WWWDzieci płakały w przedpokoju. Dziewięcioletni chłopiec chlipał cichutko, ale jego młodsza siostra beczała wniebogłosy. Płakała też Krycha, ich matka.
WWW-Dziecko, czy jesteś tego pewna? - zapytała babcia, której łzy też ciekły po policzkach jak grochy.
WWW-Tak mamo, muszę jechać. Wiem, że to moja szansa - powiedziała przez łzy - Przecież muszę wreszcie zrobić coś dla siebie w życiu. Dla siebie samej.
WWWTak rzeczywiście myślała. Dotąd było to tylko krążenie pomiędzy domem, przedszkolem, szkołą, pracą, Biedronką i Lidlem. Czuła, że z dnia na dzień wypala się w niej siła. Miała już dość. Wiedziała, że zbliża się punkt od którego nie ma powrotu. Jeszcze kilka miesięcy i przestanie walczyć o siebie i zostanie marną, sfrustrowaną kurą domową. Na zawsze.
WWWKrycha była wysoka i szczupła. Miała kręcone blond włosy, które zwracały uwagę wielu mężczyzn i wielu się podobały. Okrągła, urocza twarz sprawiała wrażenie dziecięcej. W oczach miała coś niezwykłego, co przyciągało i podobało się wszystkim bez wyjątku facetom. Przedstawiała się jako Krycha. Nie Krystyna, nie Krysia ale właśnie Krycha. Ta forma najlepiej odzwierciedlała jej charakter. Nieustępliwy, trochę surowy i nieokrzesany. Taka była i to jej się podobało. Była jak zbuntowana, bezczelna nastolatka, która zapomniała że jest po trzydziestce.
WWWZamknęła za sobą drzwi mieszkania i zeszła na dół. Z Placu Bankowego na Główny pojedzie tramwajem. Potem pociąg do Tarnobrzegu, stamtąd autobus do Nowej Dęby. Będzie pewnie już rano gdy dotrze na miejsce. Lubiła pociągi. Podróż pociągiem traktowała jako przygodę samą w sobie. Słyszała, że ludzie płacą trzy tysiące euro za przejazd Orient Expressem z Wenecji przez Pragę i Wiedeń do Paryża i wcale nie uważała tego za ekstrawagancje. Miała tylko nadzieję, że nikt jej nie okradnie, kiedy zaśnie w przedziale.
WWWBudzik zadzwonił przed szóstą rano ale Jędrzej był już na nogach. Wrócił do sypialni i go wyłączył. Był wściekły. Obudził go koszmar, w którym komuniści wygrali wybory w Polsce. Dziś ważny dzień a zaczął się w tak irytujący sposób. We śnie szedł do mięsnego po parówki i w ostatniej chwili uświadomił sobie, że była reglamentacja a on nie miał kartek. Wtedy właśnie się obudził.
WWW-Cholerna czerwona zaraza - mamrotał pod nosem robiąc sobie kakao. Wziął kubek i usiadł przy biurku. Zaskrzypiały zawiasy laptopa a po chwili zaszumiały wentylatory. Kakao było gorące ale do momentu w którym komputer przeszedł w stan pełnej gotowości, wypił połowę małymi łyczkami. Najpierw poczytał wiadomości z kraju. Potem otworzył pusty dokument worda i pisząc uspokoił się. Malował pejzaż szesnastowiecznej wsi, w której mieszkało zło. Miał jeszcze trochę czasu na pisanie. Dokładnie jedną godzinę i trzydzieści siedem minut. Potem zgodnie z codziennym harmonogramem zagrzeje sobie parówki i zrobi jajecznicę. Miał nadzieje, że matka zrobiła wczoraj zakupy.
WWWPo kilku minutach pisania zdał sobie sprawę, że gubi wątek. Zdania nie kleiły się w całość. Było wyraźnie pod górkę i zwyczajnie nie chciało mu się. Czasem tak się zdarzało. Wiedział, że to tak samo jakby hydraulikowi nie chciało się przepychać rury w odpływie albo stolarzowi robić taboretu. Dlatego kontynuował swą pracę. Musiał zatykać cieknące wątki i ciosać meble w opisywanych wnętrzach.
WWWNa pewno nie dotrze dziś do ustalonego limitu słów. Musiał na chwilę przerwać. Zamknął oczy, wziął głęboki oddech i zmusił się aby pisać dalej. Limit słów musiał być osiągnięty.
WWWPisanie było dla niego w tej chwili wszystkim co miał. Żonaty był bardzo krótko. Równo po dwunastu miesiącach żona opuściła ich przytulną kawalerkę będąc jeszcze w ciąży. Nigdy nie zrozumiał powodów jej odejścia. Miała przecież gdzie mieszkać, dla kogo żyć i nie musiała martwić się o utrzymanie. Nie wiedział po co chciała pracować i po co mieli razem wychodzić z domu. Uszanował jej wolę i nie starał się jej zatrzymywać. Pieniądze ze sprzedaży kawalerki szły na bieżące utrzymanie jego i matki, do której się przeprowadził z laptopem, mnóstwem książek i kilkoma ubraniami.
