Krótkie i zamknięte, tos ię pokuszę.
Jack Dylan pisze:Rankiem 15 lipca o godzinie 06.30, niebieski Ford Victoria wjechał na parking motelu „HEAVEN” w Cortland. Z samochodu wysiadł mężczyzna w oliwkowym garniturze, na ziemi postawił skórzaną walizeczkę i odpalił papierosa.
W prozie godziny piszemy słownie. Jak wszystkie inne liczby, za wyjątkiem moze dat, bo długie. Zapis cyfrowy ujdzie w tytułach rozdziałów, ale nie w tekście.
Odpalenie papierosa jest formalnie poprawne, ale... silnie kojarzy się. Odpalenie zwykłe znaczy zainicjowanie procesu spalania, świetnie pasuje do rozruchu silnika, rakiet, petard. Z tego względu mota przy szlug, jakby ten papieros był rakietą międzykontynentalną.
I ogólnie, początek jest mało prozaiczny. Wali w oczy suchością niczym raport policyjny.
Zaciągnął się łapczywie, ściągając twarz w grymasie.
Jakim grymasie? Bólu, radości, wściekłości, rozkoszy. Nie wiemy, jakie uczucia wywołał ten papieros.
Następnie nałożył przyciemniane okulary na szpiczasty nos i wyrzucił niedopałek, który pod wpływem styku z asfaltem trysnął iskrami.
"Następnie..." - źle! Kolejny punkt wzmacniający wrażenie raportu.
Papieros nie mógł trysnąć iskrami pod wpływem styku. Styk nie wpływa na nic, to jest miejsce. Wpłynąć na to mogła siła uderzenia żaru o asfalt.
Podniósł walizeczkę i przeciął parking.
Mała uwaga, ale zawsze. Skrót myślowy, w zasadzie czytelny, ale powoduje małą chwilkę zastanowienia się u czytelnika. Dlaczego bohater tnie parking? IMHO brakuje czegoś, np. "szybkim krokiem".
Wspiął się po metalowych schodach na pierwsze piętro; po lewej stronie korytarza, pochyłym rzędem, biegły drzwi i okna.
Opis zawodzi. Jesli metalowe schody i okna i drzwi, to jest to raczej galeria jakaś, nie korytarz. Jeśli korytarz, to miejsce zamknięte, okien tam nie bardzo, może na końcach.
Z kabury pod pachą wyciągnął broń i zręcznie przykręcił tłumik do lufy.
Ostatnim pasującym podmiotem jest korytarz.
Odszukał pokój numer 37; serce zaczęło mu szybciej bić, lekki dreszczyk przebiegł po plecach, jak zawsze przed egzekucją.
O cyferkach mówiłęm, jeszcze przecinek.
Drzwi były otwarte – zgodnie z planem.
Podstawowy błąd fabuły. Niczym, autorze, nie zdradzasz, w jaki sposób ten plan mógł zostać zrealizowany. Taki był plan zabójcy i koniec. A gdyby niesubordynowany bohater tekstu postanowił jednak zamknąć drzwi od środka, to co? Biedny zabójca, plan niwykonany i do domu...
Coś Ci tu się zjadło, autorze, udział jakiejś dziwki, która wyszła zostawiając drzwi otwarte, albo recepcjonisty motelu, który je otworzył (albo zablokował zamek albo coś w ten deseń).
Łazienka znajdowała się naprzeciwko okna.
Nagroda za wyjasnienie, jakie znaczenie dla tekstu i fabuł ma ta informacja. Rozkłąd pokoju poza tym nie został nakreślony, nie wiadomo gdzie są drzwi, gdzie stoi łóżko lub inne meble. Dla przebiegu akcji (kryjówki itp.) też to nie ma znaczenia. Więc po co?
Mięśnie miał rozluźnione a oddech płytki i spokojny.
Coś tu obrazowanie zawodzi. Płytki oddech to raczej wtedy gdy jest szybki i niespokojny.
Strumień bijący o porcelanowy natrysk w łazience ucichł.
Natrysk to urządzenie do polewania ciała wodą. Wąż, słuchawka, kurki - to wchodzi w skład urządzenia. Ściany wyłożone pytkami albo brodzik - nie.
Czyjeś stopy uderzyły o kafelki,
IMHO, słowo zbędne. Wiadomo, że człowiek w tekscie nie jest określony, jeszcze. Ale wiadomo też, że to człowiek biorący przysznic. Sens fragmentu tkwi w opisaniu migawkami dźwięków słyszanych przez zabójcę. Stopy plasnęły o fafelki, seria ruchów, szelest materiału. Nie lepiej?
Przez ciało mężczyzny w oliwkowym garniturze przypłynął strumień podniecenia.
Strumień - ciągle, nieprzerwanie. To złe słowo, lepiej pasuje "fala".
Lubił to,
czuł się wtedy jak duch; pojawiał się,
odbierał dług i znikał na zawsze.
