Galion - fragment [marynistyka, historia, thriller]

1
To fragment dość długiego opowiadania, wyrwany ze środka, więc pozwolę sobie - choć może to śmieszne ;) - zamieścić coś w rodzaju małego dramatis personae, żeby ułatwić czytelnikom zrozumienie kto, z kim i dlaczego ;)

Peter Überfeldt - kapral piechoty morskiej, zaokrętowany na Wolfie na polecenie Komisji Morskiej (zwierzchnictwo floty) w której zasiada jego ojciec, by ,,przypilnować" kapitana. Załoga nie wie o jego misji. Zależy mu na jej powodzeniu dodatkowo, bowiem byłaby to szansa na polepszenie sytuacji rodu.
Hans Nerker - sławny korsarz, kapitan galeonu Der Wolf, którym płynie po skarb na wyspę opodal Gotlandii, żeby zrehabilitować się przed obliczem Komisji Morskiej za oszustwo.

3. Po skarb!

WWWValentin rychło poinstruował o wszystkim syna. Ten dołączył do załogi Wolfa już po kilku godzinach - wieczorem.
WWWDzielni kaprowie siedzieli w karczmie Stara Kotwica opodal Bramy Rybackiej, oblewając wieść o uwolnieniu kapitana gdańśką gorzałką i dubletowym piwem. Chwilę po Peterze zjawił się Nerker, dumny jak wojewoda. Oświadczył swoim ludziom, że wyruszają za dwa dni. Mimo, że pierwszej chwili niektórzy wytrzeszczyli oczy, a inni rozdziawili zarośnięte gęby, po krótkiej przemowie kapitana i prezentacji staroci wyłowionych u brzegów Szwecji byli gotowi płynąć bodaj do Nowego Świata odszukać El Dorado. Űberfeldt musiał przyznać, że dowódca potrafił przekonywać ludzi sprawniej niźli jezuici z braniewskiego kolegium pana Hozjusza
WWWMimo tego nie obyło się bez zmian i komplikacji. Rotę piechoty morskiej z Wolfa wymienioną na inną, z świeżym porucznikiem. To trochę zagęściło atmosferę na okręcie. Już nie każdy znał się z każdym; majtkowie poczęli głowić się, czy aby zatrzymanie Nerkera było tylko pomyłką. W ostatniej chwili musiano też przyjąć nowego bosmana. Dotychczasowy, stary morski bies Wetke, który pływał na kaperskich okrętach odkąd powstała flota Sigismundusa Augustusa, zaraz po przypłynięciu ruszył na do rodziny na wieś. Gońcy nijak nie umieli go znaleźć, by poinformować o przedwczesnym wypłynięciu. I gdy załoga opuszczała już pucką redę, pogodzona z faktem, że tym razem Wetkego zabraknie – od brzegu nadciągnęła śmigła sznika, z której na dek wspiął się zziajany bosman.
WWWKontenci z tego minęli – wraz z dwoma kaperskimi pinkami - piaszczyste łachy tuż przy wyspie Kussfeld i płynęli wzdłuż kolejnych ostrowów aż do Helu, by za nim wypaść na otwarte morze. Tu popruli na północ-północny wschód, szlakiem większości polskich korsarzy. Aż w końcu, po czterech dniach wspólnej nawigacji, Wolf odłączył się od zespołu, obierając kurs nord. Kapitan chciał szerokim łukiem ominąć Gotska Sandon i zbliżyć się do niej od strony brzegów sojuszniczej Szwecji.
WWW- Ech – westchnął Peter, niedługo po tym, jak dal pochłonęła żagle odchodzących pinek.
WWWKroczył pokładem galeonu, chrzęszcząc półzbroją. Pod pachą niósł log – szpulę liny zaopatrzonej w węzełki, urządzenie służące do pomiaru prędkości okrętu. Szyper, zastępca kapitana, kazał mu je zanieść do swej kajuty. Cóż, oficjalna funkcja Űberfeldta (dowodził jedną z pięciu dziesiątek piechoty morskiej) nie wiązała się z wieloma zajęciami, więc czasem zgadzał się spełniać takie prośby.
WWWGdy wszedł do mrocznego korytarzyka w wyższej z dwóch kaskadowych nadbudówek na rufie, otworzyły się drzwi po prawej.
WWW- O, to wy, kapralu. – W progu swej kabiny stanął Nerker; nawet po okręcie chadzał w safianowych butach, żupanie i kołpaku z szafirową zapiną. – Mam kilka słów do was.
WWW- W czym rzecz?
WWW- Widać czasem, że duch w was młody i raptowny. Tedy uprzedzam: nie próbujcie szukać we wszystkim co się stało lub stanie mojej złej woli wobec decyzji Komisji.
WWWPeter zdumiał się. Jak dotąd nawet nie rozmawiał z kapitanem, o czym więc ten prawi? Co by to nie było, kapralowi nie podobały się jego słowa, ani ton, w jakim zostały wypowiedziane.
WWW- Znam swoje obowiązki i będę je wypełniał. – Spojrzał w błyszczące w półmroku oczy Nerkera. – I łaskawie nie wspomnę w raporcie o próbie zastraszenia.
WWWMiał nadzieję, że to ostudzi trochę kapitana, albo przynajmniej zagra mu na nerwach. Tymczasem dowódca roześmiał się.
WWW- Zastraszenia, to dobre! Wiedz, że straszę jeno wrogów króla, a robię to tak, że diabli mogliby pobierać nauki. Ale nie martwcie się…
WWWKapitan urwał nagle. Jeśli Űberfeldt myślał, że Nerker zrobił to, bo się zreflektował – nie miał racji
WWW- Ciiii… - Dowódca zmarszczył brwi. – Na pokładzie coś się dzieje!
WWWWypadł z nadbudówki, jakby zapomniał o kapralu, który pomknął za nim . Rzeczywiście, na okręcie panowała wrzawa. Przy lewej burcie, pośród dział, gęstniała grupa majtków i żołnierzy. Gabierz, to jest obserwator, zakrzyknął z marsa:
WWW- Mości kapitanie, człowiek!
Peter dopadł nadburcia. Rzeczywiście, daleko pośród fal kołysała się beczka, przez nią zaś przewieszony rozbitek. Machał niezgrabnie czymś czerwonym.
WWW- Chryste panie! – Kapral wytężył wzrok.
WWWTo była postrzępiona bandera z białym orłem.

