Rudowłosa część I

1
Pilnujący drewnianej palisady strażnicy przeklinali szpetnie i co rusz przytupywali dla rozgrzewki. Obrzucając się niewybrednymi epitetami, rozpychali się nawzajem w walce o miejsce przy niewielkich paleniskach, równomiernie rozmieszczonych wzdłuż owalnego ostrokołu.
Rząd zaostrzonych, grubych jak ramię mężczyzny pali otaczał tymczasowe obozowisko grafa Rabbena, wzniesione pośrodku dużej, niemal idealnie okrągłej polany. Drewniane ogrodzenie ustawiono, utrzymując stałą odległość trzydziestu metrów od ciemnej ściany lasu. Gęsto rosnące drzewa i mrok, panujący w głębi lasu, napawały wartowników lękiem. Ten pierwotny, instynktowny strach żołnierzy był jedną z przyczyn ciągłych kłótni o miejsce przy jasnym, przyjaznym ogniu. Drugą była parszywa pogoda. Zimna, zamarzająca mżawka raz po raz zacinała kolejną nieprzyjemną falą, gnana nagłymi porywami wiatru.
Przyczajona na skraju polany, ukryta w gęstwinie krzewów głogu, leszczyny i czeremchy, Siilva nie mogła liczyć na luksus dającego ciepło ognia. Przeszła wiele kilometrów, skradając się przez cały dzień. Cierpliwie śledziła zbrojny orszak, powoli i ostrożnie przebijając się przez gęste poszycie lasu. Męcząca, mozolna wędrówka w deszczu i chłodzie wyczerpała ostatnie zapasy ciepła i energii dziewczyny. Wiele razy w ciągu dnia sklęła markgrafa i jego przodków na kilka pokoleń wstecz, ale nawet przez chwilę nie zwątpiła w konieczność wypełnienia rozkazu, który otrzymała. Stefan Rabben miał umrzeć, i to tej nocy. I umrze, pomyślała. Ale czemu musiało być tak piekielnie zimno? Na to pytanie Siilva nie umiała znaleźć odpowiedzi.
Skostniałymi dłońmi wyjęła z sakwy niewielkie, drewniane pudełeczko i odkręciła płaską przykrywkę. Nabrała na palce odrobinę wypełniającego szkatułkę ciemnego mazidła i wtarła je w twarz i kark. Nie chciała wcześniej używać maści, bo bała się zaalarmować konie żołnierzy grafa intensywnym zapachem kremu. Ale teraz, gdy zwierzęta odpoczywały po trudnej wędrówce w swoim namiocie, teraz nie było już niebezpieczeństwa i dziewczyna bez obaw mogła skorzystać z ziołowego balsamu.
Od razu poczuła ożywcze ciepło, rozgrzewające skórę szyi i twarzy. Szybko rozpięła guziki skórzanej kurtki i ściągnęła ją z pleców. Po chwili zrzuciła również ciemną koszulę i grubą bieliznę i, drżąc z zimna, zaczęła nacierać ciemnym kremem wilgotne, zmarznięte plecy i brzuch.
Nieco później, gdy nasmarowała tłustą pomadą także nogi i z ulgą się odziała, schowała pudełko do torby. Maść, mimo że nie usunęła zmęczenia, rozgrzewała tak dobrze, że dziewczyna zapomniała o ogłupiającym umysł i obezwładniającym ciało znużeniu.
***
Kompletnie już ubrana, dziewczyna jeszcze raz sprawdziła pasy podtrzymujące dwie nietypowe szable, przytroczone do pleców. Skórzana uprząż krzyżowała się na piersiach, boleśnie ugniatając żebra. Kobieta wcisnęła kciuki pod napięte bandolety i szarpnęła mocno, sprawdzając ich zapięcia. Sięgnęła przez ramię i wyjęła jedno z bliźniaczych ostrzy. Broń wysunęła się bezszelestnie z dobrze spasowanej pochwy. Siilva spojrzała na łagodnie wygiętą głownię, wykonaną z dziwacznej stali, ciemnej i chropawej, jakby wyżartej przez silny kwas. Kobieta pogładziła powolnym ruchem szablę, po czym wsunęła ją do uchwytu. Wyjrzała ostrożnie z krzaków i ruszyła w kierunku drewnianej palisady.
***
Szlachetnie urodzony panicz Stefan sprawował pieczę nad niewielkim hrabstwem Colerain, terenem leżącym na zachód od Lasów Giddioch i składającym się głównie z nieurodzajnych łąk, śmierdzących bagien i trzynastu biednych, zawszonych wiosek.
Od śmierci seniora rodu markgraf żył w ciągłym stresie, wywołanym koniecznością zarządzania niedawno odziedziczoną ojcowizną. Stres ten związany był z wiatrami hulającymi po pustym skarbcu rodowym. Pustka owa wynikała z panującej od wieków w Colerain biedy, bardzo utrudniającej zapełnienie kiesy wielmoży. Chcąc odreagować napięcie, dziedzic na Colerain już trzeci raz w tym roku urządził dla siebie i swoich przyjaciół polowanie w Lasach Giddioch.
Nie była to zwykła puszcza i nie były to zwykłe polowania. Dzikie i niebezpieczne ostępy przecięte była dwiema wstążkami traktów, łączących Colerain z sąsiednimi marchiami Stabain i Athain. Drogi te nigdy nie uchodziły za bezpieczne, ale ostatnio dzicy z Giddioch coraz częściej naprzykrzali się przemierzającym knieje wędrowcom.
Plemiona zamieszkujące gęstą puszczę skutecznie opierały się wszelkim wysiłkom zakrzewienia zalążków kultury i cywilizacji na tych terenach. Było to zrozumiałe, bo dotychczas polegało to prawie wyłącznie na grabieżczym plądrowaniu osad dzikusów oraz paleniu tego wszystkiego, czego nie dało się zrabować.
Chlubnym wyjątkiem od tej tradycji była próba ucywilizowania tych terenów, podjęta przez kapłana Wiledrota. Niestety, skończyła się tak, jak skończyć musiała. Duchowny i jego świta zostali pojmani, upieczeni i najprawdopodobniej zjedzeni przez jeden z leśnych ludów. Ostatecznych dowodów na to konsumpcję duchownego nie udało się zdobyć. Nie przeszkadzało to jednak władcom marchii, otaczających Lasy, używać tego incydentu – wraz z jego kulinarnym zakończeniem – jako pretekstu do podjęcia starań o podporządkowanie sobie Giddioch.
Po kilku wyprawach okazało się, że w pojedynkę żaden z biednych grafów nie jest w stanie zdobyć zamieszkanej przez bitne plemiona puszczy. Na jakiekolwiek przymierze pomiędzy zwaśnionymi rodami raczej się nie zanosiło, wobec tego trzej możnowładcy doszli do jednomyślnego wniosku: puszczy podbić się nie da, więc pozostaje jedynie rabunek.
Wkrótce zwykłe najazdy już nie wystarczyły znudzonym włodarzom. Znaczna odległość od stolicy Cesarstwa odcinała ich od wszelkich rozrywek, modnych wśród dobrze urodzonych tego świata. Wobec tego wymyślono nowe zabawy. Na przykład polowania. Na ludzi. Jedna z takich imprez dobiegała właśnie końca w wielkim, bogato zdobionym namiocie grafa Stefana Rabbena.
***
Młody markgraf zasiadał na wysokim fotelu obitym najlepszym, czerwonym suknem pochodzącym ze słynnych tkalni południowego miasta Saagti. Mimo upływu lat siedzisko wciąż błyszczało jak nowe, potwierdzając renomę swych twórców.
Młodzian miał na sobie lekko znoszony, zdobiony złotymi guzami kaftan w ciemnozielonym kolorze, na który z pozoru niedbale narzucono krwistoczerwony mucet. Kolor peleryny, podkreślający wysoki niegdyś status rodu Rabben, z upływem czasu wyblakł tak samo, jak znaczenie familii grafów, powoli tracącej wpływy w stolicy. Zarówno zielony kaftan, jak i mucet miały dobrze widoczne odgniecenia – ślady mocowań zbroi rycerskiej dowodzące niezbicie, że graf Stefan, tak jak jego przodkowie, lubił pokazywać się w zbroi. Rzadko, to prawda, ale jednak lubił.
Tego dnia blachy oddano giermkom do czyszczenia, a młody, ledwie dwudziestotrzyletni dziedzic oddawał się zasłużonym, wieczornym rozrywkom. Przed grafem ustawiono dużą dębową ławę, zapełnioną przez służbę mięsem, owocami i dzbanami z wodą i trunkami. Mimo pustego skarbca panicz Stefan lubił i umiał się bawić. Stanowiący centrum namiotu stół otaczało ciasnym wianuszkiem kilkunastu najbliższych przyjaciół grafa, głośno dysputujących nad przebiegiem zakończonego właśnie polowania. Młodzieńcy ci postępowali zgodnie z rycerskim zwyczajem, wraz z tempem pochłaniania kolejnych dzbanów coraz śmielej konfabulując swoje dokonania.
Stefan siedział w milczeniu, w prawej dłoni ściskając stalowy kielich wypełniony czerwonym, ruadyjskim winem, palcami zaś lewej obejmował czoło; starał się w ten sposób wypędzić z głowy dręczącą go przez cały dzień migrenę.
Ani sprośne dowcipy posiadacza fantazyjnie zaczesanej na czoło złotej grzywy, rycerza Deana Biducha, ani żołnierskie przyśpiewki najlepszego przyjaciela grafa, Adiana vein Trettera, nie były w stanie uporać się z nawracającym bólem czaszki grafa. Młody hrabia smętnym wzrokiem wpatrywał się w dwie szczupłe, ciemnoskóre tancerki, sprowadzone za olbrzymią sumę stu oboli w zeszłym miesiącu z nadmorskiego księstwa Naith.
Odziane jedynie w delikatne, muślinowe spódnice, zawiązane nisko na biodrach, dziewczęta tańczyły w rytm muzyki, niemal kompletnie zagłuszanej przez głośne krzyki biesiadujących rycerzy. Ich nagie, nabłyszczone aromatyzowaną oliwką ciała splatały się ze sobą, poruszając się w takt zmysłowej melodii i tworząc niesamowite figury akrobatyczno–erotyczne.
Obydwie były do siebie łudząco podobne, na tyle że graf początkowo wziął je za rodzone siostry. Ale już w pierwszą noc po przyjeździe do Colerain, którą obie dziewczyny spędziły w jego łożu, okazało się, że nie są ze sobą spokrewnione. Owej nocy, nie ostatniej takiej zresztą, obie tancerki o egzotycznych imionach Pa’ah i A’ith przekonały się, że nie opłaca się sprzeciwiać woli hrabiego w żadnej kwestii, a tym bardziej w tak błahej sprawie, jak oddanie się nowemu panu.
Doświadczone kilkutygodniowym pobytem na dworze Rabben, Pa’ah i A’ith tańczyły najpiękniej, jak tylko potrafiły i oddawały się młodemu dziedzicowi tak często, jak sobie tego życzył. Alternatywa była bardzo bolesna i poniżająca – służba i stajenni hrabiego nie mieliby litości dla dwu ciemnoskórych piękności.
Znudzony graf przyglądał się w milczeniu, jak Pa’ah klęka przed powoli obracającą się, kręcącą szczupłymi biodrami partnerką i, delikatnie muskając dłońmi jej niemal czekoladową skórę, składa wyimaginowane pocałunki na płaskim brzuchu A’ith.
Po raz pierwszy pomyślał, że dziewczyny są kochankami. Muszę to sprawdzić, jak tylko wrócę na zamek, stwierdził. Jeśli to prawda, przećwiczę je bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Mogą mieć tylko jednego kochanka. Mnie.
Klęcząca dziewczyna przesunęła ręce w górę, muskając niewielkie piersi A’ith i obejmując je swoimi smukłymi dłońmi. Rabben wściekle ścisnął kielich w dłoni. Był już pewien zdrady swoich nałożnic i zaczął wymyślać karę, wystarczająco bolesną dla obydwu kobiet, gdy nowa fala migrenowego bólu zmąciła jego myśli i rozproszyła uwagę.
Mrużąc oczy, podrażnione dymem palonych w namiocie pochodni, graf spojrzał w bok, ku wejściu do namiotu. Znajdowały się tam trofea, przywiezione z dzisiejszych łowów. Nieco ponad tuzin ociekających krwią ludzkich głów nabito na drewniane, grube drągi, stojące w stalowych uchwytach. Głowy te w makabryczny sposób świadczyć miały o łowieckich talentach hrabiego i jego kompanii. Uchwyty podtrzymujące drewniane tyczki były dość sprytnie wykonane, dzięki czemu krew, spływająca z przerażających szczątków, odprowadzana była systemem rynienek do niewielkiej drewnianej balii, nie brudząc wyścielających namiot dywanów.
Zakrwawione trofea zapewniały różnorodne wrażenia estetyczne. Męskie, kobiece, ba, trafiła się nawet jedna, wykrzywiona grymasem strachu, główka dziecka. Stare, młode, wszystkie jednakowo straszne i w swej grotesce nijakie, pomyślał raptem graf. Nie cieszyła go już nagonka, pościg, mordowanie, ani nawet będące stałym rytuałem obdzieranie ze skóry i dekapitacja ofiar. Znudziłem się, skonstatował z przerażeniem Rabben. Co teraz będę robił? – spytał sam siebie hrabia. Nie znajdując odpowiedzi, znów spojrzał na nabite na drzewce głowy. A właściwie patrzył na postać przywiązaną do beczki wina, stojącej obok makabrycznej wystawy. Istota ta, tajemnicza w swym prymitywizmie, mimo mocnych więzów krępujących jej członki nie przestawała rzucać energicznie ciałem na boki w daremnej próbie uwolnienia się z okowów.

Nieczęsto zdarzało się, że jeden z leśnych ludzi dawał złapać się żywcem. A tym razem udało się pojmać młodą kobietę. Dziewczynę niemal. Ciekawe, czy jest jeszcze wirginą? – pomyślał graf. Czy poznała już smak męskiej miłości?
Jeśli nie, tym lepiej. Pozna dziś, i to już za chwilę, postanowił. Delikatnie, niemal niezauważalnie skinął głową na stojącego nieco z tyłu młodego giermka o imieniu Ridion. Młodzieniec podszedł szybko. Wiedział, czym grozi jakakolwiek opieszałość względem poleceń młodego Rabbena.
– Przygotujcie mi mój namiot, nagrzejcie łoże. I zanieście do mnie tę, tam – graf ruchem głowy wskazał spętaną dzikuskę. – Od razu widać, że trzeba ją troszkę uspokoić – dodał, patrząc na szarpiącą się dziewczynę.
Giermek skinął głową i cofnął się w cień krzesła grafa, a tam wydał odpowiednie dyspozycje służbie, po czym odetchnął bezgłośnie. Może ten moczymorda szybciej da mi dziś spokój, pomyślał chłopiec. Może obejdzie się bez codziennej porcji obelg i razów.
***
Zmęczeni strażnicy stracili nieco czujności. Winna temu była późna godzina, doskwierające wszystkim przenikliwy ziąb i zacinający podle jesienny deszcz, a także niewielka, acz przyjemnie rozgrzewająca ilość wykradzionego z uczty wina. Zresztą, po całodziennych łowach, nie było czego się obawiać. Przerażone krwawą pogonią leśne ludy schowały się głęboko w kniei, a do tego graf Rabben nakazał ponabijać na pale oskórowane, bezgłowe ciała i wystawić je na pokaz wszystkim mieszkańcom Puszczy Giddioch. Tak dla przestrogi, jak sam stwierdził. Zadziałało. Jedynie lisy odważyły się zbliżyć do obozowiska, zwabione zapachem świeżego mięsa. Wojownicy hrabiego mieli wszelkie podstawy do tego, aby swą czujność przytępić spożywanym winem. Lecz chyba nie powinni.
Skryta pod czarem niewidzialności Siilva starała się nie wchodzić w drogę zajętym konsumpcją wina wartownikom. A nuż któryś z nich był inteligentniejszy, niż na to wyglądał. Nuż zauważy lekkie zakrzywienie kropel siekącej mżawki, niepoddających się przecież urokowi eliksiru Doore, oszukującego jedynie wzrok. Lisy, na przykład, nie dały się nabrać. Ufając swym nosom o wiele bardziej niż wzrokowi, zwierzęta już dawno odkryły obecność pachnącego dziwacznie intruza i odstąpiły od wiszącej na palach padliny. Oczekiwały na dalszy bieg wydarzeń, obserwując obozowisko z bezpiecznej odległości.
Siilva cicho, ostrożnie przemknęła obok skupionych wokół ogniska i antałka z winem żołnierzy i przylgnęła plecami do drewnianej palisady. Rozejrzała się wokoło. Od bliższego ogniska, tego po prawej, dzieliło ją kilkanaście metrów. Ludzie stojący na lewo od niej byli zbyt daleko, by cokolwiek usłyszeć.
Dziewczyna spojrzała w górę. Tworzące palisadę pnie, u góry ociosane przy pomocy siekier i mieczy na kształt ostrych szpikulców, miały jakieś trzy, może trzy i pół metra wysokości. Nic trudnego. Siilva raz jeszcze spojrzała uważnie w lewo i w prawo, po czym bezszelestnie wyrzuciła w górę mały, drewniany hak, do którego przymocowana była lina, tak samo jak zaczep wykonana z włókien żywego pnącza Waartha. Roślina ta charakteryzowała się doskonałą mimikrą, błyskawicznie przyjmując wygląd i strukturę materii, do której została przyłożona. Wprawni rzemieślnicy potrafili wykorzystać jej niezwykłe właściwości do wykonania bardzo specjalistycznego sprzętu – idealnie nadającego się do profesji Siilvy. Niestety, bardzo trudno było znaleźć i rozpoznać pnącze Waartha, w warunkach naturalnych doskonale upodabniające się do otaczającej je flory. Pierwszy metodę na ich odnajdywanie, opartą na skomplikowanej magii identyfikacyjnej, opracował czarnoksiężnik Waarth, od którego imienia, jak nietrudno się domyśleć, pochodziła nazwa rośliny.
Hak cichutko stuknął, obijając się o drewniane bale częstokołu. Siilva napięła linkę, dociskając ją do powierzchni nieokorowanego drewna. Popatrzyła na trwający krótką chwilę proces, podczas którego linka niemal zupełnie wtopiła się w strukturę pni. Zerknąwszy po raz ostatni na boki, chwyciła dłońmi sznur i szybko wspięła się na palisadę. Zręcznie przycupnęła na jego szczycie i rozejrzała się po obozowisku. Przerzuciła linkę na wewnętrzną stronę ogrodzenia i zsunęła się po niej na mokrą od deszczu trawę. Przystanęła na chwilę w cieniu częstokołu, uspokajając oddech. Splotła palce obu dłoni, układając je w skomplikowany wzór, i przycisnęła do wilgotnego drewna. W ten sposób zostawiła na palisadzie niewidoczny gołym okiem znak magiczny, wskazujący drogę ucieczki. Teraz musiała tylko niepostrzeżenie przemknąć przez obozowisko i wykonać zadanie
***
Markgraf lubił, kiedy służba szybko i dokładnie wykonywała jego polecenia. Dlatego też, kiedy szybkim krokiem przeszedł po mokrej trawie z namiotu głównego do swojej prywatnej kwatery i gwałtownym ruchem odsłonił wejście do jej wnętrza, mruknął zadowolony. Wyłożony puszystymi futrami srebrnych jeleni z zaśnieżonych pustkowi mroźnego Skaggeth namiot był już dla niego przygotowany. Wnętrze rozświetlał blask bijący z dwu lamp, zawieszonych na grubych łańcuchach pod przeciwległą ścianą namiotu, na wprost wejścia. Rozgrzane do miłej dla ciała temperatury powietrze zapraszało do zrzucenia zawilgoconych ubrań, co też graf pospiesznie uczynił. Asystujący mu giermek zręcznie podniósł z ziemi mucet i kaftan hrabiego i wycofał się z namiotu, zasznurowując wejście. Dzisiejszej nocy nikt nie miał prawa przeszkadzać młodemu władcy Colerain.
Graf chwycił za stojący na koźle kielich, wypełniony palącym gardło rumem i, przełykając z głośnym bulgotem trunek, zerknął na dziewczynę, przywiązaną do podtrzymującego namiot słupa.
Naga, może szesnastoletnia dziewka została przez Ridiona dobrze przygotowana – umyto ją w zimnej wodzie i rozczesano długie włosy. Jutro pochwalę tego głupka, pomyślał Rabben, zrzucając z siebie ozdobny, wyszywany złotymi nićmi pas z przymocowanym doń eleganckim, długim sztyletem o prostym ostrzu. Broń miała jedynie charakter reprezentacyjny i w żaden sposób nie sprawdziłaby się jako oręż w walce, ale puginał był wyjątkowo strojny i tylko dla zaspokojenia próżności hrabia go nosił.
Młodzieniec dopił do końca rum i niespodziewanie stwierdził, że upierdliwa migrena znikła – tak nagle, jak się pojawiła. Raz jeszcze popatrzył na dzikuskę. Skrępowane w nadgarstkach ramiona miała przywiązane do stalowego kółka, zawieszonego dość wysoko na masywnym słupie. Mocno napięte ręce na pewno bolały dziewczynę, ale dzięki temu młodzieniec mógł nacieszyć oko widokiem jej nagiego, wyprężonego ciała. A to jest warte tej odrobiny cierpienia, skonstatował hrabia. Nogi dziewczyny przywiązano do znacznie oddalonych od siebie, wbitych w ziemię stalowych kolców, dzięki czemu wszystkie sekrety jej kobiecości były doskonale widoczne. Rabben zapatrzył się na płaski brzuch dzikuski. Szybko zrzucił ze stóp skórzane trzewiki i ściągnął z siebie ostatni element odzienia, cienką tunikę. Nie odrywając oczu od przerażonej kobiety nalał sobie do kielicha drugą porcję rumu. Umyta, prezentowała się o niebo lepiej niż wcześniej, tuż po schwytaniu. Czując rosnącą żądzę, Rabben podszedł do skrępowanej dzikuski i zajrzał jej w ciemne oczy. Lękała się go, choć próbowała ukryć to przed oprawcą. Ale Rabben dostrzegał wszystkie, nawet najdrobniejsze, objawy jej strachu – lekko napięte mięśnie twarzy, niemal niezauważalnie drgający podbródek, kurczowo zaciśnięte na sznurach dłonie. Bała się, co jeszcze bardziej podniecało hrabiego. Nadszedł czas na pokazanie dzikusce, na czym polega męska miłość, pomyślał młodzieniec. Dziewczyna głośno krzyknęła.

Już po wszystkim graf powolnym ruchem otarł pot z twarzy. Przymrużył oczy i spojrzał na znieruchomiałą kobietę, nieruchomo zwisającą na krępujących nadgarstki więzach. Pochylił się i podniósł z ziemi połyskujący w świetle lamp sztylet. Trzymając go w dłoni, zbliżył się do uprowadzonej dziewczyny.
– Cóż – powiedział spokojnie. – Sama chyba rozumiesz, że ostatnia rzecz, jakiej teraz potrzebujemy to kolejny zawszony bękart, pętający się po Lasach Giddioch z podobnymi tobie zwierzętami, prawda?
Jakby akcentując ostatnie słowo, graf zadał szybki cios, aż po jelec wbijając klingę puginału w śniady brzuch kochanki. Kobieta jęknęła rozdzierająco, jej ciało drgnęło w gwałtownym spazmie, który napiął mięśnie dziewczyny tak, że wyglądała jak kawałek suchego, skręconego rzemienia. Graf Rabben z zafascynowaniem spojrzał w poszarzałą twarz dziewczyny, po czym mocno pociągnął rękojeść sztyletu w górę. Czuł krew, lejącą się z głębokiej rany na dłoń, widział ból i strach w gasnących oczach dzikuski. Chłonął te emocje równie łapczywie, jak przed chwilą swoje pożądanie. Kobieta wydała z siebie rozdzierający szloch i umarła, a jej głowa opadła na pierś hrabiego.
Mężczyzna wyrwał ostrze z bezwładnego ciała i w roztargnieniu wytarł zakrwawioną klingę o podniesioną z ziemi tunikę. Jakby raptownie trzeźwiejąc zerknął z obrzydzeniem na zbrukany krwią strój. Ze wstrętem odrzucił sztylet, owinięty w poplamiony jedwab. Odwrócił się ku wyjściu z namiotu, chcąc wezwać Ridiona i nakazać mu uprzątnięcie trupa, ale zamarł, ze zdziwieniem wpatrując się w stojącą tuż przed nim szczupłą, pachnącą dziwacznie kobietę. Nieznajoma ubrana była w lekką skórzaną zbroję, która błyszczała jeszcze wilgocią od padającego na zewnątrz deszczu, na głowie zaś miała niepasującą do reszty stroju zielonkawą chustę. Mimo, iż chusta była mocno zawiązana, kilka niesfornych, kasztanowych kosmyków wystawało spod materiału, opadając na młodą, ładną twarz.
Po chwili, wypełnionej skonsternowanym milczeniem, graf Rabben przypomniał sobie kim jest i gdzie się znajduje, i odezwał się władczym tonem:
– Ktoś ty i jak śmiesz włazić do mojego namiotu bez zezwolenia?
Siilva spojrzała na niego, zaskoczona. Nie wzruszył jej zakrwawiony trup dziewczyny, uwiązany do słupa wznoszącego się ku powale namiotu. Znała gwałtowność Rabbena względem kobiet, bo podczas fazy przygotowawczej zawsze dogłębnie analizowała zwyczaje i charakter tych, na których przyjęła zlecenie. Dziwny był fakt, że graf ją zobaczył. Oznaczało to dwie rzeczy: w bezpośrednim otoczeniu wielmoży znajdował się jakiś mag i to on musiał wyposażyć młodzieńca w amulet uodparniający na czar niewidzialności. A że dobranie właściwych proporcji do wytworzenia Doore wymagało nie lada kunsztu, tak samo przełamujący go talizman musiał zostać wykonany przez sprawnego w magicznym rzemiośle specjalistę. Obydwa powyższe wnioski oznaczały jedno: należało czym prędzej wykonać zlecenie i znikać.
– Gadaj, kim jesteś, bo jeszcze chwila, a wzywam moich ludzi! – warknął markgraf, dziwiąc się, że jeszcze tego nie uczynił.
– To będzie trudne, panie Rabben – odpowiedziała Siilva. Hrabia zamrugał oczami, słysząc jej zaskakująco niski, kontrastujący z drobną posturą głos. – Pańscy ludzie są… niedysponowani.
– Co to ma znaczyć, do kurwy nędzy?! – Wściekł się młodzieniec. „Panie Rabben”? Jak śmiała? Zaraz przywiąże ją do słupa obok jeszcze ciepłego ścierwa dzikuski i tak obije batogiem, że będzie błagała o śmierć. – Jak śmiesz, dziwko…?
Siilva błysnęła bielutkimi zębami, wykrzywiając kształtne usta w nagłym uśmiechu. Gwałtownym ruchem wyciągnęła trzymane za plecami ramiona, a w jej dłoniach błysnęły zakrzywione szable niemal metrowej długości o charakterystycznych, ciemnych i jakby wytrawionych kwasem głowniach. Pulady, to są legendarne pulady, zdążył pomyśleć graf, a w następnej chwili ostrza dosięgły jego szyi, przecinając obie tętnice szyjne i niemal odrywając głowę od reszty ciała. Hrabia uniósł dłonie, łapiąc się za cięcie, i zatoczył się do tyłu. Przerażonym wzrokiem popatrzył na tryskającą niczym z fontanny krew. Po krótkiej chwili słabnące nogi uległy i makgraf padł na kolana, a obrzydliwe cięcie na szyi rozdziawiło się niczym krwawa paszcza, rozciągnięte opadającą do tyłu głową martwego już możnowładcy.
Dziewczyna przezornie odstąpiła dwa kroki do tyłu, aby nie ubrudzić się krwią markgrafa, tryskającą z rozciętych arterii. Poczekała krótką chwilę, aż ciało przestało się poruszać, po czym odgarnęła poły ciężkiego sukna zasłaniające wejście do namiotu, rozejrzała się uważnie dookoła i bezszelestnie wybiegła w mrok. Zadanie zostało wykonane.

[ Dodano: Czw 19 Lip, 2012 ]
Część pierwsza tekstu, który z racji ogranicznika ilości znaków w poście musiałem sztucznie rozdzielić na mniejsze partie. Zapraszam do lektury i czekam na opinie.

Pozdrawiam, toms007
Ostatnio zmieniony pn 23 lip 2012, 10:48 przez Toms007, łącznie zmieniany 3 razy.
"Prawda rzadko bywa czysta, a nigdy nie jest prosta."

2
Toms007 pisze:Pilnujący drewnianej palisady strażnicy
Z tego co pamiętam palisada sama nie ucieka więc i pilnować jej nie ma co.
Toms007 pisze:Przeszła wiele kilometrów, skradając się przez cały dzień. Cierpliwie śledziła zbrojny orszak, powoli i ostrożnie przebijając się przez gęste poszycie lasu.
Naprawdę zbrojny orszak tak trudno jest śledzić ? Przecież wydaje więcej odgłosów niż pojedynczy człowiek. W szczególności taki jak ten opisany. A ten obóz z palisadą to został zbudowany w jeden dzień ?
Toms007 pisze:Nie chciała wcześniej używać maści, bo bała się zaalarmować konie żołnierzy grafa intensywnym zapachem kremu.
Które jadą przez las ? Naprawdę ta maść aż tak się odróżnia że jak koń coś poczuje to jeździec od razu będzie wiedział o niebezpieczeństwie ?
Toms007 pisze:Kompletnie już ubrana, dziewczyna jeszcze raz sprawdziła pasy podtrzymujące dwie nietypowe szable, przytroczone do pleców.
A nietypowe bo ? Z dalszego opisu nic nie wynika o ich nietypowości.
Toms007 pisze: Skórzana uprząż krzyżowała się na piersiach, boleśnie ugniatając żebra.
Toms007 pisze:Nieznajoma ubrana była w lekką skórzaną zbroję,
Przez skórzaną zbroję ? A ugniatała żebra dlaczego ? Jeżeli już nosić takie pasy to dla lepszego rozłożenia ciężaru na większą powierzchnię. Dodatkowo nosi na nich tylko te dwie szable więc co to za ciężar.

Bawienia się w deszczu ostrzem broni nawet nie skomentuję.
Toms007 pisze:Plemiona zamieszkujące gęstą puszczę skutecznie opierały się wszelkim wysiłkom zakrzewienia zalążków kultury i cywilizacji na tych terenach. Było to zrozumiałe, bo dotychczas polegało to prawie wyłącznie na grabieżczym plądrowaniu osad dzikusów oraz paleniu tego wszystkiego, czego nie dało się zrabować.
Bo wiadomo, że leśne plemiona w swoich wioskach trzymają kunsztowne przedmioty ze srebra i złota. Dlaczego ich grabili? A może po prostu mordowali ?
Toms007 pisze:Po kilku wyprawach okazało się, że w pojedynkę żaden z biednych grafów nie jest w stanie zdobyć zamieszkanej przez bitne plemiona puszczy. Na jakiekolwiek przymierze pomiędzy zwaśnionymi rodami raczej się nie zanosiło, wobec tego trzej możnowładcy doszli do jednomyślnego wniosku: puszczy podbić się nie da, więc pozostaje jedynie rabunek.
Jak wyżej chyba z drewna.
Toms007 pisze: Ciekawe, czy jest jeszcze wirginą? – pomyślał graf.
Niezłe udziwnianie słownictwa. Całkowicie niepotrzebne. Swoją drogą czekam aż ktoś w takiej sytuacji użyje słowa całka :)
Toms007 pisze:Tworzące palisadę pnie, u góry ociosane przy pomocy siekier i mieczy na kształt ostrych
W szczególności mieczy bo przecież one do tego służyły.
Toms007 pisze:Dziwny był fakt, że graf ją zobaczył. Oznaczało to dwie rzeczy: w bezpośrednim otoczeniu wielmoży znajdował się jakiś mag i to on musiał wyposażyć młodzieńca w amulet uodparniający na czar niewidzialności.
Clue tego opowiadania. Zabójca idący do obozu wroga z amuletem niewidzialności smaruje się wcześniej maścią o bardzo intensywnym zapachu. Plus genialny widok jak sama lina się rozkręca i leci na zaczep. I dlaczego nie weszła przez bramę.
Toms007 pisze:Gwałtownym ruchem wyciągnęła trzymane za plecami ramiona, a w jej dłoniach błysnęły zakrzywione szable niemal metrowej długości o charakterystycznych, ciemnych i jakby wytrawionych kwasem głowniach.


Wiem fantasy, ale próbowałeś kiedyś wyciągnąć dwie szable o metrowej długości szybko z pochew na plecach. Plus powtórzenie opisu broni.
Toms007 pisze:Pulady, to są legendarne pulady
Czyli kolejne słowo, które nic czytelnikowi nie mówi ( a może chodziło o pulaty).
Toms007 pisze:zdążył pomyśleć graf, a w następnej chwili ostrza dosięgły jego szyi, przecinając obie tętnice szyjne i niemal odrywając głowę od reszty ciała.
Po pierwsze ostrza nie odrywają co najwyżej odcinają. Zrobienie tego w cięci do przeciwnika jest co najmniej trudne jak nie niewykonalne. Można spokojnie wykonać takie cięcie jedną szablą. Ale rozumiem po co dwie jak w starym dowcipie "Co jest lepsze od butelki piwa ? Dwie butelki piwa".
Toms007 pisze:Hrabia uniósł dłonie, łapiąc się za cięcie, i zatoczył się do tyłu. Przerażonym wzrokiem popatrzył na tryskającą niczym z fontanny krew. Po krótkiej chwili słabnące nogi uległy i makgraf padł na kolana, a obrzydliwe cięcie na szyi rozdziawiło się niczym krwawa paszcza, rozciągnięte opadającą do tyłu głową martwego już możnowładcy.
Prawie jak u Tarantino pomijając taki drobny fakt że cięcie "prawie odrywające głowę" sugeruję przecięcie rdzenia kręgowego i w konsekwencji natychmiastową śmierć.
Toms007 pisze:Poczekała krótką chwilę, aż ciało przestało się poruszać, po czym odgarnęła poły ciężkiego sukna zasłaniające wejście do namiotu, rozejrzała się uważnie dookoła i bezszelestnie wybiegła w mrok. Zadanie zostało wykonane.
A co z dowodem na wykonanie zadania ?
Toms007 pisze:Część pierwsza tekstu, który z racji ogranicznika ilości znaków
Liczby znaków.

Większość opowiadania to opis szlachcica wraz z jego perwersyjnymi (swoją drogą wrzuconymi jakby na siłę) zachowaniami , który i tak ginie, albo konfliktu który nie ma opisanych logicznych podstaw. Ani jedno ani drugie dla bohaterki nie ma żadnego znaczenie.

Tyle ode mnie.

3
Przeczytałem i uważam, że to niezły tekst. Co prawda, ta część jest na początku nudna jak diabli, natomiast nadrabiasz to w drugiej (tej, która ze względu na regulamin (słusznie!) powinna być w zablokowanych). Dlatego wypowiem się o całości. Podoba mi się plastyczność opisów, ładnie kreujesz świat i nieźle opowiadasz - minusem jest to, że na początku trochę przynudzasz:).
Odnośnie fabuły - sztampa, ale jak pisałem wcześniej dobrze opowiedziana. Wg mnie rację ma Grimzon, niepotrzebnie rozciągasz scenkę z margrafem - z drugiej strony cieszy, że personalizujesz swoich bohaterów, starasz się każdego obdzielać jakąś historię. A w ogóle, to imiona twoich bohaterów się mi tak jakoś piłkarsko kojarzą (Silva, Robben):)
Druga część zdecydowanie lepsza, ciekawsza, bardziej dynamiczna. Parę fajnych pomysłów (narkotyk, pył krzemowy(+)) wplecionych w fabułkę powielającą standardy rpg (Bractwo, Cesarstwo, skrytobójcy, zły mag). Ogólnie, to przeciętna fabuła, ładnie napisana.

Czego mi brakowało? Głównie emocji przy czytaniu. Wg mnie powinieneś ten tekst bardziej urozmaicić, pokombinować z rytmem narracji, dołożyć ciekawsze dialogi (obecne są nudnawe) i bardziej wyeksponować reakcje bohaterów. Może to głupia rada, ale warto przeanalizować, ile miejsca w tekście poświęcasz poszczególnym bohaterom i scenom, nadać im priorytety i tak ich pokazywać; rozciągać sceny istotne, natomiast skracać te nie mające dużego wpływu na fabułę.

4
Witam
@Grimzon:
- jak świat światem strażnicy pilnują ogrodzenia, palisady itp. No, dobrze, pilnują tego, co ZA ogrodzeniem. Ale to już trochę czepialstwo :-)
- co do trudności w śledzeniu orszaku - nie rozumiem. Trudność polegała na poruszaniu się po lesie, o ile dobrze odczytuję sens tego, co napisałem.
- szable w zamyśle są wykonane ze stali damasceńskiej, ale tego słowa z oczywistych względów nie mogę użyć. Stąd opis o dziwnym wyglądzie ostrzy, jakby wyżartych przez kwas. Ponadto, bułaty (pulady w oryginale, dokładnie: pulady) mają troszkę inny kształt od zwykłej szabli, dlatego takie , a nie inne słowa przedstawiają wygląd broni.
Odnośnie reszty uwag - można się przyczepić, albo i nie. Zależy od punktu widzenia, ale bardzo dziękuję za trud przeczytania tekstu i wrzucenia postu.
@Pilif:
dziękuję bardzo za uwagi. Generalnie jest to jedno opowiadanie, które na siłę musiałem rozdzielić, a do tego nie mogłem umieścić drugiej części at once. Zdaję sobie sprawę ze słabych stron tego tekstu, jest to pierwsze opko napisane w konwencji fantasy i wydaje mi się, że za bardzo chciałem :-). Treść sztampowa, mogłem też bardziej rozbudować Siilvę charakterologicznie - biorę to pod uwagę, pisząc drugą część historii. Wymyślanie świata dało mi dużo frajdy, ale entuzjazm mnie poniósł (jak choćby przy opisie Rabbena). Odnośnie piłkarskości nazwisk - nie zauważyłem, racja, ale tekst powstawał w lutym-marcu, więc ME 2012 nie miały raczej wpływu na moją "twórczość".
Odnośnie RPG-owości niektórych elementów - nie wiem, czy jest tekst fantasy, który nie ma takowych w sobie, niestety. Unifikacja panuje :-)
"Prawda rzadko bywa czysta, a nigdy nie jest prosta."

5
Toms007 pisze:Odnośnie RPG-owości niektórych elementów - nie wiem, czy jest tekst fantasy, który nie ma takowych w sobie, niestety. Unifikacja panuje :-)
To nie jest dobre podejście. Hasłem naczelnym każdego twórcy winna być ORYGINALNOŚĆ, niepowtarzalność. Mojość nie wszechludzkość. :)
Toms007 pisze:wzdłuż owalnego ostrokołu.
Rząd zaostrzonych, grubych jak ramię mężczyzny pali otaczał tymczasowe obozowisko grafa Rabbena, wzniesione pośrodku dużej, niemal idealnie okrągłej polany. Drewniane ogrodzenie ustawiono, utrzymując stałą odległość trzydziestu metrów od ciemnej ściany lasu.
Coś tu pomieszałeś z geometrią. Polana jest idealnie okrągła. Ogrodzenie ustawiono trzydzieści metrów od lasu. Dlaczego więc ostrokół jest owalny?
Toms007 pisze:I umrze, pomyślała.
W ten sposób przytaczasz jej słowa/myśli. Zaznacz to graficznie.
Niżej robisz tak samo z myślami grafa Stefka.
Toms007 pisze:Po chwili zrzuciła również ciemną koszulę i grubą bieliznę i, drżąc z zimna, zaczęła nacierać ciemnym kremem wilgotne, zmarznięte plecy i brzuch.
Wybacz, ale mam skojarzenia z grubymi, barchanowymi majtami do kolan! Przecież taka waleczna skrytobójczyni nie nosi ciepłych gatków, żeby wilka nie złapać! Jak już wlazłeś w konwencję, to się jej trzymaj.
Nie podoba mi się ten fragment: ciemną koszulę i grubą bieliznę i, drżąc z zimna, ze wzglęgu na to i...i...
Toms007 pisze:Szybko rozpięła guziki skórzanej kurtki i ściągnęła ją z pleców.
Tylko z pleców? A z piersi już nie? Wystarczyło napisać, że ją zdjęła. Wiadomo z czego.
Toms007 pisze:Po chwili zrzuciła również ciemną koszulę i grubą bieliznę i, drżąc z zimna, zaczęła nacierać ciemnym kremem wilgotne, zmarznięte plecy i brzuch.
Nieco później, gdy nasmarowała tłustą pomadą także nogi i z ulgą się odziała, schowała pudełko do torby.
Masz tendencję do komplikowania zdań, co nie wychodzi ci na dobre. Zobacz ostatnie zdanie z powyższego cytatu. Nie uważasz, że z korzyścią dla czytelnika byłoby, gdybyś część między przecinkami dał wcześniej jako oddzielne zdanie. Możesz do smarowania nóg doczepić info o drżeniu z zimna.
Próbuję napisać to inaczej:
Po chwili zrzuciła również ciemną koszulę i grubą bieliznę. Drżąc z zimna nacierała ciemnym kremem wilgotne, zmarznięte plecy i brzuch. Ubrała koszulę i szybko zdjęła spodnie. Nasmarowała nogi tłustą pomadą i z ulga się odziała. Gdy chowała pudełko do torby, ożywcze ciepło rozgrzewało skórę i obolałe mięśnie.
Z pewnością to tylko propozycja, ale napisałam to, byś spojrzał na swój tekst z innej strony i zastanowił się, czy nie można takiego opisu przekomponować na kilka sposobów. Czasami warto. Widziałam kiedyś rękopis "Chłopów" Reymonta. Dzieło jak dzieło, można lubić lub nie, nie o to chodzi. Otóż Szanowny Noblista pisał w oryginale kilka wersji tego samego akapitu. A skoro mamy się uczyć od najlepszych...:D
Toms007 pisze:Drogi te nigdy nie uchodziły za bezpieczne, ale ostatnio dzicy z Giddioch coraz częściej naprzykrzali się przemierzającym knieje wędrowcom.
Dzicy to są mieszkańcy dorzecza Amazonki...
Toms007 pisze:Było to zrozumiałe, bo dotychczas polegało to prawie wyłącznie na grabieżczym plądrowaniu osad dzikusów oraz paleniu tego wszystkiego, czego nie dało się zrabować.
Zapomniałeś o gwałtach i rzezi. Pasują do schematu. :)
A serio: lubisz nieokreślone słówko TO i nadużywasz.
Toms007 pisze: Ostatecznych dowodów na to konsumpcję duchownego nie udało się zdobyć. Nie przeszkadzało to jednak władcom marchii, otaczających Lasy,
pierwsze TO w ogóle niepotrzebne.
Toms007 pisze:Uchwyty podtrzymujące drewniane tyczki były dość sprytnie wykonane, dzięki czemu krew, spływająca z przerażających szczątków, odprowadzana była systemem rynienek do niewielkiej drewnianej balii, nie brudząc wyścielających namiot dywanów.
Ble! Z tym opisem przegiąłeś! Ja nie wiem, czy z odciętej, więc martwej głowy, tak długo i dużo wypływa, że aż potrzebna balia.
Toms007 pisze:Czy poznała już smak męskiej miłości?
Bo kobiecej mogła, tak? Bo, że niby kobieca jest mniej penetrująca, tak?
Poza tym co ma wspólnego miłość z seksem o jaki chodzi temu draniowi?
Graf otarł pot z czoła, wbił dzikusce puginał w brzuch, a ja i tak nie wiem czy była dziewicą. Była?:D
Toms007 pisze:Roślina ta charakteryzowała się doskonałą mimikrą, błyskawicznie przyjmując wygląd i strukturę materii, do której została przyłożona.
Mimikra wypadła zbyt słownikowo. Opisz to bez użycia współczesnego, naukowego słowa.

W ogóle nie pojmuję dlaczego miałam nieprzyjemność poznać grafa Stefana Rabbena, skoro zginął śmiercią zasłużoną w pierwszej części. Poświęciłeś mu tyle miejsca, że aż żal. Taki ładny czarny charakter...

Pozdrawiam i życzę weny.
"Natchnienie jest dla amatorów, ten kto na nie bezczynnie czeka, nigdy nic nie stworzy" Chuck Close, fotograf

6
Toms007 pisze:- jak świat światem strażnicy pilnują ogrodzenia, palisady itp. No, dobrze, pilnują tego, co ZA ogrodzeniem. Ale to już trochę czepialstwo
Nie czepialstwo. Po prostu budując taką palisadę strażników będzie się trzymać wewnątrz. Mają lepszą pozycję obronną i nie są narażeni na atak. Nikt przecież nie otworzy bramy aby wpuścić kilku strażników kiedy atakuje obóz siła wroga.
- co do trudności w śledzeniu orszaku - nie rozumiem. Trudność polegała na poruszaniu się po lesie, o ile dobrze odczytuję sens tego, co napisałem.
Pokazałem co ja odczytałem. Dodatkowo popatrz jak przedstawiasz bohaterkę, ma być w moim odczuciu zabójczynią. A ona idzie na akcję bez rozeznania terenu, bez odpowiedniego ubrania na pogodę, dobrze że chociaż wie jak wygląda jej cel. Tak samo ekwipunek pojawia się nagle. Przecież ona wracała przez ten las 4 dni bez własnych zapasów wody i prowiantu ? Śledzi w gęstym lesie orszak który z racji koni porusza się po traktach i ma zbudowany obóz (lub jest w budowie co na jedno wychodzi, chyba że mają przenośny obóz w butelce i mogą go rozstawić w każdej chwili).
Toms007 pisze:- szable w zamyśle są wykonane ze stali damasceńskiej, ale tego słowa z oczywistych względów nie mogę użyć. Stąd opis o dziwnym wyglądzie ostrzy, jakby wyżartych przez kwas. Ponadto, bułaty (pulady w oryginale, dokładnie: pulady) mają troszkę inny kształt od zwykłej szabli, dlatego takie , a nie inne słowa przedstawiają wygląd broni.


Jesteś dość niekonsekwentny w tym argumencie. Nie możesz użyć stal damasceńska, a używasz określeń bułat, talwar (w drugiej części), bandolet które są mocno charakterystyczne i związane z określonym miejscem występowania.

Pulad - to nazwa materiału czyli właśnie stali damasceńskiej.
Pulata - to perska nazwa broni o której piszesz.
W staropolskim obydwa te sformułowania są określane jako bułat.
za "Słownik uzbrojenia historycznego" Gradowski, Żygulski jun.
Podaję to jako ciekawostkę, bo nie o to chodzi w przypadku tego tekstu. Tutaj problem polega na użyciu synonimów które nie do końca są synonimami.

Natomiast jak opisujesz sobie broń to twoja sprawa, twój świat. Nie używaj określenia nietypowa. Dlaczego bo nie wiemy co w twoim świecie jest typowe a co nie.
Z punktu widzenia historycznego nie ma czegoś takiego jak "typowa" szabla.
Dodatkowo opisuj broń a potem ją nazywaj.

To co opisujesz to Pala jedna z najbardziej powszechnych szabli tureckich, przy okazji warto wziąć sobie ją do ręki, wykonać cięcie i zobaczyć jak jest wyważona wtedy zrozumiesz że używanie dwóch szabli tego typu na raz jest bez sensu a na pewno już rzucanie nimi (cześć druga).

Jeżeli chcesz pociągnąć tą dyskusję to możesz założyć temat w dziale dyskusje o tekstach.

7
Pilnujący drewnianej palisady strażnicy
Bez "drewnianej", bo palisady takie są w swojej naturze.
ściany lasu. Gęsto rosnące drzewa i mrok, panujący w głębi lasu
Powtórzenie.
Przeszła wiele kilometrów, skradając się przez cały dzień
W miejsce "skradania" wstawiłbym "ukrywanie" - skradać się, czyli iść tak, żeby wywołać jak najmniej hałasu, a ukrywać się, to po prostu nie dać się zobaczyć i raczej ta druga opcja pasowałaby bardziej.
wyczerpała ostatnie zapasy ciepła i energii dziewczyny
Gdyby wyczerpała "ostatnie zapasy" to by po prostu umarła. Tutaj można powiedzieć o ogólnym wyczerpaniu i wychłodzeniu.
gdy zwierzęta odpoczywały po trudnej wędrówce w swoim namiocie, teraz nie było
"w swoim namiocie" lepiej, żeby znalazło się gdzieś wcześniej. Na przykład po "odpoczywały".
Drugie "teraz" jest niepotrzebne.
Szybko rozpięła guziki skórzanej kurtki i ściągnęła ją z pleców
A z reszty ciała jej nie zdjęła?
gdy nasmarowała tłustą pomadą także nogi i z ulgą się odziała, schowała pudełko do torby
gdy nasmarowała tłustą pomadą także nogi, z ulgą odziała się i schowała pudełko do torby
Kompletnie już ubrana, dziewczyna jeszcze raz
Bez "kompletnie".
głównie z nieurodzajnych łąk, śmierdzących bagien i trzynastu biednych, zawszonych wiosek
Łąki nie mogą być urodzajne czy nieurodzajne, bo nic się na nich nie sieje. A co do zawszonych wiosek: wszy znajdowały się w dużych ilościach też na dworach królewskich itp, więc raczej stwierdzenie "zawszona wioska" nie było negatywne.
Chcąc odreagować napięcie, dziedzic na Colerain już trzeci raz w tym roku urządził dla siebie i swoich przyjaciół polowanie w Lasach Giddioch.
Trzy polowania w ciągu roku nie są wynikiem szczególnie wysokim. Szlachta nie miała raczej zbyt wielu zajęć, więc bale, polowania i turnieje odbywały sie bardzo często. Najbezpieczniejszym rozwiązaniem byłoby napisanie, że chcąc odreagować, urządzał kolejne polowanie.
ostatnio dzicy z Giddioch
Jak dla mnie Dzicy dużą literą.
na grabieżczym plądrowaniu osad dzikusów
Plądrowanie i grabież to prawie to samo, więc zdecydowałbym się tylko na jedno. No i nasuwa się pytanie co oni od tych dzikusów chcieli zdobyć? Tworzyli piękną ceramikę, a może posiadali jakiś rzadki surowiec: warto by było o tym wspomnieć.
Duchowny i jego świta zostali pojmani, upieczeni i najprawdopodobniej zjedzeni przez jeden z leśnych ludów
Skoro wiedzą, że pojmali i usmażyli, to dlaczego nie są pewni konsumpcji?
Ostatecznych dowodów na to konsumpcję duchownego nie udało się zdobyć
Jakaś literówka się tu znalazła.
narzucono krwistoczerwony mucet
Wydaje mi się, że mucet zarezerwowany jest dla duchowieństwa.
i dzbanami z wodą i trunkami
Raczej wody by tam nie było - była niebezpieczna ze względu na duże ryzyko choroby po wypiciu(nie wiedziano, że należy wodę przegotować).
olbrzymią sumę stu oboli
Jeśli tworzysz własny świat, to unikaj zapożyczeń nazw z historii "naszego świata", bo może powodować to nieporozumienia - obol nie był "największą" monetą Grecji, więc i 100 oboli nie byłoby kwotą olbrzymią: z taką nazwą raczej nie unikniesz skojarzeń z mitologią Greków i przewożeniem przez rzekę umarłych za jednego obola.
krzyki biesiadujących rycerzy. Ich nagie, nabłyszczone aromatyzowaną oliwką ciała splatały się ze sobą
Ostatnim podmiotem wcześniejszego zdania byli rycerze, więc kolejne zdanie będzie o nich: a tu nagie, naoliwione ciała. Coś poszło nie tak.
Ale już w pierwszą noc po przyjeździe do Colerain, którą obie dziewczyny
"już pierwszej nocy". Tutaj też jest błąd w podmiocie: ostatni jest "przyjazd", a nie "noc" - tancerki nie mogły spędzić przyjazdu w jego namiocie, więc trzeba zamienić to tak, żeby przed przecinkiem, ostatnim podmiotem była "noc".
No i nie jest opisane jak poznał, ze jednak nie są siostrami.
składa wyimaginowane pocałunki na płaskim brzuchu A’ith
Dlaczego wyimaginowane? Jeśli jest to taniec erotyczny, to pocałunki powinny być realne.
jak tylko wrócę na zamek
"gdy tylko wrócę do zamku".
je bardziej niż kiedykolwiek wcześniej
Bez "wcześniej" - kiedykolwiek odnosi się do przeszłości, więc kolejne odniesienie jest niepotrzebne.
dymem palonych w namiocie pochodni, graf spojrzał w bok, ku wejściu do namiotu
Dosyć niebezpieczny sposób oświetlania namiotu. Powtórzenie.
były dość sprytnie wykonane, dzięki czemu krew
"Dość sprytnie" nie jest raczej odbierane pozytywnie. Bardziej pasowałoby "tak sprytnie/zręcznie"
Nieczęsto zdarzało się, że jeden z leśnych ludzi
Zamiast "jeden": jakiś/któryś.
podczas którego linka niemal zupełnie wtopiła się w strukturę pni
Jeśli linka się wtopiła w pień, to ciężej było się po niej wspinać ze względu na trudność pewnego uchwytu.
chwyciła dłońmi sznur i szybko wspięła się na palisadę. Zręcznie przycupnęła na jego szczycie
Bez "dłońmi" - gdyby chwytała czymś nietypowym, to wtedy można o tym napisać. A tu tylko dłonie. "Jej szczycie" - palisady.
Przystanęła na chwilę w cieniu częstokołu, uspokajając oddech
Jeśli jest szkolona do takich zadań, a łapie zadyszkę po wspięciu się i zjechaniu z trzymetrowego ostrokołu, to chyba powinna zmienić pracę.
Dlatego też, kiedy szybkim krokiem przeszedł po mokrej trawie z namiotu głównego
Się uparłeś na tę mokrą trawę. Wiemy, ze jest mokra, bo pada deszcz, a Ty wspominasz o tym, że ktoś był na mokrej trawie już drugi raz w krótkim "odstępie" tekstu.
przywiązaną do podtrzymującego namiot słupa
Służba nie popisała się inteligencją: jeśli dziewczyna będzie się szarpać, to prawdopodobnie zawali namiot.
umyto ją w zimnej wodzie i rozczesano długie włosy
Czy to jakieś szczególnie ważne, że woda była zimna? Jeśli nie, to wywal tę wzmiankę.
wszystkie sekrety jej kobiecości były doskonale widoczne. Rabben zapatrzył się na płaski brzuch dzikuski
Serio? Patrzył na brzuch mając przed sobą nagą kobietę?
zrzucił ze stóp skórzane trzewiki
Bez "ze stóp" - sytuacja taka sama jak z zimną wodą.
prezentowała się o niebo lepiej niż wcześniej, tuż po schwytaniu
Albo "wcześniej", albo "przy schwytaniu" - nie potrzebujesz dwóch określeń czasu.
zadał szybki cios, aż po jelec wbijając klingę puginału w śniady brzuch kochanki
Czyli nie jest tak nieprzydatny jak mówił o nim wcześniej.
Czuł krew, lejącą się z głębokiej rany na dłoń,
"z głębokiej na dłoń rany"
widział ból i strach w gasnących oczach dzikuski
Trochę się pośpieszyłeś - od takiej rany nie umiera się od razu.
pachnącą dziwacznie kobietę.
Wcześniej mówiłeś, że to maść ziołowa, więc zapach nie powinien być dla niego dziwaczny.
która błyszczała jeszcze wilgocią od padającego na zewnątrz deszczu
Czy to, że była wilgotna "od deszczu" jest takie ważne?
I jak weszła do namiotu bezszelestnie? Przecież był zasznurowany: jeśli nie usłyszałby jej, to poczułby chłodny powiew, usłyszał deszcz itp.
w bezpośrednim otoczeniu wielmoży(...)uodparniający na czar niewidzialności
Mag nie musiał być w otoczeniu, by dać hrabiemu amulet.
Uodpornienie byłoby wtedy, gdyby hrabia łyknął miksturę niewidzialności i był widoczny. Tutaj bardziej chodzi o wykrywanie niewidzialności.
wykrzywiając kształtne usta w nagłym uśmiechu
Nagły uśmiech? Uśmiech, nawet taki spokojny, raczej nie potrzebuje wiele czasu, by pojawić się na twarzy, jaki jest więc nagły uśmiech?
Gwałtownym ruchem wyciągnęła trzymane za plecami ramiona
Bardzo dziwny opis. Albo była połamana, albo zabrała komuś ramiona, zeby je potrzymać za plecami.
Dziewczyna przezornie odstąpiła dwa kroki do tyłu, aby nie ubrudzić się krwią markgrafa, tryskającą z rozciętych arterii
Żeby to zrobić(nie ubrudzić się) to musiałaby odskoczyć zaraz po cięciu - krew z tętnicy szyjnej raczej zrobiłaby spory bałagan w krótkim czasie.

Bardzo nie podobała mi się stylizacja. Jeśli jest to fantasy, to staraj się raczej przedstawiać przedmioty bardziej opisowo, a jeśli z nazwy, to unikaj nazw "naszego świata"(podobnie z walutą)
Nie rozumiem po co przedstawiłeś tak dokładnie grafa(wiemy o nim więcej niż o zabójczyni) skoro tak szybko kończy swój żywot. Rozumiem wzmianki o jego chuci, o polowaniu itp. Ale na przykład migrena czy superdokładny opis stroju jaki z siebie zdejmował jest według mnie zupełnie zbędny, jeśli chcesz go uśmiercić.
Jak wspomniałem - nie wiemy nic o głównej bohaterce - zabójczyni, a zdecydowanie powinno pojawić się tu choć kilka widocznych cech jej osobowości.
Nie powiedziałbym, ze tekst mnie wciągnął i zaintrygował. Wszystkie nici, które utkałeś w tym fragmencie, przeciąłeś wraz z cięciem szablami(które od razu rzuciły mi przed oczy sceny z "Kill Bill").
Za dwa tygodnie(już niecałe) zerknę do drugiej części. Może będzie dla mnie bardziej strawna.
Swoją drogą czekam aż ktoś w takiej sytuacji użyje słowa całka
Potraktuję to jako wyzwanie - jednak nikt nie będzie znał dnia, ani godziny;)

8
Cały czas chodzi mi po głowie ta scena, kiedy kilerka rozbiera się w lesie, żeby natrzeć maścią rozgrzewającą. Przyszło mi do głowy, że to scena rodem z filmu. "Zabawmy widza pokazując kawał niezłej lali." I w zależności od tego jak długo i dokładnie panna będzie się smarować, takie wrażenie zrobi na męskiej części widowni.
Kilka innych scen (te głowy ze ściekającą do balii krwią - już widzę ruch kamery) też jest filmowych.
Może powinieneś pisać scenariusze?

Pozdrawiam.
"Natchnienie jest dla amatorów, ten kto na nie bezczynnie czeka, nigdy nic nie stworzy" Chuck Close, fotograf

9
Hej Grimzon. Napisałem, że nie mogę użyć pojęcia stal damasceńska, ponieważ sugerowałoby to istnienie miejsca o określonej nazwie w tym świecie. Wiem, że za chwilę stosuję typowo ziemskie nazwy broni, lecz przyjąłem założenie, że język perski był jednym z najstarszych języków (i zapewne zrobiłem z siebie idiotę), wobec czego można by przemycić niektóre nazwy z tegoż. Co do pulada i pulaty - na to drugie określenie nie natrafiłem, choć co nieco szukałem. Niestety, nie byłem w stanie potrzymać ani zamachnąć się ani oryginalnym, ani "podrabianym " bułatem, co zapewne wyszło w tekście. Choć muszę przyznać, że broń wygląda na lekką i rzekłbym "zwinną".

[ Dodano: Pon 23 Lip, 2012 ]
Zagr, wiem, że tekst nie jest najlepszy. Nawet nie jest dobry. Chciałem się sprawdzić, wciągnęło. ą umieściłem Rudowłosą tutaj, bo mam już (o, zgrozo) gotową drugą historię z tego świata. A głupio zaczynać od środka, nieprawdaż?
Wracając do Rudowłosej, brak charakterystyki bohaterki to największy błąd, jaki popełniłem, niestety. Tutaj zostałem przyszpilony, przyznaję się bez bicia.
Dorapa, jesteś kolejną osobo, która z rozrzewnieniem wspomina Stefcia :-). Chyba prawdę mają ci, którzy twierdzą, że koniec świata blisko... A że wychowany jestem w kinie, to mam pewne naleciałości, Dorapa, to pewne... Myślę jednak, że pozostanę przy opowiadaniach, na pisaniu scenariuszy to już kompletnie się nie znam - w przeciwieństwie do tworzenia wspaniałych opowiadań, w tym jestem przecież mistrzem :-).


Dziękuję wszystkim za poświęcony czas i uwagi. Tekst był już wcześniej analizowany i wspierany poprawkami przez kilka osób, wnosząc z obecnej ilości adnotacji - poprawiać można bez końca. Ale zgadzam się z większością Waszych sugestii, spróbuję je zastosować przy tworzeniu kolejnych tekstów.
"Prawda rzadko bywa czysta, a nigdy nie jest prosta."

10
Toms007 pisze:Hej Grimzon. Napisałem, że nie mogę użyć pojęcia stal damasceńska, ponieważ sugerowałoby to istnienie miejsca o określonej nazwie w tym świecie.
A stosując nazwę Bandolet sugerujesz istnienie broni czarno prochowej
Toms007 pisze:Co do pulada i pulaty - na to drugie określenie nie natrafiłem, choć co nieco szukałem.
:)

Nazywaj jak chcesz. Problem tego jest taki że nie używasz synonimów słowa szabla tylko jej nazw w różnych językach. Tak jakbyś w tekście raz używał określenia miecz długi a raz longsword.
Toms007 pisze:Niestety, nie byłem w stanie potrzymać ani zamachnąć się ani oryginalnym, ani "podrabianym " bułatem, co zapewne wyszło w tekście. Choć muszę przyznać, że broń wygląda na lekką i rzekłbym "zwinną".


Podstawowym parametrem pozwalającym określić "zwinność" broni nie jest waga ale wyważenie (środek ciężkości). Ze "zwinnych" orientalnych broni zobacz sobie szamszir.

Natomiast kreacja bohaterki jest taka mocno sztampowa. Jak pokazać że ktoś jest dobry w walce ? Dajmy mu dwie bronie najlepiej zawieszone na plecach. A jak pokazać że jest superdobry dać mu dwie katany.
Natomiast walka na dwie bronie tej samej długości rzadko się stosowało (choć istniała szkoła walki np na dwa rapiery).
Wszechnica Szermiercza Zaprasza!!!

Pióro mocniejsze jest od miecza. Szczególnie pióro szabli.
:ulan:

11
Grimzon, dzięki za uwagi.
Najważniejsze, co wyciągnąłem z przedstawionych opinii:
- będę unikał nawiązań do "naszej" rzeczywistości;
- nigdy nie będę specjalistą w: historii broni, szermierce, jeździe konnej, technikach budowy obozowisk/zamków/pałaców itp.; zawsze będą osoby, lepiej znające się na rzeczy... Więc mi pozostaje jeno popełniać błędy :-) A tak naprawdę - z dwoma ostrzami masz rację, wiesz - chciałem mieć postać lepszą od wiedźmina haha. Pisząc następne, poważniejsze i (oby) lepsze teksty wezmę pod uwagę prostsze i bezpieczniejsze warianty broni. A jeśli miałbyś polecić strony WWW lub książki o broni białej i szermierce (zdajesz się mieć pojęcie w tym temacie), to co byś sugerował?

Pozdrawiam, Toms
"Prawda rzadko bywa czysta, a nigdy nie jest prosta."
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”