Mącipole - bo ja czuje się duch? Kto to wie? Skąd to wie bohater? Tobie chodzi, autorze, o to że pojawiał się jak duch - to jest definiowalne, duch pojawia się bezszelestnie, to wszyscy wiedzą. A jak się duch czuje, tego nikt nie wie.
Jaki dług? Ma to związek z tytułem, jak się domyślam. Tekst jest o zabójcy, facet przyłazi, zabija, odchodzi. Mozna znaleźć do tego parabolę jakąś, porównanie do pracy komornika. Można to pokazać, że facet tak trkatuje swoją robotę, jak komornik. Ale tego nie zrobiłeś, autorze, ten odebrany dług to jedyne miejsce w tekście, które to sugeruje. Tytułu nie liczę.
Ten gruby idiota nawet go nie zauważył. To żałosne...
IMHO, nie to jest żałosny, a ten gruby idiota jest żałosny - z przytoczonych powodów.
Kiedy Fredy pochylił się nad łóżkiem a jego tłuste dupsko otulone w szlafrok, zakołysało się jak łódka na wodzie, mężczyzna przystąpił do akcji.
Angielskie, tak? Więc Fred, Freddy albo Fredie, nie Fredy.
Druga rzecz, to narrator. Często tłukę ten temat. Podstawowy narrator tego tekstu jest narratorem personalnym, stoi z boku i relacjonuje na sucho fakty. W tym fragmencie wyłazi z niego coś innego, narrator auktorialny (nieokreślony, ale zdradzający emocjonalne podejście do fabuły), oceniający ALBO narrator personalny relacjonujący z punktu widzenia bohatera. I ten drugi pasuje.
Tylko, by zmienić narratora w trakcie tekstu, potrzebny jest czytelny wzór zmiany. Tu tego brakuje nieco (choć nie bije strasznie w oczy). Właściwie problem tkwi tylko w tym, że ten początek jest taki suchy jak pieprz i raportowy. Potem są już delikatne wtręty narratora personalnego stojącego blisko zabójcy.
Zaszedł otyłego facecika od tyłu i przytknął mu lufę do głowy; oblizał zęby.
Oblizać, to liznąć coś naookoło lub z kilku stron. Jak to zrobił z zębami? Przejechał po nich językiem. I tak to się nazywa, nie oblizywaniem zębów.
Był przekonany, że oczy Fredyego pęcznieją ze strachu.
Przekonanie pomijam, ale zwracam uwagę, że pęcznienie oczu to objaw kliniczny poważnych chorób. Nie strachu.
Nim jednak padły jakiekolwiek słowa, pociągnął za spust.
Przecinek. I zastanawiam się, czy grubas zdążył jęknąć? Słowo to nie jest. A istotne się wydaje. Nie chciałeś przypadkiem napisać, autorze, że strzelił nim grubas zdążył wydać z siebie jakiś dźwięk?
Stłumiony wystrzał poniósł się po pokoju a brzmiał jak kamień wrzucony do studni.
Wyboldowane dwie rzeczy, które sugerują jakieś echo. W pokoju motelowym?
Podkreślone - spójnik sprawiający, że zdanie brzmi niemal jak wiersz. IMHO, niepotrzebny, na dwa zdania rozbić.
Nabój wszedł gładko w potylice, rozerwał mięśnie i mózg.
Nie miał prawa. Nabój to pocisk+łuska+ładunek prochowy. Po wystrzale ładunek się spala, łuska zostaje a przebijać może co najwyżej pocisk.
Druga rzecz, mięśnie, mózg a gdzie najważniejsza część - kości?
Struga krwi przypominająca wiązkę dymu trysnęła z czoła na białą pościel.
Się czepię - jak struga krwi może przypominać dym?
A czemu nic nie chlusnęłow drugą stronę, nie ochlapało strzelca?
Wiotkie ciało ugięło się w kolanach, a potem runęło w dół.
I runęło. A potem - rozpisujesz czynności po sobie, a przecież to się dzieje jednocześnie, ugięcie kolan jest elementem tego runięcia. W dodatku - w dół. A gdzie miało runąć? Zbędny nad-opis. Lepiej napisać na co konkretnie. Np. na łóżko.
Momentalnie parkiet nasiąknął krwią.
Parkiet to twarda podłoga, mogła się na nm krew rozlać w kałużę a nie wsiąknąć. Wsiąknąć, to w dywan.
Do końcówki się już nie czepię, bo co miałem powiedzieć - powiedziałem wcześniej.
Fabuła. Leży. Facet wkradł się do motelu, zabił i wyszedł. I co? Jakie to ma znaczenie, dla niego, dla zabitego (poza oczywistymi)? Żadnego. Nawet traktowanie swej pracy jako komornika nie robi z tego fabuły. To jest wyrwana z kontekstu scena i w dodatku nudna: zabił i poszedł. Nic co by się czytelnikowi mogło roić przed, nic majaczącego na horyzoncie po.
Zastrzeżenie cofam, jeśli to planowa wprawka albo fragment czegoś większego. Chociaż we wprawkach warto też ćwiczyc konstruowanie fabuły.