4. Rozbitek

WWWZałogę ogarnęła trwoga. Popędzani nią oraz krzykami bosmanów majtkowie szybko skoczyli do lin, wybrasowali reje i po piętnastu minutach galeon zbliżył się do rozbitka. Spuszczono szalupę. Nim minął kolejny kwadrans, płowowłosy marynarz w koszuli zakrwawionej jak rzeźniczy fartuch siedział na pokładzie, wsparty plecami o falszburtę. Otaczał go zwarty tłum załogantów Wolfa.
WWW- Jak się zowiesz? – Nerker kucnął obok rozbitka, gdy odszedł od niego cyrulik.
WWW- Benedykt Łapuda… Majtek ,,Słowika”… To jest Die Nachtigall kapitana Molego.
WWW- Heiliger Gott! – Nerker wytrzeszczył oczy. – Co z kapitanem? Co z okrętem?
WWW- Pinka… na dnie… Mole takoż…
WWWJęk trwogi dobył się z ust marynarzy. Ktoś szepnął ,,nie może być!”, inny zaklął, a wszyscy razem przybliżyli się jeszcze do Łapudy. Űberfeldt siadł obok niego.
WWW- Tydzień polowaliśmy na wrogie statki na zachód od Gotlandii. O świcie gabierz wrzasnął: Duńczyki! Patrzym na prawą burtę i rzeczywiście - galeon, pinka, zaraz kolejna i kolejna. Mole kazał dawać zwrot przez sztag, dymać hen! przed wrażą eskadrą. Uwinęliśmy się rychło. Wiatr napełnił żagle i gdy myśleliśmy już, że sukinsyny obejdą się smakiem… Panie… Na wprost naszego dziobu wyrósł istny las masztów, a nad każdym czerwona bandera z białym krzyżem!
WWW- I co? Gadajże! – Peterowi zaschło nagle w gardle.
WWW- Kapitan rzekł: rychtować się na śmierć, dziateczki moje! Omal nie robiliśmy w pludry, bo każdy wiedział, że stary ma racje. I rzeczywiście – wpadliśmy między obie eskadry jak między kowadło a młot. Nasi puszkarze wypalili z dział jednej burty, zaraz dyla na drugą. Ale nie zdążyli. Duńskie kriegschiffy ustawiły się tak, że wypaliło pięć czy sześć po kolei. To było jak sądny dzień: w jednej chwili pękły oba maszty, reje spadły w tłum. Molego… trafiła kula z kolubryny. Chryste! Po prostu… był kapitan i nie ma go! A nim na dek spadły wszystkie strzępy lin oraz żagli... Nachtigall jął się przechylać…Z dołu krzyki, chlupot wody…
WWWNie było na pokładzie Wolfa ani jednego człowieka, który by nie zbladł. I mniej chodziło o to, że Nachtigall – Słowik – już nigdy nie zaśpiewa ze swych armatnich dzióbków, a bardziej o prosty acz straszny, iż skoro bitwa miała miejsce rano, nie mogła odbyć się daleko. Być może Duńczycy już ich widzieli.
WWWPeter rozejrzał się po morzu. Podobnie uczynił Nerker. Tymczasem Benedykt, nadal dyszący ciężko, ciągnął opowieść.
WWW- Duńczycy dalej walili w nas jak szaleni. Kilku śmiałków wdarło się nawet na pokład tonącej pinki, pozrywało bandery i flagi. W panice skoczyłem do morza na beczce. Duńczycy to zoczyli. Myślałem ze zabiją… Ale rzucili jeno na mnie banderę i wrzasnęli, bym rzekł… Kamraci, uciekajmy! Na Gotlandię zawinęła wielka armada Fryderyka II! Przeszło dwadzieścia kriegschiffów, mających blokować Szwecję!