WWWGdy wydano jego siódmą powieść świat literacki zainteresował się młodym, płodnym a do tego tajemniczym autorem. Nie pokazywał się na konwentach, nie organizował spotkań autorskich, nie udzielał wywiadów. Był zajęty pisaniem. Pisał wszystko: romanse, science-fiction, powieści historyczne, fantasy, współczesne powieści obyczajowe a do tego niezliczoną ilość opowiadań. Z braku czasu nie udzielał się publicznie. Taka była w każdym razie wersja oficjalna. Dopiero kiedy dał się po raz pierwszy namówić na prowadzenie warsztatów pisarskich, zrozumiał, że to coś właśnie dla niego. Po raz pierwszy poczuł się dobrze z ludźmi.
WWWLicznik pokazał zakładaną ilość słów, wiatraki przestały szumieć i znów skrzypnęły plastikowe zawiasy. Poszedł do kuchni i zaczął robić sobie śniadanie. Z Krakowa do Nowej Dęby zawiezie go znajomy za koszt paliwa plus małe ekstra. Jest lepiej niż autobusem. Można wziąć więcej jedzenia, to znaczy zapas mleka UHT i kakao oraz odpowiednią ilość parówek. Na miejscu będzie lodówka, zadbał o to. Książki sprzedawały się dość dobrze i ponad dziesięć osób wpłaciło już pieniądze za warsztaty. Więc mógł sobie pozwolić na wygodną podróż.
WWW-Mamo!- krzyknął przerażony patrząc wgłąb lodówki- skończyły się!
WWWKrycha dotarła do Nowej Dęby autobusem. Zbiórkę umówiono na dworcu, gdzie czekać miał podstawiony bus. Problem był tylko w tym, że jej pospieszny miał duże opóźnienie. Zbliżała się godzina odjazdu a autobus dopiero majestatycznie wtaczał się do miasta.
WWWWyskoczyła z niego i zaczęła się rozglądać po dworcu. W ręku miała tylko torbę z najpotrzebniejszymi rzeczami. Zobaczyła busa. Na szybie oprócz imienia kierowcy miał on tabliczkę z napisem Warsztaty. Wsiadła jako ostatnia i zajęła miejsce z przodu, tuż za drzwiami wejściowymi. Nie miała czasu przyjrzeć się pozostałym pasażerom. Rzuciła tylko na nich okiem przy wsiadaniu, a to wystarczyło aby stwierdzić, że grupa wyglądała na zebraną bez żadnego klucza. Wyglądali jak bezładna zbieranina.
WWWWąsaty kierowca odwrócił się i podrzucając w ustach papierosa zamamrotał:
WWW- Mmm...dziewięć...dziesięć, jedenaście, dwanaście. To już wszyscy - dodał głośniej - możemy jechać.
WWWSilnik zaklekotał a z tyłu uniosła się chmura czarnego dymu roznosząc woń przepalonych frytek. Bus zaczął się powoli toczyć.
WWWKrycha zaczęła się rozglądać po twarzach pozostałych pasażerów. Po lewej stronie, za kierowcą siedziały dwie osoby. Młoda, drobna brunetka obcięta na chłopaka, którą Krycha wzięła za studentkę i starszy, łysy facet w małych wąskich okularach do czytania. Wyglądał na typowego emeryta. Studentka pisała coś w miniaturowym notatniku a emeryt czytał Wprost. Za nimi siedziała babcia z chłopakiem wyglądającym na wyrośniętego gimnazjalistę. Na warsztaty mogli jechać tylko pełnoletni, więc pewnie był to maturzysta a może nawet student. Babcia na pierwszy rzut oka wyglądała na miłą i gadatliwą. Od razu wzbudziła sympatię Krychy. Popatrzyły sobie przez chwilę w oczy i uśmiechnęły się do siebie na przywitanie. Babcia miała na sobie zielony sweter co w połączeniu z rudą, farbowaną fryzurą dopełniało całości kolorowego i przyjaznego wyglądu.
WWWKrycha nie rozglądała się więcej. Pomyślała, że resztę towarzystwa będzie miała okazję poznać podczas zajęć. Dwa tygodnie to dość czasu aby poznać grupę. Nie było ich przecież aż tak wielu. Zdziwiło ją tylko to, że ludzie nie byli zainteresowani współpasażerami. Wyglądali na zatopionych we własnych myślach.
WWWOpuścili miasteczko i wkrótce wjechali na drogę prowadzącą przez las. Las był piękny. Wysokie sosny rosnące dość rzadko tworzyły jasną przestrzeń. Nie widziała takich na Mazowszu. Ten las bardzo się jej spodobał od samego początku. Miał w sobie coś romantycznego, dzikiego i zarazem pociągającego. Po godzinie bus skręcił w leśną, utwardzoną drogę. Zaczęło rzucać i wszyscy, którzy jeszcze zajmowali się czytaniem lub pisaniem, musieli przestać. Po przejechaniu około dziesięciu kilometrów bus zatrzymał się. Kierowca wysiadł aby przesunąć na bok drewniany szlaban. Obok szlabanu, opatrzona piktogramem czołgu, stała tablica informacyjna.
Poligon wojskowy wstęp wzbroniony .
WWWKierowca ustawił szlaban równolegle do drogi, rzucił niedopałek w piach i wrócił za kierownicę. Bus znów ruszył ciągnąc za sobą pokaźną chmurę czarnego dymu. Jechali powoli obserwując za oknami las. Po chwili i on przerzedził się a droga otworzyła się na nagie połacie piachu i mchu. Zobaczyli w nich betonowe kloce i wykonane z metalowych kątowników zasieki, gdzieniegdzie połączone drutem kolczastym. Na małych górkach rosły pojedyncze drzewa. Wykrzywione i okaleczone. W piachu widać było leje powstałe w ćwiczebnym ostrzale artyleryjskim. Po chwili znów wjechali w las i niedługo potem zatrzymali się przed jakąś bramą. Kierowca otworzył ją, wjechali do środka i wkrótce bus zatrzymał się po raz ostatni.
