"Kiedyś Będzie Dobrze" [melodramat, z elementami f

1
1.
Dźwięk budzika. Rozległ się głos Boba Marleya, śpiewającego „Three Little birds”. Chociaż to była moja ulubiona piosenka, kiedy ustawiłam sobie ją, aby mnie budziła codziennie w telefonie, teraz była znienawidzoną. Przypominała mi o tych strasznych porankach, poprzedzających jeszcze gorsze dni. „Przypominała”- to słowo sprawia, że to zabrzmiało, jakby to było jakieś wspomnienie, zły sen- a tymczasem te fatalne poranki były moją codziennością.
Wiedziałam, że za chwilę muszę wstać i się ubrać. Włączyłam jednak drzemkę, właśnie kiedy Bob miał wyśpiewać „every little thing will be alright”. Nie chciałam już tego słuchać - pozytywni, optymistyczni ludzie działali mi na nerwy.
Zacisnęłam zęby. Zawsze byłam wściekła rano, zirytowana wszystkim. Wściekła, że minuty temu, mogłam być gdzie chcę- podróżować po świecie, zajadając się najbardziej tłustymi, kalorycznymi potrawami nie tyjąc, czy leżeć w ramionach jakiegoś przystojnego Hiszpana w naszym domku nad morzem, z dwójką dzieci na kolanach. W moich snach mogłabym być kim zapragnę, bez żadnych konsekwencji. Nie było żadnych granic poza moją wyobraźnią. Lubiłam żyć marzeniami, dawało mi to trochę nadziei.
Usadowiłam się znowu wygodnie w łóżku, powoli zamykają oczy i zanurzając się w mojej miękkiej, dużej poduszce. Tutaj było bezpiecznie, mogłabym spędzić tam cały dzień, odseparować się od wszystkich i chociaż na chwilę mieć trochę oddechu. Nie byłabym zmuszona do nakładaniu sztucznego, zapewne zbyt szerokiego uśmiechu, próbując uchodzić za kogoś szczęśliwego, pogodnego i rozmawiać z tak wieloma ludźmi, których widok powodował skurcz w żołądku ( z nienawiści? Z zazdrości? A może z każdego po trochę?). Nienawidziłam mojej rzeczywistości, mojej codzienności, tych poranków, podczas których za każdym razem modliłam się, żeby cokolwiek się zmieniło, że dzisiaj będzie inaczej, lepiej.
-Monika! Złaź na dół. Już!- rozległ się krzyk mojej mamy, z dołu. Kolejna, nieodłączna część moich wspaniałych poranków-krzyk. Usłyszałam jeszcze mocne uderzenie o blat kuchenny, pewnie ze złości. Nagle dźwięk ucichł.
Wstałam szybko z łóżka. Wiedziałam, że jeżeli za chwilę nie zejdę, moja mama sama przyjdzie do mnie do pokoju i zdejmie mi kołdrę, bijąc po ramieniu. Zawsze tak reagowała na moje nawet najmniejsze nieposłuszeństwo.
Pamiętam, że jako dziecko, wołała mnie tak rano z dołu, a ja nie słysząc, leżałam jeszcze w łóżku, patrząc się na ścianie. Nagle usłyszałam szybkie kroki po schodach i trzask zamkniętych drzwi. Nawet nie zdążyłam zobaczyć, jak wchodzi do mojego pokoju, a już byłam bez kołdry i z zaczerwienioną ręką od mocnego uderzenia.
-Mówiłam, żebyś zeszła na dół!- krzyknęła. Przypatrywała się mi chwilę, z takim obrzydzeniem, nienawiścią, chyba oczekując, żebym coś odpowiedziała, przeprosiła. Ale ja nie potrafiłam wydusić z siebie słowa. Czułam, jak ciepła łza spływa mi powoli po policzku.
I wtedy to zobaczyłam- to nagłe poczucie winy w jej oczach, współczucia. Widząc, jak się jej przypatruje, odwróciła twarz, wstała i podeszła powoli do drzwi.
Przez ten ułamek sekundy, myślałam, że się odwróci, przeprosi, powie, że wszystko będzie dobrze i że mnie kocha. Typowe dziecięce pragnienie. Jednak, gdy odwróciła twarz z powrotem w moim kierunku, znowu na niej była wypisana nienawiść. Do mnie.
-Po co mi taki bachor jak ty? Nie przydajesz się na nic. I nie becz, dorośnij już. Wychodzę za chwile, dzisiaj do szkoły pójdziesz na piechotę.
Odwróciła się i wyszła. Od tak.
To chyba było moje pierwsze wspomnienie mamy po tym, jak tata odszedł. To był trzeci dzień po feriach zimowych, druga klasa podstawówki. Nigdy nie widziałam jej takiej-wściekłej, jakby przepełnionej nienawiścią i smutkiem, zrezygnowaniem. Potem, stało się to rutyną. Mama nigdy nie była inna- zawsze oschła, zawsze krytykująca, sprawiająca, że czułam się bezużytecznie, bezwartościowo. Winiła mnie za to wszystko co się stało, wiedziałam o tym. Nienawidziła mnie, nie mogła znieść mnie wokół niej, jakbym była kimś, z kim musi przebywać za karę, z obowiązku.
Potrząsnęłam głową, jakby to mogło sprawić, że wyrzucę wspomnienie tamtego poranka z głowy. Wyszłam z pokoju i po cichutku zeszłam po schodach.
-Tak mamo?-spytałam, gdy już byłam na dole.
Cisza.
-Mamo?-powiedziałam ponownie.
Czułam, że musiało się zdarzyć coś złego. W naszym domu nigdy nie było cicho, pokoje i korytarze zawsze wypełniał krzyk mojej matki.
-Jesteś tu?- zapytałam ponownie, wchodząc do kuchni. –Mamo, wołałaś m…
Nie dokończyłam. Bo w tym momencie zobaczyłam moją matkę, leżącą na podłodze. Bladą. Bezwładną. Martwą. Nie zdążyłam jeszcze uklęknąć i sprawdzić czy oddycha, bo już wiedziałam. Wiedziałam, że jej nie ma, nie żyje.