WWWZałoga milczkiem wbiła wzrok w kapitana. Prawda, cieszył się wielkim poważaniem, lecz przede wszystkim dlatego, że nigdy nie wymagał rzeczy niemożliwych, ani nie szafował krwią zacnych, morskich chłopów. Dalsza nawigacja ku Gotska Sandon - niemal prosto w paszczę Lewiatana - byłaby właśnie jednym i drugim.
WWW Nerker zacisnął pięści. Zmierzył wzrokiem swych ludzi.
WWW- Czyż nie pamiętacie, kamraci, ze mamy wojnę? Że co rusz jakiś okręt zatapia wrogą krypę, by zaraz paść ofiarą innej?! Myśleliście, iż płyniemy na wycieczkę po jeziorze z słodką dzierlatką u boku?! Tedyście się mylili!
WWWNikt się nie odezwał.
WWW- Wszyscy na swoje stanowiska! Płyniemy po skarb, choćby pływały tu morskie węże.
WWWMajtkowie, choć z nietęgimi minami, ruszyli do nagielbanków i kołkownic. Ale rota morskiej piechoty, pięćdziesięciu chłopa w zbrojach i kaftanach, stała niby słupy soli. Widząc to, część zdezorientowanych marynarzy zamarła. Űberfeldt zagryzł wargi. Robiło się niewesoło.
WWW- Aha! – Oblicze kapitana stało się karmazynowe jak łopocąca w górze bandera. – Sracie w pludry, tak?! Myślałem, że z was twardzi żeglarze i wojacy, a jesteście tylko parszywe dziwki! Dalejże, ubierać czerwone kiecki, w których łażą wasze francowate matki!
WWWSkoczył do pierwszego z brzegu marynarza, który się zatrzymał i trzasnął go pięścią w szczękę. Ten krzyknął, z hukiem padł na deski.
WWW- Jazda, wszyscy na swoje miejsce!
WWWTeraz już więcej majtków ruszyło do forkasztelu, ku masztom, pod pokład, a gdy Nerker kopnął nieszczęśnika – rozeszli się wszyscy.
WWWPeter miotał się w sobie. Nie chciał występować przeciw kapitanowi, ale czy dalszy rejs po skarb nie był zbytnim narażaniem okrętu i załogi? Sam nie wiedział. A powinien. Czuł, że jego kariera, która miała tak ruszyć w związku z sekretną misją, stoi na krawędzi klifu.
WWWI gdy już zdawało się, że dowódca postawi na swoim, ktoś ozwał się dźwięcznym głosem.
WWW- Veto!
WWWNerker odwrócił się w kierunku, z którego dobiegł sprzeciw i zmartwiał. Podobnie uczynił kapral.
WWW- Veto, mości kapitanie! – Przed swych ludzi wystąpił porucznik Maurer, szef piechoty morskiej; wypiął szeroką pierś w czarnym kaftanie. – Nie dam permisji, by ja i moi ludzie płynęli wprost pod kosę śmierci.
WWWNa pokładzie zapanowała cisza, jeśli nie liczyć syku wiatru i skrzypienia lin. Maurer bowiem wystąpił przeciw kapitanowi z jawnym buntem. A kara za to była jedna – trzy łokcie sznura, przewieszonego przez reję.
WWW- Oszaleliście – warknął Nerker. – Korsarski okręt to nie sejmik w Starogardzie albo cholerna rota jazdy polskiej, gdzie byle panek może ogłosić rokosz. Podnosicie bunt! Aresztować porucznika!
