Przyznałam się do swego udziału w maratonie mężowi. Omal się nie przewrócił ze śmiechu. Nie dziwię mu się. Zna mnie oraz mój niebywały talent do skracania wszystkiego, co mi pod klawiaturę wpadnie.
[ Dodano: Sro 30 Lis, 2011 ]
O inspiracjach trochę:
Nieoficjalną inspiracją jest powieść Ciarana Carsona "Irlandzka herbatka". Ponad trzysta stron, rozdziałów nie liczyłam, ale coś koło setki. Mają po 3-4 strony. Tytułem każdego z nich jest nazwa koloru (niekiedy nieprawdopodobna). Jest w tej książce dziwność i dzikość. Jest i fabuła. Niezwykła to powieść - niemożliwe połączenie bezwzględnej samodyscypliny i absolutnej wolności. To swego rodzaju wzór. Dziś przeczytam "Irlandzką herbatkę" jeszcze raz.
Inspiracja oficjalna to koło emocji Plutchika - kolorowy diagram obrazujący układ emocji i relacje między nimi. Na to nakładam zegar - godziny, minuty, sekundy. Wszystko razem tworzy mandalę. Chcę przejść dookoła w sposób sensowny i w miarę interesujący. Najbardziej boję się granic - przejść między kolorami, między uczuciami. Co, jeśli nie będą chciały się połączyć?
[ Dodano: Czw 01 Gru, 2011 ]
Dzisiejszy etap miał upłynąć pod znakiem ciemnego błękitu i któregoś z uczuć pokrewnych smutkowi, ale nie mogłam się zdecydować, czy wolę rozpacz, czy żal. Zostawiłam zatem błękit na zaś i zatopiłam się w czerwieni oraz uczuciu gniewu. Właściwie napisałam już wszystko, co miałam do napisania na ten temat i wyszło mi 4300 znaków. Przydałoby się jeszcze ze 2000. Przyozdobić ornamentem? Naględzić niedorzecznie? Wydumać coś dodatkowego, niepotrzebnego, co by odegrało rolę styropianu? Dzień jeszcze młody, może mi coś wpadnie do głowy...
Staram się nie czytać tego, co napisałam, bo jak to zrobię, to natychmiast wytnę trzy czwarte jako kompletnie niepotrzebne. Chyba odzywają się geny przodków - wirtuozów krawiectwa.
Bohaterowie (bo będzie ich wielu) noszą kretyńskie imiona i nazwiska. Oczywiście one będą do poprawki, ale jakoś lepiej mi się pracuje, gdy rozmyślam o losach Berbecia Bebłaka i doktora Hulanki, niż gdybym miała troszczyć się o samopoczucie Kowalskiego i Kwiatkowskiego. To chyba jakaś sztuczka, podobna do tej, przy wkuwaniu nudnej pamięciówki - im bardziej absurdalnie coś brzmi i się kojarzy, tym łatwiej to zapamiętać.
Z przejściem do następnej części na razie nie powinno być problemów. Zamontowałam wtyczkę i kabelki. Jutro przyłączę następny segment. Tylko gdzie by tu jeszcze te brakujące 2000 upchać?
[ Dodano: Czw 01 Gru, 2011 ]
Jakoś upchałam. Dzisiejszy utarg: 6600 znaków. "Dzisiaj norma, jutro śmierć" - śpiewał kiedyś pewien (punkowy?) zespół. Jutro będzie bardzo trudno coś napisać, chociaż w głowie z grubsza mam już ułożone. Ale czasu jutro jak na lekarstwo. Poranek mi zagospodarowali wbrew mej woli, popołudnie też. Tylko wieczór mi zostaje, a ja wieczorami jestem rozkojarzona i mało wydajna.
Mąż twierdzi, że mojego bohatera należy wysłać do ZOO, a nie do psychiatry. Jestem innego zdania. Dokąd wysłalibyście osobnika przekonanego, że jest lwem? No właśnie.

[ Dodano: Pią 02 Gru, 2011 ]
To było do przewidzenia. Muzeum Ewolucji, (po wizycie wyobraźnię zaludniają mi wyłącznie te gigantyczne szkielety) i pół dnia w środkach transportu. Korki. Tłum. Światła. A w domu kot z pretensjami i losowanie grup na Euro. Wieczór po takim dniu to bardziej sen na jawie, niż pisanie. Zbieranie myśli przypomina pasanie owiec cierpiących na ADHD - co którąś zagonię na pastwisko, to kolejne pięć rozbryka mi się po halach. Jestem strasznie zmęczona, więc stworzyłam jedynie pigułkę do rozwinięcia jutro. Jutrzejszy poranek też nie należy do mnie, więc marne szanse. Wygląda na to, że w niedzielę będę musiała sporo nadrabiać.
Dzisiejszy utarg: tylko 2800. Jestem jakieś 3000 do tyłu. Niby niedużo...
[ Dodano: Sob 03 Gru, 2011 ]
Troszkę rozwinęłam wczorajszy kawałek dotyczący czujności i koloru pomarańczowego. Dzisiejszy fragment to barwa złota i uczucie ekstazy. Oraz scena gotowania makaronu, bowiem powieść wyraźnie zmierza w kierunku... Hm. Dziwnym. Nie potrafię sobie wyobrazić potencjalnego czytelnika tego dzieła, choć trafiają się pojedyncze akapity czy zdania, które naprawdę mi się podobają. Już wiem, że jakiś pożytek z tego pisania będzie na pewno. Tylko jeszcze nie wiem, dla kogo.
Nie udało mi się nadrobić zaległości w liczbie znaków, bo poranek znów musiałam poświęcić na sprawy z pisaniem niezwiązane. Za to popołudnie wykorzystałam z sukcesem. Strzał w samo okienko - dzisiejszy utarg: 6100. Kabelki do kolejnego segmentu wyprowadzone. Może jutro uda się napisać trochę więcej.
Tekst zaczyna wciągać - robię się roztargniona i zapominam, co miałam zrobić w realnym świecie. To jeden z powodów, dla których nie lubię długich tekstów - mam uczucie, że tracę kontrolę nad rzeczywistością. Tą prawdziwą. Tak naprawdę, chyba wszystko jest w porządku, ale sam niepokój, że o czymś zapomniałam, że coś zawaliłam, jest niefajny. Złości mnie.