2.
Nie płakałam. Nie wiem dlaczego, przecież powinnam. Powinnam okazać chociaż trochę smutku, współczucia, rozpaczy. Ale tak naprawdę nic nie czułam w tym momencie -zupełna pustka. Nagle, wszystko stało się obojętne, czarno-białe.
Wstałam i powoli podeszłam do telefonu, żeby wykręcić numer na pogotowie. „Chyba wypadałoby jakoś pomóc.” To jedyna myśl, która wtedy przyszła mi do głowy. Uważnie wyrecytowałam formułkę pt „Nie wiem co się stała, moja mama nie oddycha, przyjeżdżajcie szybko!” udawanym, zrozpaczonym głosem.
Przyjechali po 5 minutach. Stałam nadal w tym samym miejscu jak weszli, zabiegani, krzycząc coś do siebie. Pamiętam dokładnie jednego z nich, doktora Oblińskiego, jak się później dowiedziałam. Zastanowił mnie. Chyba po raz pierwszy w oczach człowieka widziałam szczere, najprawdziwsze współczucie, żal i dodający otuchy błysk , jakby mały płomyk nadziei. I zmartwienie. Zmartwienie o tysiąckroć większe od mojego.
W ciągu kilku sekund, chociaż mi wydawała się to wieczność, byli już przy niej. Wszystko widziałam w zwolnionym tempie, jakby ktoś chciał, abym zapamiętała każdy najmniejszy szczegół. Krzyki ratowników do mnie, też jakby oddalone, spowolnione. A ja nadal czułam to samo- zupełnie nic.