WWWŰberfeldtowi zatętniło w skroniach. Popierał porucznika, ale czy mógł wystąpić przeciw kapitanowi? Teoretycznie, jako umyślny Komisji - tak, ale…
WWW- Bunt! – krzyknął ktoś.
WWW- Na wichrzycieli!
WWWGrupa najwierniejszych majtków ruszyła na Maurera, bynajmniej nie z pustymi rękoma. Błysnęły noże i krótkie, krzywe tasaki marynarskie. To podziałało na żołnierzy jak hasło ,,gotuj się!”. Dobyli rapierów i pałaszy, zachrzęściły odwodzone kurki i dwie grupy stanęły naprzeciw siebie, wokół dwóch najważniejszych ludzi na Wolfie.
WWW- Odwołajcie marynarzy, kapitanie, jeśli nie chcecie krwi. – Porucznik zacisnął pięści. – Moich żołnierzy jest więcej i są lepiej uzbrojeni.
WWWMiał rację. Naprzeciw pół setki żołnierzy stało ledwie kilkunastu majtków. Reszta załogi uciekła. Przerażony Peter widział jak wyglądają z forkasztelu i nadbudówki rufowej, słyszał spod pokładu tupot ich nóg. Musiał coś zrobić!
WWW- Ustąpcie, kapitanie! - powtórzył Maurer.
WWW- W życiu, kpie!
To stało się w sekundzie. Dowódca skoczył na porucznika jak pantera. Szabla wyskoczyła z pochwy, świsnęła...
WWWChoć Maurer złapał za rękojeść pałasza, było wiadome, że nie zdąży się zasłonić. Że sztych węgierki przebije go jak baskijski harpun, a jego ludzie będą mogli go najwyżej pomścić.
WWWSzczęk stali!
WWWTo Peter zbił pałaszem kapitańską klingę i zasłonił własną piersią porucznika. Zdumiony Nerker skamieniał, na kaprala skoczyli jednak jego poplecznicy. Ale zamiast broni Űberfeldt wyciągnął przed nich kartę z wielką pieczęcią.
WWW- Proszę! – Obrócił się z pismem dokoła. - Oto pergament Komisji, mówiące, że w razie gdyby winny kradzieży kapitan Nerker chciał narażać okręt i ludzi, mam mu w tym przeszkodzić!
WWWPrzez oba tłumki przeszedł szmer. Ludzie patrzyli to na dowódcę okrętu, to na Petera, to na porucznika. Ten ostatni wyrwał kartę i przejechał po niej wzrokiem.
WWW- To prawda, kamraci. Od mości kaprala, zależy, co zrobimy!
WWWCzoło Űberfeldta zrobiło się mokre. Stał między dwoma kupami rozjuszonych kaprów. Mierzyli go wzrokiem, nie wypuszczając z rąk broni. Do tego cały czas miał w uszach słowa ojca o tym, jaką szansą jest zadanie.
WWWPodszedł do kulącego się przy dziale, bladego rozbitka. Zlustrował zakrwawioną koszulę, ciętą ranę na ramieniu, czarne drobiny prochu na policzku i drzazgi znaczące skórę tu i tam. Tak samo – lub dużo gorzej - mogli za chwilę wyglądać wszyscy załoganci Wolfa.
WWWPeter westchnął.
WWW- Panie kapitanie, proszę wydać rozkaz zwrotu. Trzeba nam płynąć do Inflant.
WWWOczy Nerkera błysnęły jak armatnie wystrzały. Űberfeldt miał przez chwilę wrażenie, że kapitan rzuci się znów do szabli. Zamiast tego jednak obrócił się i syknął:
WWW- Zwrot przez rufę. Kurs na Dünamünde i Rygę.
Ostatnio zmieniony wt 09 sie 2011, 18:08 przez Opar, łącznie zmieniany 2 razy.