WWW- Koniec jazdy - powiedział i wysiadł. Okrążył pojazd i otworzył tylne drzwi. Na ziemię wysypały się walizki i torby.
WWW- Ależ proszę pana, ostrożnie - powiedziała jakaś blondyna. Kierowca nie zareagował i przypalił kolejnego papierosa.
WWW- Proszę już wysiadać, nie mam całego dnia dla was.
WWWPo chwili wszyscy wysiedli a bus odjechał. Oprócz osób, które Krycha widziała w busie było jeszcze siedem. Łysol koło trzydziestki, wyglądający na kulturystę, dwie kobiety w tym samym mniej więcej wieku, wysoki i szczupły facet, którego ochrzciła Filipem, brodaty staruszek wyglądający na profesorka, do tego jeszcze długowłosy hipis z mętnym spojrzeniem i jakiś typ w garniturze.
WWWByło ich razem dwanaścioro i wyglądali jakby obudzili się z zimowego snu. Podeszli do swoich bagaży leżących w piachu i wybrawszy swoje, zaczęli się bezładnie poruszać w obrębie kilkunastu metrów, nie wiedząc co ze sobą począć. W oddali, czego nie słyszeli ani nie widzieli, kierowca zamykał bramę na dwie kłódki i łańcuch. Spojrzał jeszcze raz na siatkę i drut kolczasty na trzymetrowej koronie ogrodzenia. Splunął, wsiadł i odjechał.
WWWZaczęli się rozglądać po najbliższej okolicy. W pobliżu stał prostokątny murowany budynek przypominający bunkier. Miał on wysokość około trzech metrów, dwa małe okienka i żelazne drzwi. Za nim przyklejone do tylnej ściany stały betonowe prysznice i toalety. Był też wojskowy namiot w którym, jak domyśliła się już Krycha, będą mieszkać. W środku polowe łóżka, parę stolików i turystycznych krzeseł. Kilka zgrzewek wody mineralnej, jakieś jedzenie w kartonowych pudełkach. Za namiotem stała mała altana z kuchenką i gazową butlą. Najwyraźniej jednak nikt na nich nie czekał.
WWWTymczasem w okopie, około dwustu metrów dalej siedział Jędrzej. Patrzył przez pomalowaną w panterkę lornetkę i myślał głośno składając sam sobie wojskowy raport.
WWW-Co za banda patałachów. Babcia i ci starsi wyglądają najwyżej na dwadzieścia tysięcy. Młody nigdy nie dobił do tysiąca dziennie. Blondyna do pięciuset.
WWWWestchnął i wygramolił się z okopu.
WWW-Idzie! - Studentka zauważyła go pierwsza. Rozmowy ucichły i zbieranina zaczęła przejawiać oznaki zorganizowania. Wszyscy zaczęli patrzeć w tę samą stronę. Z pomiędzy drzew wyłonił się niski, łysawy mężczyzna w mundurze. Miał ubrudzoną sadzą twarz a z jego ust wystawał pogryziony kawałek gałązki. Na szyi wisiała lornetka.
WWW- Oszkur... - wyszeptała zaskoczona Krycha - to on?
WWW- Nazywam się Jędrzej Konopka - powiedział - macie pięć minut. Za chwilę widzę was ustawionych na zbiórkę.
WWWOdwrócił się i podszedł do drzwi bunkra. Metalowe zasuwy ustąpiły, drzwi otworzyły się i za chwilę zamknęły ze złowieszczym skrzypieniem i hukiem.
WWW- Na zbiórkę, to na zbiórkę – powiedział łysol – Chodźcie to się ustawimy przodem do baraku.
WWWZrobili tak jak mówił.
WWWStali jak żołnierze równo w linii ale wyglądali komicznie. Różnili się wzrostem, wiekiem i postawą. Jedni wyprostowani, jak Młody, inni zgarbieni i zgęziali jak Babcia i Studentka. Profesorek i Emeryt stali obok siebie i wymieniali szeptem spostrzeżenia. Krycha stała na samym brzegu koło Filipa. Nie wiedziała czy tak ma na imię, ale był wysoki i skojarzył się jej nie wiadomo dlaczego z filipem z konopi.
WWW- Jak masz na imię? Ja jestem Krycha - powiedziała cicho
WWW- Filip - powiedział Filip
WWW- O kurwa.... - szepnęła cicho - Naprawdę? Miło mi.
WWWFilip spojrzał na nią zdziwiony ale nic nie powiedział. Ze swojego imienia nigdy nie był specjalnie zadowolony ale po raz pierwszy spotkał się z taką reakcją.
WWWJędrzej maszerował tam i z powrotem wzdłuż szeregu i patrzył na nich z nieukrywaną odrazą. Podniósł do ust megafon i z odległości zaledwie paru kroków od zebranych, zaczął przez niego wykrzykiwać z wrodzonym wdziękiem:
WWW- Jesteście bandą nieudaczników - jego głos zniekształcony przez tani, chiński megafon z allegro odbijał się echem od drzwi bunkra i między drzewami. Studentka przypomniała sobie dzięki niemu zeszłoroczną pielgrzymkę do Częstochowy i księdza Marka modlącego się przez taki sam sprzęt.