3.
Resztę pamiętam jak przez mgłę. Blade, zdrętwiałe już ciało mamy delikatnie usadowione na noszach, oddalający się odgłos karetki i stopniowo zanikające czerwone, wyraźne światła, po czasie zamienione w małe plamki na ciemnej, pokrytej śniegiem ulicy. Dom, który przed chwilą był pełen ludzi, pełen krzyków i harmidru, teraz stał pusty. Zadziwiająco pusty. Każdy mój krok jakby odbijał się echem, wypełniając ciche korytarze.
Nie pojechałam do szpitala, sama nie wiem czemu. Tak, wiem, że to nienaturalne. Tak wiem, że to egoistyczne. Że nie mam w sobie uczuć. Że jestem bezdusznym potworem, który nawet nie ma ochoty zobaczyć, czy jego matka ma puls. Ale teraz jak na to patrzę, wydaje mi się, że po prostu się bałam. Bałam się, że jak pojadę w tej karetce, to zacznę mieć nadzieję, która po prostu wiem, że mnie zwiedzie od tego co jest faktem: moja mama nie żyje. Nadzieja sprawi tylko, że będę czuła ból, zawód, smutek. Bo gdy nic nie oczekujesz, nie ma jak się rozczarować, prawda?
Nieprawda.
Bo pomimo tego, że naprawdę uczucia do mojej matki nie można było określić mianem „pozytywnych”, „czułych”, ani nawet „miłych” ( a wręcz przeciwnie, przez większość czasu jedyne do czego byłam zdolna się zmusić to nienawiść) ta pustka, która mnie wypełniała była jeszcze gorsza niż ból. Zdaje sobie sprawę, że to była właśnie próba jego uduszenia, ochronienia siebie przed czymś, co powinno się wydarzyć, co jest naturalne. Ale to uczucie obojętności- że nie ma już nic, wszystko przybiera takie same barwy, a życie staje się monotonne i nudne, jest najbardziej frustrujące. W takich chwilach nie możesz siebie do niczego zmusić, dla otoczenia stajesz się kimś przeźroczystym, tak małym, że ledwo kto Ciebie dostrzega. Obojętność wyklucza ból, smutek ale tak samo działa z jego przeciwieństwem- szczęściem, miłością. Nic nie jest prawdziwe, a każdy godzina się dłuży, każdy dzień staje się nudniejszy, bardziej pusty od poprzedniego.
Do taksówki, jadącej na lotnisko Gdańskie wsiadłam z pustką w głowie. W ręce trzymałam bilet samolotowy do Miami, na Florydzie, za które zapłaciła moja rodzina. Nowa, przybrana, odnaleziona, daleka, jakkolwiek by ją nazwać, OBCA rodzina. Zaczynała się nowa przygoda, nowa podróż, nowe życie. Dużo nowości, czyli moje dotychczasowe wielkie marzenie. Więc dlaczego marzę tylko o tym, żeby zasnąć i się nie obudzić?
Ostatnio zmieniony ndz 20 maja 2012, 07:38 przez nowicjusz1996, łącznie zmieniany 3 razy.

2
Hej,

Zacznę od pozytywów - masz nieźle opanowany język, piszesz sprawnie - choć nie bez błędów. Mimo to tekst czytało mi się bardzo ciężko i bez przyjemności.

Przede wszystkim - są lepsze sposoby na oddanie ciężkiego/ depresyjnego nastroju, niż uporczywe powtarzanie werterowskich myśli głównego bohatera/ -terki: oj, jak mi niedobrze, oj, jaka ja nieszczęśliwa, oj, jak mi się z łóżka wstać nie chce; takie użalanie się jest na dłuższą metę niestrawne. Zamiast tego opisz pokój, główną bohaterkę, pogodę, itd. w taki sposób, żeby czytelnika chwyciło coś za serce. Nie jest to proste - ale melodramat, który nie popada w kicz to wyjątkowo ciężka forma.

Jest też trochę błędów i zgrzytnięć; część z nich wypisuję poniżej.

