Sho-Sho (fragment)

1
Chciałabym przeczytać wasze opinie. Czy wam się podoba, co mogłabym zmienić itp. Zapraszam.

Sho-Sho, 37 lat

No tak, nazywam się Sho-Sho. Dlaczego mnie tak nazywają? Bo ciągle od klientów słyszę tylko sio, sio. No tak. Stoję sobie pod dworcem, jaram szluga no i czekam na jakąś płotkę. I podjeżdża samochód, sportowy, niebieski. Myślę sobie: oho! Albo jakiś młody, nadziany goguś, co się taty autkiem wozi, albo jakiś gruby koleś w garniaku w fazie kryzysu wieku średniego. No to idę. Przez dystans pięciu metrów ściskam na chama sznurki wściekle fioletowego gorsu, odsłaniam ramiona przykryte futrzaną etolą, mrużę oczy, wydymam murzyńsko wargi i staram się nie wywalić na piętnastocentymetrowych szpilach. I co? To się dopiero nazywa sztuka! Samego chodu dziwka uczy się przez rok, żeby wygladała jak prawdziwa dziwka. A dołóż jeszcze do tego dziury w chodniku, które wyglądają jak leje po bombie na tym syfiastym dworcu. No i w końcu dochodzę. Opuścił szybę. Jedną rękę opieram na dachu i zaglądam do środka. Młody. Czyli nie da napiwku. Zmierzył mnie wzrokiem. Oj tak, zobaczyłam przerażenie w jego oczach. Czułam w kroczu jak mu ciary po plecach przeszły. Zaczął coś bełkotać pod nosem, że tu czeka na kogoś, że nie wie czego to ja chcę od niego i takie tam pierdoły. Wywracam oczami i wzdycham. Oblizuję zachęcająco wargi i pytam się grzecznie: chcesz loda? No jak mateczkę przenajświętszą kocham, zrobił się zielony. Pomyślałam, noż kurcze, czyżby męska dziewica mi się trafiła? W tych czasach? I wtedy on, ni z gruchy, ni z pietruchy mówi: sio! I to takim piskiem, jakby kastrat, czy ki diabeł się odezwał. Myślę sobie, a to cham, a to gówniarz jeden, będzie się tak do damy odzywać. Prychnęłam jak wściekła kocica i mówię do tego szczyla: znalazł się koneser od siedmiu boleści! Dumnie się prostuję i tuż przed jego oknem, nachalnie wręcz, poprawiam swe dwa atrybuty, żeby smarkacz wiedział, co traci. No nic, robię taktyczny odwrót i wracam na pozycję. W końcu noc jeszcze młoda, to się pewnie trafi jakiś spragniony wrażeń osobnik. Ty! Patrzę w stronę dworca, a tu co?! Te dziwki się śmieją! Tak się suki zapowietrzyły, że ledwo na nogach stoją. Przez ten przebrzydły rechot z trudem słyszę jak mówią: co, klient nie dopisał, nie? I jak nie zaczęły rżeć jeszcze głośniej, normalnie stado świn, a nie dziwek. I jeszcze beszczelnie wołają: ej, lepiej stąd spieprzaj, bo nam tu wszystkich spłoszysz, sio! sio! Heh… no właśnie sio, sio. Oczywiście taka plota poszła piorunem po okolicy i już następnego dnia wszystkie kurwy na tym przeklętm dworcu zaczęły wołać do mnie Sho-Sho. No, ba! Oczywiście, że petenci też, no, tylko że trochę później. No i co, no i tak zostało, ale z czasem i tak większość zapomniała skąd to. No, ale wiesz i tak nie jest najgorzej. Pomyśl, że mogliby mnie nazwać Orgazmotron, Płonąca Szpara, albo Analia.
Ostatnio zmieniony pn 05 gru 2011, 10:11 przez potwor_z_bagien, łącznie zmieniany 3 razy.

3
No to ja jestem chętna!

Nie ukrywam - zaciekawił mnie opis tematu. I chyba się nie zawiodłam.

Znaczy powiem tak - nie bardzo wiem, pod jakim kątem fragment oceniać. Odesłałabym Cię do działu "Scenariusze teatralne i filmowe", ale to też scenariusz nie jest. Wypowiedź, monolog prostytutki, który rzeczywiście mógłby zostać świetnie odegrany na scenie.