WWW- Ojcze nasz... -zaczęła szeptać
WWW- Cisza! Teraz ja mówię! - Zachrapał megafon i kontynuował:
WWW- Wielu z was przyjechało tu przez pomyłkę. Nie jesteście w stanie przetrwać tego, co was tu czeka. Więc mam dla was dobrą radę. Spieprzajcie stąd natychmiast! Chcecie pisać, książki tak? Powiem wam coś. Statystycznie rzecz biorąc, z was dwanaściorga tylko pół osoby napisze w życiu jakąś powieść. Z tej połowy tylko jedna czwarta przetrwa szukanie wydawcy i zostanie opublikowana. A z tego kawałka tyko promil zostanie zauważony przez czytelników. Więc co tu jeszcze robicie?! Zostawcie opaski i za chwilę dzwonię po samochód. Zdecydujcie się teraz zanim będzie za późno. Pomyślcie o nieprzespanych nocach, waszych rodzinach i przyjaciołach. Żadne z nich nie chce mieć pisarza w domu ani w swoim otoczeniu. Dlaczego? Bo to cholerni nudziarze! Lepiej już najmijcie się do pracy na poczcie. Po prostu odejdźcie teraz.
WWWJędrzej zrobił znaczącą w swym mniemaniu pauzę, ale ankieta wśród obecnych nie ustaliłaby jednoznacznej interpretacji.
WWW- A pieniążki? - pisnęła Babcia
WWW- Jakie pieniążki kochana? - głos przez megafon miał zabrzmieć słodko a zabrzmiał piskliwie i cienko - Punkt dwudziesty czwarty, ustęp ef. Cytuję z pamięci: Po przekroczeniu bramy obozu w którym odbywają się warsztaty nie ma możliwości refundacji. Podpisałaś?
WWW- Podpisałam - chlipnęła Babcia.
WWW- Baczność! - krzyknął megafon - Ty i ty, do mnie - wskazał na Filipa i Młodego.
WWWKazał im poczekać przed drzwiami baraku i po chwili wyszedł z niego niosąc kilka łopat i dwie siekiery.
WWW- Baby do łopat, a my pójdziemy z siekierami do lasu.
WWW- Daleko nie ma - powiedział Młody.
WWW- Przepraszam bardzo - rzekł w pewnej chwili Profesorek - myślałem, że to warsztaty pisarskie a to jakieś zajęcia, z przeproszeniem survivalowe.
WWW- Zamknij się i bierz siekierę. Poczekajcie przed barakiem - odpowiedział na te uprzejmości Jędrzej.
WWWWszystkie kobiety stały w rzędzie i słuchały instrukcji. Miały wykopać szerokie na pół metra zagłębienie i zedrzeć darń w promieniu dwóch metrów od niego. Miało powstać coś w rodzaju okręgu z dziurą w środku. Blondyna i Brunetka patrzyły z niedowierzaniem opierając się o swoje łopaty. Jędrzej wyznaczył obwód środkowego otworu i szerszy, kilkumetrowy okrąg.
WWW- Jasne? Jeśli tak, to do roboty.
WWW- A kiedy będziemy coś pisać, jeśli w ogóle? - zapytała Babcia.
WWW- Jak zbudujecie sobie pracownie. Więc im szybciej tym lepiej.
WWWKrycha wzięła łopatę jako pierwsza i zaczęła kopać. Żadna z kobiet nie miała doświadczenia w tego typu pracach więc robota szła opornie. W ziemi były korzenie i kamienie. Męczyły się nad tym około dwóch godzin. W tym czasie mężczyźni znosili długie gałęzie i drągi. Siekierami obcinali drobne gałązki i układali w osobnym miejscu. W ten sposób powstał materiał na szkielet szałasu oraz opał na ognisko. Oprócz gałęzi Jędrzej kazał jeszcze przynieść kilkanaście sporych kamieni, które miały ogrzewać szałas od środka. Kiedy konstrukcja szkieletu była gotowa i stabilna, Jędrzej przyniósł z bunkra żarówkę z drucianą oprawą oraz wojskowe koce. Powiesili lampę na samym szczycie i zaczęli przykrywać całość kocami. Kiedy wszystko było gotowe, Łysol poustawiał grupę na zbiórkę.
WWW- Bardzo wolno i ślamazarnie wam to szło - powiedział megafon w rękach Jędrzeja. - Domyślam się, że z pisaniem będzie tak samo albo gorzej. Teraz macie czas na to, żeby coś zjeść i się przygotować. Potem wejdziecie tam wszyscy i będziecie pisać przez trzy doby. Napiszecie najlepsze fragmenty w swoim życiu. Obiecuję wam to. Każdy będzie mógł co jakiś czas pójść spać na godzinę. Ale nie częściej niż co pięć godzin. Będziecie cierpieć na deficyt snu ale to dobrze. Wasz umysł będzie pracował na zupełnie innych zasadach. To bardzo sprzyja pisaniu i kreacji. Jedna osoba będzie się zajmować ogniskiem. Zmieniamy się przy ognisku co dwie godziny. Kamienie z ogniska ogrzewają szałas więc trzeba je wymieniać. Do tego służy trójząb Posejdona. - Wskazał na leżące za nim na trawie widły. - Wszystko jasne?