"Chociaż to była moja ulubiona piosenka, kiedy ustawiłam sobie ją, aby mnie budziła codziennie w telefonie, teraz była znienawidzoną nadziei." - bardzo niezgrabne zdanie. Zamiast tego -> "Kiedyś to była moja ulubiona piosenka, ale teraz jej nienawidziłam"

"Usłyszałam jeszcze mocne uderzenie o blat kuchenny, pewnie ze złości. Nagle dźwięk ucichł." - No pewnie, że ucichł, ile może wybrzmiewać klaśnięcie po uderzeniu w blat?

"...patrząc się na ścianie" --> na ścianę

"znowu na niej była wypisana nienawiść" -> zły szyk

"Wychodzę za chwile" --> "chwilĘ"

"Od tak" -> oT tak

Jeszcze raz podkreślę, że nie masz złego pióra - ale moim zdaniem napisałaś nim kiepskie opowiadanie. Próbuj dalej, powodzenia!

PS. I gdzie tu są elementy sf??
www.sztukaantyku.blog.polityka.pl
www.jakubszamalek.pl
http://www.muza.com.pl/?module=okladki&id=42285

3
Hmm dziękuje bardzo, może przesadziłam z użalaniem, zastanawiałam się czy własnie opowiadanie nie wyszło na zbyt monotonne, postaram się to jakoś zmienić, dodać jakichś ciekawych szczegółów, żeby cokolwiek się działo:)

a co do sf- to jest fragment, planuje dodać tutaj elementy sf w późniejszych rozdziałach.

4
Najpierw sprawa zapisu: wszystkie myślniki oddzielaj spacjami od obu wyrazów, pomiędzy którymi stoją. Jeśli zaczynasz dialog, to po myślniku również dajesz spację.
nowicjusz1996 pisze:Chociaż to była moja ulubiona piosenka, kiedy ustawiłam sobie ją, aby mnie budziła codziennie w telefonie, teraz [była znienawidzoną[/b].
kiedy ją ustawiłam w telefonie, aby mnie codziennie budziła, teraz jej nienawidziłam. Dwa razy była w jednym zdaniu to za dużo. I zwracaj uwagę na szyk zdania - czy można budzić kogoś w telefonie?
nowicjusz1996 pisze: „Przypominała”- to słowo sprawia, że to zabrzmiało, jakby to było jakieś wspomnienie, zły sen- a tymczasem te fatalne poranki były moją codziennością.
Naprawdę wystarczyłoby, gdybyś napisała, że okropne poranki stanowiły część mojej codzienności.