Podobało mi się. Napisane z charakterem. Wypowiedź jest bardzo plastyczna - nietrudno sobie scenę wyobrazić, wykreować w głowie jakiś obraz mówiącej (chociaż nie ma jej opisu) - to bardzo dobrze.

Chwila na czepialstwo:
potwor_z_bagien pisze:No tak, nazywam się Sho-Sho. Dlaczego mnie tak nazywają? Bo ciągle od klientów słyszę tylko sio, sio.
potwor_z_bagien pisze:Oczywiście taka plota poszła piorunem po okolicy i już następnego dnia wszystkie kurwy na tym przeklętm dworcu zaczęły wołać do mnie Sho-Sho.
Pogrubione zdanie to niekonsekwencja. Bo z tego, co dalej mówi jej przezwisko wzięło się nie od tego, że ciągle od klientów to słyszy, tylko że jeden młody, spietrany tak na nią zareagował no i się przyjęło.

Maniera bohaterki z mówieniem co chwilę "no tak" fajna, ale nie przesadź z nią, żeby nie wyszło jak jąkanie. Na razie w tym fragmencie całkiem ok.
potwor_z_bagien pisze: Zmierzył mnie wzrokiem. Oj tak, zobaczyłam przerażenie w jego oczach.
W kontekście stylu całości to zdanie jakoś mi nie zabrzmiało. To już czysto subiektywne czepialstwo, ale coś zazgrzytało.

Miejscami są jakieś niedopracowania edytorskie - przy wprowadzaniu myśli czy wypowiedzi - tyle że w konwencji takiego słowotoku trudno się o to jakoś szczególnie czepiać. Dbaj tylko, żeby ta pozorna niedbałość nie przerodziła się w niezrozumiały bełkot. Gdzieniegdzie też literówki się zaplątały.

Ogólnie podobało mi się. Szkoda tylko, że tak krótki fragment, bo co do jednego mam wątpliwości - co z takiej konwencji zdołasz wyciągnąć? Wprowadzenie, przedstawienie postaci fajne, klimatyczne, ale co dalej? Cóż, ciekawam bardzo.

Pozdrawiam,
Ada
Powiadają, że taki nie nazwany świat z morzem zamiast nieba nie może istnieć. Jakże się mylą ci, którzy tak gadają. Niechaj tylko wyobrażą sobie nieskończoność, a reszta będzie prosta.
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"


Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"

4
Bardzo dziękuję za opinię :)

To jest taki krótki, dosyć luźny wstęp do czegoś głębszego.
W dalszej części pojawiają się jej przemyślenia, co do wyboru takiej, a nie innej drogi.
Na pewno wrzucę niebawem dalszy ciąg.

Aha. I jeśli dobrze pójdzie, ów monodram zostanie wystawiony w teatrze :>

5
Fajne, fajne, nawet jako początek prozy (czy jakiś fragment ze środka, czemu nie) ale do szlifu.
potwor_z_bagien pisze:No tak, nazywam się Sho-Sho. Dlaczego mnie tak nazywają? Bo ciągle od klientów słyszę tylko sio, sio. No tak. Stoję sobie pod dworcem, jaram szluga no i czekam na jakąś płotkę.
Konstrukcyjnie. Pytanie, dlaczego mnie tak nazywają? Odpowiedź - bo klienci etc. A potem historia, która jest prawdziwą odpowiedzią. I brakuje, w tym monologu, w tym miejscu (wyboldowanym) jakiegoś łącznika. Krótkich słów: pierwszy raz to usłyszałam... bla, bla bla. Czy coś w ten deseń.
Przez dystans pięciu metrów ściskam na chama sznurki wściekle fioletowego
Coś moze być, mieć miejsce na dystansie, nie przez dystans. I to nadal będzie kulawo przmiało. Coś na przykład: "Dystans do fury - pięć metrów. Zanim dojdę ściskam na chama etc."
Samego chodu dziwka uczy się przez rok, żeby wygladała jak prawdziwa dziwka.
Powtarza się. Co prawda ona nie ma mówić literacką polszczyzną, i kolokwializmy, chaotyczność w rodzaju wtrąceń: No, tak; to jest okey. A takie powtózenie już nie bardzo, literackość jednak rządzi.
A dołóż jeszcze do tego dziury w chodniku, które wyglądają jak leje po bombie na tym syfiastym dworcu.
Dziury w chodniku wyglądają jak leje po bombach na dworcu? Np. w budynku? Mącipole lekkie. Syfiasty dworzec wcisnąłbym gdzie indziej, ale zabrał stąd. Lej po bombie to zamknięty związek frazeologiczny, dopisywanie czegoś do niego sugeruje dodatkowe znaczeniu, a tu o takowe nie chodzi.
Opuścił szybę.
Ona jeszcze nie wie, że to on.
I jak nie zaczęły rżeć jeszcze głośniej, normalnie stado świn, a nie dziwek.
Zamotane porównanie. Skoro rżą, to jak stado kobył, jeśli jak stadio świń to chrząkają.