WWW- Tajest!
WWW- A o czym mamy pisać? - zapytał nieśmiało Łysol
WWW- To już wasza sprawa.
WWWKażdy dostał ryzę papieru i parę ołówków. Krycha dziwiła się na te ołówki ale szybko zrozumiała ich sens. Gorące kamienie sprawiały, że w środku panował upał jak w saunie. Dłonie pociły się i długopisy nie zdałyby egzaminu.
WWW- Co piszecie? - zapytał naiwnie Garniturek. - Ja kryminał, uwielbiam kryminały.
WWW- Memuar - powiedział Profesorek. - To jest bardzo teraz modne w Stanach Zjednoczonych. A wiadomo, że co modne w Stanach, będzie modne i u nas za jakiś czas.
WWW- Ja piszę powieść fantasy - powiedział Gimnazjalista - świetnie się to pisze. Można wszystko wymyślać jak się chce i żaden idiota się nie czepi, że przekręciło się jakieś fakty. Dla mnie rewelacja.
WWW- A ty? - Filip zwrócił się do Krychy - co piszesz?
WWW- Nie wiem jeszcze. Ale się dowiem, jak napiszę.
WWWNajpierw napisała o mężczyźnie w czerwonym, sportowym cabrio, który odjeżdżał w siną dal. Potem coś o psach i koszeniu trawników. O jeżdżeniu tramwajem. O kobiecie, która nie ogoliła nóg od miesiąca. O tym że lubiła jogurt z truskawkami gdy chciała rzucić palenie, a nie mogła rzucić obgryzania paznokci z nerwów. O tym, że z matką nie najlepiej się dogadywała a właściwie to wcale. O tym że spała z podkurczonymi nogami a rano nie mogła znaleźć czystych skarpetek. O tym że nie lubiła kawy rozpuszczalnej ale za to z ekspresu, z mlekiem tak. Dalej było jeszcze ciekawiej. Kobieta wyjechała w czystych skarpetkach na integracyjny weekend, gdzie przespała się z jakimś facetem z drugiego krańca Polski. Zdała sobie sprawę, że nie bardzo jej się to podobało bo facet był mało czuły a bardzo pijany. Ale za to polubiła kawę rozpuszczalną. I tak dalej. Po kilkunastu godzinach przerwanych drzemką pisało się dziwnie łatwo. Narracja snuła się sama. Bohaterowie opowiadali swoje historie a Krycha musiała tylko to szybko zapisać. Gdy zrobiła chwilę przerwy wszystko uciekało i wątek się rwał. Więc pisała nie odrywając ołówka od papieru. Nogi zostały ogolone, kawa wypita, bohaterka pojechała na drugi kraniec Polski aby dowiedzieć się, że pan Małoczuły jest żonaty i dzieciaty a na trzeźwo wcale nie lepszy w łóżku. Rozmyślała w pociągu o tym co zrobiła i kazała Krysze wywalić wątek z seksem. Krycha posłusznie zmięła tamte kartki i bohaterka poczuła się lepiej.
WWWCzasem musiała przerwać, żeby rozprostować nogi. Wychodziła wtedy na chwilę z szałasu i patrzyła przed siebie, tak jakby chciała między drzewami zobaczyć co stanie się za chwilę na kartkach. Gdy wchodziła z powrotem widziała że inni są tak samo zajęci i skupieni. Ta dziwna namiotowa atmosfera rzeczywiście sprzyjała pisaniu. Wszyscy byli niedospani, głodni i zmęczeni. Ale pisali i nikt nie oddawał opaski.
WWWPo kilkudziesięciu godzinach megafon ogłosił koniec ćwiczenia. Wywołał wszystkich przed szałas i powiedział bez ogródek:
WWW- Dajcie mi teraz to co napisaliście – zaczął odbierać od wszystkich rękopisy. Kiedy miał już wszystkie, podszedł do ogniska i podniósł pierwszy plik kartek przed oczy.
WWW- Powrót z najdalszej podróży - przeczytał tytuł.
WWW- Moje - rzekł Filip i za chwilę zobaczył jak kartki wędrują pojedynczo do ognia.
WWW- Nie! Kurwa nie! - krzyknął i ruszył do przodu. Krycha i Łysol przytrzymali go za ramiona. Spojrzenia Jędrzeja i Filipa spotkały się. Filip zobaczył w tych szalonych oczach niekłamaną przyjemność i po raz pierwszy od czasów dzieciństwa poczuł napływające łzy.
WWW- Nie muszę palić. Daj opaskę.
WWW- Pal.
WWWPatrzył ze zrezygnowaniem jak rezultat wielogodzinnej pracy idzie z dymem ale nie chciał się poddać. Wytrzymał. Potem spłonął rękopis Emeryta i memuar Profesorka. Kiedy Jędrzej przeczytał tytuł pracy Młodego, ten krzyknął:
WWW- Stój potworze bezduszny! - Mimo niewesołej atmosfery ludzi rozbawił egzaltowany krzyk.
WWW- To najlepsze co w życiu napisałem. Zaczątek bestsellera. Wielkie dzieło. Jestem pewien. Proszę nie pal.
WWW- Oszczędzę, ale oddaj opaskę i czekaj w namiocie.
WWWMłody popatrzył na niego, potem na grupę i swój rękopis. Chwycił opaskę i rzucił ją w piach.