Nie jest to ciekawy wstęp. Bohaterkę prezentujesz jako osobę marudną, oględnie mówiąc. Zamiast jojczeć nad "znienawidzoną" piosenką, mogłaby ją po prostu zmienić. Przymus to jakiś, czy co, słuchać Boba Marleya?
nowicjusz1996 pisze:Włączyłam jednak drzemkę,
Zapadłam jednak znowu w drzemkę
nowicjusz1996 pisze:Wściekła, że minuty temu, mogłam być gdzie chcę- podróżować po świecie, zajadając się najbardziej tłustymi, kalorycznymi potrawami nie tyjąc, czy leżeć w ramionach jakiegoś przystojnego Hiszpana w naszym domku nad morzem, z dwójką dzieci na kolanach. W moich snach mogłabym być kim zapragnę, bez żadnych konsekwencji. Nie było żadnych granic poza moją wyobraźnią. Lubiłam żyć marzeniami, dawało mi to trochę nadziei.
Raczej:parę minut temu. I bez przecinka.
A co do snów - te nie są tak konkretne, to raczej marzenia, tak, jak później napisałaś.
nowicjusz1996 pisze:Usadowiłam się znowu wygodnie w łóżku
Ułożyłam się Usadowić się oznacza usiąść wygodnie.
nowicjusz1996 pisze: z nienawiści? Z zazdrości? A może z każdego po trochę?
po trosze. I nie z każdego - zarówno nienawiść, jak i zazdrość są rodzaju żeńskiego. Więc jeśli już, to z każdej po trosze, tak przynajmniej jest poprawnie, chociaż też nie brzmi dobrze.
nowicjusz1996 pisze: modliłam się, żeby cokolwiek się zmieniło, że dzisiaj będzie inaczej, lepiej.
Zeby dzisiaj było
nowicjusz1996 pisze:Pamiętam, że jako dziecko, wołała mnie tak rano z dołu
Matka była tym dzieckiem?
kiedy byłam dzieckiem
nowicjusz1996 pisze:z zaczerwienioną ręką od mocnego uderzenia.
z ręką zaczerwienioną od...
nowicjusz1996 pisze:I wtedy to zobaczyłam- to nagłe poczucie winy w jej oczach, współczucia.
Uff... może samo poczucie winy by wystarczyło.
nowicjusz1996 pisze:Od tak
Ot, tak
nowicjusz1996 pisze:To chyba było moje pierwsze wspomnienie mamy po tym,
A nie mogłabyś po prostu napisać: tak zapamiętałam mamę po tym, ...?
nowicjusz1996 pisze: nie mogła znieść mnie wokół niej,
Jesli już, to raczej przy sobie, chociaż to też niezbyt zgrabne.
nowicjusz1996 pisze:Potrząsnęłam głową, jakby to mogło sprawić, że wyrzucę wspomnienie tamtego poranka z głowy
Wspomnienia raczej trudno wyrzucić z kieszeni.
nowicjusz1996 pisze:W naszym domu nigdy nie było cicho, pokoje i korytarze zawsze wypełniał krzyk mojej matki.
Bez przesady. Struny głosowe by jej nie wytrzymały.
nowicjusz1996 pisze:Nie zdążyłam jeszcze uklęknąć i sprawdzić czy oddycha, bo już wiedziałam
a już wiedziałam.

No i dalej zaczynają się nieprawdopodobieństwa. Twoja bohaterka mogła co najwyżej przypuszczać, że matka nie żyje. Bladość, bezruch - to równiez objawy omdlenia.
