjechaliśmy na miejsce, nie bardzo podobało mi się to, co widziałem. Były tam jakieś beznadziejne domki, żeby się wykąpać trzeba było iść do oddalonych o jakieś 100 metrów prysznicy zbiorczych. A do stołówki było jeszcze dalej. Dużo dalej. Cóż, większość czasu zwiedzaliśmy jakieś zabytki, chodziliśmy nad morzę i graliśmy w nudne gry. Bardzo mi się to nie podobało, aż do momentu, gdy poznałem Kasię. Pochodziła z Rzeszowa i tak jak ja przyjechała tu na kolonię. Tyle, że ja jako wychowanek a ona jako opiekun.

Była piękna. Pamiętam jakby to było dzisiaj, gdy pierwszy raz stanęła przede mną. Wspaniała kobieta z nienagannym, wysportowanym ciałem, o czym dowiedziałem się po kilku dniach w najdrobniejszych szczegółach. Miała dość dziwny ani nie rudy ani nie czerwony, takie coś pomiędzy, kolor falujących włosów, sięgających łopatek. Wspaniałe ciemno piwne, duże oczy, pełne, pomalowane na jakiś dziwny, - jak dla mnie - chyba jasno brązowy kolor, usta i lekko opaloną karnację. Nie wspomniałem o nosie, ponieważ prawdę mówiąc sam nie wiem jak go opisać. Nie był ani za duży ani za mały taki w sam raz jak dla mnie. W żadną stronę nie odbiegał od normy - że tak powiem.

Od razu wpadła mi w oko. Co się okazało następnego dnia, że ja jej też. Gdy zaczęliśmy rozmowę na wieczornym ognisku dowiedziałem się, że mimo swoich, zaledwie siedemnastu lat jest opiekunką turnusu z jej rodzinnego miasta. Mówiła, że nie wyglądam na swoje lata, że sprawiam wrażenie dużo starszej osoby, coś koło osiemnastu dziewiętnastu lat. Stwierdziła, że dlatego zaczęła ze mną rozmowę, ponieważ myślała, iż, tak samo jak ona, jestem opiekunem. Chyba się trochę z tym pomyliła, ale jeszcze tego samego wieczora, no może lepiej powiedzieć nocy, wynagrodziłem jej to, że wprowadziłem ją w tak duży błąd.

Ognisko skończyło się około dwudziestej pierwszej. Było jeszcze jasno, więc wybraliśmy się nad brzeg morza, które było oddalone od miejsca naszego zamieszkania o jakiś kilometr. Czas przechadzki zleciał bardzo szybko. Może, dlatego że rozmawialiśmy przez całą drogę. Były to rozmowy o wszystkim, począwszy od tego, jaka jest pogoda a skończywszy na tym, co będziemy robić dalej w swoim życiu. Zanim się zorientowaliśmy byliśmy już na plaży. Zrobiło się ciemno, chociaż świecił wspaniały księżyc. Postanowiliśmy ruszyć dalej brzegiem morza. Zdjęliśmy buty i szliśmy tuż przy samej wodzie tak, że co jakiś, raz dłuższy raz krótszy, czas woda obmywała nam stopy. Dziwne, ale woda była bardzo ciepła, chociaż słyszałem, że nad nasze morze nie opłaca się wyjeżdżać, ponieważ jest strasznie zimne. Był to pierwszy raz jak miałem styczność z nim. Wcześniej wolałem się opalać niż wykąpać. Ale wracając do opowieści - która zaczyna robić się ciekawa - szliśmy tak do czasu aż nie widać było żadnej osoby w pobliżu. Wtedy zatrzymaliśmy się i zaczęliśmy całować. Jej usta były wspaniałe, wprost stworzone do pocałunków. śmieszne, ale to były najlepsze pocałunki w moim całym, dotychczasowym życiu - widać znała się na rzeczy, albo miała po prostu to coś, co nie pozwala facetowi o niej zapomnieć. Po kilku minutach a może kilkunastu - sam nie wiedziałem i chyba do tej pory nie jestem pewien ile czasu minęło - namiętnego całowania się Kasia zaczęła zdejmować mi koszulkę. Ja, długo się nie zastanawiając, zrobiłem to samo z nią. Wtedy natrafiłem na pierwszy problem, który rozwiązałem pociągnięciem za odpowiedni sznurek. Teraz jak o tym myślę dochodzę do wniosku, że znała się na modzie, ponieważ nie miała na sobie jednoczęściowego kostiumu kąpielowego tylko bikini. Ale wróćmy do ważniejszych rzeczy... Gdy uporałem się z największym - w tej chwili - problemem Kasia odsunęła się ode mnie, odwróciła i odeszła jakieś trzy, cztery kroki. Nie powiem, dziwnie się poczułem, ale po chwili odwróciła się znowu i zrobiła dość duży krok w moją stronę. Dopiero wtedy zauważyłem - pewnie księżyc zaczął świecić dużo lepiej - że jedną ręką zasłania swoje piersi a drugą zaczyna wyciągać górną część bikini. Gdy odrzuciła na bok niepotrzebną w tej chwili część swojej garderoby zrobiła kolejny krok w moją stronę. Zbliżyła się na taką odległość, że swoją ręką, zasłaniającą piersi, dotykała mojego torsu. Od tego zdarzenia minęła może sekunda, gdy uniosła najpierw jedną a po chwili i drugą rękę do mojej twarzy. Staliśmy w takiej pozycji kilkanaście sekund wpatrując się w swoje oczy. Wiem, że to już mówiłem, ale muszę to powtórzyć miała wspaniałe oczy, w których chyba każdy by się zatracił.