WWW- Nie poddaj się młody, lepsze napiszesz - powiedział Garniturek ale bez skutku.
WWW- Ja też stąd znikam - powiedziała Blondyna i rzuciła opaską pod nogi Jędrzeja - dawaj rękopis świrze. Za nią poszła Brunetka.
WWWNa drugi dzień wąsaty kierowca zabrał trzy osoby, zamknął wysoką bramę i odjechał w chmurze czarnego dymu.
WWWKolejna zbiórka odbyła się około drugiej w nocy.
WWW- Pisanie jest najważniejsze w waszym życiu. - chrypiał megafon - Pierwszą rzeczą jaką zrobicie po przebudzeniu się będzie pisanie. Będzie już tak na zawsze. Każde z was dostanie nowy notatnik i ołówek. Za każdym razem kiedy się obudzicie macie go chwycić w dłoń i zacząć pisać. Zrozumiano?
WWW- Tajeee! - krzyknęli.
WWW- Ale coś konkretnego pisać? - Zapytała Babcia.
WWW- A co mnie to obchodzi? - Odpowiedział megafon - Tym razem będę czytał wasze wypociny.
WWW- No wreszcie - westchnęła Krycha.
WWW- Macie godzinę na prysznic i posiłek a potem znów zbiórka i rozpoczynamy ćwiczenie.
WWWWszyscy poszli pod prysznice a później zajęli się suchym prowiantem. Po około godzinie wrócili na zbiórkę.
WWW- Niespodzianka. Dam wam już dziś spokój. Idźcie spać a jutro pomyślimy co dalej.
WWWPomruk zadowolenia oznaczał, że wszyscy przyjęli pomysł bez zastrzeżeń. Poukładali się w swoich łóżkach i zasnęli w kilka minut.
WWWNie wiedzieli jak długo o spali kiedy w namiocie znów rozległ się megafon.
WWW- Wstawać! Natychmiast pobudka! Chcecie być pisarzami? To na co czekacie? Pisarze do piór! - wykrzykiwał co sił w płucach śmiejąc się co chwila - Już! Już! Piszemy! Jeśli ktoś chce jeszcze pospać poproszę o opaskę.
WWWWszyscy przebudzili się i usiedli na swoich łóżkach. Zaczęli pisać. Krycha zaczęła coś bezładnie o swojej bezimiennej jeszcze bohaterce, coś o jej jamniku mającym pysk w kształcie tuby, później o miasteczku, które było nawiedzone przez trąbę powietrzną wysysającą z mieszkańców siły witalne i grubą gotówkę. Potem znów o mężczyźnie w czerwonym, sportowym cabrio. Po piętnastu minutach światło zgasło i znów mogli się położyć.
WWWZanim zaświtało budzili się jeszcze kilka razy. Nad ranem przerwy na sen zdawały się nieco dłuższe.
WWW- Nasz świrek śpiący bardzo - powiedziała Babcia i miała chyba trochę racji.
WWWKiedy obudzili się rano, słońce było już wysoko na niebie. Wyszli niepewnie przed namiot ale nigdzie nie było śladu Jędrzeja. Tylko megafon leżał przez wejściem do bunkra. Babcia z Emerytem zabrali się za przygotowanie jedzenia.
WWW- Dużo napisałaś? - Zapytał Filip.
WWW- Dużo ale bez sensu - Odpowiedziała Krycha - a ty?
WWW- Chaotycznie i o niczym. Podoba mi się. Momentami to taki strumień świadomości. W każdym razie nie nadaje się do czytania.
WWW- Chodźcie - zawołała Babcia.
WWWPrzed namiotem rozłożyli turystyczne stoliki i zaczęli jeść. To był pierwszy spokojny posiłek od kilku dni. Była rozpuszczalna kawa, jajka na twardo i kanapki z serem. Poczuli się jak na drogich wczasach.
WWW- No i co na to wszystko powiecie, moi drodzy? - zapytał Profesorek - Jesteśmy tu już piąty dzień i zapisaliśmy sporo papieru. Ale nie podoba mi się format.
WWW- Format? Masz na myśli kopanie dołów i pobudki w środku nocy? - zapytała Krycha
WWW- Może chciał nas przygotować do trudów pisarskiego życia - powiedziała Babcia.
WWW- To jakiś idiotyzm - powiedział Garniturek - dziwię się, że jeszcze tu jestem.
WWWTymczasem drzwi bunkra jęknęły a Babci wydało się, że przez chwilę poczuła znajomy zapach przypalonego mleka. Jędrzej wyszedł na zewnątrz. Wyglądał na zaspanego i zmęczonego. Spojrzał na siedzących przy stoliku ale nikt się nie odezwał. Wziął do rąk megafon i krzyknął:
WWW- Smakuje?
WWWGłos wydał się cichy i piskliwy. Megafon nie działał. Jędrzej Konopka zaczął go oglądać ze wszystkich stron i pstrykać przełącznikiem.
WWW- Jeden, jeden... co jest? - spróbował jeszcze raz ale sprzęt nie reagował.
WWW- Siadaj - powiedziała Krycha i położyła na stoliku dwie baterie R20.
WWW- Co to, bunt?
WWW- Siadaj, gdy grzecznie kobieta prosi - powiedział Filip.