2
Bardzo fajny tekst; dobrze mi się go czytało. W związku z tym, że ewidentnie znasz się na tym, o czym piszesz - albo chociaż przekonująo ściemniasz:) - szybko zapomina się o tym, że to wymyślona historia, a nie opowieści zasłyszane w tawernie.

Jedyna poważna wątpliwość dotyczy archaizowania języka - uważam, że momentami tu przesadzasz i trącisz sienkiewiczowszczyzną; ja bym np. wywalił słowa takie jak "kontenci".

Druga sprawa - anachronizmy. Niby współczesna polszczyzna jest pełna zapożyczeń tak czy inaczej, ale słowo "prezentacji" zgrzyta mi z całą resztą. Ponadto - czy w okresie, w którym toczy się akcja, mierzono by czas w minutach?

Jeszcze raz podkreślę - ogólnie tekst jest bardzo dobry. Powodzenia!
www.sztukaantyku.blog.polityka.pl
www.jakubszamalek.pl
http://www.muza.com.pl/?module=okladki&id=42285

3
Jedyna poważna wątpliwość dotyczy archaizowania języka - uważam, że momentami tu przesadzasz i trącisz sienkiewiczowszczyzną; ja bym np. wywalił słowa takie jak "kontenci".
Cóż, archaizacja trudną sztuką jest, ale mimo wszystko staram się ją, tak jak potrafię, stosować w dialogach. Choć czasem - raczej niezamierzenie - wkradnie się do zwykłej narracji.
Ponadto - czy w okresie, w którym toczy się akcja, mierzono by czas w minutach?

Z tego co wiem - tak.