Staliśmy tak, gdy nagle ona w końcu zbliżyła ponownie swoje usta do moich, a co za tym idzie i cały tułów. Moje ciało płonęło a mózg był w rozterce. Nie wiedział, na której rozkoszy się skupić. Na piersiach, których sztywne sutki muskały subtelnie moją klatkę piersiowej, na ustach i języku, który dosłownie wirował, wariując wraz z moim, czy może na wspaniałym masażu czaszki i włosów, który robiła Kasia swoimi delikatnymi rękoma.

Nagle dziewczyna złapała moją głowę z dwóch stron, i odsuwając się odrobinę, skierowała mój wzrok na swoje piersi. Cóż tu dużo mówić, widok był nieziemski. Miała dość duże - ale nie nachalnie - jędrne piersi zakończone małymi sterczącymi sutkami. Gdy patrzyłem na nie ona nagle zapytała.

- Podobają ci się?

- Jasne! - odpowiedziałem bez zastanowienia.

- A nie są za małe albo coś w tym rodzaju?

- Nie. Są idealne. Wspaniałe. Najpiękniejsze, jakie do tej pory widziałem.

- Dziękuje.

Po tych słowach lekko szarpnęła swoimi rękoma i pociągnęła moją głowę, a w zasadzie twarz, w stronę swojego biustu.

- A teraz...- odezwała się znowu Kasia - A teraz zacznij się nimi bawić, spraw żebym oszalała z rozkoszy.

Cóż na taką prośbę nie mogłem być głuchy i po chwili, prawdę mówiąc, osłupienia, zacząłem bawić się rękoma jej piersiami i ssać jej sutki. Gdy to robiłem Kasia puściła moją głowę i skierowała ręce w stronę moich spodenek. Włożyła je do nich i rozsupłała sznurek utrzymujący szorty by się nie zsunęły. Bez niego niezwłocznie opadły a dziewczyna zaczęła dobierać się do kolejnej przeszkody odgradzającej ją od pewnej części mojego ciała. ( I tu ten wątek chwilowo skończę, bo jeszcze nie wiem czy zrobić z tego takie Hard Corowe opowiadanie czy tylko takie z lekką dozą erotyzmu. Sami się wypowiedzcie)

Zrobiliśmy to jeszcze kilka razy tej nocy. Wreszcie, rano dotarliśmy do obozu, w sam raz na śniadanie. Dziwne, ale nikt nie zauważył, że nas nie było. Jeszcze tego samego dnia dowiedziałem się, dlaczego. Po prostu koledzy z domku, w którym mieszkałem, gdy zobaczyli, że idę w stronę plaży z opiekunką doszli do wniosku, kiedy nie wróciłem po dwóch godzinach, iż tak dobrze się bawię i nie powinno mi się przeszkadzać, więc zaczęli mnie kryć. Widać z bardzo dobrym skutkiem.