WWWKonopka patrzył na zebranych i zdał sobie sprawę, że jego pozycja dramatycznie się zmieniła. Bez baterii w megafonie czuł się bezbronny. Położył go na trawie i usiadł obok Babci przy stoliku. Podsunęła mu kanapkę z serem i jajkiem na twardo. Zaczął jeść. Zapadła przerywana odgłosami jedzenia cisza. Jedli wszyscy. Łysol dolewał kawy z termosu a na końcu przemówiła Krycha.
WWW- Przyjechaliśmy tu słuchaj z całej Polski a blondyna podobno z Niemiec. Po to żeby się nauczyć pisać. Tymczasem nauczyliśmy się kopać doły, budować szałas i wytrzymywać bez snu. Nie jestem pewna czy dałeś nam jakąś lekcję pisania. Co to ma być w ogóle za szkolenie?
WWWJędrzej przeżuwał kanapkę i uśmiechał się pod nosem.
WWW- Jesteście naiwni -powiedział – Pisanie? Tego nie można się nauczyć. Albo się to ma albo nie. Ja tylko uczę wytrwałości. Bo sam ją mam i wiem, że jest ważna.
WWW- To znaczy, że nas wykiwałeś Świrze? - zapytał Łysol.
WWWKonopka nie wyglądał teraz zbyt przekonująco. Małe oczka krążyły po wszystkich przy stoliku. Wiercił się niecierpliwie i wyglądało na to, że nie wie co odpowiedzieć.
WWW- Nie, to co robimy naprawdę pomaga. Poza tym tak jak w umowie, pomogę w znalezieniu wydawcy. To mało? Przyznacie też, że napisaliście dosyć sporo. To bardzo ważne. Dam wam teraz prawdziwe ćwiczenie. Wyobraźcie sobie, że wasz bohater wraca z pracy do domu. Widzi że wszystkie pomieszczenia zostały przewrócone do góry nogami. Włamanie. Wszystko niby normalnie ale na kuchennym blacie znajduje kartkę od znajomego, z którym zerwał dawno temu znajomość ze względu na jego przestępczą działalność. Tamten pisze, że nasz bohater jest mu coś winny. Rozwińcie to. Do roboty.
WWWWziął ze stolika baterie i włożył do megafonu.
WWW- Nawet nie próbuj przy śniadaniu - powiedział Łysol.
WWW- Jest jeszcze jedna rzecz. - powiedział Jędrzej - Jesteśmy na poligonie a dziś zaczyna się ostre strzelanie. Rejon w którym jesteśmy jest bezpieczny ale droga jest teoretycznie na linii ognia i jeżdżą po niej czołgi. W nocy nie strzelają ale kierowca i tak wtedy nie przyjedzie. Jesteśmy na siebie skazani na kolejne cztery dni.
WWW- Ale jesteśmy tu bezpieczni? - zapytała babcia z przerażeniem w oczach.
WWW- Podobno. W razie czego mamy się gdzie chować.
WWWJędrzej poszedł do bunkra i przyniósł ryzę papieru i ołówki. Położył to wszystko na stole. Nikomu jednak nie spieszyło się do pisania.
WWWByła noc. Filip cicho podszedł do łóżka Krychy. Popatrzył na jej śpiącą twarz i dotknął policzka. Teraz jeszcze bardziej mu się podobała. Jej zamknięte powieki dodawały jej jeszcze więcej delikatności i były w pewien sposób zaprzeczeniem jej cech charakteru. Krycha obudziła się.
WWW- Cii... Zwijamy się stąd? Jesteś spakowana?
WWW- Zawsze jestem spakowana - odpowiedziała Krycha. Wyślizgnęła się spod koca i sięgnęła po torbę.
WWWW ciemności wymknęli się z namiotu i powoli ruszyli drogą w stronę bramy. Noc była jasna, świecił księżyc a na niebie widać było rozjaśnione przez niego chmury. Kiedy byli już dość daleko, Krycha zapytała.
WWW- Podoba mi się. To cholernie poetyckie. Zwijać się w nocy z księżycem w jasną cholerę. Tylko jak my się stąd wydostaniemy? Mamy przed sobą bramę i jeszcze jakieś kilkanaście kilometrów po poligonie.
WWW- Nie martw się. Byłem już przy bramie i wiem jak ją pokonać. Poza tym słyszałem dużo o tych warsztatach zanim się zapisałem. Zabezpieczyłem się, mam niedaleko ukryty samochód.
WWWKrycha nie odezwała się a tylko popatrzyła na Filipa z podziwem.
WWWDotarli do bramy w kilka minut. Była tak samo wysoka i tak samo zamknięta jak zostawił ją kierowca.
WWW- Tędy - powiedział Filip i przeszedł kilka metrów na prawo od bramy. W jednym miejscu siatka ogrodzenia była luźniejsza. Druty były przecięte i można było przeczołgać się pod nimi. Filip przecisnął się pierwszy i sięgnął po torbę Krychy. Za nim przeszła ona. Potem biegli przez las łapiąc się od czasu do czasu za rękę. Wreszcie stanęli przed księżycową scenerią poligonu. Powoli, patrząc pod nogi przedzierali się przez piaski.
WWW- Gdzie masz graty?
WWW- Zostawiłem. Parę starych ubrań i sterta papieru. Przecież to waży ze dwadzieścia kilo.
WWW- Racja - powiedziała Krycha. Sama miała w torbie trochę urobku z kilkudniowej pracy i zdała sobie sprawę, że ciężar utrudnia jej poruszanie się.