4
Też mam parę uwag natury językowej, takich rozmaitych:
Opar pisze:kolegium pana Hozjusza
przewielebnego albo najprzewielebniejszego albo Jego Eminencji Stanisława Hozjusza... Jeśli ktoś wstępował do stanu duchownego, to przestawał być "panem".
Opar pisze: Chryste panie!
Chryste Panie
Opar pisze: Heiliger Gott! – Nerker wytrzeszczył oczy.
To jest poprawne gramatycznie, ale Niemcy tak nie mówią. Mówi się Herr Gott! albo, żeby nie grzeszyć przeciwko drugiemu przykazaniu, Herr Je! (od Jesus).
Opar pisze: Duńskie kriegschiffy
Jeżeli Kriegsschiff spolszczasz, zapisując małą literą i odmieniając, przydałoby się uprościć ortografię, może do wersji fonetycznej, krigszif albo krigszyf? Bo w tej chwili jest takie ni to, ni sio, a przecież spolszczenia słów niemieckich w terminologii marynistycznej i wojskowej są dobrze znane ( choćby szypman, sztorman, lejtnant).
Zastanawia mnie też określenie: piechota morska. O ile wiem, takie wyspecjalizowane oddziały powstały najpierw w armii angielskiej, w 2. połowie wieku XVII, a więc później, niż toczy się akcja Twojego opowiadania, zaś polska flota przedrozbiorowa chyba nigdy takich jednostek nie miała. Rozumiem, że tu chodzi o oddział piechoty zaokrętowanej, żeby brać udział w abordażu?
A tu mam uwagę zupełnie innej natury:
Opar pisze:Oto pergament Komisji, mówiące, że w razie gdyby winny kradzieży kapitan Nerker chciał narażać okręt i ludzi, mam mu w tym przeszkodzić!
To jest kompletnie nieprawdopodobne. Jeśli kapitan był winny kradzieży, to powinien siedzieć w ciupie, a za poważniejszą - zawisnąć na szubienicy. Jeżeli był tylko podejrzany, to owszem, można mu było patrzeć na ręce i podesłać na statek jakiegoś tajnego "kontrolera", ale wtedy w oficjalnych dokumentach nie może występować jako "winny". Natomiast argument, żeby mu przeszkodzić, gdyby "chciał narażać okręt i ludzi" nie ma sensu, gdyż okręt to nie stateczek wycieczkowy dla pięknych dam, w czasie wojny nie da się nie narażać statku i załogi, więc z takim nastawieniem można by w ogóle nie wypływać z portu. Do tego okazuje się, że na okręcie pełnię władzy ma tajny wysłannik w randze podoficera (nie mogłeś go zrobić chociaż porucznikiem?), co jest kompletnym odwróceniem zasad pragmatyki służbowej. Kapitan jest nie tylko "pierwszym po Bogu", lecz wśród wprowadzonych do akcji postaci oficerem najwyższym rangą, więc ta cała sytuacja jest podwójnym złamaniem zasad, obowiązujących nie tylko na morzu, lecz generalnie - w wojsku.
Na moje rozeznanie, po swoim wystąpieniu Peter Uberfeldt powinien najbliższej nocy znaleźć się za burtą. Kapitan na pewno ma zaufanych ludzi.
A mówiąc poważnie - widać, że dobrze orientujesz się w realiach marynistycznych, piszesz barwnie i zajmująco. Szkoda byłoby, gdybyś realia historyczne poświęcił dla wartkiej akcji.
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.

5
Kurcze, nie lubię wrzucać fragmentów, bo uważam, że dzieło powinno bronić się same. A jak coś jest wyrwane ze środka, to czasem trzeba (choć raczej można ;)) się tłumaczyć. W każdym razie dziękuję za uwagi, bo z większością mogę się tylko zgodzić ;)
Zastanawia mnie też określenie: piechota morska. O ile wiem, takie wyspecjalizowane oddziały powstały najpierw w armii angielskiej, w 2. połowie wieku XVII, a więc później, niż toczy się akcja Twojego opowiadania, zaś polska flota przedrozbiorowa chyba nigdy takich jednostek nie miała. Rozumiem, że tu chodzi o oddział piechoty zaokrętowanej, żeby brać udział w abordażu?
Piechota morska, w znaczeniu historycznym, to właśnie żołnierze zaokrętowani do obrony okrętu i abordażu. Generalnie wszędzie w literaturze właśnie takie określenie spotykałem, np. u Eugeniusza Kaczorowskiego ,,Oliwa 1627" (akurat mam pod ręką).
Opar napisał/a:
Oto pergament Komisji, mówiące, że w razie gdyby winny kradzieży kapitan Nerker chciał narażać okręt i ludzi, mam mu w tym przeszkodzić!

To jest kompletnie nieprawdopodobne.

To opowiadanie jako całość w ogóle ma parę poważnych nielogiczności, dlatego wrzuciłem tutaj kawałek, ciekaw uwag o stronie językowej (bardziej udane staram się zachowywać na przyszłość nigdzie niepublikowane). Tzn. część kwestii które wskazałaś jest jako tako wytłumaczonych we wstępie, ale i tak opowiadanie jest do pupy, więc nie ma co strzępić klawiatury ;) A tak swoją drogą to teraz sam się dziwię czemu zrobiłem głównego bohatera tylko kapralem.

Tak więc jeszcze raz gorąco dziękuję za rzeczową weryfikację ;)

6
Valentin rychło poinstruował o wszystkim syna. Ten dołączył do załogi Wolfa już po kilku godzinach - wieczorem.
WWWDzielni kaprowie siedzieli w karczmie Stara Kotwica opodal Bramy Rybackiej, oblewając wieść o uwolnieniu kapitana gdańśką gorzałką i dubletowym piwem. Chwilę po Peterze zjawił się Nerker, dumny jak wojewoda. Oświadczył swoim ludziom, że wyruszają za dwa dni.
Jak w Teleekspresie. Szybko, krótkimi zdaniami podać najważniejsze informacje. I tak w całym tekście. O to ci chodziło?
Tu popruli na północ-północny wschód, szlakiem większości polskich korsarzy.
Może pożeglowali? To "prucie" trochę śmiesznie brzmi. Druga sprawa: północ, północny wschód.
Rzeczywiście, na okręcie panowała wrzawa. Przy lewej burcie, pośród dział, gęstniała grupa majtków i żołnierzy.
Przy lewej burcie wrzało. Grupa żołnierzy i majtków zebrała się... i coś tam coś tam. Te gęstniejące majtki, no wiesz...
Załogę ogarnęła trwoga. (2)Popędzani nią oraz krzykami bosmanów majtkowie szybko skoczyli do lin, wybrasowali reje i (3)po piętnastu minutach galeon zbliżył się do rozbitka.
(1)A czemuż to? Człowiek za burtą to chyba żadne wielkie zagrożenie dla okrętu?
(2) Popędzani przez bosmanów. Popędzani przez trwogę?
(3) Tak to się robi? Nikt nie skoczył mu na pomoc i nie doholował do okrętu? Ciężkiemu i wielkiemu statkowi ciężko raczej dopłynąć i nie walnąć w rozbitka.
Benedykt Łapuda… Majtek ,,Słowika”
Zdajesz sobie sprawę, że nazwiska jako takie to właściwie XIX wiek? Zwłaszcza wśród nieszlachty?
Załoga milczkiem wbiła wzrok w kapitana.
Milczkiem=potajemnie. Załoga po prostu wbiła wzrok w kapitana.
Dalsza nawigacja ku Gotska Sandon - niemal prosto w paszczę Lewiatana - byłaby właśnie jednym i drugim.
No przecież wiedzą że Duńczycy na morzu. Tchórzą bo okazuje się że mogą ich spotkać? No i skarb...
Czuł, że jego kariera, która miała tak ruszyć w związku z sekretną misją, stoi na krawędzi klifu.
Stoi pod znakiem zapytania.
Dowódca skoczył na porucznika jak pantera.
Porównanie rodem z XX wieku.
Ten ostatni wyrwał kartę i przejechał po niej wzrokiem.
Przeleciał wzrokiem.

Przeszkadzała mi w tekście terminologia. Za dużo jej upakowałeś. Brzmi sztucznie. I starając się przez nią przebrnąć, kompletnie zgubiłam wątek. Ciężko się czytało. Sztywna wymiana dialogów plus komentarz narratora.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”