Przez resztę moje pobytu, mój plan dnia - i nocy tym bardziej - wyglądał mniej więcej tak: Dnie spędzaliśmy osobno. Ja ze swoją grupą a Kasia ze swoją. A nocami spotykaliśmy się na wspólne zabawy. Odbywało się to bardzo często w jej domku - na szczęście mieszkała tam tylko ona - ale czasami wychodziliśmy na całonocny spacer nad morze, a niekiedy robiliśmy sobie, nawet, nocne wypady do lasu, który tak samo jak morze był nieopodal. Nie muszę chyba mówić, co wtedy porabialiśmy? - Jak nie wiecie, o co chodzi cofnijcie się kawałek i zobaczcie jeszcze raz jak to zrobiliśmy sobie spacerek po plaży i dlaczego trwało to całą noc - Wtedy też pstrykaliśmy sobie mnóstwo zdjęć - najlepsze oczywiście wychodziły te, gdy byliśmy bez ubrań - które po wywołaniu przysłała mi Kasia jakieś dwa tygodnie po powrocie do domu. I to jest właśnie ta druga rzecz, którą najbardziej pamiętam z czasów szkolnych. Wtedy dzięki tym zdjęciom dowiedziałem się jak naprawdę wyglądam. Wcześniej nie widziałem się na żadnym ze zdjęć ani nawet nie przeglądałem w lustrze, ponieważ moja matka stwierdziła, że „Takie coś jak lustro jest mi nie potrzebne, a poza tym w lustrach przeglądają się tylko kobiety...”. Gdy zobaczyłem pierwszy raz te zdjęcia pomyślałem, że nie wyszły gdyż na każdym z nich byłem jakiś taki zamazany. Ale gdy się zastanowiłem doszedłem do wniosku, że to niemożliwe gdyż na zdjęciach, na których jestem razem z Kasią, ona wygląda normalnie, to znaczy nie jest zamazana ani nic takiego, a ja wręcz przeciwnie. Muszę powiedzieć, że nieźle się wystraszyłem i od razu poszedłem do jedynego miejsca w moim domu, w którym było lustro, czyli do pokoju mojej matki. Gdy tam dotarłem, wszedłem do niego i podszedłem do szafki, na której było mnóstwo różnych kremów, tuszy, lakierów, itp. rzeczy, których prawdę mówiąc nie jestem w stanie wymienić - ponieważ jestem facetem i większości tych rzeczy nie znam i nie mam pojęcia jak się nazywają - i oczywiście duże lustro. Gdy byłem już obok niego zobaczyłem straszną - dla mnie - rzecz. Nie potrafiłem sobie sam odpowiedzieć jak wyglądam, jaką mam twarz. Nie byłem w stanie powiedzieć ile mam wzrostu, czy jestem gruby czy wręcz przeciwnie, chudy, czy mam ciemny kolor włosów, jasny, a może rudy. Nie mogłem określić nawet tego, jaki mam kolor oczu. To było tak, że widziałem siebie samego - nie widziałem zamazanej sylwetki, jeśli ktoś tak sobie pomyślał - ale nie byłem w stanie sprecyzować tych właśnie rzeczy.

Gdy tak stałem usiłując powiedzieć sobie jak właściwie wyglądam do pokoju weszła moja matka. Domyśliła się, że poznałem prawdę. Podeszła do mnie i powiedziała, że dlatego nie pozwalała mi przeglądać się w lustrze, ponieważ nie wiedziała, co tam zobaczę. Opowiedziała mi o tym jak się dowiedziała, że każdy postrzega mnie inaczej, jak przeze mnie zabiła się jedna z opiekunek w zerówce i jak próbowała mnie chronić przed samym sobą. Od tamtej chwili nigdy więcej nie czułem się naprawdę szczęśliwy.

Z czasem uporałem się z własną tożsamością - nie miałem żadnych myśli samobójczych ani nie próbowałem nikogo za moje nieszczęście skrzywdzić - i próbowałem, normalnie, żyć dalej.

Gdy miałem dwadzieścia dwa lata postanowiłem zwiedzić cały świat. Na początku robiłem to, dlatego gdyż myślałem, że spotkam kogoś podobnego do mnie, ale z czasem już tylko po to żeby zapomnieć.

Największym problemem, jaki miałem na samym początku, gdy wymyśliłem tą podróż, były pieniądze. Ale szybko się z nim uporałem. W końcu w moim kraju jest mnóstwo kobiet bardzo bogatych, które mogłem bez trudu zauroczyć. Więc zacząłem się umawiać z nimi - chociaż nie wszystkie były samotne, przynajmniej prawnie. Gdy opowiadałem im o moich planach one z chęcią dawały mi pieniądze na ich zrealizowanie. Oczywiście nie ofiarowywały mi ich za nic, musiałem z nimi sypiać - co dla mnie nie było takie złe.

I wreszcie jak tylko zebrałem odpowiednią ilość gotówki ruszyłem w drogę. Prawdę mówiąc pieniądze skończyły mi się szybko, ale przecież na świecie jest tyle majętnych kobiet. I tak podróżowałem sobie po świecie.

Wiem, że to może bardzo źle zabrzmieć, ale muszę to powiedzieć, jedyną rzeczą, jaka pozwalała mi zapomnieć o moim losie były kobiety. Nigdy nie miałem problemu żeby znaleźć jakiejś pięknej, która poszłaby ze mną do łóżka i pozwoliła zapomnieć o całym świecie. Teraz nie pamiętam nawet jak one wyglądały.

Pewnego dnia zacząłem zastanawiać się czy skoro każdy postrzega mnie odpowiednio dla siebie to kobiety odmiennej orientacji widzą mnie jako mężczyznę czy jako kobietę. Postanowiłem to sprawdzić. Poszedłem więc do baru dla lesbijek. Co się okazało, większość kobiet, która tam była, widziała we mnie mężczyznę - pewnie dla kobiet odmiennej orientacji nawet facet w pewnych przypadkach może wydawać się interesujący - ale było też kilka, które mówiły do mnie „mała, kochana, itp.”. Zdecydowałem się spróbować czegoś, czego żaden mężczyzna nigdy nie doświadczy. Postanowiłem uprawiać seks z kobietą jako kobieta. Prawdę mówiąc nie byłem pewien czy to w ogóle możliwe, ale i tak chciałem spróbować. Wtedy zobaczyłem wspaniałą kobietę siedzącą przy barze. Nazywała się Natalia. Miała długie, sięgające talii, proste, kruczo czarne włosy. Piękne, duże - przynajmniej z tego, co wtedy widziałem przez sukienkę - piersi, ciemną karnację, tak samo jak włosy czarne oczy - w których mógłbym z chęcią zniknąć - i wspaniałe, umalowane na lekką czerwień usta. Była ubrana w ciemno niebieską, prawie czarną suknię z dużym dekoltem. To, co mnie jeszcze zachwyciło w niej to nogi. Były nieziemskie. Długie, gładkie, błyszczące, po samym wyglądzie widać było, że są bardzo delikatne - o czym przekonałem się później.

Z baru wyszliśmy około północy. Stwierdziła, że chce pokazać mi swoją wspaniałą kolekcję, więc poszliśmy do niej.

Mieszkała na czwartym piętrze apartamentowca.

Wszystko zaczęło się już w windzie. Natalia nagle dosłownie rzuciła się na mnie i zaczęła namiętnie całować. To było niesamowite. Kobieta zaczęła obmacywać najpierw moje piersi - i to damskie piersi - a następnie tyłek. Gdy dojechaliśmy na odpowiednie piętro wyszliśmy z windy i cały czas całując się podeszliśmy do drzwi jej mieszkania. Kiedy byliśmy już w środku, Natalia - co za tym idzie i ja - od razu skierowała się w stronę łóżka. Całowaliśmy się jeszcze jakiś czas na jej wielkim łożu, gdy kobieta zaczęła zdejmować ze mnie, najpierw bluzkę a następnie - czego się naprawdę nie spodziewałem - spódnicę. Nie miałem nic pod nimi i wtedy przekonałem się, że jednak mogę być też kobietą i uprawiać lesbijski seks z inną niewiastą. Nagle, Natalia wstała łoża, podniosła pilota i włączyła jakąś muzykę. Było to „Schatzee” Dj’a Tomkka. Zaczęła tańczyć w jej takt i uwodzicielsko rozpinać suwak swojej sukienki. Po tym jak suwak już nie przeszkadzał, cały czas tańcząc przede mną, zdjęła najpierw jedno a po chwili i drugie ramiączko swojej kreacji. Suknia opadła na podłogę. Okazało się, że tak samo jaj ja nie ma nic pod nią i wtedy zobaczyłem - dochodząc do wniosku, że nie myliłem się - iż ma wspaniałe, duże i jędrne piersi. Gdy była już naga opadła na łóżko i zaczęła zbliżać się ponętnie, jak kotka w moją stronę. W tej właśnie chwili przestraszyłem się trochę, ponieważ przyszło mi na myśl, że mogę zostać w takim stanie, czyli jako kobieta, już na zawsze. Ale gdy Natalia zaczęła pieścić wewnętrzną część moich ud swoim zwinnym językiem i delikatnymi ustami zapomniałem o wszystkim i zatraciłem się w jej namiętnych pocałunkach i pieszczotach. (Tak jak wcześniej zastanowię się jeszcze czy dalej to kontynuować)

Nasze igraszki, w czasie których, kobieta pokazała mi swoją całą kolekcję zabawek, trwały całą noc a nawet i kawałek dnia. Była druga po południu, kiedy wstałem i zacząłem się ubierać. Gdy wychodziłem z mieszkania, Natalia jeszcze spała. Wiedziałem, że nigdy więcej jej nie spotkam, ale byłem też pewien, że nigdy o niej nie zapomnę. I nie zapomniałem.

Kiedy byłem już w windzie sprawdziłem - tak jakoś, sam nie wiem dlaczego - czy jestem już mężczyzną czy może nadal kobietą. Okazało się, że jednak mężczyzną. Nie powiem ulżyło mi.

Po tym wszystkim, jeszcze tego samego dnia, ruszyłem w dalszą drogę, zwiedzać wszystkie kraje i krainy na tym świecie.

Minęło... hmm... sam nie wiem ile czasu, gdy wreszcie wróciłem do domu. To znaczy do kraju, w którym się urodziłem, bo domem nie mogłem nazwać żadnego miejsca na tym świecie. Byłem zmęczony całym tym życiem, podróżami i samotnością, która mnie prześladowała. Samotność dręczyła mnie mimo tego, że miałem mnóstwo przyjaciół i kobiet, a mogłem mieć jeszcze więcej. Niestety nie potrafiłem zakochać się w żadnej z nich, ponieważ wiedziałem, że nie widzą prawdziwego mnie. Miałem kiedyś nadzieję, że któraś z nich mogłaby zakochać się w moim charakterze, ale i ona prysła, kiedy przekonałem się, iż one są tak wpatrzone we mnie i tak zauroczone moim wyglądem, że akceptowały każde moje zachowanie. Nawet te najgorsze.

Pewnego dnia postanowiłem, że nie ma sensu dalej żyć na tym świecie i że potrzebuję jakiegoś miejsca, w którym doczekam swoich ostatnich dni. Doszedłem do wniosku, że muszę znaleźć miejsce gdzie nikt mnie nie zobaczy przez następne, mniej więcej, sto lat. Padło na kopalnie węgla. Wykupiłem jedną, która przed laty upadła i w jednym z szybów kazałem wybudować coś w stylu schronu. Oczywiście nie takiego zwykłego schronu. Były tam wszystkie wygody znane w tamtym czasie człowiekowi, włącznie z telewizją i Internetem żeby mi się aż tak nie nudziło. Potem kazałem ogrodzić cały teren wysokim betonowym płotem i wynająłem agencję ochrony by ta pilnowała żeby nikt nie zbliżał się do kopalni. Przed tym jak wszedłem do mojego schronienia - i bardzo możliwe, że grobu - wpłaciłem mnóstwo pieniędzy na fundusz i kazałem by to z niego opłacano wszystkie moje rachunki.

I tak siedziałem tam czekając na śmierć. Ktoś mógłby pomyśleć, że mogłem po prostu popełnić samobójstwo. Niestety to by nie zadziałało. Kiedyś już próbowałem podciąć sobie żyły, ale mimo tego, że krwawiłem bardzo mocno nie umarłem. Trochę pobolało i się zagoiło bez żadnej pomocy lekarskiej. Powieszenie się też odpadało. Wiedziałem, że to się nie uda po tym jak kilka lat temu wyszedłem z wypadku samochodowego, w którym mój pojazd został doszczętnie zmiażdżony jedynie z kilkoma niegroźnymi ranami.

Pewnej nocy, gdy jak zawsze nie mogłem usnąć, doszedłem do wniosku, że więzienia dla przestępców takie, jakie są nie sprawdzą się nigdy. Pomyślałem, że najlepszą karą dla kryminalistów byłyby samotnie bez okien i żadnego kontaktu z innymi ludźmi, nawet ze strażnikami. Wsadzałoby się tam takiego delikwenta i puszczało przez cały dzień, za co został tu zamknięty. Byłoby kilka wariantów czasowych. Za pierwsze lekkie przestępstwo kilka dni. Za kolejne lub cięższe kilka tygodni. Następnie kilka miesięcy. A w najgorszych przypadkach kilka lat. Sędzia osadzający takiego człowieka nie mówiłby mu ile dokładnie będzie tam siedział, tylko, który wariant dostaje. Oczywiście wielu z nich mogłoby zwariować i trafić do zakładów psychiatrycznych. Ale cóż więcej taki delikwent by nie popełnił żadnego przestępstwa czy to przez strach czy to przez to, że będzie zamknięty w psychiatryku. Inni ludzie gdyby usłyszeli, co trzeba przejść przez to, że się popełniło jakiś karalny czyn, zastanowiliby się pięć razy zanim by coś takiego zrobili. Wiem, wiem, to może brzmieć okrutnie, ale czy Np. zgwałcenie i zamordowanie niemowlaka nie jest takie?

Minęło wiele lat. Teraz już wiem, że zostało mi jeszcze tylko kilka sekund życia, kilka wdechów, kilka uderzeń serca. Cieszę się i żegnam ze swoim smutnym życiem. Mimo takiego losu nie żałuje, że urodziłem się właśnie taki, ponieważ dzięki temu mogłem przeżyć kilka wspaniałych chwil, których nikt przede mną, i pewnie po mnie też, na pewno nie doświadczy.

Gdy to pisałem nagle poczułem, że to już koniec. Wziąłem ostatni duży wdech i opadłem na biurko, twarzą skierowaną w stronę drzwi i mętnym wzrokiem...









Koniec

(Teraz nie wiem czy to tak skończyć czy może dodać takie coś)



Kiedy z mojego ciała ulatywał ostatni wdech, przed moimi oczami pokazała się dziwna postać. Gdy myślałem, że to nareszcie koniec przyszedł ktoś, kto zniweczył tyle moich starań. Byłem wściekły. Wiedziałem, że znowu będę musiał męczyć się od samego początku. Wziąłem duży oddech i spojrzałem w stronę drzwi gdzie stała ta przeklęta osoba, która zniweczyła to, czego nie mogłem się doczekać.

To była Kasia. Wyglądała dokładnie tak samo jak wtedy, gdy pierwszy raz się spotkaliśmy. Nie mogłem uwierzyć własnym oczom. Na początku myślałem, że to już inny, szczęśliwszy świat albo jakiś sen.

- Nie to nie sen. - odpowiedziała nagle dziewczyna. - To najprawdziwsza rzeczywistość. Nawet nie wyobrażasz sobie jak długo cię szukałam. Wiesz, jestem taka sama jak ty. Wiedziałam o tym już wtedy jak się pierwszy raz poznaliśmy. Jesteś moją jedyną nagrodą, jedyną miłością, dzięki tobie będę dopełniona. A teraz chodź, opuśćmy te przygnębiające miejsce.