WWW- Czekaj - Zatrzymała się i wyjęła z torby coś, co przypominało ryzę papieru. Do tego jeszcze dwa pliki zeszyty A4.
WWW- Jesteś pewna?
WWW- Tak. Pieprzę to. - Wrzuciła wszystko do leja po bombie i wyobraziła sobie miny żołnierzy oglądających eksplozję kartek papieru w czasie kolejnego ostrego strzelania.
WWWTorba zrobiła się zdecydowanie lżejsza i szło się lepiej. Poligon był bardzo zdradliwym i nieprzewidywalnym miejscem podczas nocnej wędrówki. Księżyc nie dawał dość światła więc musieli uważać. Omijali zasieki i drut kolczasty. Niekiedy lepiej było przeczołgać się pod nimi niż je okrążać. Po kilu dniach warsztatów Jędrzeja nie było to wielkim problemem.
WWWCzerwony lanos stał w rowie przy drodze przykryty gałęziami i liśćmi. Filip zaczął go odkrywać i kłaść gałęzie pod przednie koła. Po chwili drzwi były odkryte i wsiedli do środka.
WWW- Cywilizacja koreańska. Zawsze to jakaś - powiedziała Krycha - Dużo lepsza niż leśna. Dach się nie otwiera?
WWW- Nie narzekaj, podaj kluczyki ze schowka. Mam nadzieję, że samochód nie jest nigdzie przestrzelony.
WWWRozrusznik zazgrzytał ale silnik nie dał się od razu uruchomić. Dopiero za trzecim razem odezwał się. Świtało już ale Filip nie włączał świateł. Samochód powoli wytoczył się z rowu i wjechał na leśną drogę. Gdyby ich tu ktoś zobaczył, byłyby kłopoty. Zatrzymali się przed szlabanem. Krycha wyskoczyła zanim Filip zdążył złapać za klamkę. Odsunęła szlaban i wróciła do samochodu. Odjechali i dotarli do głównej drogi. Rozglądali się za jakimś motelem. Oboje mieli zaległości w spaniu i mieli nadzieję, że szybko znajdą coś wolnego. Po pół godziny jazdy zatrzymali się przed drewnianym zajazdem z napisem Noclegi.
WWWWeszli do środka. Była czwarta trzydzieści rano. W środku unosił się zapach wczorajszego grilla i przedwczorajszych frytek. Za barem siedziała jakaś panienka i spojrzała na nich przerywając sobie czytanie Cosmopolitana. Nie odezwała się przyglądając im się tylko. Widziała przed sobą dwoje ludzi ubranych w spodnie moro, ciemne bluzy i wojskowe buty.
WWW- Najpierw dwie duże kawy pani nam zrobi, z ekspresu. - Powitała barmankę Krycha - Są wolne pokoje?
WWW- Z mlekiem, czy czarną? - odpowiedziała - Mamy jeden wolny dwuosobowy pokój.
WWW- Dobra, pokaże pani gdzie i tam poprosimy kawę.
WWW- To będzie dwieście pięćdziesiąt złotych - powiedziała nieśmiało barmanka.
WWWFilip zapłacił kartą i po chwili przenieśli się na górę. Krycha pierwsza poszła pod prysznic. Nie miał śmiałości do niej dołączyć. Spodziewał się, że może dostać na odlew w pysk, nawet gdyby Krycha uznała, że pod prysznicem jest dość miejsca. Po chwili minęła go owinięta ręcznikiem.
WWW- Wolne masz. Co się gapisz? - powiedziała uśmiechając się.
WWWGdy był pod prysznicem serce biło jej z każdą chwilą coraz szybciej. Leżała już w łóżku i czekała. Miała coraz większe wrażenie, że to właśnie ten facet. Po chwili wyszedł i stanął pomiędzy łóżkami.
WWW- Chodź tu, będzie cieplej.
WWWKoło południa obudził ją ryk ruszającego z parkingu tira. Sięgnęła pod łóżko i znalazła mały zeszycik i ołówek. Otworzyła oczy i spojrzała na Filipa. Siedział na brzegu łóżka. Nie miał nic na sobie. W ręku trzymał mały obgryziony ołówek i pisał coś w swoim notatniku.
WWWSpojrzeli sobie w oczy i wybuchnęli śmiechem.
2
Heh. dobre.
Mogę się przyczepić do interpunkcji, zjadłeś wszystkie przecinki, jakie mogłeś zjeść
Jest też w jednym miejscu "Z pośród" - winno być "Spośród".
Poza tym - nic w oczy nie kole, a tekst czyta się dobrze od początku do końca. Ja bym zrobił inne zakończenie, dalece bardziej pesymistyczne i z morderstwem w tle, ale Twoje też jest w porządku, choć nie w moim guście.
W skali szkolnej: 4, może 4+.
Mogę się przyczepić do interpunkcji, zjadłeś wszystkie przecinki, jakie mogłeś zjeść
Jest też w jednym miejscu "Z pośród" - winno być "Spośród".
Poza tym - nic w oczy nie kole, a tekst czyta się dobrze od początku do końca. Ja bym zrobił inne zakończenie, dalece bardziej pesymistyczne i z morderstwem w tle, ale Twoje też jest w porządku, choć nie w moim guście.
W skali szkolnej: 4, może 4+.
Don't you hate people who... well, don't you just hate people?