nowicjusz1996 pisze: Uważnie wyrecytowałam formułkę pt „Nie wiem co się stała, moja mama nie oddycha, przyjeżdżajcie szybko!” udawanym, zrozpaczonym głosem.
Głos nie może być udawany. Raczej: Z udawaną rozpaczą wyrecytowałam: nie wiem [...]
nowicjusz1996 pisze:Stałam nadal w tym samym miejscu jak weszli, zabiegani, krzycząc coś do siebie.
Ratownicy weszli do mieszkania, w którym leży zemdlona (może martwa) kobieta. Drzwi otwiera im dziewczyna. Dlaczego mieliby krzyczeć? Przecież to nie pożar.
A poza tym, to chyba powinno brzmieć: kiedy weszli, stałam nadal w tym samym miejscu
nowicjusz1996 pisze:Przyjechali po 5 minutach
Po pięciu minutach.
nowicjusz1996 pisze:W ciągu kilku sekund, chociaż mi wydawała się to wieczność, byli już przy niej
chociaż wydało mi się to wiecznością
nowicjusz1996 pisze:Blade, zdrętwiałe już ciało mamy delikatnie usadowione na noszach, oddalający się odgłos karetki
Zdecyduj się na coś. Jeśli w ten sposób chcesz zasugerować, że matka bohaterki jednak nie żyje, to odwożenie jej karetką, do tego na sygnale, jest bez sensu. Lekarz w takiej sytuacji wypisuje świadectwo zgonu, karetka odjeżdża, a rodzina zawiadamia zakład pogrzebowy, który zabiera ciało. To nie jest zadaniem ratowników, do szpitala zabiera się wyłącznie osoby żyjące.
W kolejnym akapicie nie wypisuję błędów gramatycznych, bo już nie mam siły. Więc już tylko o zakonczeniu:
nowicjusz1996 pisze:Do taksówki, jadącej na lotnisko Gdańskie wsiadłam z pustką w głowie. W ręce trzymałam bilet samolotowy do Miami, na Florydzie, za które zapłaciła moja rodzina. Nowa, przybrana, odnaleziona, daleka, jakkolwiek by ją nazwać, OBCA rodzina. Zaczynała się nowa przygoda, nowa podróż, nowe życie. Dużo nowości, czyli moje dotychczasowe wielkie marzenie. Więc dlaczego marzę tylko o tym, żeby zasnąć i się nie obudzić?
Ten fragment wydaje mi się doklejony ot tak, żeby tylko jakoś zakończyć rozdział. Nowa rodzina wyskakuje nagle jak diabeł z pudełka, nie tylko bez jakiegokolwiek logicznego uzasadnienia i życiowego prawdopodobieństwa, lecz również bez najmniejszej wzmianki w tekście, uzasadniającej taki zwrot akcji. Naprawdę byłoby już lepiej, gdybyś ten fragment zakończyła na wynurzeniach bohaterki, jakim to ona jest potworem...
Jak na tak krótki tekst, to błędów różnego rodzaju znalazło się całkiem sporo. Dużo pracy przed Tobą, jeśli chodzi o szlifowanie języka. A jeśli układasz sobie jakieś historie, to dbaj o to, żeby były logiczne i prawdopodobne.
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.