Wyszliśmy na zewnątrz. Było ciemno. Na niebie migotały gwiazdy blaskiem tak wielkim i jak do tej pory niespotykanym.

- Widzisz to jest nasze miejsce. - stwierdziła Kasia pokazując rozgwieżdżone niebo. - Tam jest nasz dom.

Po tych słowach zaczęliśmy się namiętnie całować i unosić coraz wyżej, i wyżej. Zanim się spostrzegłem byliśmy w kosmosie. Ziemia coraz bardziej się oddalała. Ale ja nie zważałem na to. W pewnym momencie zauważyłem, że nie jesteśmy już nawet w naszym układzie słonecznym, w naszej galaktyce ani w żadnej innej znanej ludzkości.

Wszędzie było ciemno. Nie było już widać żadnej z gwiazd, gdy nagle zatrzymaliśmy się.

Po chwili - przynajmniej tak mi się wydawało - zaczęliśmy się namiętnie kochać.

W pewnym momencie poczułem niewiarygodny żar w środku. Spojrzałem na Kasię i wiedziałem, że ona czuje to samo. Tak trwaliśmy kilka chwil, gdy nagle zobaczyłem oślepiający blask wydobywający się z naszych ciał. To był nasz kres, nasz szczęśliwy koniec.

Nasze ciała zniknęły. W ich miejsce pojawiła się przepiękna, młoda galaktyka a w jej samym środku świecąca, wspaniałym blaskiem, gwiazda, która dla każdego, kto na nią spojrzy wygląda inaczej.







Koniec

2
Brawa za kulturę.

Po pierwsze, wypadałoby się najpierw przedstawić.

Po drugie, odsyłamy do przeczytania regulaminu.



Pozdrawiam.
"Życie jest tak dobre, jak dobrym pozwalasz mu być"

recenzja

3
Urodziłem się w latach osiemdziesiątych 20 wieku - ha pewnie niektórzy z czytelników woleliby żebym zaczął od poczęcia, ale niestety aż tak daleko nie sięgam pamięcią.




to zdanie jest troszke bez sensu... nie wiem, dlaczego niektórzy z czytelników chcieliby żeby zacząć od poczęcia - urodziny są zazwyczaj 9 miesięcy po poczęciu - po co podawać obie te daty? Zwłaszcza że nie podajesz dokładnie dnia?



I dziwna niekonsekwencja pod koniec...

bohater nie może się zabić podcinajac sobie żyły, ani wieszając się... zatem zamyka się w bunkrze (po co? dlaczego?)

i tam umiera (dlaczego? jeżeli nie mógł wcześniej zrobić sobie krzywdy?)



Nie pasuja też te rozważania o karach dla przestępców, nie wiem co one robią w tym opowiadaniu.



jest sporo innych rzeczy, na które zwrócę uwagę jak będę miał więcej czasu.



w sumie:

pomysł - było kiedyś opowiadanie "gatunek pasujących" nie pamiętam czyje, ale podobne tylko lepiej wykonane :)

wykonanie - strasznie niewygodnie się to czyta... spróbuj na głos.

dużo niekonsekwencji w tekście poza tym - do duużej obróbki



muszę wracać pracować :( może więcej później

4
Miałem nie oceniać, bo się nie przedstawiłeś. Ale cóż... oklepałem początek i mi się nie spodobał - na siłę starałeś się pisać pięknie i w dobrym stylu - chyba ci nie wyszło.



Tak na przykład to zdanie:


co chcecie byłem kilku godzinnym niemowlakiem, który nie wiedział nic o świecie i jego prawach


Co ma znaczyć "co chcecie byłem"? Po pierwsze: brak przecinka, po drugie: to raczej język potoczny "co chcecie"



Więcej nie przeczytałem, bo nie lubie takiej tematyki, choć postaram się w najbliższym czasie ocenić. Chyba, że się nie przedstawisz.
Sygnatura:

Obrazek



Wesołych świąt życzy Wasz Kubek

Do świąt pozostało: 355 Dni!
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”