I tyle ode nie. Trudno coś rzec o fabule, bo to ewidentny fragment.
Ale fajny pomysł, niezły chaotyczny język w stylizacji. Może trochę brakuje w nim agresji, bardziej bym uwierzył w tą dziwkę, chociaż, ludzie są różni i ona może być taka przecież.

6
Muszę powiedzieć, że cholernie mi się ten tekst podoba. I będę mieć do Ciebie, Potworze z bagien, pewną prośbę. Ale to na PW. :D

Od jakiegoś czasu fascynują mnie okołodziwkarskie tematy, więc trafiłaś w moje gusta. Jakoś tak od razu przypomniały mi się filmy Almodóvara i w ogóle.

W sumie nawet nie wiem co powiedzieć konstruktywnego. Jest kilka niekonsekwencji, o których wspomnieli przedmówcy. Mi trochę to "no tak" w czwartym zdaniu zagrzytało. Wg mnie jest niepotrzebne. I z tymi "no" na końcu uważaj, bo trochę tego za dużo. Ale tak to same plusy. :D

7
Dzięki Kruger za weryfikację :).
Samego chodu dziwka uczy się przez rok, żeby wygladała jak prawdziwa dziwka.
To powtórzenie jest akurat celowe, napisałam je z pełną świadomością.
I jak nie zaczęły rżeć jeszcze głośniej, normalnie stado świń, a nie dziwek.
Tutaj też, w pełni świadoma, użyłam takiego porównania. Chodzi o to, że ona często się plącze i używa dziwnych, stworzonych przez samą siebie porównań. Nawet jeśli nie są one poprawne.

Chii, dziękuję :)
Już wysłałam wiadomość.

8
Okey.
Pamiętać tylko należy o jednym. Wiele różnych zabiegów stosowanych w literaturze, musi być dokonywane (zabawne, ale prawdziwe) łagodniej niż w rzeczywistości.
Bohater klnie? Ten prawdziwy pierwowzór ze świata realnego kurwuje co drugie słowo? Są tacy. Ale taki bohater w tekście się nie utrzyma, tekst (dziwne, nie?) razi mocniej niż język ulicy. Dialogi, w których łącina się pojawia tak często odrzucą czytelnika. Trzeba niestety osłabiac siłę rażenia (w porównaniu do pierwowzoru).
Identycznie jest z innymi zabiegami stylizacji językowej. Chcemy oddać chaotyczny język, braw wiedzy, prostotę myślenia, mieszanie pojęć - u bohaterki? Nie możemy tego robić ciupasem od pierwszego do ostatniego słowa. Taki tekst spodoba się innej takiej "niuni" ale dla czytelnika (osobnika na innym poziomie) będzie robił wrażenia niechlujnego.
Innymi słowy, prawdziwy debil w tekście będzie mądrzejszy niż w rzeczywistości :)
Masz dużo udanych zabiegów oddających specyficzny język bohaterki. Miejsc z poprzestawianą składnią, wtrąceniami, kolokwializmami. W tych przypadkach (IMHO) chyba jednak to przesada.
Rozwiązanie, wcale nie proste, polegać musi na tym, by czytelnik nie miał żadnej wątpliwości, że błąd językowy czy logiczny pochodzi od bohaterki a nie od autora. Moje wrażenie z tych fragmentów jest takie, że to autorka przepuściła kiksy, a nie bohaterka. Nie wiem czy odosobnione, wiem że moje.
Sekretarz redakcji Fahrenheita
Agencja ds. reklamy, I prawie już nie ma białych Francuzów, Psi los, Woli bogów skromni wykonawcy

9
potwor_z_bagien pisze:No tak, nazywam się Sho-Sho. Dlaczego mnie tak nazywają? Bo ciągle od klientów słyszę tylko sio, sio. No tak
Oj, nie. Nie wiem wprawdzie, jak niedoszli klienci odpędzają prostytutki, ale poważnie obawiam się, że nie jest to sio, sio. W ten sposób babcia może odganiać wnuczęta, albo pani przedszkolanka dzieci, które ją ciągną za spódnicę. Owszem, raz mogło się zdarzyć, że jakiś klient tak zareagował, ale żeby inni też, i do tego ciągle? Mało wiarygodne.
potwor_z_bagien pisze: Przez dystans pięciu metrów
Może lepiej: do przejścia mam pięć metrów?
potwor_z_bagien pisze:ściskam na chama sznurki wściekle fioletowego gorsu,
Raczej gorsetu. W ubiorach damskich gors to po prostu dekolt, natomiast w męskich - przód koszuli. W obu znaczeniach zresztą słowo to prawie wyszło z użycia.
potwor_z_bagien pisze:Czułam w kroczu jak mu ciary po plecach przeszły.
Mhm. Może jestem za mało empatyczna, ale jakoś kompletnie nie widzę związku.
potwor_z_bagien pisze:I wtedy on, ni z gruchy, ni z pietruchy mówi: sio! I to takim piskiem, jakby kastrat, czy ki diabeł się odezwał. Myślę sobie, a to cham, a to gówniarz jeden, będzie się tak do damy odzywać.
Przypuszczam, że dama słyszała już znacznie gorsze odzywki. Usunęłabym podkreślone, dziewczynę może przecież irytować sam fakt, że klient jej nie chce.
potwor_z_bagien pisze:Te dziwki się śmieją! Tak się suki zapowietrzyły, że ledwo na nogach stoją. Przez ten przebrzydły rechot z trudem słyszę jak mówią: co, klient nie dopisał, nie? I jak nie zaczęły rżeć jeszcze głośniej,
Mam wrażenie, że dziewczynom spod dworca dosyć często zdarza się, że klient "nie dopisuje", więc nie bardzo rozumiem, dlaczego miałyby tak wyśmiewać koleżankę (chyba, ze były akurat z nią pokłócone, albo generalnie ją z jakichś powodów odrzucały, lecz o tym nic nie piszesz). To raczej ów przerażony chłopak w samochodzie mógłby stać się obiektem kpin.
potwor_z_bagien pisze:I jeszcze beszczelnie wołają: ej, lepiej stąd spieprzaj, bo nam tu wszystkich spłoszysz, sio! sio! Heh… no właśnie sio, sio.
bezczelnie. A poza tym - nie bardzo widzę możliwość przerobienia tego swojskiego sio, sio na egzotyczne, niby-chińskie Sho Sho. Serial jakiś w telewizji oglądały, że tak im się skojarzyło?

Opowiedziana przez Ciebie historyjka wydaje mi się średnio przekonująca w warstwie czysto wydarzeniowej. Jeżeli natomiast chodzi o język, to rozmaite kiksy wyłapali moi poprzednicy, więc nie będę powtarzać. Jednak rżące świnie również mi tu nie pasują, chociaż piszesz, że użyłaś tego określenia celowo.
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.

10
rubia pisze: A poza tym - nie bardzo widzę możliwość przerobienia tego swojskiego sio, sio na egzotyczne, niby-chińskie Sho Sho. Serial jakiś w telewizji oglądały, że tak im się skojarzyło?
Ja myślę, że po prostu na tym dworcu zmarzły, wiesz, trzęsły się, szczękały zębami i tak im jakoś wyszło "szo szo" :D więc mi się ta ksywka bardzo podoba, zresztą w rzeczywistości też ksywki bywają wielokrotnie przeinaczane.
A jeszcze te pozostałe, te gorsze, orgazmotron, analia... chyba nie ma lepszego podsumowania, które można wpisać w tekst ;)
ObrazekObrazekObrazek
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”