5
nowicjusz1996 pisze:wyraźne światła, po czasie zamienione w małe plamki na ciemnej, pokrytej śniegiem ulicy.
Wyrażenie "po czasie" zamień na inne określenie, np. po chili, kilka chwil później. Dlaczego? Wyrażenie "po czasie" oznacza - za późno. Zrobić coś na czas, czyli w terminie albo po czasie - za późno.
nowicjusz1996 pisze:Dom, który przed chwilą był pełen ludzi, pełen krzyków i harmidru, teraz stał pusty. Zadziwiająco pusty.
Być może powtarzanie tych samych słów miało podkreślić wrażenia bohaterki, ale w takim nasyceniu nie jest zgrabnym zabiegiem. Poza tym stwarzasz pary przeciwstawne: dom był pełen potem pusty, ludzie krzyczeli, był harmider - a potem co? Gdybyś dopisała do zdania: "zadziwiająco pusty" jedno słowo - "i cichy", zamknęłabyś krąg.
nowicjusz1996 pisze:Każdy mój krok jakby odbijał się echem, wypełniając ciche korytarze.

Brakuje tu słowa określającego dźwięk, który odbija się echem od ścian.
"Każdy mój krok dudnił, odbijał się echem od ścian, wypełniając ciche korytarze dźwiękiem trudnym do zniesienia."
nowicjusz1996 pisze:Nie pojechałam do szpitala, sama nie wiem czemu. Tak, wiem, że to nienaturalne. Tak wiem, że to egoistyczne.
Znowu ta mania powtarzania słów.
nowicjusz1996 pisze:Ale teraz jak na to patrzę, wydaje mi się,
jak o tym myślę... Ona wspomina, nie widzi tego. Jest wyrażenie "jeśli na to tak spojrzeć", "jeśli spojrzeć na to z tej strony", ale ty używasz go w niepełnej i dziwnie przekręconej formie.
nowicjusz1996 pisze:wydaje mi się, że po prostu się bałam. Bałam się, że jak pojadę w tej karetce
Powtórzenia.
nowicjusz1996 pisze:to zacznę mieć nadzieję, która po prostu wiem, że mnie zwiedzie od tego co jest faktem:
Bardzo to pogmatwałaś, szczególnie ostatni fragment. Może prostsza wersja:zacznę mieć złudną nadzieję.
nowicjusz1996 pisze:Nadzieja sprawi tylko, że będę czuła ból, zawód, smutek.
Myślę, że to błąd logiczny. Nie nadzieja sprawia nam ból. To utrata złudzeń, nadziei, że nasze marzenie, pragnienie się nie spełni. Nadzieja dodaje skrzydeł, jej utrata boli.
nowicjusz1996 pisze:Bo gdy nic nie oczekujesz, nie ma jak się rozczarować, prawda?
Bo gdy niczego nie oczekujesz, to nie możesz się rozczarować, prawda?
Nie możesz się rozczarować, gdy niczego nie oczekujesz, prawda?
nowicjusz1996 pisze:Bo gdy nic nie oczekujesz, nie ma jak się rozczarować, prawda?
Nieprawda.
Bo pomimo tego, że naprawdę uczucia do mojej matki n
Powtórzenia.
nowicjusz1996 pisze:Bo pomimo tego, że naprawdę uczucia UCZUĆ do mojej matki nie można było określić mianem „pozytywnych”, „czułych”, ani nawet „miłych”
gramatyka, fleksja, liczba użytego rzeczownika
nowicjusz1996 pisze:Bo pomimo tego, że naprawdę uczucia do mojej matki nie można było określić mianem „pozytywnych”, „czułych”, ani nawet „miłych” ( a wręcz przeciwnie, przez większość czasu jedyne do czego byłam zdolna się zmusić to nienawiść) ta pustka, która mnie wypełniała była jeszcze gorsza niż ból.
Za dużo w jednym zdaniu. Zbuduj dwa, trzy krótsze, prostsze. To co w nawiasie jako odrębne zdanie. To pozwoli czytelnikowi pojąć za pierwszym razem, co chcesz powiedzieć.
nowicjusz1996 pisze:Zdaje sobie sprawę, że to była właśnie próba jego uduszenia, ochronienia siebie przed czymś, co powinno się wydarzyć, co jest naturalne.
Co chcesz udusić? Ból? Można zdusić w sobie uczucie bólu.
nowicjusz1996 pisze:e ledwo kto Ciebie dostrzega.

Czy to list, że ciebie wielką literą?
nowicjusz1996 pisze:Obojętność wyklucza ból, smutek ale tak samo działa z jego przeciwieństwem- szczęściem, miłością.
tak samo czyni z..., to samo dzieje się z...
nowicjusz1996 pisze:Nic nie jest prawdziwe, a każdy godzina się dłuży, każdy dzień staje się nudniejszy, bardziej pusty od poprzedniego.
każda godzina
Drugie "każdy" zamień na "kolejny" i będzie OK.
nowicjusz1996 pisze:Nowa, przybrana, odnaleziona, daleka, jakkolwiek by ją nazwać, OBCA rodzina.
Fragment podkreślony, wydaje się być wciśnięty do środka na siłę. Wyrzuć go w ogóle, albo wprowadź inaczej.
nowicjusz1996 pisze:Zaczynała się nowa przygoda, nowa podróż, nowe życie. Dużo nowości, czyli moje dotychczasowe wielkie marzenie. Więc dlaczego marzę tylko o tym, żeby zasnąć i się nie obudzić?
Tu przyjmuję powtórzenie, podkreśla stan ducha bohaterki.Ale potem znowu za wiele słów.
"Zaczynała się nowa przygoda, nowa podróż, nowe życie. Zawsze marzyłam, by wyruszyć w nieznane. Dlaczego więc teraz myślę tylko o tym, żeby zasnąć i nigdy się nie obudzić?"

Czytaj swoje teksty i wyławiaj te nieszczęsne powtórzenia. Kiedy takie znajdziesz, to zastanów się, jak to samo powiedzieć innymi słowami. Naprawdę warto wykonać taką żmudną robotę. Sama zobaczysz, że to nie jest takie trudne jak się wydaje.

Pozdrawiam.
"Natchnienie jest dla amatorów, ten kto na nie bezczynnie czeka, nigdy nic nie stworzy" Chuck Close, fotograf
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron