Słonko świeci, mrozik schował się w cień, mamy ładny dzień.
Na placu ratuszowym mojego miasta... Nie, źle, powinno to brzmieć tak: Na odrestaurowanym, wybrukowanym drobną, czyściutką kostką, z cukierkowo odmalowanymi kamienicami placu ratuszowym mojego miasta rozpanoszyło się słoneczne, ludne południe.
Nawet gołębie jakoś tak bardziej wiosennie żrą rzucane drobiny, mało lutowo, choć to dopiero połowa srogiego miesiąca … tak bodajże etymologicznie brzmi słowo "luty"?
Przy wejściu do jednej z knajpek, oparty o kolumnę arkady, stał starszy pan. Ubrany w ciepłą, wełnianą, brązową marynarkę, białą koszulę z płótna, rozchełstaną pod szyją, grafitowe wełniane spodnie, które niejedno ciężkie pranie w swoim życiu już przetrwały. Rozdeptane mokasyny otulały stopy. Głowę ocieniał mu słomkowy, letni kapelusz. Nawet jak na słoneczny, nietypowy dzień lutego, wygląd tak wiosennie ubranego, a zdecydowanie dojrzałego w latach mężczyzny wibrował jakimś oderwaniem od otoczenia, kolażem dwóch rzeczywistości. Odruchowo dopiąłem ciepłą kurtkę pod szyją. Stojący z lekkim uśmiechem przyglądał spacerującym ludziom i pił piwo.
Jak go mijałem spacerowym krokiem, zagadnął
- Chcesz zobaczyć sztuczkę, chłopcze?
Mam 39 lat. Wyglądam na 39 lat. I czuję się na 39 lat. Jednak owo „chłopcze” podziałało dużo lepiej od najdroższych kremów z enzymem Q10 i prowitaminą, które odmładzają cerę z siłą wodospadu. Poczułem się jak w szkole.
Przystanąłem i odwróciłem się do niego zaciekawiony.
- Dzień dobry, a czemu ja?
Staruszek podniósł kufel i wlał w czeluście swojego gardła resztkę złocistego płynu.
- Akurat na ciebie padło, ale jak nie chcesz, to nie. Nie ty, to ktoś inny się zgodzi -
- No, to jaka to sztuczka?
Co tam, pomyślałem, zobaczę sztuczkę i mogę iść, przecież wróżyć mi nie chce, a jego ptaszek też mnie nie przestraszy.
- Postaw mi piwo, chłopcze to zobaczysz magiczną sztuczkę.
Uśmiechnąłem się z politowaniem
- Stary numer, proszę pana
Starzec przekrzywił głowę i kuflem podniósł rondo kapelusza.
- Postaw, a nie będziesz żałował. Jak cię nabiorę będziesz wiedział, że jestem naciągacz, niedroga to lekcja, za 5 złotych poznasz oszusta. Inni cały majątek tracą a jeszcze nie dochodzą tych prawd, a jak zobaczysz sztuczkę, to niewątpliwie będzie to niska cena za dotknięcie magii.
Zastanowiłem się chwilę. „A co tam!” pomyślałem. Najwyżej wyjdę w swoich oczach na filantropa. Z miną dobrodzieja odszukałem wzrokiem krzątającą się u wejścia knajpki kelnerkę. Poprosiłem ją o jeszcze jeden kufel dla tego pana. Odwróciłem się do niego.
- A czy nie za zimno na piwko? Jest góra pięć stopni, mimo że słoneczko grzeje..
- Lubię piwo -
Odpowiedział mój piwny magik. Przez dno kufla spoglądał na przechodniów.
- A co to za sztuczka? Może teraz mi pan pokaże?
- Nie dostałem jeszcze piwa. Poczekaj.
Przyszła kelnerka. Zapłaciłem.
Jegomość uśmiechnął się, zanurzył usta w pienistej koronie i pociągnął tęgi łyk. Stałem i obserwowałem uważnie, jakby z kufla miał wyciągnąć królika albo co.
W końcu odkleił się od brzegu pucharu, wytarł usta grzbietem dłoni i westchnął.
- Patrz chłopcze.
mruknął.
Odstawiwszy kufel podciągnął rękaw marynarki do łokcia, odpiął rękaw koszuli i też zawinął wysoko. Potem dotknął dłonią białej ściany. Jego dłoń była aż brązowa, smukła, z niewyraźnymi plamami wątrobowymi. Trzymał ją chwilę delikatnie pocierając powierzchnię kolumny. Na początku nic się nie działo. Wtedy dłoń oddaliła się od powierzchni na kilka centymetrów i nagle fragment ściany pod nią najpierw zaczął pulsować, powolutku falował, wyglądało to jakbym oglądał stopę ślimaka od spodu. Potem zaczął się wybrzuszać, powiększać, aż powstała pulsująca leniwie bańka, która powoli odpływając od ściany przywarła do wnętrza dłoni oddalonej już na solidne kilkanaście centymetrów. Wyglądało to jakby magik trzymał w dłoni piłeczkę połączoną elastyczną nicią z powierzchnią kolumny. Lekkim ruchem szarpnął zrywając nić i podsunął mi kulę pod nos. Dmuchnął lekko, a biała farba zsypała się i uleciała jak babie lato. Na jego dłoni leżało wielkie, pękate, czerwone, lśniące jabłko.
Patrzyłem chwilę zdumiony
- Jak pan… Jak pan to zrobił?...
Uśmiechnął się z politowaniem.
- Bierz chłopcze. To twoja zapłata
Automatycznie chwyciłem dar wciskany mi w dłonie.
- Ale jak..No przecież patrzyłem..Z rękawa?...
Starzec poprawił rękawy, podniósł kufel i upił trochę piwa.
- Chłopcze, to po prostu magia i tyle. Co ci będę wyjaśniał?...
Zmrużyłem oczy odnajdując w chaosie myśli ciętą ripostę.
- Jak pan tak czaruje, to czemu piwa pan nie wyczaruje?...
Staruszek spojrzał na mnie i czułem, że to ostatnie uważne spojrzenie należne mi za owo głupiutkie 5 złotych.
- Oni też muszą z czegoś żyć. Miłego dnia ci życzę..
Oparł się o arkadę i popijając leniwie piwo rozglądał się dookoła, jakby mnie już tam nie było, jakbym był jakimś wiotkim kłębem ratuszowego powietrza, przejrzystym podmuchem. Stałem chwilę i w końcu jakby skruszony lekceważeniem mojej obecności, a wciąż zaintrygowany, zagubiony i zbity z pantałyku odszedłem.
Wielka magia za 5 złotych.
Pomyślałby kto?
Wgryzłem się w jabłko.
Magia przedwiośnia
1
Ostatnio zmieniony ndz 18 maja 2014, 21:37 przez ExSilentio, łącznie zmieniany 2 razy.